Rozważania

Nr. 60  Dni skupienia w Różanymstoku, marzec 2013

Wprowadzenie w dni
skupienia. 
Czas Wielkiego
Postu to czas ogromnej walki duchowej.
Tak jak Jezus toczył tę walkę na
początku swojej misji będąc na pustyni, tak jak w sposób szczególny toczył tę
walkę w Getsemani, tak ten czas dany jest człowiekowi, aby również stoczył
walkę. Jezus na pustyni, a potem w Getsemani był narażony na ataki szatana. Był
niejako odsłonięty i szatan miał wolny dostęp do Niego. Dobrze byłoby zrozumieć,
iż okres Wielkiego Postu, to czas, kiedy człowiek powinien uświadomić sobie
istnienie duchowej rzeczywistości, która ma podstawowy wpływ na istnienie, na
życie człowieka. Tą duchową rzeczywistością jest nie tylko Bóg i Jego świat,
Jego miłość, Królestwo; tą duchową rzeczywistością jest również przeciwieństwo
Boga, jest szatan i jego królestwo. 
Człowiek
podejmując na początku Wielkiego Postu jakieś postanowienia rozpoczyna tym
samym walkę z szatanem.
Nie jest często tego świadomy, ale podjęcie pewnych
postanowień, pewnych wyrzeczeń, podjęta wraz z Jezusem droga krzyżowa, podjęta
modlitwa itd. to jest jednocześnie jawne stanięcie w pozycji przeciwko
szatanowi. Szatan tę walkę przyjmuje. Niestety człowiek często nie myśli o tym
właśnie w tych kategoriach. Zajęty swoim życiem oraz tym, co podjął na czas
Wielkiego Postu, zapomina, iż tak naprawdę jest to czas walki dobra ze złem
również w nim samym. Jest to czas, kiedy owszem otwiera się na dobro, jakim
jest Bóg i Jego rzeczywistość duchowa, ale jednocześnie otwiera się na ten inny
świat, niejako godząc się na to, że również i szatan będzie miał przystęp do
niego i będzie starał się zniweczyć to, co człowiek chce czynić. 
Człowiek musi
być tego świadomy, musi być czujny. Niestety zazwyczaj czujność gdzieś znika.

Człowiek skupia się na tym, co chce czynić, a więc by pełnić swoje
przyrzeczenia dane Bogu. Nie rozumie tego, iż nie same te przyrzeczenia są
najważniejsze, ale czystość serca, otwartość serca na miłość, ciągły wybór
miłości i czuwanie nad tym, by ta miłość przez serce nieustannie się
przelewała. Bowiem można spełnić od początku do końca wszystkie swoje
przyrzeczenia, postanowienia, ale nie zmienić się ani odrobiny na lepsze. Może
nawet dojść do pogorszenia stanu duszy wtedy, gdy dusza nie czuwa, by serce
było czyste, wypełnione miłością, by kierowało się miłością i by serce dążyło
do Boga; nie forma zewnętrzna, ale serce. I dlatego w czasie Wielkiego Postu
często dochodzi do różnych sytuacji, w których człowiek staje zadziwiony, iż
to, czego nie chce ma miejsce, bowiem szatan podwaja swoje działanie, swoją
siłę, swój atak. 
Na początku
Wielkiego Postu mówiliśmy o tym, iż mamy w sposób szczególny jednoczyć się z
Jezusem w Ogrójcu. Przyszedł czas na to, by pójść krok dalej. Dzisiaj
towarzyszymy Jezusowi, który zostaje pojmany, potraktowany straszliwie przez
żołnierzy i przez całą zgraję, która im towarzyszyła, potraktowany strasznie
przez samego Judasza, opuszczony przez swoich najbliższych.
Został związany.
Związany tak okrutnie, iż samo to związanie, powrozami, obręczami przyczyniało
się do cierpienia, zadawało ból i już otwierało rany. I tak pojmany był
prowadzony. Podczas tej drogi również doświadczył tortur, o których będziemy
mówić. Będziemy jednoczyć się z Jezusem pojmanym z tego względu, że przyczyną
tego pojmania jesteśmy my sami. Właśnie fakt ulegania szatanowi, tego iż w tym
czasie, kiedy dusza ma jednoczyć się z Męką Jezusa, ulega pokusom szatańskim,
daje się wciągnąć w jego tryby i zło wydaje się królować w sercach. Szatan
zaciera ręce, bowiem na tym etapie wydaje się, że odnosi zwycięstwo. 
Jednak dusza,
która czyni refleksję nad sobą, dostrzega, iż dzieje się coś złego.
Bardzo
ważnym jest, by uświadomiła sobie swoje słabości, upadki. Właśnie brakiem
miłości, uleganiem złu, egoizmem, pychą ona związuje ręce Jezusa. Obwiązuje
szyję, biodra i ciągnie Jezusa za powrozy. Należy to sobie dobrze uświadomić, a
przede wszystkim przyjąć do siebie, zdać sobie sprawę, że w tym tłumie jestem
właśnie ja. Nie rozglądać się, kto jeszcze, ale jestem ja. I przez swój brak
czujności, przez swój brak miłości w sercu dałem się szatanowi wciągnąć w coś,
co powoduje, iż teraz Jezus okrutnie związany, prowadzony jest jak zwierzę i
zaznaje już teraz męki. Dobrze byłoby zobaczyć siebie i to, czym się
przyczyniło do takiego stanu rzeczy. Nieraz jest to bardzo trudne, by zobaczyć,
a potem jeszcze trudniejsze przed samym sobą się przyznać do tego. A jednak
bardzo ważne jest, by dusza się przyznała i zapłakała klęcząc przed Jezusem,
nad tym jak bardzo słaba, swoimi słabościami przyczynia się do cierpienia
Jezusa. 
Te dzisiejsze
rozważania odnoszą się do poszczególnych dusz, do ich spraw osobistych, ale
odnoszą się również do całej Wspólnoty.
Dlatego dobrze by było, by każdy
zastanowił się sam nad sobą i rozważył: Na ile wiąże Jezusa? Na ile Go prowadzi
wraz z innymi jak zwierzę na rzeź? Na ile uczestniczy w tym prowadzeniu? Czy
tylko trzyma za powrozy, czy szarpie, czy może spycha z mostu do Cedronu? Czy
wyśmiewa, czy idzie w milczeniu? To, że dusza uczestniczy w tym pochodzie, to
jest fakt niezaprzeczalny i nikt tego się nie może wyprzeć. Nikt. Stan
Wspólnoty, to stan całej Wspólnoty, a nie tylko jej części, a więc mają na to
wpływ wszystkie dusze. I czasem zaniedbanie zupełnie niezwiązane z życiem
Wspólnoty ma wpływ na Wspólnotę. 
Dzisiaj
postaramy się rozważyć scenę pojmania i prowadzenia, aby bardziej, lepiej
zobaczyć samego siebie.
Jednocześnie by poprzez to zrozumienie, poznanie jednak
zbliżyć się do Jezusa i być z Nim przepraszając Go i otaczając miłością, ze
swej strony, choć trochę rozluźnić powrozy. Wraz z nami, będzie modlić się
Matka Bolesna, przez wstawiennictwo której błogosławię was – w Imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Rozważanie Męki Pana
Jezusa
Przeżywamy
wspólnie przepiękny, choć trudny okres Wielkiego Postu; czas, kiedy dusza
próbuje wejść w głąb siebie, poznać i dokonać pewnych zmian.
Tradycyjnie już
dusze podejmują różne postanowienia na ten czas, niestety jakże często
traktując je bardzo zewnętrznie. A więc zewnętrznie dbają o to, by realizować
to, co postanowiły, natomiast nie wchodzą w głąb serca. I niestety nie dokonuje
się przemiana. Dopiero wtedy, kiedy dusza wejdzie w głąb swego serca, zacznie
zastanawiać się nad swoim sercem, nad stanem tego serca, kiedy zacznie
dostrzegać, jakie to serce jest i przyznawać się przed samą sobą do tego,
dopiero wtedy może coś w sobie zmienić, może dojść do przemiany. Dlatego nie
dziwmy się, że rozważanie to będzie skierowane bezpośrednio do duszy i będzie
tej duszy dotykało.
Niektórzy z
nas mogą poczuć się urażeni, bowiem człowiek poprzez swoją ułomność bardzo
często nie przyznaje się do różnych swoich słabości nawet przed samym sobą, bo
to burzy jego obraz samego siebie, często tak pieczołowicie budowany, broniony
przed innymi.
Obraz, jaki sobie każda dusza tworzy jest to obraz
wyidealizowany; choćby nawet dusza spostrzegała w sobie słabości i tak nie wie
o sobie wszystkiego. I Bóg nie daje duszy poznać od razu wszystkiego, bo nie
byłoby to możliwe dla niej przyjąć wszystko. Ona ze zgryzoty, z żalu, z bólu, z
przerażenia umarłaby. Jednak ten okres Wielkiego Postu, to czas dany przez Boga
po to, by dusza mogła, choć trochę poznać siebie lepiej i by mogła podjąć
jakieś postanowienie przemiany. Wszystko to, co dzieje się z duszą ma ogromny
wpływ na stan Kościoła, zarówno tego Kościoła małego, a więc rodziny, lokalnego
– parafii, diecezji, w końcu całego Kościoła, również tego Kościoła, którym
jest Wspólnota. Stan duszy, każdej duszy ma wpływ na jakość Wspólnoty. Dlatego
tym bardziej ważne jest, by dusza, która jest fragmentem Wspólnoty, tworzy tę
Wspólnotę również w takim poczuciu odpowiedzialności starała się doskonalić.
Dzisiaj
stajemy przed Jezusem, który właśnie skończył modlitwę w Ogrójcu.
Już wcześniej
we Wspólnocie rozważaliśmy, czym ta modlitwa jest i jak bardzo dotyka Jezusa,
jak ją przeżywa. Nie tylko duchowo dotyka, ale dotyka wręcz fizycznie. Jezus po
tej modlitwie wychodzi schorowany, wychodzi umęczony, osłabiony. Trudno to
nawet pojąć, do jakiego stopnia Jezus po samej tej modlitwie, podczas której
podejmuje najważniejszą decyzję, do jakiego stopnia jest zmaltretowany.
Jednocześnie doznaje umocnienia i jest gotowy. Otwiera się na wolę Ojca. A więc
otwiera się na to wszystko, co za chwilę nastąpi i kolejne konsekwencje tego
kroku. Nie znaczy to, że nie cierpi. Każda dusza, która ofiarowuje się Bogu
bardzo dobrze wie, iż jej cierpienie trwa nadal. Jeśli jest to np. choroba, to
choroba trwa nadal i dusza doświadcza tej choroby bardzo mocno. Doznaje
umocnienia z Nieba, ale to nie znaczy, że nie czuje bólu; ból czuje. 
Tak samo
Jezus. Jest przecież, że tak powiem, najwrażliwszym człowiekiem na ziemi, który
czuje, doświadcza wszystkiego.
Wie, co ma nastąpić. Budzi swoich uczniów, mając
świadomość tego, że nie towarzyszyli Mu i nadal nie wiedzą, co się dzieje. I
uciekną, bo ich serca nie były umocnione modlitwą. W związku z tym, ich serca
są bardzo słabe. Budzą się, wstają zdezorientowani. Widzą Jezusa w straszliwym
stanie. Jezus był pokryty plamami krwi, włosy były zmierzwione, twarz
straszliwie zmieniona, postarzała, był przygarbiony. Nie ten Jezus, którego
znali, więc ich serca doznały już trwogi. I za moment już słychać okrzyki
zbliżającego się tłumu, po chwili pojawia się Judasz. Jezus dokładnie wie, co
się wydarzy. Judasz całuje Jezusa. Pocałunek jest przecież znakiem miłości,
przyjaźni, życzliwości, dobroci, otwartego serca. Ten pocałunek zadaje ogromny
ból Jezusowi. Nie niesie tych wszystkich pozytywnych emocji ze sobą, jest
sztyletem w serce. Jest to kolejne uderzenie w Serce Jezusa, kolejne
cierpienie. Przez chwilę uczniowie doznają zdumienia, ponieważ straż, która
przyszła po Jezusa pod wpływem objawiającej się mocy Boga po prostu pada
sparaliżowana, nie może się ruszyć. Dzieje się to raz, potem drugi. Ale później
Jezus niejako odsuwa na bok tę Boską moc, ukrywa swój Majestat by pozwolić
żołnierzom schwytać Go. Jezus pozwala. On sam w ten sposób wyszedł naprzeciw
Męki. On sam dał ręce do związania, sam oddał swoją Osobę na ukrzyżowanie.
Człowiek nie mógłby zniewolić Jezusa, nie mógłby Go pojmać, gdyby Jezus na to
nie pozwolił. Jezus pozwala. To, co z Nim czynią jest straszliwe, bowiem
obwiązują Jego szyję, Jego pas, Jego biodra specjalnymi pasami, które mają
kolce skierowane do ciała. A więc nie jest to zwykłe tylko związanie sznurami.
Ci oprawcy przyszli już z narzędziami tortur. Obwiązali szyję, biodra. Potem w
odpowiedni sposób obwiązali ręce, skrzyżowali na piersi tak, że Jezus nie mógł
nimi ruszać. Do pasa przywiązane były cztery sznury i ciągnęli żołnierze Jezusa
za te sznury w różnych kierunkach, traktując jak zwierzę. Każde pociągnięcie w
jedną stronę sprawiało, że kolce wbijały się w Ciało Jezusa. Każde szarpnięcie
sprawiało, że Jezus zataczał się. Żołnierze ze śmiechem ciągnęli w różne
kierunki, toteż Jezus nie mógł iść prosto, zataczał się, co było powodem do
okrutnych żartów wszystkich, którzy po Jezusa przyszli. Bo nie tylko przyszli
żołnierze, była cała zgraja przeróżnych osób i te osoby śmiały się z Jezusa,
naigrywały się z Niego, krzyczały, wyzywały. Każdy Jego krok był powodem do
kolejnego okrutnego dowcipu, śmiechu, wulgaryzmów. Tak ciągnięty Jezus
wielokrotnie upadał. Niestety ręce miał przecież tak związane przy tułowiu, że
nie mógł chronić swojej twarzy, nie mógł podeprzeć się rękami. Przechodzili
miedzy innymi przez Cedrom. I tutaj specjalnie Jezus został zepchnięty. Całe
szczęście, nieco rozluźniły się powrozy, Aniołowie czuwali. Jezus upadając na
kamieniste dno nie rozbił sobie głowy, ale ten upadek był bardzo bolesny, bo
żołnierze ciągnęli za sznury. Jednak Jezus nie mógł wyjść z tej rzeki na drugi
brzeg od razu. Pociągnęli Go z powrotem na ten brzeg poprzedni i znowu na most. 
Jezus zaznawał
straszliwych cierpień tej nocy.
Większa część męki nocy z Wielkiego Czwartku na
Wielki Piątek nie jest znana ludziom. To, co zostało objawione niektórym świętym
daje tylko pewien obraz straszliwości czynionych rzeczy. Jezus miał wyrywane
włosy z brody, przypalane były Jego boki, ciało, polewane były żywicą
rozgrzaną, gorącą. Sadzany był na stołku, na którym były ostre elementy.
Ciągnięty był za język i miał przebijany ten język. Żarty, jakie robili sobie
oprawcy z Jezusa świadczyły jedynie o zezwierzęceniu Jego oprawców. Były
obrzydliwe, poniżały godność Jezusa, zadawały okrutnych cierpień, bólu.
Niektórych mąk nie da się wypowiedzieć, człowiekowi nie przejdzie to przez
gardło. 
Dlaczego o tym
dzisiaj mówimy? Dlaczego nie przechodzimy do kolejnych stacji Drogi Krzyżowej?

Dlatego, że Męka Jezusa nie rozpoczęła się wraz z momentem wzięcia samego
Krzyża, rozpoczęła się wcześniej. I każda dusza ma swój udział w tej Męce.
Niestety nie po stronie przyjaciół, ci się rozbiegli. Patrząc na siebie samych,
na swoją duszę, na to, co wydarzyło się już w czasie Wielkiego Postu, już
trwającego, możemy zobaczyć, że uczestniczymy w jakiejś formie w tej Męce.
Nasze serca są narzędziem zadającym cierpienie. Żadna dusza nie może
powiedzieć, iż nie zadawała bólu Jezusowi, nie zadaje. Poprzez słowo, poprzez
gest, myśl, postawę, czyn dusza uczestniczy we wszystkim. A więc wraz z
Apostołami śpi, w ten sposób opuszczając Jezusa, pozwalając, by serce słabło
tak bardzo, że w momencie zagrożenia życia Jezusa dusza opuszcza Go, tak jak
opuścili Apostołowie. Pozostawia samego, dusza ucieka. Dusza uczestniczy w tym
straszliwym pocałunku Judasza. Każda dusza zdradza Jezusa. Nikt nie może powiedzieć,
że wolny jest od tego. Każda dusza też swoim grzechem związuje Jezusa, zakłada
Mu pasy z kolcami, obręcze i prowadzi związanego. Dobrze wiemy, jak idzie się
nocą, kiedy nie ma światła. Droga nie była asfaltowa, tylko kamienista,
nierówna, a Jezus był szarpany. Nie był prowadzony pod rękę, lecz ciągnięty w
różne strony specjalnie, aby potykał się i przewracał. I ty w tym
uczestniczysz! Każdy grzech, upadek, uleganie jakiejś słabości jest
uczestniczeniem w tym pochodzie, uczestniczeniem z tej niewłaściwej strony. I
uczestniczysz również w zepchnięciu Jezusa z mostu. 
Ja wiem,
trudno to przyjąć, bo przecież człowiek nie ma tej intencji, by zadawać
Jezusowi ból.
A jednak jesteś już na tym etapie rozwoju duchowego, że musisz
sobie uświadomić, iż wszystko, co czynisz jest albo miłością skierowaną do
Jezusa, otwarciem się na Niego i uczestniczeniem w Jego życiu w ten pozytywny
sposób, bądź też jest nienawiścią skierowaną do Niego i również uczestnictwem w
Jego życiu, ale w zupełnie innej formie – od strony oprawców. A więc cokolwiek
czynisz, a jesteś członkiem Kościoła, cokolwiek czynisz, czynisz wobec Jezusa,
do Jezusa i On tego doświadcza. Doświadcza albo miłości, albo nienawiści; albo
dobra, albo zła; albo koisz Jego ból, albo zadajesz kolejne cierpienie. Ważnym
jest, aby uświadamiać sobie z jednej strony Mękę Jezusa i wielkość jego
cierpień, ale z drugiej strony głębiej wchodzić w świadomość samego siebie.
Dlaczego po 40
dniach Wielkiego Postu tak mało dusz doznaje przemiany, choć wydaje się, że
uczestniczą w Drodze Krzyżowej, w Gorzkich Żalach, realizują pewne
postanowienia?
Dlatego, że nie wchodzą w głąb siebie i nie dokonują refleksji
nad sobą samym. Nie analizują swego postępowania, swoich myśli, intencji
właśnie pod tym kątem, na ile to było wyrazem miłości, a na ile czegoś
odwrotnego. Czasami dusze bardzo zawodzą nad cierpieniem Jezusa, płaczą,
wzruszając się Jego cierpieniem, ale nie wchodzą w głąb siebie i nie analizują
dnia, wydarzenia, samych siebie, przez co nie dokonują przemiany. Ty masz
zastanowić się nad sobą, pomyśleć, w którym momencie danego dnia, danej godziny
w dniu, uczestniczyłeś niczym Judasz w pocałunku, niczym uczeń w ucieczce,
niczym żołnierze w prowadzeniu Jezusa, obwiązywaniu, zrzucaniu z mostu? W
którym momencie, w której sekundzie dnia okazałeś się wrogiem Jezusa, poprzez
swoją intencję, myśl, słowo, poprzez brak miłości? 
Żyjesz
dlatego, że Jezus ciebie kocha. Miłość daje życie.
I to nie tylko w tym
znaczeniu, że jesteś poczęty i jako człowiek zjawiłeś się tu na ziemi. Życie to
jest coś więcej niż tylko ta strona fizyczna istnienia tutaj na ziemi. Miłość w
każdej sekundzie daje ci życie. Istniejesz, poruszasz się, myślisz, dokonujesz
różnych rzeczy, czynów i twoje myśli, nastawienie do życia jest w miarę
pozytywne, dzięki tej miłości. Zauważ, że wystarczy jedno złe słowo skierowane
do ciebie lub jakieś zdarzenie, które jest przeciwko tobie, jak bardzo uderza w
ciebie i powoduje wręcz fizyczne cierpienie, osłabienie. To jest właśnie
nienawiść, ona nie daje życia. Wystarczy gdy ktoś, kto podejdzie, pocieszy,
wytłumaczy, poda pomocną dłoń i w ciebie wstępuje inne życie. Tak się mówi
potocznie. I zupełnie inaczej patrzysz na rzeczywistość, bo miłość daje życie;
nienawiść – śmierć.
Ale nie tylko
Bóg poprzez miłość daje tutaj ludziom na ziemi życie, możliwość życia,
funkcjonowania na jakimś emocjonalnym poziomie, w poczuciu średniego szczęścia.

Każdy człowiek również w swoim sercu ma miłość lub nienawiść. I każda dusza
kochając otwiera się na Boga, wobec Niego czyniąc
dobro. Natomiast, kiedy czyni zło, kiedy nienawiść wylewa się z serca, to ta
nienawiść, która jest zadawaniem śmierci, uderza w Jezusa. Sprawy
duchowe, rzeczywistość duchowa bardzo trudna jest chwilami do wytłumaczenia.
Zajmują się tym osoby wykształcone w tym kierunku, a i im trudno niekiedy pewne
rzeczy zrozumieć. Wystarczy, że ty przyjmiesz, iż miłość umożliwia życie,
umacnia, napełnia serce nowym tchnieniem, daje siły; nienawiść uderza
przyprawiając o śmierć. Bóg jest Miłością i nieustannie otwarty dla ciebie tą
miłością cię obdarza, czyli ty żyjesz. Bóg stwarza takie warunki, żebyś mógł
się rozwijać. Twoją odpowiedzią jest, jakże często, co innego. A więc swoją
myślą bez miłości, krzywym spojrzeniem na osobę bliską, słowem wypowiedzianym
nieodpowiednim tonem, sercem, którego intencje były niewłaściwe, nieczyste, ty
wylewasz z siebie nienawiść, brak miłości. I ta nienawiść
uderza w Jezusa. Przyjęła formę cielesną. Zło przyjmuje formę cielesną,
chociażby właśnie w takiej formie jak tutaj widzimy podczas Drogi Krzyżowej,
zło gromadzone w sercach ludzkich. Można to sobie wyobrazić właśnie w ten
sposób, że ze wszystkich wieków istnienia ludzkości, od początku po kres, to
zło z ich serc ucieleśnia się właśnie w czasie Męki Jezusa, w konkretnych
uderzeniach, w konkretnym zadawaniu bólu, tortur, cierpienia Jezusowi. A więc
wszystkie bicze, kopania, rozrywane ciało, upadki, to wszystko nagromadzone
ucieleśnione zło dokonuje. Ale ono wypływa z serca ludzkiego. Szatan posługuje
się tym. I dlatego mówimy, że nikt nie może powiedzieć, że nie bierze udziału
po stronie oprawców w Drodze Krzyżowej. Nikt nie jest od tego wolny. Każdy
bierze w tym udział. Ważne jest, by z tego sobie zdać sprawę, żeby zastanowić
się kiedy, w jakich momentach to czynię, dając przyzwolenie szatanowi, by
posługiwał się tym moim upadkiem po to, by zadawać ból Jezusowi. Nie wystarczy,
że zapłaczę nad cierpieniem Jezusa, muszę pomyśleć, kiedy ja do tego się
przyczyniłem. Wtedy będzie to miało sens i może przyczynić się do przemiany
twojej. Kiedy odkryjesz w sobie te momenty, może być ci trudno się do tego
przyznać. 
Nieraz
człowiek czuje, ale tak broni się przed przyznaniem się do tego zła, że nie
jest w stanie przejść przemiany.
Trzeba prosić Ducha Świętego o pomoc. On
pomoże zobaczyć i przyjąć. Gdybyś spróbował, tak jak wielokrotnie już o tym
mówiliśmy, gdybyś spróbował przeanalizować jeden dzień, godzina po godzinie, a
w godzinie każdą minutę, przy łasce Ducha Świętego zobaczyłbyś, że nawet
sekunda, jedna sekunda nie jest wolna od twojej słabości, ponieważ ty jesteś słabością,
ponieważ skażony jesteś grzechem pierworodnym. Owszem zmazany jest ten grzech,
ale pozostało to skażenie, które tak osłabiło twoją ludzką naturę, że ty
bardziej skłonny jesteś do złego niż do dobrego. Pragniesz dobra, ty chcesz
kochać Jezusa, chcesz Mu pomagać, chcesz towarzyszyć Mu we wszystkim, ale
słabości biorą górę.
Proś, aby Duch
Święty pomógł ci zobaczyć, a jednocześnie by dał siły, aby to znieść, przyjąć i
podjąć postanowienie przemiany.
Jest to ważne dla ciebie samego, bo przecież
każdy człowiek odpowiada przed Bogiem sam za siebie, za to, co uczynił ze swoją
duszą, co uczynił z łaską daną przez Boga, aby się zmienić, by kroczyć ku
wieczności. Ale jednocześnie pamiętaj, że w każdym człowieku Bóg złożył
odpowiedzialność za inne dusze, za Kościół; zarówno odpowiedzialność w rodzinie
za mały Kościół, odpowiedzialność za siebie nawzajem jak i, chociażby we
Wspólnocie, odpowiedzialność za to, w jaki sposób ty poprzez stan swojej duszy
wpływasz na stan całej Wspólnoty. I również z tego względu powinieneś dokonywać
często takiej refleksji nad sobą w obliczu Męki Jezusa. Nie dla jakiejś idei,
dla samego siebie, ale w obliczu Męki Jezusa z miłości do Niego, bo on ciebie
kocha i obdarza tak niezwykłą miłością, że twoją odpowiedzią na tę miłość powinna
być refleksja czyniona z miłości. 
Przez pewien czas, przez kilka
dni spróbuj codziennie towarzyszyć Jezusowi, właśnie od tego momentu pojmania,
poprzez drogę, kiedy był prowadzony do więzienia, gdzie przebywał wprawdzie
krótko, ale traktowany był strasznie.
To straszny czas. Tym bardziej wpływający
negatywnie na duszę, na serce, ponieważ, gdy jest ciemno, człowiek traci
poczucie bezpieczeństwa. Dobrze wiesz jak to jest właśnie w nocy, kiedy
nachodzą cię jakieś myśli pełne lęków, obaw o przyszłość chociażby. Inaczej o
przyszłości myśli się w dzień, inaczej myśli się o tym w nocy, kiedy jest się
samemu, otacza tylko ciemność. Inaczej znosisz cierpienie w dzień, kiedy jest
jasno, kiedy masz otoczenie bliskich, inaczej kiedy jesteś samotny w nocy.
Pomyśl również o tym. I pamiętaj, żeby to, co przeżywasz podczas tych rozważań
nie było tylko płytkim wzruszeniem, wzruszeniem się Męką Jezusa, ale by było
świadomym wejściem w siebie, by poznać samego siebie i to w jaki sposób zadaje
się Jezusowi mękę i uczestniczy się w tym Jego cierpieniu od strony oprawców. 
Kazanie
Moi kochani!
W okresie
Wielkiego Postu mamy możliwość doświadczyć różnych przeciwności.
Doświadczamy
również w różnej formie zła i dziwimy się 
– dlaczego tak się dzieje? Właśnie wtedy, kiedy chcielibyśmy by wszystko
było dobrze, kiedy się staramy, kiedy próbujemy żyć miłością, to właśnie wtedy
jest trudniej. To właśnie wtedy wychodzi z nas odwrotność miłości. Dlaczego tak
się dzieje? 
Otóż, ten
okres liturgiczny, którym jest Wielki Post przyrównujemy do modlitwy Pana
Jezusa – wcześniej do Jego modlitwy na pustyni oraz do modlitwy w Ogrójcu, a
więc do czasu, kiedy Jezus modli się, rozmawia z Ojcem i otwarty na
rzeczywistość duchową w sposób szczególny doświadcza również działania złego
ducha.
Myliłby się ten kto uważałby, że rzeczywistość duchowa to tylko
rzeczywistość Boga, to tylko obecność Boga. Dobrze wiemy z nauki Kościoła, że
oprócz czystych Duchów istnieją również duchy nieczyste, anioły upadłe, a więc
w rzeczywistości duchowej nie tylko spotykamy się z Bogiem, ale również
doświadczamy działania zła. W okresie Wielkiego Postu podejmujemy pewne
postanowienia, a ich celem jest przemiana wewnętrzna. Jest to praca nad sobą,
otwieranie się na Ducha. I dobrze, że dusza w czasie Wielkiego Postu otwiera
się na świat duchowy, by lepiej poznać, zrozumieć, a przede wszystkim, by
zbliżyć się do Boga. To zbliżanie się obejmuje różne sfery, dziedziny,
konkretne działania, czyny. To zbliżanie się między innymi dotyka serca poprzez
poznawanie swoich słabości. Jednak we wspomnianej duchowej pracy nad sobą i w
otwieraniu się na rzeczywistość duchową, na obecność Boga w życiu, człowiek
musi mieć to zrozumienie, że otwiera się również na to, iż może w jego życie
ingerować szatan. Skoro ty chcesz zmienić coś w sobie, a chcesz zmienić to co
jest złe, to co jest słabe, a przyjąć dobro, umocnić się, no to musisz
wiedzieć, że szatan będzie bronił tej sfery w tobie, w której on panuje i
będzie robił wszystko, aby ci na to nie pozwolić. 
Dlatego w
czasie Wielkiego Postu tak często właśnie doświadczamy jakichś trudności,
pewnych komplikacji.
Dziwimy się, że oto pośród nas, naszych bliskich,
znajomych obnażane są ludzkie słabości; że oto dzieje się coś złego, co
komplikuje życie, co stara się zniweczyć jakieś dobre przedsięwzięcia.
Doświadczamy na samych sobie, iż pokonują nas różne przeciwności, bo okazuje
się, że jesteśmy za słabi. Do tej pory wydawało nam się, że radzimy sobie z
wieloma sprawami, rzeczami i panujemy nad wszystkim. A teraz okazuje się, że
tak nie jest, że drobna rzecz, sprawa przerasta nasze możliwości. Jest to
specyfika Wielkiego Postu. To również jest charakterystyczne w każdym etapie
życia duszy, która pracuje nad sobą, która pragnie zbliżyć się do Boga i się z
Nim zjednoczyć. Szatan wtedy szczególnie chce przeszkodzić, chce ingerować,
chce przywrócić swoje panowanie w danej sferze; widzi, że to panowanie traci.
Dlatego nie należy dziwić się, czy załamywać, czy zrażać się niepowodzeniami i
trudnościami, ale gdy się pojawiają – modlić się; prosić Ducha Świętego o
poprowadzenie. Prosić Aniołów, szczególnie Michała Archanioła, by On podjął
walkę w naszym imieniu; zapraszać Matkę Najświętszą, aby poprowadziła nas, aby nas
ukryła we własnym Sercu. Prosić Świętych, prosić dusze czyśćcowe o
wstawiennictwo. 
W naszym życiu
nie dzieje się nic o czym Bóg by nie wiedział, na co by nie przyzwolił.
Nad
wszystkim On czuwa. Zatem, czegokolwiek doświadczasz, wszystko jest pod
spojrzeniem Bożym. A więc możesz mieć pewność, że Bóg udziela ci swojej łaski
na ten czas, że On ci błogosławi, On daje pomoc, a to, czego doświadczasz
widocznie jest ci potrzebne, abyś się doskonalił. Ważne jest, abyś przyjął,
abyś właściwie zinterpretował, abyś się nie buntował, nie odrzucał, nie zamykał
na poznanie. Ważne byś na innych nie zrzucał winy, tylko patrzył na siebie. 
To, że coś się
komplikuje, że coś się gmatwa, że wydaje ci się, iż zaprzepaszczane są
wcześniejsze plany, to wcale nie znaczy, że winna jest jedna osoba, że na
przykład ty ponosisz tylko winę, czy ponosi ją ktoś inny.
To, że nie możesz
zrealizować postanowień wielkopostnych, to, że naraz dzieje się coś tak bardzo
złego i czujesz fizycznie, że szatan macza w tym palce uniemożliwiając ci życie
miłością, to wcale nie znaczy, że na przykład w tobie tkwi wina tylko i
wyłącznie. To nie znaczy, że masz zrezygnować, załamać się. To tylko znaczy, że
szatan został dotknięty „do żywego” twoją próbą zmiany w sobie czegoś; to
znaczy, że on widzi, iż poprzez jakieś postanowienia, czyny, działania dobro będzie
obejmować sferę, w której on do tej pory panował i dlatego się burzy, dlatego nie
chce do tego dopuścić. To znaczy, że idziesz w dobrym kierunku, że dobrą rzeczą
się zająłeś, że masz to kontynuować. Szatan się chwieje i niedługo upadnie, i
ta sfera twego życia już nie będzie pod jego panowaniem; jeśli nie
zrezygnujesz. Może się wydawać dziwne, iż jakiś konflikt,  jakieś trudności, przeciwności obejmują
szerszy krąg, ale wiedz, że to szatan nie chce oddać swojej władzy, którą do
tej pory miał w jakiejś sferze i on będzie poruszał różne rzeczy, aby narobić
bałaganu, hałasu, aby zdenerwować, zaniepokoić, przestraszyć, w konsekwencji
tego zniechęcić. Kiedy widzisz te przeciwności, kiedy czujesz, że nie wychodzi
ci, że jesteś za słaby, nie dajesz rady, coś ciebie przerasta, to znaczy, że ta
sfera, ta sprawa, dziedzina była w pewnej mierze, w większej lub mniejszej, pod
władzą szatana; on coś kontrolował, on coś miał pod sobą, on kierował, jak
marionetką. A ponieważ ty zrywasz wiążące cię nici i przestajesz być
marionetką, to on nie chce na to pozwolić. A więc tym bardziej zrywaj te nici;
tym bardziej się nie poddawaj. 
Dzieją się
takie rzeczy w rodzinach, dzieje się tak we wspólnocie. Właśnie w tym czasie
wychodzi na jaw różnego rodzaju brak miłości, brak jedności; wychodzą różne
egoistyczne pobudki, wychodzi pycha.
Teraz ważne jest, co z tym zrobimy, każdy
w swoim osobistym życiu, w życiu rodziny, w życiu wspólnoty. Zauważmy, ile w tym
czasie Wielkiego Postu jest ataków na Kościół, ile domysłów odnośnie przyszłego
papieża, ile stwierdzeń, ile fałszu, ile kłamstwa; powtarzane to wszystko przez
kolejne gazety, media. Szatan nie chce oddać tej sfery, szatan chce mieć wpływ;
szatan widzi, że coś będzie tracił. I my nie musimy wiedzieć co, ale wiedzmy,
że szatan nie chce utracić swojej władzy, dlatego tak czyni, tak miesza, tak
hałasuje. Zadaniem zatem Kościoła jest modlić się i trwać w tym, nie zajmując
się szatanem i jego zamieszaniem. Interesując się tym, co mówią media, dajemy
posłuch szatanowi. Natomiast modląc się, otwieramy serce na miłość i wspieramy
Kościół, wspieramy kardynałów. 
Tak samo we wspólnocie.
Gdy cokolwiek widzimy, to dlatego, że mamy się za to modlić, że mamy poczynić
refleksję, ale refleksję przede wszystkim o sobie samym; często dusze robią
niby refleksję wytykając innym błędy.
Chodzi o to, żeby pomyśleć o sobie. To
nie znaczy, że jest się bezpośrednią przyczyną jakiejś tam sprawy, ale uleganie
własnym słabościom osłabia Kościół, osłabia inne dusze, a więc osłabia
wspólnotę i przez to później inni również będąc słabymi, swoim słabościom
ulegają i dochodzi do różnych nieporozumień, dochodzi do rozluźnienia jedności. 
Dzisiaj
uświadamiamy sobie, co takiego dzieje się w okresie Wielkiego Postu, jakie jest
działanie szatana po to, by być świadomym i by z rozwagą podejmować kolejne
kroki, by nie ulegać emocjom, ale by prawdziwie iść drogą przemiany, by czas
Wielkiego Postu nie został zniweczony, by nie zmarnować łaski, ale by wyjść
przemienionym z tego czasu. 
To są trudne
rozważania, trudny temat. O wiele łatwiej duszy pójść za rozważaniem o miłości,
szczególnie, gdy słyszy to wezwanie miłości, kiedy wszystko jest tak pięknie
podane, kiedy wszystko jest błyszczące, lśniące, kiedy wszystko jest czyste i
Bóg przemawia do duszy pięknymi słowami, które pociągają duszę. Ale jest też
czas dany każdej duszy na to, by pracowała nad sobą, uświadamiała sobie stan
swój i by próbowała coś z tym stanem zrobić. I Bóg ten czas nam daje teraz,
udzielając przy tym łaski bardzo obficie. Na ołtarzu połóżmy swoje serca, by
Bóg je umocnił, by pomógł zrozumieć, by rozjaśnił nasze serca poznaniem naszych
słabości; jednocześnie umocnił, byśmy przyjęli tę prawdę o sobie i pomógł coś z
tym zrobić, zmienić, abyśmy nie zrażali się szatańskimi podstępami,
działaniami. 
Dziękczynienie duszy najmniejszej
Cała się Tobie
oddaję, mój Boże! Nawiedzasz moją duszę, obejmujesz mnie i ukrywasz w sobie.
To, co czynisz jest tak wielkie i niepojęte, a jednak dajesz mi pewne
zrozumienie. W ten sposób Ty cały oddajesz się mnie, cały się mnie
ofiarowujesz, dajesz siebie całego i oczekujesz, że uczynię to samo. Ja wiem, Boże,
że czym innym jest Twoje ofiarowanie, a czym innym moje; nie ma porównania.
Moja dusza zaznaje niebiańskiego szczęścia, kiedy przychodzisz do niej. Jednak
pragnę odpowiedzieć na Twoją miłość i ofiarowuję się Tobie cała. Cała chcę
należeć do Ciebie, być tylko Twoją duszą, tylko do Ciebie należeć. Uczyń mnie,
proszę, swoją własnością. Chcę służyć Tobie. Chcę być Twoim niewolnikiem. Wiem,
że nic cennego nie mogę Ci dać, że nic wielkiego uczynić nie potrafię. Jeżeli
cokolwiek posiadam dobrego, cokolwiek czynię dobrego, jest to Twoją zasługą, a
więc nie mogę się tym chlubić, mogę jedynie dać Ci siebie. Taką nędzę, takie
nic, ale dając całą siebie, daję Ci wszystko. I w tym „wszystko” upodabnia się
moja ofiara do Twojej. Jest to wielką łaską dla duszy, to podobieństwo Twojej
Ofiary i mojej. Dziękuję Ci, Boże za tę łaskę, za to, że Ty ofiarowałeś się
mnie, i że ja mogę ofiarować się Tobie. Kocham Ciebie, Boże!
Adoracja Najświętszego Sakramentu
O, Panie nasz!
Obdarzasz nas tak wieloma łaskami.
Nasze serca obdarzasz tak wieloma darami swoimi,
nieustannie zlewasz na nas swoją łaskę. Żyjemy otoczeni Twoją miłością. Nie ma
chwili, abyś nie obdarzał nas swoją miłością. Wszystko jest wyrazem Twojej
miłości. Szkoda, że nasze serca są tak zamknięte, ślepe i nie dostrzegają tak
wielu łask. Czas, który przeżywamy teraz w Kościele, to również Twoja łaska.
Czas, kiedy przypominasz nam szczególnie o swojej Męce; chcesz, byśmy zbliżali
się do niej. Ty wiesz, że dla duszy zbliżanie się do Męki, poznawanie Męki jest
błogosławieństwem Twoim. Ale ponieważ nie potrafimy sami rozważać Twojej Męki,
nie potrafimy rozmyślać nad nią, nie potrafimy się w niej zagłębiać, nie
starcza nam ani wyobraźni, ani wiedzy, to potrzebujemy, Jezu, Twojej pomocy.
Nie dość, że cierpiałeś za nas, to jeszcze potrzebujemy pomocy, aby myśleć o
Twoim cierpieniu. Jednak było ono tak wielkie, tak niewyobrażalne, że wszelkie
ludzkie wyobrażenie o niej jest niczym. Tym bardziej potrzebujemy Twojej
pomocy.
Chcielibyśmy,
Jezu, dzisiaj zbliżyć się do Ciebie , gdy jesteś w Ogrójcu, zbliżyć się do
Ciebie, gdy przychodzi po Ciebie zgraja ludzi, gdy Ciebie wiążą, gdy prowadzą.

To prawda, Jezu, że stale zbliżamy się do Ciebie, tyle, że my jesteśmy w tej
zgrai. Teraz chcielibyśmy zbliżyć się do Ciebie inaczej; chcielibyśmy zbliżyć
się z miłością, sercem i by towarzyszyć Ci. Wiemy, że jesteśmy za słabi, aby Ci
pomóc; nasze współczucie jest niczym, jesteśmy za mali na cokolwiek, ale Ty
obdarowałeś człowieka sercem po to, by ludzkie serce mogło zbliżyć się do
Twojego; ludzkiemu sercu dajesz tę możliwość. Sam będąc Miłością, uczyniłeś
człowieka poprzez Miłość zdolnym spotkać się z Tobą. Więc dajemy Ci nasze serca
z tą prośbą – uzdolnij nas do tego spotkania, niezwykłego spotkania, jedynego.
Ufamy, że Ty też pragniesz spotkać się z nami w Ogrójcu. 
Prosimy
Ciebie, Duchu Święty, wspieraj nas, pomóż nam, otwórz nas; otwórz oczy, otwórz
uszy nasze, otwórz serca; uzdolnij nas do spotkania z Bogiem.
Prosimy Ciebie,
Duchu Święty, abyś otworzył przed nami tę duchową rzeczywistość, abyś prowadził
nas do Ogrodu Getsemani. Prosimy, abyś uzdolnił nasze serca do tego spotkania.
Pomóż nam przestać myśleć o czymkolwiek innym, a jedynie widzieć Jezusa i
słyszeć Go. Pomóż naszym sercom współczuć z Jezusem. Pomóż nam poprzez serca
zagłębić się w tę całą sytuację, doświadczyć jej. Pomóż nam, by nasze serca
poczuły to, co czuje Jezus, abyśmy w ten sposób mogli być bliżej Niego. Pomóż,
Duchu Święty! Przyjdź, Duchu Święty! Przeniknij nas, Duchu Święty!
Klękamy przed Tobą,
Jezu, modlący się w Ogrójcu!
Klękamy u Twoich stóp, aby wpatrując się w Ciebie
sercem tulić się do Twojego Serca. Nie chcemy, abyś czuł się samotny; wiedz, że
jesteśmy przy Tobie. I  chociaż nie
możemy uczynić nic innego, nie możemy Cię obronić przed tą przechodzącą zgrają,
to chcemy czuwać. Ufamy, że tym razem Duch Święty pomoże nam, abyśmy nie
zasnęli, ale by nasze serca cały czas czuwały. Chcemy otworzyć się tak bardzo,
aby poczuć bicie Twojego Serca. Jakże jest ono strwożone, jak wielkiego bólu doświadcza.
O, Panie nasz, cały aż uginasz się pod ciężarem tego cierpienia. Razem z Tobą
pragniemy ufać, że Twoja Męka, że Twoje cierpienie ma wielki, głęboki sens –
ratuje dusze. Chcemy modlić się teraz, już za wszystkie, aby przyjęły Twoje
cierpienie, Twój Krzyż, Twoje zbawienie. Chcemy wspierać Twoje Serce w tym
poczuciu wielkiej wartości Twojego Dzieła. Chcemy, poprzez klęczenie wokół
Ciebie, osłaniać Ciebie, choć w tak fizyczny sposób, przed atakami szatana,
który chce wzbudzić w Tobie wątpliwości, chce wzbudzić w Tobie poczucie
bezsensu tego Dzieła. 
Wiedz, Jezu,
że my chcemy być wierni Tobie; że my chcemy bronić Ciebie, Kościoła, chcemy
trwać.
Nasze słabości sprawiają, że odchodzimy, że upadamy, że odwracamy się, ale
nasze serca chcą wracać, chcą być przy Tobie. Wybacz nam! Nasze ciała są słabe,
potrzebują odpoczynku; nasze serca są słabe, potrzebują umocnienia Twojego;
nasze dusze, choć spragnione Ciebie, jakże często odwracają wzrok, interesują
się czymś innym. Wybacz nam! Teraz chcemy być przy Tobie; chcemy być w tej
chwili, kiedy pojawia się Judasz i całuje Ciebie tak zdradziecko, tak boleśnie
dotykając głębi Twojego Serca, z którego płynie miłość, również do niego.
Wiemy, że i my jakże często posyłamy Ci taki pocałunek. Wybacz nam! Pozwól,
klęcząc u Twoich stóp, będziemy całować je. Taki pocałunek w policzek czyniony
zdradziecko bardzo boli, dlatego chcemy się uniżyć przed Tobą i całować Twoje
stopy, ufając, że będąc w takim uniżeniu wyrażamy pełniej nasze oddanie, naszą
miłość. W tym uniżeniu szatan nie ma aż takiego dostępu do naszych serc. Więc
będziemy trwać przy Tobie nisko chyląc głowy, kochając Ciebie, zapewniając, że
nie chcemy Ciebie zdradzić nigdy więcej. Niech Twój Duch nas wspiera. Oddajemy
Ci naszą wolę; nie chcemy jej, chcemy pełnić Twoją. Dajemy Ci prawo robienia
wszystkiego, co zechcesz z nami. Ty nam nie pozwalaj na to, by odejść od
Ciebie. Kochamy Ciebie, Jezu! I całujemy Twoje stopy!
Jezu mój!
Przyszli po Ciebie strażnicy.
I wiążą Ciebie w tak okrutny sposób, a moje serce
czuje, że to z mego powodu, że to ja tak Ciebie wiążę, że to moje grzechy tak
okrutnie ranią Ciebie. Jezu mój, przepraszam! Pragnę Ciebie kochać, a Ciebie
ranię. Pragnę żyć z Tobą, a zadaję Ci cierpienia. Nie rozumiem, Jezu! Tak
często nie rozumiem dlaczego upadam, skoro pragnę iść do Ciebie? Przepraszam
Cię za każde pociągnięcie powroza, za każde szarpnięcie, za wszystkie Twoje
potknięcia, upadki. Miałam w tym swój udział. Przepraszam Cię za każdy kamień.
Przepraszam Cię za każdą ranę i za każdego siniaka. Przepraszam za to, że te
sznury ranią Twoje ręce, przecinając skórę. Przepraszam , że te kolce wbijają
się w Twoje Ciało. Jezu mój, nie chcę tego…. 
Znowu pragnę,
Jezu, schylić się do Twych stóp i ucałować je, aby w ten sposób wyrazić moją
prośbę o wybaczenie, aby w ten sposób przed Tobą się uniżyć i wyznać, że pragnę
Cię kochać i nie chcę Cię ranić.
Jesteś moim Panem, Bogiem, Królem, Władcą mego
serca. O, Panie mój! Jakże pragnę Cię kochać. Wybacz! Jezu mój! Prowadzisz moją
duszę do miejsca tortur i to co widzi moja dusza, przeraża mnie. Tym bardziej
mnie przeraża, ponieważ to mój grzech przyczynia się do tych tortur. To co
czynią z Tobą, Jezu, jest straszne. Panie mój! Nie mogę patrzeć, a przecież to
przeze mnie. Przepraszam Cię! Przepraszam Cię za każdy włos wyrwany z Twojej
głowy, za każdy włos wyrwany z Twojej brody. Przepraszam Cię za oblewanie
Twojego Ciała gorącymi cieczami, za nakłuwanie Twojego Ciała, za przekłuwanie
Twego Ciała, za tę okrutną zabawę żołnierzy. Przepraszam Ciebie za wszystko, co
czynili z Twoim Ciałem. Jak straszliwie ranią, jak obrzydliwie wyśmiewają,
jakie pozy przyjmują wobec Ciebie, Świętego. Przepraszam za to zezwierzęcenie.
Panie mój! Mogę jedynie płakać, łzami oblewając Twoje stopy, bo przecież to
moje serce brakiem miłości tak Ciebie rani. 
Panie mój!
Przeraża mnie to, co czyni zło, które przecież płynie również z mego serca; to,
w jaki sposób to zło się ucieleśnia atakując Ciebie.
O, Boże mój! Abym już
nigdy Ciebie nie zraniła, abym już nigdy Ciebie nie zasmuciła. Proszę, nie
pozwól mi, oddaję Ci siebie, prawo do mnie całkowite; czyń ze mną co zechcesz,
ale nie pozwalaj, abym kiedykolwiek odwróciła się od Ciebie, abym kiedykolwiek
opuściła Ciebie. Wolę umrzeć niż znowu zadawać Ci takie tortury. Przepraszam
Cię, Jezu! Jezu mój! Chcę Ci podziękować za to, co ukazujesz mojej duszy. Dusza
nie zdawała sobie sprawy z wielkości Twoich cierpień. Panie mój, zbyt lekko
traktowałam każdy grzech, zbyt lekko każdą słabość. Jakże łatwo szło mi
usprawiedliwiać siebie; ważniejsza była moja duma, moja pycha, miłość własna.
Jakże ważne były moje zachcianki, moja przyjemność, moje pragnienia.
Przepraszam! Wszystko to przyczyniało się do upadku, a mój upadek do Twoich
cierpień. Boże! Gdyby dusze wiedziały! gdybyż wiedziały, co wycierpiałeś w noc,
wszystkie zapragnęłyby raczej śmierci, niż by miały Ciebie zranić po raz
kolejny. Ale też i wszystkie doznałyby straszliwego przerażenia w obliczu zła,
które tak okrutnie Ciebie dotykało. Jak straszny jest grzech, który przyjmuje
taką postać, który rozrywa Twoje Ciało, który rzuca Twoją głową o kamienie,
który wyrywa Twój język, który kaleczy Ciebie. 
Jezu!
Przepraszam! Pragnę Ciebie kochać, ale nawet tego nie potrafię, nawet pragnąć
dobrze nie potrafię.
Nic, niczego nie potrafię. Sama z siebie mogę tylko
upadać, ale jest w głębi mojego serca ta malutka iskierka pragnienia miłości.
Ty możesz uczynić, że ta iskierka maleńka zamieni się w płomień, a potem w
wielki ogień. Wiem, Jezu, tę iskierkę przemieni w ogień kropla Twojej Krwi,
Twoja Łza, kropla Twego Potu. I paradoksalnie to, co przyczyniło się do Twojego
cierpienia, rozrywało Twoje Ciało, wywołując ból, łzy, to również przyczyni się
do tego, że Twoje Zdroje Miłosierne spadną na moją duszę. Dlatego będę trwać u
Twoich stóp, aby nie uronić żadnej łzy, żadnej kropli Potu, ani Krwi, aby
obmyły Twoje Zdroje Miłosierne moją duszę, moje serce, aby zapadły głęboko tam,
gdzie złożyłeś Twoją iskierkę miłości, pragnienia kochania. To moja nadzieja,
Jezu, że sprawisz, iż zapłonę wielką miłością; wielką, ogromną i nie będę już Ciebie
ranić, ale będę kochać, a moją miłością chronić Ciebie będę przed innymi
uderzeniami zła. Ale póki co, udziel mi tej kropli Krwi, udziel mi, Jezu,
kropli Potu i daj mi tę jedną Łzę. To wystarczy; one mają tak wielką moc, że
choć mój grzech jest wielki, przewinienia ogromne, to Ty tą jedną kroplą
pokonujesz wszystko, zmywasz wszystko i rozpalasz we mnie wielki żar miłości.
O, Panie mój! Niczego już nie pojmuję. Kocham Ciebie i uwielbiam Ciebie!
Wywyższam Ciebie i pragnę, jak niczego innego na świecie! Pragnę Ciebie, Boże!
Jezu mój! W
moje serce wstąpiła ufność.
Wiem, że płynie do mego serca z Twojej Męki wielka
miłość i miłosierdzie. Doświadczam w sobie coraz większego żaru miłości; czuję,
że to Ty wzniecasz ten ogień, i że zaczynam cała płonąć wielką miłością.
Oczyściłeś mnie i rozpaliłeś, sprawiłeś, że kocham, że pragnę, że Ty stajesz
się dla mnie najważniejszy. Mam jeden cel – jesteś nim Ty! Jedną miłość – Ty
nią jesteś! Jesteś Oblubieńcem moim, jesteś Miłym mojej duszy, Umiłowanym! A ja
należę do Ciebie. Wiem, Jezu, że nadal jestem słabą duszą i nadal nie mam sił
na nic, ale jednocześnie wiem, bo doświadczyłam, że z Ciebie płynie wielka moc,
że Ty dajesz mojej duszy miłość, Ty moją duszę umacniasz, Ty w mojej duszy
wzbudzasz wielkie, nieskończone pragnienia; Ty moją duszę pobudzasz do tego, by
dążyła za Tobą. Ty jesteś sprawcą wszystkiego; wszystkiego, co dobre we mnie, w
mojej duszy. Tym bardziej daję Ci ją, abyś ją wypełnił po brzegi, i abyś dał
natchnienia mojej duszy, wzbudzał pragnienia. Niech moja dusza zazna Twojej
obecności tak, aby stale za Tobą tęskniła, aby stale Ciebie szukała, za Tobą
szła, aby nigdy już nie odwróciła się od Ciebie. Pociągnij moją duszę tak
bardzo ku sobie, aby nawet przez myśl nie przemknęło jej, by spojrzeć gdzie
indziej, by odwrócić się i odejść. Uczyń mnie niewolnikiem swoim, przywiąż mnie
więzami miłości do siebie; daję Ci to prawo; chcę tego. Uczyń mnie sługą swoim,
chcę Ci służyć, czynić wszystko dla Ciebie. Pragnę trwać u stóp Twoich; stale
je będę obmywać łzami, stale je będę całować i wpatrywać się w Ciebie, w Twoje
oczy pełne miłości, tak dobre i tak czułe. 
Panie mój!
Obdarzasz mą duszę tak wielkim szczęściem, tak wielką łaską.
Niczym nie
zasłużyłam, jedyne na co zasłużyłam, to piekło, ale Ty mnie wydobywasz, Ty mnie
podnosisz, Ty mnie uświęcasz, Ty mnie czynisz najbogatszą, bo pełną Twojej
miłości. Moja dusza pragnęłaby tak trwać i trwać przy Tobie, rozkoszując się
Twoją obecnością. Udzielaj mi nieustannie Twojego Ducha, który będzie moją
duszę przyprowadzał do Ciebie, który będzie mają duszę prowadził, usposabiał.
Udzielaj mi, proszę, swojego Ducha!
Jak
to dobrze, Jezu, że jesteś! Nasze serca pragną być przy Tobie cały czas.
Otrzymujemy tak dużo.
Zawsze po tym spotkaniu z Tobą odchodzimy pełni miłości,
umocnieni. Przed nami noc, chcielibyśmy choć trochę Tobie towarzyszyć.
Pobłogosław nas! Niech Twoje błogosławieństwo nasze serca umocni, niech natchnie
nasze serca modlitwą, nich je usposobi do spotkania z Tobą. Prosimy,
pobłogosław nas, Jezu!


<-- Powrót