Rozważania

Nr. 26  Światowy Dzień Chorego, Najświętszej Maryi Panny z Lourdes

Wiele osób myśląc o Lourdes bardzo zawęża
znaczenie tych objawień.
A przecież Bóg właśnie tam objawia wielką swoją
miłość. Większość ludzi jadąc do Lourdes jedzie z konkretnym pragnieniem, by
Bóg uzdrowił ich z dolegliwości ciała. To jest główna myśl, jaka towarzyszy
większości pielgrzymów. A Bóg pozwolił na te objawienia, pozwolił, aby przyszła
Matka Boża i objawiała światu Jego miłość, by dokonało się ODRODZENIE SERC,
ODRODZENIE LUDZKOŚCI, a nie tylko uzdrowienie fizyczne. Gdy spojrzymy na
uzdrowienia, jakich dokonywał Jezus, na uzdrowienia opisane w Ewangelii,
zauważmy, że Jezus dokonuje uzdrowienia duszy i ciała. Jezus wręcz najpierw
uzdrawia duszę, potem ciało. Jezus pokazuje, iż jedno z drugim jest w jakimś
stopniu powiązane. Choroba duszy może pociągać za sobą chorobę ciała, choć nie
należy wyciągać pochopnych wniosków, że każdy chory na ciele jest chorym
duchowo. Jednak Jezus zwraca uwagę na konieczność zajęcia się duszą, a nie
tylko ciałem. 
W objawieniach, które miały miejsce w Lourdes
(ale i w innych objawieniach), Bóg pragnie przekazać światu ważne przesłanie:
Człowiek jest chory i potrzebuje uzdrowienia; ludzkość choruje i potrzebuje
uzdrowienia. Choroba przede wszystkim drąży duszę, a obejmując duszę, potem
również ma swoje skutki w ciele. Człowiek przede wszystkim potrzebuje zdrowia
duchowego. Zdrowa dusza, zdrowe oczy wewnętrzne, zdrowe serce, zdrowy sposób
przyjmowania rzeczywistości, która otacza, zdrowe wejrzenie w każdą sprawę
pomaga człowiekowi dokonywać właściwych wyborów i żyć życiem świętych. Jednak,
by mieć właściwą perspektywę patrzenia, by za każdym razem mieć właściwą ocenę
sytuacji, by rozumieć sens zdarzeń, by rozumieć, dlaczego takie, a nie inne są
kolejne wydarzenia, co mają przynieść naszemu życiu, w jaki sposób ubogacają
nas, człowiek musi być zdrowy wewnętrznie. Jeśli choruje wnętrze, choruje
dusza, człowiek ma skrzywione spojrzenie na to, co go otacza, ma niewłaściwą
ocenę wszystkiego. A patrząc z niewłaściwej perspektywy na wszystko nie może
właściwie wybierać i żyć w zgodzie z Bogiem. Nie pełni Jego woli, serce nie
doznaje spełnienia i człowiek jest nieszczęśliwy. Toteż, gdy Bóg otworzył Niebo
i zezwolił Najświętszej Maryi Pannie, aby przyszła do ludzi, przede wszystkim
przyniosła ludziom przesłanie o konieczności uzdrowienia duszy, o potrzebie, jaka
jest w każdym człowieku. Maryja przyniosła przesłanie o tym, iż ludzie chorują
i potrzeba tych, którzy modląc się za nich i ofiarowując się za nich,
uczestnicząc w życiu Jezusa przyczynią się do poprawy stanu zdrowia wielu dusz. 
Chorobą, która drąży duszę jest grzech,
różny grzech.
Głównym grzechem, który w tak dużym stopniu powoduje wielkie
choroby duszy jest PYCHA. Człowiek przez pychę odwraca się od Boga i uważa, iż
sam zdolny jest poradzić; nie potrzebuje Boga. Ten grzech pociąga za sobą
następne i choroba rozwija się w bardzo szybkim tempie. Przychodząc do ludzi Maryja
nawoływała do modlitwy za wszystkich potrzebujących uzdrowienia, za tych,
którzy chorują na duszy, którzy przez grzech chorują i to chorują śmiertelnie.
A ta choroba drąży ogromne ilości dusz. 
Znakiem, który ma skłaniać biedne ludzkie
serce do Bożego wołania
jest chociażby Źródełko, które wytrysło w miejscu objawień.
Jednak to Źródełko, woda ma nie stanowić sensacji i sama w sobie ma nie być
powodem pielgrzymek. Lourdes nie jest apteką, w której można nabyć, zakupić
lek. Lourdes jest miejscem działania Bożej łaski. To Bóg w tym miejscu dotyka
ludzkich serc i ciał. Bóg w tym miejscu uzdrawia dusze i uzdrawia ciało. Ale
myliłby się ten, kto uważałby, że jest to miejsce, w którym następuje
mechaniczne uzdrowienie, a więc: człowiek się wyspowiada, Pan Bóg grzechy
zgładzi, człowiek doznaje uzdrowienia – i to wszystko. 
Lourdes jest miejscem, z którego rozchodzi
się Głos mówiący o wielkiej Bożej miłości i miłosierdziu.
To miejsce, z
którego tryska Boża miłość udzielając błogosławieństwa przybywającym
pielgrzymom i wszystkim tym, którzy przez nich przyniesieni zostali w sercu,
ale i wszystkim tym, którzy duchowo do tego miejsca pielgrzymują. To miejsce, z
którego rozlewa się na świat Boża łaska, dotykając duszy, serca, psychiki,
dotykając również ciała. Tam rodzą się na nowo dusze, które odczytują swoje
powołanie. A tym powołaniem jakże często jest:
- modlitwa za
grzeszników, 
- ofiarowanie
się Bogu za inne dusze, 
- ofiarowanie
swojego cierpienia, różnych wyrzeczeń na rzecz dusz.
To jest właściwe rozumienie objawienia;
celu, z jakim Maryja Niepokalana przyszła do ludzi. To jest właściwe
rozumienie, co Bóg czyni tam w Lourdes, czego pragnie i oczekuje od ludzi, z
czym do nich wychodzi. Wychodzi z niezwykłą propozycją współpracy w Dziele
Zbawczym, współpracy duszy z Bogiem. Bóg nawołuje do współpracy, czyli do
modlitwy, do ofiary na rzecz dusz, by ratować je od śmierci wiecznej. 
Parząc na dzisiejszy dzień właśnie od tej
strony spróbujmy, choć odrobinę zmienić swój sposób myślenia, nastawienia,
z jakim być może przyszliśmy, z jakim właśnie myślimy o miejscach objawień, z
jakim myślimy o dokonujących się cudach w takich miejscach, a nawet, z jakim
myślimy o znakach danych przez Boga człowiekowi, na przykład o wodzie z
Lourdes. 
To prawda, że ludzie doznają uzdrowień na
ciele fizycznym. Tak. Również i nasze ciała mogą zostać uzdrowione.
Natomiast uzdrowienie fizyczne ma być widocznym znakiem dla innych, świadectwem
Bożego działania, Bożej miłości, którą przyjęliśmy. Ale uzdrowienie fizyczne
nie zastąpi czegoś ważniejszego. A mianowicie dzisiaj w sposób szczególny dusze
powołane – takie jak nasze – mają uświadomić sobie Boże wezwanie i je usłyszeć
w sobie po raz kolejny: 
- by żyć, 
- by ofiarować
się, 
- by modlić się
za dusze, 
- by całym
swoim życiem uczestniczyć w Dziele Zbawienia dusz, 
- a więc by
ratować chore dusze. 
Należy prosić, aby Bóg obmył nasze
wewnętrzne uszy, oczy, aby oczyścił serce, byśmy na nowo usłyszeli, ale i na
nowo zrozumieli i jeszcze głębiej przyjęli Boże zaproszenie, by wspólnie
ratować tych, którzy umierają z powodu grzechów; tych, którzy nie zaznali Bożej
miłości, nie poznali jej, którzy się na nią nie otworzyli. W wezwaniu Bożym
jest między innymi zaproszenie do ofiary; do tego, by ze swojego życia, z
samego siebie złożyć ofiarę Bogu na rzecz dusz. W różnym stopniu, w różny
sposób należy tę ofiarę składać, bowiem Bóg powołując duszę niejako różnicuje –
od każdej oczekuje nieco innej ofiary: nieco innego rodzaju, nieco innej
wielkości. 
Należałoby powrócić do tego, kim jesteśmy,
a więc powrócić do uświadomienia sobie swojej ogromnej słabości, maleńkości.
Często dusza słysząc wezwanie do ofiary, do modlitwy, do pokuty, do wyrzeczeń,
odpowiadając na to wezwanie podejmuje się rzeczy bardzo trudnych, nie na swoją
miarę. To tak, jakby poszła do sklepu i widząc wspaniałe stroje brała je bez
przymierzania, nie zastanawiając się nad rozmiarami i nad tym, czy to w ogóle
pasuje do niej. A potem nie da się tego nosić. Można założyć raz czy drugi, ale
w końcu rezygnuje człowiek z tych ubrań, bo po prostu do niego nie pasują; nie
są dla niego. Każdy doświadczając w swoim sercu Bożego wezwania ma starać się
zrozumieć, jak jest jego miara, a więc tak naprawdę, jakiego typu ofiary,
wyrzeczenia, modlitwy czy pokuty oczekuje Bóg od duszy. 
- Ma stanąć w
prawdzie o samym sobie, 
- stanąć przed
Bogiem, 
- uświadomić
sobie swoją wielką słabość, swoją wielką nędzę, 
- uświadomić
sobie to, iż nie posiada się żadnych sił i możliwości, by spełnić Boże
oczekiwania. 
Tym bardziej, że samemu się jest
tak słabym, że się po prostu wiecznie upada. To wielokrotnie sobie
uświadamialiśmy, wielokrotnie mówiliśmy – nic nie posiadamy, co dawałoby nam
poczucie siły, naszej wielkości; sami z siebie nic nie mamy. Jednak wielka
słabość, gdy się ją dobrze zrozumie, gdy człowiek przemodli, gdy przed Bogiem
postawi właśnie tę swoją nędzę, wtedy otrzyma od Boga światło, zrozumienie: 
- Na czym może
polegać ofiara, modlitwa najmniejszej duszy?
- Na czym ma
polegać wypełnienie powołania, do którego wzywa Bóg?
Przecież skoro Bóg powołuje, to
znaczy, że w jakiś sposób umożliwi realizację tego powołania. Bóg nie powołuje
do czegoś, czego dusza nie będzie w stanie zrobić. Nie jest w stanie zrobić
wtedy, kiedy robi to o własnych siłach, po swojemu. Natomiast zrobi wszystko,
jeśli w sposób doskonały wypełnia wolę Bożą, zgodnie z Bożym zamysłem.
A więc, kiedy dusza słyszy Boże wołanie,
również w sobie, w swoim wnętrzu – a wołanie chociażby w Lourdes czy w innych
miejscach objawień idzie na cały świat – i czuje dotyk Boga, wie, że Bóg
właśnie do niej też bezpośrednio mówi i prosi ją o to, ma stanąć przed Nim
uświadamiając sobie swoje „nic” wobec Niego. Ma prosić, by to On pomógł jej
zrozumieć: 
- Jak ma
wypełnić swoje powołanie? 
- W jaki
sposób, w którym momencie ma być jej ofiarowanie się Bogu za dusze? 
- W jaki sposób
ma uczestniczyć w Jego Krzyżu? 
- Na czym to uczestnictwo
w Krzyżu ma polegać?
Dusze maleńkie znają już drogę uczestnictwa
w Krzyżu Jezusa. Każdy z nas już wie, że przyjmowanie trudów codzienności,
z jakąś wewnętrzną akceptacją, z uśmiechem, z wewnętrzną zgodą na to, z
jednoczesną rezygnacją ze swoich pragnień, ze swoich marzeń, ze swoich wygód –
to jest właśnie ofiara. Jeśli dusza mówi Bogu: dla Ciebie, z miłości do Ciebie i do dusz, wtedy realizuje
powołanie. Choćby to miało być zwykłe wstanięcie rano z łóżka, chociaż człowiek
ma ochotę jeszcze chwilę pospać, taki drobiazg, takie „nic”, ale czyni to z
miłości, ofiarowując się Bogu w tym, uczyni to z uśmiechem, wobec bliskich
okaże życzliwość, a nie zniechęconą minę, bo musiało się wcześniej wstać – to
będzie ofiara na rzecz dusz. Drobiazg w oczach ludzkich nic nieznaczący, nie
mający żadnej wartości, ale w tym momencie dochodzi do rezygnacji z siebie na
rzecz dusz, rezygnacji z miłości do Boga i Bóg przyjmuje to jako ofiarę.
Łączona ona jest z Ofiarą Krzyża Jezusowego i takiej nabiera rangi, mocy, wielkości.
To jest niezwykłe, co czyni Bóg z maleńką nic nieznaczącą ofiarą ludzką! To
jest wyraz Jego miłości, miłosierdzia; wyraz miłosierdzia wobec wszystkich
dusz! Nie tylko do tej duszy, ale wobec wszystkich, bowiem ta ofiara
podniesiona do tak wielkiej rangi, posiadająca taką moc teraz może promieniować
łaskami na wiele dusz. 
Nie szukajmy i nie wynajdujmy sobie
specjalnych cierpień i ofiar.
Przyjmujmy to, co daje nam Bóg w waszej
codzienności – drobiazgi. Jest ich całe mnóstwo. Wydarzają się dokładnie z
sekundy na sekundę kolejne, kolejne, i kolejne. Gdy dusza otwiera się na te
konkretne dary Boże, gdy z nich korzysta we właściwy sposób, odpowiadając
miłością, odpowiadając ofiarą z samej siebie ona nieustannie żyje z Bogiem w
kontakcie z Nim. A jej ciągłe przebywanie z Bogiem żyjącym w jej wnętrzu
uświęca ją, przemienia. Nie dość, że ratuje dusze, w każdej sekundzie kolejne
dusze, to sama uświęca się. Jeśli na taką drogę wchodzi jedna, druga, trzecia,
… dziesiąta, … dwudziesta, … sześćdziesiąta, … – zobaczmy jak wielka powstaje
armia, która dla zewnętrznego świata nie robi nic innego, nic nowego, ale która
w świecie ducha stanowi ogromne wojsko, silne wojsko. Powstaje wielka armia,
która stanowi nową siłę w Kościele, siłę odradzającą, siłę uświęcającą, siłę
niosącą miłość, a miłością zdobywającą niejako na nowo Kościół. To jest sens
objawień, przesłań, prywatnych spotkań dusz z Jezusem, to jest istota. Jeśli do
tego nie prowadzą różne prywatne objawienia nie są prawdą. Jeśli nie prowadzą,
nie skupiają dusz wokół Kościoła, wokół dusz w Kościele, jeśli nie mają na celu
przyjęcia i niejako rozmnożenia Bożej miłości w całym Kościele – nie są prawdą.
Różne były powody, dla których przyszliśmy
tutaj.
Niektóre serca troszeczkę czują się zawiedzione. Ale postarajmy się
spojrzeć na Kościół, postarajcie się mniej egoistycznie patrzeć na każde
wydarzenie w Kościele, każdą uroczystość, święto, obchodzony dzień. Patrzmy:
- na Krzyż –
mniej egoistycznie, 
- na
Eucharystię – mniej egoistycznie, 
- na każde
nabożeństwo – mniej egoistycznie.
To prawda, dusza jest mała, słaba
i zawsze ma na myśli najpierw siebie, dopiero potem inne, ale my starajmy się
od tego odchodzić. 
Jakąż mocą dysponujemy daną nam od Boga?
Bo te drobiazgi przyjęte w odpowiedni sposób przemieniane są w wielką moc,
która jest w nas. Jaką mamy siłę? A tej siły boi się szatan. Ale wystarczy, że
ulegniemy własnej próżności, egoizmowi, całkowicie ten potencjał mocy, jaki
jest w tym, co nas spotyka zostaje przemieniony w ogromną słabość, którą
wykorzystuje szatan i z której cieszy się szatan, bo już zostaje wytrącona z naszych
rąk moc, którą daje Bóg. 
W życiu duszy mogą dziać się cuda. Cuda
mogą dotyczyć zarówno ducha jak i ciała, a więc Pan Bóg chce uzdrawiać również
ciało. O uzdrowienie ciała też należy się modlić, o zdrowie fizyczne należy się
modlić. Brak modlitwy o uzdrowienie fizyczne może oznaczać brak wiary w Bożą
moc, może być oznaką pychy. Należy więc, się modlić o to też. Ale w swoich
relacjach z Bogiem MIEJMY NA PIERWSZYM MIEJSCU NA UWADZE ZDROWIE DUCHOWE DUSZ.
Prośmy o uzdrowienie całego świata. 
Bóg złożył w naszych rękach niezwykłe
lekarstwo
, lekarstwo pełne mocy, lekarstwo, którego boi się szatan. Jest to
KREW JEZUSA. Jeśli sobie przypominamy, uczynił nas szafarzami Jego Krwi, Bożego
Miłosierdzia. Musimy przyznać, że trochę o tym zapomnieliśmy. A przecież
dysponując takim lekarstwem, które nigdy się nie kończy, które ma niezwykłą moc
i żadnych skutków ubocznych, możemy nieustannie całą ziemię zanurzać we Krwi
Chrystusa, wszystkie dusze, ze wszystkich zakątków ziemi, wszystkich ludzi
wierzących i niewierzących, ludzi innych wyznań, ludzi biednych, chorych,
bogatych i zdrowych, młodych i starych, tych na świecznikach i tych żyjących gdzieś
skromnie w ukryciu. Możemy zanurzać całe państwa, rządy, organizacje,
stowarzyszenia; tych, którzy mają jakiś wpływ na losy ludzkości. Czemu tego nie
robimy? To jest lekarstwo dla ziemi! Przyjmujemy Komunię św., samego Boga, w
tak wielkiej bliskości Boga jesteśmy! Przecież wtedy, mając Boga w sobie możemy
całą ziemię ofiarować Bogu, wszystkich ludzi, bo On jest w nas, nie ucieknie, a
my mamy możliwość – ratować dusze!
Woda ze Źródełka z Lourdes, czy z innych
miejsc jest tylko znakiem, ale moc jest w Bogu. Bóg tę moc składa w naszych
dłoniach, w naszych sercach. To prawda, człowiek jest słaby, potrzebuje
widzialnego znaku, kropli, która padnie na niego konkretnie. Ale uwierzmy, że i
bez wody, bez kropli, która spadnie bezpośrednio na nas, otrzymujemy od Boga
moc – moc miłosierdzia, moc miłości. On daje to naszym duszom, naszym sercom.
Otrzymujemy takie możliwości, by przyczyniać się do uzdrowienia dusz.
Korzystajmy z tego! To prawda, gdy się jest w miejscu objawienia, człowiekowi
łatwiej jest otworzyć serce. Łaska, która towarzyszy temu miejscu ułatwia
człowiekowi otwarcie się. Ale to nie znaczy, że ten, kto nigdy takiego miejsca
nie odwiedził, nie dozna łaski. To by świadczyło przeciwko Bożej miłości. Ileż
było świętych dusz zamkniętych w klasztorach, które nie odwiedziły ani jednego
świętego miejsca, a które nie zmarnowały Bożej łaski i przyczyniły się – i
przyczyniają się nadal będąc w Niebie – do ratowania dusz. 
Złóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy o
zrozumienie: 
- Na czym ma
polegać nasza modlitwa, nasze ofiarowanie? 
- Czym jest
zdrowie duchowe i fizyczne?
- O co prosić
każdego dnia?
- Jakich
dokonywać wyborów?
- W jaki sposób
uczestniczyć w Bożym Dziele Zbawczym?
Niech sam Bóg przekonuje nasze
serca i niech je uzdrawia. 
 
 
Modlitwa
 
Jezu mój!
Dziękuję Ci, że przyszedłeś do mnie, że mogę gościć Cię w moim sercu, że
przychodzisz pomimo moich słabości, pomimo mojej niewiary, pomimo braku
ufności, pomimo tego, czym jestem. A jestem, Jezu, strasznie małą duszą. Dzięki
Twojej łasce doświadczam ogromnej swojej małości. Uświadamiasz mi nędzę, jaką
jestem. Zdaję sobie, Jezu, sprawę z tego, że nie mam żadnych sił, że nie
potrafię się modlić, że cokolwiek robię realizuję tylko swoją próżność, swój
egoizm i pychę. Mój Boże, jestem ślepa i głucha. Nie widzę, nie doceniam Twojej
miłości, trudno mi wierzyć w Twoje miłosierdzie, a ciągłe upadki po prostu mnie
załamują, zniechęcają. Jakieś poważniejsze wydarzenia w moim życiu udowadniają
tylko, że nie żyję Tobą, że nie Ty jesteś najważniejszy, nie Tobie zawierzyłam
swoje życie.
Potrzebuję,
Jezu, Ciebie do wszystkiego, aby zaufać, aby uwierzyć, aby przyjąć miłość, aby
żyć miłością, by wszystko Tobie oddać, dla Ciebie żyć. Potrzebuję Ciebie, Jezu,
do mojej codzienności, do każdej czynności, do obowiązków, do moich relacji z
ludźmi. Wszędzie potrzebuję Ciebie, bo sama sobie nie poradzę, Jezu; bo sama
zdolna tylko jestem do upadków. A Ty, Jezu, taką słabą duszę, takie zupełne
„nic” wzywasz, powołujesz, obdarzasz, a hojność Twoja nie zna granic. Pojąć nie
mogę, Boże, tego obdarowania, pojąć nie mogę tej miłości. Wszystkie dary i
łaski Twoje mogę jedynie zmarnować, bo tylko do tego jestem zdolna, jeśli mnie
nie wspomożesz, Jezu.
Panie mój!
Tylko, gdy patrzę na Krzyż, tylko wtedy nabieram ufności w Twoją miłość do
mnie. Tylko wtedy, gdy patrzę na Krzyż mam odwagę zwracać się do Ciebie. Tylko
wtedy, gdy patrzę na Krzyż, Jezu, zaczynam wierzyć, że to całe obdarowanie, te
wszystkie łaski dane są i dla mnie tylko dlatego, że kochasz. Tylko wtedy, gdy
patrzę na Krzyż Jezu, mogę przyjąć Twoją miłość, mogę w nią wierzyć i mogę
starać się podejmować tę miłość w swojej codzienności, choć nie posiadam
żadnych sił, by kochać. Twój Krzyż, Jezu, upoważnia mnie do tego, przekonuje.
Gdyby nie Twój Krzyż, Jezu, nie potrafiłabym uwierzyć w miłość.
Jednocześnie
dzięki Twemu Krzyżowi zaczynam ufać i widzieć sens w moim krzyżu. Dopiero
widząc Twój Krzyż i Twoją miłość do mnie, cały sens Krzyża, zaczynam rozumieć
moje powołanie. Bez Twojego Krzyża nic bym nie zrozumiała, a już na pewno nie
godziłabym się na mój krzyż. A jednak, Jezu mój, skoro Twój Krzyż przekonuje
mnie o miłości, przyciąga mnie i daje szczęście, skoro Twój Krzyż wprowadza w
moją duszę pokój, poczucie bezpieczeństwa, to ufam, że jeśli i ja będę starała
się na miarę swoich możliwości -tak małych, tak marnych, właściwie żadnych –
podejmować swoją codzienność, te drobiazgi (bo tylko one są na moją miarę), to
jakaś dusza też uwierzy w Twoją miłość. I łaski będą spływać na inne dusze. To
moje ofiarowanie się ma sens. Niepojęte, Jezu! Taka mała dusza, takie „nic”,
poprzez takie „nic” realizowane w swoim życiu, może uczestniczyć w Twoim
dziele. To niepojęte! Ty, to moje „nic” łączysz ze swoim Krzyżem i to moje
„nic” dzięki Twojemu Krzyżowi ma tak wielką moc zbawczą. Moje „nic” z Twoim
„wszystko” na Krzyżu ratuje dusze, może uratować cały świat. 
Panie mój! Mój
umysł nie potrafi tego pojąć, jedynie moje serce to czuje. Oddaję się Tobie, a
Ty przekonuj dalej moje serce i Ty je poprowadź! Ty czyń wszystko w nim, czyń,
co zechcesz. 
 
***
Przy Tobie
Jezu wszystko jest takie oczywiste. Dotykasz serca, sprawiasz, że zaczyna
inaczej odczuwać, rozumieć, pragnąć. Jesteś tak blisko. W duszę wstępuje
jasność, pewność, wiara, ufność. Jednak Jezu, gdy pomyślę o swoich obowiązkach,
o swoich bliskich, o znajomych, o świecie tak innym od tego, co tutaj
doświadczam, lękam się, że nie jestem w stanie wytrwać w tym, co pragnę teraz i
co postanawiam. Znowu odczuwam swoją słabość i znowu, Jezu, powracają niepokoje
i niepewności. Proszę, abyś moje serce upewnił na tej drodze, umocnił, wlał
pewność. Proszę, abyś przekonywał mnie nieustannie, że to jest właśnie moja
droga, że takie ma być rozumienie tej drogi. 
- Dodawaj mi
sił, wytrwałości. 
- Pomagaj mi
przełamywać całą siebie, rezygnować z siebie na rzecz innych. 
- Pomagaj mi
uśmiechać się, chociaż w sercu może być smutek, czy żal, czy jakaś rana.
- Pomagaj mi
milczeć, choć chciałoby się coś powiedzieć. 
- Pomagaj mi
dokonywać właściwych wyborów.
- Pomagaj mi
słuchać Ciebie, nasłuchiwać w swoim sercu, a potem czynić to, co usłyszę.
- Pomagaj mi
Jezu, bo jestem najmniejsza z najmniejszych, bo jestem najsłabsza. 
A tym najmniejszym przecież się
najwięcej pomaga. Ufam Ci Jezu! Proszę, pobłogosław nas!
 
Refleksja
 
Patrząc na różne
objawienia zawsze starajmy się wnikać w głąb, by widzieć w nich nie tylko to,
co dla siebie znajdujemy, ale
- by zobaczyć w
nich niezwykłą Bożą miłość obejmującą cały Kościół, wszystkie dusze, 
- by zrozumieć
głębszy sens przesłania, jakie Bóg w tym objawieniu daje, 
- by odpowiedzieć
na tę głębię, by jej nie spłycać, 
- by nie być
egoistą myślącym tylko o sobie i swoich problemach, 
- by
zatroszczyć się o Kościół, w którym żyją dusze, w którym znajdują życie dusze,
w którym znajdują całe bogactwo dla swoich dusz, który jest Matką, który jest
cudownym, płodnym łonem, a na tym łonie rodzą się Święci. Bez Kościoła to jest
niemożliwe. 
Na tej drodze błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Amen.


<-- Powrót