Ewangelia z komentarzem

Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?» W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec». Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?» Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: «Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał».

Komentarz: Ludzie szukali Jezusa. Ludzie bardzo często szukali Jezusa, schodzili się tłumnie, gdy pojawiał się w jakimś miejscu. Dlaczego to czynili? Pierwszą podstawową rzeczą to było to, iż zaspokajał ich podstawowe potrzeby. W tym przypadku nakarmił ich do syta. I to było najważniejsze. W wielu innych przypadkach przychodzili do Niego przede wszystkim dlatego, że uzdrawiał. Ludzie czuli, że jest to Ktoś, kto zapewnia im jedzenie, zapewnia im zdrowie, daje im to, czego potrzebują. Oczywiście, gdy przebywali w Jego towarzystwie, gdy słuchali Jego słów, czuli coś więcej. Ale ta dzisiejsza Ewangelia pokazuje, jak bardzo ważny dla człowieka jest byt, zaspokojenie podstawowej potrzeby – głodu, jak wiele człowiek może zrobić, żeby tę sprawę zaspokoić. Jednocześnie ten fragment pokazuje troszkę smutną rzecz. Ludzie ci szukali Jezusa nie dlatego, że był Mesjaszem, że objawiał im Boga, że mówił im o Bogu, ale przede wszystkim dlatego, że dał im jeść.

Gdybyśmy spojrzeli na siebie samych, tak bardzo dogłębnie, gdybyśmy starali się stanąć w prawdzie przed samym sobą, przed Bogiem, to okazałoby się, że bardzo często zwracamy się do Boga, aby zaspokoić własne potrzeby. Czynimy prawie wszystko, aby te potrzeby zaspokoić. Nawet, jeśli jest to związane w jakiś sposób z naszą wiarą, ze wspólnotą, to my zaspokajamy swoje potrzeby. Oczywiście ważne są te potrzeby i należy je zaspokajać, jednak zwróćmy dzisiaj uwagę na to, co jest istotne w relacji z Bogiem.

Bóg wychodzi do człowieka nie dlatego, by zaspokoić swoje potrzeby. Wychodzi z miłością. Cechą miłości jest otwartość, jest dawanie siebie, jest wychodzenie naprzeciw. Cechą miłości jest bycie dla innych, jest nie branie, lecz dawanie, a więc wyjście od siebie do innych. To jest cecha miłości! I Bóg właśnie taki jest. Cały jest Miłością i wychodzi do człowieka by dać miłość, by dać Siebie, by obdarzać człowieka łaską, błogosławieństwem, dobrodziejstwem, by obdarzyć człowieka miłością, która daje człowiekowi wieczność, daje szczęście. A więc relacja Boga do człowieka jest relacją miłości; miłości prawdziwej, doskonałej. Bóg czyni wszystko, aby tylko człowiek był szczęśliwy, a więc ofiarowuje samego Siebie, składa Siebie w Ofierze; do końca Siebie daje.

Jaka jest odpowiedź człowieka? Odpowiedzią człowieka zazwyczaj jest przede wszystkim próba przyjmowania tej miłości, ale w sposób tak niedoskonały, że wręcz raniący Boga, ponieważ człowiek traktuje Boga wręcz przedmiotowo. Człowiek podchodzi do Boga, by załatwić pewne sprawy, uzyskać pewne dobra, mówiąc brzydko – załatwia interesy. Zazwyczaj częściej do Boga się zwraca wtedy, niektórzy sobie dopiero o Bogu przypominają wtedy, kiedy mają niezaspokojone potrzeby; kiedy dzieje się coś w ich życiu, co wymaga poważniejszej interwencji, kiedy sami sobie z czymś nie radzą. Ale i my, którzy już w jakiś sposób uformowani jesteśmy, jakże często traktujemy Boga jako Tego, Który ma coś dać, coś załatwić, ma czymś nas obdarzyć. Jakże inna jest nasza relacja do Boga niż Boga do nas. Jego relacja – to dawanie całego Siebie, nasza relacja – to branie, oczekiwanie, że jeszcze coś Bóg da. I chociaż serca poruszane są, dotykane Bożą miłością i pragną odpowiedzieć tym samym, to bardzo szybko gasną i powracamy do tej smutnej relacji; relacji tego, kto przychodzi, aby załatwić interesy.

Nie znaczy to, że mamy nie prosić. Bóg nawet oczekuje, że będziemy prosić w różnych sprawach, będziemy przedkładać Mu sprawy różnych dusz. Ważne jednak jest nastawienie serca. Inaczej przychodzi dziecko do matki przytulając się, mówiąc, że mamę kocha. Opowiada mamie o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Jego relacja z mamą jest relacją miłości. Nawet, jeśli opowiada o swoich smutkach, to nie w interesie: mamo załatw! Po prostu z mamą się dzieli tym, co dobre, tym, co złe i kocha mamę. Mama kocha dziecko, z miłością obejmuje, tuli w ramionach i w tych ramionach dziecko doznaje szczęścia, ukojenia również w swoim cierpieniu. Natomiast inna jest relacja obcej osoby, która przychodzi do tej samej mamy, ale już jako do osoby obcej, by załatwić jakieś sprawy; chociażby przychodzi sąsiadka, by pożyczyć sól. Jest to zupełnie inna relacja.

Zwróćmy czasem uwagę na to, w jaki sposób klękamy do modlitwy. Dlaczego do tej modlitwy klękamy i jaki jest nasz stosunek do Boga w tym momencie? Czy nie jest to przypadkiem stosunek sąsiadki, która owszem lubi tę drugą sąsiadkę (przychodzi czasem przecież porozmawiać), ale przychodzi, aby pożyczyć sól, cukier, kawę, herbatę; przychodzi, aby poplotkować. Ale nie ma w tej relacji bliskości, nie ma miłości, jest coś innego. Bóg jest Tym, Który jest cały dla duszy. Matka jest tą, która jest cała dla dziecka i ona cała otwiera się na to spotkanie ze swoim dzieckiem. Kiedy ono przychodzi, ona całą sobą słucha, ona obejmuje go, ona kocha, z czułością patrzy. Słuchając już daje miłość.

I Bóg tak czyni. Kiedy przychodzisz, jesteś już obejmowany miłością. Bóg cały jest otwarty, cały słucha i cały obdarza Sobą od razu. Jesteś ukryty w Nim od razu. No i co ty wtedy robisz? Czy jesteś tym dzieckiem, które po prostu przytula się tak jak dziecko do matki i odwzajemnia miłość? Dziecko wcale nie musi nic mówić. Ono często przychodzi do mamy, aby się przytulić, czerpie miłość i daje. Owszem, ta jego miłość jest taka nieudolna, jakże słaba, egoistyczna jeszcze, ale jest to miłość dziecka, które przychodzi, aby przytulić się i okazuje miłość swojej mamie. Jest ta wymiana niejako miłości. Za chwilę odejdzie, pójdzie do swoich zabawek. Czy twoja relacja jest taka? Czy może tej sąsiadki, która tym razem przyszła po cukier lub też może poplotkować trochę, a może coś innego uzyskać? Może się dowartościować podczas rozmowy, bo brakuje jej tego dowartościowania w jej własnej rodzinie?

Pomyśl, co jest w twoim spotkaniu z Bogiem? Czy znowu chcesz coś uzyskać? Załatwić sprawy zdrowia, pracy, pieniędzy, czegoś tam jeszcze innego, bo się martwisz! Twoje zmartwienia są naturalne. Martwisz się o swoich bliskich, o swoje dzieci, swojego męża, żonę, swoich rodziców i tak po kolei załatwiasz przed Panem Bogiem i to, i tamto, i jeszcze coś innego. Ale, czy w tym jest twoje serce pełne miłości? Ty masz przychodzić do Boga z całym sobą, ale w miłości. Bóg spragniony jest też miłości. Owszem, On cały jest nastawiony na dawanie, ale jakże cieszy się, kiedy ty również przychodzisz do Niego, aby Mu powiedzieć, że Go kochasz. Zrobisz to nieudolnie, jak dziecko, ale jakże On się ucieszy z tego, że ty Mu powiesz, że Go kochasz; że twoje przyjście w ciągu dnia będzie powodowane nie tym, aby załatwić kolejną sprawę, ale żeby Mu po prostu powiedzieć, że Go kochasz.

Wielką radością Boga są dusze, które starają się odpowiadać na Jego miłość miłością ofiarną. To, można powiedzieć, nieco wyższy stopień miłości relacji człowieka do Boga. Bóg darzy ciebie miłością doskonałą; miłością, w której cały Siebie tobie oddaje, przekazując w ten sposób tobie swoje życie, obdarzając cię tym życiem, zanurzając ciebie w nim. Są dusze, które starają się odpowiedzieć Bogu tym samym. To jest przepiękna relacja duszy do Boga, kiedy dusza poruszona Bożą miłością, pragnie cała należeć do Boga, pragnie Go kochać całą sobą. Ona sobie zdaje sprawę z tego, iż jej miłość jest niedoskonała, że nie potrafi kochać, tak jak kocha Bóg. Ale ona pragnie, więc oddaje się Bogu taka, jaka jest. Oddaje siebie Bogu mówiąc Mu, aby czynił z nią, co chce. Ona wszystko chce czynić dla Niego. Każda czynność, zwykła, drobna sprawa ofiarowana jest Bogu. Ona z miłości chce każdy swój oddech Bogu ofiarować, chce wypowiadać każde słowo z miłości do Niego. To jest to podejście dziecka do matki w trakcie zabawy, tylko przytulenie się, by potem znowu wrócić do zabawy. Czyni to właśnie ta dusza w swojej codzienności. W różnych momentach dnia kieruje swoje serce ku Bogu, swoją myśl, ofiarowując Mu swoje drobnostki w pokorze. Cóż może innego ofiarować? A więc ofiarowuje Mu i ten uśmiech dany drugiej osobie, i tę zrobioną kawę współmałżonkowi. Ofiarowuje Bogu swoje zmęczenie i to, że pomimo zmęczenia jednak np. wymyje naczynia, posprząta w pokoju, pójdzie do sklepu z miłości do Boga. Uczyni coś, na co może nie ma ochoty, co nie jest jej wielką radością, ale pragnie ofiarować to Bogu. Jej stosunek do Boga, jej relacja z Bogiem przestaje być interesem, ona czyni coś z miłości. Ona ofiarowuje samą siebie z miłości za jakieś osoby, swoje drobne cierpienie, wyrzeczenie z miłości do Boga za jakąś sprawę, za jakąś osobę. To nie jest podchodzenie i załatwianie interesu. To jest miłość na pierwszym miejscu. I z tej miłości wypływa ofiarowanie, wyrzeczenie, podjęcie wysiłku, przyjęcie cierpienia – niech by było najdrobniejsze, naprawdę drobiazg – z miłości do Boga. Jakże wielką jest to radością Boga, przyjmowane jest i przemieniane w łaski. To, co jest drobiazgiem, Bóg przemienia w wielką sprawę.

Ta dusza także klęka i na modlitwie prosi w jakichś sprawach, ale gdy to czyni, to jej pierwszą modlitwą, jej pierwszym westchnieniem jest miłość, dziękczynienie, przepraszanie za swoje różne słabości, jest prośba o obmycie w Zdrojach Miłosiernych, jest błaganie o Ducha Świętego, by On pomagał jej więcej nie ulegać słabościom. I w trakcie tej modlitwy jest również ofiarowywanie Bogu osób i spraw, zanurzanie w Jego Miłosiernym Sercu. Jest skierowana modlitwa również do Świętych, do Aniołów, prośba o wstawiennictwo w różnych sprawach. A we wszystkim dusza się ofiarowuje Bogu za wszystkich, za wszystko z miłości.

W tej relacji duszy nie ma interesowności, nie ma biznesu, Bóg nie jest traktowany przedmiotowo jako Ten, Który ma coś dać, załatwić. To nie jest bankomat, gdzie się podchodzi i bierze kolejne pieniądze. To jest Osoba, którą dusza kocha całą sobą, do której podchodzi, aby zanurzyć się w miłości, dać miłość. A jednocześnie, przed którą pada na kolana, na twarz, przed którą korzy się, bowiem w tej relacji ona doznaje niezwykłej miłości Boga.

Bóg nie pozostaje jej dłużny. Im bardziej ona się Bogu ofiarowuje, im bardziej coś czyni z miłości do Niego, On tym bardziej obdarza ją swoją miłością, swoimi łaskami i przybliża ją do swojego Serca. I ona doświadcza tej miłości tak niezwykłej, tak cudownej, tak pięknej i tym bardziej ona korzy się przed Nim. Tym bardziej ona pragnie czynić wszystko z miłości. Następuje ciągła niejako wymiana miłości, ofiarowywanie siebie tej drugiej osobie. Jest to życie w miłości. Dusza nie zauważa, kiedy przemieniana jest w miłość. Przechodzi tę przemianę, co nie znaczy, że ona to widzi; ona może wcale tego nie widzieć. Samą siebie może doświadczać jako tę, która stale musi walczyć ze swoją słabością, stale musi przełamywać siebie. Ona może doświadczać siebie jako tę, która upada nieustannie i tym bardziej korzy się przed Bogiem. Ale jest zanurzana w miłości, jej serce przepełnione jest miłością. Jej relacja z Bogiem, to relacja miłości i relacja z ludźmi staje się relacją miłości. I w tym wszystkim jej potrzeby są zaspokajane, ale to nie one są przyczyną szukania Jezusa, dążenia do Niego, klękania przed Nim, otwierania się na Niego. Dusza tak zaznała miłości, że ona stale biegnie do Boga, bo tęskni za Nim, bo Go kocha, bo Go pragnie, bo chce być z Nim, chce należeć do Niego.

Dobrze by było, aby każdy z nas zobaczył tę różnicę, przyjrzał się scenie z dzisiejszej Ewangelii, popatrzył na siebie i zobaczył w świetle tej Ewangelii samego siebie. Jaka jest twoja relacja z Bogiem? Czy przypomina relację właśnie tej duszy, która tak bardzo ukochała, że odpowiada na Bożą miłość również miłością ofiarną? Czy może jest to relacja tych ludzi, którzy szukają Jezusa, bo im dał chleba? Może jest relacją tej sąsiadki, która przychodzi, aby również swoje jakieś sprawy załatwić, zaspokoić potrzeby? Może traktujemy Boga tak straszliwie jak bankomat, który ma nam dać, wypłacić pewne rzeczy, byśmy mogli załatwiać swoje sprawy?

Połóżmy serca na Ołtarzu z prośbą, by Bóg pokazał nam, jaka jest nasza relacja z Nim. Ponieważ On jest Miłością, nie musimy się obawiać. Nawet, jeżeli zobaczymy coś, czego nie chcielibyśmy wiedzieć, to Bóg uczyni to w taki sposób, tak czuły i pełen miłości, że naszą odpowiedzią będzie tylko jedno – wielkie pragnienie, aby przed Bogiem upaść na kolana, kochać Go i zmienić ten swój stosunek do Niego, odpowiedzieć miłością na miłość. A więc nie bójmy się położyć swoich serc! Prośmy, by oświecił nasze serca poznaniem, zrozumieniem, by oświecił miłością, by je wypełnił miłością! Prośmy, by odnowiła się, zmieniła się nasza relacja z Nim, by stała się tą właściwą, pełną miłości. Przyjmując Jezusa z ufnością przyjmujmy tę nową relację! Uwierzmy, że w ten sposób Bóg przychodzi do nas, by stworzyć na nowo nasze więzi z Nim, by stworzyć te właściwe więzi, by nam pomóc od nowa stworzyć bliskość w miłości. Nie lękajmy się położyć serc na Ołtarzu!