Rozważania

Nr. 63  „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie” (Łk 15,1-3.11-32)

Zwróćmy uwagę
na reakcję ojca z dzisiejszego fragmentu Ewangelii (Łk 15,1-3.11-32), gdy
zobaczył powracającego syna.
Rzucił mu się na szyję, wzruszył się, ucieszył.
Ucałował go, dał mu nowe szaty, pierścień na rękę, sandały – znaki tego, iż
uznaje go swoim synem i dziedzicem. Nie sługą i niewolnikiem, choć syn
powracał do domu z nastawieniem, że będzie służył. Taka była reakcja ojca. Nie gromi,
nie karze, ale przyjmuje, bo przecież to jego dziecko. Postępuje tak, mimo że
przecież syn uczynił bardzo złą rzecz – niemalże odrzucił go. Chciał żyć sam z
bogactwem, które – według niego – należało mu się z dziedzictwa. Ojciec tak
bardzo kochał swojego syna, że dał mu wolność. Nie zniewalał go, nie
zatrzymywał, pozwolił odejść. Teraz, kiedy syn powrócił, jego radość była
ogromna. Pamiętajmy o tym cały czas, kiedy słuchać będziemy słów pouczeń i gdy
zdawać sobie będziemy sprawę z własnych słabości; gdy analizować będziecie
swoją duszę.
Przeżywamy
teraz we Wspólnocie trudny czas.
Niestety, nie wszyscy zdają sobie z tego
sprawę; nie wszyscy widzą, nie wszyscy wiedzą. Ale cała Wspólnota doświadcza
trudności. Przecież jesteśmy jednego ducha, stanowimy Kościół. W związku z tym
nawet jeśli niektórzy nie wiedzą na czym polegają problemy, to doznają przeciwności
w jakiejś innej formie – bo są w łączności z pozostałymi. Jest to czas bardzo
trudny. Jeśli nawet dusza doświadczając trudności, stara się odpowiednio je
pokonać, nie ma zbyt dużej pomocy ze strony innych. A potrzebuje tego każdy. Do
głosu w naszych sercach dochodzi brak miłości, który osłabia poszczególne dusze
i całą Wspólnotę. Te, które przeżywają problemy różnego typu, doznają również
tego braku miłości i jest im bardzo trudno. Ciężko pokonać przeciwności, jakie
się pojawiają na drodze. Stale powtarzamy, że to co dzieje się w jednej duszy,
może był łaską, błogosławieństwem dla innych lub też osłabieniem ich i całej
Wspólnoty. I właśnie to ma miejsce – brak miłości. Tyle lat stanowimy
Wspólnotę, która ma żyć miłością, której droga jest przecież drogą miłości, a
jednak brakuje jej w sercach. I chociaż wydaje się nam, że jesteśmy pełni
miłości, odpowiednio reagujemy na różne sytuacje i osoby w swoim życiu i we
Wspólnocie, to jednak są pewne niuanse, w których ten brak miłości się ujawnia.
A szatan poprzez to znajduje drogę do Wspólnoty.
Brak miłości
przejawia się w słowach – niby niewinnych, czasami wypowiadanych w żartach
– a jednak są to słowa bez miłości, czasami kąśliwe, które mogą zadać ranę.

Traktujemy zbyt lekko swoje słowa, nie zastanawiamy się nad nimi. Jednym z
zadań, które zostało nam przekazane, było badanie intencji swoich poczynań.
Mało zastanawiamy się nad intencjami, z jakimi wypowiadamy słowa. Gdybyśmy
wzięli lustro i mieli możliwość ciągłego kontrolowania wyglądu swojej twarzy,
zobaczylibyśmy, jak często jej wyraz, mimika, jakiś grymas wyrażają brak
miłości. Ta druga strona doświadcza tego, czuje nasze uczucia. I to nie
pozostaje bez echa, ale się pomnaża. Brakuje w nas refleksji. Nie zastanawiamy
się nad decyzjami, które podejmujemy – są pochopne. Nie myślimy, na ile one
budują jedność we Wspólnocie, a na ile ją burzą.
Brak miłości
przejawia się również w braku posłuszeństwa. Z tym wiąże się brak pokory.
Dusza
pokorna godzi się na to, co zostanie ustalone przez przełożonych i nie
dyskutuje, choćby w sercu miała inne pragnienia czy też jakiś uraz z powodu
podjętych postanowień. Jeśli przełożony podejmuje jakieś decyzje, ustala pewne
zadania, dusza pokorna i posłuszna wykonuje to dokładnie. Nigdy nie idzie
własną drogą, ale cały czas po śladach swego przełożonego. Stara się nie zejść
z tej drogi ani na krok. Jeśli ma coś uczynić, pyta o pozwolenie.
Postępuje tak, gdyż zdaje sobie sprawę, że nie ma właściwej oceny sytuacji, nie
zna wszystkich aspektów i może się mylić. Owszem, ma własne odczucia i zdanie
na dany temat, ale pokornie przyjmuje, że to co mówi przełożony jest
najważniejsze. To on czuwa nad wszystkim i ma ogląd na wszystko. Dusza pokorna
głęboko chowa swoje uczucia w stosunku do innych i nie wyraża nawet mimiką
twarzy jakiejś niechęci. Nie wypowiada ani jednego nieprzyjaznego słowa o
drugich, choćby to co sądzi, było prawdą. Nie czyni tego, ponieważ takie słowa
będą wzbudzać w innych sercach złe emocje i uczucia, nastawiać przeciwko
omawianej osobie; nie będą budować miłości, ale niechęć, złość, podejrzliwość.
Dusza, która żyje we Wspólnocie, nie krytykuje. Krytyka bowiem jest ogromnym
zarozumialstwem i pychą – ten kto się jej dopuszcza sądzi, że zna się
lepiej na danej sprawie; wywyższa się. Niestety, to zdarza nam się bardzo
często. To wywyższanie się ponad innych, ocenianie i krytykowanie doszło
już do zenitu – w różnych sprawach i dziedzinach, szczególnie w tych, które są
bardzo ważne i priorytetowe w naszej Wspólnocie. Często dusze zachowują się
tak, jakby to ich zdanie było najważniejsze, decydujące. I obnoszą się z tym
swoim zdaniem. Burzą jedność, a za chwilę ubolewają nad brakiem tej jedności,
wzajemnego zrozumienia i miłości. Dusza pokorna nigdy nie da drugiej do
zrozumienia, iż czuje do niej niechęć. Przeciwnie – będzie starała się z
uśmiechem przebywać z nią, by okazać miłość. A co my czynimy? Choć wielokrotnie
była mowa na ten temat, chociaż były podejmowane decyzje, choć kapłan, który
prowadzi Wspólnotę, upominał, my nadal okazujemy swoją niechęć. Nie potrafimy
pokornie schylić głowy, starając się przemieniać swoje serce. Chcemy zmieniać
innych. Za dużo wypowiada się słów w tej Wspólnocie. Żebyż to były słowa
miłości! Takich wypowiadajmy jak najwięcej. Niestety, nie są to takie słowa.
Choć czasem nawet traktują o miłości, to intencje, ton głosu świadczą o
czymś zupełnie przeciwnym. Łatwo jest u innych zobaczyć niedoskonałości.
Trudniej zdać sobie sprawę, że we własnym sercu te słabości tkwią w o wiele
większym wymiarze.
Zrobiliśmy
kolejny krok na drodze męki Jezusa. Razem z Nim „idziemy do wiezienia”.
Postarajmy się wpatrywać w Jezusa, uświadamiając sobie Jego cierpienie. To nasze
słabości Go związały i wrzuciły do więzienia.
Każdy z nas w jakimś wymiarze
miał w tym udział. Nadal nie wierzymy w łączność duchową w mistycznym Ciele
Chrystusa. Nadal nie rozumiemy, czym tak naprawdę jest Kościół i jak wielka
jest odpowiedzialność każdej duszy za jego stan. Nikt z nas nie może powiedzieć,
że nie bierze udziału w pojmaniu Jezusa, każdy staje po stronie oprawców.
Możesz wybrać sobie, czy jesteś tym powrozem, który wrzyna się w ręce Jezusa,
raniąc Go boleśnie, czy może pasem z kolcami, który otacza szyję lub biodra i wkłuwa
się w Ciało. Może jesteś kamieniem wystającym na drodze, o który potyka się
Jezus, raniąc najpierw swą stopę, a potem kolano. Być może jesteś ciągnącym Go
powrozem, który sprawia, że idzie chwiejnym krokiem, aby w końcu upaść i zranić
sobie twarz. A może żołnierzem, który Go bije i kopie; może tym, który spycha
Go ze śmiechem z mostu do Cedronu? Tylko aniołowie wspierali Jezusa. Tak jak
dzięki nim doznał umocnienia w Ogrójcu, tak i kiedy upadał z mostu, oni
uchronili Jego Ciało, by się nie zabił. Twoja dusza, niestety, nie jest wśród
aniołów. Nie patrz więc na innych i nie mów, co zrobili. Popatrz na siebie – co
ty czynisz Jezusowi, co robisz we Wspólnocie, co mówisz, jaką przyjmujesz
postawę, jak bardzo w twoim sercu brakuje miłości. Czy wiesz, że są takie
miejsca na Drodze Krzyżowej, gdzie kamienie ugięły się, gdy Jezus na nie upadł?
Nawet kamienie ugięły się, a twoje serce…?
 Jest połowa Wielkiego Postu. Zazwyczaj właśnie
w tym czasie człowiek zaczyna uświadamiać sobie swoje słabości bardzo wyraźnie.

Widzi swoją małość; widzi, że trudno mu trwać w swoich postanowieniach. Toteż
dzisiejsza Ewangelia skierowana jest do każdego z nas. Marnotrawnemu
synowi bardzo źle było wśród świń. Tak nisko upadł – na samo dno. Ale pomyślał
o tym, że jego ojciec jest dobrym człowiekiem, dobrym panem – u niego nawet
sługa ma godne życie. I postanowił powrócić. Jak to dobrze, że miał tak dobrego
ojca i że znał go. A ojciec przyjął go z otwartymi ramionami, ze wzruszeniem i
łzami w oczach, z radością. Przyjął jako swojego ukochanego syna; nie jak
niewolnika chodzącego boso, ale jako pana noszącego sandały i pierścień na
palcu. I wyprawił ucztę. Po tym wszystkim co uczynił mu syn! Dlaczego? Bo kochał.
Ta miłość niemalże zniewoliła jego serce tak, że nie mógł postąpić inaczej.
Poza tym syn wykazał skruchę, uznał swój grzech i wyznał go przed ojcem,
przepraszając. I chociaż roztrwonił majątek ojca, znów stał się bogaczem,
dzieląc wszystko to, co należało do niego. Pamiętaj o tym, gdy będziesz
rozmyślać nad stanem swojej duszy, rozważając dzisiejsze słowa.
Na ołtarzu
połóżmy swoje serca – pokorne serca – niczym marnotrawny syn, uznając swoją
słabość, przepraszając za nią i prosząc, by Ojciec uczynił nas choć sługą.
Możemy
być pewni, iż na naszych nogach pojawią się nowe sandały, a na palcu pierścień.
I będziemy ucztować, bo Bóg Ojciec rozraduje się i każe całemu Niebu cieszyć
się z naszego powrotu.
Modlitwa duszy
najmniejszej
Kłaniamy Ci
się, Jezu. Padamy przed Tobą na twarz. Objawiasz nam się w całym swoim
majestacie – wielki, niepojęty Bóg. Widzimy Ciebie podczas Twej męki. To
zadziwiające – w Tobie, który jesteś tak sponiewierany, tak straszliwie
potraktowany, widzimy nadal Stwórcę i Boskość; widzimy niepojętą miłość.
Nasze serca, Boże, zalewa wielki smutek.
Czujemy, że zawiniliśmy wobec Ciebie, zraniliśmy Cię, Twoją miłość. Nasz grzech
przyjmuje postać fizyczną – to powrozy, które Ciebie wiążą, żołnierze, którzy
biją i krzyczący ludzie. A przecież kochamy Cię. Od Ciebie doświadczamy tak
wielkiej miłości. Obdarzasz nas tyloma łaskami, tak wielkim błogosławieństwem.
Naszą odpowiedzią jest zło. Panie nasz, pozwól przylgnąć do Twoich stóp, aby
płakać nad swoim grzechem i błagać Cię o przebaczenie. Chcemy to czynić jak
Magdalena, by wylać z siebie to wszystko, co było brakiem miłości; co raniło
Ciebie, ale również i nas oddalało od siebie nawzajem. Panie nasz, dopiero
teraz widzimy, że grzech niszczy – nie tylko tych, przeciwko którym jest
skierowany, ale i nas samych, nasze dusze i serca. W Ciebie uderza, Tobie
zadaje ból. Przepraszamy Cię, Jezu, wybacz nam. Dałeś nam wolność, ale nie
potrafimy korzystać z tego daru. Popełniamy grzechy, które nas zniewalają, a Ciebie
związują i prowadzą na mękę.
Przepraszamy
Cię, Jezu, za ten główny grzech – brak miłości.
Jakże często wypowiadaliśmy
słowa, które burzyły jedność we Wspólnocie – źle mówiące o innych, krytykujące,
czasem lekceważące, a nawet ośmieszające. Słowa te wprowadzały niewłaściwą
atmosferę. Przepraszamy Cię, Jezu. Ten brak miłości wyraża się w naszej
niechęci do siebie nawzajem – do tego stopnia, że nie potrafimy rozmawiać ze
sobą. Przepraszamy Cię, Jezu, za to, że nie jesteśmy cali oddani Tobie w tej
Wspólnocie; za to, że zostawiamy sobie sporą część; za to, że życie we
Wspólnocie – to jedno, a prywatne – to drugie, jakże często niezależne od
siebie, nie powiązane ze sobą. Przepraszamy Cię za to, że nasze poczynania
czynią zamęt, wprowadzają niezgodę. Nasz brak miłości obejmuje również inne
serca nieżyczliwością i niechęcią do drugich. Przepraszamy za pychę. To ona
każe nam wywyższać się, wypowiadać tonem niewłaściwym, kategorycznym.
Przepraszamy Cię za lekceważenie innych osób. Stale pycha, zarozumiałość,
miłość własna biorą górę. Wszystko to nie służy jedności, ale burzy ją.
Przepraszamy, że nie byliśmy dla siebie nawzajem wsparciem. Zachowywaliśmy się
raczej jak dzikie zwierzęta, które – każde z osobna – walczy o swój byt, o przetrwanie.
A przecież mamy ze sobą współpracować, mamy razem tworzyć Dzieło, do którego
nas powołałeś. A my to co złożyłeś w nasze ręce, rozrywamy na strzępy. Widzisz,
Jezu, tylko do tego jesteśmy zdolni. Przepraszamy Cię. Przepraszamy za to, że w
sobie nie widzieliśmy żadnych słabości, a innym wyrzucaliśmy je. Przepraszamy,
że wciąż narzekamy, okazujemy swoje niezadowolenie, zamiast cieszyć się z tak
licznych łask, które otrzymujemy.
Panie nasz, stajemy przed Tobą bezradni.
Zniszczyliśmy te dary, które otrzymaliśmy od Ciebie. Zniszczyliśmy dar
Wspólnoty, jedności. Nie potrafimy tego odbudować. Przychodzimy do Ciebie,
ufając w Twoją miłość.
Wierzymy, że ona jest ponad wszystko. Twoja cierpliwość
jest nieskończona. Jesteś wyrozumiały. Liczymy, Boże, na Twoje miłosierdzie;
ufamy, że nam je okażesz. Prosimy, Jezu, abyś znowu w nasze serca wlał miłość,
aby one zrozumiały swoje słabości i naprawiły to zło, które czyniły. Prosimy,
pomóż nam przyznać się do błędów i daj siły do ich naprawy. Prosimy, dopomóż nam.
Daj światło swojego Ducha, byśmy wiedzieli, co dalej czynić. Twoją cechą, Boże
jest budować, dawać nowe życie. Prosimy, buduj jedność w naszej Wspólnocie, daj
jej nowe życie. Niech się odrodzi silna, mocna Twoją miłością. Niech nasze
serca będą pełne miłości, pokorne i posłuszne swemu kapłanowi. Niech
nieustannie wpatrują się w Ciebie. I niech nigdy już nie będą przyczyną Twego
cierpienia. Jakże pragniemy, Boże, realizować Twoją wolę, Twój plan, Twoje
Dzieło.
Zaprosiłeś nas
do wspólnego uczestnictwa w pielgrzymce jubileuszowej, aby tam jeszcze pełniej
przygotować do ogólnopolskiego Wieczernika, który ma być wielkim wyrazem
miłości wszystkich dusz maleńkich; wyrazem jedności serc.
Nie zdążyliśmy
jeszcze wyjechać na tę pielgrzymkę, a już nasze serca są poróżnione. Kiedy więc
nas przygotujesz? Prosimy, daj swojego Ducha, udziel światła tym, od których
tak wiele zależy; tym, którzy przyczynili się do zaistniałej sytuacji i pomóż
im podjąć takie kroki, które zbudują jedność, odrodzą naszą Wspólnotę, napełnią
miłością. Panie, Ty wiesz, ze nasza maleńkość wyraża się również w tym, iż
często nieświadomie popełniamy jakieś błędy, ulegamy słabościom, nie wiedząc,
jak ogromny wpływ ma to na całą Wspólnotę. Udziel nam zatem światła i w tej
kwestii, byśmy od tej pory wiedzieli, pamiętali i zwracali na to uwagę, że
cokolwiek czynimy, jest to łaską i błogosławieństwem dla Wspólnoty lub
czymś zupełnie przeciwnym, co ją burzy i niszczy. Dopomóż nam, Jezu, aby w
naszych sercach było wielkie pragnienie miłowania Ciebie i dusz, abyśmy umieli
przejść ponad jakimiś osobistymi uprzedzeniami, niechęcią. Byśmy kierowali się
przykazaniem miłości. To wystarczy, bo to jest najważniejsze przykazanie.
Dopomóż tym, którzy zostali zranieni, dotknięci, skrzywdzeni przez nas, aby
potrafili nam przebaczyć, by nie chowali w sobie urazy; aby na nowo otworzyli
się na miłość we Wspólnocie. Tak wiele straciliśmy przez brak miłości. Tyle
serc było pełnych zapału, a my ten zapał zniszczyliśmy. Pomóż, niech znowu
zapłoną miłością do tej Wspólnoty i niech dają z siebie wszystko – ze względu
na Dzieło, które Ty tworzysz. Daj nam wszystkim siły, wiarę i ufność, iż ta
modlitwa będzie wysłuchana; że Ty jesteś miłosiernym Ojcem, który z radością
wita swojego syna, wzrusza się, płacze ze szczęścia i obdarza całym swym
bogactwem. Pobłogosław nas, Jezu.
Warto zapamiętać!
Wszystko staje się proste, gdy dusza kocha; wszystko można naprawić, gdy
dusza kocha. Ale musi to być prawdziwa miłość i jej pragnienie. Dusza kierując
się taką miłością, jest uważna. Zauważa te momenty, kiedy chciałaby powiedzieć
jakieś słowo lub zrobić coś, co jest niezgodne z miłością i powstrzymuje się od
tego zamiaru. Należy położyć nacisk na to, by kochać, od rana do wieczora
prosić o miłość i starać się nią żyć. Kiedy się prawdziwie kocha, człowiek tą
miłością w sposób naturalny obdarza innych. Starajmy się więc o miłość.
Przecież nasza droga – to Maleńka Droga Miłości. Wygląda na to, że czasami o tym
zapominamy. Na tej drodze – drodze miłości – błogosławię was. W Imię Ojca i
Syna i Ducha Świętego.


<-- Powrót