Rozważania

Nr. 50  Dni skupienia w Gietrzwałdzie (15-16 luty), cz. I

 Wprowadzenie w dzień skupienia 
Spotykamy się
w bardzo ważnym czasie Wielkiego Postu. Daje nam go sam Bóg. To Jego wola, aby
człowiek rozważał niepojętą tajemnicę miłości wyrażającą się w Jezusie, w
Jego  cierpieniu, w Jego Krzyżu. Bóg daje
czas człowiekowi, aby mógł swoje serce otworzyć, przygotować je i usposobić, by
choć troszeczkę poznać tak niezwykłą tajemnicę, by choć troszeczkę zakosztować
z tego co Boskie. A poznawanie tego i kosztowanie jest wielką łaską; jest
jednocześnie bardzo potrzebne duszy. By dusza mogła rozumieć, by mogła kochać,
by mogła być pociągniętą przez Boga, by mogła pójść za Nim, musi trochę poznać.
Dlatego Bóg daje ten czas każdemu z nas, nie po to, byśmy w sposób sztuczny
zmuszali się do smutku, do przygnębienia. Tak naprawdę jest to czas przepiękny,
bo ten kto poznaje Bożą miłość, kto się zagłębia w niej doznaje piękna. Piękna
nie ziemskiego, ale piękna Boskiego, bo poznaje Boską miłość. Owszem, wiąże się
z cierpieniem, z ofiarą, ale w tym wszystkim jest niewysłowione piękno. I dusza
prawdziwie otwierająca się na to doznanie rzeczywiście doświadczyć może
cierpienia i bólu, ale jest to dla niej także niezwykłym, przepięknym
przeżyciem. Choć pojawią się łzy w oczach, choć pojawi się w sercu ból, to
dusza pragnie nadal w tym trwać. Trudno jest wyjaśnić przeciętnemu człowiekowi –
dlaczego?, bo człowiek cierpienie wiąże z czymś, co jest dla niego niechciane,
od czego chce uciec, co jest jedynie udręką. Nie wiąże cierpienia ze
szczęściem, z miłością, dlatego tak reaguje na cierpienie.
Będziemy starali
się otworzyć serca na to niezwykłe objawienie miłości. Oczywiście nie da się od
razu wszystko zrozumieć, zobaczyć, pojąć, przyjąć. Serce jest zbyt małe. Ale
można tą odrobiną, która dotrze do serca zachwycić się i zapragnąć wszystkiego.
A więc i my dzisiaj będziemy starali się dostrzec, zobaczyć choć tę odrobinę,
aby zapragnąć wszystkiego. Miłość Boża ma
w sobie wielką głębię, jest wielka i nieskończona, zawiera w sobie niezwykłe
tajemnice, iż trudno ją sobie wyobrazić, o niej opowiedzieć; można jedynie
pragnąć ją poznać i prosić Ducha Świętego, by sercu tę miłość objawił. O jedno
prośmy, byśmy potraktowali czas Wielkiego Postu, nie z pewną niechęcią, z
udawanym smutkiem, ale potraktowali go jako niezwykłą łaskę daną od Boga; jako czas,
który pomoże nam, jeśli będziemy z tą łaską współpracować, a w ostateczności da
nam spotkać się podczas Świętego Triduum Paschalnego z niezwykłą Miłością, z
samym Bogiem, który rozjaśni nasze dusze, udzieli swojej mądrości, pozwoli więcej
zrozumieć, być bliżej Niego, by zjednoczyć się z Nim.
Błogosławię
was – W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Adoracja
Krzyża
Ogrójec to
niezwykłe miejsce – niezwykłością wydarzenia i niezwykłością Osoby Jezusa
Chrystusa.
Przyjmijmy zaproszenie w to miejsce, bowiem rozważając to, co się
tam wydarzyło pomoże nam odnieść ogromną korzyść, pomoże zagłębić się w
niezwykłą tajemnicę Bożą. Pomoże zrozumieć również nam jak układać swoje
relacje z Bogiem, jak mamy przeżywać swoją drogę wiary. Jezus bardzo często
przebywał w Ogrodzie Oliwnym, często modlił się właśnie w  nocy. Ale dzisiaj zaprasza nas do tej jednej,
jedynej nocy przed swą męką. 
Tak zupełnie
po ludzku spróbujmy sobie to wyobrazić.
Jest noc, świecą jedynie gwiazdy, nie
ma tak jak współcześnie lamp elektrycznych, które mogą rozświetlić mroki nocy,
a więc jest ciemno. Jezus sam! Co prawda Jego Apostołowie pozostali niedaleko, gdzie
mieli czuwać, ale posnęli. Jezus odszedł od nich parę kroków, aby spotkać się
ze swoim Ojcem, aby porozmawiać z Nim o męce, aby prosić Go o umocnienie. Noc,
to sprzyjające warunki na modlitwę, na zagłębienie się w swojej duszy, na
stanięcie przed Bogiem i na zrozumienie również samego siebie. To pewna
konfrontacja z prawdziwym swoim „ja”. Kiedy warunki zewnętrzne tak bardzo nie
absorbują wzroku, wtedy człowiekowi łatwiej jest wejść w samego siebie. Jezus
staje przed Ojcem. Staje z tym wszystkim, co ma w swoim Sercu, a ponieważ Jego relacja
z Ojcem jest bardzo bliska, jest całą Prawdą, więc Jezus przedstawia Ojcu to,
co jest w Sercu. 
Jezus cały
jest Miłością odwieczną.
To, że narodził się na ziemi, nie oznacza, że zaczął
istnieć od momentu poczęcia w matczynym łonie Maryi. On jest odwieczną
Miłością. Jest odwiecznym Słowem Ojca. I nie przestał być Miłością w momencie,
kiedy przyjął postać ludzką. A więc kiedy modli się do Ojca, jest Miłością. To
prawda, ma naturę i Boską, i ludzką. Ludzka sprawia, iż w Jego Sercu pojawia
się lęk przed cierpieniem. Myliłby się jednak ten, kto przyjmuje to
stwierdzenie tak po swojemu, tak po ludzku. Jezus nie jest tak, jak każdy z nas.
Każdy człowiek boi się cierpienia, na przykład: bólu głowy, ręki, bólu żołądka;
każdy człowiek lęka się tego ze względu na samego siebie. U Jezusa jest to inny
rodzaj lęku. Jezus przygotowywał się do tej najważniejszej misji zbawczej przez
całe ziemskie życie. I Jego Serce cały czas wypełniała miłość i Nim kierowała,
i świadomie dążył do Wielkiego Czwartku, do tej nocy, a potem do Wielkiego
Piątku. Nie unikał tych wydarzeń, nie uciekał; On do tego dążył. 
Jezus natomiast
w swoim Sercu doświadcza męki, którą widzi;
dokładnie widzi co będą czynić
oprawcy z Nim samym. To męka niewyobrażalna, a jednak nie jest ostatecznie
powodem strachu. Do tego obrazu męki fizycznej dołącza się jeszcze coś innego: Jezus
widzi straszliwość grzechów ludzkich, widzi wszystkie grzechy, które popełnił
człowiek i popełni jeszcze, a więc od początku po kres życia na ziemi. I te
straszne, obrzydliwe, przerażające grzechy niejako uderzają w Niego,
sprawiając, że Jego Serce drży przed ich straszliwością. Jezus widzi co uczynił
grzech z ludzkim sercem, widzi jak wielkiego spustoszenia może dokonać w
ludzkiej duszy. Z jednej strony widzi przepiękną przyszłość w wieczności jaką
przygotował dla człowieka, a drugiej zaś strony widzi to straszne spustoszenie,
które czyni grzech w duszy ludzkiej. Widzi różnicę pomiędzy pięknem świętej
duszy a brzydotą duszy skażonej ciężkimi grzechami i w końcu widzi piekło
oczekujące na potępionych. To jest straszliwy, przerażający widok. Pod naporem
tej wizji uginają się Jego kolana i cały drży. Szatan niejako wykorzystuje
jeszcze ten moment i jeszcze bardziej stara się pokazać Jezusowi niejako
nieskuteczność Jego Ofiary. A Bóg Ojciec pozwala na to, by Jezus to wszystko
widział. Szatan pokazuje Jezusowi to, jak ludzie żyjący w Kościele będą
odrzucać zbawienie, będą niejako niweczyć dokonującą się Ofiarę uczynioną dla
nich, będą czynić różne rzeczy, w ten sposób raniąc i osłabiając cały Kościół,
przyczyniając się do tego, iż następne dusze będą odchodzić od Boga. 
To kolejna
rzecz, która ogromnie rani Serce Jezusa.
To przerażający widok tysięcy i
milionów dusz, które odłączają się od Kościoła, a odłączenie się od Kościoła
oznacza kres, potępienie. W Kościele jest zbawienie. Świadome odłączenie się od
Kościoła oznacza świadomy wybór potępienia. Pamiętajmy, że Jezus cały jest
Miłością i kocha wszystkie dusze; kocha te, które widzi teraz i w przyszłości
będą się od Niego, od Jego Mistycznego Ciała odłączać; będą świadomie
rezygnować z Jego Ofiary zadając Mu tym ogromny ból. To wszystko jest razem
przyczyną Jego ogromnego cierpienia, Jego strachu przed męką, Jego przerażenia
ogromem grzechu, tym, co grzech czyni i będzie czynił w wielu duszach. To jest
powodem Jego wypowiadanych słów, kiedy prosi Ojca o odsunięcie kielicha. To
niezwykły moment, w którym Jezus w obliczu tego co widzi, tej całej
przeszłości, teraźniejszości, ale i przyszłości grzechu, ma podsuwane przez
szatana wątpliwości co do Jego Ofiary, którą ma ponieść. To wszystko razem
sprawia tak wielkie cierpienie, że mówi Ojcu, prosi Go o odsunięcie kielicha.
Ale jest w Nim nieustannie doskonała miłość, nieskończona miłość, wieczna
miłość, czysta miłość. I ona podpowiada Mu dając siły, iż niech wypełnia się w
Nim wola Ojca. Przyjmuje na siebie to, na co przyszedł na ziemię, godzi się na wypełnienie
misji do końca. 
W tej rozmowie
Jezus cały skierowany jest na Ojca, na Miłość, na Bożą wolę.
To prawda, że
niejako temat tej modlitwy sprawia, iż o niczym innym nie myśli, ale jest to
też swego rodzaju wskazówka dla każdego człowieka; wskazówka, która mówi o
modlitwie, o tym, jak należy rozumieć modlitwę, jaką przyjmować postawę podczas
modlitwy. Otóż i w naszej modlitwie świat zewnętrzny ma przestać niejako
istnieć, a więc należy zamknąć oczy ciała na to co zewnętrzne. Na modlitwę należy
wybierać takie miejsca, które sprzyjają skupieniu. Dobrze jest też podczas
modlitwy zamknąć oczy. Ale co czyni Jezus? On cały niejako wchodzi w swoją
duszę, cały jest teraz w Świecie Ducha, by być ze swoim Ojcem. Bardzo często na
modlitwie przychodzą nam do głowy różne myśli; łapie się na tym niejedna dusza.
Bardzo często trudno jest się skupić, wiele razy człowiek zaczyna modlitwę i
nie może jej dokończyć. Różne są tego przyczyny. Spróbujmy podczas Wielkiego
Postu patrzeć na Jezusa w Ogrójcu. On nie myśli wtedy o Sobie. To niezwykła
modlitwa, choć niejedna dusza mogłaby powiedzieć: no jak to, przecież boi się Krzyża, to znaczy, że myśli o sobie. A
jednak Jezus myśli o swojej misji do czasu jej wypełnienia, myśli o woli Ojca i
nie skupia się na sobie, na swoich pragnieniach, obawach, ambicjach, lękach;
Jezus skupia się na tym, co jest najważniejszym zadaniem tutaj na ziemi. I o
tym rozmawia z Ojcem i w tę rzeczywistość się zagłębia. 
Zatem i my
klękając na modlitwie, kiedy poświęcamy jakąś ilość czasu na osobistą modlitwę,
adorację,
kiedy mamy taką możliwość starajmy się swoje serca usposobić do tego,
by całe zajęły się Bogiem, Jego wolą, zajęły się tym, by jak najlepiej
wypełniać tę wolę. Każda dusza stworzona została do tego, by zjednoczyć się z
Bogiem, by Go wielbić, by głosić Jego chwałę, by żyć później w tej chwale w
wieczności, będąc przemienioną w miłość i z nią zjednoczoną. Zatem, gdy klękamy
na modlitwie pomyślmy o tym. Klękamy nie dlatego, żeby sobie załatwić lepsze
zdrowie, lepsze życie, łatwiejsze, jakieś sprawy; klękamy w zupełnie innym
celu, a więc to, co jest doczesnością ma przestać istnieć. Natomiast w naszym
sercu ma być pragnienie zjednoczenia z Bogiem, miłowania Go, oddawania Mu
chwały. No tak, ale jak to zrobić, kiedy człowiek jest tak słaby i nie potrafi
się modlić? Za każdym razem, kiedy się spotykamy prosimy Ducha Świętego.
Dlaczego? Dlatego, że to On jest Tym, Który modli się w duszy, Który pomaga
duszy otwierać się na Świat Duchowy, Który niejako niesie duszę ku Bogu, łącząc
z Bogiem. Niestety w Kościele niedoceniany jest niejako Duch Święty, zbyt mało
jeszcze mówi się o Duchu Świętym, za mało się Go wzywa, za mało się od Niego
oczekuje, bo nie ma tej świadomości. Gdy uklękniemy, wzywajmy Ducha Świętego
prosząc, by On pokierował modlitwą. Powierzajmy Mu swoją duszę, oddawajmy Mu
swoje myśli, swoje uczucia, emocje, pragnienia. Oddawajmy Mu też wszystko, co
wiąże się z wydarzeniami, w których uczestniczyliśmy, które jeszcze zajmują nas
do tego momentu. Niech On to wszystko weźmie, niech On się tym zajmie, niech On
oczyści. 
Warto również
na początku modlitwy uklęknąć przed Jezusem pod Krzyżem,
aby prosić o Jego
Zdroje Miłosierne, z ufnością modlić się o kroplę Krwi, o Łzę, o kroplę Potu
Jezusa, wyznając swoją wiarę, że tylko ta kropla wystarczy, aby dusza została
oczyszczona ze wszystkiego. Jedna kropla Krwi Jezusa ma wielką moc, może
wszystkie grzechy zmazać. A więc prośmy o to oczyszczenie, obmycie, byśmy
mogli, mając czyste serce stanąć przed Bogiem. Każda zmaza, każdy grzech czyni
pewne oddalenie od Boga, stawia pewien mur między nami a Bogiem; a więc prośmy
o to oczyszczenie.
Oddajmy Bogu
chwałę.
Uznajmy Go za swojego jedynego Boga, jedynego Pana, jedynego Króla,
który nami włada, do którego chcemy należeć, chcemy być własnością, którego
chcemy być wręcz niewolnikami, chcemy służyć Bogu. A wszystko to czynimy z
miłości, mając wolną wolę, pragniemy to uczynić. Potem mówmy Bogu, że
chcielibyśmy wypełniać Jego wolę, do końca, ale nie rozumiemy jak ma przebiegać
nasze życie; że wielu rzeczy lękamy się, że przeraża nas to, czy tamto; że nie
potrafimy podejmować cierpienia, że gdy doznajemy bólu mamy ochotę uciec; a
więc przedstawmy Bogu prawdę o sobie, prawdę o swoim życiu, o swojej duszy;
jednocześnie zaznaczając, że pomimo tak wielkiej słabości jaką jesteśmy pragniemy
być tylko Jego, należeć tylko do Niego i wypełnić do końca powołanie, które
otrzymaliśmy. Wyrażajmy Bogu pragnienie miłowania Go. Czyńmy to pokornie, czyńmy
to prostym sercem, czyńmy to szczerze. I trwajmy przed Bogiem, nieustannie
mając świadomość bycia przed Nim, pamiętając, iż Jezus tak samo w Ogrójcu
klęczy przed Bogiem. I cały z Bogiem się łączy. 
Kiedy Jezus
wypowiada swoje „tak” na wolę Ojca,

czyniąc to całą swoją Istotą, wtedy ta strona ludzka niejako nie wytrzymuje,
stąd krwawienie, krwawy pot. Tak wielkie napięcie, wielkie przeżycie powoduje,
iż naczynia włosowate pod skórą pękają, a krople krwi zmieszane wraz z potem
ujawniają się na Ciele. To świadczy o przeżyciach naprawdę straszliwych,
poruszających człowieka do głębi, przerastających go. Jezus przyjmuje wolę
Ojca. Otrzymuje od Niego umocnienie, zjawia się Anioł i niejako przynosi od
Ojca to umocnienie. Jezus ma siły, by podjąć ciężar męki, co nie znaczy, że już
od momentu modlitwy w Ogrójcu znika wcześniejsze fizyczne osłabienie. Ta
modlitwa, w której doświadcza tak straszliwego cierpienia, w której nakłania
swoją ludzką naturę na zgodę, wyczerpuje Go i osłabia Jego organizm. To co się
dzieje z Jego Sercem, sprawia, iż staje się niejako schorowanym człowiekiem,
osłabionym, mimo, że ma te trzydzieści trzy lata, a więc mężczyzna, który jest
silny, powinien być silny. W tym momencie już nie jest tym, Kim był przed
chwilą; fizycznie ma o wiele więcej lat. Ta jedna modlitwa zabrała Mu niejako
dużo, dużo lat. Jednak jest w stanie podjąć to zadanie i konsekwentnie krok po
kroku je wypełnia; każda sekunda jest niejako doskonałym wypełnieniem woli
Ojca. Nie ma nic, niczego w kolejnych sekundach, minutach i godzinach, co
byłoby choć odrobinę uchybieniem od woli Ojca, co byłoby odpoczynkiem od
wypełnienia tej woli. Człowiek ma tendencję do tego, żeby troszeczkę sobie
ułatwiać różne rzeczy, czynić lżejszymi i kiedy może, z pewnych prac rezygnuje,
aby było mu lżej; nie do końca czyni je starannie, nie do końca dokładnie, nie
w pełni, ale jeżeli jest to zbyt ciężkie, zbyt trudne, zawsze znajdzie jakieś
ułatwienie w danej sprawie. Jezus całym sobą staje się wypełnianiem woli Ojca i
cokolwiek czyni od tego momentu: każda myśl, słowo, postawa, wszystko, Kim
jest, czym jest, co robi, wszystko jest nieustannie pełnią woli Ojca, jest
wypełnianiem całkowitym woli Ojca, od niczego się nie uchyla i w niczym sobie
nie ułatwia. Wielokrotnie podczas swej męki mógłby doznać jakiegoś częściowego
zwolnienia od pewnych spraw, mógłby się usprawiedliwić, mógłby zrobić unik; On
wypełnia do końca. 
Kiedy się
modlimy i kiedy wyrażamy pragnienie pełnienia woli Bożej,
również otrzymujemy
od Boga umocnienie do tego, by wypełnić Jego wolę doskonale. Tyle, że natura
ludzka jest słaba i zamiast skupiać się cały czas na Bogu, myślami stale od
Boga odbiega, stąd człowiek nie jest w stanie przyjąć w całości i tego
umocnienia, i tej zgody na wolę Ojca. Gdy jednak podczas modlitwy stara się być
z Bogiem, przy Bogu, stara się wyznać swoje pragnienie wypełniania Bożej woli to
otrzymuje umocnienie i tę łaskę mimo to i powstaje od modlitwy umocniony, ma
siły, by rzeczywiście już inaczej realizować swoją wiarę, swoją miłość do Boga,
swoje życie, swoją codzienność. Poprzez tę modlitwę jest już bliżej Boga. A to
zbliżenie do Boga oznacza, iż inaczej zaczyna patrzeć na otoczenie, na sprawy,
inaczej to odbiera i ma więcej sił, by odpowiednio reagować. Z tej modlitwy
wychodzi również z pewnym poznaniem Boga w sercu. Takie przyjęcie woli Bożej,
jakie dokonało się w Jezusie, jakie dokonuje się w każdej duszy, która stara
się w ten sposób modlić, niesie ze sobą poznanie Boga. I dusza prawdziwie jest
bliżej Boga. I trudno jej nawet określić na czym to polega, nawet gdyby chciała  opowiedzieć drugiej osobie, to nie potrafi,
ale sercem czuje, że zbliżyła się do Boga, że Bóg jest blisko niej. 
Spróbujmy w
ten sposób modlić się, klękając codziennie pod Krzyżem,
zbliżając się do Boga,
przyjmując Jego wolę. Niech to będą nasze wysiłki, nasze starania. Nie oczekujmy,
że od razu wszystko będzie wychodzić. Bóg da łaskę. Bóg daje łaskę zawsze,
tylko nieraz jakby nieco przykrytą, zakrytą dla ludzkich oczu. Nieraz dusza
doświadcza bardzo mocno tej łaski, do tego stopnia, że aż dziwi się, że można
było do tej pory wątpić i nie wierzyć, a nieraz przesłania tę łaskę tak bardzo,
że dusza nie ma siły nawet wzroku skierować ku Bogu. Jednak za każdym razem Bóg
daje łaskę, tylko czasem pragnie, aby człowiek też wykazał się ze swej strony
jakimś wysiłkiem i trudem. 
Uklęknijmy
przed Bogiem i w tej prostocie serca, w tym uniżeniu wyraźmy swoje pragnienie
bycia Mu posłusznym,
pragnienie pójścia za Nim, pragnienie kochania Go
ogromnie, pragnienie trwania pod Krzyżem, tulenia się do Niego w chwili, gdy
kona. Wyraźmy swoje pragnienie adorowania Go. Wyraźmy pragnienie służenia Mu
całym życiem swoim. Wyraźmy pragnienie ofiarowania siebie Jemu, pokażmy Mu
swoje słabe, puste ręce i poprośmy, aby nas umocnił. Powiedzmy, że ufamy Mu,
wierzymy, że On może wszystko, a więc może również taką wielką słabość jaką
jesteśmy, przemienić w moc, że może posłużyć się tą słabością dla swojego dzieła.
Powiedzmy, że oddajemy Mu siebie, niech posługuje się nami. I zapragnijmy być z
Jezusem w Ogrójcu, być przy Nim, wspierać Go i wpatrywać się w Niego i kochać
Go najwięcej na świecie. Z ufnością przyjmijmy łaskę umocnienia, uwierzmy, że
Bóg tej łaski udziela, przecież nas kocha, dlatego nie może czynić inaczej. Z
wielką radością udziela nam tej łaski. Podziękujmy za nią i powiedzmy Mu, że z
Nim wszystko jest możliwe, niech czyni, co zechce, a my ufamy, wierzymy Mu i
bardzo Go kochamy.
Kazanie
Człowiek jest
zarówno istotą duchową, jak i cielesną.
Niestety, od czasu grzechu  pierworodnego przewagę nad nim ma cielesność.
I chociaż Bóg stworzył człowieka do tego, by swoim duchem jednoczył się z
Bogiem, by żył w świecie duchowym, by zaznawał wszystkich radości ducha, by
poznawał duchem, duchem wielbił Boga, to bardziej skłonny jest do tego co
cielesne, materialne i doczesne. I nawet jego pojmowanie nawrócenia, jego
pojmowanie czynienia dobrych uczynków skażone jest ową cielesnością. Również
dążenie człowieka do doskonałości ciągle skażone jest jego cielesnością. To, co
czyni ma cały czas skazę grzechu, a więc działania ludzkie nie są doskonałe.
Jezus, gdy przyszedł na ziemię, wypełniał wolę Ojca w sposób doskonały. Swoją misję
wypełniał w sposób doskonały. Cokolwiek czynił, czynił to w zjednoczeniu z
Bogiem i było to doskonałe.
W okresie
Wielkiego Postu głosi się potrzebę nawrócenia.
Podaje się też swego rodzaju
narzędzia, by tego nawrócenia dokonywać, by zbliżać się do Boga, są nimi:
modlitwa, post i jałmużna. Jednak Bóg, chociażby w dzisiejszym czytaniu z
księgi Izajasza (Iż 58,1-9) daje swego rodzaju ostrzeżenie, pokazuje
człowiekowi czego nie należy czynić, a raczej na co zwrócić uwagę w swoim
zachowaniu, by to dążenie do nawrócenia zbliżało się choć odrobinę do
doskonałości. Bóg pokazuje wyraźnie, iż człowiek czyni, wydawać by się mogło,
wiele dobrego, a jednak jego serce pozostaje oddalone od Boga. W związku z tym
co czyni, co w jego mniemaniu jest czynione dla Boga i ma go do Boga zbliżać,
niestety nie jest takie, bowiem serce ludzkie i intencje jego są nieczyste.
Wszystko skażone jest ludzką pychą, egoizmem, pożądaniem, skażone jest
człowieczeństwem, wszystkimi ludzkimi słabościami. Nawet wtedy, kiedy człowiek
czyni coś dobrego wkrada się w jego serce jakaś nieczysta intencja i już ten
czyn nie jest doskonały. Dzisiaj mamy zwróconą uwagę na to, że Bóg nie oczekuje,
nie chce takiej ofiary, takiego postu, jałmużny, takiej modlitwy, gdy serce
odwrócone jest od Niego, gdy to co czynimy, czynimy zewnętrznie, bez właściwego
angażowania serca. Bóg nawet tego nie przyjmuje. Tak napisane jest w dzisiejszym
pierwszym czytaniu, iż Bóg nie przyjmował tej ofiary, ponieważ serca nie były
czyste. Dlatego teraz szczególnie w okresie Wielkiego Postu należy zająć się
przede wszystkim czystością swego serca. Należy zająć się tym co jest w sercu,
ponieważ to z serca wypływają słowa, uczynki; z serca płyną; z serca płynie
intencja tych rzeczy. A więc to, co jest w sercu nakłada niejako pieczęć na
zewnętrzny wyraz, a więc na czyn, na słowo; pieczęć albo dobra, doskonałości,
albo skazy grzechu. 
Jesteśmy
wezwani do modlitwy, postu i jałmużny.
I zazwyczaj podejmujemy modlitwę, post i
jałmużnę podczas Wielkiego Postu, czyniąc to jednak w dużej mierze zewnętrznie,
wysiłek idzie na formę zewnętrzną, natomiast nie dokonuje się przemiana serca.
Bóg oczekuje najpierw przemiany serca i z tej przemiany płyną pewne konsekwencje
w postawie, słowie i czynie. Najpierw serce, potem to, co z serca wypłynie –
będzie więc godne i będzie miłe Bogu. Oczywiście  Bóg nie chce byśmy teraz zarzucili wszelkie
dobre uczynki, chociażby wzajemną pomoc w jakichś sprawach, ponieważ od tej
pory mamy zająć się tylko sercem. Należy dobrze to zrozumieć. Bóg oczekuje
wysiłku  z naszej strony, by stawać przed
Nim w prawdzie, by w codzienności być czujnym, badając nieustannie swoje serce,
intencje, które z niego płyną; by poznając swoje serce dokonywać korekty i
starać się nakłaniać samych siebie do życia w zgodzie z Bogiem, do życia w
zgodzie z pouczeniami; nakłaniać samych siebie do prawdziwej modlitwy, do
rzeczywistego postu, do prawdziwej jałmużny. O tym mówiliśmy  już w Środę Popielcową. A więc nakłaniać
serce do tego, by stając przed Bogiem całym być dla Niego, z Nim; do tego, by
zrezygnować całkowicie z siebie. To będzie tym postem, a więc nie karmić swojej
duszy swoją pychą, egoizmem, swoim „ja”, zrezygnować zupełnie z siebie. 
Bóg nakłania
również do jałmużny, a więc ofiary z siebie.
Jałmużna jest dzieleniem się tym,
co się posiada. Tak jest pojmowana w sposób materialny, ale jałmużna jest to
dawanie. Tą doskonałą formę Ofiary pokazał Jezus. My mamy Go naśladować, a więc
próbować rzeczywiście samego siebie dawać; ofiarowywać Bogu, wtedy będzie
łatwiej rozdać siebie swoim bliskim, znajomym; dać siebie. W takiej formie
jałmużny jest coś z postu; w takiej formie postu jest coś z modlitwy; w
modlitwie jest ta jałmużna. Te trzy elementy zazębiają się tworząc niejako
jedno. Człowiek na modlitwie, gdy cały stara się być tylko dla Boga, rezygnuje
z siebie, staje w prawdzie. Stając w prawdzie, doświadczając Obecności Bożej,
Jego miłości budzi się w nim ogromne pragnienie ofiarowania Bogu, odpowiedzenia
tym samym, czym Bóg wcześniej obdarzył człowieka. Bóg ofiarował siebie
człowiekowi. Człowiek pragnie odpowiedzieć tym samym. A więc również na
modlitwie te trzy elementy się łączą, są jednym. Jedno wynika z drugiego,
uzależnione jest  od drugiego. By jedno
było prawdziwe musi być ten drugi i trzeci element. Zatem nie na darmo Kościół
w okresie Wielkiego Postu wymienia te trzy elementy jako konieczne. Starajmy
się łączyć je w sobie, starajmy się przyjmować je w sposób duchowy, pojmować duchowo
i niech ich realizacja wypływa z Ducha. Zapewne będzie miała jakąś swoją formę
zewnętrzną, ale ma wypływać gdzieś z głębi duszy, ma się rodzić w duszy, płynąć
ze zrozumienia poznania Boga. Najpierw to stawanie przed Bogiem, najpierw to
korzenie się przed Nim, najpierw to spotkanie z Bogiem. Z tego dopiero wypływa
ta zewnętrzna forma postu, jałmużny, czy chociażby modlitwy, wtedy na przykład
czynionej w formie aktu miłości. Bo z serca wypływa ta potrzeba, prawdziwość
tej potrzeby.
Postarajmy się
więc przeżywać to wezwanie do nawrócenia w sposób wewnętrzny
. Starajmy się
uwewnętrzniać tę potrzebę nawrócenia, żyć nią wewnątrz siebie, starać się ją
przeżywać, poprzez to starajmy się zbliżać do Boga i wyrażać tę dokonującą się
w nas przemianę w formie zewnętrznego postu, jałmużny i modlitwy. Jest to
niezmiernie trudne, bo tak jak powiedzieliśmy na początku, przeważa w człowieku
jego cielesność i skażenie grzechem. Dlatego trzeba prosić Boga o Jego moc,
Jego siłę, Jego łaskę, błogosławieństwo. Taką szczególną formą łaski, Jego
błogosławieństwa jest Eucharystia, przyjęcie samego Boga w Komunii św. Więc
otwórzmy swoje serca kładąc je na ołtarzu i przyjmujmy Jego obecność, samego
Boga, wierząc, że Jego łaska towarzyszyć nam będzie podczas Wielkiego Postu, w naszym
trudzie, podejmowanym wysiłku, by być posłusznym Bogu i Jego pouczeniom. 
Dziękczynienie
O Boże, mój!
Miłości mojego serca! Moje Światło! Moja Mądrości! Uwielbiam Ciebie! Zstępujesz
do serca duszy, jednoczysz się z jej istotą. Jednoczysz się z człowiekiem i to
co niemożliwe, staje się możliwe. Wieczność, Nieskończoność, Doskonałość,
Świętość jednoczy się z przeciwieństwem, z tym, co ludzkie. I przebóstwiasz
człowieka, przemieniasz, dokonujesz czegoś niewyobrażalnego, na co nie ma pojęć
ludzkich. Dusza zanurzona w Tobie, zatopiona w Tobie upodabnia się do Ciebie,
do Nieskończonego, do Wiecznego, Doskonałego, Świętego. Staje się niczym Ty.
Uwielbiam Ciebie, Boże, w tym cudzie Eucharystii, w tajemnicy Komunii.
Uwielbiam Ciebie  w tej niezwykłości
zdarzenia, spotkania duszy z Bogiem. Uwielbiam Ciebie w tym wszystkim, czego
dusza nawet nie przeczuwa, a co się dokonuje. Uwielbiam Ciebie w tym wszystkim,
czego dusza nie wie, nie rozumie, nie docenia. Uwielbiam Ciebie, Boże!
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Kłaniamy Ci
się, Jezu!
Klękamy przed Twoim majestatem i z wielką radością oddajemy Tobie
cześć. Nakarmiłeś nas swoim Słowem, nakarmiłeś nas swoim Ciałem, stałeś się obecny
pośród nas. I pozostałeś! Jesteś! To cudowne, niepojęte! Ty jesteś! Nie gdzieś
daleko. Jesteś tutaj! W sposób cudowny jesteś na ołtarzu, jesteś w każdej
duszy. W sposób cudowny jesteś! Pragniemy prosić Twojego Ducha, aby pomógł nam
tę niezwykłą prawdę przyjąć, uwierzyć. 
Pragniemy
prosić Ciebie, Duchu Święty
, abyś nasze serca przekonał o Bożej Obecności, aby
poruszone obecnością Boga zaczęły prawdziwie z wielką gorliwością wielbić
Ciebie. Przyjdź Duchu Święty!
Panie nasz!
Tak bardzo spowszedniała nam Twoja obecność w Eucharystii, że nie potrafimy
przeżywać Twojej obecności; że nie potrafimy sercem jej przyjmować, nie
potrafimy wzruszyć się tą obecnością. Nasze serca zasnęły; nasze oczy zamknęły
się i nie widzimy, nie doświadczamy. Ty idziesz na Krzyż, cierpisz na Krzyżu,
umierasz, my patrzymy obojętnie. Coś stało się z naszymi oczami, uszami, coś
stało się z naszymi sercami, że widok Twój, Jezu, nie porusza nas tak, jak
powinien. Gdyby nasze serca były wrażliwe razem z Tobą współczułyby, razem z Tobą
drżałyby, razem z Tobą by płakały, czułyby ciężar Twojego Krzyża, czułyby ból
wbijanych gwoździ, razem z Tobą by konały. Potrafimy jedynie umysłem rozważać
Twoją mękę, tworzyć opisy, ale serca pozostają wciąż takie same, chłodne,
obojętne. Jednak rodzi się w nas pragnienie, Jezu, by zmienić to. Dajesz nam
obietnicę, że objawisz nam prawdziwe oblicze swojej miłości, całą pełnię,
podczas Świętego Triduum. Trzeba tylko, byśmy się przygotowali. Prosimy,
przygotuj nasze serca. Chcemy poznać Twoją miłość. Chcemy zbliżyć się do Twojej
męki, chcemy razem z Tobą cierpieć. Chcemy, Jezu, płakać razem z Tobą, chcemy
kochać. Dopomóż nam, Duchu Święty! Spójrz jak jesteśmy słabi. Dotknij nas,
porusz nas. Niech otworzą się nasze dusze i niech rozpoczną pieśń uwielbienia.
Przyjdź, Duchu Święty!
Moja Miłości!
Dałeś wszystko, dałeś całego siebie człowiekowi. Uczyniłeś to z miłości tak
wielkiej, tak potężnej, że człowiek jej nie rozumie, nie zna, nie potrafi sobie
jej wyobrazić. Przyszedłeś na ziemię; nie zostałeś należycie przyjęty, mimo to
cała pełnia Twojej miłości objęła ludzkość. Twoje miłosierdzie zostało rozlane
na świat i do tej pory wylewa się z Twojego Serca. Chociaż cierpisz cały czas,
Jezu, doświadczasz zranień ze strony dusz, raniony jest Twój Kościół, to z
każdą raną wylewasz kolejne zdroje miłosierne, bo cały jesteś Miłosierdziem i
Miłością. Bo właśnie Ty jesteś Miłością i Miłosierdziem. To niepojęte. Zawsze
Twoją odpowiedzią, cokolwiek człowiek uczyni, jest miłość i miłosierdzie. A im
bardziej człowiek Ciebie rani, tym większe zdroje wypływają z Twoich ran. Jezu
mój! Jakże spragniony  jesteś, by dusza
odpowiedziała na Twoją miłość. Jakże spragniony jesteś miłości! Jakże spragniony
jesteś otwartości duszy. Jakże pragniesz jej serca. W dodatku pragniesz nie dla
jakiejś swojej korzyści, ale dlatego, że wiesz, iż będzie szczęśliwa tylko w
Tobie i z Tobą. Ty wiesz, że dopiero, gdy zjednoczy się z Tobą będzie żyć
wiecznie, będzie żyć w miłości, będzie zbawiona. Pragniemy odpowiedzieć
miłością. Pragniemy Ciebie kochać. Udziel nam swojego Ducha, Ducha Miłości, bo
sami nie potrafimy kochać. Prosimy, przyjdź, Duchu Święty!
Jesteś duszo, Moją
miłością.
Pokochałem ciebie, począłem w Moim wnętrzu i dałem światu po to, abyś
w świecie dawała świadectwo o Mnie, o Miłości. Dlatego mówię ci o Miłości,
dlatego tę Miłość tobie objawiam, dlatego, czynię wszystko, abyś do tej Miłości
dążyła. Dlatego pragnę zranić twoje serce Miłością, na zawsze. To zranienie
Miłością jest rozkoszą duszy, jest raną zadaną przeze Mnie, która nigdy się nie
zabliźnia. Rana ta sprawia, że dusza nieustannie kocha i cierpi z miłości.
Pragnie kochać więcej i jeszcze bardziej cierpi, ale cierpienie staje się
słodyczą, ona pragnie cierpieć, bo kocha. Zanim jednak ranię duszę miłością
Moją przygotowuję ją i pytam, czy mogę to uczynić. Bowiem to zranienie łączy
Mnie z duszą. Moje Serce też zostało przebite, otwarte na zawsze, nigdy się nie
zamyka; nieustannie otwarte dla wszystkich dusz, zaprasza je do wnętrza Serca
Bożego. Jednocześnie rana ta wylewa ciągle miłosierdzie na świat. Poprzez
zranienie, które pragnę uczynić wybranej duszy łączę nasze serca i czynię jednym.
Ludzie znają pojęcie „braterstwo krwi”, a nawet czasem posługują się pewnym rytuałem,
szczególnie czynili to dawniej, łączyli swoje rany, swoją krew. Ja pragnę
uczynić coś podobnego, ale w wymiarze ducha – zranienie duchowe. Zranienie
twego wnętrza, istoty twojej, twego serca. To zranienie pomaga duszy lepiej
rozumieć Mnie. Dusza bardziej kocha, dusza chętnie podejmuje ofiarę, dusza nie
lęka się wyrzeczeń, bowiem to zranienie upodabnia ją do Mnie. 
Poproś Ducha
Świętego, niech jeszcze bardziej otworzy twoje serce na Moją miłość.
Wzywaj
Ducha Świętego, aby pomógł zrozumieć to, o czym mówię i czego pragnę za chwilę
dokonać, na co ty musisz wyrazić zgodę, bo nie czynię tego na siłę. Wzywaj
Ducha Świętego. Pragnę ciebie zapytać o miłość, a ty odpowiadaj w swoim sercu: 
Czy kochasz
Mnie?
Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować z tego co lubisz; z tego, co
jest twoją przyjemnością;  z tego, do
czego jesteś przyzwyczajony? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować ze
swoich zainteresowań; aby zrezygnować ze swoich pragnień; aby zrezygnować ze
swoich dążeń? Czy kochasz Mnie na tyle, aby zrezygnować ze wszystkiego, co w
twoim życiu nie jest konieczne? Czy kochasz Mnie na tyle, aby poświęcić
wszystko, czym do tej pory żyłaś, żyłeś, co było twoją chlubą, czym zyskiwałeś
w oczach innych, czym mogłeś się wykazać? Czy kochasz Mnie na tyle, że jesteś
gotowy w obliczu innych osób być ośmieszonym, uznanym za dziwnego? Czy jesteś
gotowy na to, by z miłości do Mnie iść za mną ślepo, ufając, wierząc,
pozostawiając dotychczasowe życie, tak jak zrobili to Apostołowie, zostawili
łodzie, pełne sieci, rodziny, aby pójść za Mną? Czy kochasz mnie na tyle? Czy
kochasz Mnie na tyle, by swój czas dzielić pomiędzy obowiązki te konieczne a
przebywanie ze Mną w ściślejszym zjednoczeniu? Czy kochasz Mnie na tyle, by
zmienić swoje życie? Czy kochasz Mnie więcej niż siebie? Czy kochasz Mnie
więcej niż twoich bliskich? Czy kochasz Mnie więcej niż to, co ciebie otacza?
Czy Mnie kochasz? Czy kochasz Mnie na tyle, by rozpocząć wraz ze Mną mękę? Czy
jesteś gotowy, aby ze Mną trwać na modlitwie w Ogrójcu, by zostać pojmanym,
uwięzionym? Czy jesteś gotowy na to, by z miłości do Mnie wziąć udział w
przesłuchaniach, w biczowaniu? Czy jesteś gotowy przyjąć wszystkie drwiny? Czy
jesteś gotowy wziąć krzyż wraz ze Mną i iść na Golgotę? Czy kochasz Mnie na
tyle, by wraz ze Mną przyjmować wszystkie uderzenia biczem, pięścią, wszystkie
kopnięcia? Czy kochasz Mnie na tyle, aby krzyż wyżłobił w twoim ramieniu ranę
bolesną bardzo? Czy kochasz Mnie, by zostać obnażonym, a potem przybitym do
krzyża? Czy kochasz Mnie na tyle, by razem ze Mną zawisnąć na krzyżu? I konać
trzy godziny? Czy kochasz Mnie, czy kochasz Mnie do tego stopnia, by
doświadczyć opuszczenia, nie tylko od ludzi, również od Ojca? Czy kochasz Mnie
na tyle, aby zgodzić się, aby dusza twoja doświadczyła tych ciemności?
Wiem, lękasz
się wielu rzeczy; troszeczkę siebie znasz,
na tyle, żeby zdawać sobie sprawę,
iż jesteś tak słaby, że nie możesz odpowiedzieć twierdząco na wszystkie
pytania. Ale czy kochasz Mnie na tyle, by Mi zaufać, iż Ja pomagam ci we
wszystkim, abyś mógł rezygnować z siebie, a jednoczyć się ze Mną? To
najważniejsze pytanie – czy kochasz Mnie na tyle, by Mi zawierzyć siebie, swoje
życie, zaufać do końca, zaufać mimo, choć zdajesz sobie sprawę ze swojej
słabości, to jednak wierzyć, że Ja w tobie wszystkiego dokonam?  Pragnę twego serca, pragnę je zranić moją
miłością, pragnę w ten sposób połączyć nas, w miłości. Czy pozwalasz Mi na to? 
Pragniemy,
Jezu, podziękować Ci za miłość.
Pragniemy wyrazić naszą wdzięczność za
wszystko, co otrzymujemy. Pragniemy całym sercem wyśpiewać Tobie
najcudowniejszą pieśń. Pragniemy połączyć się z Aniołami, ze Świętymi, by razem
z nimi stanowić chór głoszący Twoją chwałę. Pragniemy! Udziel nam swego Ducha, byśmy
mogli to czynić. Przyjdź, Duchu Święty! 
Nie ustawajmy
w uwielbieniu, niech dusze nasze rozradują się w Bogu.
Niech z wielką
gorliwością wyśpiewują pieśń miłości, niech śpiewają całe. Niech unoszą się
serca w tym uwielbieniu Boga, bo prawdziwie godzien jest chwały. Dopiero w
Niebie dusze poznają pełnię tej Miłości, ale już teraz mogą ze wszystkich sił
wielbić Boga w Jego darze miłości. 
Jezu,
dokonałeś czegoś ważnego,
ale dusze nie do końca rozumieją, co takiego się
stało. Prosimy, abyś pomagał duszom zrozumieć i codziennie przyjmować ten dar,
to zjednoczenie. Udziel, prosimy swojego błogosławieństwa, które utwierdzi
dusze w tym, co otrzymały. Dotknij każdą, udziel swojej łaski i zapewnij o
swojej miłości. Niech każda dusza będzie pewna Twojej miłości, spragniona
Twojej miłości; niech każda zapragnie również odwzajemnić tę miłość. Daj duszom
ku temu siły, ale daj również wytrwałość, by nie było to jednorazowe, ale na
zawsze. Prosimy, pobłogosław nas, Jezu!


<-- Powrót