Wielki Post – rozważania, konferencje i modlitwa – część I i cz. II

II.  Z JEZUSEM NA DRODZE KRZYŻOWEJ

 1. Konferencja (2): Spójrzmy na Jezusa, gdy bierze Krzyż

a) Wprowadzenie

Jezus okrutnie umęczony, strasznie ubiczowany, osłabiony podchodzi do Krzyża. Krzyż oprawcy rzucają z pogardą, z nienawiścią, z jakąś zwierzęcą satysfakcją ciesząc się, że będą dalej się pastwić nad niewinnym Barankiem. Postawa Jezusa zadziwia jednych, budzi śmiech, pogardę, ironię u innych. W wielu sercach budzi złość, zmaga nienawiść. Oprawcy nie rozumieją, dlaczego Jezus przy Krzyżu klęka, dlaczego nie ma w Nim odruchu ucieczki, chęci bronienia się przed Krzyżem. Dlaczego jest tak potulny i łagodny? Dlaczego z czułością obejmuje Krzyż? To denerwuje oprawców. Nie rozumieją. A Jezus całuje Krzyż.

Czy zdarzyło nam się kiedyś z radością otworzyć ramiona na nieszczęście, które nas spotyka, na smutną lub tragiczną sytuację, na chorobę? Czy zdarzyło nam się oczekiwać wręcz z otwartością na coś, przed czym w sposób naturalny serce się wzdryga? W Jezusie widać otwartość, przyjęcie, zgodę, miłość, chociaż jest strasznie osłabiony. Tortury, bicie, wyśmiewanie, okrzyki nienawiści, złości, wcześniej zmagania w Ogrodzie Getsemani, niemalże konanie przed Męką – to wszystko sprawiło, że Jezus nie ma siły, chwieje się. Cały obolały, Ciało zorane, ociekające Krwią, twarz zmieniona tak bardzo, że trudno rozpoznać rysy dawnego Jezusa, każdy skrawek Ciała straszliwie Go boli, wnętrzności również, a mimo to zadziwiające jest Jego podejście do Krzyża, przyjęcie Krzyża.

Postaramy się w tym kolejnym rozważaniu towarzyszyć Jezusowi, by przybliżyć sobie Jego postawę, zobaczyć nie tylko Bożą miłość do człowieka, ale zrozumieć, jaką postawę ma przyjmować człowiek wobec Boga, wobec Jego miłości i w związku z tym, jakie są tego dalsze konsekwencje. Postarajmy się nadal otwierać serce, by Duch Święty mógł przenosić nas w to miejsce w Jerozolimie, w czas, gdy Jezus przeżywa okrutną Mękę. Postarajmy się otwierać serce, by współczuć z Jezusem, lepiej zrozumieć, co działo się z Nim, co było w Jego Sercu.

b) Jezus z miłością ucałował Krzyż

Trzeba zbliżać się do Jezusa, który przechodzi Mękę, aby zrozumieć miłość Bożą, zgłębić Tajemnicę Zbawienia. Nie da się zrozumieć Boga, nie da się być blisko Niego, jednoczyć się z Nim, jeśli człowiek nie rozważa Męki Pana Jezusa, jeśli się w nią nie zagłębia, nie klęczy pod Krzyżem, jeśli nie miłuje Krzyża. Dopiero w obecności Jezusa, który przygotowuje się do Męki, przeżywa ją i umiera na Krzyżu, dusza człowieka otrzymuje łaski, otwiera się na niepojętą miłość Boga, na Jego cudowną obecność przy niej. I zaczyna rozumieć miłość Boga do ludzkiej duszy, zaczynamy ją widzieć wokół siebie każdego dnia. Aby rozumieć tę miłość, a jednocześnie, by w sposób właściwy odpowiedzieć, postarajmy się i dzisiaj towarzyszyć Jezusowi. Do tego jednak potrzebne są otwarte serca; serca, które kochają, tak jak potrafią. Gdybyż człowiek wiedział, jak bardzo jest kochany przez Boga, gdybyż wiedział, w jaki sposób Bóg patrzy na niego – jako na swoje dziecko: z czułością, z wyrozumiałością – częściej przychodziłby do stóp Jezusa. Przychodziłby z ufnością, bez lęku. Czyż można bać się takiej Miłości, która oddaje swoje życie za ciebie? Która twoje grzechy bierze na siebie i tak cała okryta staje przed Ojcem, aby przyjąć karę? Choć Jezus sam jest Święty, Czysty i Doskonały, uwolnił każdego z nas z naszych win i grzechów. Wziął je wszystkie na siebie i cały naszymi grzechami obłożony staje przed Ojcem. Na siebie kieruje Jego gniew, abyś ty mógł żyć i cieszyć się miłością Ojca, być Jego dzieckiem.

Nie lękaj się więc teraz otworzyć się na działanie Ducha Świętego, który może twoją duszę przenieść do Jerozolimy, może przenieść cię w ten czas, gdy Jezus przeżywa okrutną Mękę. Po prostu poproś Ducha Świętego, aby cię poprowadził. Uczyń to z ufnością. Wszystko jest możliwe dla Ducha Świętego. Każdą duszę może przenieść w każde miejsce i w każdy czas. Możesz być pewien, że pragnie, abyś rozważał Mękę Jezusa i chce poprowadzić ciebie ku pełniejszemu poznaniu miłości, więc z wiarą poproś Go, aby przeniósł twoją duszę.

Jezus cały jest okryty ranami. Tak jak jest zorane pole, ziemia, tak Jego Ciało jest zorane. Tortury, które przeżywał w nocy, rano, biczowanie, okrutnie raniły Ciało otwierając je, rozszarpując, rozrywając. Pejcze, bicze najpierw uderzały Jego Ciało, a potem, gdy było już straszliwie obite i skóra podpływała Krwią, zaczynała pękać, inne narzędzia tortur z żelaznymi haczykami zahaczały o Jego Ciało i rozrywały je. Pręty uderzały z taką siłą raniąc boleśnie nogi, ręce, plecy, piersi, twarz. Jego cierpienia w nocy były straszne. Ciało było przypalane, parzone wrzątkiem, szarpane włosy, broda. Jego głową uderzano wielokrotnie o kamienie. Sadzany był na ostrych gwoździach, potłuczonych naczyniach. Był wyśmiewany, opluwany, wyszydzony. Pogardzano Nim. A czyniono to wszystko w tak wulgarny sposób, że nie da się tego opowiedzieć. Jezusa nie otaczali już ludzie, demon wstąpił w człowieka. Przy ciągłym, straszliwym śmiechu, który każde czyste serce mógłby przerazić, przy ciągłych wulgaryzmach, wyzwiskach, przy atakującej Go nienawiści, uderzającej złości, Jezus słabł. Tej nocy i tego poranka nic nie jadł i nic nie pił. Gdy był biczowany bardzo dużo stracił Krwi, chore było Jego Serce. Odczuwał zimno, zmagała się gorączka, bolało Go całe Ciało. Każdy skrawek, każdy milimetr skóry przysparzał ogromnych cierpień. Z Jego poranionego Ciała zwisały strzępy skóry, pootwierane były rany, żywe mięso i ściekająca Krew, twarz zapuchnięta, sina, oczy na półprzymknięte, rany na głowie, ciernie wbite głęboko. Krew zalewała oczy, mieszała się z nieczystościami, które były wylewane na Jezusa. Wyglądał odrażająco, nieludzko. Nie miał siły stać. Chwiał się i drżał.

A jednak siłą woli chciał dotrwać do końca. Jego cierpieniem nie były tylko rany, cierpieniem było odrzucenie Jego miłości, nienawiść, która uderzała w Jego Serce, w Jego psychikę, w Jego duszę. Jakże często ludzie myślą, że skoro Jezus jest Bogiem i kocha doskonałą miłością, to znaczy, że Jemu łatwiej jest wszystko przyjąć, znieść każde odrzucenie. Ale Jezus przyjął człowieczeństwo w pełni, oprócz grzechu. Przyjęcie człowieczeństwa oznacza, że żadne ludzkie uczucie nie było Mu obce. Znał je i dobrze rozumiał. Każde cierpienie było Mu znane. I gdy kochał, a Jego miłość była odrzucana, cierpiał tak, jak cierpi każdy człowiek, gdy odrzuca się jego miłość. A On doświadczał nienawiści, złości, straszliwej agresji od tych, których wcześniej uzdrawiał, pocieszał, podnosił na duchu, którzy chodzili za Nim, wyciągali do Niego ręce, krzyczeli za Nim: Ratuj! Pomóż! Uzdrów! Którzy Go błogosławili, dziękowali Mu, klękali przed Nim, bili czołem do ziemi; którzy jeszcze nie tak dawno, kilka dni temu krzyczeli, iż jest Królem, kładli swoje płaszcze przed Nim, aby mógł iść, krzyczeli: Hosanna! Jakże zmieniły się ich twarze, ich oczy!

Jezus widział zło w ich oczach. Szatan opanował Jerozolimę. Dlaczego zatem godził się na Mękę? Dlaczego? Czekała Go okrutna Droga Krzyżowa, przybicie do Krzyża, trzy godziny konania w straszliwych męczarniach, opuszczenie od Ojca, będące ostatecznym ciosem dla Jego Serca. Dlaczego zgodził się na to? Trudno jest pojąć człowiekowi, dlaczego Jezus to podejmuje. Trzeba prawdziwie mieć serce czyste i otwarte, aby zrozumieć i przyjąć sercem, nie rozumowo. Rozumowo wszyscy wiedzą – przyjął Krzyż z miłości. Ale są to puste słowa dla wielu ludzi; słowa, które nic nie znaczą dla wielu tysięcy i milionów ludzi. A to najbardziej rani Jezusa. Właśnie to jest Jego cierpieniem.

Jezus jest Miłością. Jest jedno z Ojcem i jedno z Duchem Świętym. Jego wola – to wola Ojca. Jego miłość – to miłość Ojca i Ducha. A Bóg tak umiłował człowieka, że postanowił dać mu życie wieczne za wszelką cenę. Tą ceną jest życie Syna. Syn tak umiłował Ojca, że zapragnął wypełnić dokładnie Jego wolę z miłości. A jedność pomiędzy Synem a Ojcem i Duchem jest tak wielka, tak niepojęta, że trudno nawet człowiekowi mówić o Trzech Osobach Boskich, bo ich wola stapia się ze sobą tworząc jedną, tą samą. Jezus całym sobą, całym swoim jestestwem pragnie woli Ojca, a więc pragnie życia wiecznego dla człowieka. Całym sobą kocha człowieka. A ponieważ Jego miłość jest doskonała, to na nienawiść, której doświadcza od człowieka nie odpowiada tak jak zwykły człowiek – odpowiada miłością. To świadczy o doskonałej miłości. Bóg kocha bez względu na to, jak człowiek odpowiada na tę miłość. Dlatego, gdy podprowadzono Jezusa w miejsce, gdzie rzucono Krzyż, Jezus nie bronił się, nie ociągał się.

Krzyż został rzucony z wielką pogardą, złością, z szyderstwami. Ci, którzy chcieli ukrzyżowania, oprawcy i żołnierze – nienawidzili krzyża. Wielu z nich czekało ze straszną szatańską nienawiścią i satysfakcją na to, żeby Jezus wziął Krzyż. Chcieli upajać się widokiem skazańca, który będzie się bał Krzyża, będzie się bronił, krzyczał, jęczał, płakał lub też błagał o pomoc. A zobaczyli kogoś zupełnie innego. Zobaczyli Jezusa – postać strasznie poranioną, Człowieka, który wyglądał jak żywe mięso, ociekającego Krwią, przykrytego jakąś brudną szmatą; Człowieka, który miał na głowie koronę z cierni, wokół Jego twarzy ciekła Krew, a oczy ledwo widziały cokolwiek przed sobą; Człowieka brudnego, zmienionego, niewyglądającego zupełnie jak człowiek. Ten Jezus, choć chwiał się i drżał, choć ledwo szedł, to w całej Jego postaci podchodzącej do Krzyża był niezwykły pokój, zgoda, łagodność, pokora. On wyciągał ręce do Krzyża. Choć cierpiał i każdy ruch sprawiał Mu ból, uklęknął przy Krzyżu, objął Krzyż ramionami. Żołnierze podnieśli krzyż, myśleli, że Jezus go weźmie i zacznie go od razu nieść. A Jezus tulił Krzyż. Ludzie wokół patrzyli zdumieni, nie rozumiejąc, co się dzieje. Wielu z nich, widząc to zachowanie Jezusa, patrzyło z nienawiścią i złością. To nie zgadzało się z ich oczekiwaniami. Chcieli zadać Jezusowi takie cierpienie, aby się bał, aby został pogardzony przez wszystkich. Chcieli Go sponiewierać. A zobaczyli Człowieka, choć okrutnie umęczonego, to jednak pełnego dostojeństwa; Człowieka, w którym nie ma lęku, ale w którym jest zadziwiająca łagodność i miłość do Krzyża, który ten Krzyż dotyka z czułością, jak jakąś ukochaną osobę.

Jezus ucałował Krzyż trzy razy. Cierpiał cały czas. Ból fizyczny był straszny. W Jezusie nie było euforii, On cały czas cierpiał, czuł ból, ale jednocześnie kochał i pragnął woli Ojca. Cieszył się więc, że właśnie wypełnia ją. Pragnął wypełnić całą, do końca, niczego nie pominąć. Bardzo często ludzie odbierają Jezusowi Jego człowieczeństwo podczas Męki, uznając, że skoro jest Bogiem, to Jego cierpienie nie było tak wielkie. Jest to wielki błąd. Jezus, chociaż miał również naturę Boską, był w pełni człowiekiem, a to oznacza, że dokładnie czuł każde uderzenie, każdy kopniak, każdą pięść, każde pociągniecie za włosy, szturchniecie, szarpnięcie. Biodra miał obwiązane pasem nabitym kolcami, do którego przytwierdzone były sznury. Szyję obejmowała obręcz też z kolcami i z przytwierdzonymi sznurami. Za te powrozy żołnierze ciągnęli Jezusa, i to każdy w swoją stronę, śmiejąc się, że niby Go prowadzą, a tak naprawdę zadawali Mu jeszcze cierpienie, szarpiąc we wszystkie strony, utrudniając drogę i powodując upadki. Jezus czuł to wszystko. Cierpiał. Gdy szarpali za Jego ubranie, odrywało się ono od zaschniętych ran, zadając ból, otwierając je ponownie i znowu ciekła Krew. Jezus wszystko czuł. Czuł każdy kamień pod stopą, ranił swoje stopy o kamienie. Stopami zahaczał o zbyt długą szatę, potykał się. Nogami uderzał o kamienie. On to wszystko czuł. Ty uderzając palcem nogi o kamień, czujesz ból, a On uderzał nieustannie. Miał bose stopy, a prowadzono Go specjalnie w różne miejsca, by jeszcze się poranił. A jednak On przyjmował Krzyż otwartymi ramionami.

Bardzo trudno jest nam, ludziom, zrozumieć to wszystko, trudno wyobrazić sobie, trudno też przyjąć. Możemy jedynie podejmować próbę rozważania Męki Jezusa, ale już ta próba niesie łaski, bo nasza dusza znajduje się wtedy w obecności Jezusa, który przeżywa Mękę. A podczas Męki Pana Jezusa objawia się pełnia miłości. Jezus nieustannie, cały czas promienieje miłością, obdarza miłością, On jest Miłością. Ta miłość płynie na wszystkich – na tych, którzy są najbliżej, którzy zadają Mu ból, a więc na żołnierzy; na tych, którzy stoją za żołnierzami, krzyczą, podnoszą pięść do góry, złorzeczą. Ta miłość rozlewa się też na tych, którzy kochają, również i na ciebie. Jeśli podejdziesz do Jezusa, jeśli spróbujesz w swoim sercu zbliżyć się do Niego, znajdziesz się w cudownej bliskości. Jego łaski i miłość obejmą ciebie, a twoje serce doświadczy tej miłości. Może zdarzyć się tak, że na drodze pogłębiania wiary w jednym momencie zrozumiesz więcej niż przez lata całe czytania różnych książek religijnych. Zbliżenie się do Jezusa, kiedy On doświadcza Męki, otwarcie serca na Jego cierpienie sprawia, że serce wchodzi w tajemnicę miłości, obejmowane jest tą tajemnicą i zaczyna nią żyć. Rozumie więcej niż dotychczas. To dar Jezusa, to Jego dar miłości.

Jezus kocha ciebie cały czas. Gdy upada, gdy się podnosi, gdy się chwieje, gdy słabnie, gdy drży, gdy trawi Go gorączka, gdy na Niego plują, gdy Go biją, szarpią – On cały czas ciebie kocha. Pamiętaj, aby nigdy nie zwątpić w Jego miłość, w Jego miłosierdzie. Pamiętaj, że choćbyś popełnił wszystkie grzechy świata, Jego spojrzenie na ciebie pełne miłości się nie zmieni. On dalej będzie szedł Drogą Krzyżową – dla ciebie. Czy wiesz, że gdyby Judasz zwrócił chociaż swój wzrok na Jezusa z daleka i błagał o przebaczenie, uzyskałby je natychmiast i byłby zbawiony? Miłość Boga jest ponad wszystko. Nic nie jest w stanie tej miłości zagasić. Wszystko, wszystkie twoje grzechy są maleńką kroplą, która w płomieniu miłości od razu znika.

Jezus czyni to wszystko, bo kocha. Przyjmuje i niesie Krzyż, przeżywa każde cierpienie na Drodze Krzyżowej, przeżywa każdą chwilę świadomie, do końca godząc się, bo kocha. Kocha Ojca, Jego wolę i kocha człowieka. Patrząc na Jezusa, na to, w jaki sposób przyjmuje Krzyż, możesz zrozumieć, jaka powinna być twoja postawa. Jednak przyjmowanie podobnej postawy do Jezusa, a więc branie swojego krzyża, bez miłości, nie ma sensu, nie prowadzi do zbawienia. Człowiek bez miłości nie jest w stanie unieść krzyża, a nawet, jeśli go zacznie nieść, nie wytrwa do końca. Znienawidzi krzyż, znienawidzi wszystko. Aby wziąć krzyż, aby stanąć przy Jezusie, aby twój krzyż był jedno z Krzyżem Jezusa, abyście razem mogli go nieść, najpierw pokochaj. Pokochaj Boga! Zanurz się w Jego miłości! Uwierz w tę miłość! Przyjmij ją otwartym sercem, jak maleńkie dziecko, które noszone jest w ogromnych ramionach Ojca, jest pieszczone, hołubione i któremu Ojciec Niebieski pragnie wszystko dać, wszystko zapewnić. Pokochaj Tego, który umiłował ciebie miłością tak wielką, że wydaje się na ludzki sposób szaloną. Przytul się, przybliż się do Jego Serca i pozwól, by to Serce objęło ciebie i by twoje serce przylgnęło do Jego Serca. Daj się unieść Miłości, daj się wypełnić Miłości. Pozwól, aby miłość zaczęła kierować twoim życiem, tobą, wszystkim.

Dopiero wtedy, kiedy umiłujesz, zaczniesz pragnąć woli Bożej. Będziesz kochał Boga, a więc i Jego wolę. Wtedy zobaczysz, że każdy dzień jest darem miłości od Boga, każda sytuacja jest dana tobie z miłości, abyś otworzył się na zbawienie. Każda osoba jest Jego darem, byś i ty nauczył się kochać Jego miłością. To, że jest trudno kochać, to prawda. Miłość nie jest sentymentalnym uczuciem. Ale jeśli podejmiesz trud z miłości do Boga, by kochać każdego, twoje serce żyć będzie Bogiem, będzie blisko Boga. Będziesz coraz bardziej zagłębiał się w tej miłości, aż dotrzesz pod Krzyż. I wtedy z miłości do Boga zapragniesz dokładnie tego, czego doświadczał Jezus. Będziesz się dziwić sam sobie, że masz takie pragnienia. Będziesz zastanawiać się nad sobą, czy nie oszalałeś. Tak, będziesz szalonym z miłości. Miłość przyprowadzi ciebie pod Krzyż i da ci zrozumienie, że Krzyż jest największym skarbem świata. Jest jedynym cennym, co posiada świat, że wszystko inne jest nic nie warte. Jedyne, co warto posiadać – to Krzyż! Jedyne, co warto umiłować – to Krzyż! Jedyne, czemu warto się oddać – to Krzyż! Jedyne, co warto podjąć – to Krzyż! Ten, kto ma Krzyż – ma Boga, ma Jego życie, ma szczęście.

Wówczas patrząc na Jezusa już nie będziesz się dziwił, że w taki spokojny, łagodny sposób bierze Krzyż. Nie będziesz się dziwił Jego pocałunkom, bo sam będziesz obdarzać Krzyż pocałunkami wielokrotnie. Będziesz ze łzami w oczach klękał u stóp Jezusa, by całować Jego Rany, pragnąc całować, a jednocześnie bojąc się, by Go nie zranić jeszcze bardziej. Będziesz pragnąć opatrywać Jego Rany. Będziesz to czynić z drżeniem, widząc, jak straszliwe są te Rany i zdając sobie sprawę, że każdy dotyk musi Go boleć. Razem z Nim będziesz płakać, gdy będą przybijać Jego dłonie. I wtedy sam podasz swoje dłonie do przybicia, aby osłonić Jego. Sam podasz swoje stopy, aby Jego były osłonięte. Będziesz to czynić z miłości. Zaczniesz rozumieć Jezusa jeszcze lepiej, Jego miłość, pragnienie wypełnienia woli Ojca, bo w tobie będą Jego uczucia, Jego pragnienia, Jego miłość. Dlatego będziesz rozumiał. Człowiek sam z siebie po ludzku nie jest w stanie zrozumieć. Dopiero, gdy serce wypełni się Bożą miłością, gdy w sercu zamieszka Jezus, kiedy żyje w nim Jezus, wtedy zaczyna rozumieć i zaczyna pragnąć. I wtedy ze spokojem, z miłością będziesz przyjmował każde cierpienie, z ufnością podejmował trudności, będziesz otwierał serce na problemy. Będziesz pełen pokoju, bo będziesz wiedział, że przecież znajdujesz się w dłoniach Tego, który z miłości do ciebie umarł na Krzyżu, więc nic złego nie może ciebie spotkać – samo dobro, tylko miłość.

Prośmy w modlitwie, aby Duch Święty dawał naszym sercom zrozumienie, poznanie tej wielkiej Bożej miłości.

c) Modlitwa po Komunii św.

Jezu mój! Pragnę Ci dziękować i Ciebie wielbić za niezwykłą łaskę; za to, że mogę karmić się Twoim Ciałem i Twoją Krwią; za to, że dajesz mi uczestnictwo w Twojej Męce; że moje serce może przylgnąć do Ciebie i być z Tobą; że za każdym razem, gdy podczas Eucharystii przyjmuję Ciebie, wchodzę w uczestnictwo Twojej Męki i wszystko, co tam się dokonuje, staje się również moim. Dziękuję Ci, że moją duszę wprowadzasz w nowe życie, że memu sercu dajesz oglądać swoją miłość. Dziękuję Ci za to wszystko, co tak wielkim jest, nieskończonym, czego człowiek nie potrafi pojąć, zrozumieć, choć ma na wyciągnięcie ręki. Wybacz nam, Jezu, że bez zrozumienia patrzymy na Ciebie na Ołtarzu, bez zrozumienia przyjmujemy Ciebie. Z taką obojętnością zastanawiamy się kolejnego dnia, czy iść na Mszę św. czy nie. Najdrobniejsze sprawy wydają się ważniejsze i większe od Twojej Ofiary, od możliwości uczestniczenia w Niej, od możliwości bycia w centrum tych wydarzeń.

Panie mój! Pragnę Ci dziękować za to, że świątynię, ołtarz czynisz Jerozolimą, i moją duszę przybliżasz do siebie w Eucharystii, że wszyscy możemy uczestniczyć w Twojej Męce w niezwykły sposób. Dziękuję Ci, że naszą wspólnotę wprowadzasz na drogę duchowego uczestniczenia w Twoim życiu. Uczysz nas tego i nie zrażasz się naszymi słabościami. Dziękuję Ci, Jezu, za to, że jesteś tak blisko, przemawiasz wprost do mojego serca i zamieszkujesz je. Proszę, poczuj się dobrze, Jezu, w moim sercu i pozostań w nim. Chciałbym powiedzieć: pozostań na zawsze, ale powinienem powiedzieć: pozostań tak długo, jak Ty zechcesz.

Kocham Cię, Jezu, i pragnę kochać Ciebie nieustannie. W sposób szczególny pragnę kochać Ciebie w Krzyżu. Pragnę wyrażać moją miłość ciągle stojąc przy Tobie, uczestnicząc w Twojej Męce. Dziękuję Ci, Jezu, że dajesz taką możliwość. Uwielbiam Ciebie, Boże!

d) Adoracja Najświętszego Sakramentu (2)

Jezu, moja Miłości! Pragnę całym sercem być przy Tobie. Chcę towarzyszyć Ci. Chcę być w każdym momencie, gdy cierpisz, gdy decydujesz się na Mękę, gdy jej doświadczasz. Pragnę odpowiedzieć na Twoją miłość. Cierpię, Jezu, z powodu tego, iż moje serce jest tak obojętne, tak zimne, nie potrafi z Tobą współczuć. Nie potrafię, Jezu, rozważać Twojej Męki, nie potrafię się modlić. Chciałbym, Jezu, czuć to, co Ty czułeś. Chciałbym zagłębić się w Twoje cierpienie, przeżywać je razem z Tobą. Bardzo często, Jezu, gdy próbuję rozważać Twoją Mękę, czuję jakiś mur. Nie potrafię przejść pewnej granicy. Wydaje mi się, że stoję w oddaleniu. Nic nie widzę i nie słyszę, nie czuję. Wtedy, Jezu, wydaje mi się, że w ogóle nie kocham, a przecież tak pragnę.

Panie mój, proszę, zawładnij moim sercem. Zawładnij mną! Ty, otwórz przede mną świat duchowy. Ty, Duchu Święty, poprowadź do samej Jerozolimy. Jezu, dotknij mego serca i otwórz je na Ciebie. Spraw, Ojcze, abym zagłębił się w dzieło Zbawienia, aby moja dusza otworzyła się na to Dzieło, na jego tajemnice, abym mógł poznać Ciebie, Trójco Święta, Twoją miłość, abym zanurzył się w Tobie, w Twojej miłości. Proszę, Panie mój!

***

Dziękuję Ci, Boże, że choć jestem małym dzieckiem, Ty wprowadzasz mnie w relację Trzech Osób Boskich – Trójcy Świętej. Dziękuję Ci, że mogę spoglądać na Twoją miłość, Boże, która jest pomiędzy Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. Dziękuję, że mogę widzieć to niezwykłe umiłowanie, które wypełnia każdą z Osób Boskich i które spływa na pozostałe. Dziękuję, Jezu, że okazujesz swoją miłość do Ojca i sposób, w jaki należy wyrażać ją. Dziękuję za miłość, którą Ty, Ojcze, kierujesz do Syna i za zrozumienie, iż dzięki Jezusowi dokładnie tę samą miłość kierujesz do mnie. Dziękuję Ci, Duchu Święty, za to, iż moje serce pojmuje, do jak niepojętej wspaniałej rzeczywistości został zaproszony człowiek – do relacji miłości. Za to, że Ty, Jezu, wywyższyłeś człowieka i wchodzi on w tę relację nie jako niewolnik, nie jako sługa, ale jako pełnoprawne dziecię samego Boga. Dziękuję Ci, Jezu, że upodobniłeś mnie do siebie i włączyłeś mnie w życie Trójcy Świętej. Dziękuję Ci, że mogę zrozumieć, iż skoro podniosłeś mnie do tak wielkiej godności, to moją odpowiedzią powinna być postawa dokładnie taka jak Twoja – miłość synowska, umiłowanie woli Ojca, pełnienie jej z wielką radością, zjednoczenie się z tą wolą w taki sposób, aby stała się moją, abym nie posiadał żadnej innej. Niepojętym, Boże, jest to, że tak marne stworzenie, którym jest mały człowiek, podnosisz i umiejscawiasz w samym centrum Trójcy Świętej – w Sercu. Kimże jest człowiek? Kim jestem, że obdarzasz mnie tak hojnie? Niczego nie jestem w stanie Ci ofiarować, w żaden sposób nie jestem w stanie zasłużyć sobie na to, w żaden sposób nie mogę Ci się odwdzięczyć. Otrzymuję za darmo. Całkowicie za darmo. Dziękuję Ci, Trójco Święta, za włączenie mnie w relację miłości. Czuję, Boże, że moje serce naznaczyłeś znakiem ojcostwa i synostwa, a więc przynależności do Ciebie. To znamię miłości. Panie mój, wiem, że wszystkie duchy patrząc na mnie od razu wiedzą, kim jestem. A ponieważ one służą Tobie, a mnie uczyniłeś swoim dziedzicem, to również i mnie służą Twoi Aniołowie. Jezu, proszę, abyś uczył mnie być dzieckiem Boga Ojca, abyś uczył mnie miłości. Abyś mnie nauczył, co znaczy być dziedzicem, wziąć wszystko w dziedzictwo; co znaczy posiąść Królestwo Boże; co znaczy zamieszkać w nim.

Mój Jezu! Ty wywyższyłeś mnie do tak niezwykłej godności dziecka Bożego. Pragnę od Ciebie uczyć się miłości. Chcę od Ciebie nauczyć się, jak trwać w tej relacji do Ojca. Czuję się wywyższony w niezwykły sposób, choć niczego nie uczyniłem, ale wiem, że jestem w Sercu Boga. Pragnę, Jezu, upodobnić się do Ciebie, aby w tej relacji być w pełni – jak Syn do Ojca. Chcę, aby i przez moje serce przelewała się miłość skierowana do Ojca i aby moje serce przyjmowało w pełni Jego miłość. Pragnę poddać się całkowicie Duchowi Świętemu. Chcę żyć w Sercu Trójcy Świętej.

***

Panie mój! Prowadzisz mnie na Drogę Krzyżową i pokazujesz mi, na czym polega Twoja relacja z Ojcem. Trudno byłoby zrozumieć patrząc tylko ludzkimi oczami, które są słabe i skażone. Ale Ty dajesz mi łaskę – moje oczy widzą więcej, przenikają istotę rzeczy. Jezu mój, jak niezwykłą jest Twoja miłość! Jak niezwykłą jest Twoja jedność z Ojcem i z Duchem! Jak niezwykłą jest jedność Waszej miłości i woli! Niepojęta, cudowna i wspaniała jest miłość, która wylewa się z Trójcy Świętej! Cudem jest stworzenie świata, człowieka. Wszystko to miłość! Wszystko to Wasze trwanie w miłości, Wasza jedność, wola. O, Panie, jakże to cudowne!

Człowiek poprzez grzech niszczy to, co otrzymał od Ciebie – niszczy możliwość wchodzenia w relacje z Tobą, Boże; relacje niezwykłej bliskości cudownego życia. Wtedy w Sercu Trójcy Świętej jakby wybucha na nowo wielka miłość, w której rodzi się cały zamysł Zbawienia – dzień po dniu, rok po roku, wieki, lata, tysiące lat, wszystko według Twego zamysłu. Jak niezwykłe jest to, że rodzi się to w Tobie, Jezu, w Ojcu i w Duchu. Jest to jedno pragnienie, jeden zamysł, jedna miłość do tego prowadzi.

Przychodzisz na ziemię, Jezu. Dla człowieka niepojęty jest sposób Twego przyjścia, niepojęte zjednoczenie całej Trójcy Świętej – choć rozdzieleni, to jednak zjednoczeni. Twoje życie na ziemi ukazuje, w jaki sposób człowiek może żyć w jedności z Ojcem: całe życie w Ojcu, dla Ojca, z Ojcem; w pokorze, w posłuszeństwie, słuchaniu i wpatrywaniu się w Ojca; w niezwykłej otwartości Twego ludzkiego Serca na Boga i dalsze Twoje zjednoczenie z wolą Ojca, tak niezwykłe, prowadzące na Krzyż; w miłości tak niezwykłej, że pokonuje wszystko: ludzką trwogę, ludzki strach. Wszystko, co ludzkie w Tobie pokonuje miłość, przełamuje, abyś wypełnił wolę Ojca.

Panie mój, zadziwiam się. Jednak to poznanie jest zbyt wielkim dla mego serca. Nie potrafię pojąć, objąć, ogarnąć. Nie potrafię, Jezu! Wielkość Twego oddania Ojcu przerasta mnie, niemalże przeraża. Widzę, Jezu, Twoją wielkość w Twoim człowieczeństwie, Twoją wielkość w zjednoczeniu z Ojcem, w miłości, że aż przerażam się. O, Panie, moja dusza leży przed Tobą, u stóp Twoich. Zbyt małym, zbyt słabym człowiekiem jestem, aby, Boże mój, odpowiedzieć na Twoje zaproszenie. Niczym jestem, a Ty, Boże, podnosisz mnie do godności swego Syna, Upodabniasz mnie do swego Jednorodzonego, abym uczestniczył w Jego życiu, w tej niezwykłej jedności, w miłości i w tym wszystkim, co jest Twoim życiem, co jest tak wielkie, nieskończone i niepojęte.

O tak, Jezu, dajesz mi teraz konkretne wskazówki. Mogę je bardziej zrozumieć, ale czy je wypełnię? Mam iść nieustannie z Tobą każdego dnia Twoją Drogą Krzyżową. Mam czerpać z Ciebie Twoją pokorę, Twoje oddanie, wyrzeczenie, ofiarę. Mam z Ciebie czerpać łagodność, uległość, cichość, milczenie. Mam z Ciebie czerpać miłość; miłość do każdego. Mam od Ciebie czerpać zgodę doskonałą, gdy otwiera się ramiona, aby ich nigdy nie zamknąć, godząc się całkowicie na zamysł Boży.

O, Panie, rozumiem Twoje wskazówki, ale i one są trudne do zrealizowania dla mnie. Panie mój, potrzebuję Ciebie do każdej sekundy mego życia, jeśli ono ma być zjednoczone z Twoim. Potrzebuję Ciebie do każdej mojej myśli, do każdego mego słowa, każdej postawy, czynności, obowiązku, wszędzie. Aby być tak jak Ty, potrzebuję Ciebie, Jezu, wszędzie i zawsze, bo Ty zawsze i wszędzie miłowałeś Ojca i wypełniałeś Jego wolę i ze względu na Jego wolę czyniłeś wszystko. A ja do tej pory realizuję swoją. Pomóż mi, Jezu, bo drżę cały przed tym, co ukazujesz mojej duszy, przed niezwykłym zaproszeniem Boga skierowanym do człowieka – zaproszeniem do życia w Sercu Bożym, w Sercu Trójcy Świętej. Drżę przed niezwykłym wywyższeniem, jakie Bóg czyni wobec każdego człowieka. Panie mój, jest ono tak wielkie, a człowiek tak mały. Jaką ceną uczyniłeś to? Ceną Krwi swojej! Twoja Krew, Panie, mówi do mnie, że nie mogę odmówić, nie mogę odwrócić się, nie mogę nie przyjąć Twego daru, tego wywyższenia. Ale z drugiej strony – jestem niczym i nie potrafię. Jezu, pragnę uchwycić się Ciebie, przylgnąć do Ciebie, tak się z Tobą złączyć, aby to złączenie nasze niosło mnie do Ojca. Ja się tylko Ciebie uchwycę, Jezu, i nie puszczę już więcej, a Ty będziesz mnie niósł poprzez wszystkie ciernie, wszystkie krzyże, wszystkie trudy. Ja przylgnę do Ciebie tak bardzo, aby nic nie zdołało nas rozłączyć, a Ty prowadź mnie, gdzie chcesz i jak chcesz.

Panie mój! Nie mam żadnych sił, nie posiadam w ogóle odwagi, więc wtulę się w Twoje Serce, ukryję się w Nim. Wtedy możesz czynić, co zechcesz. Nic nie będzie straszne, bo będę ukryty w Tobie. A gdy będę się lękać, o Panie, przypomnij mi Twój lęk, Twój strach w Getsemani. Przypomnij mi Twoje cierpienie, Twój Krzyż. Wtedy zawstydzę się, widząc, jak wielkim było Twoje cierpienie, a moje jak maleńkim. Jeszcze bardziej wtulę się w Twoje ramiona, aby przejść wszystko. Najbardziej niepojętym jest to, Boże, że czynisz wszystko, abym mógł żyć szczęśliwie w Twoim wnętrzu, w Twoim Sercu, otoczony Twoją miłością przez wieczność. Czynisz wszystko, abym żył przemieniony, przebóstwiony Tobą, wywyższony do niezwykłej godności. O, Panie mój, pragnę uwielbiać Ciebie, dziękować Ci, kochać Cię, żyć dla Ciebie. Bądź uwielbiony, Boże, Trójco Święta!

***

Boże! Pragnę Ciebie kochać. Pragnę kochać Ciebie największą miłością. Gdy patrzę na Jezusa, na Jego miłość, chciałbym tak kochać. Oddaję Ci samego siebie. Oddaję Ci moje życie, oddaję Ci moją rodzinę i pracę. Oddaję Ci wszystko to, co stanowi dla mnie przyjemność, to, co mnie interesuje. Oddaję Ci moje obowiązki. Oddaję Ci, Boże, wszystkie moje przyjemności, pragnienia, moje marzenia. Oddaję Ci, Boże, wszystko, co mnie stanowi. Oddaję Ci moją wolę. Wszystko. Rozumiem, abym mógł żyć w zjednoczeniu z Tobą, w miłości tak cudownej i niepojętej, w relacji miłości, jaka jest pomiędzy Synem a Tobą, Ojcze, muszę przyjąć Twoją wolę. Muszę otworzyć się całkowicie na Twoje życie, Twój byt, Twoje istnienie. Więc, Panie mój, chcę to uczynić. Nie rozumiem jak, ale ufam, że Ty będziesz tego dokonywał we mnie. Wierzę, że skoro Jezus oddał swoje Boskie życie za mnie, to znaczy, że Ty pragniesz mego udziału w Twoim życiu, że Ty chcesz, abym żył Twoim życiem. Żyć Twoim życiem, życiem Trójcy Świętej, to żyć w Niej samej – ja tego pragnę. A ponieważ w Tobie, Boże, jest wszystko, co duchowe, ponieważ miłość Twoja jest największym skarbem i bogactwem, więc odrzucam wszystko inne, aby posiąść tę cenną perłę, aby żyć w Tobie, Boże, posiąść Twoje życie. Wiem, że do tego nie potrzebuję niczego, co tak po ludzku człowiek uważa za cenne i co koniecznie chce zdobyć, posiadać. Rezygnuję ze wszystkiego. Skoro Ty wywyższasz mnie tak bardzo i włączasz w swoje życie, to ja tego pragnę. Otwieram serce, duszę, otwieram ramiona i mówię Ci: Weź moją wolę! Weź moje serce! Posiądź mnie, Boże! Chcę, aby moje życie od tej pory całe należało do Ciebie i było życiem w zjednoczeniu z Jezusem. By to było Jego życie. Chcę iść z Nim, Jego śladami; nigdzie sam, wszędzie z Nim. Uwielbiam Ciebie, Boże!

***

O, Panie! Moje serce tyle dzisiaj przeżyło. Tyle memu sercu ukazałeś. Pozwól, że moje serce wtuli się w Twoje ramiona i odpocznie sobie. Pozwól, że moje serce w Tobie odnajdzie pokój, bo drży jeszcze wobec wielkości Twojej i tego, co ukazałeś. Ucisz moje serce, Panie! Poprowadź je. Udziel memu sercu pokoju. Pobłogosław, Jezu, każdego z nas na tej drodze.

e) Wskazania na drodze naszego powołania (2)

Człowiek traktuje Krzyż bardzo powierzchownie, a Tajemnica Krzyża jest wielka. Ten, kto stara się ją zgłębiać poznaje Bożą miłość, relacje pomiędzy Ojcem a Synem, wchodzi w niezwykłą zażyłość z Bogiem i zaczyna rozumieć niezwykłe wywyższenie stworzenia, które zostaje włączone w relacje Trzech Osób Boskich, w życie samego Boga. Podjęcie Krzyża przez Jezusa pokazuje umiłowanie Ojca i zjednoczenie woli – woli Jezusa z wolą Ojca. Ukazuje niezwykłość człowieczeństwa w Jezusie, w jak niepojęty sposób Jezus uniósł się na szczyty człowieczeństwa.

Każdy z nas może, tak jak Jezus, umiłować wolę Ojca i podejmować swój krzyż. Krzyż każdego z nas jest złączony z Krzyżem Jezusa. Za każdym razem, kiedy podejmujemy swój krzyż, tak naprawdę towarzyszymy Jezusowi w Jego Drodze Krzyżowej. Gdy podejmujemy krzyż z otwartym sercem, z pokorą, z oddaniem się Bogu, wtedy Bóg zbliża nas do poznawania tajemnicy miłości, która łączy Ojca z Synem i z Duchem; miłości, która jest czymś innym niż to, co człowiek zwykł nazywać miłością. Piękno Bożej miłości przewyższa wszystko, wszystkie nasze wyobrażenia, wszystko to, co nazywamy pięknem, wszystko to, czym się zachwycamy. Owszem, w jakimś stopniu są to odblaski Bożej miłości, ale nie są nią samą. Jeśli chcemy poznawać Bożą miłość, zagłębiajmy się w Mękę Jezusa, przyjmujmy krzyż, umiłujmy krzyż.

f) Adoracja Najświętszego Sakramentu (3)

Jestem tylko człowiekiem tak małym, tak słabym. Potrzebuję Twego Ducha, Jezu, aby móc poznawać Twoją miłość. Potrzebuję Twego Ducha, aby zbliżać się do Krzyża. Nie jestem w stanie sam osiągnąć mądrości, aby zrozumieć Twoje dzieło Zbawcze. Do wszystkiego potrzebuję Ciebie, Boże. Do życia w zjednoczeniu z Tobą – potrzebuję Ciebie. Aby moja dusza wzrastała, aby doskonaliła się, aby zbliżając się do Ciebie dotykała tajemnic Twoich – potrzebuję Ciebie. Sam niczego nie osiągnę, sam do niczego nie dojdę. Panie, sam jestem niczym. Proszę, udziel mi swego Ducha!

***

Dziękuję Ci, Boże! Czuję się prawdziwie Twoim dzieckiem, czuję się obdarowanym. Chwilami aż przerażam się tym obdarowaniem. O cokolwiek poproszę, Ty mi dajesz. Twoja miłość jest tak wielka. Pragnę Ci podziękować, Boże, za tę miłość, która wywyższa mnie – człowieka, która podnosi mnie i umieszcza w Twoim Sercu; miłość, która sprawia, że żyję w Tobie, że jestem umiejscowiony w niezwykłej relacji Trzech Osób Boskich – w Twoim wnętrzu, Trójco Święta.

Dziękuję Ci, Jezu! Twoja Męka, cierpienie, Krzyż, śmierć na Krzyżu, zmartwychwstanie, wyjednały mi tak wielką godność dziecka Bożego, takie wywyższenie. Dziękuję Ci, Jezu, za życie, które mi dałeś, tak niezwykłe i cudowne. Nie żyję już życiem zwykłego człowieka, życiem ziemskim, które kończy się, ale ja żyję już inaczej – we mnie jest życie Boga, o Panie! Czuję sercem, że we mnie jest, Jezu, wszystko to, co Twoje – we mnie jest Twoja Męka, cierpienie, we mnie są Twoje Rany, Twoje sińce, Twoja Krew, Twoje Łzy, Twój Pot. We mnie jest każde cierpienie Twoje, sekunda po sekundzie. We mnie jest wszystko. Jest to wielkim Darem Twoim dla mojego serca, dla mojej duszy. O, Panie, przez całą wieczność będę Ciebie wielbić, będę Ci dziękować. Bądź uwielbiony, Boże!

***

Dziękuję Ci, Jezu! Wielki jest dar Twojej miłości. Wybacz, że nie potrafię go zgłębić. Wybacz mi, że nie potrafię go docenić, jak należy. Wybacz mi, że różnie traktuję Twój dar. A przecież to Ty sam dotknąłeś mego serca, Ty sam je otworzyłeś, Ty sam w nim zamieszkałeś, Ty sam ofiarowałeś mi życie, Ty sam nieustannie dajesz mi siebie, Ty sam wprowadzasz mnie w swoje życie, w swoją miłość, w swoją relację z Ojcem. Wszystko czynisz Ty. I nie patrzysz na moją małość, na to, że nic nie rozumiem. O, Panie nie patrzysz, w jaki sposób przyjmuję, jak traktuję. Wszystko to dla Ciebie jest nieważne. Twoja miłość obdarza mnie tak hojnie.

O, Jezu mój! Chciałbym odpowiedzieć na Twoją miłość, na Twoje cierpienie, na Twój Krzyż, który ofiarowałeś mi. Nie bardzo wiem, Boże, co mam czynić z tym darem. Nie bardzo wiem, Panie, dlaczego dajesz mi tak wiele? Cóż może mała dusza? Proszę więc, abyś mną pokierował, abyś mnie poprowadził. Proszę, abyś mnie pobłogosławił na mojej drodze, abym daru Twojej miłości nie pozostawił, ale bym go zgłębiał, poznawał, abym nim żył. Abym dał się prowadzić Tobie w głąb Twojej miłości, w samo życie Twoje. Pobłogosław nas, Jezu!

g) Wskazania na drodze naszego powołania (3)

Umiłowanie woli Bożej jest bardzo ważne dla naszych dusz. Ma ogromne znaczenie dla całego naszego życia. Bardzo często podchodzimy niedojrzale do swojej wiary. Podchodzimy bardziej emocjonalnie, uczuciowo, uważając, że miłość jest uczuciem. Spoglądając na Jezusa, na Jego całą Mękę, można zobaczyć obraz miłości, czym jest miłość. Gdyby była tylko czystym, sentymentalnym uczuciem, Jezus nie szedłby Drogą Krzyżową.

Miłość prawdziwa jest zjednoczeniem. Jezus zjednoczony był z Ojcem. To była jedność Serc, jedność pragnień, jedność woli, umiłowanie woli Ojca, umiłowanie ponad wszystko, z ofiarą z samego siebie włącznie, by realizowała się wola Ojca w Nim.

Jeśli człowiek prawdziwie chce kochać Boga musi przejść etap wyżej w pojmowaniu miłości, a więc musi przejść ponad uczucie, którym darzy Boga i które jest naturalnym uczuciem, ale musi świadomie dążyć do wypełnienia Jego woli. Pragnienie woli Bożej jest wyrazem doskonalszej miłości człowieka, bardziej dojrzałej miłości. Gdy człowiek dąży do wypełnienia woli Ojca, wtedy zaczyna dojrzewać jego miłość. Sam zaczyna doznawać przemiany w swojej miłości do Boga, w relacji do Niego. Prawdziwszą, bliższą staje się ta relacja. Dopiero wtedy człowiek tak naprawdę wchodzi na ścieżkę świętości.

W naszych rozważaniach szczególnie staraliśmy się zbliżyć do Jezusa, który przyjmuje Krzyż, bo rzeczywiście jest to moment, w którym człowiekowi łatwiej jest zobaczyć, w jaki sposób ma podejmować swoją codzienność i w tej codzienności swój krzyż. Kiedy patrzymy na Ogród Getsemani, na Jezusa, który już tam przecież przyjmuje wolę swego Ojca, trudno człowiekowi odnieść do swojego życia tę postawę przyjmowania woli Ojca. Natomiast, gdy Jezus klęka przy Krzyżu, gdy go obejmuje i całuje, kiedy pomimo wielkiego osłabienia i cierpienia próbuje podnieść Krzyż i niesie go, ten obraz bardziej przemawia do słabego człowieka. Łatwiej człowiekowi zrozumieć, w jaki sposób ma przyjmować swoją rzeczywistość, a więc godzić się na wolę Bożą.

Trzeba umiłować. Bez miłości człowiek nie jest w stanie cokolwiek przyjmować. Ale trzeba pójść dalej w tej miłości, a więc odrzucić sentymentalizm i uczuciowość i zrozumieć, że umiłowanie jest zjednoczeniem z Bogiem, czyli zjednoczeniem z Jego wolą, z Jego mądrością, z Jego Prawdą, z Nim samym, ze wszystkim, Kim On jest, czym jest, co czyni, co zaplanował wobec człowieka. Jezus był zjednoczony w sposób doskonały, pełny. W Nim wola Ojca wypełniała się. Nie było w Nim niczego poza wolą Ojca. W człowieku jest przede wszystkim on sam. Człowiek musi uczyć się słuchania i przyjmowania do swego serca woli Bożej. W swoim sercu musi starać się dawać miejsce Bogu i Jego woli poprzez usuwanie samego siebie. To jest krzyżem dla człowieka, obejmowaniem, całowaniem krzyża, jakie widzimy u Jezusa.

Jezus pełen cierpienia, odarty ze wszystkiego, pozbawiony wszystkiego, nieludzko umęczony wypełnia wolę Ojca. I człowiek ma tak do końca zrezygnować z siebie. Wtedy dopiero będzie mógł wypełniać wolę Boga. Musi zdeptać wszystko, co jest człowiecze. Będzie to niekiedy odczuwał jako wielkie cierpienie. Będzie walczył ze sobą. Będzie to niezwykły trud. Ale gdy będzie przełamywał samego siebie, gdy będzie pokonywał swoje słabości, swoje „ja”, by niejako dotknąć Boskiego „Ja”, wtedy zacznie żyć prawdziwym życiem. W nim realizować się będzie życie Boże i dokonywać się będzie dzieło Zbawienia. W nim jednoczyć się będzie Syn z Ojcem. W tej duszy będzie się dokonywać wywyższenie, jakiego pragnie Bóg dla człowieka, a które już przez Jezusa zostało wysłużone – wywyższenie do rangi Syna, do życia w zjednoczeniu w samym Sercu Trójcy Świętej. Dusza będzie wtedy realizować to, co Bóg zamierzył wobec niej. Będzie osiągać chwałę, do jakiej został człowiek stworzony, powołany i przez Jezusa wykupiony.

Trudnym jest to do zrozumienia zwykłemu człowiekowi. Tak daleko nie sięga już umysł ludzki. Tylko serca wybrane przez Boga, które otwierają się na to powołanie, wyróżnienie są w stanie w pewnym stopniu zrozumieć i podążać taką drogą, mając jednak niewielką świadomość, do czego Bóg powołał człowieka. Droga do tego zaczyna się od miłości i prowadzi poprzez dojrzewanie w miłości. A więc miłość w człowieku będzie dojrzewać, przemieniać się, upodabniając się do miłości Bożej i dusza przechodzić będzie kolejne etapy w swoim rozwoju. Większość dusz zrozumie i doświadczać będzie tego dopiero w wieczności. Tylko nieliczni doświadczają tego już na ziemi. Nie w pełni; pełnię osiągną wszyscy w Niebie.

***

Boże zaproszenie do pełnienia Jego woli jest czymś wielkim. Otwierajmy swoje serca na zaproszenie do jednoczenia się z Jezusem, który przeżywa Mękę. Otwierajmy swoje serca na zaproszenie do samego wnętrza Trójcy Świętej, do relacji między Trzema Osobami Boskimi. Otwórzmy swoje serca na miłość! Otwórzmy swoje serca na słowa miłości! Otwórzmy swoje serca na jej pouczenia! Otwórzmy serca na jej prowadzenie! Otwórzmy serca! Wtedy będziemy rozumieć, co to znaczy kochać, czym jest miłość, na czym polega. Wtedy odkryjemy wolę Bożą. Odkryjemy prawdziwe życie, tylko otwórzmy serca.

Cały czas trwajmy przy Jezusie. Cały czas adorujmy Go. Cały czas adorujmy Jego Rany, Jego Krew, Pot, Łzy. Cały czas bądźmy z Nim, przy Nim, wspierajmy, współczujmy. Cały czas! Trwajmy przy Jezusie, chociaż wydaje nam się, że nie rozumiemy, dlaczego i po co, że nic nie potrafimy, nie umiemy, że to nie ma sensu. On nauczy nas, co znaczy kochać, co znaczy żyć w jedności z Ojcem w Niebie, co to znaczy prawdziwa miłość.

2. Rozważanie (2): Nasze serca umocnieniem dla Jezusa

a) Wprowadzenie

Podczas tych rozważań spróbujemy wspólnie towarzyszyć Jezusowi podczas Drogi Krzyżowej. Spróbujmy być tymi, którzy będą stać przy Nim i kochać Go. Tak trudny był czas niesienia Krzyża między innymi dlatego, że Jezus doświadczał samotności. Wokół siebie nie widział nikogo, kto by kochał Go, współczuł Mu, kto by pragnął razem z Nim być przez cały czas. Doświadczał czegoś zupełnie odwrotnego. Nienawiść tak bardzo uderzała w Jego Serce pełne miłości, które wszystkich kocha. Prawdziwie zranić można tę osobę, która kocha i szczególnie doświadcza zranienia od tych, których kocha.

Stańmy razem z Matką Najświętszą dzisiaj przy Jezusie. Niech nasze serca będą Mu umocnieniem na Jego drodze. Niech włączą się w dzieło Zbawcze poprzez pełną miłości obecność na Drodze Krzyżowej. Będziemy uświadamiać sobie fakt, iż człowiek nie jest w stanie zrobić niczego za Jezusa, nie jest w stanie dokonać jakiegoś dzieła, które by w pewnym stopniu wyręczyło Go. Natomiast może stać przy Jezusie i kochać. I to jest najważniejsze, tak często lekceważone przez ludzi. Człowiek chce działać, dokonywać rzeczy wielkich, niestety wtedy tylko rośnie jego pycha. A tutaj potrzeba jedynie miłości i tę potrzebę będziemy sobie uświadamiać. Będziemy starali się być z Jezusem i kochać Go.

b) Jezus zaprasza nas na tą wyjątkową Drogę

I w tym rozważaniu spróbujmy przenieść się do Jerozolimy. Razem z Maryją spróbujmy towarzyszyć Jezusowi w Jego Drodze Krzyżowej. Dobrze by było, abyśmy uświadomili sobie, co jest najważniejsze w życiu człowieka, w jego relacji do Jezusa. Wielokrotnie mówiliśmy o tym, że Bóg powołuje nas. Zaprosił nas do grona dusz najmniejszych, utworzył wspólnotę, daje niezmiernie ważne powołanie w Kościele. Posługując się nami przeprowadza w Kościele swoje dzieło. Istnieje niebezpieczeństwo, iż zaczniemy myśleć o naszym uczestnictwie jako o aktywności, o działaniu. Człowiek ma poczucie satysfakcji, gdy uczyni coś o własnych siłach, gdy wykorzysta swoje zdolności, umiejętności, wykaże się jakąś kreatywnością. Człowiek lubi poczuć, że czegoś dokonał. Niestety właśnie wtedy wkrada się pycha. Człowiek opierając się na samym sobie ma bardzo ograniczone możliwości działania, a jednak chełpi się swoimi osiągnięciami. Bóg powołuje nas do swojego dzieła, jednak nie na działaniu, nie na aktywności ma polegać nasz udział w tym dziele. Bóg nie będzie opierał swego dzieła na ludzkich możliwościach, na naszych umiejętnościach, na naszej wiedzy czy zdolnościach. Przeprowadza wielkie dzieło Zbawcze, które wymaga mocy Bożej, Bożego Ducha, Bożego działania. Zatem, na czym ma polegać udział dusz najmniejszych w tym dziele?

Zamknijmy oczy i spróbujmy duchowo przenieść się do Jerozolimy. Niech Duch Święty otworzy nasze serca na rzeczywistość duchową – świat Ducha, abyśmy znaleźli się właśnie w tym czasie w Jerozolimie, kiedy Jezus podjął Krzyż. Odsuńmy całkowicie na bok wszelkie myśli. Nie sięgajmy teraz myślami do swoich domów, czy jakichś spraw, ale cali dajmy się przenieść Duchowi Świętemu do Jerozolimy. Tylko wtedy, gdy pozwolimy na to, gdy damy się cali przenieść Duchowi Świętemu, będzie możliwym nasze zanurzenie się w wydarzeniach, których za chwilę będziemy świadkami.

Jezus z wielkim trudem podnosi Krzyż. Pomagają Mu w tym żołnierze, przecież chcą, by niósł ten Krzyż, a widzą, że jest bardzo osłabiony. Jezus wygląda strasznie. Przyzwyczailiśmy się do pięknych obrazów, pięknych krzyży i figur na krzyżach, ale tak naprawdę nie oddają one wyglądu Jezusa. Zazwyczaj wszędzie widzimy czyste Ciało, całe, a przecież na Jezusie nie było skrawka czystego, milimetra całej skóry. Przecież ta skóra została rozszarpana, Ciało zorane. Jezus był jedną wielką Raną. Wszystko, całe Jego Ciało było obolałe. Cierpiał ogromnie, do tego był bardzo osłabiony, rosła gorączka, miał dreszcze. Z trudem dźwigał Krzyż. Jego kroczenie naprzód utrudniała jeszcze zbyt długa szata, którą miał na sobie. Przydeptywał ją i potykał się. Miał również na sobie koronę cierniową, która wbijała się w Jego głowę, bo przecież Krzyż dociskał koronę. Starał się odchylać głowę, ale trudno Mu było iść. Był bardzo spragniony, bowiem niczego nie jadł i nie pił.

Te cierpienia fizyczne, choć straszne, pod wpływem których każdy zwykły człowiek już by umarł, jednak nie były one dla Serca Jezusa tak ciężkimi w porównaniu do ogromu nienawiści, jakiej zaznawał. On, który był samą Miłością, który kochał każdego człowieka miłością Boską, zgodził się na to wielkie cierpienie, na to doświadczanie nienawiści. Mimo, iż Jego doskonała miłość była odrzucana, a doświadczał tego przy każdym kroku, w każdej sekundzie niesienia Krzyża, to On był Miłością. Nadal kochał. Na tym polega doskonałość Boskiej miłości – kocha pomimo wszystko, pomimo odrzucenia. Doświadczenie odrzucenia miłości było najboleśniejsze. Człowiek też cierpi, gdy doświadcza odrzucenia miłości, gdy rany zadaje ktoś, kogo kocha. Są one wtedy o wiele boleśniejsze. Jezus doznawał zranień, cierpienia od tych, których umiłował miłością do końca. Odrzucenie miłości było jak uderzenia. Nienawiść była nowymi biczami, uderzeniami wobec Serca Jezusa.

Oczy Jezusa były zalane Krwią. Ta Krew mieszała się z Jego potem, z kurzem. Ledwo widział. Rozglądał się, ale nie mógł dojrzeć nikogo, kto by Go kochał, kto by był Jego przyjacielem. Przez to doznawał ogromnej samotności. W pamięci miał jeszcze Piotra, który zaparł się Go trzy razy. W pamięci miał innych uczniów, którzy uciekli, bojąc się o samych siebie. Patrzył na ludzi, znał ich. Niektórych z nich uleczył, innych podniósł na duchu, pocieszył. Zaznali od Niego tyle miłości, a odpowiadają nienawiścią. Te uderzenia nienawiści osłabiały bardzo Serce Jezusa.

Jezus potrzebuje kogoś, kto będzie Go kochał, kto przyjmie Jego miłość. Przyjmie! Nie kogoś, kto podejdzie, weźmie krzyż, kto część Jego cierpień weźmie na siebie. Jezus potrzebuje dusz, które będą przyjmować Jego miłość i odpowiedzą miłością. Potrzebuje dusz, które podejmą Jego miłość rozlewaną na wszystkich, ale odrzucaną, znieważaną, wyśmiewaną, deptaną. Potrzebuje dusz, które będą kochać. Same będąc słabymi, będą jednak całkowicie w Bogu pokładać ufność, w Jego moc, w Jego działanie. Zaufają tak bardzo, zaufają do końca, że uwierzą, iż wystarczy tylko kochać. Porzucą swoją pychę i przestaną wierzyć we własne siły i we własną aktywność. Odrzucą własne działanie, poleganie na własnych siłach, własnych możliwościach i posłuchają Głosu Bożego. A ten Głos zaprasza je do miłości.

Dzisiaj Jezus zaprasza każdego z nas, by towarzyszyć Mu na Drodze Krzyżowej w formie, która dla wielu ludzi może wydać się dziwną, bo nie będziemy brać od Jezusa Krzyża. Nie będziemy aktywnymi, nie będziemy brać na siebie Jego cierpienia, nie będziemy za Niego przyjmować żadnych razów, uderzeń, kopnięć. Nie tego Jezus oczekuje. Wielokrotnie przecież uświadamiał nam, kim jesteśmy – duszami najmniejszymi, a więc duszami słabymi; duszami, które niczego o własnych siłach nie są w stanie uczynić, ale których atutem jest właśnie małość i słabość. Mają prawo zdać się całkowicie na Boga. W tym zdaniu się na Boga, w zaufaniu, w relacji z Bogiem duszy najmniejszej nieodzowna jest miłość. Bez miłości nie jest możliwą prawdziwa relacja duszy najmniejszej do Boga, prawdziwe bycie przed Bogiem duszą najmniejszą.

Spróbujmy towarzyszyć Jezusowi na Jego Drodze Krzyżowej. Spróbujmy swoje serca otworzyć na Jego cierpienia. Poznawanie cierpienia sprawia, iż człowiek pragnie w jakiś sposób pomóc Jezusowi. My w swojej pokorze uświadamiajmy sobie, iż jesteśmy słabymi duszami, a więc nie jesteśmy w stanie w sposób czynny pomagać Jezusowi. Ale mamy do spełnienia bardzo ważne zadanie, jeśli nie ważniejsze od czynnego uczestnictwa: kochać, towarzyszyć Jezusowi z miłością, z miłością podejmować każdą kroplę Krwi, która spada na ziemię, z miłością zbierać każdą kroplę potu z Jego czoła, z miłością ocierać każdą łzę, patrzeć na Niego z miłością, przyglądać się Jego całej postaci – z miłością; zbierać każdą miłość odrzucaną przez tłum, przez żołnierzy, przez inne osoby; odbierać każde spojrzenie Jezusa pełne miłości, pełne miłosierdzia i chować do swojego serca. A tam nieustannie adorować, kochając, wyznając miłość Jezusowi. Być z Jezusem przy każdym Jego potknięciu, każdym upadku i kochać tak, by nasza miłość chroniła Go przed kolejnymi uderzeniami, skaleczeniami, zranieniami; by nasza miłość ochroniła Jego głowę podczas upadku, by nie zranił się, by ciernie nie wbijały się jeszcze bardziej; by uchroniła Jego kolana, Jego ręce, Jego stopy; by chociaż trochę uniosła Krzyż podczas upadku, by nie przygniótł Jezusa.

  • Kochajmy Go i osłaniajmy Go swoją miłością, aby była tarczą, która chronić będzie Jego Serce przed kolejnymi atakami agresji, nienawiści, złości.
  • Kochajmy Go i swoją miłością delikatnie dotykajmy Jego Ran. Swoją miłością chrońmy, aby szaty, które w niektórych miejscach bardzo mocno przylgnęły do Ran, zaschły na tych Ranach, żeby nie zostały znowu zerwane, ponownie otwierając Rany. A kiedy tak się dziać będzie niech nasza miłość opatruje te Rany. Niech nasza miłość delikatnie je dotyka, całuje.
  • Stańmy pomiędzy Jezusem a oprawcami, którzy wylewają całą swoją nienawiść na Niego. Niech chroni Go nasza miłość.
  • Bądźmy przy Nim blisko i zaglądajmy Mu w oczy, przemawiajmy z miłością. Dobrze wiemy, że gdy człowiek cierpi, gdy ból jest ogromny, to druga osoba, która mówi z miłością niesie ulgę, pomoc, pomaga znieść to cierpienie. Choć słowa nie zmniejszą bólu, nie zniknie powód cierpienia, to jednak lżej jest znosić je. Więc i my tak jak potrafimy, przemawiajmy z miłością do Jezusa.
  • Bądźmy przy Nim blisko, bardzo blisko. Przyjmując Jego miłość, będziemy okazywali swoją miłość do Niego. Będziemy Go pocieszać, przynosić ulgę, przecież On właśnie dlatego cierpi, że ludzie odrzucają Jego miłość. Właśnie to szczególnie osłabia Jego Serce – odrzucanie miłości. Niczego innego czynić nie musimy.

Niektórzy z nas może pomyślą tak sobie teraz: No dobrze, mogę rozważać i iść za słowem pouczenia i starać się okazywać Jezusowi miłość. Teraz, gdy jest czas modlitwy, jest trochę łatwiej, ale co potem? W jaki sposób to czynić w szarej codzienności? Tym bardziej, że nie potrafię się modlić, nie mam wyobraźni i nie potrafię w taki sposób Jezusa adorować.

Wszystko opiera się ma miłości. A miłość, tak jak mówiliśmy już wielokrotnie, to nie jest sentymentalne uczucie. Można kochać Boga, choć wcale się tego w sercu nie czuje. My miejmy świadomość, z ufnością przyjmujmy, że Jezus niesie Krzyż, że jest to rzeczywistość, w której my dzięki Duchowi Świętemu możemy uczestniczyć. To On otwiera nasze dusze na świat duchowy. Swoją wolą wyrażajmy pragnienie, by być z Jezusem. Chociaż nie widzimy i nie czujemy, mówmy Mu, że z miłości do Niego chcemy uczestniczyć w Jego Drodze Krzyżowej. Mówmy Mu, że nie potrafimy. Rozmawiajmy z Nim, przecież On żyje i jest pośród nas.

A więc mówmy Mu, że niczego nie potrafimy, a w szczególności nie potrafimy się pięknie modlić, rozważać Męki Jezusa, ale pragniemy kochać Go ogromnie. Pragniemy przyjmować Jego miłość odrzucaną przez tak wielu ludzi. Pragniemy przyjmować każdą kroplę Krwi, każdą kroplę potu i każdą łzę. Pragniemy każdą z nich uchronić przed zmarnowaniem, przed upadkiem na ziemię. Mówmy Jezusowi, że chcemy Jego odrzucaną miłość przyjąć na siebie. Chcemy przyjąć do serca i kochać Go. Chcemy adorować Jego miłość w swoim sercu. Chcemy ją uwielbiać, chcemy kochać Miłość. Wyrażajmy swoją ufność, że dzięki Duchowi Świętemu jest to możliwe. Jeśli mamy taką możliwość, klękajmy pod Krzyżem jak najczęściej i adorujmy Jezusa cierpiącego. Adorujmy Jego miłość, którą On nieustannie rozlewa na cały świat. Jego miłość dociera nie tylko w przestrzeni, ale dociera w czasie. Przenika przez barierę czasu i dociera do wszystkich dziejów, okresów w historii ludzkości, dociera do każdego człowieka. A ponieważ, tak wiele osób odrzuca tę miłość, my ją podejmujmy, my ją przyjmujmy i mówmy o tym Jezusowi. Mówmy do Jezusa tak, jak dyktuje nam serce i jak potrafimy. Bądźmy przy tym sobą. Niech to będzie spotkanie naszych dusz z Jezusem; naszych, nie kogoś innego, wymyślonego. A więc nie próbujmy układać pięknych zdań wzorując się na kimś, na czymś, niech to będzie nasza modlitwa, płynąca z naszego serca. Nawet, jeśli ta modlitwa będzie bardzo nieudolna, zdania będą ułożone niegramatycznie, nawet, jeśli zapomnimy o wielu sprawach, o których chcielibyśmy Jezusowi powiedzieć, to pamiętajmy, jeśli mówimy z serca, Jezus przyjmie tę modlitwę jako najpiękniejszą. Jezus dozna pocieszenia, poczuje naszą miłość, która Go pokrzepi. On doświadczy naszej obecności na swojej drodze i nie będzie już samotny. Będzie miał przy sobie dusze, które Go kochają. Nadal będzie niósł Krzyż, nadal będzie cierpiał, ale pocieszeniem dla Niego będą dusze współczujące, dusze kochające Go, dusze przyjmujące do swoich serc Jego miłość, zbierające niejako wszystkie skrawki, oznaki Jego miłości wobec innych dusz, odrzucone przez nie.

Możesz towarzyszyć Jezusowi na Jego Drodze Krzyżowej od rana do wieczora i nie musisz nieustannie klęczeć. Rano, gdy spotkasz się z Jezusem, powiedz Mu, że chcesz towarzyszyć Mu przez cały dzień, że kładziesz u Jego stóp swoje serce, oddajesz je, niech towarzyszy Jezusowi. Niech do twego serca spływa Jego Krew – poproś o to. Powiedz Jezusowi, że właśnie dlatego kładziesz u Jego stóp swoje serce, aby cała Krew, każda kropla potu i każda łza, które spływają z Niego nie upadły na ziemię, ale by wpadły wprost do twojego serca. Powiedz Mu, że kładziesz to serce, aby do niego Jezus również składał całą swoją miłość odrzucaną przez innych. Powiedz Jezusowi, że przez cały dzień, chcesz Go kochać, ale masz obowiązki. Jako, że jesteś słabym człowiekiem nie potrafisz trwać cały czas w zjednoczeniu z Nim, ale każdy z tych obowiązków, każdą czynność oddajesz Mu i każdą poświęcasz dla Niego z miłości. Wszystko będziesz wykonywał z miłości do Niego. Powiedz, że ufasz, iż dzięki Jego łasce, dzięki Jego Duchowi tak się stanie, że twoje serce będzie uczestniczyć w Jego Drodze Krzyżowej. A potem idź do swoich obowiązków. Od czasu do czasu przypomnij sobie, o co prosiłeś rano, co Bogu ofiarowałeś i ponów swój akt oddania serca. Przytul się do Jezusa, powiedz Mu, że Go kochasz, zanurz się w Jego Ranach i znowu powróć do swoich obowiązków. Przeznacz też, choć trochę swego czasu w ciągu dnia tylko Jemu, tylko Jezusowi, gdy nie będą ważne żadne inne sprawy, tylko Jezus. A wtedy przytul się do Niego. Przylgnij do Niego z miłością i kochaj Go bardzo, bardzo mocno. Możesz trwać w takim przytuleniu bez słów. Serce potrafi więcej powiedzieć niż usta, choć jest to trudniejsze, to prawda. Adoruj Krzyż, adoruj Jezusa, adoruj Jego cierpienie, wpatruj się w Niego, patrz Mu prosto w oczy. Niech twoje oczy mówią Mu o miłości, patrzą na Niego z miłością. Swoim wzrokiem obejmuj Jego twarz, Jego postać, z miłością. Niech poczuje twoją miłość. I pamiętaj, bądź sobą przy tym. Nie udawaj. Tak, jak potrafisz, tak się módl, ufając, że On przyjmuje każdą modlitwę, że kocha ciebie miłością nieskończoną. On już przecież dał dowód swojej miłości – wziął Krzyż. Cierpi, bo cię kocha, więc czy miałby gniewać się za jakąś nieudolną modlitwę? Nie. On jeszcze bardziej będzie kochał. Dobrze wiesz, że gdy małe dziecko szczerze wyraża swoje uczucia, swoją miłość, ale czyni to przecież nieudolnie, jednak dorosły wzrusza się, z czułością bierze dziecko na ręce i kocha. Dorosły czuje, że to dziecko kocha. Nie zrażaj się więc swoją nieudolnością, tylko szczerze wyznawaj miłość, a przyniesiesz tym radość Jezusowi, ulgę, umocnienie. Wlejesz ufność w Boże Serce, bo czuje się bardzo samotny i potrzebuje bliskiej osoby.

Na Drodze Krzyżowej Jezus potrzebuje miłości. A ty potrzebujesz kochać Jezusa. Ta miłość skierowana do Niego jest potrzebna również tobie, bo ona pomaga ci wyjść poza własne „ego”, poza własny egoizm, własny świat. Pozwala ci uświęcić się. Człowiek wychodząc poza samego siebie, rezygnując z siebie na rzecz innych, zaczyna być prawdziwie sobą – tym, kim go Bóg stworzył – i zaczyna realizować swoje powołanie. Wtedy dopiero zaczyna zbliżać się do doskonałego człowieczeństwa. Więc i ty wyjdź poza obręb własnych spraw, własnych zainteresowań, własnej osoby, stań przy Jezusie i kochaj Go.

Prośmy w modlitwie Ducha Świętego, aby przekonał nasze serca do miłości Jezusa cierpiącego.

c) Modlitwa po Komunii św.

Jezu, moja Miłości! Mój Umiłowany! Moje serce napełnia się wielkim pokojem, bo Ty jesteś. Moje serce zanurza się w Tobie. Wszystko inne przestaje istnieć, jesteś Ty. O, Panie, pragnę Ci podziękować za ten kojący pokój, który obejmuje moje serce, za Twoją uzdrawiającą obecność. Moje serce tak często zalęknione, tak często biedne, chore, smutne, drżące, teraz całe zanurzone w Tobie doświadcza ukojenia, uzdrowienia, pokoju.

Panie mój, dziękuję Ci! Dziękuję Ci za Twoją obecność, za Twoje przyjście do mojego serca, za Twoją miłość, która obejmuje moje serce; za to, że przychodzisz właśnie do mnie, że właśnie moje serce doznaje Twojej obecności, że zawsze przychodzisz indywidualnie do duszy i że każda może spotkać się z Tobą.

Dziękuję Ci, że na Twojej Drodze Krzyżowej widzisz każdą duszę, każdą z osobna; nie wszystkie razem, tłum, ale Ty widzisz każdą z osobna. Dziękuję Ci, że widzisz również moją duszę i że właśnie do mnie przyszedłeś, że właśnie na moją duszę wylewasz swoją miłość, że do mojego serca wpadają krople Twojej Krwi. I Twoje Łzy, Twój Pot zbiera się w moim sercu, a ja mogę je adorować, kochać, czcić, wielbić. Dziękuję Ci, Jezu, że przychodzisz do mojej duszy. Kocham Ciebie i uwielbiam!

d) Adoracja Najświętszego Sakramentu (4)

Panie mój! Bardzo pragnę być przy Tobie. Bardzo pragnę trwać przy Tobie. Chciałbym towarzyszyć Ci podczas Twojej Męki, chciałbym kochać Ciebie wielką miłością. Wszystko jednak jest w sferze pragnień. Czuję w sobie ogromną bezsilność, wielką słabość. Mam wrażenie, Jezu, że niczego nie czuję, że nie jestem zdolny do miłości i że bardziej ranię Ciebie moim zimnym sercem niż kocham. Proszę Ciebie, Duchu Święty, abyś poprowadził mnie do Jerozolimy, abyś rozpalił moje serce miłością, abyś pokierował moim sercem w trwaniu przy boku Jezusa. Proszę, abyś modlił się we mnie i by ta modlitwa pocieszyła Jezusa. Tak bardzo chciałbym, aby choć odrobinę Jezus poczuł ulgę w swoim cierpieniu, aby wiedział, że jest taka mała dusza, która w sposób nieudolny próbuje być przy Nim i kocha Go. Proszę, przyjdź Duchu Święty!

Proszę Cię, Matko Najświętsza, poprowadź mnie do Jerozolimy. Daję Ci moje obie dłonie, abyś poprowadziła mnie do Jezusa i abyś uczyła mnie być obecnym przy Jego Męce.

***

O, mój Jezu! Klękam przy Tobie. Patrzę, Jezu, na Ciebie, na Twoje ogromne cierpienie i doznaję przerażenia. Wokół tak wielki tłum, wielki krzyk, wielka nienawiść. Wokół żołnierze, którzy Ciebie biją, szarpią, którzy Ci złorzeczą, którzy wulgarnie krzyczą na Ciebie. Ciągną Ciebie, Jezu. Powodują Twoje potknięcia i upadki, a potem szarpnięciami każą Ci wstawać, kopnięciami chcą przyspieszyć Twoją drogę na szczyt. Nieustannie, Jezu, wylewa się fala nienawiści, złości. O, mój Panie, wobec tak wielkiego zła czuję się jeszcze mniejszy. Jestem przerażony. Chciałem, Jezu, Ci pomóc, a czuję się strasznie bezradny wobec tego wszystkiego, co widzę i czego doświadczam.

Mój Jezu, gdy patrzę na Ciebie, moje serce doznaje wzruszenia. Wygląd Twój jest tak straszny, przerażający. Panie mój, sam mnie zapraszasz. Przywołałeś mnie do siebie, ale cóż może taka mała dusza wobec takiego ogromu cierpienia, wobec takiego ogromu zła, które uderza w Ciebie? Co uczynić mogę, Jezu, wobec tego wszystkiego? Klękam przed Tobą, Panie mój, z sercem skruszonym, zbolałym; z sercem, które kłania się Tobie do samej ziemi. Pragnę kochać Ciebie, Jezu, ale czuję bezsilność również i w tym. Czymże jest moja miłość? Dobrze wiem, Jezu, jak moja miłość wygląda. Ja pragnę kochać, ale nie potrafię. Więcej myślę o sobie niż o Tobie. Patrzę na swoją wygodę i przyjemność. Tak trudno mi ponosić ofiarę z miłości do Ciebie.

O, mój Panie, położę moje serce przed Tobą. Gdy się potkniesz, Jezu, gdy upadniesz niech moje serce uchroni Twoją twarz przed dalszymi zranieniami. Niech moje serce uchroni Twoje kolana, abyś nie ranił ich o kamienie. Chciałbym, Panie, osłonić Ciebie moją miłością. Mnie samego przeraża to, jak wiele nienawiści kierowanej jest ku Tobie. Dzięki Twojej łasce widzę serca tych ludzi. Panie, diabeł opanował tak wiele serc. Przerażające są te serca, przerażające jest to, co dzieje się z ludźmi, co dzieje się na ulicach Jerozolimy. Wobec tego wszystkiego, cóż mogę zrobić, Jezu? Patrzę na Ciebie i widzę Twoją twarz, ukochaną twarz, tak biedną, tak zmienioną. Twoje oczy, Jezu, pomimo całego cierpienia, cały czas wyrażają miłość. To niepojęte – w tym całym hałasie, w tym wszystkim, co się dzieje wokół Ciebie i co z Tobą czynią, Ty Jedyny pozostajesz sobą. W tym przerażającym widowisku jesteś ostoją pokoju, ostoją dobra, miłości. Ty Jedyny pozostajesz pełen łagodności, cierpliwości. O, Panie mój, zbliżę się do Ciebie jeszcze bardziej, bo choć to ja miałem Ciebie pocieszać i umacniać, to wobec tego wszystkiego, co dzieje się wokół czuję się przerażony, bezradny, bezsilny. Chciałbym kochać Ciebie wielką miłością, aby wraz z Tobą nieść Krzyż, ale nie jestem do tego zdolny. Wtulę się w Ciebie, Jezu. Przytulę się do Twoich Ran i poprzez tę bliskość ufam, że moje serce przemieni się, napełni się miłością. I tą miłością będę kochać Ciebie.

***

O, mój Jezu! Patrzę na Ciebie, jak biedna jest Twoja głowa. Ciernie wbijają się w Twoją czaszkę, przy każdym upadku jeszcze bardziej Ciebie raniąc, zadając jeszcze większy ból. Pozwól, Jezu, pozwól, że będę każdą taką ranę całować, dotykać z czułością. Każdą przytulę z miłością. Tak biedne są Twoje oczy, pozwól, że przemyję Twoją twarz moją miłością, moimi łzami. Pozwól, Jezu, że pocałunkami będę obdarzać każdy Twój siniak i wszystkie opuchlizny. Panie mój, znam inną Twoją twarz. Ta jest tak zmieniona, tak strasznie poraniona, tak zakrwawiona, wykrzywiona od uderzeń, od kopnięć. Tak strasznie znęcano się nad Tobą i nadal się znęcają.

Mój Boże, Ojcze, chciałbym mówić do Ciebie, wskazując na Twego Syna, czy nie widzisz? Ale ja wiem, że Ty widzisz, że patrzysz, posyłasz Aniołów, aby wspierali Jezusa. Jesteś cały czas z Nim, jest Twoja miłość. Jestem tylko małą duszą i niewiele rozumiem. Nie rozumiem, Boże, tej relacji między Osobami Trójcy Świętej; tego, co się dzieje w relacji między Tobą a Synem. Proszę, abyś tak moje serce uformował, by mogło być przy Twoim Synu podczas Jego Męki. Pragnąłbym, by moje serce było tak otwarte, by mogło wraz z Jezusem doświadczać cierpienia. Wiem, Boże, że to zbyt śmiałe, że moja prośba jest aż nadto śmiała, bo przecież jestem nikim. Wiem, Boże, nie potrafię znosić cierpienia, ja się go boję. Ale w takich momentach, kiedy jestem tak blisko Jezusa, kiedy doświadczam Jego miłości, kiedy widzę Jego Mękę, w moim sercu coś się przemienia, ustępuje lęk, a rodzi się pragnienie, by towarzyszyć Jezusowi.

Proszę Ciebie, Ojcze, aby moje serce miało odwagę zbliżyć się do Jezusa idącego Drogą Krzyżową. Aby miało odwagę trwać przy Nim bez względu na wszystko, aby moje serce pomagało Jezusowi w różnej formie. Otwórz moje serce na miłość, bo wiem, że gdy będę kochać, wtedy będę zdolny do wszystkiego, bo miłość sprawia, że człowiek nabiera odwagi. Miłość sprawia, że człowiek potrafi znieść wiele, że zdolny jest do ofiary.

Pozwól, Jezu, położę teraz moje serce na Twoim ramieniu. Tam zrobiła się wielka Rana od Krzyża i zadaje Ci ogromny ból. Więc moje serce niech, choć trochę ulży Twemu cierpieniu. Niech będzie balsamem, który złagodzi ból.

Jezu, Twoje Ciało tak strasznie poranione. Nie da się wypowiedzieć, jak strasznie potraktowane jest Twoje Ciało. Chciałbym, Boże, delikatnie moją miłością opatrywać każdą ranę, ale kiedy widzę te rany mam wrażenie, że samym wzrokiem zadaję Tobie ból, dotykając tylko oczami. Panie mój, chciałbym zapytać, jak można być tak okrutnym, by człowieka tak poranić? Ale zaraz przychodzi mi myśl, że to przecież również i ja zadałem Ci te rany. Nie mogę oglądać się na innych, to przecież ja tak często zadaję Ci rany. O, Jezu mój, wybacz mi! Pozwól, że położę moje serce na ranach Twoich – na plecach, na piersiach, na rękach, na nogach. Niech moja miłość, choć tak marna, ale może troszkę ukoi Twoje cierpienie.

Jezu, Twoje Serce tak słabym jest. Och, Panie, widzę, że podtrzymują je Aniołowie, że Bóg Ojciec umacnia Twoje Serce, abyś mógł dojść do końca. I znowu uświadamiam sobie, że szczególnym cierpieniem Twego Serca jest nasz egoizm, pycha, zajmowanie się swoimi sprawami, myślenie o sobie, a nie dostrzeganie Twojej miłości. O, Jezu mój, na nikogo nie mogę zrzucić winy za stan Twojego Serca, ponieważ każdego dnia bardziej zajmuję się sobą niż Tobą. Dbam o swoje wygodnictwo, o swoje przyjemności, realizuję swoje pragnienia. Panie, o Tobie tak często zapominam. Świat przysłania mi Ciebie. Rzeczy, moje różne pragnienia są ważniejsze od Ciebie. Panie mój, przeraża mnie stan mojej duszy, bo wszystko, czym żyję jest ważniejsze od Ciebie i tym zadaję Ci ból. W ten sposób odrzucam Twoją miłość, odsuwam ją od siebie, każę jej czekać. Och, Panie, upadam do stóp Twoich, pragnąc prosić o przebaczenie. Ale w tym samym momencie, kiedy rodzi się to pragnienie w sercu, czuję, jak obmywa mnie Twoja Krew, Twoje Łzy i Twój Pot. Ty, Jezu, idący Drogą Krzyżową, cierpiący strasznie, to Ty pochylasz się nade mną. Ty obdarzasz mnie miłością, miłosierdziem. Dajesz mi siebie. O, Panie mój, kocham Ciebie!

***

Jezu! Kładę moje serce pod Twoje stopy. Ranisz je tak boleśnie o kamienie, o ostre rośliny. Uderzasz palcami o kamienie. Chciałbym ochronić Twoje stopy poranione, brudne, zakrwawione. Panie mój, niosą one Ciebie na Kalwarię, idą na szczyt, aby zostać przybite, więc chociaż teraz, zanim przybiją je do Krzyża, obejmę je miłością. Może, choć trochę przygotuję je, choć trochę osłonię przed bólem. Wiem, Jezu, że niczym jest moja miłość. Wiem, Jezu, że nie zabiorę Krzyża i nie sprawię, że nie przybiją Ciebie do Krzyża, ale chciałbym w jakiejś formie otoczyć Ciebie miłością – Twoje stopy, Twoje dłonie – aby poprzez miłość przygotować je do ukrzyżowania i osłonić je przed bólem.

Kładę moje serce pod Twoje dłonie, gdy upadasz. Otaczam moją miłością Twoje dłonie. Panie mój, Twoje dłonie dotykały, uzdrawiały, leczyły. Twoje dłonie dawały szczęście. Brałeś na ręce dzieci, pocieszałeś smutnych, chorych, opuszczonych. Teraz Ty jesteś samotny, więc dotykiem mojej miłości ja będę Ciebie pocieszać, wlewać w Twoje Serce ufność, sprawiać, że poczujesz się umocniony, choć trochę. Poczujesz, iż jest dusza, która przy Tobie trwa, która Ciebie kocha, współczuje z Tobą, która bardzo, bardzo chciałaby kochać Ciebie wielką miłością, bardzo chciałaby przyjąć całą Twoją miłość odrzucaną przez innych; która pragnęłaby podjąć każdą kroplę Twojej Krwi, aby nie upadały na ziemię; która chciałaby zbierać każdą Twoją łzę do serca.

O, Panie! Stworzyłeś mnie małym, więc ufam, że właśnie taki Ci się podobam, że takiego mnie kochasz, bo stworzyłeś mnie z miłości. Ufam, że właśnie taki mogę Ciebie pocieszać, kochać i być przy Tobie; że wystarczy, iż jestem właśnie taki: mały i słaby, że nie potrzebuję czegoś więcej, aby móc przy Tobie być. Ufam też, że Ty kochając mnie właśnie takiego cieszysz się z mojej obecności przy Tobie. Ufam, że moja obecność jest pocieszeniem dla Twego Serca. Będę trzymać się tej ufności, bo wierzę, że miłość daje siły, umacnia, przezwycięża wszystko, daje życie. Wierzę, że tylko miłość się liczy, więc kochać będę całą swoją mocą. Kochać będę ze wszystkich sił swoich. O, Panie mój, należę cały do Ciebie, cały jestem w Tobie. Przemień mnie w miłość.

***

Jezu, jesteś moją Miłością. Moje serce umiłowało Ciebie. Jesteś Oblubieńcem mojej duszy. Ciebie pragnę ze wszystkich sił, za Tobą podążam. Czuję się bardzo słabym, bardzo małym. Czuję, że jestem nikim, ale jednocześnie czuję, słyszę w moim sercu, jak wzywasz mnie, jak zapraszasz do Drogi Krzyżowej, do uczestniczenia w Twoim Dziele Zbawczym. Trudno mi pojąć, dlaczego, skoro niczym się nie wyróżniam i niczego nie posiadam, czym mógłbym przysłużyć się Twemu dziełu. Mimo to, Ty mnie zapraszasz. Kiedy otwieram się na to zaproszenie, doświadczam ogromu miłości. Ta miłość wzrusza moje serce, sprawia, że zaczynam pragnąć kochać miłością nieskończoną. I wtedy rodzą się we mnie pragnienia niepojęte. Ja wiem, Panie, cały czas mam świadomość, jak bardzo jestem słabym. Mam świadomość swojej grzeszności, ciągłych upadków. Ale jednak, myślę, że to Ty wzbudzasz we mnie te wielkie pragnienia, powiedziałbym szalone, bo czyż może taka mała dusza uczestniczyć, Boże, w Twoim Dziele Zbawczym razem z Tobą cierpiąc, niosąc Krzyż, razem z Tobą będąc ukrzyżowaną, razem z Tobą umierając na Krzyżu? Na ludzki rozum, Boże, to niemożliwe, aby takie „nic” mogło to czynić. Ale kiedy w moim sercu wzbudzasz tak wielką miłość, kiedy ono płonie wielką miłością, kiedy spala się w tej miłości, wtedy pragnie. Pragnie wszystkiego, a tym wszystkim jest Krzyż. Nie rozumiem. Jestem za mały, żeby rozumieć, ale poddaję się tym pragnieniom, Panie. Ty znasz mnie bardzo dobrze, wiesz na co mnie stać. Ufam Tobie, Boże, i wiem, że to Ty włączasz mnie w swoje życie. Jestem tylko człowiekiem i nie muszę wszystkiego rozumieć, nie muszę wiedzieć jak i dlaczego. Nie muszę wiedzieć, w jaki sposób się to wszystko dokona. Nie myślę o przyszłości. Pragnę trwać tu i teraz w Tobie, zjednoczony z Tobą, zjednoczony we wszystkim, bo miłość jednoczy we wszystkim, upodabnia mnie do Ciebie. Czuję, Panie, że krąży we mnie Twoja Krew, bije we mnie Twoje Serce. I we mnie jest pragnienie ratowania dusz.

A więc, Panie – czyń, co zechcesz ze mną, bo nie należę już do siebie. Należę do Ciebie! Ze wszystkich sił oddaję się Tobie, oddaję Ci moją wolę. Panie, szczęściem moim jest być z Tobą, jednoczyć się z Twoim Krzyżem, wypełniać Twoją wolę. Niczego innego nie pragnę, tylko tego, aby Twoja wola we mnie się wypełniła. Ufam, że Ty dokonasz tego we mnie, bo Ty jesteś Mocą, nie ja. Pobłogosław mnie, Jezu. Niech Twoje błogosławieństwo poprowadzi moje serce na sam szczyt.

e) Wskazania na drodze naszego powołania (4)

Jezus cały czas idzie drogą krzyżową. Zaprasza nas, byśmy otworzyli serca. Wystarczy tylko otworzyć serce. Nie potrzeba do tego mądrości, jakiejś wiedzy czy inteligencji. Nie potrzeba do tego niczego; niczego, co człowiek tak często uważa, iż właśnie najbardziej przyda się w życiu. Jezusowi niepotrzebni są mocarze. Niepotrzebni są ci, którzy Go obronią przed Krzyżem, którzy od Niego wezmą ten Krzyż, będą walczyć u Jego boku, którzy będą sprzeciwiać się zadawanemu cierpieniu. Jezusowi potrzeba dusz cichych, pełnych pokory; dusz, które bardzo Go umiłują i które poprzez tę miłość będą razem z Nim w Jego cierpieniu.

Cierpieć z drugim człowiekiem to wielka sztuka. Zazwyczaj jest tak, że staramy się cierpieniu zaradzić, bo w ten sposób sami mamy poczucie bezpieczeństwa. Jeśli człowiek coś czyni, to zaczyna nabierać pewnej odwagi, jakiejś pewności, że zaradzi danej trudności, problemowi, cierpieniu. My nie mamy zaradzić całej Męce Jezusa. My mamy podejść i współuczestniczyć, cierpiąc razem z Jezusem, ale nie w sposób fizyczny. My mamy otworzyć serce na Jego cierpienie i współcierpieć z Nim. A to jest często trudniejsze.

Zazwyczaj chciałoby się pomagając drugiej osobie dać jej różne rady. Często dzieje się tak, że gdy cierpiąca osoba tych rad nie przyjmuje powstaje w człowieku nawet bunt: no skoro nie chce naszej pomocy …  Nie na tym polega współcierpienie. Jezus nie potrzebuje żadnych rad, żadnych sposobów na niesienie Krzyża, a często sobie nawzajem takie sposoby podajemy. Współcierpieć oznacza współodczuwać to cierpienie, godząc się na nie, przyjmując je i nie uciekając przed nim. Człowiek jest w stanie współcierpieć z drugim. Do tego potrzeba odwagi, zgody, że będę cierpieć razem z drugim. I nie wyszukiwać sposobów, nie dawać rad, ale być przy tym drugim człowieku, aby czuł, że jego cierpienie jest również i naszym. Wtedy ten drugi człowiek wie, że chociaż trochę rozumiemy jego cierpienie. Zrozumieć czyjeś cierpienie, to pierwszy krok, aby pomóc.

Więc my podchodźmy do Jezusa, patrzmy na Niego, otwierajmy serce i starajmy się po prostu być razem z Nim w Jego cierpieniu. Nie bójmy się, ale pozwólmy, że to cierpienie obejmie i nasze serce. Nie uciekajmy od tego. Pozwólmy zanurzyć się w tym cierpieniu. Nie starajmy się w żaden sposób zaradzić temu. To, co możemy uczynić, to po prostu otwartym sercem trwać z Jezusem. On jest Zbawicielem świata. On przyszedł po to, aby wziąć Krzyż, zanieść go i na nim umrzeć. A nam daje cudowną cząstkę – udział w Dziele Zbawczym – poprzez otwarcie serca i współcierpienie z Nim.

f) Adoracja Najświętszego Sakramentu (5)

Jezu, moja Miłości! Mój Umiłowany! Dotknąłeś mego serca. Dotyk Twojej miłości sprawił, że moje serce zapragnęło być z Tobą, moje serce zapragnęło Ciebie. A jednak tak bardzo doświadczam swoich różnych słabości, tak bardzo czuję się mały, że często lękam się odpowiedzieć na ten dotyk miłości. Lękam się iść za pragnieniami, które rodzą się w moim sercu. Ale Ty nie zniechęcasz się i nadal wołasz mnie, nadal zapraszasz. Czas Wielkiego Postu tak pięknym jest. Ty zapraszasz mnie do uczestnictwa w swojej Męce. Czuję, że jest to niezwykłe zaproszenie, niezwykłe wyróżnienie. W ten sposób okazujesz mi wybranie, swoją miłość oblubieńczą.

Och, Panie mój! Moja dusza wyrywa się ze mnie, aby być z Tobą, przy Tobie. A jednak to, co ludzkie we mnie bardzo mnie odciąga, budzi niewiarę, wątpliwości, iż mogę uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu, jakim jest Męka Twoja; że moja dusza, tak jak i inne, może być uczestnikiem Twego cierpienia, może zanurzyć się w Twojej Męce. Będę, Jezu, ufać Twojej miłości. Nie będę słuchać tych wszystkich myśli, które krążą w mojej głowie, a które prowadzą do wątpliwości, do niewiary. Pójdę ufnie za Twoją miłością, niech ona mnie poprowadzi. Proszę Ciebie, pociągnij moją duszę, moje serce z wielką siłą, z wielką mocą, abym, Jezu, stanął przy Tobie na Drodze Krzyżowej, nie słuchając już niczego innego, nie zajmując się już niczym innym, ale bym tylko oddał się Tobie, Twemu cierpieniu; abym już tylko otworzył serce na współcierpienie z Tobą. Proszę Cię, Jezu!

***

Dziękuję Ci, Jezu! Odpowiadasz na moje prośby. Zlewasz swoją miłość na nas. Ta miłość wypełnia nasze serca. Ta miłość obejmuje nas. Jesteśmy zanurzani w Twojej miłości, skąpani w niej. Ta miłość z wielką mocą obmywa nas ze wszystkiego, co jest naszą słabością. O, Panie, Twoja miłość leczy nas ze wszystkiego, z każdej rany, z każdego bólu. Leczy nas z naszych słabości. Leczy ze wszystkiego, co nie pozwala nam żyć w zjednoczeniu z Tobą. O, Panie, jakim szczęściem dla nas jest Twoja miłość!

Pragnę, Jezu, podejść bliziutko do Ciebie, być przy Tobie, wtulić się w Ciebie. Chciałbym, Jezu, wtulić się w każdą Twoją Ranę, być w Twoim Sercu. Chciałbym. Jednak, kiedy łączysz mnie ze sobą i pozwalasz widzieć swoją Mękę, pozwalasz memu sercu doświadczać Twego cierpienia, wtedy Panie, zaczynam bać się. Nie mam sił, Jezu, gdy widzę tak wielkie Twoje cierpienie. Nie zawsze, Panie, potrafię trwać przy Tobie. O wiele łatwiej wydaje mi się jest odmówić jakieś modlitwy w intencji współcierpienia z Tobą, niż prawdziwie trwać przy Tobie z sercem otwartym na Twoje cierpienie i nic nie czynić, tylko kochać. Proszę, abyś dał mi siły. Gdy doświadczysz moje serce łaską, iż będzie doświadczać Twego cierpienia, daj mi siły, abym wytrwał przy Tobie.

Czasami wydaje się nam, że ci, którzy doświadczają Twoich niezwykłych łask, chociażby ludzie święci, którzy doświadczali łaski zjednoczenia z Tobą w cierpieniu, w Krzyżu, że mieli tak dobrze, że mieli sprawę ułatwioną. Nic bardziej mylnego. Ja wiem, nie należę do Świętych, nie mam w sobie żadnej doskonałości, to pewnie i stąd ta słabość ogromna. Jestem Ci, Boże, wdzięczny za to, czego doświadcza moje serce. Moja miłość do Ciebie wzmaga się, gdy otrzymuję tak wielkie łaski. Ale jednocześnie, Panie, nie mam odwagi, aby pozostać w tych łaskach, aby pozostać z Tobą w Twoim cierpieniu. Wtedy często mam ochotę uciec, bo przeraża mnie wielkość Twego cierpienia. Daj mi siły proszę, aby trwać przy Tobie, aby pozwolić Tobie, byś moje serce napełniał bólem. Daj mi siły, aby nie czynić nic innego, co by ten ból mój zmniejszyło. Daj mi moc, abym trwał z miłością przy Tobie, po prostu kochając Ciebie. Dobrze wiem, że nie mam siły, aby dźwigać Krzyż, że nie jestem odważnym, aby odgonić żołnierzy czy tłum. Nie mam nic, Boże, jestem samą słabością, ale dałeś mi serce, więc ufam, że to serce ma posłużyć czemuś. Serce ma po prostu być przy Tobie. Jedni mają silne mięśnie, inni mają wielką wiedzę, jeszcze inni jakieś zdolności, a ja mam serce. Małe, bo małe, ale to serce położę, Jezu, i już go nigdy nie zabiorę. Nie chcę zabrać. Ty zlewaj na moje serce całe swoje cierpienie, a ja ze wszystkich sił będę starał się trwać. Pragnę przyjąć całą Twoją miłość. Pragnę, by Twoje Serce doznało pocieszenia. Pragnę, abyś zobaczył, że są dusze, które przyjmują Twoją miłość, tak obficie rozlewaną w czasie Drogi Krzyżowej. Tylko tyle, Jezu, ale i do tego potrzebuję Twojej mocy. Proszę, abyś mi jej udzielił, abyś mnie pobłogosławił na tej drodze w moich pragnieniach, abyś upewnił moje serce, że to właśnie jest moje powołanie. Pobłogosław nas, Jezu.

g) Wskazania na drodze naszego powołania (5)

Coraz bliżej już szczyt Golgoty. Jednocześnie coraz bardziej zbliżamy się do Bożego Serca, coraz bardziej otwieramy się na Jego cierpienie, coraz bliżej jesteśmy istoty uczestnictwa dusz najmniejszych w Dziele Zbawczym. Wcześniej już uświadamialiśmy sobie, iż Jezus zaprasza nas do tego uczestnictwa, zaprasza nasze serca, by otworzyły się na Jego miłość. Zaprasza nie do czynnego działania, ale do miłości. Zaprasza nas, by być razem z Nim otwartym sercem, współczując z Nim, kochając Go, trwając odważnie do samego końca. Widząc Mękę, całą tę sytuację mamy tylko kochać i przyjmować miłość. Mamy pozwolić, by cierpienie Jezusa również objęło i nasze serca i w tym współcierpieniu mamy trwać.

Dusze najmniejsze nie są powołane do tego, by jakąś ilością modlitw zadośćuczynić Bogu za wszystkie grzechy, czy wziąć od Jezusa Krzyż przynajmniej na część Drogi Krzyżowej. Nie są powołane do tego, by ponosić jakieś ciężkie ofiary, stosować pokuty, wyrzeczenia. To wszystko jest dla innych dusz. Dusze najmniejsze mają inną cząstkę – być z cierpiącym Jezusem – cząstkę przepiękną, ale wcale nie łatwiejszą, czasami trudniejszą, ponieważ często trudno jest wytrwać z tym, kto cierpi nie mogąc zmniejszyć jego cierpienia, kiedy wydaje się, że w żaden sposób nie możemy pomóc cierpiącemu.

Podczas takiego trwania z Jezusem na Jego drodze, doświadczać będziemy różnych rzeczy. Przede wszystkim doświadczymy własnych słabości. Zobaczymy siebie, prawdę o sobie. A ponieważ kochamy, to z ufnością będziemy zwracać się do Boga. Na tej drodze, to Jezus pochyli się nad nami, a nie my nad Nim. My doznamy wielkiego miłosierdzia. To doświadczenie jeszcze bardziej nas zbliży do Jezusa i zjednoczy z Nim. Zauważmy, że tak naprawdę cały czas to my jesteśmy obdarzani. Nam się wydaje, że dajemy coś Jezusowi, ale to my otrzymujemy od Niego. To jest niezwykłe. Taka jest Boża miłość.

Jezus czeka. Jego ramiona są otwarte. Wylewa swoją miłość na nas wszystkich. Niech nasze serca poczują zaproszenie, by być blisko Niego. Poczujmy obdarowanie, tak wielkie, tak niepojęte. Niech to obdarowanie pobudzi nas, nasze pragnienia, by trwać z Jezusem, współczuć z Nim, by razem z Nim cierpieć. Niczego innego nie trzeba czynić. Wystarczy, że serca będą gotowe, otwarte, że będą przyjmować miłość i kochać. Tylko tego potrzeba.

Dlaczego człowiek nie może w to uwierzyć? Jak bardzo zmieniłby się świat, gdyby znalazła się armia takich osób, które uwierzyłyby, które przyjęłyby miłość i które by trwały kochając i współcierpiąc? Może pośród nas Jezus znajdzie takie osoby?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>