Dni skupienia w Gietrzwałdzie

W sercu człowieka, który miłuje Boga i przyjmuje Jego miłość, który żyje Bogiem jest wielka radość. Ta radość obejmuje najgłębsze zakamarki serca. Nie jest to radość powierzchowna, to radość osadzona bardzo głęboko w ludzkim jestestwie. I chociażby działy się różne rzeczy w życiu tej duszy, chociażby doświadczała różnych trudności, w jej głębi panuje pokój.

Już przez kilka ładnych lat uczestniczymy w formacji, którą prowadzi sam Bóg. Nasze serca otrzymały światło, napełnione są Bogiem. W naszych sercach umiejscowiona jest miłość. Jeszcze nie do końca wszystko rozumiemy, nie do końca wszystko jest nam wiadome, a nasze przeróżne słabości przesłaniają nam to, co Bóg już złożył w każdym z nas. Zastanawiamy się, czym jest Nowa Ewangelizacja, a przecież my ją przechodzimy, my jej doświadczamy. Bowiem Nowa Ewangelizacja:

  • Jest daniem człowiekowi na nowo Jezusa;
  • Jest na nowo przyprowadzeniem każdej duszy do Źródła jej istnienia;
  • Jest ukazaniem Zbawienia;
  • Jest daniem na nowo nadziei, wlaniem ufności;
  • Jest objawieniem człowiekowi miłości Boga.

My już od pewnego czasu doświadczamy Nowej Ewangelizacji. W nas odradza się wiara, życie Boże. My poznajemy miłość Bożą. Tylko ta dusza, która poznaje miłość, prawdziwie może się nawrócić. Tylko taka dusza, która doświadcza Bożej miłości może o niej zaświadczyć, może ją przekazać innym. Martwimy się, w jaki sposób, co trzeba będzie robić. Czemu się martwimy? A czy do tej pory martwiliśmy się, w jaki sposób formować własne dusze? Czy Bóg tego nie czynił w nas? Czy Bóg nie zatroszczył się o wszystko? Martwienie się o to, w jaki sposób mamy uczestniczyć w Nowej Ewangelizacji jest swego rodzaju pychą, bo przecież sami mówimy, że jesteśmy duszami najmniejszymi i że wszystkiego oczekujemy od Boga, dlaczego więc o cokolwiek mamy się martwić? Dlaczego uważamy, że nie wiemy jak mamy ewangelizować? Przecież to nie nasza mądrość, to nie my mamy czynić tak naprawdę. My mamy jedynie otwierać serca i pozwolić Bogu, by to On poprzez nasze dusze mógł ewangelizować, a więc mógł dać światu miłość, mógł ją objawić. Cały czas jeszcze tkwimy w starym myśleniu: ja coś muszę, powinienem potrafić to własnymi siłami, swoją mądrością. Chcemy brać na własne barki, ciągle chcemy sami, po swojemu. NOWA EWANGELIZACJA – TO DOŚWIADCZENIE NOWEJ PIĘĆDZIESIĄTNICY, W KTÓREJ DUCH ŚWIĘTY BĘDZIE WSZYSTKO CZYNIŁ. W którym momencie rozpoczęła się Ewangelizacja? Wtedy, gdy Apostołowie doświadczyli wielkiej mocy Ducha Świętego w nich samych i pozwolili działać Bogu. Możemy o tym przeczytać, iż w wielu miejscach mówią o działaniu Ducha Świętego; o tym, że nie własną mocą działają, ale mocą Ducha Świętego. Tak samo i my MAMY PODDAĆ SIĘ DZIAŁANIU DUCHA ŚWIĘTEGO, pozwolić, by miłość, która wypełnia nasze serca, która już w jakimś stopniu nas uformowała, teraz zaczęła formować inne dusze poprzez nas. Podstawą jest zaufanie, pokora, a więc wszystko to, o czym cały czas mówimy. Tak jak na początku Kościoła Duch Święty prowadził Kościół w sposób bardzo widoczny, jak na początku Apostołowie pozwolili Duchowi Świętemu działać, tak teraz i my pozwólmy działać Bogu.  

Niedawno mówiliśmy, że rozpoczyna się już etap głębszego życia wewnętrznego, głębszej wiary, większego zjednoczenia z Bogiem, poddania się Jego prowadzeniu, ściślejszej relacji z Nim. Otwórzmy swoje serca na każde Słowo! Otwórzmy swoje serca na obecność Boga! Powątpiewając w to, czy potrafimy, czy damy radę, jak to będzie, wyrażamy swoją wątpliwość w moc Boga, bo to On wszystko zaplanował, przygotowywał. To On jest teraz Głosem Kościoła poprzez osobę Arcybiskupa. On przemawia, On wskazuje drogę, On ją wytycza. Cały czas jest w nas jeszcze dużo człowieka dorosłego, który uważa, że musi być samodzielny i sam sobie ze wszystkim poradzić, który musi wykazać się. Bądźmy dziećmi, które słysząc jakąś nową wiadomość, zaproszenie chociażby na jakąś wycieczkę w nieznane miejsce, cieszą się, skaczą z radości i już planują, co będą robić. I my zamiast myśleć o trudnościach, przeciwnościach, zapalmy się, rozradujmy się: Oto Bóg sam wyznacza nam drogę i chce poprowadzić do celu. Sam Bóg!

Niech nasze serca radują się. Niech pozwolą się poprowadzić. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Konferencja

Bóg zaprosił naszą wspólnotę do wielkiego Dzieła. Tylko Bóg ma pełne rozeznanie sytuacji Kościoła i całej ludzkości. Od samego początku Bóg opiekował się człowiekiem, którego stworzył, opiekował się narodem wybranym. Od samego początku też Bóg prowadzi Kościół. Widząc potrzeby Kościoła, Bóg je zaspokaja – zaspokaja w różny sposób, bo różne są potrzeby. Kiedy Kościół się rodził, kiedy rozwijał się były inne potrzeby, kiedy się rozrósł Bóg inaczej pomagał. Teraz widzi nowe potrzeby i w nowy sposób chce poprowadzić Kościół.

Pierwszą i najważniejszą potrzebą ludzkiego serca jest miłość. Człowiek bez miłości nie może żyć. Brak miłości we wczesnym dzieciństwie deformuje psychikę człowieka na całe życie. Człowiek potrzebuje miłości. Miłością doskonałą, prawdziwą jest Bóg. Jezus przyszedł na ziemię i objawił pełnię Bożej miłości. Z Jego boku zrodzony został Kościół – z miłości. Obdarzając Apostołów Duchem Świętym, obdarzył cały Kościół miłością. Duch Święty jest Miłością! Apostołowie zanieśli światu miłość, objawiając ją kolejnym duszom. Czymże jest Zbawienie? Objawieniem miłości Boga do człowieka. Kolejne dusze przyjmowały tę miłość i Kościół się rozrastał. Przedtem ludzie tej miłości nie znali. Przyjęli ją, a ich życie się zmieniło. Kościół rósł. Co dzieje się teraz? Człowiek, co zadziwiające, nawet żyjący w Kościele, nie zna Boga. Nie zna Jego miłości. Zajęty swoimi sprawami nie przyjmuje miłości Bożej i jej nie doświadcza. Mimo, że wiele osób deklaruje przynależność do Kościoła, mówi o sobie, że są wierzącymi, to nie znają miłości Bożej. Brak poznania, doświadczania Bożej miłości w swoim sercu objął już tak wiele dusz w Kościele (nie tylko poza Kościołem, ale w Kościele), że Bóg postanowił, by na nowo światu objawić tę miłość, na nowo ją ukazać ludzkim sercom. Kościół, kapłani odczytują Boże pragnienie, stąd mowa jest o Nowej Ewangelizacji, którą prowadzi się w łonie Kościoła wśród tzw. wierzących. Czego potrzebują ci tzw. wierzący? Doświadczenia Bożej miłości, spotkania z Bogiem – tego potrzebują.

Słysząc o potrzebie Nowej Ewangelizacji, że i my mamy się w to włączyć, wielu z nas od razu stawia pewien opór w swoim sercu. Dzieje się tak, ponieważ mamy niewłaściwe wyobrażenie, czym jest Ewangelizacja. Mamy jak gdyby jednostronne doświadczenie w tym. Patrząc na Apostołów widzimy ludzi, którzy wychodzą do pogan, by głosić im Zbawienie. I od razu pojawia się w nas takie przeświadczenie, że przecież my tego robić nie będziemy. Mamy też obraz różnych innych wspólnot, gdy ktoś wychodzi przed ludzi i daje świadectwo o swoim życiu. Wielu z nas nie czuje odwagi, by coś takiego czynić. Nowa Ewangelizacja ma objawić światu miłość Bożą, ma dać człowiekowi doświadczenie Bożej miłości. Bóg nie mówi teraz, w jaki sposób nasza wspólnota będzie to czynić, nie podaje konkretnych wskazówek, konkretnych działań. Natomiast już od kilku ładnych lat jesteśmy formowani w ramach Nowej Ewangelizacji, tyle, że w ten sposób tego nie nazywaliśmy. Nowa Ewangelizacja to doświadczenie nowej Pięćdziesiątnicy. Apostołowie doświadczyli działania Ducha Świętego najpierw na sobie, a potem Duch Święty działał poprzez nich i dawał objawienie miłości innym poprzez ich serca. My doświadczamy działania Ducha Świętego w tej wspólnocie, w swoim życiu, na ile się otwieramy. Naszym udziałem jest doświadczenie nowej Pięćdziesiątnicy. My doświadczając Ducha Świętego, doświadczamy miłości. Nasze serca w tej wspólnocie są napełniane miłością Boga i przemieniane mocą miłości. Bóg w naszych sercach od jakiegoś czasu składa już to doświadczenie miłości. Głęboko w nas jest miłość i mądrość, czym jest ta miłość. W nas Bóg składa wyczulenie na miłość. Jest w nas zrozumienie, czym jest Boża miłość.

Należy rozgraniczyć dwie sprawy. Człowiek jest słaby. To prawda, posiada słabości, każdy z nas jest samą słabością. Ale jest Bóg, który jest samą Miłością, jest Mocą. I Bóg napełnia nas swoją miłością. On nie zabiera wszystkich słabości. Nadal jesteśmy samą słabością, ale Bóg napełnia nasze serca miłością. Dzieje się coś niezwykłego i cudownego. Tak działo się również w życiu Świętych. Do końca życia byli ludźmi, a więc grzesznikami. Otworzyli się na Boże działanie i pozwolili Bogu działać w swoim życiu. Moc Boża w nich działała. Jeżeli dokonywali wielkich rzeczy, to nie swoją mocą, ale mocą Boga nadal posiadając swoje słabości. My nadal jesteśmy duszami maleńkimi, a więc słabymi, posiadającymi słabości, upadającymi. Wręcz atutem naszym jest nasza małość. Tylko dusza, która nadal trwa w pokorze, w przeświadczeniu o własnej nicości jest w stanie otworzyć się i przyjąć moc Bożą, Jego miłość, pozwolić Bogu działać w niej. Wtedy dzieją się cuda. Tylko wtedy. W momencie, kiedy człowiek, nawet zachwycony Bożą miłością, Bożą mocą ma przeświadczenie, że oto teraz będzie dokonywał – on, człowiek – rzeczy wielkich i zaczyna własnymi siłami coś kombinować, nie dokona niczego – niczego wielkiego, niczego trwałego, niczego Bożego. Dlatego słysząc, że Bóg poprzez osobę Arcybiskupa włącza nas w Dzieło Nowej Ewangelizacji, nie możemy w swojej pysze mówić, ale przecież my nie damy rady. Pokorna dusza powie: Oto jestem. Mów Panie, bo sługa Twój słucha. Sługa nie wie, jakie są plany Pana. Sługa nie wie, co ma czynić. Pyta swego Pana, słucha i robi to, co Pan mu poleca.

Postawą prawdziwej duszy maleńkiej jest postawa pokory, w której dusza maleńka świadoma swej całkowitej niemocy uczynienia czegokolwiek dobrego, ufa Bogu. Wierzy, że jeżeli Bóg zechce, to przeprowadzi wszystko, posługując się nawet tak marnym narzędziem jak owa dusza. Rolnik teraz, kiedy ma jakieś prace w polu potrzebuje kombajnu. Bóg nie potrzebuje, wystarczy Mu motyka i dokona większych dzieł, z większą mocą, o wiele szybciej i trwalej niż ten rolnik, który posiada cały arsenał kombajnów.

Niech każdy z nas zgodzi się być w rękach Bożych zwykłą motyką, zwykłym szpadlem, zwykłymi grabiami. Nie chciejmy być super urządzeniami elektrycznymi, kosiarkami, nie chciejmy być kombajnami. Zgódźmy się, że będziemy nawet zwykłym patykiem, zwykłą miotłą. Przecież w rękach Bożych wszystko jest możliwe. Bóg z niczego stworzył świat, to nie poradzi sobie z taką maleńką duszą? Oby tylko ona Mu nie przeszkodziła. Niech się otworzy i zaufa, a Bóg dokona wielkich rzeczy. Świat spragniony jest miłości, światu potrzebna jest miłość. Świat umiera, bo nie ma miłości. W nas Bóg tę miłość złożył. My staliśmy się Bożym skarbcem, w którym złożona jest miłość. My stajemy się źródłem, z którego będzie płynąć miłość. Skoro Bóg pragnie, by właśnie z naszej wspólnoty wypływała na cały świat miłość, dlaczego mielibyśmy bronić Bogu, zasłaniając się własną niemocą? On nam tego nie każe czynić, bo to nie nasza moc. To Bóg żyjący w każdym z nas jest Źródłem miłości, mocy, siły i to On chce to uczynić. Dlatego nieustannie w pouczeniach mowa jest o tym, że pragnie zamieszkania w nas, ogromnej bliskości, więzi z nami, zjednoczenia z naszymi sercami, że zaprasza nas do swoich Ran, a w szczególności do Rany w swoim boku, by tam zawrzeć nas w swoim Sercu, aby w nas było Jego życie. A jakże często my zasłaniamy się: ale ja nie potrafię, ja nie wiem jak, ja nie mam zdolności, ja nie umiem… Bóg dobrze wie, że nie umiesz i nie potrafisz, że nie masz zdolności, nie masz w sobie własnej mocy, że nie jesteś mądrością. To Bóg nią jest! To Bóg jest światłem! To Bóg jest Miłością!

Odsuń więc swoją pychę na bok, bo to tylko pycha każe ci tak zasłaniać się. Przyjmij swoje „nic” wobec Boga, zachwyć się wybraństwem, rozkoszuj się Bożą miłością i zapragnij dać światu miłość. Pozwól, by Bóg w tobie pragnął dać światu miłość. Kiedy ty w swoim sercu poczujesz, że chciałbyś tę Bożą miłość, którą się tak zachwycasz, dać drugiemu człowiekowi, to będzie to; to znaczy, że pozwoliłeś Bogu w sobie pragnąć, że dałeś w swoim sercu miejsce Bogu. I nie zastanawiaj się, jak to będziesz czynił, bo to nie ty będziesz czynił. To Bóg będzie kochał w tobie innych ludzi. To On będzie objawiał swoją miłość innym ludziom poprzez twoje serce. A jak? To już jest Jego sprawa. Ty przyjąłeś, że jesteś samą słabością, więc nie zastanawiaj się i nie kombinuj, bo twój umysł jest za mały na to. Sprawy Boże są tak wielkie, że kosmos jest ziarenkiem maku wobec ich wielkości, więc choćbyś się nadymał, to i tak tych spraw nie pojmiesz. To się nie nadymaj, tylko pokornie pozwól Bogu mieszkać w tobie i kochać.

Dusza pokorna – to taka, która zadziwiona Bożą miłością ją obejmującą zachwyca się, dziękuje, wielbi i raduje się. Dusza pokorna jest wolna, dlatego może się radować. Wolność daje jej pokora. Nie jest obciążona żadnymi pysznymi myślami, że jednak może coś o własnych siłach zrobić. To pycha ściąga człowieka w dół, potrafi przycisnąć do ziemi, wmówić człowiekowi różne rzeczy, że niegodny, że nie potrafi, że jest do niczego, że nie nadaje się, że nieprawdą jest, iż Bóg może takiego grzesznego człowieka kochać, że nie ma sensu, więc lepiej nie próbować w ogóle – to jest pycha. Człowiek pokorny świadomy jest swojej małości, słabości i grzeszności i godzi się z tym. Boże Zbawienie przyjmuje jako Dar; nie jako transakcję handlową: coś za coś, ale jako Dar, bo wie, że nie jest w stanie sobie na to zapracować, zasłużyć, zaskarbić. Dlatego tak bardzo cieszy się i jest wdzięczny Bogu, że jest obdarowany miłością, Zbawieniem. I dlatego w wolności, w radości chce podzielić się z całym światem: Oto zobaczcie, Bóg was kocha! Za darmo!

Nie musimy nic robić, tylko przyjąć i uwierzyć miłości. Tylko tyle. Nie musimy udawać, że jesteśmy święci i bez skazy, bo Bóg poszedł na Krzyż za nasze grzechy, za nas utaplanych w błocie, w grzechach; nie za świętych. Radujmy się, bo Bóg obdarował nas swoją miłością. Rozradujmy się dzisiaj darem miłości, powołaniem przez Boga do miłości, do dzielenia się miłością. Radujmy się w wolności, jaką daje otwarcie się na dziecięctwo Boże. Dzieci obdarowane, zaproszone do zabawy cieszą się. Dzieci nie zastanawiają się, czy potrafią, czy dadzą radę czemuś. One się radują. Więc i my radujmy się. Bóg obdarzył nas miłością i zaprosił, abyśmy dzielili się tą miłością z innymi. Zaprosił do wielkiego Dzieła, porównywalnego do dzieła pierwszej ewangelizacji, a więc upodabnia nas do Apostołów. Myślimy, że Apostołowie od razu wiedzieli, jak będzie wyglądał Kościół, jak oni będą ewangelizować, co po kolei będą robić. Oni się modlili, przyjęli Ducha Świętego i tak jak czuli w sercu, tak postępowali. Przypomnijmy sobie Filipa – Duch Święty kazał i on szedł. Nie pytał, dlaczego tam? A po co on będzie tam gdzieś szedł? A dlaczego ma rozmawiać z takim, czy innym dostojnikiem egipskim, kimś tam jeszcze innym. Nie dyskutował z Bogiem. Duch Święty mówił: Idź! On szedł. Duch Święty mówił: Otwórz usta. Otwierał i mówił.

Więc i my radujmy się, przyjmując dar miłości. Duch Święty jest Miłością – pamiętajmy o tym. JEŚLI OTWORZYMY SWOJE SERCA NA MIŁOŚĆ, OTWORZYMY NA DUCHA ŚWIĘTEGO. JEŚLI OTWORZYMY SWOJE SERCA NA DUCHA ŚWIĘTEGO, OTRZYMAMY MIŁOŚĆ. Tylko tego nam potrzeba. Tylko! Teraz nie potrzebujemy posiadać jakiejś wiedzy, inteligencji. Nie potrzebujemy niczego. My potrzebujemy tylko miłości! Bóg posłuży się naszymi duszami, a jeśli uzna, że będziemy potrzebowali do Nowej Ewangelizacji nowego komputera – da nam; nowego oprogramowania – dostaniemy; autobusu – proszę bardzo. Jeśli uzna, że ktoś z nas powinien być bardziej wykształcony – otrzymamy to. Jeśli uzna, że będziemy potrzebowali mądrych książek – będziemy je mieli. Jeśli uzna, że będziemy potrzebowali czegokolwiek – wszystko otrzymamy. Jedyne, czego teraz nam potrzeba, to OTWORZYĆ SERCA NA MIŁOŚĆ. Bóg nie będzie gwałtem wdzierał się w nasze serca, uczynił je wolnymi. To wyraz Jego najwyższej miłości. Każdy człowiek, który kocha w jakimś stopniu – większym lub mniejszym – trochę uzależnia kochaną osobę od siebie. Człowiek nie potrafi kochać w taki sposób, jak Bóg, udzielając całkowitej wolności tej drugiej stronie. Tak kocha tylko Bóg. My obdarowani Bożą miłością możemy ją przyjąć lub nie.

Człowiek nie potrafi niczego dobrego uczynić. Trudno mu się nawet otworzyć i przyjąć Bożą miłość w pełni. Ale człowiek może zapragnąć Boga: Tak, pragnę Ciebie, Boże. Pragnę Twojej miłości. Nie potrafię się otworzyć, nie potrafię przyjąć. Jestem tak zamknięty w sobie, tak twardy jak głaz, jestem skorupą, której sam nie potrafię przebić. Ale Ty jesteś Wszechmocny, więc ja wyrażam taką wolę, Boże:

Chcę przyjąć Twoją miłość i chcę nią żyć. Dotknij mego serca swoją miłością. Zmiękcz je, otwórz je, napełnij miłością. Żyj we mnie.

Jeśli ty wyrazisz taką wolę, to wystarczy. To jest przyjęcie Bożej miłości, przyjęcie Boga. Wyraziłeś wolę i Bóg składa w tobie całą swoją miłość, zamieszkuje w tobie i działa. A całą nadbudowę dostaniesz, jeśli będziesz tego potrzebował według uznania Bożego; nie według twoich kombinacji, że oto teraz potrzebuję to, to i to. Ty masz nieustannie stawać przed Bogiem otwierać swoje serce, wyciągać ręce i czekać, pozwalając Bogu, by czynił, co chce i jak chce. Bóg nie potrzebuje niczego, to człowiek potrzebuje mikrofonu, aby przemawiać do tłumów, komputerów, aby się porozumiewać na odległość i przesyłać różne wiadomości. Człowiek potrzebuje całej tej nadbudowy, a nie Bóg. Ale Bóg posługując się człowiekiem czasem daje mu różne narzędzia, gdy uzna, że są mu potrzebne. Człowiek więc ma słuchać Boga, czekać i czynić to, co czuje w sercu. W swoim czasie otrzyma wszystko, co potrzebne.

Złóżmy swoje serca na Ołtarzu prosząc, by Bóg otworzył je na swoje Dzieło, które przeprowadza w Kościele. Choć wielokrotnie o to prosiliśmy i wielokrotnie składaliśmy serca na Ołtarzu, uczyńmy to ponownie ze świadomością, że bardzo ważne jest, by serce było otwarte, pokorne i pozwoliło Bogu działać.

Dziękczynienie

Jakże cudowna jest, Boże, Twoja obecność w moim sercu! Tak słodka i tak rozkoszna. To najcudowniejsze chwile, kiedy przychodzisz i dotykasz serca. Wtedy jestem pewien, że moje życie do Ciebie należy i jestem gotowy na wszystko dla Ciebie. Wtedy niczego nie widzę, tylko Ciebie. Wtedy też moja dusza otwiera się na Twój świat. Zdaje się, że dusza rozszerza się tak bardzo, że może objąć Boga, że zawiera w sobie cały świat. O, Panie, wtedy czuję, że kocham, że jestem miłością. Wszystko obejmuję miłością, na wszystko patrzę z miłością. Jest wtedy we mnie nie tylko wiara, ale pewność, że właśnie miłość, jako jedyna jest największą mocą i zwycięża. Wtedy wiem, że ma sens każda moja modlitwa, każdy akt miłości. Wiem, że prawdziwie rozlewasz miłość poprzez moje serce na cały świat. Wtedy wiem, że żyjesz we mnie.

O, Panie, jak cudowną jest Twoja obecność w duszy! Pełną tajemnicy, mocy, piękna, słodyczy. Mieszkaj we mnie! Mieszkaj cały czas! Bądź Panem mej duszy, Królem mego serca! Władaj mną! Władaj całym światem poprzez moje serce! Kochaj, rozlewaj miłość, udzielaj miłosierdzia. O, Panie, zwyciężaj! Bądź uwielbiony, Boże, w moim sercu!

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Dziękuję Ci, Jezu! Każda chwila jest łaską Twoją. Każdy dzień i każda godzina jest darem Twoim dla mnie. Gdy otwieram serce, wtedy lepiej widzę Twoje dary. Dziękuję Ci za to, że podarowałeś mi i ten czas, że przyprowadziłeś mnie tutaj. Moje oczy, Boże nie są zbyt dobre, powiedziałbym, że często są ślepe. Ale kiedy obdarzasz moje serce łaską i ono poddaje się Twemu prowadzeniu, wtedy nawet, jeśli nic wcześniej nie widziałem, jeśli nawet wydawało się, że są tylko ciemności wokół mnie, to okazuje się, że każda chwila jest łaską i że Ty przygotowałeś kolejne wielkie dobro dla mojej duszy. A ja się nawet nie spodziewałem tego dobra.

Otaczają mnie, Boże, różne doświadczenia, różne trudności i przeciwności. Jeśli skupiam się na nich, wtedy tracę nadzieję i ufność. Wtedy nie widzę przyszłości. Ale kiedy dzięki Tobie podążam za Tobą, pomimo, że na drodze znajduję kolejne kłody, idę we wskazanym kierunku. Wtedy, Panie, doświadczam szczególnej Twej łaski. W różnych wydarzeniach widzę Twoją miłość, Twój dar, Twoje błogosławieństwo, Twój plan. I moje serce raduje się, że poprowadziłeś mnie. Pomimo burz doświadczam pokoju.

Dziękuję Ci, Jezu za to, że każda chwila w moim życiu jest łaską Twoją. Każda sekunda zbliża mnie do Ciebie. Wszystko jest wyrazem Twojej miłości. Bądź uwielbiony, Jezu!

***

Dziękuję Ci, Jezu! Dotknąłeś mojej duszy miłością. Objąłeś moją duszę miłością, pociągnąłeś ją ku sobie. Zaprosiłeś moją duszę do bliskiej relacji ze Sobą; relacji: Oblubieniec – oblubienica. Dałeś poznać mojej duszy swoją miłość. Sprawiłeś, że zaczęła kosztować Twej niezwykłej miłości. A gdy zakosztowała, zapragnęła jej całej na zawsze, na wieki. Sprawiłeś, że moja dusza rozmiłowała się w Tobie. Mój wzrok skierowany jest tylko na Ciebie, moje myśli ku Tobie. Nie potrafię już teraz, Boże, żyć bez Ciebie. Doświadczam różnych chwil w życiu, ale w głębi mnie, w głębi mego serca stale pragnę Ciebie. W głębi mego serca jest pewność Twojej miłości. Myślę, że to Twoja łaska. Zamieszkałeś we mnie, stąd ta pewność. Z głębi mej duszy niekiedy przemawiasz do mnie, a słowa Twoje tak czułe są i tak chwytają moje serce, o Panie.

Poza Tobą, Boże, nie mam już pragnień. Poza Tobą nie mam już nic. W Tobie tylko upatruję całe moje szczęście. Ty jesteś moją Prawdą, Miłością, Pokojem. Ty jesteś pragnieniem moim, wiecznością moją. Ty jesteś największą Miłością mego serca – Umiłowanym, Ukochanym, Oblubieńcem. Moja dusza nieustannie za Tobą tęskni, ciągle Ciebie wypatruje. Moje serce płonie z miłości ogromnym ogniem. Choć nie spala się, to całe zamienia się w płomień. Całe płonie, istniejesz tylko Ty. Tylko Ciebie widzę, tylko za Tobą podążam, do Ciebie kieruję wszystkie me pragnienia. Moje uczucia wszystkie w Tobie składam. O, Panie, uczyniłeś coś z moim sercem, że niczego innego nie pragnę. Świat cały przestał istnieć, tylko Ty jesteś. Tylko Ty – Jedyny, Najważniejszy.

Pragnę, Boże, trwać przed Tobą. Pragnę napełniać się Tobą. Chcę całym sobą wchłaniać Twoją obecność, zanurzać się w niej, oddychać nią. Chciałbym, abyś posiadł mnie całego, przemieniając mnie w Siebie. Chciałbym zanurzyć się w Tobie, rozpłynąć się w Twym Duchu, zniknąć w Tobie. Panie mój, moje serce kosztuje teraz szczęścia, pokoju. Moje serce zanurza się w Tobie. Kocham Ciebie, Boże!

***

O, mój Panie! Otworzyłeś moje oczy na Twoją miłość. Pokazałeś mi, jaka jest Twoja miłość. Zachwyciłeś mnie Twoją miłością, rozkochałeś mnie w Sobie.

Przyprowadziłeś mnie, Boże, pod Krzyż i w moje serce wlałeś zrozumienie, czym jest Krzyż. Twoja łaska pobudziła moje serce do wielkiej miłości. Twoja łaska przetarła moje oczy, uwrażliwiła moje serce. Twoja łaska sprawiła, że Krzyż Twój, Jezu, stał się moją miłością. Zrozumiałem, Boże, że właśnie Krzyż jest darem Twojej miłości, jest wyrazem największej Twojej miłości. Panie mój, moje serce, choć tak małe i słabe, zapragnęło Ci towarzyszyć na Twoim Krzyżu. To również Twoja łaska i Twój dar. Bez Twojej łaski, Panie, dawno bym uciekł daleko od Krzyża, nie zrozumiałbym jego piękna. Bez Twojej łaski nie zapragnąłbym Twego Krzyża.

Dziękuję Ci, Jezu! Pozwoliłeś mi zrozumieć, że bez Krzyża nie ma prawdziwej miłości, nie ma prawdziwej relacji z Tobą. Bez Krzyża nie ma Zbawienia. Sprawiłeś, że zobaczyłem, iż w Krzyżu jest największy sens, jest życie, wieczność. Dziękuję Ci, Jezu, że pozwoliłeś mi poznać Twoją miłość i że moje serce do tej miłości powołałeś. Dziękuję też, że nieustannie zlewasz na mnie swoje łaski, abym mógł przemieniać się w Twoją miłość. Uwielbiam Ciebie, Boże!

***

Kiedy pociągnąłeś moje serce ku Krzyżowi, kiedy objawiłeś mi swoją miłość na Krzyżu, wtedy też moje serce zostało porwane do takiej miłości. W świetle Twej miłości, płynącej z Krzyża, poznałem samego siebie. Poznałem też relację, jaka zachodzi pomiędzy duszą a Bogiem Zobaczyłem również właściwe proporcje – Twoją wielkość i moją małość. To poznanie miłości sprawiło, że moje serce napełniając się nią również zaczęło kochać; kochać w inny sposób. Moje serce zgodziło się kochać tak, jak Ty – miłością ofiarną. Cechą miłości, Boże, jest pragnienie, by dawać siebie. I moje serce zapragnęło siebie dawać. Cechą miłości jest dzielenie się, pragnienie uszczęśliwiania, by inni mogli poznać miłość, aby być szczęśliwymi. I we mnie rozbudziłeś to pragnienie. Chciałbym cały świat objąć miłością Twoją. Chciałbym każdej duszy ukazać Twoją miłość. Chciałbym, aby każda doświadczyła jej, zachwyciła się pięknem Twojej miłości. Wierzę, że w Tobie wszystko jest możliwe. Choć po ludzku wydaje się nierealne, to w Tobie możliwym jest wszystko.

Dlatego oddaję Ci moje serce, jako Twoje narzędzie. Panie mój, nawet zwykły patyk można w różny sposób użyć. Zwykły patyk może stać się pożyteczny, to zależy od tego, kto się nim posługuje, nie od samego patyka. Użyj mnie, Panie! Tak, być patykiem to już nadmiar szczęścia, będę więc ziarenkiem piasku. W Twoich dłoniach i ono może przysłużyć się do zbawiania dusz. A jeśli i ziarenko piasku to zbyt wygórowane moje pragnienie, może zawierające jakąś pychę, Panie, niech nie będę niczym, przecież Ty z niczego stworzyłeś świat. A więc poprzez takie „nic” możesz objawić światu miłość. W Tobie wszystko jest możliwe. A ja będę najszczęśliwszym „nic” na całym świecie, mogąc Ci służyć swoją nicością. Bądź uwielbiony, Panie, w moim „nic”!

***

O, Panie, jeśli uczynisz mnie swoim „nic” dla Ciebie istniejącym i żyjącym, będę najszczęśliwszą duszą. Panie mój, nie posiadać nic znaczy być najszczęśliwszą duszą, bo posiada się Ciebie. Bowiem, kiedy dusza rezygnuje ze wszystkiego, kiedy godzi się na całkowite ogołocenie, kiedy oddaje wszystko nie pozostawiając sobie nic, wtedy może dopiero przyjąć Ciebie. I Ty stajesz się wszystkim.

To wzajemne poosiadanie siebie – Boga i duszy – staje się źródłem cudów, źródłem rozlewu miłości, miłosierdzia. Właśnie z tej duszy wypływa odnowa, która obejmuje Kościół. Taka dusza staje się bogactwem Kościoła, choć przecież jest najmniejszym „nic”. Jak przedziwna, Panie, jest Twoja logika?

Zapraszasz nas, Boże, do Nowej Ewangelizacji. A przecież, gdy patrzymy na siebie, wydaje nam się, że się do niczego nie nadajemy. W naszym myśleniu jest odrobina pychy, bowiem chcielibyśmy coś czynić własnymi siłami, opierając się na naszej inteligencji, wiedzy, zdolnościach. Ale choćbyśmy posiadali całą wiedzę ludzkości, wszystkie zdolności, przeróżne umiejętności, to ludzkie dzieło jest tylko górą piasku, która nic nie znaczy. Dlatego dzisiaj chcemy z pokorą, z radością przyjąć nasze „nic”, godząc się na to, że możemy w Kościele być duszami najmniejszymi, które nic nie posiadają i są najsłabsze, dzięki czemu obdarzone są w sposób szczególny Bożą miłością, troską i opieką. Chcemy wierzyć, że nasza małość, słabość, nasze „nic” przyciąga Twoje „wszystko” do naszych serc i Ty stajesz się Skarbem, bogactwem naszych serc. To Ty będziesz przeprowadzać Nową Ewangelizację w Kościele poprzez nas, posługując się w sposób doskonały naszą nicością.

Dziękuję Ci, Jezu za to, że stworzyłeś nas tak małymi i słabymi. Dziękuję Ci! Bądź uwielbiony, Boże!

***

Pragnę, Jezu, trwać w Tobie. Pragnę, abyś Ty był we mnie. Chcę żyć Tobą. Chciałbym przemiany mojego życia. Te chwile na modlitwie, gdy jesteś tak blisko i przemawiasz do mojego serca są piękne, chcę je przedłużyć na całe życie. W chwilach, gdy jesteś tak blisko, gdy dotykasz serca, gdy otwierasz oczy mojej duszy, wszystko jest jasne, oczywiste. O, Panie, widzę wtedy przed sobą drogę, wiem, jak iść, rozumiem wiele rzeczy, oceniam właściwie. Ale wystarczy, że odrobinę zasłonisz przede mną swoją obecność we mnie i się gubię, tracę grunt pod nogami, lękam się. Wydaje mi się, że kroczę w ciemnościach.

Pragnę Cię prosić, abyś nie zasłaniał mi Siebie samego, abyś pozwolił mej duszy nieustannie wpatrywać się w Ciebie, napawać się widokiem Twoich Ran; abyś pozwolił mi nieustannie zanurzać się w nich, czerpać z nich Twoją łaskę, pić Twoją Krew, kosztując jej. O, Panie, proszę Cię, abyś teraz pobłogosławił każdego z nas i aby nasze serca prawdziwie doznały przemiany.

Wprowadzenie w drugi dzień

Prawda stawia człowieka przed Bogiem. Prawda otwiera serce ludzkie na obecność Boga. Człowiekowi bardzo trudno często jest stanąć w prawdzie. Jest tak bardzo uwikłany w różne swoje wyobrażenia, pragnienia, tak bardzo tworzy wokół siebie różne mury, maski, że sam nie wie, jaki jest, co czuje, sam nie wie, kim jest. Stanąć w prawdzie wymaga odwagi, bo kiedy człowiek staje w prawdzie odkrywa, że nie jest taki wspaniały, jakim chciałby być, za jakiego chciałby uchodzić wśród ludzi. I w sposób naturalny wzbrania się przed przyznaniem się do swojej małości. W człowieku stale jest pragnienie bycia wielkim. Pragnienie wielkości pojawia się nawet wtedy, jeśli już rozumie, iż w porównaniu z Bogiem jest niczym i niczego nie posiada. Jest to pycha i każdy jest nią skażony. W mniejszym lub większym stopniu człowiek ulega tej pysze. Jeśli jednak za każdym razem, gdy staje przed Bogiem, odrzuca ten sposób myślenia o sobie, jeśli odrzuca tę pozorną wielkość, samowystarczalność, Bóg zniża się do niego, daje mu łaskę i pomaga odkryć prawdę, odsłaniając ją. Tylko w prawdzie może dojść do spotkania. Tylko wtedy Bóg, który jest Prawdą może dotknąć prawdy człowieka. Jeśli człowiek zamknie się w jakimś zamku, zarygluje wszystkie drzwi, ukryje się gdzieś w najgłębszych pomieszczeniach, lochach, trudno będzie mu spotkać się z Bogiem. Ale jeśli zaryzykuje, wyjdzie na zewnątrz i stanie nagi przed Bogiem, jeśli prawdziwie wystawi się niejako cały, bez żadnych murów, bez żadnych osłon, bez względu na pogodę, czy zima czy lato, spotka się z Nim, bo całkowicie obnażony, nic już nieukrywający po prostu wystawi się na działanie Boże.

Nie jest to proste. Potrzeba odwagi, trzeba też prosić o to Boga, aby pomógł człowiekowi. Człowiek często sam nawet nie wie, jak bardzo ukrywa się głęboko przed Bogiem, chociaż wydaje mu się, że pragnie się z Nim spotkać. Wszystko jest łaską. Wszystko, co widzimy u Świętych, kiedy zachwycamy się jakimiś ich cnotami, zachwycamy się działaniem Bożym – dziełem Boga, nie człowieka. Nie wszystko dane jest człowiekowi zrozumieć, część zakrywa tajemnica, ale wszystko jest łaską. Człowiek w sobie nie posiada nic dobrego, co byłoby jego własnością, czy jego dziełem. ABY PODJĄĆ DZIEŁO EWANGELIZACJI, TRZEBA UZNAĆ I DOŚWIADCZYĆ SWOJEJ NICOŚCI, BY POZWOLIĆ BOGU ROZPOCZĄĆ TO DZIEŁO W NAS. Trzeba zrezygnować ze swojej wielkości, ze wszystkiego, co ma znamiona tej wielkości, bo jeśli nie zrezygnujemy, to będziemy sami starali się ewangelizować. A co my możemy dać innym? Jeśli natomiast otworzymy swoje serca, zaprosimy Boga, pozwolimy Duchowi Świętemu, by pokierował nami, Bóg będzie żył w nas i On będzie wszystko czynił. A inni widząc życie Boże w nas zapragną tego samego.

Pozwólmy Bogu żyć w nas, nieustannie uświadamiając sobie własne „nic” i nieustannie na nowo odważnie podejmując świadomość własnej nicości. Nieustannie! Bo pycha nieustannie będzie chciała nam wmówić coś innego. Dopóki żyjemy na ziemi podlegamy działaniu dobra i zła. Nie ma nigdy czegoś takiego, że oto osiągnąłem cnotę, teraz wiem, że jestem pokorny, że jestem święty. Można być świętym, a za sekundę potępionym. Na ziemi jest nieustannie walka dobra ze złem i my jej podlegamy. Nigdy nie można być zadowolonym, że oto się coś osiągnęło i można odpocząć. Walka trwa do ostatniej chwili.

Podziękujmy dzisiaj Bogu za Jego dar, za Jego miłość; za zaproszenie nas do relacji miłości; za to, że takie maleńkie dusze wybrał do swojego Dzieła i poprzez nasze dusze pragnie je przeprowadzić. Prośmy też Ducha Świętego, aby pomógł nam uświadomić sobie, jacy naprawdę jesteśmy, by dał nam odwagę przyjmować to każdego dnia, godzić się na to za każdym razem, gdy uklękniemy do modlitwy, gdy rozmawiamy z drugim człowiekiem, gdy pojawiają się trudności. Zawsze. Tylko wtedy, gdy człowiek godzi się na prawdę o sobie, Bóg może w jego życiu dokonywać wielkich rzeczy. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Witaj, mój Jezu! Witaj, moja Miłości! Witaj, Pragnienie mego serca! Witaj, mój Królu, mój Panie, mój Boże! Pragnę Ci dziękować, pragnę Ciebie wielbić, bo Ty kochasz mnie, bo Ty wypełniasz moje serce miłością. Pragnę całym sobą wyrażać miłość. Dotykasz mego serca tak czule. Jesteś i to jest najcudowniejsze, co mogłoby przydarzyć się memu sercu. Jesteś! Kiedy moje serce doświadcza Twojej obecności, nie potrzebuje już niczego. Twoja miłość wzrusza, Twoja miłość sprawia, że inaczej patrzę, inaczej rozumiem, że wtedy lepiej widzę, wtedy dostrzegam prawdę. Pomóż mi, proszę, otworzyć się na Twoją obecność. Pomóż mi zobaczyć prawdę. Pomóż mi stanąć w prawdzie i ją przyjąć.

***

Wiem, Boże, że poznanie prawdy o Tobie niesie też poznanie prawdy o człowieku. Nie da się przyjąć prawdy o Tobie, a zaprzeczać prawdzie o sobie. Pomóż mi przyjąć Ciebie i przyjąć mnie samego, takiego, jakim rzeczywiście jestem. Pomóż mi zgodzić się na to, że jestem niczym, że nic nie posiadam, że nie mam w sobie żadnych zdolności, aby kroczyć ku świętości, żadnych sił, żadnych umiejętności, nic. Pomóż mi, Jezu, odważnie przyjąć prawdę o sobie. Skoro poznaję prawdę o Tobie, że Ty jesteś Miłością doskonałą, że Ty jesteś Wszechpotężny, Ty jesteś Mocą, to pomóż mi przyjąć prawdę, że ja jestem przeciwieństwem. Ale też tym bardziej pomóż mi przyjąć, że Twoja miłość skierowana jest do mnie, że Ty właśnie mnie takiego miłujesz i ta wszechpotężna miłość, nieskończona pochyla się nad moją nicością. Nie dlatego, że ja mogę coś dać, zasłużyć na nią, ale właśnie dlatego, że nie mogę, że nie potrafię i nie mam sił. Pomóż mi przyjąć tę prawdę, że dopiero wtedy, gdy zgodzę się na swoją małość, gdy przyjmę Twoją miłość, zaczynam żyć i moje serce obejmuje szczęście. Wydaje się to jakimś paradoksem, a jednak jest prawdą. Ty wypełniasz pustkę, jaką jestem i wtedy ta pustka staje się pełnią miłości, szczęścia, pokoju, bo Ty jesteś tą pełnią we mnie, w mojej pustce. Pustka nie może być sama z siebie pełnią, bo jest tylko pustką. Chcę być, Boże, naczyniem, które samo jest przecież puste, ale które Ty wypełnisz. Proszę Ciebie, Jezu, wypełnij mnie.

***

Jakże często, Jezu, czuję się bezsilny, bezradny. Tyle spraw i tyle różnych problemów jest wokół. Jakże często nie potrafię sobie poradzić sam ze sobą. Potrzebuję, Jezu, Twojej pomocy. W każdym momencie potrzebuję Twojej pomocy. Dziękuję Ci, że dałeś mi Maryję. Jest moją Matką. Czuję Jej miłość, doświadczam Jej opieki. To ona czyni mnie Twoim dzieckiem, Boże. Dziękuję Ci, że moje serce tak usposabiasz, aby poddało się Jej prowadzeniu. Dziękuję, że mogę być Twoim dzieckiem, Maryjo. Dziękuję, że mogę Tobie podawać swe dłonie, że mogę ślepo zaufać, dać się poprowadzić. Teraz też wierzę, ufam, że Ty będziesz mnie prowadzić, że Ty będziesz nadal mnie wszystkiego uczyć i że, tak jak Matka, za swoje dziecko będziesz wiele rzeczy robić.

Nie potrafię, Maryjo, modlić się, nie potrafię stawać przed Jezusem w prawdzie. Nieustannie zasłaniam się różnymi rzeczami, nieustannie zakładam jakieś kolejne kostiumy. Ale ufam, że Ty będziesz mi pomagać stawać w prawdzie. Tak bardzo chciałbym, aby moja dusza spotykała się z Bogiem. Ty widzisz, Maryjo, jak często otaczam się murem, zamykam się gdzieś głęboko w jakimś warownym zamku i dziwię się, że nie mogę się spotkać z Bogiem. Ty mnie wydobywaj z tego zamku, z tego ukrycia i pomagaj mi stawać przed Bogiem.

***

Jezus zaprasza nas, abyśmy uczestniczyli w Jego Dziele. To, do czego nas zaprasza nasze serca przeraża. Nie rozumiemy, na czym ma polegać to wielkie Dzieło i nasze w nim uczestnictwo. Ale przecież Ty jesteś naszą Matką, przecież do tej pory Ty nas prowadziłaś, Ty wszystkim się zajmowałaś, wszystko tłumaczyłaś, więc ufamy, że nadal tak będzie. Chodzi tylko o to, abyśmy dali się Tobie poprowadzić.

Wypraszaj nam łaskę odwagi, by dać się Tobie poprowadzić; odwagi, by przyjmować prawdę o sobie, by godzić się na nią, bo tylko wtedy prawdziwe będziemy mogli dać się Tobie pokierować. Wypraszaj nam łaskę Ducha Świętego, który będzie nas oświecał, który będzie Miłością w nas i który będzie czynił wszystko w nas – będzie życiem w nas. Kieruj nasz wzrok nieustannie na Jezusa, abyśmy się w Niego zapatrzyli, zakochali, abyśmy już nic nie widzieli, tylko miłość i za nią poszli. Jezu, pobłogosław nas.

Podsumowanie

Trzeba, aby rozradowały się wszystkie nasze serca, że Bóg zaprasza nas do swojego Dzieła, że Kościół widzi miejsce dla nas, dla naszej wspólnoty, stowarzyszenia w łonie Kościoła i że wyznacza zadania. Trzeba na to spojrzeć, jako na przyjęcie drogi naszej wspólnoty, jako akceptację naszej duchowości, jako zauważenie dobra, które dzieje się w naszej wspólnocie, a które może służyć całemu Kościołowi. Nie jesteśmy już jakąś maleńką, parafialną wspólnotą, która żyje swoim życiem dla siebie. JESTEŚMY WSPÓLNOTĄ, KTÓRA MA MIEJSCE W KOŚCIELE I KTÓRA MA ZADANIE W KOŚCIELE. A Kościół czeka na nas, Kościół oczekuje, że wypełniać będziemy swoje powołanie. To już nie jest tak, że spotykamy się gdzieś po cichu, modlimy się i nic z tego nie wynika. Nasze serca zaczynają bić równym rytmem z sercem Kościoła. Nasze dłonie mają razem pracować dla Kościoła. To ma być zjednoczenie, zlanie się naszej Wspólnoty z Kościołem, ściślejsze połączenie, bo cały czas przecież byliśmy w Kościele. Teraz i my mamy być pompą, która będzie pompować krew do wszystkich członków. A więc, ŁĄCZĄC SIĘ Z SERCEM KOŚCIOŁA MAMY BYĆ SIŁĄ, KTÓRA BĘDZIE DAWAĆ ŻYCIE.

Świadomość tego powinna nas rozradować, ale też napełnić poczuciem odpowiedzialności za powierzone zadanie. Z drugiej strony jeszcze bardziej mamy uświadamiać sobie, kim jesteśmy. Mamy przyjmować swoje powołanie, jako powołanie dusz najmniejszych. Pycha jest zawsze zagrożeniem dla dzieła. W przypadku dusz najmniejszych ma to szczególne znaczenie, ponieważ Bóg posługuje się naszą maleńkością. To jest nasz atrybut. W momencie, kiedy pycha bierze górę w naszych sercach, a więc kiedy rośniemy, chcemy sięgnąć po wielkość, niejako sami wytrącamy Bogu narzędzie z ręki, bo Bóg posługuje się naszą nicością. Pamiętajmy o tym.

Prośmy Boga, prośmy Ducha Świętego o ciągłą świadomość, kim jesteśmy, o przyjęcie samych siebie właśnie takich, a nie innych. Ważne jest, by mieć poczucie tożsamości, kim się jest. MY W KOSCIELE JESTEŚMY DUSZAMI NAJMNIEJSZYMI. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Zakończenie

Wspólnota jest jednością. Wszystko staje się wspólne. Wszystkie pouczenia kierowane do dusz najmniejszych, skierowane są do całej Wspólnoty. Bóg kieruje je do naszych serc. Postarajmy się całe swoje serce otworzyć, przejąć się tymi wskazaniami, przyjąć je do siebie i tak jak rozumiemy, realizować.

Uwielbijmy Boga za wszystkie łaski, którymi obdarza naszą Wspólnotę i poprzez nas cały Kościół. Podziękujmy Bogu za tak wielkie dobro, które nieustannie jest naszym udziałem. W swojej modlitwie jednoczmy się, prosząc również za wszystkich, którzy są chorzy. Pamiętając o nich, myśląc o nich z troską i z miłością będziemy przyczyniać się do ich zdrowia. Jedność za każdym razem, cokolwiek wydarza się we Wspólnocie, staje się błogosławieństwem dla każdej duszy i otwiera Niebo, które wylewa swoje łaski, tak jak stała się błogosławieństwem dla Janka i całej Wspólnoty w chwili, gdy przygotowywał się do śmierci. Mimo, że możemy nie zauważyć tych łask, bądź też nie zrozumieć, na czym polegają, to zaufajmy, że nasza jedność, otwartość i miłość przyciąga Boże łaski, których obfitość zlewana jest na wszystkie serca, w sposób szczególny na te, które w danym momencie ich potrzebują.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>