Rozważania

Nr. 28  Usposabiajmy serca na czas Wielkiego Postu. Dni skupienia w Gietrzwałdzie

Wprowadzenie
 
Bóg obdarza nas miłością. Te słowa
jakże często dusze traktują jako coś, co im spowszedniało lub też jako coś, co
jest oczywiste i im się należy. A trzeba przecież otworzyć serce i zachwycić
się Bogiem, zachwycić się Jego miłością. Trzeba każdego ranka wstać i będąc jakby
nowo narodzonym, spojrzeć na Boga i zobaczyć od nowa tę miłość. 
Kiedy
małżonkowie żyją ze sobą przez wiele lat
, często zapominają o pierwszych
miesiącach zauroczenia, o pierwszym, drugim roku małżeństwa, kiedy z radością
patrzyli na siebie, kiedy tęsknili za sobą, chociażby rozstanie trwało krótko;
kiedy robili sobie nawzajem niespodzianki; kiedy odkrywali w sobie różne piękne
rzeczy i sprawy. Widzieli w sobie piękno. Wszystko mogło być powodem ich
zachwytu. Inni tego piękna nie widzieli, ale oni w sobie to piękno zobaczyli,
bo miłość dała im takie oczy. Ale często zdarza się tak, że po wielu latach małżeństwa
już nie ma zachwytów i niespodzianek. Raczej dostrzega się brzydotę i słabości,
raczej myśli się o trudach życia. A przecież miłość w pierwszych miesiącach i
latach uskrzydlała małżonków, sprawiała, że te same trudy nie były tak ciężkie,
bo nie były tak ważne; ważna była miłość. 
Dusza, która oddała siebie Bogu, która
zawierzyła Mu swoje życie,
która już pewien czas idzie drogą miłości
oblubieńczej, drogą oddania, ofiarowania siebie Bogu, narażona jest właśnie na
taki sposób patrzenia na siebie i swoją drogę, jak to ma miejsce w wielu
dojrzałych małżeństwach. Często dusza taka zaczyna doświadczać zniechęcenia,
zmęczenia. Nie podejmuje wysiłków, by niejako odświeżyć miłość, by znowu miłość
uskrzydlała, by znowu zachwycić się nią i zachwycić się Oblubieńcem. Dusza na
swej drodze nie idzie naprzód, ale się cofa; nie unosi się do góry, ale schodzi
na dół; nie doskonali się, ale zaczyna się jej wręcz degradacja – traci to, co
uzyskała. Stan takiej duszy może nawet stawać się coraz gorszy; gorszy od tego,
który był na początku drogi, kiedy dusza dopiero zaczynała poznawać Boga. 
Toteż dzisiaj
zwrócimy uwagę na to, że:
 
- miłość Boża
nie zmniejszyła się, 
- Jego łaski
nie przestały płynąć, 
- Jego moc nie
przestała działać. 
- to tylko dusza nieco się zmęczyła, zaniechała pewne sprawy, dała sobie
folgę, nie trzymała się w pewnej dyscyplinie. 
Dusza traci. A właśnie na drodze, kiedy
ona zaczyna iść wolniej, kiedy poddaje się pewnym trudnościom i zniechęceniu, BÓG
PRAGNIE JEJ DAĆ PIEKNIEJSZE ŁASKI, większe. Pozwala, by dusza doświadczyła
pewnych trudności czy też przeciwności po to, by ją przygotować na następny
etap jej życia – piękniejszy, bogatszy, ale też wymagający od niej pewnej
doskonałości. Jeśli ona nie ulegnie zniechęceniom i trudnościom, jeśli otrząśnie
się z pewnego marazmu i znowu zapragnie zapłonąć pierwszą miłością i zachwycić
się nią, może doświadczyć nowego stopnia, nowego etapu; MOŻE ZACZĄĆ NIEJAKO
NOWE ŻYCIE – życie, w którym Bóg będzie udzielał jej większych łask, bardziej
zbliżających ją do Boga; łask, które będą prowadzić ją ku zjednoczeniu z
Bogiem. 
Pozostało niewiele czasu do Wielkiego
Postu.
Zazwyczaj dusze dopiero w trakcie Wielkiego Postu orientują się, że
już on jakiś czas trwa. A nieraz dopiero przed samym Triduum widzą, że stracili
bardzo cenny czas. MY POSTARAJMY SIĘ ZROBIĆ INACZEJ. Czas Wielkiego Postu ma
być; 
- czasem naszego wchodzenia na kolejny etap – wyższy poziom; 
- czasem
wielkiego ubogacania się duszy. 
Jednak trzeba być bardzo czujnym,
gotowym, by rzeczywiście w momencie, kiedy rozpoczynać się będzie ten czas nie
być jeszcze półśpiącym. 
Więc już dzisiaj będziemy starali się
obudzić, aby powrócić do miłości swego życia, 
- aby serce
znowu mocniej zabiło, 
- by patrząc na
Boga zachwyciło się Jego miłością, 
- aby ten zachwyt
był świeży, prawdziwy, 
- aby pociągnął
serce, które wstanie z letargu; 
- abyśmy
wyjeżdżając z Gietrzwałdu, wyjeżdżali z pragnieniem oczekiwania na czas
Wielkiego Postu, wręcz z niecierpliwością, kiedy on nastanie i co też Bóg na
ten czas przygotował; 
- abyśmy
czekali z miłością na swego Oblubieńca, by zjednoczyć się z Nim w miłości, 
- by z tego
zjednoczenia wypłynęła na świat miłość i miłosierdzie, 
- by dusze
obudzone zapragnęły służyć Bogu, służyć z miłości, 
- by to
pragnienie służby było wielkie, 
- by całe serce
aż do bólu pragnęło służyć. 
Na czas
budzenia się serc błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
  
Kazanie
 
Na początek pewne porównanie, abyśmy lepiej
zrozumieli to, czego Bóg oczekuje od każdej duszy.
Otóż, dwoje zakochanych
na początku zakochania żyją miłością, żyją uczuciem. Tęsknią za sobą, pragną ze
sobą spędzać dużo czasu; gdy są od siebie z dala, nieustannie myślą o sobie,
ciągle odkrywają piękno w drugiej osobie, robią sobie nawzajem niespodzianki.
Patrzą przez pryzmat miłości, dlatego widzą piękno w drugiej osobie. To, co
ktoś z boku widzi jako rzecz normalną, oni patrząc miłością zauważają jako coś
zachwycającego, coś pięknego, coś dobrego. Początek małżeństwa podobnie
wygląda: małżonkowie są w sobie zakochani. Trudy życia, jakie się pojawiają nie
są takim ciężarem dla nich, ponieważ oni żyją miłością, miłość jest wtedy dla
nich jeszcze najważniejsza. I mówią sobie: obyśmy się tylko kochali, wszystko
inne jest mniej ważne. 
Spójrzmy na
małżeństwa, które mają już dłuższy staż.
Jakże często jest jakiś smutek w tych
małżeństwach. Nie ma uniesienia, zachwytu, spostrzegania piękna w drugim
małżonku, nie ma niespodzianek, czekania na siebie nawzajem z tęsknotą, z
niecierpliwością; nie ma radości, kiedy można coś zrobić dla drugiej osoby.
Gdzieś ta miłość się zapodziała, to znaczy niby się kochają, są małżeństwem,
wydaje się, że nawet dobrym, nie kłócą się ze sobą, jednak nie ma w tym
małżeństwie już świeżości miłości. 
Przytoczony został ten obraz po to, aby
uzmysłowić sobie, iż na drodze wiary może dziać się podobnie.
Dusze najmniejsze
wielokrotnie powierzały swoje życie Bogu. Bóg używa wobec waszych dusz również
miana: oblubienice. Kiedy słuchaliśmy słów o miłości oblubieńczej, kiedy Bóg
wyznawał nam swoją miłość, kiedy słyszeliśmy takie słowa pierwszy raz, kiedy
Bóg udzielił nam łaski spotkania duszy z Nim, wtedy zachwycaliśmy się Bogiem,
Jego miłością i wtedy pragnęliśmy bardzo Go kochać. Te pierwsze dni, tygodnie,
nawet miesiące przebywania chociażby we wspólnocie i spotykania się z Bogiem w
charakterze wręcz intymnym, kiedy On bezpośrednio do serca przemawiał i przekonywał
o swojej miłości, żyliśmy w zachwycie, w wielkim pragnieniu ciągłego
przebywania z Nim. To były pierwsze zachwyty, pierwsza świeża miłość. 
Jednak na drodze życia we wspólnocie w
pewnym momencie pojawia się swego rodzaju szarzyzna,
kiedy już poznaliśmy w
jakimś stopniu tę miłość, kiedy po raz kolejny słyszymy podobne słowa o miłości
Boga, kiedy nam się to troszeczkę osłuchało. Można zauważyć, że już nie ma
takiej siły, by znowu się zachwycić, znowu się zachłysnąć, znowu z
niecierpliwością czekać. Okazuje się, że trudy codzienności mają swój ciężar.
Nieraz ten ciężar nieco nas do ziemi przytłacza, nieco nas pochyla ku ziemi, a
słowa o miłości stają się zwyczajne – stajemy się „starym małżeństwem”, gdzie
nie bardzo się już chce zachwycić, gdzie nie bardzo już się dostrzega piękno,
chociaż, gdy się myśli o latach młodości – człowiek tak troszeczkę zatęskni.
Może by i się chciało powrócić do pierwszej miłości, do porywów, do chwil,
kiedy biegło się na spotkanie z ukochaną czy z ukochanym, kiedy cieszyła
maleńka stokrotka, a teraz i cały bukiet jakoś tak nie bardzo.
Na drodze duszy, która jest przez Boga powołana do życia w większej bliskości
z Nim,
a więc na drodze życia również duszy maleńkiej, są pewne etapy: 
- dusza poznaje
miłość, 
- zachwyca się,
zachłystuje się tą miłością, 
- żyje nią, 
- potem nieco
skrzydła opadają, 
- przychodzi
codzienność, 
- trochę się
zapomina. 
Jednak dobrze jest zdawać sobie sprawę,
że każdy etap czemuś służy,
każdy etap jest swego rodzaju przygotowaniem do
następnego i każdy etap należy przejść, aby można było wejść do następnego. Z
tym, że jakość przechodzenia też jest ważna. To tak, jak ze stopniami – można
podnieść nogę, ale nie wejść na następny stopień, a można nogę tak podnieść,
żeby na kolejny stopień wejść. Ale stopnie mogą być różne. Nieraz stopień jest
bardzo wysoki, okazuje się, że nie posiada on 20 czy 30 cm, ale może posiadać
wysokość 1 m i nie zawsze chce się tak wysoko, na metr podnieść nogę. Nieraz
zdarza się tak, że dusze ulegają zniechęceniom, ulegają zmęczeniu i nie
podejmują wysiłku, aby przejść dany etap, aby na nowo swoje serce otworzyć na
miłość, aby wzbudzić w sobie na nowo żywy płomień – życie, które będzie
porywało duszę do pewnych działań, by spotkać się z Bogiem. 
Każdy z nas doświadczył już takiego etapu,
kiedy już modlitwa nie płynie z taką łatwością, kiedy już nie biegnie się tak
lekko i z taką radością na Mszę św., kiedy odczuwa się zmęczenie i myśli się:
no, jak raz się nie pójdzie, to przecież się nic nie stanie; kiedy okazuje się,
że zmęczenie jest tak duże, że jednak lepiej zostać w domu. Każdy tego
doświadcza, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że jeśli nie będzie się stale podejmowało
wysiłku, aby mimo wszystko wytrwać, to człowiek po prostu zamiast iść po
stopniach w górę, przymierza się do zejścia stopień w dół. Już gdzieś tam stopą
maca, gdzie znajduje się niższy stopień ze względu na wygodę, na zmęczenie, na
zniechęcenie, na trudności; na to, że trzeba znowu jakiś wysiłek podjąć. Bóg
poprzez ten etap – trudności, zniechęcenie – pragnie przygotować duszę do
czegoś lepszego, do czegoś wspanialszego. Ale żeby dusza mogła zakosztować tego
czegoś lepszego, doskonalszego, a więc by mogła bardziej zbliżyć się do Boga,
ona musi być w jakimś stopniu uformowana. Lenistwo i zniechęcenie jej nie
uformuje. Na pewno nie uformuje jej siedzenie i czekanie nie wiadomo na co.
Duszę formuje:
- czujność, 
- pewna
samodyscyplina, 
- wysiłek, 
- trud, 
- praca, 
- wysiłek,
który dusza podejmuje, aby samą siebie przezwyciężyć, aby pokonać samą siebie,
aby przełamać się, aby zrezygnować z siebie, wyrzec się siebie.
To formuje duszę i to najlepiej
przygotowuje do kolejnego stopnia. Im etap jest piękniejszy, im większe
łaski Bóg szykuje, im zbliżenie do Boga ma być większe, tym wyższy stopień, a
więc trzeba podnieść wyżej nogę, czyli potrzeba większego wysiłku,
samozaparcia, wytrwałości.
Dlaczego teraz mówimy o tym etapie,
kiedy niektórzy z nas wcale nie czują się na takim etapie. Niedawno
przeżywaliśmy jeszcze ponowne ofiarowanie się Bogu, mówiliśmy o miłości
oblubieńczej i dusze otwierały się na tę miłość. Jeszcze niektórzy z was
pamiętają, żyją tym i pragną tego. A tutaj mówimy o etapie zniechęcenia, który
wymaga samozaparcia i wytrwałości. Mówimy dlatego, aby nie uśpić czujności,
bowiem niedługo zbliża się rzeczywiście ETAP WSPANIAŁYCH ŁASK, czas bardzo
ważny dla duszy, która jest oblubienicą Boga; czas, który jeśli będzie dobrze
wykorzystany, będzie wielkim bogactwem dla duszy, będzie prawdziwie
zbliżał duszę do Boga przemieniając ją w miłość – to czas Wielkiego Postu.
Mówimy teraz o czujności, aby nie okazało się to, co okazuje się w wielu
duszach, a mianowicie budzą się one dopiero w połowie Wielkiego Postu lub też
gdzieś w okolicach Triduum i naraz zdają sobie sprawę, że stracili sporo czasu,
że przecież jest Wielki Post, a one na przykład nie podjęły postanowienia, nie
żyły, nie uczestniczyły w Drodze Krzyżowej, nie rozważały Męki Pana Jezusa, a można
to było robić. 
Do każdego etapu trzeba się przygotować,
do Wielkiego Postu również.
Oczywiście, Wielki Post jest przygotowaniem do
Triduum i do przeżywania Wielkiej Nocy, ale dla duszy, która trochę więcej
rozumie i która żyje już w pewnej bliskości Boga, dla której Jezus Ukrzyżowany
jest Miłością i która rzeczywiście pragnie żyć w przytuleniu do Krzyża, cały
Wielki Post jest ważnym. Dlatego dzisiaj staramy się obudzić i na nowo
przygotować serca do przeżywania kolejnego etapu. 
W jaki sposób należy przygotowywać się do
Wielkiego Postu?
Do tej pory właściwie dopiero w okresie Wielkiego Postu
przygotowywaliśmy się do Triduum. Otóż powróćmy do porównania pierwszej
miłości, pierwszego zachwytu, do miłości między narzeczonymi i pierwszych lat
życia małżeństwa. Trzeba odświeżyć w sobie miłość: 
- by na nowo
zachwycić się miłością Boga; 
- by znowu
miłość nas uskrzydlała;
- byśmy na
skrzydłach tej miłości biegli każdego dnia na spotkanie z Jezusem
Eucharystycznym;
- by z wielką
niecierpliwością czekać aż do chwili, kiedy będzie można uklęknąć pod Krzyżem i
przytulić się do Jezusa;
- tak zachwycić
się Bożą miłością, by wszystko czynić i zorganizować sobie czas, by również
znaleźć go na spotkanie ze Słowem – żywym Bogiem w Słowie;
- tak zachwycić
się tą miłością, by na nowo we wszystkim doświadczać Obecności Boga, a więc
również przeżywać tę Obecność w Piśmie Świętym poprzez sam dotyk, już nie tylko
czytanie; żeby spojrzenie na Pismo Święte, wzięcie w ręce Słowa Bożego już
poruszało nasze dusze, które będą doświadczać Obecności Boga i Jego miłości;
- tak poruszyć
swoje serce, swoją miłość, by wystarczył dotyk różańca za cały odmówiony, by
serce tak zabiło, tak kochało, by zatonęło w Bogu;
- by tak
zapłonąć, aby pragnąć Boga nieustannie, by tęsknić za Nim nieustannie, by
wychodząc z Kościoła już tęsknić za następną Komunią św., by przebywać z Nim
nieustannie; z Nim, który mieszka w duszy;
- tak otworzyć
się na miłość, by w swoim sercu zobaczyć, jak Jezus Eucharystyczny, Święta
Hostia zniża się do nas i w sposób duchowy możemy ją przyjąć w każdym momencie,
kiedy tego zapragniemy i by było to żywe, autentyczne przeżycie.
Jeśli o to będziemy się starali, nasze
serca zapłoną miłością i gdy rozpocznie się Wielki Post,
wejdą w ten czas
płonąc wielkim ogniem miłości. A płonąc tak wielką miłością będą mogły od razu
wejść w samą istotę Wielkiego Postu i od razu jednoczyć się z Jezusem
Ukrzyżowanym. 
W każdym z nas są pokłady takiej miłości.
To nie nasza zasługa ani praca. Bóg w nas składa swoją miłość, w nas mieszka
Bóg. Od momentu Chrztu św. staliśmy się świętym mieszkaniem Boga. Bóg złożył w
nas swoje dary. Mamy w pełni uczestnictwo w życiu Kościoła, we wszystkim, co
jest w Kościele. A życiem i pełnią Kościoła jest Bóg i wszystko, co Jego
stanowi, a więc i miłość. Kościół każdemu ze swoich członków z tej pełni użycza
wszystkiego. BÓG ZAMIESZKUJE W NAS, UDZIELA NAM SWOJEJ MIŁOŚCI. Kościół,
którego jesteśmy członkami, który tworzymy użycza nam tej miłości. 
Przyjmujemy
Jezusa w Eucharystii – przyjmujemy Miłość. 
Klękamy pod
Krzyżem – spływa na nas miłość. 
Dotykamy Pisma
Świętego, karmimy się Słowem – miłość.
Korzystamy z różnych
Sakramentów – otrzymujemy miłość. 
W nas jest miłość, w nas jest
tyle łask, tyle darów, że gdyby Bóg objawił nam w tym momencie wszystkie łaski
i dary, jakie otrzymaliśmy od Niego i jakie jeszcze otrzymamy, zadrżelibyśmy
przed tą wielkością, z zachwytu stracilibyśmy głos.
Co robić, aby wydobyć z siebie, choć trochę
tych darów i korzystać?
STANĄĆ PRZED BOGIEM W POKORZE, w świadomości tego,
kim się jest. A jest się maleńką duszą, duszą słabą, która sama nic nie może,
ale która może wszystko w Tym, który jest w niej, który w niej zamieszkuje. 
Więc: 
- pokornie
prosić, aby Bóg poruszył serce, aby choć pojawiła się jedna iskierka miłości w
nim, od tej jednej zapłonie cały ogień;
- prosić, by
Bóg rozpalił duszę miłością;
- prosić, by
zapłonęła na nowo, by to była miłość nowa, świeża; miłość, która będzie porywać
serce do zachwytu nad Bogiem; miłość, która będzie uskrzydlać, która będzie
unosić was ponad wszelkie trudy i przeciwności, ponad codzienność; która
sprawi, że będziemy mieli inne spojrzenie na wszystko; że to spojrzenie będzie
bliższe spojrzeniu Boga, będzie z perspektywy miłości;
- prośmy, by ta
miłość wprowadziła nas w kolejny etap – w Wielki Post; by pomogła nam przemóc
wszelkie niepewności, wątpliwości, obawy; by ta miłość pomogła nam mieć
właściwe spojrzenie i właściwą ocenę wszystkiego;
- prośmy, by odnowiła
się w was miłość, byśmy na nowo pokochali Boga miłością oblubieńczą, ale też
miłością dziecka;
- prośmy, by ta
miłość była pełna prostoty, dziecięcej ufności, by była pełna wiary, zaufania,
pokory, uniżenia, by była pełna zdania się na Boga, ofiarowania się Mu, oddania
Mu wszystkiego;
- prośmy, by
była pełna czułości, byśmy mieli relację do Boga osobowego, byśmy na nowo
spotkali się z Nim, by to nie była Postać żyjąca gdzieś w odległości od nas,
ale rzeczywiście by to była Osoba; by to był Duch, który dotknie nas, poruszy i
napełni. 
Nie myślmy, że jeszcze jest sporo czasu do
Wielkiego Postu.
Spójrzmy na to inaczej. Pan Bóg daje ten czas, aby go
dobrze wykorzystać. Potrzebujemy właśnie tyle czasu, by się przygotować,
potrzeba każdej sekundy. Pan Bóg dokładnie wie, ile potrzebujemy czasu, aby
przygotować się do Wielkiego Postu. Gdybyśmy potrzebowali mniej, mówiłby wam o
tym za tydzień, a może we wtorek przed Środą Popielcową. Skoro mówi teraz, to
znaczy, że potrzeba właśnie tyle czasu i że każda sekunda w tym czasie jest
bardzo potrzebna, bardzo ważna. Być może jeszcze trzeba się będzie nieco
natrudzić, pokonać trochę przeciwności, aby tą miłością zapłonąć.
Złóżmy swoje serca na Ołtarzu, prosząc
o osobiste spotkanie z Bogiem
, o spotkanie sam na sam, gdzie jest tylko Bóg i
dusza, a jedynym świadkiem jest miłość, i w tej miłości już nie potrzeba słów.
Miłość wszystko wypowiada, a dusza znika w Bogu, w pełni szczęścia. 
 
Dziękczynienie
 
Uwielbiam
Ciebie, Miłości mojego serca! Uwielbiam Ciebie, Panie mój! Ty, który
przychodzisz do mnie i w tak cudowny sposób dotykasz mojej duszy – uwielbiam
Ciebie!
Dziękuję Ci
Jezu, że przekonujesz mnie o Twojej miłości, sprawiasz, że moje serce czuje się
tą miłością otulone, doznaje wzruszenia, bowiem moja dusza jest wywyższona
przez sam fakt Twego przyjścia do mnie, wywyższona Twoją miłością, wywyższona
Twoim Krzyżem i śmiercią na Krzyżu za mnie. Kiedy przychodzisz, Jezu, do mej
duszy, całe Niebo schodzi. Staję się najbogatsza na świecie. Niczym są bogactwa
ziemi wobec Ciebie. Kiedy przychodzisz dajesz łaskę, by moja dusza
doświadczyła, iż jest szczególnie przez Ciebie umiłowaną, i że obdarzasz ją
szczególną miłością, wybraństwem, że dajesz wszystko ku realizacji tego
wybraństwa. Pokazujesz mi Jezu, że choć to droga maleńkiej miłości, droga
maleńkich dusz, to prowadzi ona do świętości. Abym nie przeraziła się, od razu
zapewniasz mnie, że moją świętością będziesz Ty, że Ty jesteś wszystkim dla
mojej małej biednej duszy.
Ty jesteś Mocą!
Ty jesteś Miłością! 
Ty jesteś Pokojem!
Wytrwałością!
Ty jesteś Świętością! 
Tak
obdarowana, nie wiem już Panie, jak mam Ci odpowiedzieć. Ty wiesz, co dzieje
się w sercu. Dusza tak mała może tylko ronić łzy z wielkiego wzruszenia. Cała
oddaję się Tobie, a Ty czyń we mnie swoją wolę. Pragnę tylko wyśpiewywać Ci
chwałę przez wieczność; przez wieczność pragnę Ci dziękować i Ciebie wielbić.
Pragnę, aby moja dusza mogła wraz z innymi duszami uwielbiać Ciebie w Niebie.
 
 
Adoracja Najświętszego Sakramentu  (1)
 
Mój Jezu!
Dziękuję Ci, że przyprowadziłeś mnie tutaj i że pozwalasz mi razem z całą
wspólnotą trwać przed Tobą. Jak ważne jest to, że możemy być razem przed Tobą,
bowiem, gdy jesteśmy razem Ty w sposób szczególny rozlewasz swoje łaski na nas.
Każdy z nas jest darem dla pozostałych, bo poprzez każdą duszę udzielasz
różnych łask i każdy staje się uczestnikiem wszystkich łask. Ta świadomość Jezu
budzi wielką nadzieję, że nawet taka mała dusza jak moja. dzięki wspólnej
modlitwie wszystkich otrzymuje niezwykłe łaski, otrzymuje o wiele więcej niż
otrzymałaby, gdyby modliła się sama. Doświadczam tego Jezu za każdym razem,
kiedy modlimy się wspólnie, moje serce doświadcza tego bardzo mocno. 
Więc, dziękuję
Ci, że przyprowadziłeś mnie tutaj, gdzie cała wspólnota spotyka się z Tobą, że
dołączyłeś mnie do tej wspólnoty i że razem z nią mogę przeżywać kolejne dni,
tygodnie roku liturgicznego w Kościele i że to bogactwo Kościoła poprzez
wspólnotę staje się też moim. Pragnę Ci dziękować Jezu, pragnę Ciebie
uwielbiać! Proszę, udziel swojego Ducha, byśmy mogli razem – wszyscy razem
wspierając siebie nawzajem, nasze dusze – uwielbić Ciebie, otwierając się
jeszcze bardziej na niezwykłe doświadczenie miłości. Udziel nam swojego Ducha,
abyśmy obudzili serca. Nasze serca trochę przysnęły. A miłość Twoja, wybacz
nam, o której tak często słyszymy, stała się nam powszednią. Trochę zaczęliśmy
ją traktować tak, jakby się nam należała. 
Więc podczas
tej Adoracji obudź nas, daj swego Ducha i spraw, byśmy na nowo zobaczyli Twoją
miłość, na nowo ją przyjęli i na nowo nią zapłonęli. Ożyw nas! Rozpal nas!
Przyjdź Duchu Święty!
 
***
Moja Miłości!
Otwierasz przede mną nowe przestrzenie, otwierasz przede mną nowy świat, nowe
doznania. Zapraszasz do swojego Serca, w którym doświadczam zupełnie innego
wymiaru, w którym zupełnie inaczej przeżywam i Ciebie, i siebie. Sprawiasz
Jezu, że poznaję coraz głębiej samą siebie. Widzę coraz jaśniej, kim jestem. A
to, co widzę czasem mnie nawet przeraża, tak bardzo jasno widzę swoje słabości,
tak bardzo jasno widzę, kim jestem wobec Ciebie. Jednocześnie Jezu, zaczynam
coraz lepiej poznawać Twoją miłość. Im bardziej poznaję, tym bardziej w coraz
większy zachwyt wpadam; im bardziej poznaję, tym bardziej wiem, że moje
poznanie jest marne, jest niczym wobec tego, jaka jest Twoja miłość. To
zadziwiające, Jezu! Znając tak mało, choć poznaję coraz więcej, mam świadomość
o wiele większej Twojej miłości; świadomość jej wielkości, nieskończoności, jej
piękna, jej mocy, choć wiem, że moje poznanie jest tak marne i tak słabe. 
Udzielasz się,
Jezu, mojej duszy. To kolejny powód do zachwytu, bo przecież, aby się udzielić
mojej duszy, musisz pochylić się, bo jestem najmniejsza. Spośród wielu dusz
wypatrzyłeś właśnie mnie i właśnie do mnie się schyliłeś. Tak rzadko zauważa
się maleńkie polne kwiatki. Od razu widzi się duże, wysokie: lilie, róże, widzi
się słoneczniki, ale tych małych, których nawet nazw nie znam, tych drobnych
nie zauważa się. A jednak Ty właśnie na te drobne zwracasz uwagę i nad każdą
maleńką duszą pochylasz się z wielką czułością, niczym nad małym kwiatkiem i z
wielką delikatnością traktujesz każdą duszę. Jak to dobrze Jezu, że jestem
małą. Gdybym była lilią, różą albo słonecznikiem nie zauważyłbyś mnie. Ale
skoro jestem tak maleńka niczym stokrotka, niezapominajka, czy fiołek polny, to
od razu pochyliłeś się i dotknąłeś mnie. Przesadź mnie Jezu do swojego ogrodu.
Tak bym chciała móc rosnąć w Twoim ogrodzie. Wiem, że w tym ogrodzie jest pełno
pięknych kwiatów – są same piękne kwiaty – święte dusze – ale przyznaj, że
wśród nich tak pięknych i wspaniałych nie masz jeszcze najmniejszego kwiatka,
bo masz wszystko, co piękne, wspaniałe i wielkie. Taki mały drobny kwiatek
przyda Ci się w ogrodzie. 
Dotykasz mego
serca miłością, miłością czułą, delikatną; miłością tak cudowną, że nie da się
tego wyrazić słowami, a wszelkie porównania Jezu, owszem w jakimś stopniu
oddają Twoją miłość, ale tylko w pewnym stopniu. Ona jest ponad wszelkie
porównania, ona nie daje się ująć w tak sztywne ramy. Żadne cuda natury nie
oddają jej piękna, choć te cuda stworzone są przez Ciebie i chociaż
odzwierciedlają Twoje piękno, to jednak – Panie mój – Twoja miłość jest
piękniejsza, tak jak Ty jesteś piękniejszy od wszystkich cudów natury. 
Spójrz na swój
kwiatek Jezu, na maleńką duszę. Twój dotyk sprawił, że w tej maleńkiej duszy
rozbudziło się wielkie pragnienie miłości. Sprawiłeś, że poczułam tę miłość i
zapragnęłam kochać Ciebie tak samo, jak Ty mnie. Wzbudziłeś we mnie Jezu, pragnienia,
które po ludzku są niemożliwe do realizacji, ale w Tobie wszystko jest możliwe.
W Tobie możliwym jest, aby ten maleńki kwiatek swoją miłością mógł wzruszyć
Twoje Serce, by jego miłość jak woń rozchodziła się na wszystkie strony i
doszła również do Ciebie, przewyższając wszystkie inne zapachy wspaniałych
kwiatów. Być może, Jezu, to zuchwałość z mojej strony, ale ja chcę Ciebie
kochać najbardziej, najwięcej. Chcę Ciebie kochać tak, jak Ty ukochałeś mnie na
Krzyżu, a więc o sam szczyt miłości. Chcę kochać Ciebie tak, jak nikt nigdy
dotąd Cię nie kochał. Nie byłabym zdolna Jezu do tak zuchwałego pragnienia,
gdybyś Ty nie obudził mego serca i gdybyś nie wzbudził go we mnie. 
Proszę więc,
rozpalaj mnie swoją miłością! Rozpalaj mnie płomieniem miłości! Duchu Miłości,
rozpal mnie, abym płonęła cała spalając się w tej miłości, płonąc dla Ciebie!
Rozpal mnie, aby wszystko, co moje spłonęło, aby pozostała miłość, abym
przemieniła się w miłość, abym była płomieniem! Rozpal mnie, Jezu!
 
***
Jak cudowne
Jezu są chwile spędzone razem z Tobą. Moje serce zaczyna inaczej żyć. Dopiero
teraz wiem, że moje serce żyje. Kiedy dotykasz mojego serca, napełniam się
pokojem. A ten pokój jest pełen słodyczy, pełen rozkoszy, tak cudowny. Wtedy
żadna myśl nie mąci go. Nie ma myśli – jesteś Ty, jest miłość. 
Wprowadzasz
mnie, Jezu, w tak cudowny stan. Nie znam takiego świata. Ten, w którym żyję
jest pełen chaosu, pełen napięć i pośpiechu. Twój świat Jezu, jest zupełnie
inny. Moje serce wypoczywa w Tobie. Znikają wszelkie troski, znika wszystko,
czym żyję, a jesteś Ty, Twój świat, nieznane piękno, miłość, pokój. Włączasz
mnie, Jezu, do swojego życia. W jakiś zadziwiający sposób włączasz mnie, Jezu, do
swojego wnętrza. Chociaż jestem sobą, to znikam w Tobie. Cała rozpływam się w
Tobie, choć nadal przecież jestem. Ale, gdy przebywam w Tobie, jestem w pełni
szczęśliwa, spełniona, nie mam już pragnień. Ty wszystko zaspokajasz. 
Dziękuję Ci
Jezu za ten dotyk miłości, za zaproszenie do Twojego serca, za ukazanie Twojej
miłości. Wiem Jezu, że i tak to, co poznaję jest maleńkie wobec całej Twojej
rzeczywistości. Jestem zbyt mała, abyś objawił mi całego Siebie. Wiem jednak,
że te wszystkie wspaniałości, jakich jeszcze nie poznałam, wszystko to
przygotowałeś dla mnie i wszystko to w swoim czasie poznam. Myślę sobie Jezu,
że skoro jedna chwila tu na ziemi, spędzona z Tobą, daje mi takie szczęście,
takie spełnienie, taką rozkosz, to jakże cudowna będzie wieczność, gdy poznam
Ciebie twarzą w twarz? Wydaje mi się jednak Jezu, że Twoja wielkość nie do
objęcia, nieskończona, nie będzie mogła być poznana przeze mnie w całej pełni,
ale będę ją poznawać, i poznawać i jeszcze poznawać. Będziesz objawiał mi się i
objawiał, a ja stale będę się zachwycać, z każdą chwilą coraz bardziej; z każdą
chwilą widząc coraz to nowe przestrzenie. Wszystko tak cudowne i piękne dzięki
Twojej łasce, Jezu, bo Ty pochyliłeś się nad małą, biedną duszą, którą
wypatrzyłeś sobie, wybrałeś. Ale z drugiej strony – ja wiem, że tak samo
wypatrujesz i wybierasz sobie inne dusze. Twoja miłość jest tak piękna i skierowana
bezpośrednio na duszę, że wydaje mi się, że mnie szczególnie wybrałeś i
szczególnie umiłowałeś. Tym szczególnym wybraństwem i szczególnym umiłowaniem
obdarzasz każdą. Jakże pragnę się otworzyć na Twoją miłość! 
Znasz mnie
Jezu. Nie ma we mnie za grosz wytrwałości, sama słabość i nic więcej, a
chciałabym, Jezu płonąć nieustannie, cały czas. Chciałabym Jezu jednoczyć się z
Tobą, żyć z Tobą w tak wielkiej zażyłości, by razem z Tobą przeżywać kolejne
dni, miesiące w Kościele w Roku liturgicznym. 
Niedługo
będzie Wielki Post Jezu, chciałabym płonąć, aby zjednoczyć się z Tobą w sposób
szczególny w okresie Wielkiego Postu i aby przez to zjednoczenie poznawać Twoją
miłość, Twój Krzyż, poznawać całe Dzieło Zbawcze, które przeprowadzasz właśnie
poprzez Krzyż, chciałabym być włączona w to dzieło, chciałabym Jezu ratować
dusze. 
Wiem Jezu,
kolejna zuchwałość – taka marna dusza, sama potrzebująca pomocy a chce ratować
innych. Ale, mój Jezu, zobacz ile w człowieku powstaje wspaniałych uczuć, gdy
widzi maleńkie dziecko – budzi się czułość, delikatność, choć dziecko jest
słabe, bezradne, a jednak przy dziecku dorosły staje się lepszy i znajduje w
sobie całe pokłady miłości. Więc myślę sobie i ja, będąc taki małym dzieckiem,
czyli najsłabszą duszą mogę wykorzystać tę swoją słabość jako atut, by inni
patrząc odnajdywali w sobie pokłady miłości. Nie wiem jak to się stanie, bo
będziesz to Ty czynił, ja nie potrafię. Ale tak mi dobrze, Jezu, 
- czuć się małą
przy Tobie, w Twoich dłoniach, 
- czuć się małą
w Twoim Sercu, 
- czuć się małą
otoczoną Twoją troską, opieką, Twoją miłością, 
- czuć się
małą, bo pochylasz się nade mną, bo zapewniasz mi wszystko, 
- czuć się małą,
bo małemu wszystko się wybacza, usprawiedliwia się zawsze tych małych, przymyka
się oko na różne słabości, bo są mali.
Proszę Jezu,
wzbudzaj we mnie świadomość bycia najmniejszą. Pomagaj mi zrozumieć, iż tylko
wtedy, gdy będę tym, kim mnie stworzyłeś, a więc rzeczywiście małą duszą, mogę
najlepiej wypełnić powołanie. Pomóż mi, będąc taką małą duszą napełnić się
Twoją miłością, by kochać miłością największą. Proszę Ciebie o cud – dusza
najmniejsza, ale miłość doskonała.
 
***
Moje serce
zostało obudzone przez Ciebie, napełniło się pragnieniami, napełniło się
miłością, wypełnione zostało czułością. Moje serce dotknięte otworzyło się na
Twoją bliskość, na Twoją obecność. Teraz Jezu spragnione jest Ciebie, zachłanne
jest na Ciebie. Chciałabym Jezu móc tak trwać już na zawsze, trwać przed Tobą,
by nieustannie napełniać się Tobą, a jednocześnie nieustannie oddawać Tobie
chwałę i wielbić Ciebie. 
Ale nie mam
siły i nie potrafię. Zapraszam więc, was Aniołowie, zapraszam was Święci,
zapraszam was dusze czyśćcowe – wraz ze mną trwajcie w dziękczynieniu, w
uwielbieniu. W mojej duszy wyśpiewujcie Bogu chwałę i adorujcie Go. Nawet
wtedy, a właściwie szczególnie wtedy, gdy będę spać zmęczona Adoracją, wydawać
się będzie, że zupełnie odchodzę od Ciebie, ale w mojej duszy, Boże, trwać
będzie uwielbienie i ja w to uwielbienie będę włączona. 
Mój Aniele Stróżu,
dany mi jesteś przez Boga do pomocy, więc teraz proszę Ciebie w dobrej sprawie.
Ty nieustannie trwaj w akcie miłości bez względu na to, czy ja trwam w tym
akcie czy nie. Ty trwaj w moim imieniu! Niech z mojego serca płynie ciągłe: Jezu, Maryjo, kocham was, ratujcie dusze! Moja
dusza, moje serce będą to śpiewać razem z Tobą. Nie szkodzi, że nie zawsze ja
będę pamiętać o tym, mój umysł. Ważne, że Ty będziesz to czynił w moim sercu
razem z nim. 
Proszę Ciebie,
Duchu Święty, abyś prowadził moją duszę, abyś jej podpowiadał, w jaki sposób
uwielbić Boga, w jaki sposób okazać miłość, jak żyć miłością. Dawaj mi też
siły, dawaj wytrwałość! Bardzo tego potrzebuję. 
Proszę Ciebie
Jezu, moja Miłości, moje wszystko, przyjdź do mnie z błogosławieństwem. Niech
ono przemieni mnie, ożywi i rozpali we mnie wielki płomień miłości.
 
Wprowadzenie w drugi dzień
 
Cały skarbiec Bożego Serca należy do dzieci
Boga.
Wszystko, co w Bożym Sercu jest, jest udzielane Jego dzieciom; tym,
którzy pragną tego bogactwa; tym, którzy otwierają się na nie. Wszystko to Bóg
daje swoim umiłowanym, swoim wybranym; wszystko daje duszom, które choć trochę
dostrzegają wartość tych darów. Niestety często jest tak, że dusza zajęta jest swoim
rozwojem, swoimi słabościami, swoimi sprawami i zamiast zajmować się Bogiem,
ona nie dostrzega Bożych darów, nie dostrzega Bożej miłości. Jej się wydaje, że
idzie drogą doskonałości, bo pracuje nad sobą, a tak naprawdę jest zamknięta na
Bożą miłość. Zajęta swoimi myślami, wątpliwościami, jakimiś lękami, zajęta
swoimi problemami, trudnościami, przeciwnościami ze wszystkich swoich sił stara
się rozwiązać wszystkie swoje sprawy i nie patrzy w Niebo. Dopiero, gdy spojrzy
w Niebo, gdy spojrzy na Jezusa Ukrzyżowanego może rozpocząć życie z Bogiem
ubogacając się tym, co jest w Nim, a nie nieustannie bawiąc się we własnym
błocie. Dusze bardzo często popełniają błąd, sądząc, że idą jakąś drogą
formacji, że żyją Bogiem, a tak naprawdę zajmują się same sobą. 
  • Potrzeba otwarcia serca duszy, by w końcu mogło
    wejść w duszę światło Boże i to światło mogło rozjaśnić wszystkie zakamarki
    duszy, poprowadzić myślenie, poprowadzić serce, by to Bóg rzeczywiście wszedł
    do życia tej duszy, do jej codzienności. 
  • Potrzeba oddania Bogu wszystkiego, wszystkich
    spraw i samego siebie. 
  • Potrzeba pokory, by w końcu zauważyć, że
    przychodzi do duszy Bóg z wielką łaską, z wielkim obdarowaniem i to, co
    ludzkie, choć bliskie jest człowiekowi i dlatego tak zajmuje jego serce, a
    jednak jest niczym, musi zniknąć wobec tego, co Boże, wobec Boga przychodzącego
    do duszy. 
Uświadamiamy sobie to z tego względu,
by w sposób właściwy przygotować się do Wielkiego Postu
, by przełożyć ciężar
rozważań z samego siebie na Boga, by w końcu On stał się Tym Najważniejszym, by
w końcu Bóg był w centrum zainteresowania duszy, a nie ona sama. Nie jest to
proste, bowiem duszy trudno jest rozgraniczyć. Jej się wydaje cały czas, że ona
to wszystko robi, rozważa i walczy dla Boga. A jakże często czyni to tylko dla
siebie i zajmuje się tylko sobą. 
Postaramy się w krótkiej Adoracji złożyć
Bogu
nasze serca i wszystko, co w tych sercach jest, oddać słabości, sposób
myślenia, pojmowania, sposób odbierania relacji pomiędzy duszą a Bogiem i
poprosimy, aby Duch Święty dopomógł każdej duszy, aby zwróciła się do Boga i
aby rzeczywiście: 
- życie Boże
było dla niej najważniejsze, 
- sprawy Boże
najważniejsze, 
- miłość Boża
najważniejsza, 
a nie dusza, jej słabości, jej
problemy, jej myśli i jej walki.
Na ten czas
błogosławię was – W Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
 
 
Adoracja Najświętszego Sakramentu  (2)
 
Witaj Jezu!
Witaj moja Miłości! Pragnę trwając u Twych stóp wpatrywać się w Ciebie i otwierać
się jeszcze bardziej na Twoją miłość. Chciałabym cała wypełnić się Tobą, cała w
Tobie zniknąć. Dajesz mi Jezu pewne zrozumienie. Jesteś Bogiem, który daje
całego Siebie duszom. We wnętrzu swego Serca posiadasz niezwykłe bogactwo.
Jednak stwarzając kolejne dusze pragniesz to bogactwo składać w tych duszach.
Cały jesteś otwarty na dusze. Pragniesz udzielać ze swego Serca wszystkiego. Po
to stworzyłeś nas, aby obdarzać miłością i abyśmy mogli przyjmując tę miłość
żyć Tobą, żyć Twoim życiem, żyć w zjednoczeniu z Tobą. Tylko nasza ułomność
sprawia, że nie rozumiemy tego i że nie dostrzegamy bogactwa w Twoim Sercu, nie
rozumiemy tego piękna. Nie potrafimy dostrzec i docenić tego wszystkiego, czym
nas obdarzasz. 
Nasze oczy,
Jezu, bardzo często skierowane są na ziemię, a nie na Niebo. Uzmysławiasz nam,
że nawet wtedy, kiedy duszy wydaje się, że się doskonali, że pracuje nad swoimi
słabościami, że walczy z niepotrzebnymi myślami, że odrzuca wątpliwości – jakże
często wtedy dusza zajmuje się sobą. Tak bardzo zajęta pracą nad formowaniem
siebie, tak bardzo zajęta swoimi problemami nie podnosi głowy do góry. To, co
na początku było zamysłem – pragnienie, by zbliżyć się do Boga, by być świętym,
by Bogu poprzez tę świętość oddawać cześć i chwałę – gdzieś znika, a pozostaje tylko
ciągła praca, ciągły wysiłek, by uporać się ze swoimi słabościami, pozostaje
poczucie ciężarów, jakie się niesie, poczucie problemów, które trzeba
rozwiązać. Bardzo często, Jezu, użalamy się nad sobą. Myślimy o tym, jak bardzo
jesteśmy słabi, jak bardzo nam nic nie wychodzi, znowu zrobiliśmy coś, od czego
już tyle razy się odcinaliśmy i zajmujemy się sobą.
Chcielibyśmy
dzisiaj, Jezu, niejako przenieść ciężar naszych rozmyślań, naszych rozważań.
Jeśli będziemy się taplać w błocie, to cały czas będziemy brudni, ale jeśli
podejdziemy do czystego Źródła, to zostaniemy wymyci, oczyści nas to Źródło. My
mamy brudne ręce, więc choćbyśmy nie wiadomo ile starali się zdjąć z siebie błoto,
to cały czas będziemy w tym błocie. Ale jeśli zaczną spadać na nas krople Twego
Źródła, zostaniemy oczyszczeni, obmyci, nie my sami siebie, ale to Źródło nas
obmyje. Chcemy dzisiaj Jezu, prosić, abyś dopomógł nam więcej o Tobie myśleć i
do Ciebie zwracać się częściej, a nie zajmować się własnymi brudami i sprawami.
Wiemy, że szatan wykorzystuje nasz błędny sposób myślenia i każe nam zajmować
się sobą. On wie, że jeśli człowiek zajmuje się sobą, to sam ze sobą pozostaje,
a jeśli zajmuje się Tobą, wtedy przyjmuje Twoje bogactwo i zostaje
przemieniony. 
Proszę więc,
dawaj nam swoje światło, swoją mądrość, Twoją siłę! Udzielaj swego Ducha, który
sprawi, że będziemy mieli właściwe spojrzenie na wszystko, że od tej pory
będziemy do Ciebie się zwracać, o Tobie myśleć. W każdym momencie codzienności
będziemy mieli przed oczami Krzyż, a nie siebie. Prosimy Ciebie o Twego Ducha!
 
***
Dziękuję Ci
Jezu za to, że Ty od razu odpowiadasz na każdą modlitwę, na każdą prośbę.
Dziękuję Ci za to, że pragniesz udzielać nam swego Ducha i to czynisz. Dziękuje
Ci Jezu za Twoją obecność tutaj i za to, że rzeczywiście Twój bok jest
nieustannie otwarty dla nas, a z niego spływa na nas Twoja Krew. To cudowne, że
możemy stale być skąpani w Twojej Krwi. Ona nas oczyszcza, uświęca. W każdej
sekundzie możemy otwierać się na łaskę oczyszczenia i od razu każdą słabość
zanurzać w Tobie. Więc teraz chcemy zanurzyć nasze ciągłe zajmowanie się sobą,
niezrozumienie, na czym ma polegać kroczenie na drodze ku świętości. Chcemy
zanurzyć to, iż nasz wzrok jest skierowany na ziemię, na nas, na nasze sprawy.
Zanurzamy nasze zajmowanie się tylko naszymi sprawami, to dreptanie wokół
siebie. Przemyj nasze serca, przemyj oczy naszych serc, niech w końcu zobaczą,
że najważniejsze jest, by patrzeć na Ciebie. Przemyj uszy naszych serc, niech
się dobrze wsłuchują w Twój Głos, głos Twojej miłości. Ona najlepiej potrafi
wytłumaczyć, poprowadzić. Ona zawsze podpowiada sercu, co ma czynić. 
Mówisz Jezu,
że do Wielkiego Postu nie pozostało już wiele czasu, mówisz to ze względu na
naszą małość, bo my potrzebujemy sporo czasu, aby się przygotować. Wskazujesz
nam , aby czynić to we właściwy sposób, a więc: 
- kierować swój
wzrok na Ciebie, a nie na siebie, 
- nie użalać
się nad sobą, ale zachwycać się Tobą, 
- przyjąć w
końcu raz na zawsze to, że jest się nikim, aby móc stając przed Tobą przyjmować
Ciebie, który jesteś wszystkim. 
Boże mój!
Dopomóż nam, byśmy w końcu zaczęli widzieć bezmiar Twojej miłości, jej piękno.
Pomóż nam zobaczyć Twoją miłość na Krzyżu! Pomóż nam wpatrywać się ciągle w
Krzyż i czynić to z miłością! Pomóż nam otworzyć się na miłość, która płynie z
Krzyża! Przemień nasze serca, aby każde spojrzenie ma Krzyż było pełne czułości!
Pomóż nam przewartościować wszystko, bo choć teoretycznie wiemy, że Ty jesteś
Najważniejszy, to jednak w praktyce każdy z nas samego siebie uznaje za
najważniejszego i sprawy duszy, sprawy ludzkie zajmują nas, nasz czas. Gdybyśmy
policzyli sekundy, kiedy prawdziwie myślimy o Tobie i do Ciebie się zwracamy i
te minuty i godziny, kiedy nasze ziemskie życie jest dla nas najważniejsze,
byśmy doznali przerażenia, bowiem nam się wydaje, że my żyjemy miłością, żyjemy
Tobą. A jednak pochłania nas świat, pochłania nas nasza własna osoba. 
Pragniemy
dzisiaj, Jezu, złożyć nasze serca u Twoich stóp z wielką prośbą, aby Twój Duch
przenikał nas nieustannie i prowadził ku właściwemu rozumieniu, czym jest
doskonalenie się w miłości, czym jest droga formacji, czym jest prawdziwe życie
z Bogiem. Pragniemy prosić Ciebie, abyś Ty przygotowywał nasze serca do czasu
wielkiej łaski, do czasu Wielkiego Postu. 
- Składamy u
Twoich stóp wszystkie sprawy, które nas zajmują, które nas dotyczą, poruszają,
niepokoją. 
- Składamy u
Twoich stóp wszystkie nasze słabości, składamy nasz sposób myślenia i
patrzenia. 
- Składamy
wszystkie nasze uczucia i emocje, wszystkie nasze lęki, niepokoje.
- Oddajemy Ci
samych siebie, naszych bliskich, wszystko, co jest naszą codziennością,
wszystko, co jest trudem, ciężarem, przeciwnością. 
Prosimy, abyś
Ty to wszystko wziął, odpowiednio poukładał, ustalił hierarchię ważności i abyś
pomógł nam żyć według tego, co Ty ustawisz w nas. Pomóż nam przyjąć Twój sposób
myślenia i pomóż nam w tym wytrwać. 
Nasze słabości,
Jezu, górują nad nami. Ale przecież Ty nie na darmo zdecydowałeś się na Krzyż,
nie na darmo umarłeś. Te słabości wcale nie muszą nad nami panować, przecież Ty
je pokonałeś, zwyciężyłeś, Twoja miłość zwycięża. Prosimy przyłóż pieczęć
poprzez swoje błogosławieństwo, by nowy sposób myślenia i patrzenia już od tego
momentu poprowadził nas ku Tobie, ku zjednoczeniu z Tobą, poprowadził ku życiu
z Tobą, ku prawdziwemu życiu. Pobłogosław nas, Jezu!
 
 
Konferencja
 
Najważniejsze jest, by człowiek obudził
swoją duszę, by spojrzał w Niebo,
by zobaczył miłość i by się nią
zachwycił. Jeśli będzie patrzył w dół na ziemię, nie dostrzeże Bożej miłości,
która spływa na niego i nie przyjmie łask, które Bóg daje, nie będzie mógł iść
drogą ku zjednoczeniu. I choćby podejmował różne wysiłki, działania by
doskonalić się, to wszystko to spełznie na niczym, nie będzie prawdą, bo tylko
w promieniach Bożej miłości, w otwartości na Bożą obecność, Boże działanie
dusza może się doskonalić. A to doskonalenie się nie polega na własnym
działaniu, na własną rękę, według własnego pomysłu, ale polega NA CAŁKOWITYM
ODDANIU SIĘ BOGU I POZWOLENIU JEMU, BY WSZYSTKIEGO DOKONYWAŁ W DUSZY. Może się
to wydawać trochę nielogiczne, a jednak, aby w duszy mogły zajść zmiany na dobre,
aby mogła ona formować się, rzeczywiście nabierać właściwych kształtów, jakie
zaplanował dla niej Bóg, NIE MOŻE ZAJMOWAC SIĘ SOBĄ, MUSI ZAJĄĆ SIĘ BOGIEM. Od
Niego płynie wszelkie światło i mądrość, wszelkie wskazania, od Niego płynie
siła, by realizować te wskazania. I tak naprawdę On poprzez swój dotyk, swoją
obecność pomaga duszy dokonywać zmian. On ją przemienia. 
Jeśli prawdziwie chcemy przygotować się do
Wielkiego Postu, by wejść w Wielki Post otwartym sercem,
by od samego
początku jak najpełniej uczestniczyć w nim, we wszystkim, co wiąże się z
Wielkim Postem, to: 
- teraz trzeba
się przygotować, 
- teraz obudzić
się i rozpocząć autentyczne otwieranie się na Boga i życie z Bogiem, 
- teraz trzeba
otrząsnąć się z tego, co było dotychczas, co było dotychczasowym sposobem na
doskonalenie się, co było próbą zmiany na lepsze, a jednak czynione o własnych
siłach, po swojemu, według własnego pomysłu nie przynosiło efektów. 
Może więc, warto zaufać i pozwolić, by Bóg
po swojemu to czynił.
Skoro żyje się na ziemi 30, 40, 50, 60 lat i cały
czas człowiek pracuje nad sobą i tych efektów za bardzo nie widzi, a więc czyni
to po swojemu, może warto zaryzykować i tym razem oddać Bogu prowadzenie ku
doskonałości. Niech On przejmie pałeczkę i niech On według swojej mądrości,
swoich planów kształtuje nasze dusze. 
Niech też nie wydaje się nam, że jest
jeszcze dużo czasu do Wielkiego Postu.
Ten czas to jest chwila, a
znajdziemy się już w samym środku Wielkiego Postu, jeszcze chwila a przeżywać
będziemy Wielkanoc, więc byśmy nie przeoczyli tego czasu, żadnej sekundy. Tym
razem CAŁYM SERCEM ZWRÓĆMY SIĘ DO BOGA I JEMU ODDAJMY PRZEWODNICTWO NASZEGO
ŻYCIA. Niech On będzie Tym, który prowadzi.
Błogosławię
was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
 
Zakończenie 
 
Całe życie duchowe człowieka powinno
opierać się na relacji miłości duszy i Boga, tylko na miłości.
Niestety
człowiek jest skażony i na tę relację nakładają się różne słabości ludzkie,
wykrzywiając ją, sprawiając, że nie jest ona doskonała, nie jest właściwa. Te
skażenia powodują, iż człowiek nie potrafi zrozumieć, czego Bóg oczekuje od
niego, nie potrafi otworzyć się na poznanie Boga, nie potrafi przyjąć
prawdziwej doskonałej miłości. 
Gdy mówimy o przygotowaniach do Wielkiego
Postu, każdy rozumie to na swój sposób.
To rozumienie też nie jest do końca
takie, jakie być powinno, bowiem w przygotowaniu do Wielkiego Postu chodzi o: 
- obudzenie
duszy do miłości, 
- o
otrząśniecie się duszy z uśpienia, w którym ona prawie stale przebywa, 
- chodzi o nowe
spojrzenie na Boga, na Jego miłość, o świeże spojrzenie, 
- ponowny
zachwyt Bożą miłością, by z nowym uczuciem, zachwytem, a w związku z tym z nową
energią i siłą wkraczać w przestrzeń, którą przed nami Bóg będzie otwierać. 
Ten, kto śpi nie jest świadomy tego, co się
wokół niego dzieje
, ponieważ śpi i nie dostrzega zmian w otaczającej
rzeczywistości. Może się dziać bardzo dużo, ale dana osoba po prostu śpi i nic
nie wie. Jeśli dusza będzie w takim uśpieniu, to może się dziać bardzo dużo we
wspólnocie, ale dusza tego nie zauważy, bo nie będzie rozbudzona. A MY MAMY BYĆ
CZUJNI, mamy starać się o świeżość spojrzenia, o świeżość naszej miłości, by z
naszej strony też była inicjatywa, tak jak jest między zakochanymi osobami. Tam
nie ma tylko biernego czekania, aż ktoś podejdzie i obudzi. Tam jest wzajemna
aktywność: jedna i druga strona tęskni, jedna i druga kocha, jedna i druga
przygotowuje niespodzianki, jedna i druga biegnie, aby spotkać się z miłością. 
Spróbujmy właśnie wczuć się w osobę
zakochaną
, by zrozumieć jej aktywność, ciągłą aktywność jej serca, jej
psychiki, umysłu, kiedy ona cała sobą żyje miłością i w sobie nieustannie nosi
obraz drugiej osoby. Noszenie obrazu drugiej osoby jest noszeniem w miłości,
kiedy o niej myśli, to kocha, rozpala się jej serce. To nie jest martwy obraz.
Cokolwiek robi, ona myśli o drugiej osobie i zastanawia się nad tym, co może
dla niej zrobić, jaką niespodziankę uczynić. A swoje obowiązki układa tak, by
móc spotkać się z tą drugą osobą. Teraz jest doba komórek, a więc od samego
rana ślą do siebie smsy, wieczorem przed zaśnięciem – wysyłają do siebie smsy.
Pożegnania nie mają końca. Zawsze jeszcze któraś strona chce coś dopowiedzieć,
jeszcze pokazać, iż jeszcze bardziej kocha i jeszcze bardziej tęskni. One się
nawzajem ubiegają w okazywaniu sobie uczucia. 
Właśnie o takim przebudzeniu mówimy, by
dusza obudziła się, przebudziła, rozbudziła się miłością i by w taki sposób
żyła w relacji do Boga, bo wtedy będzie mogła odbierać sygnały, które będą szły
z drugiej strony, a więc od Boga. Wtedy je zobaczy, usłyszy, dostrzeże,
doświadczy ich, wtedy lepiej zrozumie wymowę tych sygnałów.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót