Wielkopostny dzień skupienia – 15 lutego 2013 r.

2. Rozważanie (1): Oto chwila Ogrójca

a) Wprowadzenie

Kontynuujemy nasze rozważania w bardzo ważnym czasie. Ten czas daje nam Bóg. To Jego wola, aby człowiek rozważał niepojętą tajemnicę miłości wyrażającą się w Jezusie, w Jego cierpieniu, w Krzyżu. Bóg daje czas człowiekowi, aby mógł swoje serce otworzyć, przygotować, usposobić, by choć troszeczkę poznać tę tajemnicę tak niezwykłą, by choć troszeczkę zakosztować z tego, co Boskie, a poznawanie, kosztowanie jest wielką łaską; jest jednocześnie bardzo potrzebne duszy.

Dusza, by mogła rozumieć, by mogła kochać, by mogła być pociągniętą przez Boga, by mogła pójść za Nim, musi trochę poznać. Dlatego Bóg daje każdemu z nas czas Wielkiego Postu nie po to, byśmy w sposób sztuczny zmuszali się do smutku, do przygnębienia. Tak naprawdę jest to czas przepiękny, bo ten kto poznaje Bożą miłość, kto się zagłębia w niej, doznaje piękna, piękna nie ziemskiego, ale piękna Boskiego, bo poznaje Boską miłość. Owszem, wiąże się ona z cierpieniem, z ofiarą, ale w tym wszystkim jest niewysłowione piękno. I dusza prawdziwie otwierająca się na to doznanie rzeczywiście doświadczyć może tego cierpienia, tego bólu, ale dla duszy jest to niezwykłym, przepięknym przeżyciem. Choć pojawią się łzy w oczach, choć pojawi się w sercu ból, to dusza pragnie nadal w tym trwać. Trudno jest wyjaśnić przeciętnemu człowiekowi – dlaczego? Bo człowiek cierpienie wiąże z czymś, co jest dla niego niechciane, od czego chce uciec, co jest jedynie udręką. Nie wiąże cierpienia ze szczęściem, z miłością, dlatego tak reaguje.

W dalszych naszych rozważaniach będziemy starali się otworzyć serca na to niezwykłe objawienie miłości. Oczywiście nie da się od razu wszystko zrozumieć, zobaczyć, pojąć, przyjąć. Serce jest zbyt małe. Ale można tą odrobiną, która dotrze do serca, zachwycić się i zapragnąć wszystkiego. A więc starajmy się nadal dostrzec, zobaczyć choć tę odrobinę, aby zapragnąć wszystkiego.

Miłość Boża ma w sobie tak wielką głębię, jest tak wielka i nieskończona, zawiera w sobie niezwykłe tajemnice, iż trudno ją sobie wyobrazić, o niej opowiedzieć; można jedynie pragnąć ją poznać i prosić Ducha Świętego, by sercu tę miłość objawił. Potraktujmy więc czas Wielkiego Postu, nie tak, jak wielu traktuje – z pewną niechęcią, z udawanym smutkiem, lecz jako niezwykłą łaskę daną od Boga; czas, który pomoże nam, jeśli będziemy z tą łaską współpracować, w ostateczności spotkać się, podczas tegorocznego Triduum Paschalnego, z niezwykłą Miłością, z samym Bogiem. I Bóg rozjaśni nasze dusze, udzieli nam swojej mądrości, byśmy mogli więcej zrozumieć, być bliżej, byśmy mogli zjednoczyć się z Bogiem.

b) Jedna taka jedyna noc

I oto jest chwila Ogrójca. To miejsce niezwykłe niezwykłością wydarzenia, niezwykłością Osoby Jezusa Chrystusa. Rozważając to, co się w Ogrójcu wydarzyło, możemy odnieść ogromną korzyść dla siebie, zagłębić się w niezwykłą tajemnicę Bożą. Możemy zrozumieć również, jak sami mamy układać swoje relacje z Bogiem, jak mamy przeżywać swoją drogę wiary. Jezus bardzo często przebywał w Ogrodzie Oliwnym, często modlił się właśnie w nocy. Ale dzisiaj zaprasza nas do tej jednej; jednej, jedynej nocy, nocy przed swoją Męką. Tak zupełnie po ludzku można sobie wyobrazić, iż jest noc, jedynie gwiazdy świecą, nie ma, tak jak współcześnie, lamp elektrycznych, które mogą rozświetlić mroki nocy, a więc jest ciemno.

Jezus jest sam! Co prawda niedaleko są Jego Apostołowie, mieli czuwać, ale zasnęli. Jezus odszedł od nich parę kroków, aby spotkać się ze swoim Ojcem, aby porozmawiać z Nim o Męce, aby prosić Go o umocnienie. Noc to sprzyjające warunki na modlitwę, na zagłębienie się w swojej duszy, na stanięcie przed Bogiem i na zrozumienie również samego siebie. To pewna konfrontacja z prawdziwym swoim „ja”. Kiedy warunki zewnętrzne tak bardzo nie absorbują wzroku, wtedy człowiekowi łatwiej jest wejść w samego siebie. Jezus staje przed Ojcem. Staje przed Ojcem z tym wszystkim, co ma w swoim Sercu, a ponieważ Jego relacja z Ojcem jest bardzo bliska, jest całą Prawdą, więc Jezus przedstawia Ojcu to, co jest w Sercu.

Jezus jest Miłością. Cały jest Miłością. Jest Odwieczną Miłością. To, że przyszedł, że narodził się na ziemi, nie oznacza, że zaczął istnieć od momentu poczęcia w łonie Matki Maryi. On jest Odwieczną Miłością. Jest Odwiecznym Słowem Ojca. I nie przestał być Miłością w momencie, kiedy przyjął postać ludzką, a więc kiedy modli się do Ojca, to jest Miłością. To prawda, ma naturę i Boską, i ludzką. To, że ma naturę ludzką sprawia, iż w Jego Sercu pojawia się lęk przed cierpieniem. Z tym, że myliłby się ten, kto przyjmuje to stwierdzenie tak po swojemu, tak po ludzku. Każdy z nas boi się cierpienia, bólu głowy, ręki, bólu żołądka, każdy człowiek lęka się tego ze względu na samego siebie. U Jezusa jest to nieco inny rodzaj lęku. Jezus przygotowywał się do tej najważniejszej Misji Zbawczej przez całe ziemskie życie. Jego Serce cały czas wypełniała miłość i ta miłość Nim kierowała. On świadomie dążył do tego momentu, a więc do Wielkiego Czwartku, do tej nocy, a potem do Wielkiego Piątku. Nie unikał, nie uciekał; On do tego dążył.

Natomiast w swoim Sercu doświadcza Męki, którą widzi. Dokładnie widzi, co będą czynić oprawcy z Nim samym. To Męka niewyobrażalna, a jednak nie jest ostatecznie powodem strachu. Do tego obrazu Męki fizycznej dołącza się jeszcze coś innego: Jezus widzi straszliwość grzechów ludzkich, widzi wszystkie grzechy, które popełnił człowiek i popełni jeszcze, a więc od początku, po kres tutaj życia na ziemi. I te grzechy, straszne grzechy, obrzydliwe grzechy, przerażające, one niejako uderzają w Niego, sprawiając, że Jego Serce drży przed straszliwością grzechów. Jezus widzi, co uczynił grzech z ludzkim sercem, widzi czego może dokonać, jak wielkiego spustoszenia w ludzkiej duszy. Widzi z jednej strony tę przepiękną przyszłość w wieczności, jaką przygotował dla człowieka, a z drugiej strony – to straszne spustoszenie, które czyni grzech w duszy ludzkiej. Widzi różnicę pomiędzy pięknem świętej duszy a brzydotą duszy skażonej ciężkimi grzechami i w końcu widzi piekło oczekujące na potępionych. To jest straszliwy widok, przerażający. Pod naporem tej wizji uginają się Jego kolana i cały drży. Szatan niejako wykorzystuje jeszcze ten moment i jeszcze bardziej stara się pokazać Jezusowi niejako nieskuteczność Jego Ofiary. A Bóg Ojciec, niejako pozwala na to, by Jezus to wszystko widział. Pokazuje Jezusowi to, jak ludzie żyjący w Kościele będą odrzucać zbawienie, będą niweczyć tę dokonującą się Ofiarę, uczynioną dla nich, będą czynić różne rzeczy, w ten sposób raniąc i osłabiając cały Kościół, przyczyniając się do odchodzenia od Boga następnych osób.

To kolejna rzecz, która ogromnie rani Serce Jezusa. To przerażający widok tysięcy i milionów dusz, które odłączają się od Kościoła, a odłączenie się od Kościoła oznacza kres, potępienie. W Kościele jest zbawienie. Świadome odłączenie się od Kościoła oznacza świadomy wybór potępienia. Pamiętajmy, że Jezus cały jest Miłością i kocha wszystkich ludzi – kocha tych, których widzi teraz i tych, którzy w przyszłości będą się od Niego odłączać, od Jego Mistycznego Ciała; którzy będą świadomie rezygnować z Jego Ofiary, zadając Mu tym ogromny ból. To wszystko razem jest przyczyną Jego ogromnego cierpienia, Jego strachu przed Męką, Jego przerażenia ogromem grzechu, tym, co grzech czyni i będzie czynił w wielu ludzkich duszach. To jest powodem Jego wypowiadanych słów, kiedy prosi Ojca o odsunięcie od Niego kielicha. To niezwykły moment, w którym Jezus – w obliczu tego, co widzi, tej całej przeszłości, teraźniejszości, ale i przyszłości grzechu – podsuwane ma przez szatana wątpliwości co do Jego Ofiary, którą ma ponieść. To wszystko razem sprawia tak wielkie cierpienie, że mówi Ojcu, prosi Go o odsunięcie kielicha. Ale jest w Nim nieustannie doskonała miłość, nieskończona miłość, wieczna, czysta miłość. I ona daje Mu siły i podpowiada, iż niech wypełnia się w Nim wola Ojca. Przyjmuje na siebie to, na co przyszedł na ziemię, godzi się na wypełnienie misji do końca.

W tej rozmowie z Ojcem Jezus cały skierowany jest na Ojca, na Miłość, na wolę Ojca. Jest to swego rodzaju wskazówka dla każdego człowieka; wskazówka, która mówi o modlitwie, o tym, jak należy rozumieć modlitwę, jaką przyjmować postawę. Otóż świat zewnętrzny ma przestać niejako istnieć, to znaczy należy zamknąć nasze oczy ciała na to, co zewnętrzne, więc najlepiej na modlitwę wybierać takie miejsca, które sprzyjają skupieniu. Dobrze jest podczas modlitwy zamknąć oczy i czynić to, co czyni Jezus. A On cały wchodzi w swoją duszę, On cały jest teraz Duchem, On cały jest w Świecie Ducha ze swoim Ojcem. Bardzo często na modlitwie przychodzą nam różne myśli do głowy, łapiemy się na tym bardzo często. Jakże trudno się skupić, wiele razy zaczynamy modlitwę i nie możemy jej dokończyć. Różne są tego przyczyny. Spróbujmy zatem podczas Wielkiego Postu patrzeć na Jezusa w Ogrójcu. On nie myśli o sobie. To niezwykła modlitwa, choć niejeden z nas powie: no jak to, przecież boi się Krzyża, to znaczy, że myśli o sobie. A jednak Jezus myśli o misji do wypełnienia, o woli Ojca i nie skupia się na sobie, na swoich pragnieniach, obawach, ambicjach, lękach. Jezus skupia się na tym, co jest najważniejszym zadaniem tutaj na ziemi. O tym rozmawia z Ojcem i w tę rzeczywistość się zagłębia.

Zatem i my, klękając na modlitwie, tej osobistej czy wspólnotowej, również w czasie adoracji, kiedy mamy taką możliwość starajmy się swoje serca usposobić do tego, by całe zajęły się Bogiem, Jego wolą, zajęły się tym, by jak najlepiej wypełniać tę wolę. Każdy człowiek stworzony został do zjednoczenia z Bogiem, by Go wielbić, by głosić Jego chwałę, by żyć w wieczności w tej chwale, będąc przemienionym w Miłość i z Nią zjednoczonym. Zatem, gdy klękamy na modlitwie pomyślmy o tym. Klękamy nie dlatego, żeby sobie załatwić lepsze zdrowie, lepsze i łatwiejsze życie, jakieś sprawy. Klękamy w zupełnie innym celu. A więc to, co jest doczesnością ma przestać istnieć, natomiast w naszym sercu ma być pragnienie zjednoczenia z Bogiem, miłowania Go, oddawania Mu chwały.

No tak, ale jak to zrobić, kiedy człowiek jest tak słaby i nie potrafi się modlić? Za każdym razem zapraszajmy do modlitwy Ducha Świętego. Dlaczego? Dlatego, że to On jest Tym, który modli się w duszy, który pomaga duszy otwierać się na Świat Duchowy. Który niesie duszę ku Bogu, łącząc z Bogiem. Niestety jakże często w Kościele niedoceniany jest Duch Święty, zbyt mało jeszcze mówi się o Duchu Świętym, za mało się Go wzywa, za mało się od Niego oczekuje, bo nie ma takiej świadomości. Gdy uklękniemy, wzywajmy Ducha Świętego prosząc, by On pokierował modlitwą. Powierzajmy Mu swoją duszę, oddawajmy Mu swoje myśli, swoje uczucia, emocje, pragnienia. Oddawajmy Mu też wszystko, co wiąże się z wydarzeniami, w których uczestniczyliśmy, które jeszcze zajmują nas do tego momentu. Niech On to wszystko weźmie, niech On się tym zajmie, niech On oczyści.

Warto również na początku modlitwy uklęknąć przed Jezusem pod Krzyżem, aby prosić o Jego Zdroje Miłosierne, z ufnością modlić się o kroplę Krwi, o Łzę, o kroplę Potu Jezusa, wyznając swoją wiarę, że tylko ta kropla wystarczy, aby dusza została oczyszczona ze wszystkiego. Jedna kropla Krwi Jezusa ma wielką moc, może wszystkie grzechy zmazać. A więc prośmy o to oczyszczenie, obmycie, byśmy mogli, mając czyste serce, stanąć przed Bogiem. Pamiętajmy, iż każda zmaza, każdy grzech czyni pewne oddalenie od Boga, stawia pewien mur między nami a Bogiem. A więc prośmy o potrzebne oczyszczenie.

Oddajmy Bogu chwałę. Uznajmy Go za swojego jedynego Boga, jedynego Pana, jedynego Króla, który nami włada, do którego chcemy należeć, którego chcemy być własnością, którego chcemy być wręcz niewolnikami, któremu chcemy służyć. A wszystko to czyńmy z miłości, mając wolną wolę pragnijmy to uczynić. Potem mówmy Bogu, że chcielibyśmy wypełniać Jego wolę, do końca, ale nie rozumiemy, jak ma przebiegać nasze życie; że wielu rzeczy lękamy się, że przeraża nas to, czy tamto; że nie potrafimy podejmować cierpienia, że gdy doznajemy bólu mamy ochotę uciec. A więc przedstawmy Bogu prawdę o sobie, prawdę o swoim życiu, o swojej duszy, jednocześnie zaznaczając, że pomimo tak wielkiej słabości, jaką jesteśmy, pragniemy być tylko Jego, należeć tylko do Niego i wypełnić do końca powołanie, które otrzymaliśmy.

Wyrażajmy Bogu pragnienie miłowania Go. Czyńmy to pokornie, czyńmy to prostym sercem, szczerze. I trwajmy przed Nim, nieustannie mając świadomość bycia przed Bogiem, pamiętając, iż Jezus tak samo w Ogrójcu klęczy przed Bogiem. Cały z Bogiem się łączy. Kiedy Jezus wypowiada swoje „tak” na wolę Ojca czyniąc to całą swoją Istotą, wtedy Jego ludzka natura nie wytrzymuje, stąd krwawy pot. Tak wielkie napięcie, wielkie przeżycie powoduje, iż naczynia włosowate pod skórą pękają, zmieszane wraz z potem ujawniają się na Jego Ciele. To świadczy o naprawdę straszliwych przeżyciach, poruszających człowieka do głębi, przerastających człowieka.

Jezus przyjmuje wolę Ojca. Otrzymuje od Niego umocnienie, zjawia się Anioł i przynosi od Ojca potrzebne umocnienie. Stąd też Jezus ma siły, by podjąć Mękę, co nie zmienia faktu, że już od momentu modlitwy w Ogrójcu pozostaje osłabiony. Ta modlitwa, w której Jezus doświadcza tak straszliwego cierpienia, w której nakłania swoją ludzką naturę na zgodę, wyczerpuje Go i osłabia Jego organizm. Staje się schorowanym człowiekiem, osłabionym, mimo, że ma dopiero trzydzieści trzy lata, będąc mężczyzną, który powinien być silny. W tym momencie już nie jest tym, kim był przed chwilą. Ta jedna modlitwa zabrała Mu wiele lat. Jednak ten stan pozwala Mu podjąć przyjęte zadanie i konsekwentnie idzie krok po kroku, i je wypełnia. Każda sekunda jest tu doskonałym wypełnieniem woli Ojca. Nie ma nic, niczego w kolejnych sekundach, minutach i godzinach, co byłoby choć odrobinę uchybieniem od woli Ojca, co byłoby odpoczynkiem od wypełnienia tej woli. Człowiek ma tendencję, żeby troszeczkę sobie ułatwiać różne rzeczy, czynić lżejszymi i kiedy może z pewnych prac rezygnuje, aby było mu lżej; nie do końca starannie, nie do końca dokładnie, nie w pełni je wykonuje. Jeżeli jest coś zbyt ciężkie, zbyt trudne, zawsze człowiek znajdzie jakieś ułatwienie w danej sprawie. Jezus całym sobą staje się wypełnianiem woli Ojca. I cokolwiek czyni od tego momentu: każda myśl, słowo, postawa, wszystko, kim jest, czym jest, co robi, wszystko jest nieustannie Pełnią woli Ojca, jest wypełnianiem całkowitym woli Ojca. Od niczego się nie uchyla i w niczym sobie nie ułatwia. Wielokrotnie podczas Męki mógłby doznać jakiegoś częściowego zwolnienia od pewnych spraw, mógłby się usprawiedliwić, mógłby zrobić unik. On wszystko wypełnia do końca.

Kiedy się modlimy i kiedy wyrażamy nasze pragnienie pełnienia woli Bożej, również otrzymujemy od Boga umocnienie, by wypełnić Jego wolę doskonale. Tyle, że natura ludzka jest słaba i zamiast skupiać się cały czas na Bogu, człowiek myślami stale od Boga odbiega. Stąd nie jest w stanie przyjąć w całości i tego umocnienia, i tej zgody na wolę Ojca. I trudno człowiekowi porzucić wtedy swoje ludzkie spojrzenie na swoje życie. Mimo to, gdy człowiek podczas modlitwy stara się być z Bogiem, przy Bogu, stara się wyznać swoje pragnienie wypełniania Jego woli, otrzymuje umocnienie, potrzebną łaskę. Powstaje od modlitwy i idzie do swojej codzienności umocniony – ma siły, by rzeczywiście już inaczej realizować swoją wiarę, swoją miłość do Boga, swoje życie. On poprzez tę modlitwę jest już bliżej Boga. A to zbliżenie do Boga oznacza, iż inaczej zaczyna patrzeć na otoczenie, na sprawy, inaczej wszystko odbiera i ma więcej sił, by odpowiednio reagować.

Człowiek z takiej modlitwy wychodzi również z pewnym poznaniem Boga w sercu. Przyjęcie woli Bożej, jakie dokonało się w Jezusie i jakie dokonuje się w każdej duszy, która stara się w ten sposób się modlić, niesie ze sobą poznanie Boga. I dusza prawdziwie jest bliżej Boga. Człowiekowi trudno jest nawet określić, na czym to polega. Nawet gdyby chciał opowiedzieć drugiej osobie, to nie potrafi, tylko czuje sercem, że jego dusza zbliżyła się do Boga, że Bóg jest blisko niej.

Spróbujmy w ten sposób modlić się, klękając codziennie pod Krzyżem, zbliżając się do Boga, przyjmując Jego wolę. Niech to będą nasze wysiłki, nasze starania. Nie oczekujmy, że od razu wszystko będzie wychodzić. Bóg da łaskę. Bóg daje łaskę zawsze, tylko nieraz nieco zakrytą dla ludzkich oczu. Nieraz dusza doświadcza bardzo mocno tej łaski, do tego stopnia, że aż dziwi się, że można było do tej pory wątpić i nie wierzyć, a nieraz Bóg przesłania tę łaskę tak bardzo, że dusza nie ma siły nawet wzroku skierować ku Bogu. Jednak za każdym razem Bóg daje łaskę, tylko czasem pragnie, aby człowiek też wykazał się ze swej strony jakimś wysiłkiem, trudem.

Uklęknijmy przed Bogiem i w tej prostocie serca, w tym uniżeniu wyraźmy swoje pragnienie bycia Mu posłusznym, pragnienie pójścia za Nim, pragnienie kochania Go ogromnie, pragnienie trwania pod Krzyżem, tulenia się do Niego, gdy rozpoczyna się chwila Jego konania na Krzyżu. Wyraźmy swoje pragnienie adorowania Jezusa. Wyraźmy pragnienie służenia Mu całym życiem swoim. Wyraźmy pragnienie ofiarowania siebie Jemu, pokażmy Mu swoje słabe, puste ręce i poprośmy, aby nas umocnił. Powiedzmy, że ufamy Mu, wierzymy, że On może wszystko, a więc może również taką wielką słabość, jaką jesteśmy przemienić w moc, że może posłużyć się tą słabością dla swojego dzieła. Powiedzmy, że oddajemy Mu siebie, niech posługuje się nami. I zapragnijmy być z Jezusem w Ogrójcu, być przy Nim, wspierać Go, wpatrywać się w Niego i kochać Go najwięcej na świecie. Z ufnością przyjmijmy łaskę umocnienia, uwierzmy, że Bóg nam jej udziela, przecież nas kocha, dlatego nie może czynić inaczej. Z wielką radością udziela nam tej łaski. Podziękujmy za nią i powiedzmy Mu, że z Nim wszystko jest możliwe, niech czyni, co zechce, a my ufamy, wierzymy Mu i bardzo Go kochamy.

3. Konferencja (2): Zwróćmy naszą uwagę na czystość serca

Człowiek jest zarówno istotą duchową, jak i cielesną. Niestety, od czasu grzechu pierworodnego przewagę nad nim ma cielesność. I chociaż Bóg stworzył człowieka, by swoim duchem jednoczył się z Bogiem, by żył w świecie duchowym, zaznawał wszystkich radości ducha, poznawał i wielbił Boga duchem, to człowiek bardziej skłonny jest do tego, co cielesne, materialne, co doczesne. I nawet jego pojmowanie nawrócenia, jego pojmowanie czynienia dobrych uczynków skażone jest jego cielesnością. Również dążenie człowieka do doskonałości ciągle skażone jest jego cielesnością. To, co człowiek czyni, cały czas naznaczone jest skazą grzechu, a więc działania ludzkie nie są doskonałe. Jezus, gdy przyszedł na ziemię, wypełniał wolę Ojca w sposób doskonały. Swoją misję wypełniał w sposób doskonały. Cokolwiek czynił, czynił to w zjednoczeniu z Bogiem i było to doskonałe.

W okresie Wielkiego Postu głosi się potrzebę nawrócenia. Podaje się też swego rodzaju narzędzia, by tego nawrócenia dokonywać, by zbliżać się do Boga, a więc mówi się o poście, jałmużnie i modlitwie. Jednak Bóg daje swego rodzaju ostrzeżenie, pokazuje człowiekowi, czego nie należy czynić, a raczej na co zwrócić uwagę w swoim zachowaniu, by jego dążenie do nawrócenia choć odrobinę zbliżało się do doskonałości. Bóg pokazuje wyraźnie, iż człowiek czyni wiele, wydawać by się mogło wiele dobrego, a jednak jego serce pozostaje oddalone od Boga. W związku z tym, co czyni, co w jego mniemaniu jest czynione dla Boga i ma go do Boga zbliżać, niestety nie jest takie, bowiem serce ludzkie jest nieczyste, intencje są nieczyste. Wszystko skażone jest ludzką pychą, egoizmem, pożądaniem, skażone jest człowieczeństwem, wszystkimi ludzkimi słabościami. Nawet wtedy, kiedy człowiek czyni coś dobrego, wkrada się w jego serce jakaś nieczysta intencja i już ten czyn nie jest doskonały. Zwróćmy uwagę, że Bóg nie oczekuje, nie chce takiej ofiary, takiego postu, jałmużny, takiej modlitwy, gdy serce odwrócone jest od Niego, gdy to co czynimy, czynimy zewnętrznie, bez właściwego angażowania serca. Dlatego szczególnie w okresie Wielkiego Postu należy zająć się przede wszystkim czystością swego serca. Należy zająć się tym, co jest w sercu, ponieważ to z serca wypływają słowa, uczynki, z serca płynie intencja tych rzeczy. A więc to, co jest w sercu nakłada swoistą pieczęć na zewnętrzny wyraz, a więc na czyn, na słowo; pieczęć albo dobra, doskonałości, albo skazy grzechu.

Jesteśmy wezwani do modlitwy, postu i jałmużny. I zazwyczaj czynimy to w dużej mierze zewnętrznie, wysiłek idzie na formę zewnętrzną, natomiast nie dokonuje się przemiana serca. Bóg oczekuje najpierw przemiany serca, z której płyną pewne konsekwencje w postawie, słowie, czynie. Najpierw serce, potem to, co z serca wypłynie będzie więc godne i miłe Bogu. Oczywiście, Bóg nie chce, byśmy teraz zarzucili wszelkie dobre uczynki, chociażby wzajemną pomoc w jakichś sprawach, ponieważ od tej pory mamy zająć się tylko sercem. Należy dobrze to zrozumieć. Bóg oczekuje wysiłku z naszej strony, by stawać przed Nim w prawdzie, by w codzienności być czujnym, badając nieustannie swoje serce, intencje, które z niego płyną. By poznając swoje serce dokonywać korekty i starać się nakłaniać samych siebie do życia w zgodzie z Bogiem, w zgodzie z Jego wskazaniami. Nakłaniać samych siebie do prawdziwej modlitwy, do rzeczywistego postu, do prawdziwej jałmużny, a więc nakłaniać serce do tego, by stając przed Bogiem całym być dla Niego, z Nim, by zrezygnować całkowicie z siebie. To będzie właściwym postem. A więc nie karmić swojej duszy swoją pychą, egoizmem, swoim „ja”, zrezygnować zupełnie z siebie – z takiego pokarmu. Pościć, nieustannie.

Bóg nakłania również do jałmużny, a więc ofiary z siebie. Jałmużna jest dzieleniem się tym, co się posiada. Tak jest pojmowana w sposób materialny, ale jałmużna jest to dawanie. Doskonałą formę Ofiary pokazał Jezus. My mamy Go naśladować, a więc próbować rzeczywiście samego siebie dawać, ofiarowywać Bogu, wtedy będzie łatwiej rozdać siebie swoim bliskim, znajomym; dać siebie. W takiej formie jałmużny jest coś z postu; w takiej formie postu jest coś z modlitwy; w modlitwie jest jałmużna. Te trzy elementy zazębiają się tworząc niejako jedno. Człowiek na modlitwie, gdy cały stara się być tylko dla Boga, rezygnuje z siebie, staje w prawdzie. Stając w prawdzie, doświadczając Obecności Bożej, Jego miłości, budzi się w nim ogromne pragnienie ofiarowania się Bogu, odpowiedzenia tym samym, czym Bóg wcześniej obdarzył człowieka. Bóg ofiarował siebie człowiekowi. Człowiek pragnie odpowiedzieć tym samym. A więc również na modlitwie te trzy elementy się łączą, są jednym. Jedno wynika z drugiego, uzależnione jest od drugiego. By jedno było prawdziwe musi być drugi i trzeci element. Zatem nie na darmo Kościół w okresie Wielkiego Postu wymienia te trzy elementy. Starajmy się łączyć je w sobie, starajmy się przyjmować je w sposób duchowy, pojmować duchowo i niech realizacja wypływa z Ducha. Niech wypływa gdzieś z głębi duszy, niech się rodzi w duszy, płynie ze zrozumienia, poznania Boga, a przybierze też swoją formę zewnętrzną. Najpierw stawanie przed Bogiem, najpierw ukorzenie się przed Nim, najpierw spotkanie z Bogiem – z tego dopiero wypływa właściwa zewnętrzna forma modlitwy, postu, czy jałmużny. Bo z serca wypływa potrzeba, prawdziwość tej potrzeby.

Postarajmy się więc przeżywać wezwanie do nawrócenia w sposób wewnętrzny. Starajmy się uwewnętrzniać potrzebę nawrócenia, żyć nią wewnątrz siebie, starać się ją przeżywać, poprzez to starajmy się zbliżać do Boga i wyrażać dokonującą się w nas przemianę w formie zewnętrznego postu, jałmużny i modlitwy. Jest to niezmiernie trudne, bo tak jak powiedzieliśmy na początku, przeważa w człowieku jego cielesność, jego skażenie grzechem. Dlatego trzeba prosić Boga o Jego moc, Jego siłę, Jego łaskę, o błogosławieństwo. Taką szczególną formą łaski, Jego błogosławieństwa jest Eucharystia, przyjęcie samego Boga w Komunii świętej. Więc otwórzmy swoje serca, złóżmy je na ołtarzu i przyjmijmy Bożą obecność, samego Boga, wierząc, że Jego łaska towarzyszyć nam będzie podczas Wielkiego Postu w naszym trudzie, w podejmowanym wysiłku, by być posłusznym Bogu, Jego pouczeniom.

a) Modlitwa po Komunii św.

O Boże, mój! Miłości mojego serca! Moje Światło! Moja Mądrości! Uwielbiam Ciebie! Zstępujesz do serca duszy, jednoczysz się z jej istotą. Jednoczysz się z człowiekiem i to co niemożliwe, staje się możliwe. Wieczność, nieskończoność, doskonałość, świętość jednoczy się z przeciwieństwem, z tym, co ludzkie. I przebóstwiasz człowieka, przemieniasz, dokonujesz czegoś niewyobrażalnego, na co nie ma pojęć ludzkich. Dusza zanurzona w Tobie, zatopiona w Tobie upodabnia się do Ciebie, do Nieskończonego, do Wiecznego, Doskonałego, Świętego. Staje się niczym Ty.

Uwielbiam Ciebie, Boże, w tym cudzie Eucharystii, w tajemnicy Komunii. Uwielbiam Ciebie w tej niezwykłości zdarzenia, spotkania duszy z Bogiem. Uwielbiam Ciebie w tym wszystkim, czego dusza nawet nie przeczuwa, a co się dokonuje. Uwielbiam Ciebie w tym wszystkim, czego dusza nie wie, nie rozumie, nie docenia. Uwielbiam Ciebie, Boże!

b) Adoracja Najświętszego Sakramentu (2)

Kłaniamy Ci się, Jezu! Klękamy przed Twoim Majestatem i z wielką radością oddajemy Tobie cześć. Nakarmiłeś nas swoim Słowem, nakarmiłeś nas swoim Ciałem, stałeś się Obecny pośród nas. I pozostałeś! Jesteś! To cudowne, niepojęte! Ty jesteś! Nie gdzieś daleko. Jesteś tutaj! W sposób cudowny jesteś na ołtarzu, jesteś w każdej duszy. W sposób cudowny jesteś! Pragniemy prosić Twojego Ducha, aby pomógł nam w tę niezwykłą prawdę uwierzyć i ją przyjąć.

Pragniemy prosić, Ciebie, Duchu Święty, abyś nasze serca przekonał o Bożej Obecności, aby poruszone tą Obecnością zaczęły prawdziwie z wielką gorliwością wielbić Ciebie. Przyjdź Duchu Święty!

***

Panie nasz! Tak bardzo spowszedniała nam Obecność Twoja w Eucharystii, że nie potrafimy przeżywać Twojej Obecności; że nie potrafimy sercem Jej przyjmować, nie potrafimy wzruszyć się tą Obecnością. Nasze serca zasnęły. Nasze oczy zamknęły się i nie widzimy, nie doświadczamy. Ty idziesz na Krzyż, cierpisz na Krzyżu, umierasz, my patrzymy obojętnie. Coś stało się z naszymi oczami, uszami, coś stało się z naszymi sercami, że widok Twój, Jezu, nie porusza nas tak, jak powinien. Gdyby nasze serca były wrażliwe razem z Tobą współczułyby, razem z Tobą drżałyby, razem z Tobą by płakały, czułyby ciężar Twojego Krzyża, czułyby ból wbijanych gwoździ, razem z Tobą by konały. Potrafimy jedynie umysłem rozważać Twoją Mękę, tworzyć opisy, ale serca pozostają wciąż takie same, chłodne, obojętne. Jednak rodzi się w nas pragnienie, Jezu, by zmienić to. Dajesz nam obietnicę, że objawisz nam prawdziwe Oblicze swojej Miłości, całą Pełnię, podczas dni Triduum Paschalnego. Trzeba tylko, byśmy się do tych dni przygotowali. Prosimy, przygotuj nasze serca. Chcemy poznać Twoją Miłość. Chcemy zbliżyć się do Twojej Męki, chcemy razem z Tobą cierpieć. Chcemy, Jezu, płakać razem z Tobą, chcemy kochać.

Dopomóż nam, Duchu Święty! Spójrz, jak jesteśmy słabi. Dotknij nas, porusz nas. Niech otworzą się nasze dusze i niech rozpoczną pieśń uwielbienia. Przyjdź, Duchu Święty!

***

Moja Miłości! Dałeś wszystko, dałeś całego siebie człowiekowi. Uczyniłeś to z miłości, miłości tak wielkiej, tak potężnej, że człowiek jej nie rozumie, nie zna, nie potrafi sobie jej wyobrazić. Przyszedłeś na ziemię, nie zostałeś należycie przyjęty, mimo to cała pełnia Twojej miłości objęła ludzkość. Twoje Miłosierdzie zostało rozlane na świat i do tej pory wylewa się z Twojego Serca. Chociaż cierpisz cały czas, Jezu, doświadczasz zranień ze strony dusz, raniony jest Twój Kościół, to z każdą Raną wylewasz kolejne Zdroje Miłosierne, bo cały jesteś Miłosierdziem i Miłością. Bo właśnie Ty jesteś Miłością i Miłosierdziem. To niepojęte. Zawsze Twoją odpowiedzią, cokolwiek człowiek uczyni, jest Miłość i Miłosierdzie. A im bardziej człowiek Ciebie rani, tym większe Zdroje wypływają z Twoich Ran.

Jezu mój! Jakże spragniony jesteś, by dusza odpowiedziała na Twoją miłość. Jakże spragniony jesteś miłości! Jakże spragniony jesteś otwartości duszy. Jakże pragniesz jej serca. W dodatku pragniesz nie dla jakiejś swojej korzyści, ale dlatego, że wiesz, iż będzie szczęśliwa tylko w Tobie i z Tobą. Ty wiesz, że dopiero, gdy zjednoczy się z Tobą będzie żyć wiecznie, będzie żyć w miłości, będzie zbawiona.

Pragniemy odpowiedzieć miłością. Pragniemy Ciebie kochać. Udziel nam Swojego Ducha, Ducha Miłości, bo sami nie potrafimy kochać. Prosimy, przyjdź, Duchu Święty!

***

Jesteś duszo, Moją miłością. Pokochałem ciebie, począłem w Moim wnętrzu i dałem światu. Dałem ciebie światu po to, abyś w świecie dawała świadectwo o Mnie, o Miłości. Dlatego mówię ci o Miłości, dlatego tę Miłość tobie objawiam, dlatego czynię wszystko, abyś do tej Miłości dążyła. Dlatego pragnę zranić twoje serce Miłością, na zawsze. To zranienie Miłością jest rozkoszą duszy, jest raną zadaną przeze Mnie, która nigdy się nie zabliźnia. Rana ta sprawia, że dusza nieustannie kocha i cierpi z miłości. Pragnie kochać więcej i jeszcze bardziej cierpi. Ale cierpienie staje się słodyczą, ona pragnie cierpieć, bo kocha.

Zanim jednak ranię duszę Miłością Moją, przygotowuję ją i pytam, czy mogę to uczynić. Bowiem to zranienie łączy Mnie z duszą. Moje Serce też zostało przebite, otwarte na zawsze, nigdy się nie zamyka. Nieustannie otwarte dla wszystkich dusz, zaprasza je do wnętrza Serca Bożego. Jednocześnie Rana ta wylewa ciągle Miłosierdzie na świat. Poprzez zranienie, które pragnę uczynić wybranej duszy, łączę nasze serca i czynię jednym. Ludzie znają pojęcie „braterstwo krwi”, a nawet czasem czynią taki rytuał, szczególnie czynili to dawniej, łączyli swoje rany, swoją krew. Ja pragnę uczynić coś podobnego, ale to zranienie duchowe – zranienie twego wnętrza, istoty twojej, twego serca. To zranienie pomaga duszy lepiej rozumieć Mnie. Dusza bardziej kocha, chętnie podejmuje ofiarę, dusza nie lęka się wyrzeczeń, bowiem to zranienie upodabnia ją do Mnie.

Poproś Ducha Świętego, niech jeszcze bardziej otworzy twoje serce na Moją miłość. Wzywaj Ducha Świętego, aby pomógł zrozumieć to, o czym mówię i czego pragnę za chwilę dokonać, na co ty musisz wyrazić zgodę, bo nie czynię tego na siłę. Wzywaj Ducha Świętego.

***

Pragnę ciebie zapytać o miłość, a ty odpowiadaj w swoim sercu. Czy kochasz Mnie? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować z tego co lubisz; z tego, co jest twoją przyjemnością; z tego, do czego jesteś przyzwyczajony? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować ze swoich zainteresowań; aby zrezygnować ze swoich pragnień; aby zrezygnować z swoich dążeń? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować ze wszystkiego, co w twoim życiu nie jest konieczne? Czy kochasz Mnie na tyle, aby poświęcić wszystko, czym do tej pory żyłaś, żyłeś, co było twoją chlubą, czym zyskiwałeś w oczach innych, czym mogłeś się wykazać? Czy kochasz Mnie na tyle, że jesteś gotowy w obliczu innych osób być ośmieszonym, uznanym za dziwnego? Czy jesteś gotowy, by z miłości do Mnie iść za Mną ślepo, ufając, wierząc, pozostawiając dotychczasowe życie, tak jak zrobili to Apostołowie, zostawili łodzie, pełne sieci, rodziny, aby pójść za Mną? Czy kochasz Mnie na tyle? Czy kochasz Mnie na tyle, by swój czas dzielić pomiędzy obowiązki te konieczne a przebywanie ze Mną w ściślejszym zjednoczeniu? Czy kochasz Mnie na tyle, by zmienić swoje życie? Czy kochasz Mnie więcej niż siebie? Czy kochasz Mnie więcej niż twoich bliskich? Czy kochasz Mnie więcej niż to, co ciebie otacza? Czy Mnie kochasz? Czy kochasz Mnie na tyle, by rozpocząć wraz ze Mną Mękę? Czy jesteś gotowy, aby ze Mną trwać na modlitwie w Ogrójcu, by zostać pojmanym, uwięzionym? Czy jesteś gotowy na to, by z miłości do Mnie wziąć udział w przesłuchaniach, w biczowaniu? Czy jesteś gotowy przyjąć wszystkie drwiny? Czy jesteś gotowy wziąć krzyż wraz ze Mną i iść na Golgotę? Czy kochasz Mnie na tyle, by wraz ze mną przyjmować wszystkie uderzenia biczem, pięścią, wszystkie kopnięcia? Czy kochasz Mnie na tyle, aby krzyż wyżłobił w twoim ramieniu ranę bardzo bolesną? Czy kochasz Mnie na tyle, by zostać obnażonym, a potem przybitym do krzyża? Czy kochasz Mnie na tyle, by razem ze Mną zawisnąć na Krzyżu? I konać trzy godziny? Czy kochasz Mnie? Czy kochasz Mnie do tego stopnia, by doświadczyć opuszczenia, nie tylko od ludzi, również od Ojca? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zgodzić się, aby dusza twoja doświadczyła tych ciemności?

Wiem, lękasz się wielu rzeczy; troszeczkę siebie znasz, na tyle, żeby zdawać sobie sprawę, iż jesteś tak słaby, że nie możesz odpowiedzieć twierdząco na wszystkie pytania. Ale czy kochasz Mnie na tyle, by Mi zaufać, iż Ja pomagam ci we wszystkim, abyś mógł rezygnować z siebie, a jednoczyć się ze Mną? To najważniejsze pytanie – czy kochasz Mnie na tyle, by Mi zawierzyć siebie, swoje życie, zaufać do końca? Zaufać, mimo, że zdajesz sobie sprawę ze swoich słabości, a jednak wierzyć, że Ja w tobie wszystkiego dokonam?  Pragnę twego serca, pragnę je zranić Moją miłością, pragnę w ten sposób połączyć nas, w miłości. Czy pozwalasz Mi na to?

***

Pragniemy, Jezu, podziękować Ci za miłość. Pragniemy wyrazić naszą wdzięczność za wszystko, co otrzymujemy. Pragniemy całym sercem wyśpiewać Tobie najcudowniejszą pieśń. Pragniemy połączyć się z Aniołami, ze Świętymi, by razem z nimi stanowić chór głoszący Twoją chwałę. Pragniemy! Udziel nam swego Ducha, byśmy mogli to czynić. Przyjdź, Duchu Święty!

Nie ustawajmy w uwielbieniu, niech dusze nasze rozradują się w Bogu. Niech z wielką gorliwością wyśpiewują pieśń miłości, niech śpiewają całe. Niech unoszą się serca w tym uwielbieniu Boga, bo prawdziwie godzien jest chwały. Dopiero w Niebie poznamy Pełnię tej Miłości, ale już teraz możemy ze wszystkich sił wielbić Boga w Jego darze Miłości.

***

Jezu, dokonałeś czegoś ważnego, ale dusze nie do końca rozumieją, co takiego się stało. Prosimy, abyś pomagał duszom zrozumieć i codziennie przyjmować ten dar, to zjednoczenie. Udziel, prosimy swojego błogosławieństwa, które utwierdzi dusze w tym, co otrzymały. Dotknij każdą, udziel swojej łaski i zapewnij o swojej miłości. Niech każda dusza będzie pewna Twojej miłości, spragniona Twojej miłości; niech każda zapragnie również odwzajemnić tę miłość. Daj duszom ku temu siły, ale daj również wytrwałość, by nie było to jednorazowe, ale na zawsze. Prosimy, pobłogosław nas, Jezu! 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>