Rozważania

Nr. 56  „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,1-11)

Jezus przygotowuje się już do wypełnienia
swego zadania na ziemi.
Cały czas naucza, spotyka się z ludźmi. W TYCH
DNIACH CHCE JESZCZE WNIEŚĆ ŚWIATŁO W DUSZE. W tych dniach chce jeszcze, by i
oni mogli przygotować się, by zrozumieć to, co przyjdzie. Kiedy do jakichś
wydarzeń zostaje mało czasu, wtedy człowiek chce w tym krótkim czasie zawrzeć
jak największe, najważniejsze sprawy. Wypowiadając słowa chce wypowiedzieć to,
co jest najbardziej istotne, uświadomić np. swoich bliskich o czymś, co jest
najważniejsze. 
Jezus nieustannie spotyka się z brakiem
zrozumienia, spotyka się ze sprzeciwem, z pychą ludzką.
Właśnie teraz,
kiedy niejako nabrzmiewa ten czas, kiedy już tak blisko jest Męka, a więc ma
dokonać się Dzieło, które Bóg zapowiadał już wcześniej, ma objawić się Boża
miłość, Boże miłosierdzie w całej pełni, właśnie teraz Jezus doświadcza wśród
ludzi, którzy Go otaczają braku miłości, braku miłosierdzia, braku zrozumienia
dla Jego nauki, Jego działalności, dla Jego Osoby. Chce w krótkiej formie
jednak przedstawić samo sedno nauki, wydobyć z tego wszystkiego jeszcze
esencję, by choć niektóre serca mogły zrozumieć, mogły się nawrócić. Sam już
cierpi, a jednak nieustannie myśli o ludziach, i to bardzo konkretnych osobach,
chcąc pokazać, że Jego miłość nie jest miłością ogólną, ale miłością skierowaną
bezpośrednio do każdego człowieka indywidualnie. On pozostawia niejako na boku
swoje cierpienie, by zająć się konkretną sprawą, konkretnym człowiekiem.
Jednocześnie, by ze spotkania z człowiekiem i inne osoby mogły wynieść dobro
dla swojej duszy.
Dzisiaj przyprowadzają do Jezusa kobietę,
którą pochwycono na cudzołóstwie
(por. J 8,1-11). Zauważmy, że uczeni w Piśmie
i faryzeusze cokolwiek teraz czynią, czynią po to, by móc zadać Jezusowi
podchwytliwe pytanie, by Go niejako zagiąć w jakimś temacie, by Mu wykazać brak
znajomości Prawa, by Mu pokazać, że tak naprawdę nie jest taki mądry, czy taki
dobry, jak się wielu ludziom wydaje. A już na pewno nie jest Tym, za kogo się
podaje. Tym, którzy przyprowadzili kobietę wcale nie zależało na tej kobiecie.
Im zależało na tym, aby w końcu słowa Jezusa mogły stać się dla nich
pretekstem, by Go poniżyć, by Go zabić. Serca tych osób są cały czas zamknięte,
w dodatku są pełne brudu, pełne grzechu, choć chcą być sędziami innych dusz;
chcą osądzać innych. Jezus jednak nie daje się złapać na ich podchwytliwe
pytania. On jest ponad ludzką nędzę. On jest ponad to, co jest tak słabe,
często obrzydliwe, złe. I chociaż z pozoru wydawać by się mogło, że i On
powinien potępić tę kobietę, przecież wykazywał się do tej pory znajomością
Prawa, znajomością Pism, a więc powinien postąpić tak, jak postępowano do tej
pory. Jezus całkowicie inaczej podchodzi do problemu, do tej sytuacji. 
Jezus jest cały czas w centrum misji, którą
wypełnia.
On cały czas realizuje Dzieło Zbawcze. Nie może być inaczej.
Zatem nie może reagować, tak jak reagowałby pospolity Żyd. On, który
przepełniony jest miłością i przyszedł, by okazać miłosierdzie, również i teraz
WYKORZYSTUJE CZAS, BY POUCZYĆ LUDZKIE SERCA O MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIU, by
jednocześnie pokazać perfidię tych, którzy chcieli osądzać kobietę, tych,
którzy chcieli wydać wyrok na nią. Jesus w końcu pokazuje, czym powinien
kierować się człowiek, patrząc i oceniając innych. Zwraca uwagę wszystkich na
to, że ZANIM OSĄDZĄ DRUGIEGO CZŁOWIEKA, NAJPIERW MAJĄ SPOJRZEĆ NA SIEBIE –
spojrzeć w prawdzie. Dopiero potem mogą oceniać innych. 
Spojrzenie na siebie przynosi człowiekowi
bolesną prawdę, wręcz upokorzenie.
Człowiek zdaje sobie sprawę, że nie jest
świętym, a przed chwilą chciał wydawać wyrok, oceniać kogoś innego, przecież
jest sam winny grzechu. Wcale nie jest jakimś lepszym od tej drugiej osoby, a
często o wiele niżej upada. 
Spojrzenie na siebie niesie pokorę,
przynajmniej powinno spowodować, iż spokornieje wobec danej sytuacji, uświadamiając
człowiekowi jego nędzę. Spokornieje również w obliczu tego drugiego spotkanego
człowieka, którego chciał w jakiś sposób ocenić. Refleksja nad sobą, stanięcie
przed Bogiem właśnie w swojej nędzy sprawia, że człowiek zwraca się do Boga, a
nie do człowieka, zajmuje się swoimi słabościami, a nie czyimiś. W zależności
od przyjętej dalej postawy może z tej refleksji wyciągnąć wielkie korzyści dla
swojej duszy. Bóg obdarza tego człowieka miłością i on, jeśli otwiera się na
nią, jest w stanie teraz spojrzeć na drugą osobę z miłością, którą przed
momentem chciał ocenić, ale patrząc z miłością, zaczyna widzieć już w inny
sposób. Jego ocena łagodnieje, sposób patrzenia jest łagodny.
Ci, którzy przyprowadzili kobietę wycofali
się.
Różne były powody. Niektórzy z nich poczuli w swoich sercach, iż Jezus
przenika ich dusze i bardzo dobrze zna stan tych dusz, a oni wcale by tego nie
chcieli. Za dużo mieli do ukrycia, za dużo grzechów. W dodatku, ten grzech,
który potępiali w kobiecie, popełniali sami. Niektórzy prawdziwie się
zawstydzili. Dla tych jest nadzieja na to, że otworzą serca, że prawda, którą
przyjmą wyzwoli ich. Będą mogli przyjąć naukę Jezusa. Byli tacy, których serca
nadal były strasznie twarde i zamknięte, zimne i cały czas złowrogo nastawione
do Jezusa. Oni wiedzieli, że Jezus przyjmując taką postawę, wypowiadając takie
słowa, góruje nad nimi pod każdym względem. Czuli się pokonani, ale ich serca
nadal były nastawione złowrogo do Jezusa. Odchodzili źli cały czas w swoich
sercach rozmyślając, jaki dalszy krok uczynić. Ich nienawiść nie zmalała, ale
wzrosła. 
A Jezus żyje cały czas myślą o Męce, żyje
przygotowaniem do Męki, która ma zbawić każdego człowieka.
Każdego ma
wyzwolić z grzechu, każdemu ma dać życie wieczne. W tym momencie w Jezusie jest
ogromne cierpienie. Widzi reakcję poszczególnych ludzi. Dokładnie zna stan ich
serc. Cierpi, ponieważ Jego Ofiara za wielu z nich wydawać się będzie
bezowocna. Nie przyjmą tej Ofiary. KOLEJNA NAUKA, W KTÓREJ CHCIAŁ POKAZAĆ TO,
CO NAJWAŻNIEJSZE JESZCZE PRZED MĘKĄ NIE TRAFIA DO NIEKTÓRYCH Z NICH. Są tak
zamknięci, że nie przyjmują, nie chcą słuchać, nie chcą przyjmować, nie chcą
zbawienia. 
Jezus spogląda na kobietę. Zna również
jej stan duszy.
Bardzo dobrze wie, co dzieje się w jej sercu, w jej umyśle, zna
historię jej życia. Wie o niej wszystko. On przyszedł na ziemię również po to,
by i ją zbawić. Ta sytuacja, to zdarzenie było po to, by i ona mogła
doświadczyć miłości i miłosierdzia. Bóg potrafi tak wykorzystać różne sytuacje,
w których człowiek chce zamącić, w których chce namieszać, a jednak Bóg potrafi
wykorzystać ku dobremu. Jezus mówi najwspanialsze słowa do tej kobiety. Ona
doświadcza w swoim sercu dobra, miłosierdzia, ona doświadcza miłości. Cały
ciężar, jaki nosiła w sobie, ciężar grzechu zostaje jej odebrany. Jest wolna. MOŻE
TO ZROZUMIEĆ TYLKO TEN, KTO UWOLNIŁ SIĘ OD WIELKIEGO CIĘŻARU JAKIEGOŚ GRZECHU.
Ona doświadcza tego uwolnienia. Jest i wzruszona, i szczęśliwa, zdziwiona.
Trudno jej jeszcze wierzyć w to, co się dokonało. Kocha, jest wdzięczna.
Chciałaby przypaść do stóp Jezusa, aby Mu dziękować. Ze wzruszenia i ze
szczęścia płacze. Jeszcze drży, tak wiele było emocji, tak wielki był strach.
Doświadczała tak wielkiej nienawiści, a tutaj naraz wielka miłość,
miłosierdzie, łagodność, delikatność. 
Ta postawa Jezusa, spojrzenie bez
potępienia, bez oceniania
, słowa: nie
potępiam ciebie – one PRZEMIENIŁY TĘ KOBIETĘ. Nie ocena, nie sąd, nie
jakieś pouczenia, ale miłość, miłość miłosierna przemieniła ją. Jezus wie, że w
tej kobiecie dokonuje się przemiana, że On osiągnął niejako swój cel. Konkretna
dusza, konkretny człowiek nawrócił się, doświadczając miłości, miłosierdzia,
otwierając się na ten dar. To jest kolejna dusza, która w jakimś stopniu jest
przygotowana do czasu Męki. W jakimś stopniu. Z czasem będzie potrafiła
przyjąć, zrozumieć to, co On – Jezus dokona. Jezus jest szczęśliwy, że tę
kobietę udało się uratować. Uratować nie tylko w tej sytuacji, tego dnia – jej
duszę udało się uratować. 
Dzisiaj jest bardzo dużo różnych ważnych
myśli w Ewangelii.
Warto ją sobie wieczorem jeszcze raz przeczytać, aby
powracając do tej sceny, do kolejnych zdań zobaczyć cały obraz i doświadczyć w
swoim sercu tego, co dokonywało się w duszach poszczególnych ludzi, by
jednocześnie przeżyć to, co jest przeżyciem Jezusa w tych dniach przed Męką, by
jeszcze lepiej zrozumieć, co też takiego Jezus przekazuje ludziom. A chce
przekazać samo sedno, samą istotę swojej nauki. 
Istotą jest MIŁOŚĆ I MIŁOSIERDZIE,
ZABWIENIE, RATOWANIE DUSZY. Ale i istotą jest POKORNE ZWRÓCENIE SIĘ DO SWOJEGO
WNĘTRZA, DO SWOJEJ DUSZY, by badać swoją duszę, nie cudzą, by w końcu
zrozumieć; 
- że to moje grzechy ranią Jezusa, 
- że to moje grzechy uderzają w
Niego, sprawiają Mu ból, zasmucają. 
- To przez moje grzechy Jezus
czuje się samotny. 
Tak często z oburzeniem ludzie myślą o
faryzeuszach, o Żydach, którzy zabili Boga, którzy przed śmiercią Jezusa
tak okrutnie się zachowywali. Byli podstępni, fałszywi. Na różne sposoby
starali się uchwycić Jezusa na bluźnierczych słowach, na słowach, które mogłyby
potem posłużyć za argument – mówił takie rzeczy, trzeba Go skazać. A Jezus
dzisiaj pokazuje – TY ZAJMIJ SIĘ SWOJĄ DUSZĄ. Zobacz w swojej duszy, 
- czy przypadkiem nie dzieje się
dokładnie to samo. A może w większym stopniu? 
- Patrzysz na drugą osobę
krytycznym wzrokiem, oceniającym. Nie wypowiadasz słów, ale w tobie jak dużo
jest oceny, jak dużo negatywnych myśli, jaki brak miłości, całkowity brak
miłosierdzia! 
- Spójrz na swoją duszę! 
Tak łatwo jest ludziom, szczególnie we
wspólnotach idących drogą stałej formacji, oceniać innych.
Tak często się
to zdarza. I często robią to wręcz bezwiednie w swoich myślach, sercach, ale i
na zewnątrz ujawniają swoje opinie. A Jezus dzisiaj mówi o pokorze – spójrz na
siebie, NABIERZ POKORY, a do tych, których przed momentem oceniałeś, PODEJDŹ Z
MIŁOŚCIĄ, PODEJDŹ Z MIŁOSIERDZIEM. Wtedy w nich może dokonać się przemiana.
Twoją intencją, gdy oceniałeś daną osobę i chciałeś jej powiedzieć, zwrócić
uwagę było rzekomo jej nawrócenie, jej poprawa. Ale wcale o niej nie myślałeś –
ty byłeś w centrum. 
W momencie, kiedy spojrzysz na siebie,
zrezygnujesz z oceny, uświadamiając sobie, że wcale nie jesteś lepszy,
przełamiesz w sobie niechęć, nieżyczliwość, brak miłości i 
- spojrzysz z miłością, 
- zareagujesz z miłością, 
- wtedy dotkniesz serca tej osoby
miłością 
- i to serce będzie się
przemieniać. 
Wtedy
rzeczywiście twoja intencja będzie czysta. Będziesz starał się z miłością
potraktować drugą osobę.
Postarajmy się dzisiaj stanąć przed
Jezusem.
Miejmy na myśli Jego przygotowanie do misji, do Męki. Miejmy na
myśli to, że chce nam przekazać to, co najważniejsze, najbardziej istotne w
Jego nauce. Cierpi przy tym. On cierpi! ZE WZGLĘDU NA NIEGO, NA MIŁOŚĆ DO NIEGO
POSTARAJMY SIĘ POPATRZEĆ NA SIEBIE, NIE NA INNYCH. Potem z miłością idźmy do
swoich bliskich, do swoich znajomych, do swoich codziennych zadań, obowiązków.
Ze względu na Jezusa podejmujmy z miłością każdą osobę i każdą sprawę. To
podejmowanie ze względu na Jezusa da siły, by rzeczywiście tak czynić. Gdy
człowiek coś czyni z miłości do Boga ma siły, by to czynić. Bóg daje łaskę.
Połóżmy swoje serca na Ołtarzu, prosząc
o esencję nauki Jezusa, by trafiła do naszych serc, by nasze serca przyjęły, by
były otwarte na Jego naukę, by zobaczyły Jezusa, Jego przygotowanie, Jego
cierpienie, Jego smutek i by otworzyły się na miłość, na miłosierdzie, które
Bóg kieruje do naszych dusz. Doświadczając tej miłości i miłosierdzia sami
będziemy potrafili wtedy na innych spojrzeć wzrokiem miłości i miłosierdzia.
Prośmy o to. W ten sposób nasze serca będą przygotowywać się do Triduum, będą
towarzyszyć Jezusowi. Przyjmując Jego naukę, będą sprawiać Mu radość. Złóżmy
swoje serca na Ołtarzu. 
 
Modlitwa
 
Jezu mój!
Pragnę Ci podziękować za Twoją obecność, za miłość i miłosierdzie. Zdałam sobie
sprawę, że to ja zachowuję się tak jak osoby z dzisiejszej Ewangelii. To ja
stale zajmuję się sobą i o sobie myślę w każdej sytuacji. Ty przyszedłeś na
ziemię, przyszedłeś do ludzi, a ludzie z powodu własnego egoizmu i pychy
postanowili Ciebie zabić. Tak bardzo zajęci byli sobą, tak ważne były ich
sprawy. Nie widzieli twojego cierpienia, nie chcieli słuchać Twoich słów, ich
sporawy były dla nich ważniejsze. Zachowuję się tak samo, Jezu. Też nie
słucham, ale zajmuję się swoimi sprawami, swoimi myślami. Tak dużo we mnie
egoizmu i pychy, Jezu, przez co nie zauważam twojego cierpienia, przez co nie
słucham Twojej nauki, nie przyjmuję jej. Zamiast cieszyć się Twoją obecnością,
być Ci wdzięczną, ja się odwracam. 
Chcę dzisiaj
Jezu podziękować Ci za to, że przyszedłeś, za to, że jesteś, za Twoją obecność
codziennie w Eucharystii, codziennie w moim sercu, za Twoją obecność przy mnie
w każdym momencie dnia, za Twoje Słowo, które mnie prowadzi, za wszelkie
natchnienia. Wybacz, że tak mało tego zauważam. Wybacz, że stale zajmuje się
swoimi sprawami. Przepraszam za mój egoizm i za moją pychę. 
Pomóż mi Jezu!
Nie chcę więcej oceniać innych. Nie chcę żyć miłością własną. Nie chcę żyć
życiem, które sama sobie wytyczam – chciałabym, Jezu, z Tobą. Chciałabym
słuchać Ciebie, być Tobie posłuszną, chciałabym przyjmować Twoją naukę,
chciałabym przyjmować dar Twojej miłości i Twojego miłosierdzia. Wszystko,
każdą czynność chciałabym wykonywać z miłością, dla Ciebie. Chciałabym
akceptować wszystko, co spotyka mnie. Chciałabym w mojej codzienności otwierać
się na Twoją obecność, na Twoje Słowo, na Twoją miłość w każdym momencie,
stale. Pomóż mi, Jezu!
 
***
Dziękuję Ci,
Jezu za to, że choć jestem tak słaba, choć tak mała, to Ty nie zrażasz się tym.
Ty obdarowujesz mnie nieustannie. Otwierasz przede mną swoje Serce i całe
bogactwo Twego Serca staje się moją własnością. Nie zrażasz się moimi upadkami,
moją wielką słabością i powierzasz mi swoje niezwykłe tajemnice. Nie zrażasz
się Jezu tym, że nic nie rozumiem, a słabości moje skrzywiają obraz Twój w moim
sercu. Objawiasz się mimo to i sam starasz się formować Twój obraz we mnie
stale pouczając, stale pokazując od nowa, naprowadzając, bym jak najlepiej
zrozumiała, bym jak najlepiej zobaczyła. 
Dziękuję Ci za
to, że pochylasz się nad maleńką duszą, za to, ze zajmujesz się taką małą
duszą, taki małym „nic”. 
Dziękuję Ci,
że zauważasz zawsze każdą duszę, nad każdą się pochylasz, do każdej podchodzisz
indywidualnie, każdą się opiekujesz, każdą prowadzisz, a to prowadzenie
dostosowujesz do dusz. 
Dziękuję Ci za
Twoje przyjście na ziemię, za dokonujące się Dzieło Zbawcze, za wszystko, co
czynisz na ziemi; co czynisz poprzez ludzi, poprzez święte dusze, co czynisz
poprzez Kościół i tych, którzy w Kościele posługują. Dziękuję Ci, Jezu!
Czuję się
otoczona Twoją opieką ze wszystkich stron, prowadzona za rękę i obdarowana tak
hojnie. Chciałabym, Jezu, swoim życiem odpowiedzieć na Twoją miłość, po prostu
Ciebie kochać w każdym momencie, w każdej sytuacji, w każdym człowieku, zawsze.
Chciałabym pamiętać o Tobie nieustannie, żyć Tobą. 
Proszę, pomóż
mi w tym. Udziel swego błogosławieństwa, dając siłę, moc, wytrwałość,
sprawiając, że będę w stanie zapomnieć o sobie, że będę w stanie zrezygnować z
siebie, aby czynić wszystko z miłości do Ciebie. Proszę, Jezu, pobłogosław nas!
 
Refleksja
 
W TYCH DNIACH
POTRZEBNA JEST SZCZEGÓLNIE REFLEKSJA NAD SOBĄ, NAD SWOJĄ DUSZĄ; refleksja ze względu na Jezusa, 
- by móc z pokorą przybliżać się
do Niego 
- by móc być razem z Nim, 
- by Go lepiej rozumieć; by
lepiej rozumieć to, co mówi i to, co się dzieje w Jego sercu, 
- by towarzyszyć Mu, 
- by przyjmować wszystko, co
płynie od Niego. Przyjmując otwartym sercem, by Go w ten sposób pocieszać, by
dawać Mu poczucie, iż są dusze, które towarzyszą Mu, które Go rozumieją. 
Starajmy się w tych dniach być bardziej
refleksyjnymi, bardziej czujnymi, wrażliwymi, by przy pomocy łaski Bożej ZOBACZYĆ
W SOBIE TO, CZEGO DO TEJ PORY NIE WIDZIELIŚMY, by lepiej przyjrzeć się sobie
samemu. Jednocześnie, by pełniej przyjąć prawdę o sobie i poddać ją pod
działanie Bożego miłosierdzia, pod spływające łaski Bożego miłosierdzia. 
Pamiętajmy o
tym, iż w dzisiejszej Ewangelii to właśnie kobieta wyszła przemieniona. Jej
życie zmieniło się radykalnie, jej serce zostało przemienione. Ona nie broni
się w tej Ewangelii, nie wypowiada słów obrony czy wytłumaczenia. Wiedząc, co
zrobiła, uznając prawdę, wiedząc, co ją czeka za to, ona po prostu czeka na
wyrok, na jego wykonanie. A doznaje ogromnego miłosierdzia. Postarajmy się i my
przyjąć prawdę o sobie, którą, być może, gdy otworzymy się, zobaczymy. Bądźmy w
tym pokorni. Nie tłumaczmy się przed Bogiem. Zdając sobie sprawę, tak jak ta
kobieta, że za ten grzech czeka ją śmierć, za nasze przewinienia też czeka
śmierć duszy. Grzech jest wielki, zraniliśmy Boga. Gdy uznawać będziemy swój
grzech, Bóg przyjdzie z miłosierdziem, dotknie serca i przemieni. Doznamy
szczęścia. Nasze życie rozpocznie się na nowo. 
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót