Święto św. Stanisława Kostki, zakonnika, patrona Polski

Stanisław urodził się w Rostkowie na Mazowszu w końcu grudnia 1550 roku. Wychowany w atmosferze religijnej, odznaczał się głęboką pobożnością. Razem z bratem został wysłany do szkół jezuickich w Wiedniu. Cudownie uzdrowiony z ciężkiej choroby przez Matkę Najświętszą, postanowił wstąpić do Towarzystwa Jezusowego. Opuścił więc potajemnie Wiedeń w roku 1567 roku i przez Dylingę udał się do Rzymu, gdzie został przyjęty do nowicjatu przez św. Franciszka Borgiasza. Zmarł w Rzymie w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 roku w opinii świętości. Został zaliczony w poczet świętych przez papieża Benedykta XIII w roku 1726. W dniu jego Święta poruszymy temat bardzo ważny, a mianowicie: trwałość podejmowanych działań, poczynań, trwałość tego, co wybiera dusza. 

Kostka.StanslawCzłowiek uczy się dokonywać wyborów. Uczy się od dziecka. Rodzice pokazują dziecku dobro i zło. Mówią o tym, co trzeba wybierać. Kształtują sumienie dziecka. Chcą, aby sumienie dziecku podpowiadało, jak w życiu postępować. I właściwie ukształtowane sumienie niepokoi człowieka wtedy, kiedy dzieje się coś niedobrego, kiedy dokonuje niewłaściwych wyborów. Sumienie pomaga człowiekowi określić dobro i zło. To sumienie popycha człowieka, by uporządkował swoją relację z Bogiem, by oczyścił się przed Bogiem.

Człowiek w swoim życiu ma dokonywać wyborów, które poprowadzą go ku życiu wiecznemu. Jednak trudno człowiekowi jest się obejść bez różnych przedmiotów, rzeczy, spraw, zdarzeń, ponieważ żyje nimi tutaj na ziemi, sprawiają mu one radość, dają poczucie swobody, wolności, bezpieczeństwa. Z różnych powodów człowiek korzysta z rzeczy, ze spraw, z różnych relacji, stosunków. Nie zastanawia się przy tym, czy to, co wybiera jest dobre. Rodzice zazwyczaj kształtując sumienie dziecka wyjaśniają, co w postępowaniu dziecka jest dobre, co złe. Jednak nie każdy rodzic kształtuje to sumienie i określa wartość uczynków, wyborów ze względu na wieczność. Posługując się dekalogiem człowiek ma uformowane sumienie. I każdy z nas patrząc na przykazania Boże właściwie się ich trzyma. A jednak wybory nasze nie zawsze służą naszej wieczności. To trudne określać wszystko pod kątem wieczności, czy wybór prowadzi duszę do wieczności. Przy prostych wydarzeniach: prawda, kłamstwo, uczciwość i nieuczciwość, człowiek wie, co należy wybrać. Ale żyjąc, jest tak uwikłany w różne rzeczy i sprawy, codzienność nieustannie coś mu jeszcze podrzuca i człowiek nie myśli o tym, iż tak naprawdę wszystko może służyć jego kroczeniu ku wieczności lub też odwrotnie, może prowadzić go gdzie indziej. Dobrze byłoby, aby podejmując swoje obowiązki, codzienne obowiązki, zastanawiać się, na ile wykonuję je tak, by osiągnąć poprzez ich wypełnianie wieczność. Patrząc na różne inne sprawy, które nie są konieczne, na ile mam je podejmować, na ile one poprowadzą mnie ku wieczności. Dokonując zakupów, wybierając jakieś spotkania, planując sobie popołudnie wolne, znowu należy zastanowić się, na ile to, co wybieram poprowadzi ku wieczności.

Co znaczy, że pewne rzeczy i sprawy mogą prowadzić ku wieczności, inne natomiast nie. Oznacza to, że pewne rzeczy i sprawy w życiu danej duszy są wolą Boga, albo nie są wolą Boga. A więc myślenie nasze, dusz wybranych, powinno być takie: czy wolą Boga jest to, abym w ten sposób zaplanował swoje wolne popołudnie? Czy wolą Boga jest to, abym dokonał takich, czy innych decyzji? Decyzji nie wielkich, życiowych, decyzji codziennych, zwykłych. Czy rzeczywiście to, co chcę uczynić jest wolą Boga, czy przysłuży się wieczności? Czy poprzez ten czyn, tę decyzję, to zdarzenie, w które chcę wejść, sytuację, relacje z innymi, czy wypełniam wolę Boga, czy może służę jedynie sobie i swoim pragnieniom? Gdyby człowiek bardzo skrupulatnie zastanawiał się nad wolą Boga w jego codzienności, w każdym momencie tej codzienności, okazałoby się, że podejmuje wiele działań nie w zgodzie z wolą Boga, tak naprawdę niepotrzebnie. Marnuje czas, marnuje pieniądze. Niweczy często tę bliską relację z Bogiem lub też niweczy relacje miłości z bliskimi poprzez niewłaściwe wybory. Bowiem nie wybierając woli Boga, jedynie swoją, nie służy Bogu, a więc nie służy miłości, służy czemuś innemu. Zatem, skoro to, co wybrał nie służy miłości, to nie służy to budowaniu, tworzeniu, czemuś dobremu. Te decyzje mogą zmniejszać relacje miłości lub też nawet je burzyć. Mogą zaburzać relacje między duszą a Bogiem. Wydawać by się mogło, że taka codzienność, zwykłe sprawy, to są przecież sprawy człowieka, takie drobnostki, przecież Bóg nie zawracałby sobie głowy drobnostkami. A jednak nawet włosy na naszych głowach są policzone i żaden bez wiedzy Boga nie spadnie (por. Mt 10,30). A więc wszystko, cokolwiek wydarza się w naszym życiu i cokolwiek robimy i jakiekolwiek podejmujemy działania każdego dnia, Bóg jest tym zainteresowany, jest przy nas, czuwa. Chciałby, byśmy odnosili do Niego kolejne decyzje, byśmy radzili się Go, pytali i słuchali odpowiedzi. By nasze życie, codzienność, każda chwila, były wypełnianiem Jego woli, a więc kroczeniem ku wieczności, ku szczęściu, ku zjednoczeniu z Bogiem. Można spróbować zrobić eksperyment: jednego dnia pilnować się bardzo i nieustannie zastanawiać się nad wolą Bożą w codzienności. Okaże się to dosyć trudne przede wszystkim ze względu na to, iż okaże się, że mamy różne pragnienia, pożądamy różnych rzeczy i spraw i trudno jest z tego zrezygnować. Trudno! Kiedy człowiek podejmuje ten wysiłek zastanawiania się, dopiero wtedy dostrzega swoją samowolę wobec Boga, realizowanie swego „widzi mi się”. Okazuje się, że tak naprawdę człowiek żyje obok Boga, nie z Bogiem. I wcale nie ma ochoty pytać Go o zdanie, bo zdaje sobie sprawę z tego, że to zdanie będzie inne, odmienne od jego własnego zdania.

Mówimy cały czas o sprawach drobnych, dotyczących szarego życia, nie wielkich wydarzeniach, które przydarzają się ludziom wielkim, ważnym, na stanowiskach. Mówimy o wydarzeniach każdego dnia mających miejsce, zwykłych. O tym, co należy załatwić, jakie zrobić zakupy, z kim się spotkać, o czym porozmawiać, czy w ogóle się odezwać w jakiejś grupie osób, czy podejmować jakiś temat? To są naprawdę drobiazgi. Ale to są te drobiazgi, w których Bóg też chce uczestniczyć, poprzez które też chce nas prowadzić. Bo przecież nad małym dzieckiem rodzice czuwają nieustannie. I wszystko, co robi dziecko jest w sferze zainteresowania rodziców, bo przecież rodzice czuwają, aby dziecko było bezpieczne. Aby nic nie zagrażało zdrowiu i życiu dziecka. Aby rozwijało się właściwie i fizycznie, i psychicznie, moralnie. Wszystko dla rodziców jest ważne, co z dzieckiem się wydarzy, co się dzieje i starają się nie spuszczać oka z niego. A jeśli by dziecko robiło coś, co jest nieodpowiednie lub też niebezpieczne, mama od razu reaguje.

Jest pewna różnica między takim dzieckiem i relacją do mamy a duszami maleńkimi i relacją do Boga. Mama wyjmie z ręki dziecka niewłaściwy przedmiot, który zagraża jego bezpieczeństwu. Bóg nie uczyni tego na siłę. On da znać w twoim sercu, w sumieniu, że to, co chcesz zrobić, powiedzieć jest niewłaściwe, zagraża twemu życiu wiecznemu, zagraża twojej drodze, po której idziesz do wieczności. W zależności od tego, na ile słuchasz, na ile jesteś wyczulony na głos Boży, na ile nastawiony na słuchanie woli Bożej, na tyle usłyszysz. Na ile chcesz realizować wolę Bożą, na tyle będziesz chciał słuchać.

Ważne jest, by dusza nieustannie kierowała swoje myśli, swój wzrok ku Bogu, ku Jego woli, bowiem starając się nakłonić samą siebie do realizacji woli Bożej, dusza uczy się pokory. Dusza staje się posłuszna, dusza rezygnuje z siebie, dzięki temu zaczyna w niej żyć Bóg. Wtedy też Bóg realizuje swój plan wobec duszy i przeprowadza swoje dzieło zbawcze. W zależności od tego, do czego duszę przeznaczył dokonuje rzeczy większych, mniejszych, pośrednich. Jednak w zależności od powołania, od wybrania, Bóg ma wobec duszy różne oczekiwania. Jeżeli wybrał duszę do szczególnego zadania, jeżeli jest to dusza, poprzez którą Bóg chce zrealizować swoje wielkie dzieło, jeżeli w tę duszę złożył wiele łask, przygotowując ją do udziału w swoim dziele, to i wobec tej duszy ma większe oczekiwania. I duszę tę będzie rozliczał, na ile dusza odpowiedziała na tę wielość darów i na Jego oczekiwania wobec niej. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Dusze maleńkie, to prawda, że są maleńkie, a więc słabe. Dusze, które całą swoją ufność pokładają w Bogu i od Niego wszystkiego oczekują. Tak ma być! Ale czy tak jest?

Czy całą ufność pokładamy w Bogu? I czy w swoim życiu, w swojej codzienności wszystkiego od Niego oczekujemy? Czy może bierzemy swoje życie w swoje ręce i realizujemy je po swojemu?

A Bóg wybrał grono dusz najmniejszych i przeznaczył do uczestnictwa w swoim wielkim dziele zbawienia, i obdarza nadal hojnie. Za to Jego oczekiwania wobec tych dusz też są większe. Pouczenia, jakie otrzymujemy bardzo wyraźnie nakreślają drogę, jaką mamy iść. Czy odpowiadamy na te pouczenia? Czy staramy się je realizować? W jakim stopniu, na ile staramy się to czynić? Nie pytam, na ile nam to wychodzi? Ja pytam, na ile my się staramy zrealizować wolę Bożą wobec nas? Bo poprzez te pouczenia Bóg pokazuje nam swoją wolę. Obdarzając tak hojnie dusze najmniejsze, obdarza każdego z nas bardzo hojnie. I każdy z nas przed Bogiem będzie również indywidualnie odpowiadał za otrzymaną łaskę uczestnictwa w dziele zbawienia. A więc bardzo ważna jest relacja każdego z nas, osobista relacja z Bogiem, a więc każdego z nas posłuszeństwo wobec Niego, słuchanie Go, poszukiwanie Jego woli wobec każdego z nas.

Wspominaliśmy już o tym, że czasem Bóg, chcąc nakłonić duszę do tego, by kroczyła drogą do zbawienia, pozwala jej cierpieć. Czasem obdarzając wielością łask, widząc brak odpowiedzi również pozwala, by dusza doznała cierpień, bądź też by doznały cierpień inne osoby. I poprzez to cierpienie wyjednywana jest łaska posłuszeństwa wobec woli Bożej, łaska przyjęcia darów. Spróbujmy o tym pomyśleć. Może warto otworzyć się na dary Boże, żeby Bóg niejako nie przymuszał nas innymi sposobami. To prawda, Bóg daje wolność człowiekowi. I nikt z nas nie będzie nigdy przez Boga zmuszony do niczego. Jednak musimy wiedzieć, że nie przyjmowanie łaski jest wobec Boga czymś, co rani, obraża wielką hojność Bożego Serca. I ta odmowa przyjmowania łask, to zamknięcie się na łaski zlewane na dusze, daje swoje konsekwencje. A więc dusze niektóre doświadczają cierpienia, niejako wynagradzając Bogu te marnowane łaski, odrzucone łaski, to odrzucenie Jego miłości, ten smutek zadawany Jego Sercu. Inne dusze doświadczają cierpienia, aby wyprosić dla pozostałych otwartość serca i przyjęcia łask.

Zatem wielkim darem są dusze przyjmujące cierpienie. Jest to dla nich wyróżnienie, choć nie zawsze to rozumieją i są skarbem dla wspólnoty, którego wartości tutaj na ziemi nie potrafimy ocenić. Powinniśmy objąć szczególną modlitwą i swoją troską oraz miłością wszystkich cierpiących, zarówno cierpiących fizycznie, jak i duchowo, moralnie. Dusze doświadczające cierpień są łaską dla wspólnoty, wyrazem Bożej miłości i miłosierdzia. Bez tego Kościół nie potrafiłby przyjmować kolejnych łask, nie potrafiłby się odradzać i nie uświęcałby się w takim stopniu. Dusze cierpiące, otwarte na to cierpienie, przyjmujące je, to dusze zjednoczone z Chrystusem, będące na krzyżu, uczestniczące w zbawieniu, a więc dusze, dzięki którym Kościół kroczy ku zbawieniu, osiąga moc, ma wewnętrzną siłę, by opierać się złu. Dzięki takim duszom, Kościół otwiera się na Boga, na Jego wolę, poznaje ją, poznaje samego Boga i zbliża się do Niego.

Zobaczmy jak istotna jest realizacja woli Bożej, bo od niej przecież rozpoczęliśmy dzisiejsze rozważanie. Niech te pouczenia zapadną nam w serce głęboko. Postarajmy się jeszcze później je rozważać. Postarajmy się wyciągnąć wnioski dla nas osobiście i dla naszej wspólnoty. I całym sercem obejmijmy wszystkich, dzięki którym nasza wspólnota może zbliżać się do Boga i jednoczyć się z Nim, poznawać Jego wolę; dzięki którym, poprzez które Bóg okazuje nam swoje miłosierdzie.

Modlitwa 

Panie mój! Klękam przed Tobą i chylę moje czoło do samej ziemi. Oddaję Ci cześć. Tyś moim Panem! Tyś Królem! Tyś Stwórcą! Wobec Ciebie drży moja dusza. Twoja wielkość, Twoja potęga, Twój Majestat przerażają moją duszę, która tym bardziej kurczy się w sobie. Jest tak maleńka. Zlewasz na moją duszę ogrom łaski. Cały niknę w Twojej łasce. Obdarowujesz tak hojnie. A czymże jest moja dusza, aby być tak obdarowaną? Moja dusza wobec Twojej hojności, wobec Twojej miłości, wobec Twojej obecności potrafi tylko być, płakać. Niepojęta jest dla mojej duszy ta wielkość obdarowania. Dusza nie może objąć tych wszystkich łask, tych wszystkich darów, tego, czym duszę otaczasz i czym wypełniasz. Wybacz duszy, że nie pojmuje. Wybacz, że nawet nie przeczuwa. Wybacz, że w związku z tym nie potrafi się rozradować, dziękować i uwielbiać. Wszystko, cokolwiek dusza pomyśli o Tobie, o Twoich darach jest niczym wobec Ciebie samego. Dusza pragnęłaby wielbić i dziękować, ale wszelkie słowo niknie wobec Twojej hojności, cudów Twojej łaskawości, wobec miłości Twojej. Wybacz Panie! Wybacz duszy, która jest tak mała, że nie potrafi wznieść oczy ku słońcu. Zresztą jej wzrok jest zbyt słaby, aby cokolwiek mogła zobaczyć. Wybacz Panie, ale i słuch dusza ma przytępiony. A przez swoją małość, mizerność nie jest w stanie ani sobie wyobrazić Twojego piękna, ani otworzyć serca na zlewane łaski przez Ciebie. Wybacz Panie! Dusza sama jest tak słaba i tak mała, że nic nie może uczynić. Ona pragnie, chciałaby, ale nie posiada sił żadnych, aby otworzyć się na Ciebie, aby zobaczyć, aby przyjąć, aby zrozumieć. Ale dusza pragnie. To pragnienie też jest łaską, jest wąskim promykiem, wdzierającym się w głąb duszy, aby ją troszeczkę rozświetlić. Ten wąski promień światła ogrzewa dusze i dokonuje cudu. Ta mała, maleńka dusza, która jak maleńkie ziarenko grochu ściśnięte w sobie naraz zaczyna pęcznieć. Dzięki Tobie zaczyna w niej rozwijać się życie, Twoje życie. I wyrasta z maleńkiego ziarenka roślina delikatna, ciesząca oczy, mająca różne kolory kwiatów. I w zależności od gatunku, mogąca dawać dekoracje stołu lub tez pokarm.

Niech Twój promyczek światła ogrzewa nasze dusze. Niech je rozświetli i spowoduje, że otworzą się na działanie Twojej łaski. Niech rozpocznie się w nich nowe życie. Niech to życie kiełkuje, rozwija się. I w zależności od złożonych Twoich darów, w zależności od powołania, niech rozkwitają Twoje dusze różnymi kolorami. Niech cieszą oczy, niech wydają owoce, niech są pokarmem dla innych. I chociaż dusza nadal niewiele rozumie i nie jest w stanie objąć samą sobą Ciebie, nie jest w stanie wyobrazić sobie wielkości łask otrzymywanych, to jednak dzięki Twojej łasce może przyjmować Twoje życie, w sobie je nosić i pielęgnować. Dzięki pokorze możesz w duszy budować swoje Królestwo. I dusza ta będąc tylko pokorną, Tobie posłuszną, pełni Twoja wolę, bo Ty swój plan, swoją wolę w tej duszy wypełnisz sam, zrealizujesz sam. Niech promień Twojego światła dociera w głąb naszych dusz. Niech je ogrzewa, niech daje światło i niech budzi w nas nowe życie, bez względu na to, co do tej pory działo się z tymi ziarnami. Pobłogosław nas Boże!

Refleksja 

Starajmy się w swojej codzienności widzieć wieczność i ze względu na wieczność dokonywać wyborów, podejmować działanie. Starajmy się pytać we wszystkim o wolę Bożą. Tylko realizując wolę Bożą osiągniemy wieczność. Tylko to, co służy realizacji woli Bożej będzie trwałe, przyniesie owoce i uświęci nas. Będzie łaską dla nas i łaską dla naszego otoczenia. Wierność woli Bożej, słuchanie woli Bożej – tylko to daje duszy świętość, jednoczy z Bogiem, prowadzi ku wieczności.

Błogosławię was, –  w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>