Rozważania

Nr. 64  Dni skupienia w Gietrzwałdzie, marzec 2013

Wprowadzenie w dzień
skupienia. 

Idziemy
wspólnie piękną drogą. Przeżywamy piękny czas. Bóg zaprasza nas do cudownych
przeżyć, zaprasza do spotkania z Nim na Jego Drodze Krzyżowej, otwiera przed
nami swój świat. Człowiek nie poznał tego świata. Owszem troszeczkę, a jednak
stale powinien się zagłębiać w Bożą rzeczywistość i zawsze będzie miał coś do
odkrycia, zawsze będzie zaskakiwany, zawsze Boża miłość będzie odkrywać przed nim
kolejne swoje tajemnice. 
Dzisiaj czynimy
kolejny krok, stając obok Jezusa, który jest biczowany.
Będziemy tymi, którzy
towarzyszyć Mu będą podczas tej męki. Będziemy starali się zobaczyć niepojętą
Bożą miłość i siebie w świetle tej miłości. Aby nasze serca zostały tą miłością
dotknięte, poruszone, byśmy po tych dniach skupienia wrócili do domów zupełnie
odmienieni. W obliczu Bożego cierpienia, które przecież jest wynikiem miłości
Boga do człowieka, człowiecze serce, które się otwiera, pokornieje. Zaczyna zrzucać
z siebie różne swoje maski. Zaczyna stawać przed Bogiem coraz bardziej podobny
do samego siebie, takiego, jakiego stworzył go Bóg i chciałby go widzieć.
Dopiero poznawanie Bożego cierpienia pomaga człowiekowi siebie zrozumieć,
poznać. Nie zawsze człowiek jest zdolny przyjąć to poznanie. Ale trzeba się
starać, trzeba prosić Ducha Świętego o pomoc, bowiem to poznanie jest poznaniem
prawdy. Kiedy prawdę się przyjmie człowiek jest wolny, a w tej wolności staje
blisko Boga. Wtedy może patrzeć w Bożą Twarz i rozkoszować się tym widokiem,
rozkoszować się Bożą miłością. Abyśmy mogli stanąć przed Bogiem i patrzeć w
takiej wolności na Jego Twarz, najpierw musimy próbować otworzyć się na miłość
płynącą z cierpienia, na miłość Boga, który przeżywa swoją Drogę Krzyżową.
Warto spróbować, bo to, czego doświadczą nasze serca, nigdy się nie zapomni.
Tego nie dadzą nam książki, choćby opisujące najpiękniejsze przeżycia duchowe.
Niczym są książki, trzeba doświadczyć, aby zrozumieć, aby tym żyć i aby tego
pragnąć na wieczność. 

Błogosławię
was – w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Rozważanie Męki
Pańskiej
Dzisiaj
również wszyscy jesteśmy zaproszeni na spotkanie z Miłością. Człowiek za swego
ziemskiego życia, choćby codziennie pogłębiał to zrozumienie Bożej miłości,
tego cudu Bożej miłości i tak nie jest w stanie zrozumieć, jak wielkim darem
został obdarzony; nie jest w stanie pojąć, jak wielka to miłość. Człowiek
dostępuje niezwykłej łaski. Bóg zaprasza człowieka na swoją Drogę Krzyżową, a
więc zaprasza do swojego Dzieła Zbawczego – największego Dzieła w historii
całej ludzkości. Być zaproszonym to wybranie, to wyróżnienie, to wywyższenie,
to łaska. A jednocześnie, jeśli człowiek zaczyna rozumieć, czym jest
obdarowywany, to również budzi się w nim większa odpowiedzialność za otrzymany
dar. 
Dzisiaj
zatrzymamy się przy Jezusie, który został przywiązany do słupa i za chwilę
będzie biczowany.
Patrząc na tę scenę starajmy się patrzeć oczami duchowymi.
Miejmy to zrozumienie, iż zło przyjmuje postać cielesną. Każda myśl bez
miłości, każde słowo wypowiedziane bez miłości i czyn bez miłości –skierowane
są przeciwko Jezusowi. Gdyby to ująć obrazowo, to wszystkie te złe myśli, słowa
i czyny ze wszystkich wieków istnienia człowieka skierowane są do jednego, do
tego centrum – do Jezusa. I one wszystkie zbiegają się i dotykają Jezusa,
przyjmując właśnie tę formę męki odczuwanej przez Niego nie tylko duchowo, ale
i fizycznie. Miejmy to na uwadze. Nawet najmniejsze słowo, najmniejsza myśl bez
miłości biegną do Jezusa, aby tam połączone z innymi stawać się wielkim
cierpieniem.
Jezus obejmuje
słup, do którego jest przywiązany.
Jego plecy są nagie. Na tych plecach już
widać, że i noc nie była spokojna. I w nocy Jego Ciało doznawało cierpienia.
Widać ślady poparzeń, nakłuć, widać sińce, widać rany. To Ciało już jest
biedne, poranione. A oto siepacze przynieśli straszne narzędzia tortur i wśród
tych narzędzi wybierają, by najpierw użyć jednego, potem drugiego, w końcu
trzeciego. Uderzają w Ciało Jezusa w taki sposób, jakby w ogóle to nie było
ciało ludzkie. Bardzo dobrze znają swoje zadanie. Wiedzą, że najpierw trzeba
skórę mocno obić, aby potem pod wpływem uderzeń zaczęła pękać. Na skórze
pojawiają się pręgi, czerwienieją, sinieją. Po krótkiej chwili plecy już nie
mają koloru skóry i nie przypominają ludzkiego ciała. Kiedy skóra tak strasznie
siepana staje się coraz cieńsza, a pod spodem jest coraz więcej sińców, skóra
zaczyna pękać i tryska krew. Ale to jeszcze jest za mało. Siepacze sięgają po
specjalne narzędzie, które będzie rozrywać Ciało zahaczając o skórę i rozrywać
ją. Uderzają Jezusa głównie w plecy, ale uderzają również po nogach, uderzają
po rękach, ramionach i głowie. A Jezus trzęsie się i wydaje ciche jęki. Każde
uderzenie jest straszne i każde przenika bólem do głębi. Cały organizm odczuwa
ten ból. Każde uderzenie przeszywa Serce. A Jezus tłumi jęk. Wie, że Jego Matka
stoi i słucha, nie chce zadawać Jej jeszcze większego bólu. Na siepaczy tryska
Krew. Oni śmieją się, żartują, jakby to nie był człowiek, jakby to była zabawa.
Wydają się całkowicie wyzbyci z ludzkich uczuć. Jezus słabnie i mdleje. Gdyby
nie był przywiązany do słupa, upadłby. Ale oto siepacze stwierdzili, że Jego
plecy, Jego nogi już nie mają zdrowego miejsca, nie mają zatem gdzie uderzać.
Więc odwiązują Jezusa, podtrzymując Go jednocześnie, bo jest słaby, nie może
utrzymać się na swoich nogach i przywiązują tym razem plecami do słupa.
Przywiązują Go tak, aby się nie odsunął i zaczynają znowu uderzać. 
Serce czyste,
które patrzy na tę scenę z bólu niemalże umiera.
Nie może patrzeć. Serce, które
współczuje z Jezusem czuje wraz z Nim każde uderzenie. Za każdym razem przenika
miecz przez serce, a łzy zalewają oczy i trudno patrzeć. A jednak, patrz duszo!
Patrz na Miłość, na Tego, Który ciebie ukochał; Miłość, której nie rozumiesz,
której wielkości nie jesteś w stanie pojąć. Patrz na Miłość! Twoje słowa, twoje
myśli, intencje, pragnienia, one uderzają w Ciało Jezusa rozrywając je. Jesteś duszą
wybraną, duszą, którą Jezus zaprosił do bliższej zażyłości ze Sobą; duszą, której
Jezus objawia więcej niż zwykłym duszom. Jesteś tą, którą Jezus prowadzi drogą
miłości. I chociaż starasz się nią iść i grzechy przeszłości w dużej mierze już
zniknęły z twego życia, to jednak wiedz, że ranisz Jezusa i czynisz to stale. W
każdym momencie twoja myśl, twoje słowo, które są bez miłości, które nie niosą
miłości uderzają w Jezusa. Tobie wydaje się, że jakaś tam drobna myśl, jakieś
tam jedno słowo, o którym szybko zapominasz i inni zapominają cóż mogą znaczyć.
A jednak? Pomyślałeś, wypowiedziałeś –  Jezus to odczuł. Nic nie idzie w próżnię.
Wszystko staje się ciałem, rzeczywistością, która albo buduje Królestwo
Niebieskie na ziemi, albo je niszczy; albo umacnia Kościół, albo… Cokolwiek
czynisz każdego dnia albo jest Adoracją Jezusa, wylewaniem Mu miłości,
opatrywaniem Jego ran, albo jest biczowaniem. Nie ma słów, myśli, czynów
obojętnych. Zawsze coś te czyny niosą. Znasz Ewangelię i wiesz, że jeżeli nawet
duszę opuści diabeł i dusza nie przyjmie Boga – pozostaje sama – to natychmiast
to miejsce z powrotem zajmuje szatan, biorąc ze sobą kolejne złe duchy (Mt 12,
43-45). Jeżeli w swoje słowo nie wkładasz miłości, szatan wypełnia to słowo
czym innym. 
Jezus
podtrzymywany sznurami bezwładnie na tych sznurach zwisa.
Głowę ma opuszczoną,
cały jest zbroczony Krwią. Całe Ciało jest poranione, a przy słupie kałuża
Krwi. Siepacze ocierają twarz z Krwi Jezusa. Zmęczyli się. Odwiązują Jezusa, a
On osuwa się w tę kałużę Krwi. Nie ma sił, aby stać. Ta Krew jest darem dla
ciebie. To może wydawać się wręcz paradoksalne, ale na twoje uderzenia, które
ranią Jezusa otwierając Jego Ciało, Jezus odpowiada Krwią, czyli obdarowuje cię
Miłosierdziem. Jest to coś niezwykłego, coś, czego umysł ludzki nie jest w
stanie do końca zrozumieć. O tym wiesz, o tym mówi Kościół. Ale, gdyby twoje
serce przyjęło całą tę prawdę i zrozumiało całą tę tajemnicę nigdy w życiu nie
popełniłbyś najmniejszego grzechu. Całego siebie poświęciłbyś Bogu. Od tego
momentu żyłbyś tylko dla Niego prawdziwie i w każdej sekundzie swojego życia
głosiłbyś niezwykłe Boże Miłosierdzie. Postaraj się klęknąć przed Jezusem,
pochylić się nad Nim, bo leży teraz w kałuży Krwi i tak jak potrafisz okaż Mu
swoją miłość. Tak jak chcesz. Nie narzucam ci ani słów, ani gestów. Niech twoje
serce podpowie ci, co możesz uczynić, aby Jezus poczuł, że jesteś przy Nim. 
Chwila odpoczynku,
nabranie sił na kolejne tortury, które ich zdaniem są świetną zabawą.
Jezus
próbuje wstać. Opiera się na rękach, ale nie ma siły nawet klęczeć. Chce
przywiązać sobie przepaskę na biodra i próbuje doczołgać się do niej. Ale oto
żołnierze znaleźli sobie nową zabawę. Kiedy Jezus dochodzi do przepaski, kopią
ją, rzucają dalej. Jezus czołga się znowu, a za Nim pozostaje straszliwy ślad
Krwi. W końcu pozwalają osłonić biodra. Potem prawie martwego ciągną za ręce w
drugie miejsce. Pozostaje kałuża Krwi i droga cała we Krwi, naznaczona Krwią
Chrystusa. Możesz ty razem z Matką Jezusa zbierać tę Krew. To najcenniejsze,
najcudowniejsze relikwie – Krew Jezusa. Każda kropla jest cenna. Aby nie
została zadeptana każdą trzeba podjąć. Każdą przechowuj w swoim sercu i adoruj.
Jest przecież Darem Jezusa dla ciebie jako Jego odpowiedź na to, co uczyniłeś.
On tą Krwią obmywa twoją duszę, aby czysta mogła się do niego zbliżać. 
Spójrz na
siebie. Jakże ważne dla ciebie są twoje racje.
Jakże ty jesteś ważny, twoja
pycha i egoizm. Czy wobec Jezusa, czy wobec tak wielkiej Miłości rzeczywiście
to twoje „ja” jest tak ważne? Może spróbowałbyś dzisiaj w końcu zostawić to
swoje „ja”, porzucić, aby całemu być przy Jezusie, aby w końcu to On był
najważniejszy, Jego miłość. Czy jesteś w stanie zrezygnować z tego wszystkiego,
co tak zniewala twoją duszę w relacjach z innymi? Kiedy zwycięża brak miłości,
czy jesteś gotowy z tego zrezygnować w obliczu Jezusa biczowanego? W obliczu
Jezusa, który osuwa się osłabiony w kałużę Krwi? Czy jesteś gotowy? Pomyśl o
swoich relacjach z bliskimi, z otoczeniem, tam gdzie żyjesz, gdzie pracujesz, z
czego mógłbyś zrezygnować? I zanurz to w tej kałuży Krwi. 
Sam nie jesteś
w stanie rezygnować każdego dnia, wyzbywać się swego egoizmu i pychy.
Ale jeśli
będziesz o to prosił, by Jezus ci pomógł, jeśli będziesz zanurzał w Jego Krwi,
zostaniesz oczyszczony. Twoja dusza będzie biała, czysta. Postaraj się przez
następnych kilka dni być przy Jezusie biczowanym. Postaraj się towarzyszyć Mu.
I składaj u Jego stóp wszystkie myśli i słowa, i czyny. I zanurzaj wszystko w
Jego Krwi. I proś o siły, aby z tego wszystkiego zrezygnować, aby wyrzucić ze
swojego życia, aby Jezus był na pierwszym miejscu, Jego miłość. By ta miłość
zwyciężała w twoim sercu promieniując na innych, na Kościół. Możesz być pewien,
że te modlitwy będą wysłuchane, że Bóg ci pobłogosławi i uwolni ciebie. 
Kazanie
Pokój wam! Staję pośród
was, abyście doświadczając Bożej obecności, otwierając się na tę obecność,
przyjmując ją mogli lepiej przygotować się na święte Triduum Paschalne. Abyście
mogli lepiej zrozumieć, czym jest Triduum; abyście w ten sposób zrozumieli sens
Mojego przyjścia na świat, abyście zrozumieli sens stworzenia człowieka, abyście
lepiej pojęli, czym jest wieczność. Nie da się tego zrozumieć, jeśli człowiek
nie otworzy duszy i nie zagłębi się w rozważanie Mojej Męki. Tylko rozważanie
cierpienia Bożego daje duszy to powolne zbliżanie się do Mojego Serca. Tylko
wtedy, kiedy będziesz otwierać się na kolejne kroki na drodze krzyżowej i
przyjmować je do swojego życia, odnosić do swojej duszy, kiedy w świetle
kolejnych kropli Krwi zobaczysz swoją duszę, dopiero wtedy będziesz mógł
prawdziwie zbliżać się do Boga. Wtedy będziesz mógł prawdziwie spotkać się ze
Mną. Żadne inne promienie, chociażby promienie słoneczne nie rozjaśnią twojej
duszy, nie dadzą ci zrozumienia sensu istnienia twojego, innych dusz, ziemi,
sensu stworzenia kosmosu. Tylko światło Mojej miłości jest w stanie przeniknąć te
straszliwe mroki, jakie spowiły dusze ludzkie. Tylko Moja miłość jest w stanie
tę gęstą ciemność przeniknąć, rozwiać, rozjaśnić i uczynić w duszy pełny dzień
– samo południe. 
Chodzisz w
ciemnościach.
Od grzechu pierworodnego człowiek chodzi w ciemnościach. Nic tych
ciemności nie rozwiało. Tylko Moja miłość te ciemności, które panują w każdej
duszy jest w stanie przemienić w jasność. By mogło to się stać twoją
rzeczywistością, musisz zbliżyć się do Mojej Męki. Moja miłość, która przejawia
się w tej Męce i która rozlewa się poprzez Moją Krew, ona rozjaśni twoją duszę,
oczyści, obmyje i sprawi, że pojmiesz to, czego do tej pory nie rozumiałeś.
Zaczniesz rozumieć sprawy Boże. 
Wydaje ci się,
że przeżyłeś już sporo lat, że jesteś we wspólnocie, słuchasz pouczeń, starasz
się je realizować, a więc w twojej duszy nie jest tak ciemno.
Mylisz się. W
twojej duszy jest bardzo ciemno, a Ja pragnę, abyś spotkał się ze Mną, ze Światłością
świata. Abyś poprzez nagłe spotkanie – wyjście z tej ciemności w jasność – nie
oślepł, najpierw zbliż się do Mojej Męki i cały zanurz się we Krwi Mojej. 
Ja wiem, dla
wielu z was są to słowa dziwne: jak to zrobić? Jak zrealizować takie zalecenia?
W jaki sposób opatrywać Moje Rany? Jak czerpać tę Krew rozlaną? Jak ją chować
do serca i pielęgnować? O co w tym wszystkim chodzi?
A Ja ci mówię: dusza,
która pragnie jest w stanie uczynić to wszystko, bo czyni z miłości. W swoim
wnętrzu w sposób duchowy zbliża się do Mnie, w swoim wnętrzu w sposób duchowy
klęka przy Mnie, w sposób duchowy opatruje Moje Rany, zbiera Moją Krew i chowa
do serca. I tam z największą czcią, jako swój największy Skarb przechowuje,
adoruje, wyznając miłość. 
To prawda, do
tego potrzebna jest łaska. Bez niej człowiek nie potrafi tego czynić. Jest zbyt
racjonalny, aby czynić taką rzecz, którą może każdy racjonalnie myślący
człowiek uznać za jakieś dziwactwo, albo postradanie zmysłów.
A Ja ci mówię:
tylko zbliżanie się do Mojej Męki, tylko zanurzanie się w Moim cierpieniu,
rozważanie Mojej miłości, objawiającej się w Krzyżu – tylko to rozjaśnia mroki
twojej duszy, daje jej poznanie prawdziwe. Poznajesz Mnie – Boga i poznajesz
siebie. Poznając Mnie zadziwiasz się wielkością Mojej miłości, jednocześnie
poznajesz siebie, swoją nędzę, swoją nicość. Bowiem w obliczu Mojej miłości
wszystko to, co twoje okazuje się tak małe, że trudno to, tak nędzne, słabe
zauważyć.   
Daję ci łaskę,
abyś zobaczywszy w sobie prawdę o stanie swej duszy, tę prawdę przyjął,
pogodził się z tym, że jesteś taki: mały, słaby, że stale upadasz i że na tej maleńkiej
drodze miłości właściwie nie postąpiłeś ani na krok do przodu; że w twoim sercu
nie ma miłości.
Zobacz, co było wczoraj, co było przedwczoraj, co było dzisiaj
zanim tu przyjechałeś? To prawda o tobie. Ale Ja ci daję łaskę, abyś przyjął tę
prawdę. Tylko wtedy, gdy tę prawdę przyjmiesz, tylko wtedy, wykąpany w Mojej
Krwi przestaniesz chodzić w mrokach. Będziesz chodził w jasności, w świetle.
Wielokrotnie mówiliśmy o tym, a jednak nie rozumiesz w pełni tych stwierdzeń.
Wielokrotnie mówiliśmy o miłości, o życiu miłością, a jednak jakże często z
twego serca ta miłość nie płynie. 
Dzisiaj
otrzymujesz tę laskę. Jesteś przeniesiony do kolejnego kroku sceny z Mojej
Męki, abyś stanął przy Mnie, abyś z bliska zobaczył to, co uczyniłeś z Moim
Ciałem.
Ja wiem, że słowa o tym, iż możesz utożsamiać się z oprawcami i że
wybierasz narzędzia tortur mogą się wydać za mocne, toteż mówię do ciebie po
prostu, abyś spojrzał na Moje Ciało. Twoje przyzwolenie na brak miłości w twoim
sercu przybrało taką cielesną postać oprawców, którzy zmasakrowali Moje Ciało.
W każdej Ranie Mojej możesz zobaczyć swoje myśli, słowa, swoją postawę. W
każdej Mojej Ranie zobaczysz swój grzech. One wszystkie utkwiły we Mnie. Ale Ja
w zamian wylewam na ciebie Moje Miłosierdzie, tylko przyjmij tę prawdę o sobie,
że nie potrafisz kochać, tylko ranić. Brakiem miłości ranisz swoich bliskich,
otoczenie, ranisz Mnie. Autentycznie, twój brak miłości przyjmuje taką postać –
rani. I naokoło wszyscy są w jakimś stopniu poranieni. Niestety fala tych
zranień rozlewa się coraz dalej i dalej zatacza kręgi. Tobie się wydaje, że
rzuciłeś tylko jedno słowo. Było złośliwe. Może trochę starałeś się przybrać to
w żart, ale w sercu miałeś złość. Może się obraziłeś, to słowo, jedno małe
słowo wydało na zewnątrz twego serca owoc żalu, albo pretensji. Może się
obraziłeś! Niestety to jedno rzucone słowo jest jak mały kamień rzucony z
wielkiej góry. Po drodze zabiera poszczególne kolejne kamienie i w pewnym
momencie już tworzą lawinę niszcząc po drodze roślinność, zabierając ze sobą
życie zwierząt bądź ludzi. Ta lawina niszczy, a przecież rzucony był tylko
jeden kamień. 
Tak twój
grzech rzucony sprawia, że powstaje z tego cała lawina.
Ty nawet możesz o tym
nie wiedzieć, jak to zło się namnożyło i objęło tak wiele, wiele dusz niszcząc.
Zobacz w sobie ten brak miłości wyrażony w stosunku do twoich bliskich.
Naprawdę, nieraz tylko spojrzenie wystarczy, by potem była cała lawina. Nieraz
brak reakcji wystarczy, by lawina zniszczyła wiele, wiele rzeczy. Łatwo
zobaczyć w sobie grzech, który jest ewidentny, ale ty takich grzechów już teraz
nie popełniasz. Ty popełniasz te drobniejsze, ale te drobniejsze również mają
moc biczowania. Jest ich bardzo dużo. 
Przybliż się
do Mnie i zaczerpnij Mojej Krwi. Obmyj się w niej.
Zgódź się na to, co o sobie
się dowiadujesz i to zanurz w Mojej Krwi. To, co zobaczyłeś zanurz w Mojej
Krwi! Pozwól, by Moja Krew obmyła ciebie całego, dotknęła różnych sfer twego
życia. Pozwól i otwórz się na prawdę o sobie. Pozwól, by mogła dokonać się
przemiana. Chcę dać ci odwagę zmiany twego życia. To wszystko jest bardzo
trudne. Dziwisz się, bo chwilami nie rozumiesz, o czym mówię. Jeśli jednak
będziesz każdego dnia klękał przy Mnie, przy Moim słupie, przy którym byłem
biczowany i jestem nadal straszliwie raniony, to powoli zrozumiesz. Będą się
otwierać twoje oczy. Zobaczysz swoje życie, relacje z bliskimi, sytuacje i
rozpoznasz to, o czym mówię. Wtedy zawsze to, co zobaczysz zanurzaj w Mojej
Krwi. Moja Krew doda ci sił, aby przyjąć prawdę i aby zgodzić się na przemianę.
Na Ołtarzu
złóż swoje serce.
Ja złożę w twoim sercu tę łaskę poznania, czym jest Moja
miłość i czym jesteś ty sam z siebie. I pobłogosławię tobie, abyś miał odwagę
spojrzeć prawdzie w oczy, abyś się nie bał i przyjął tę prawdę. A ona wyzwoli
ciebie. Wtedy będziesz mógł wpatrywać się we Mnie. Będziesz widział Moją Twarz
i rozjaśni się twoja dusza Moją światłością. 
Dziękczynienie
Jezu mój!
Jesteś w moim sercu, a ja tego nie potrafię pojąć. Ty jesteś, a ja staram się
dociec rozumem, co takiego wydarza się teraz w mojej duszy. Ze wszystkich sił
staram się objąć to, ale nie potrafię. Moje serce czuje tę wielkość, tę
nieskończoność wydarzenia, ale umysł nie potrafi niczego pojąć. Sercem, Jezu,
widzę Ciebie biczowanego. I pozwalasz mi Jezu dotknąć Twoich Ran, które
przecież uczynił mój grzech. Pozwalasz mi Jezu w moim sercu klęczeć przy Tobie,
gdy Ty przywiązany do słupa doświadczasz bólu. 
O Panie mój!
Całuję Twoje stopy. Jakże mam wyrazić moje pragnienie, aby Ciebie przeprosić,
aby błagać o wybaczenie. Ale zanim to czynię, Ty już wylałeś za mnie swoją Krew
i obmyłeś mnie. Twoja miłość ubiegła mnie. Nic nie mogę pojąć Boże, czyli tak
wielką miłość Twoją. Tak wielką! Przy niej jestem tak maleńka, znikam zupełnie.
Choć doświadczam swojej nędzy, to jednak czuję się kochana miłością, którą
trudno jest określić, bo nie ma słów, aby ją nazwać. A więc znowu chylę czoło
do ziemi i całuję Twoje stopy. I rany Twoje Jezu całuję na nogach. O Panie mój!
Pragnę przytulić się do Ciebie. Pragnę tak pozostać i być przy Tobie. Czuję w
moim sercu wzrastającą miłość. Wiem, że kocham. A im bardziej ta miłość wzrasta
we mnie, tym więcej doświadczam bólu i cierpię wraz z Tobą. Panie mój! Pozwól
mi być przy Tobie. Wiem, że nic uczynić już nie mogę. Ale pozwól mi chociaż
być. Moje serce pragnie się tulić do Ciebie. Moje serce, Boże, jakże ono
pragnie Ciebie! Jakże tęskni za Tobą. Pozwól mi Jezu i pomóż mi, abym potrafiła
przy Tobie być, gdy cierpisz. Abym potrafiła wpatrywać się w Ciebie i mówić Ci
o miłości, gdy doświadczasz bólu. Abym potrafiła opatrywać Twoje rany i czynić
to najdelikatniej na świecie. Pozwól mi też zbierać Twoją Krew do mojego serca.
To będzie mój największy Skarb – Twoja miłość. Będę ją adorować, kochać. O
Panie mój! Dziękuję Ci.
Adoracja
Najświętszego Sakramentu 
(1)
Dziękuję Ci
Jezu, że pozwalasz mi przychodzić do Ciebie tak blisko. Dziękuję Ci, że sam
zszedłeś z Nieba na Ołtarz, bo pragniesz być ze swoimi dziećmi. Dziękuję Ci, że
przywołujesz nas, zapraszasz, przyciągasz, otwierasz ramiona, wołasz nas.
Dziękuję Ci! To niepojęte Boże! Przecież wcale nas do niczego nie potrzebujesz.
Prawdziwie musisz kochać i ta miłość musi być niepojęta, nieskończona, skoro
tylko po to nas stworzyłeś, aby nas kochać, abyśmy mogli zaznawać tego
szczęścia miłości. A gdy człowiek odwrócił się od Ciebie posłałeś swego Syna,
aby znowu nas wykupił, abyśmy mogli jednak zaznawać tej miłości przez całą
wieczność. Wcale nie musiałeś tego robić, a my na to w ogóle nie zasłużyliśmy.
Dziękuję Ci Jezu! Nie pojmuję takiej miłości. Wybacz mi! Zbyt mała jestem,
umysł marny, serce skurczone, a Twoja miłość tak wielka, tak piękna. Nie
potrafię jej objąć. Kiedy rozmyślam o Tobie Boże, o Twojej miłości, nie
potrafię długo myśleć. Mój umysł staje przed jakąś granicą, której nie może
przekroczyć. A moje serce przeczuwa nieskończoność. Dusza napełnia się Tobą.
Mam wrażenie Boże, że zaraz me serce pęknie. I tęsknię za Tobą, i pragnę
Ciebie. Już nic nie mogę zrozumieć. Kocham Ciebie. Proszę, udziel mi swojego Ducha,
aby On w moim sercu dał zrozumienie, choć odrobinę, Twojej miłości. Niech Duch
Święty moje serce przekona, niech rozjaśni moje serce. Tak bardzo pragnę
poznawać Ciebie. Proszę, udziel nam swojego Ducha.
Pragniemy,
Jezu, zbliżać się do Ciebie, do Twojej Męki.
Pragniemy patrzeć na Ciebie i z
Tobą współczuć. Pragniemy podążać za Tobą drogą krzyżową. Pragniemy Jezu
widzieć wszystko to, co wydarzało się w tych najważniejszych dniach w dziejach
ludzkości. Jednak potrzebujemy Twojego Ducha jako przewodnika. Znasz nasze
serca, są tak słabe. Znasz nasze umysły, są tak słabe. Nie potrafimy Jezu
wyobrazić sobie jak wyglądała Twoja Męka. A nasze serca wciąż skurczone nie
potrafią otworzyć się na Twoją rzeczywistość duchową, aby towarzyszyć Ci duchem
w Twojej Męce. Więc nadal prosimy Ciebie, abyś udzielał nam swego Ducha. Chcemy
Jezu, bardzo pragniemy być razem z Tobą, widzieć Ciebie, doświadczać Twojego
cierpienia, współczuć z Tobą, wspierać Ciebie, po prostu być. Przy każdym Twoim
kroku – być; w każdym miejscu – być Jezu. Prosimy Jezu, udziel nam swojego
Ducha.
Dzisiaj tak
szczególnie zapraszasz nas do biczowania.
Dziękujemy Ci! Uświadamiasz nam, czym
są nasze grzechy. Do tej pory mimo, że niby wiedzieliśmy, to jednak Boże nie
zdawaliśmy sobie sprawy, że nasze słowo nawet wydawałoby się takie zwyczajne,
jedno małe słowo wypowiedziane bez miłości może uczynić ranę na Twoim Ciele.
Przecież tych słów wypowiadamy tak dużo. Panie nasz, przecież my nie chcemy być
tymi siepaczami, nie chcemy brać do ręki pejcza. Nie chcemy Jezu! Przepraszamy
Ciebie za każdą ranę zadaną! Przepraszamy za to wszystko, co czynimy wobec
Ciebie, zadając Ci ból. Klękamy przed Tobą Jezu, by wyrazić nasz smutek, by
Ciebie przeprosić, aby łzami obmywać Twoje rany. O Panie! Ty czynisz rzecz
niezwykłą. Zapraszasz nas, byśmy dotykali Twoich ran. Jakże to, Jezu! Czy nie
wystarczy Ci tego bólu? Mimo to chcesz, byśmy dotykali i całych nas zanurzasz w
swoich ranach, i całych nas obmywasz swoja Krwią. O Panie! Nasze serca
doświadczają szczęścia, tak wielkiego szczęścia, że za chwilę pękną z tego
szczęścia. Jak niepojęta to miłość, która czyni coś takiego. Wybacz, że nie
potrafimy tej miłości docenić, że jej nie rozumiemy. Wybacz nam! Pragniemy
Ciebie kochać, pragniemy Ciebie wielbić, chcemy żyć dla Ciebie. Kochamy Ciebie
Jezu!
Dziękujemy Ci
Jezu, że możemy wpatrywać się w Ciebie.
A z Twego Oblicza bije taka jasność,
Twoje oczy tak cudowne, pełne miłości. I usta uśmiechają się do nas. Choć
smutny jesteś, to cały promieniejesz miłością i Twoje usta wyrażają też tę
miłość. Jezu! Jakże pojąć? Jakże pojąć tę miłość? Dajesz Siebie całego,
pozwalasz czynić ze Sobą wszystko, ofiarowujesz się za każdego z nas, dajesz swoje
życie człowiekowi, temu marnemu pyłkowi. Ty Bóg oddajesz swoje życie! I stajemy
się uczestnikami tego, co Boskie, co nieskończone. Sami jesteśmy tylko
marnością. A ponieważ nie potrafimy pojąć Twojej miłości, nie potrafimy
zrozumieć jej, nie potrafimy iść za Twoją miłością, to specjalnie pozostajesz z
nami nieustannie w Eucharystii, w Najświętszym Sakramencie. I doświadczamy
nieustannie cudu obecności Boga pośród nas; Tego, Który nieograniczony
przychodzi w Postaci Chleba. Dałeś się ująć w to ograniczenie. Ty niepojęty
cudowny, piękny dałeś się ująć jako mały Opłatek tak niepozorny, tak kruchy.
Choć Wszechmocny jesteś Boże, choć Wszechpotężny, oddajesz Siebie w ręce
człowieka i pozwalasz na wszystko. Nie chcesz, aby człowiek się Ciebie bał,
chcesz bliskości z człowiekiem. Chcesz, aby człowiek był blisko Ciebie, aby
Ciebie przyjmował, aby Tobą się karmił. I wypełniasz duszę ludzką Ty cały. I
znowu, Bóg nieograniczony schodzi do marnego, słabego ludzkiego serca. Wiemy
Boże, dałeś nam duszę nieśmiertelną. To jest ta cudowna Twoja cząstka dana
każdemu człowiekowi. A jednak zadziwiamy się, jakże to czynisz Boże? Ty,
Którego objąć nie może nic, Ty, w Którego wnętrzu mieści się cały świat,
kosmos, ludzkie możliwości umysłu, technika nie sięga na krańce wszechświata,
Ty, Który w sobie zawierasz wszystko, cały kryjesz się w Opłatku, cały kryjesz
się w sercu ludzkim, całego Siebie oddajesz człowiekowi. Jesteś cały otwarty.
Świadomie wystawiasz się Boże, narażając się na zło ze strony człowieka, a mimo
to nie zamykasz ramion, nie zamykasz serca, tylko stale otwarty zapraszasz.
Uwielbiamy Ciebie Boże! Uwielbiamy Twoją niepojętą miłość! Uwielbiamy Ciebie w
tej cudownej Eucharystycznej Postaci! Uwielbiamy Ciebie Jezu! 
Jezu mój!
Ukryłeś się w Najświętszym Sakramencie, a biel Twego Ciała prowadzi mnie wprost
na Drogę Krzyżową.
I zadziwiam się, bowiem ta czystość, ta biel – to świętość.
Ona rozlewała się cały czas podczas Twojej Męki. Choć byłeś cały zalany Krwią,
spośród wszystkich ludzi tam zgromadzonych byłeś Najczystszy, Najświętszy.
Pragnę Jezu towarzyszyć Ci, asystować w promieniach tej czystości, tej
świętości, aby i na mnie spływała. Pragnę stawać bliziutko Ciebie, by Twoja
Krew obmywała moją duszę. Chcę być blisko Jezu, aby zrozumieć, choć trochę,
Twoją miłość. Chcę być bardzo blisko, aby doświadczać tego, czego Ty
doświadczasz. Chcę doświadczać krzyża. I dziwię się Boże moim własnym
pragnieniom, bo Ty wiesz, że zawsze bałam się cierpienia. Ale bliskość Twoja
sprawia, że pragnę upodobnić się do Ciebie, pragnę być z Tobą w każdym
momencie. Pragnę, choć trochę przyjąć Twojego ciężaru. Pragnę doświadczać
Twojego bólu. Mam pełną świadomość Boże, że nie mam żadnych sił, aby nieść Twój
Krzyż, ani odrobiny sił, by tak jak Ty cierpieć, a moje serce podszyte jest
wiecznie przecież strachem. A jednak Twoja miłość sprawia, Twoja bliskość,
Twoja Krew, że pragnę, Boże jakże pragnę być w Tobie, być z Tobą, doświadczać
tego, co Ty. Ktoś mógłby powiedzieć, że oszalałam, skoro pragnę cierpienia. A
ja wiem Jezu, że w tym cierpieniu jest Twoja miłość potężna, nieskończona. I
chcę w niej uczestniczyć, chcę kochać jak Ty Panie. Chcę uczestniczyć w Twoim
życiu, zanurzyć się w Tobie cała, przemienić się w Ciebie i czynić wszystko to,
co Ty czynisz. Nie uczyniłeś mnie wielką świętą. Uczyniłeś mnie najmniejszą
duszą, ale serce dałeś ogromne, skoro pomieściło Ciebie, Twoją całą miłość.
Wzbudzasz we mnie to pragnienie zjednoczenia w stopniu najwyższym. I rodzą się
we mnie pragnienia, aby poddać swoje plecy pod biczowanie, aby pozwolić, by
ciężar krzyża przygniatał mnie, aby poddać swoje dłonie i stopy pod gwoździe,
aby głowę dać pod cierniową koronę. Panie, jeszcze moment temu nie pragnęłam
tak bardzo i nie tęskniłam tak bardzo za Tobą, ale Twoja bliskość mnie
przyciąga tak bardzo, że pragnę Ciebie do bólu, tęsknię za Tobą i cierpię z tej
tęsknoty. I pragnę zjednoczenia na zawsze. Już nie rozumiem swoich pragnień,
swoich tęsknot, tego, co rodzi się w sercu. Każesz przecież żyć na ziemi,
przecież tutaj mam pełnić Twoją wolę, a wzbudzasz we mnie takie pragnienie –
pragnienie wieczności, pragnienie zjednoczenia po wieczność. To słodkie
cierpienie. Chcę cierpieć, chcę tęsknić, chcę pragnąć. Chcę! Daję Ci moje serce
– jest Twoje. Ty posiadłeś mnie, ja już dla siebie nie istnieję. Jestem tylko
dlatego, że Ty żyjesz we mnie, a bez Ciebie Jezu umieram.
Cała się Tobie
oddaję Boże, cała do Ciebie należę, bez Ciebie nie istnieję.
Ty istniejesz we
mnie, żyjesz, a Twoja miłość sprawia, że oddycham, że chodzę. Daj mi trwać przy
Tobie, daj mi być z Tobą. Pomóż mi jednoczyć się z Twoim cierpieniem. Wspieraj
mnie w tym moim ciągłym dążeniu do zjednoczenia z Tobą. Udziel teraz swego
błogosławieństwa, abym miała siły być nieustannie być przy Tobie. Abym mogła w
czasie nocy z tęsknoty przyjść i adorować Ciebie. Proszę pobłogosław Jezu! 
Wprowadzenie w drugi
dzień
Dzisiaj cały
czas adorować będziemy Jezusa, który przeżywa biczowanie. Będziemy Mu po prostu
towarzyszyć, składając swoje serca u Jego stóp. Będziemy opatrywać Jego Rany –
balsamem niech będzie miłość serc. Będziemy przyglądać się Jego miłości, by jak
najlepiej ją poznać i aby odpowiedzieć na nią. Niech serca, które biorą udział
w tych dniach skupienia, wyjadą stąd z nowym poznaniem Boga, z nowym obrazem
miłości; niech wyjadą poruszone, przemienione. Każde spotkanie z Jezusem –
prawdziwe spotkanie – przemienia duszę, zbliża ją o kolejny krok do Boga, do
miłości, do zjednoczenia. Na ten czas błogosławię
was. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Adoracja
Najświętszego Sakramentu
(2)
Witaj, moja
Miłości! Znowu pozwalasz mi zbliżyć się
do Ciebie. Dziękuję Ci, że mogę być tak blisko. Pragnę, Jezu, klęczeć u Twoich
stóp i wpatrywać się w Ciebie. Chcę towarzyszyć Ci w Twojej męce. Chcę być
przy Tobie, gdy Cię biczują. Pragnę, Jezu, być jak najbliżej. Panie mój, wiem –
uświadamiasz mi to – iż Twoja męka spowodowana jest moimi grzechami. Kiedy
patrzę na Twe Ciało tak strasznie biczowane, tak okrutnie poranione, przeraża
mnie wielkość moich grzechów i to, że to ja jestem powodem tego wielkiego
cierpienia. Trudno, Jezu, przyjąć tę straszną prawdę, iż to moje upadki,
słabości tak zorały Twoje Ciało. Ale przychodzą mi na myśl różne sytuacje –
takie zwykłe, wydawać by się mogło nic nie znaczące, a jednak zaczynam w nich
zauważać brak miłości w moim sercu.
Widzę, że moje
słowa, których nie wypowiadałam z
miłością, których intencje (choć głęboko ukryte) były jej przeciwne, cięły Twoje
Ciało jak brzytwa.
Wybacz mi, proszę. Panie mój, przepraszam Ciebie za moje myśli. Nie wypowiadałam ich wprawdzie
głośno, ale hołubiłam je w swoim sercu. Były, Jezu, pełne pychy, bez miłości,
czasem z nienawiścią, z zazdrością w stosunku do bliskich, do znajomych.
Przepraszam Cię i za te myśli, w których tak wiele było żalu. Ileż pretensji,
Jezu, chowałam w swoim sercu – do wszystkich, do świata, do Ciebie. O Panie,
mój, i te moje myśli tak strasznie poraniły Twoje Ciało! Przepraszam, Jezu, że
tak trudno było mi zdobyć się na gest
miłości, pojednania, przebaczenia. Przepraszam, że stale zwyciężała moja duma i
pycha. Nie umiałam przyznać się do winy, przeprosić. Moje „ja”, które stawia
mnie na piedestale, było tak urażone, że nie potrafiłam pokornie schylić głowy. 
Przepraszam
Cię za to, że nie okazywałam miłości ani w postawie, ani w czynach, ani w
słowach.
A moje myśli…? O Panie mój, cała jestem bez miłości. Panie mój, cóż
wypełnia moje serce, skoro nie miłość? Jak to dobrze, Jezu, że zaprosiłeś mnie
do tej stacji – do biczowania. Jak dobrze, że pokazujesz mi swoje Rany, które
ja Ci zadałam. Dziękuję Ci, że choć to ja zasłużyłam na biczowanie, Ty
zapraszasz mnie do swoich Ran, abym mogła się w nich zanurzyć, skąpać się
w Twojej Krwi; byś mógł oczyścić moje serce. Jezu, mój, dziękuję Ci. W obliczu
Twojej miłości, która wyraża się w tym cierpieniu – w biczowaniu – pragnę
całkowicie zrezygnować z siebie. Proszę, byś dał mi do tego siłę, umocnił mnie.
Dopomóż, abym zrezygnowała i nigdy do tego nie wracała. Najtrudniej, Jezu, jest
zrezygnować z siebie, ze swego „ja” – ono stale podnosi dumnie głowę. Ale ja
już nie chcę, Jezu, aby to moje „ja” było na pierwszym miejscu. Kiedy patrzę na
Ciebie, na te Rany, gdy doświadczam Twojej miłości, kiedy tak czule mnie obejmujesz
i kąpiesz w swojej Krwi, pragnę zrezygnować ze wszystkiego, nie chcę być
powodem Twojego cierpienia. W niczym nie chciałabym już Ciebie zranić, a wiem,
że to moje „ja” rani Cię najbardziej. 
Oddaję Ci je,
składam u Twoich stóp. Nie chcę już myśleć o sobie, sama o sobie decydować; nie
chcę już mieć swojej woli.
Nie chcę, Jezu. Chcę należeć do Ciebie, pełnić Twoją
wolę, Ciebie stawiać na pierwszym miejscu, ze względu na Ciebie czynić wszystko
i nieustannie w sobie nieść miłość do Ciebie. Niech ona przemienia moje myśli i
słowa. Chciałabym, Jezu, kochać Ciebie największą miłością, zbliżyć się do
Ciebie jeszcze bardziej, aby kochać i zaznawać Twojej miłości. Chcę żyć w
promieniach Twojej miłości. Nie chcę zajmować się niczym innym. Nie chcę, aby
moje serce było niepokojone innymi sprawami. Tylko Ty – Twoje życie, Twoja
miłość, Twoje Dzieło, Twoja wola – tym chcę żyć. Gdy będę wykonywać swoje
obowiązki, chcę wszystko czynić z miłości do Ciebie. Nie chcę, Jezu, aby to co
proponuje świat, znowu we mnie zamieszkało. Chroń mnie przed tym, bo ja sama
nie mam siły i nie obronię się przed światem. Chroń moje oczy, uszy, serce,
abym potrafiła „zamknąć” je na świat, a otworzyć na Ciebie i żyć tylko Tobą.
Pragniemy, Jezu, skryć się w Twoich Ranach, stale oczyszczać nasze dusze Twoją
Krwią. Pragniemy być przy Tobie nieustannie, nie chcemy odchodzić. Trwanie przy
Tobie daje nam moc do tego, by żyć. 
Prosimy, abyś
pobłogosławił nas. Niech to błogosławieństwo pomaga nam nieustannie być przy
Tobie, gdy doświadczasz męki.
Brakuje nam wytrwałości, jesteśmy słabi. Ale
jeśli nas pobłogosławisz, to pomoże nam nieustannie jednoczyć się z Tobą i
towarzyszyć Ci w Twoim Krzyżu. Jednocześnie choć odrobinę mniej będziemy
Ciebie ranić, bo będąc przy Tobie i patrząc na Twoje Rany, będziemy kochać. A
kto kocha, nie chce ranić. Pobłogosław nas, Jezu.
Podsumowanie dni
skupienia
Cały czas
trwajmy przy Jezusie, towarzysząc Mu w Jego męce. Otwierajmy swoje serca na tę
niezwykłą rzeczywistość duchową, na to zaproszenie Boga do uczestnictwa w Jego
Dziele. To wielka łaska, jeśli dusza jest zaproszona, aby być razem
z Jezusem na Drodze Krzyżowej. To wielka łaska, gdy On otwiera Serce i
ukazuje swoje cierpienie; kiedy zaprasza duszę do swoich Ran, gdy w nich ją
zanurza i oczyszcza. To jest niezwykłe, wielkie, niewyobrażalne. Starajmy się
otworzyć serca na te łaski, których doświadczamy. Nie każdy je otrzymuje. Nie
każdy otrzymuje takie zaproszenie. Uczestniczyć w Dziele Bożym – to
wyróżnienie, wyraz ogromnej miłości Boga, zbliżenie się do świata duchowego i
zjednoczenia z Jezusem. To zaproszenie do życia już teraz we wnętrzu Bożym, w
tej radości jaką daje Jego miłość. Bóg obdarza nas tym wszystkim, udziela tych
łask. Nie traktujmy tego jako czegoś, co się nam należy. Nic się nie należy i
na nic nie zasłużyliśmy. To Bóg tak nas ukochał, że powołał nasze serca i chce
obdarzać właśnie w ten sposób swoją miłością. To On pragnie, byśmy poznali
miłość i mogli nią żyć prawdziwie. Dusza nie jest w stanie sama zbliżyć
się do Boga, uczestniczyć w Jego Drodze Krzyżowej, przybliżyć się do Jego Ran i
zanurzyć w Jego Krwi. Ale Bóg może udzielić takich łask i właśnie nas nimi
obdarza. Daje nam tę łaskę, abyśmy duchowo zbliżali się i doświadczali Bożej
męki. Poprzez to dusza przemienia się, pokornieje, uświęca się. 
Jakże ważne
jest, aby dusza rozważała Boże cierpienie i pozwoliła podprowadzić się jak
najbliżej Jego męki. Nie jesteśmy wprawdzie w stanie zrozumieć i docenić
tych Bożych darów. Dopiero w wieczności Bóg otworzy nasze serca tak, że poznamy
i będziemy mogli zachwycić się w pełni Bożą miłością. Ale chociaż teraz jesteśmy
„ślepi” i „głusi”, z wiarą przyjmujmy te łaski i dziękujmy za nie, ufając, że
Bóg prowadzi nas w sam głąb Bożego Serca. Otwierajmy się na to zaproszenie, byśmy
mogli doświadczyć przemiany i – gdy nadejdzie Triduum Paschalne – być już
innymi ludźmi, którzy żyją blisko Boga i biorą świadomy, czynny udział w Jego
Dziele zbawienia. Bóg pokazuje nam krok po kroku, co czynić – uczy, przynagla,
powtarza. Wystarczy, że będziemy posłuszni – tylko tyle – a doświadczymy
niezwykłych łask. Nie trzeba wiele – tylko słuchać i postępować za Jezusem. Błogosławię
was. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Warto zapamiętać!
Coraz mniej
czasu pozostaje na przygotowanie się do najważniejszego wydarzenia – Triduum Paschalnego
– i do Święta Wielkiej Nocy. Każda chwila jest cenna. Nie zmarnujmy żadnej
sekundy. Pamiętajmy, że jest to czas łaski, a więc tych łask otrzymujemy
nieustannie bardzo dużo. Wszystko po to, byśmy mogli jak najlepiej się
przygotować. Zatem z ufnością przyjmujmy każde słowo, każde pouczenie. Z
wiarą starajmy się wszystko wypełniać. Wiadomo, że jesteśmy małymi duszami.
Jednak ważne w naszym sercu jest pragnienie, staranie się, pamięć o tym czego
Bóg oczekuje. Jeżeli będziemy się starać, Bóg dopełni reszty i sprawi, że nasze
dusze będą trwały, będą szły przy Nim Drogą Krzyżową, uczestniczyły w Jego
konaniu, a potem w Zmartwychwstaniu. Wszystko jest Jego łaską, wszystko jest
Jego darem. Każda święta dusza została uświęcona Bożą świętością, otrzymała w
darze świętość. Każda otworzyła się na łaskę Boga, współpracowała z nią. Sama
nie uczyniłaby nic. My również otwierajmy się na łaski, korzystajmy, nie
marnujmy, a Bóg uczyni w nas to, do czego nas powołał, co wobec nas zaplanował.
Teraz jest czas jednoczenia się z Jezusem biczowanym. Trwajmy przy Nim
całym sercem. Kochajmy Go, zanurzajmy się w Jego ranach, korzystajmy z
każdej kropli Jego Krwi. Wpatrujmy się w Niego i słuchajmy, byśmy nie uronili
żadnego pouczenia. Abyśmy mogli dalej kroczyć tą drogą. Na ten czas błogosławię was. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.


<-- Powrót