Rozważania

Nr. 27  „Czy serce nie pałało w nas…” (Łk, 24,13-35)

11
kwietnia 2012

Jak się czują nasze
serca po tak wspaniałych dniach, przeżyciach, uroczystościach?
Czy napełniły
się radością? Czy w naszych sercach jest Jezus Zmartwychwstały? Czy ta wieść o
Jego Zmartwychwstaniu uskrzydla nas, nasze życie i sprawia, że inaczej patrzymy
na wszystko, na codzienność? Jeśli nie za bardzo, to warto pomyśleć – dlaczego?

Bardzo często
dusza chciałaby widzieć,
chciałaby mieć konkretne dowody związane z wiarą,
chciałaby doświadczyć, chciałaby czuć poruszenia serca, chciałaby żyć w
ogromnej bliskości Jezusa, takiej ogromnej bliskości. Chciałaby wierzyć, a ta
wiara byłaby po prostu pewnikiem. Dusza ma wiele oczekiwań, ale gdy przychodzi
co do czego, trudno jest wierzyć i przetrwać, i ufać, i radować się.

Zauważmy, że uczniowie
z dzisiejszej Ewangelii
(Łk 24,13-35), idący do Emaus, również szli bardzo
zasmuceni, przygnębieni, tyle mieli oczekiwań wobec Jezusa, wyobrażali sobie
tyle rzeczy z Nim związanych; On przecież miał wyzwolić Izraela. Tyle mieli
planów związanych z Jezusem, przecież był taki wspaniały, pełen mocy, czynił
rzeczy niemożliwe dla człowieka, a jednak pojmano Go, ukrzyżowano i umarł. Byli
załamani. A idąc rozprawiali o tym. I rozmawiali o wszystkim również z Jezusem,
nie poznając Go. Dlaczego tak się dzieje, że człowiek nie poznaje Jezusa? To
prawda, ich serca mocniej biły, kiedy Jezus wykładał, wyjaśniał im Pisma, ale
nie mogli Go poznać od razu. Maria Magdalena w pierwszym momencie też nie
poznała Jezusa, dopiero, gdy On zwrócił się do niej po imieniu (por. J 20,11-18).
Dlaczego tak jest, że człowiek nie poznaje Jezusa, lub też dlaczego Go nie
dostrzega? Może teraz pośród nas nie ma Jezusa Zmartwychwstałego?

Każda dusza ma
swoje wyobrażenia o tym jak Bóg wygląda,
jak powinien się zachować. Każdy ma
swoje oczekiwania odnośnie swojego życia i Jezusa, a więc oczekuje, że Jezus
to, czy tamto zrobi, zmieni. Każda dusza żyje swoimi wyobrażeniami o Bogu i tym
jak powinno wyglądać życie z Bogiem, jak Bóg powinien ingerować w życie duszy,
co powinien czynić. I tak stale jest, że człowiek, nawet zwracając się do Boga,
tkwi w swoich wyobrażeniach, swoich oczekiwaniach. Ma przesłonięte oczy, a
serce nieco przymknięte, nawet jeśli wydaje się człowiekowi, że to serce
otwiera, to jednak nie jest ono otwarte całkowicie. Wspomniane ludzkie słabości
sprawiają, iż człowiek nie potrafi otworzyć się do końca. Nawet jeśli, tak jak
Maria Magdalena, spotykamy Jezusa, trudno nam rozpoznać właśnie Jego. Nawet
jeśli rozmawiamy z Nim, tak jak uczniowie idący do Emaus, gdy nawet nasze serca
mocniej biją, to jednak trudno jest nam uwierzyć, iż to właśnie Słowa Jezusa,
że to właśnie wydarzenie przez Niego pokierowane, że zaistniała sytuacja,
wydarzenie, że to wszystko otrzymujemy dzięki Niemu. Bo w człowieku jest
niedowierzanie, bo w człowieku są jego własne wyobrażenia i jego własne
oczekiwania: jak powinno być, jak Bóg powinien wyglądać, zachować się, co
powinien zrobić.

Człowiek
ogranicza Boga w swoich myślach,
ogranicza Jego działanie; co nie znaczy, że
Bóg jest przez człowieka ograniczony. To tylko człowiek zawęża swoje pole
widzenia. I zamiast patrzeć szeroko otwartymi oczami, patrzy przez dziurkę od
klucza lub też przez jeszcze mniejszą dziurkę. Nic dziwnego, że wtedy niewiele
może zobaczyć. Zupełnie inaczej patrzy się oczami otwartymi, a jeszcze inaczej,
szerzej np. z jakiejś wieży. Nie zobaczy się zbyt wielkiej perspektywy przez
dziurkę od klucza. A jednak człowiek patrzy przez tę dziurkę i osądza; osądza
wszystko, całe swoje poznanie na podstawie tego swojego patrzenia, tak
ograniczonego; i na podstawie tego określa wszystko. A więc przede wszystkim
ogranicza ten świat wokół siebie, który jest dany przez Boga, bo sądzi o tym
świecie patrząc przez tę niewielką dziurkę.

Uczniowie idący
do Emaus
mieli przez Jezusa wszystko wyłuszczone, wcześniej również Bóg
objawiał im wszystko. W Pismach wszystko było podane, a oni nie rozumieli. I my
mamy wszystko podane, i również znamy Pismo Święte, również słuchamy nauki
Kościoła. Cóż  z  tego, ograniczamy swoje pole widzenia
nieustannie poprzez swoje słabości i swój punkt widzenia, poprzez swoje
pragnienia, swoje oczekiwania. Potrzeba otworzyć serce. Możemy rozpoznać Jezusa
i więcej zrozumieć przy łamaniu chleba. A więc spróbujmy dzisiaj podczas
Eucharystii otworzyć szerzej oczy, szerzej serca i poprosić Ducha Świętego, aby
pomógł nam przejrzeć. Niebywałą rzeczą jest Eucharystia i żywy Bóg objawiający
się w Eucharystii. W sposób cudowny, niepojęty, tajemniczy przychodzi Bóg, zgodnie
z zapowiedzią i uobecnia się w tak wspaniały sposób. Ciągle od nowa wypełniają
się Pisma. I Bóg składa Ofiarę ze swojego Syna, a my w tym uczestniczymy i
przyjmujemy Jezusa, żyjącego Boga do swojego serca.

Spróbujmy
zobaczyć Jezusa,
który dzieli z nami chleb, a więc daje swoje Ciało i daje
swoją Krew. Poprośmy tych dwóch uczniów, aby również oni nam towarzyszyli i
wypraszali łaskę otwarcia szerzej serca na tę cudowną łaskę obecności Jezusa
Zmartwychwstałego. Prośmy również, aby tak szybko nie zniknął, jak to ma
miejsce w opisanym wydarzeniu, ale abyśmy z radością, rozpoznając Jego
obecność, już potem w swoim sercu cały czas mogli tę obecność Adorować i żyć tą
obecnością. Aby ta obecność Jezusa Zmartwychwstałego uskrzydlała nas, dawała
radość, sprawiała, że codzienność nabierze blasku, a obowiązki staną się
lekkie, bo będą czynione z tą myślą, iż Jezus Zmartwychwstał i żyje. Żyje
pośród nas. Starajmy się codziennie na nowo przeżywać tę radość
Zmartwychwstania. Starajmy się codziennie odnawiać w sobie tę radość, starajmy
się pobudzać swoje serce do jeszcze większej miłości. I mówmy do Jezusa w
sposób czuły, pieszczotliwy, jak mówiła Maria Magdalena. Ileż miłości jest w
tym jednym słowie Rabbuni. Może i my
usłyszymy wtedy swoje imię wypowiedziane przez Jezusa Zmartwychwstałego. I
zaleje nas fala miłości, jakiej do tej pory nie znaliśmy, tak czułej,
delikatnej, potężnej zarazem.

Refleksja:

Niech radość
Zmartwychwstania Jezusa będzie cały czas w naszych sercach. Nie dajmy sobie tej
radości niczym zabrać. Pamiętajmy – Jezus Zmartwychwstał, to znaczy pokonał
zło, śmierć, zwyciężyła miłość, życie, zwyciężyła prawda, dobro, zwyciężył Bóg.
Bóg jest Zwycięzcą! I to zwycięstwo jest również w naszym życiu. To zwycięstwo
może odnosić się do każdej sfery życia. Możemy się cieszyć, ponieważ tym
zwycięstwem Bóg obdarza nas. Obdarza naszą codzienność. Tym zwycięstwem nam
wyjednał możliwość pokonywania w naszej codzienności wszystkiego, co ma
znamiona zła, co ma znamiona bólu, cierpienia, co ma znamiona braku miłości.
Pamiętajmy, to zwycięstwo Bóg nam podarował i to zwycięstwo jest w nas. A więc
w swoim życiu możemy tego zwycięstwa doświadczać na każdym kroku, w różnych
sytuacjach, dlatego warto się radować, warto pamiętać o tym zwycięstwie, bo to
Zmartwychwstanie jest nowym życiem nam danym już teraz.Każda sytuacja, od momentu Zmartwychwstania Jezusa jest nową, bo
przepełnioną Jego zwycięstwem. To nic, iż wydaje się nam, że widzimy nadal to
samo życie, te same obowiązki, ten sam trud, ale mamy w sercu zwycięstwo; mamy
w sercu miłość, która pokonała wszystko. Tylko żyjmy tą miłością, żyjmy jej
triumfem w swojej codzienności, w najzwyklejszej, szarej sytuacji. Pamiętajmy o
tym, niech nadal zwycięża w drobiazgach. Niech nasze życie stanie się tym
zwycięstwem Boga  w naszych sercach, w
sercach bliskich, w naszym otoczeniu. Pozwólmy, by to zwycięstwo na stałe
zagościło w nas, w naszych rodzinach. Otwórzmy się na to zwycięstwo. Niech
Króluje Jezus Zmartwychwstały! Alleluja! Alleluja!


<-- Powrót