Ewangelia z komentarzem

„W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: «Stań tu na środku». A do nich powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?» Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę». Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.” (Mk 3, 1-6)

Komentarz: Choć tematem tego fragmentu jest uzdrowienie, zwróćmy jednak uwagę na to, co znajduje się również w tym fragmencie, ale jest mniej widoczne. Mówić będziemy dzisiaj o zatwardziałości serca. Zazwyczaj, gdy mówi się o tym, podawane są przykłady faryzeuszów, jako typowe. Jednak zatwardziałość serca była nie tylko charakterystyczna dla tamtego pokolenia, dla faryzeuszy. Zatwardziałość serca cechuje wielu współczesnych ludzi. Jest cechą również tego pokolenia.

Ludzkość żyje na sposób bardzo zewnętrzny. Nie wchodzi w głąb swoich dusz, nie zastanawia się nad tym, co ma w sercu, tylko żyje tym, co proponuje im świat. Czyni to bezkrytycznie absorbując wszystko bez wyjątku. Najgorsze jest to, że ludzie żyją w sprzeczności z własną naturą. Bóg obdarzył każdego pewną wrażliwością na głos Boga we własnym wnętrzu. Uczynił każdego swoją świątynią, zamieszkał w niej i z wnętrza tej świątyni pragnie mówić do człowieka. Człowiek zaś, zajęty światem, cały zasypany jego śmieciami, nie słyszy tego głosu. Często jest tak również, że słyszy, ale głos ten jest cichy, mało słyszalny, a człowiek ten głos w sobie tłumi.

Bóg próbuje dotrzeć do każdego w różny sposób. Czyni to przez inne osoby, przez wydarzenia, nieraz smutne, nieraz wręcz dramatyczne. Chce obudzić człowieka z jego śmiertelnego snu. Niestety nie zawsze człowiek daje się obudzić. Często nawet, jeśli na chwilę zatrzyma się nad tym, co podsuwa mu Bóg, jeśli nawet podejmie pewne kroki ku temu, by dłużej przemyśleć swoje życie, to dość szybko powraca do starego. Świat jest głośniejszy. Świat jest bardziej kolorowy, świat jest łatwiejszy w przyjmowaniu. Świat nie wymaga od nas, byśmy podejmowali to, co trudne, ale byśmy szli tam, gdzie łatwiej. Świat łechce naszą próżność, karmi naszą pychę, buduje egoizm. Świat bazuje na tym, co w nas słabe, wykorzystuje to dla własnych celów, nie zważając na to, iż w ten sposób niszczy w nas człowieczeństwo dane od Boga.

Świat nie dąży do dobra. Świat dąży do tego, co krótkotrwałe, choć chwilowo teraz błyszczy. Świat dąży do przyjemności, do wygody, do bogactwa, sławy i władzy. W tym upatruje swoje szczęście. Nie zastanawia się nad wiecznością. Jest niecierpliwy i chce osiągnąć teraz, tutaj swoje szczęście. Nie myśli o absolucie. Chce już, chce natychmiast, chce dla siebie, nic dla innych. W ten sposób uczy kolejnych członków społeczeństwa egoizmu, znieczula ich serca i zagłusza w nich głos Boga. Świat nie uczy miłości. Podsuwa nienawiść, zawiść, zazdrość, wykorzystanie. Nie uczy szacunku, lecz za najważniejsze uważa własną wygodę, zaspokojenie własnych pragnień. Stawia na piedestale siebie, poniża drugiego. Każe lękać się silniejszego, pogardza słabszym. Boi się cierpienia, więc je spycha na margines społeczeństwa, udając, że nie ma takiego problemu.

Poprzez takie wychowanie rosną ludzie pełni egoizmu, nastawieni na zaspokajanie własnych potrzeb, niewidzący innych, a zapatrzeni tylko w siebie. Ludzie, którzy nie potrafią prawdziwie kochać i nie rozumieją słowa empatia. Ludzie ci są tak naprawdę bardzo nieszczęśliwi, ponieważ wychowanie pozbawiło ich tej lepszej cząstki ich człowieczeństwa. Bowiem zagłuszono w nich głos Boga. Ich serca uczyniono zimnymi, zamkniętymi, próżnymi i egoistycznymi. Przez to nie potrafią wyjść z siebie, by zająć się kimkolwiek innym. Żyją w świecie egoistycznych dążeń pogrążając się coraz bardziej w zatwardziałości swoich serc.

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Współczesny człowiek ma zamknięte serce na Boga, na drugiego człowieka, na siebie samego. Trudno jest nazwać miłością siebie samego, jeśli ktoś, ulega temu światu i w ten sposób szkodzi własnej duszy. To nie jest prawdziwa miłość. To tylko może być złudzenie miłości. Miłość zakłada dobro, jakiego pragniemy dla tych, których kochamy. Prawdziwa miłość jest ofiarą z siebie, by pomóc innym. Jest daniem siebie do końca z miłości. Jest otwarciem się zupełnie i całkowicie na innych.

W tym prawdziwym miłowaniu pomaga Bóg. Poprzez serce kieruje on człowiekiem pokazując, co dobre, a co złe. Poprzez wewnętrzne przekonanie, niepokój lub też  pewność, połączoną z pokojem, poprzez słowa, które przychodzą do serca, poprzez myśli, skojarzenia, Bóg ukierunkowuje człowieka na miłość, poucza i prowadzi.

Niestety zatwardziałość serca jest niekiedy tak wielka, że człowiek nie idzie za wskazaniami Boga. Jest na nie zupełnie zamknięty. To bolączka tych czasów. Zamknięcie na głos Boga w duszy człowieka. Bóg przemawia do ludzi bezpośrednio w duszy, pośrednio poprzez inne osoby, poprzez sytuacje, zdarzenia, poprzez Pismo św., poprzez obrazy. Bóg nieustannie szuka dróg dojścia do serca ludzkiego, by je obudzić na Jego głos. Bóg kocha każdą duszę. Każdą pragnie obdarzyć szczęściem wiecznym. Każda jest Jego umiłowanym dzieckiem. Myliłby się ktoś, gdyby sądził, że ci, którzy nie zaznają łask szczególnych są mniej kochani. Bóg kocha każdego pełnią swej miłości. Każdą duszę odkupił swoim życiem oddanym na Krzyżu. Każdą! Cena życia jest największą! Czyli, każdy został odkupiony za najwyższą cenę! Boża miłość jest niepojęcie wielka. Bóg cierpi, bowiem tysiące dusz zamyka się na Jego głos, idzie swoją drogą, która prowadzi w odwrotnym kierunku, niż Niebo. Doznając wezwania Bożego, nawet słysząc Jego głos, dusze spychają go gdzieś w głębiny swej nieświadomości.

Przyznaj sam, jak często czułeś niepokój, że źle czynisz, a jednak nie posłuchałeś tego niepokoju. To był głos Boga. Ileż razy, ktoś ci bliski mówił tak, że serce twoje zostało poruszone, ale potem odsunąłeś od siebie to odczucie. To był głos Boga. Jakże często sytuacje same napraszały się, byś zrobił coś, co kierowało tobą ku Bogu, ty nie chciałeś, nie dałeś się poprowadzić. To był głos Boga. Ileż razy czułeś dokładnie, co masz uczynić, nie zrobiłeś tego. To był głos Boga. Jak często buntowałeś się przeciwko cierpieniu, a przecież to właśnie cierpienie przynosi zbawienie. To był głos Boga. Jak wiele okazji do przyjęcia bólu, cierpienia i ofiarowania siebie w nich na rzecz innych dusz ty najzwyczajniej w świecie zmarnowałeś narzekając, nie godząc się, walcząc z tym. A to było wezwanie Boga. Ileż sytuacji, na co dzień, które są okazją do wzięcia udziału w dziele zbawczym Jezusa, poprzez zgodę na nie, poprzez przyjęcie ich w milczeniu i z miłością – ty odrzuciłeś. A to Bóg wołał ciebie. Jak często nie rozpoznajesz głosu Boga we własnym sercu! Jak często nie widzisz Jego woli w swoim życiu! Jak często nie dostrzegasz Jego zaproszenia do współuczestnictwa w Jego cierpieniu!

Nie trzeba być faryzeuszem, żeby mieć zatwardziałe serce. Zatwardziałość oznacza brak słuchania, brak odzewu na głos Boga. To pójście swoją drogą mimo zaproszenia Boga, by iść razem z Nim. Zatwardziałość to słyszeć głos, ale nie posłuchać go. Jakże nieskore są nasze serca do odpowiedzi na miłość Boga! Jakże nieskore są serca nasze do ufności, wiary i miłości. Tyle lat Bóg mówi do nas, a w nas wciąż niedowiarstwo! Tyle lat zapewnia o swojej miłości, a w nas ciągle wahanie! Tyle czasu Bóg prosi o miłość, a my dając jej namiastkę chcemy, aby Bóg się nią zadowolił. Dajemy skrawek swego życia, a chcemy cali znaleźć się w Niebie.

Módlmy się o łaskę Ducha Świętego, by dojrzeć w sobie tę zatwardziałość. Nie rozglądajmy się, nie patrzmy na innych. Spójrzmy na siebie. W sobie zobaczmy to, co do tej pory dostrzegaliśmy tylko u innych. Zauważmy tę cierpliwość Boga w nieustannym wołaniu nas ku nawróceniu. Zauważmy pełne miłości Jego starania, by nakłonić nasze serca ku miłości. Zauważmy Jego ciągłe próby, by ukazać nam swoją wolę i skłonić nas ku jej realizacji. Módlmy się, aby nasze serca nie były zatwardziałe. By nasze serca otworzyły się na głos Boga. By nasze serca odpowiedziały miłością na miłość idącą do nas z Nieba. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.