Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu

W Księdze Jeremiasza (Jr 17, 5-10) przedstawione zostały dwa obrazy – drzewo zasadzone nad rzeką, czerpiące swoimi korzeniami wodę z tej rzeki i drzewo zasadzone gdzieś na spalonej ziemi, z dala od źródła wody. Do tych dwóch drzew przyrównany został człowiek. Zatrzymajmy się chwilę nad tymi obrazami, aby zobaczyć, na ile nasze dusze przypominają jeden z nich.
Kim jest człowiek, który ma przypominać drzewo zasadzone nad rzeką? Drzewo czerpie wodę, a więc to, co jest najbardziej istotne do życia, dzięki czemu może rozwijać się, kwitnąć, owocować. Było powiedziane, że takie drzewo owocuje nawet pomimo niedogodnych warunków atmosferycznych. Mogą być różne sytuacje, ale to drzewo przetrwa, bo nieustannie ma możliwość czerpania wody. Człowiek, który czerpie z Boga, z Jego bliskości, z Jego Słowa, posiada w sobie życie. Pokarmem człowieka jest Boże Prawo, Boży porządek, Boże przykazania. Ciągłe trwanie w przykazaniach, ciągłe słuchanie Boga, ciągłe czerpanie życia z Jego Słowa daje człowiekowi możliwość rozwoju, możliwość owocowania. Daje siłę i moc, aby przetrwać wszelkie trudności. Pomimo zewnętrznych problemów człowiek czerpie ze źródła życia. Posiada w sobie życie i w związku z tym ostoi się pomimo burz i nawałnic, pomimo susz.

Natomiast człowiek, który nie czerpie z Boga, swego życia nie osadził na Prawie Bożym, nie żyje w bliskości Boga i nie słucha Go. Słowo Boże nie jest wyznacznikiem jego drogi, nie ma w sobie życia i z czasem ten brak życia objawi się w nim. To jest raczej wegetacja, powolne umieranie. W nim nie będzie zdrowych, dorodnych owoców. A gdy przyjdą trudności, susza, nie mając źródła, z którego mógłby czerpać – uschnie, zwiędnie, umrze.
W pierwszym czytaniu powiedziane było również, że człowiek, który nie czerpie z Boga nawet nie potrafi zauważyć, kiedy przychodzi do niego szczęście, a więc, kiedy Bóg mu błogosławi, kiedy udziela łaski, ponieważ żyje własnym życiem, czerpie nie ze źródeł życia, ale śmierci. Jego oczy są przesłonięte, ślepe i nie dostrzega tego, co Boże. Inaczej jest z człowiekiem, który korzenie swego życia zasadził nad rzeką. Jego spojrzenie jest spojrzeniem szerokim, otwartym. Żyjąc w bliskości Boga swoim sercem czuje bardzo wiele, dostrzega wiele, rozumie Boże sprawy. Otwarte serce widzi Boże działanie w swoim życiu i w życiu innych. Dostrzega niezwykłą łaskę, jaka spływa na niego i raduje się nią. Człowiek taki dostrzega swoje szczęście.
Spójrzmy na siebie. Zapewne pierwszą myślą przy obrazach tych drzew jest to, że my czerpiemy ze źródeł życia. Jednak należałoby spojrzeć bardziej na owoce.
– Czy owocujemy?
– Jeśli tak, to czy te owoce są dorodne, jędrne, świeże, soczyste?
– Czy niosą radość nam i naszemu otoczeniu?
– Czy w chwilach trudnych nadal korzenie nasze tkwią u źródła?
– Czy może okazuje się, że korzenie są na wierzchu i drzewo się przewraca lub też bardzo chwieje? Może podczas suszy zaczyna trochę podsychać lub więdnąć?
– Czy rzeczywiście wszystkie korzenie tkwią u źródeł życia?
Pokarmem dla duszy jest Słowo Boga. Na ile ten Pokarm jest przez nas przyjmowany? Na ile żyjemy Słowem Boga?
Dusze Świętych nigdy nie były martwe, ospałe, nigdy nie trwały w letargu. Dusze Świętych każdego dnia żyły pełnią życia tu na ziemi. Przeżywały różne chwile – trudne i łatwe, smutne i radosne, ale za każdym razem była to pełnia życia, ponieważ Jezus był ich życiem. To On nadawał temu życiu smak. Ich życie nie było mdłe, ale miało konkretny smak. Jezus kierował ich życiem. Otwartość dusz Świętych na Jezusa sprawiała, że one żyły Jego życiem, one widziały Go, swoim sercem czuły, słyszały. I wszystko, co wydarzało się w życiu Jezusa było też w życiu dusz. A Jezus żyjąc na ziemi nie przesypiał życia. Nie siedział leniwie w domu. Był bardzo aktywny. Dlatego też życie duszy nie może być życiem ospałym, życiem leniwca.
W czasie Wielkiego Postu Bóg zaprasza każdego z nas do zbliżenia się do Jezusa umęczonego – Jezusa, który przygotowuje się do Męki, który przeżywa tę Mękę, który umiera. W tym czasie aktywność duszy powinna być ogromna. Ze wszystkich swoich sił powinna ona starać się trwać przy Jezusie, by z Niego czerpać. On jest Źródłem życia. A więc ze wszystkich swoich sił dusza powinna starać się pokonać wszelkie swoje niechęci, swoje zmęczenie, wszelkie wątpliwości, aby co rusz klękać u stóp Jezusa, przypatrywać się Jemu, widzieć Go, kochać, współczuć z Nim, opatrywać Rany, tulić Go. I to nie wtedy tylko, gdy na modlitwie uklęknie i popatrzy na Krzyż. W czasie Wielkiego Postu dusza powinna starać się to czynić nieustannie – od rana do wieczora, podczas wszystkich zajęć i obowiązków. Nie włączać radia i słuchać kolejnego kanału, nie włączać telewizora, aby coś tam migotało, jak wypełnić pustkę w domu i w duszy, ale ze wszystkich sił powracać do Jezusa. To jest ta aktywność duszy. To jest zanurzaniem korzeni w wodzie życia. To jest czerpaniem prawdziwego życia. I wtedy nie ma mowy o usychaniu, o umieraniu. Wtedy dusza żyje, przemienia się, rozwija, kwitnie i owocuje. Wtedy wchodzi w niezwykłą relację z Bogiem, bardzo bliską, osobistą. Ale nie może być ospałą duszą. Kiedy dusza słucha i stara się być posłuszną głosowi Boga, dopiero wtedy zaczyna żyć prawdziwie.
W jaki sposób chcemy przeżyć Wielki Post? Zdaje się nam, że już tyle razy słyszeliśmy, jak go przeżywać i wiemy: tak, trzeba jednoczyć się z Jezusem, który przeżywa Mękę. Wszystko wydaje się znane, oczywiste, wiadome. Ale czy przy tym wszystkim w ciągu dnia tak się angażujemy, by wprowadzać w życie to, co wiemy? Często jest tak, że dusza, która dopiero co przeżyła nawrócenie, po raz pierwszy usłyszała, w jaki sposób ma przeżywać Wielki Post, czyni to z wielkim zapałem. Czasem nieudolnie, czasem jej to nie wychodzi, ale ona stara się i cały swój wysiłek kieruje na to, by dokładnie wypełnić to, co usłyszała. I wzrasta, przemienia się, uświęca. A obok żyje druga dusza, już dziesięć lat słyszy, w jaki sposób przeżywać Wielki Post, wie, że ma się jednoczyć z Jezusem umęczonym. I to wszystko. Ponieważ wie, jakiś niezbyt dobry pokój ją opanowuje, coś w rodzaju letargu. Nie ma w sobie czujności, jest uśpienie, bo ona wie i w związku z tym nie ma w niej dążenia ze wszystkich sił do jednoczenia się z Jezusem. Ona jest spokojna, bo ona to wie, bo już kolejny rok przeżywa w tej Wspólnocie. Powraca powoli do starego życia. Na początku, owszem – zachłysnęła się, szła, biegła ku Niebu, rozwijała się, przemieniała się, kwitła, owocowała, ale powoli te korzenie tak jakby skracały się. Już nie wszystkie sięgają źródła życia. Niektóre skierowały się ku pustyni. I gałęzie jakby trochę podeschły, liście już nie takie świeże, a owoce małe, niedojrzałe, kwaśne.
Jeśli chcesz wydawać owoce, prawdziwe, dorodne, jeśli chcesz rozwijać się, MUSISZ SWOJE KORZENIE ZAPUŚCIĆ GŁĘBOKO W ŹRÓDŁO ŻYCIA – W BOGA i nieustannie pilnować ich, by one tam były. A więc nieustannie słuchać Boga, nieustannie starać się być posłusznym tym Słowom, być wiernym Bogu. Każdego dnia od nowa, tak jak przy zakochaniu się, z wielką energią, świeżością podejmować wysiłek, trud, by trwać w Bogu, by być Mu wiernym, posłusznym; teraz w okresie Wielkiego Postu, by być z Jezusem podczas Jego Męki, wpatrywać się w Niego, kochać Go, dotykać Jego Ran, żyć Nim, żyć Jego życiem, Jego Męką. A gdy będziesz żyć Jego Męką nie będą cię interesować sklepy, zakupy, jakieś twoje dawne sprawy, zainteresowania, rozmowy z innymi. Przestaną cię interesować te sprawy, o których mówią inni, fascynują się, a które nic nie znaczą dla życia wiecznego. Nic! Mogą wręcz odciąć nas od źródeł tego życia. Jeśli ty będziesz trwać u źródeł życia – w Bogu, zobaczysz jak płytkie są rozmowy twoich znajomych, które ty też toczyłeś z nimi. Jak nieważne są te sprawy, które do niedawna jeszcze wydawały ci się takie istotne! Zobaczysz, że do życia nie potrzeba ci tego wszystkiego, czym się otaczasz, bo to wszystko to śmieci. Jedynym, czego ty potrzebujesz jest Bóg! To On jest Źródłem! On może uczynić ciebie wielkim drzewem, które ma przepiękne świeże liście, cudowne kwiaty, wspaniałe owoce. Drzewem, które nie zachwieje się w czasie wiatru, wichury, burzy, które nie uschnie, gdy przyjdzie susza, bo korzenie tkwią w Źródle.
Słuchaj tego, co mówi Kościół, bowiem Kościół prowadzi ciebie każdego dnia, tygodnia przez kolejne etapy życia Jezusa. Wprowadza ciebie w to życie, pomaga ci łączyć się z życiem Jezusa. Nie bądź samotnym wędrowcem, który sam sobie wytycza kierunek i idzie swoją drogą. TY SŁUCHAJ KOŚCIOŁA! Tyle wieków działania Ducha Świętego, tyle mądrości złożonej w Kościele, a jakże często puszczasz mimo uszu to, co się w nim wydarza! Jakże często traktujesz dany okres liturgiczny jako kolejny, znany, powtarzający się. Także czytania. Mówisz: żyję już czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat, słyszałem te czytania, Psalmy znam na pamięć. WIĘDNIESZ! USYCHASZ, JEŚLI TAK DO TEGO PODCHODZISZ! Słowo Boga w twoim sercu powinno nieustannie wybrzmiewać na nowo z wielką siłą i mocą, powinno budzić ciebie, rozradowywać, dawać tobie przeżycia mistyczne, doświadczenie obecności Boga, powinno wprowadzać ciebie w Mękę, w cierpienie, w radość Zmartwychwstania. A ty śpisz podczas czytań, podczas Ewangelii. Gdy kończy się czytanie Ewangelii zastanawiasz się, o czym było, bo właśnie już nie wiesz, nie pamiętasz. Usychasz.
Wielki Post – to czas przebudzenia. Bóg daje ci łaskę, abyś się obudził, zapuścił korzenie, zjednoczył się z Bogiem i rozwinął się w bujne drzewo. Abyś zbliżył się do Jezusa; Tego, który w sposób niezwykły, niepojęty objawia tobie swoją miłość. To objawienie miłości daje człowiekowi sens istnienia, tłumaczy wszystko, co się w życiu człowieka wydarza i ukazuje sens każdego wydarzenia.
Obudź się, aby zjednoczyć się z Bogiem, który przeżywając Mękę, właśnie wtedy żyje pełnią życia i objawia pełnię swojej miłości. Obudź się, aby zobaczyć to Objawienie, aby w końcu zrozumieć: Kim jest Jezus? Kim jest Bóg? Aby poznać Go. Aby tak się zachwycić, że padniesz na kolana przed Nim, zapłaczesz ze wzruszenia i nie będziesz w stanie wypowiedzieć ani słowa. Będziesz trwać u stóp Jego, doświadczając Jego miłości niepojętej, miłości płynącej z Krzyża. Będziesz czuł się kochany i będziesz kochał, doświadczając jednocześnie, jak niczym jest twoja miłość wobec Jego miłości. Zachwycać się będziesz miłością, którą otrzymujesz i będziesz pragnął kochać taką samą miłością. Dopiero wtedy poczujesz, że żyjesz, bo w końcu twoje korzenie znajdą Źródło.
Połóż swoje serce na Ołtarzu i proś Ducha Świętego, aby ci to wytłumaczył, bo bez Niego i dzisiaj wyjdziesz taki sam, jaki byłeś. A to jest najstraszniejsze, jeśli człowiek po spotkaniu z Bogiem odchodzi niezmieniony. Proś Ducha Świętego, aby ci wszystko wytłumaczył.

Modlitwa

Witaj, mój Jezu! Mój Ukochany! Dziękuję Ci za Twoją obecność! Dziękuję Ci za to, że objawiasz mi się w swojej Męce. Dziękuję Ci, że mogę Ci towarzyszyć, że chcesz, abym Ci towarzyszył. Dziękuję Ci, Jezu za to, że mogę być tak blisko Ciebie, gdy dokonujesz zbawienia ludzkości. Dziękuję Ci, że pozwalasz mi, abym był w każdym momencie Twego przyjmowania misji, Twego trwania w tej misji, Twego kroczenia drogą krzyżową. Dziękuję Ci, że pozwalasz mi być tak blisko cierpienia, niemalże zanurzasz mnie w tym cierpieniu. Dziękuję Ci, że pozwalasz zrozumieć, iż to, co się wydarza jest najważniejsze. Nie ma nic ważniejszego nad Twoją Mękę, śmierć i Zmartwychwstanie. Dziękuję Ci, że pociągasz moją duszę ku Sobie, aby przylgnęła do Ciebie, niejako przesiąkając Twoją Męką. Dziękuję Ci, że sprawiasz, iż moja dusza przenikana jest Twoim Duchem i uczestniczę w Twoim życiu. Dziękuję Ci, Jezu! Uwielbiam Ciebie!

***

Dziękuję Ci, Jezu za to, że przenosisz moją duszę, zabierasz ją, aby była przy Tobie w najtrudniejszym czasie. Ja wiem, Jezu, że ta możliwość bycia tak blisko jest dla mnie szczególną łaską, szczególnym darem. To nie ja Ci coś daję, to Ty udzielasz mi tak dużo. Ja wiem, Jezu, że potrzebujesz dusz, które by trwały z Tobą, towarzyszyłyby Tobie, pocieszałyby Ciebie. Ale z drugiej strony mam świadomość, że jestem tak małą duszą, iż niczym jest moje bycie przy Tobie. Potrzeba by tak wielu dusz, aby choć w niewielkim stopniu Ciebie pocieszyć. Nie dość, że doświadczasz tak straszliwej Męki, to jeszcze myślisz cały czas o duszach i wyszukujesz w świecie takich, które zechcą przyjąć Twoje łaski podczas Twojej Męki. O, tak Jezu, chcę być otwartą duszą, która przyjmie wszystko i będzie Ci towarzyszyć. Moja małość może niewiele dać Tobie, ale chociaż poprzez otwartość swoją przyjmę wszystko, co rozlewasz na świat. Tak wiele dusz nie przyjmuje Twojej miłości. Odrzuca, gardzi, obraża Ciebie. A ja będę tą duszą, która przyjmie wszystko. Może w ten sposób chociaż troszeczkę Ciebie pocieszę, ulżę Ci.
Panie mój, tak bardzo pragnę kochać Ciebie miłością nieskończoną, taką, jak Ty mnie ukochałeś. Tak bardzo pragnę Ciebie, Jezu! Pragnę przylgnąć do Ran Twoich. Tak bardzo pragnę każdej dotknąć. Tak bardzo pragnę zanurzyć się w każdej kropli Twojej Krwi. Tak bardzo pragnę ocierać Twoje czoło z potu, z Krwi, otrzeć Twoje policzki z łez. Tak bardzo pragnę! I wiem, mam świadomość, Boże, że Ty mi to umożliwiasz. To jest niepojęte! To jest cudowne! Dziękuję Ci więc za to wszystko, co staje się możliwym w moim życiu, w mojej duszy, a co po ludzku jest niewyobrażalne.
Całuję Twoje dłonie przybite do Krzyża, całuję Twoje stopy, Jezu! Całuję Rany na Twoich plecach, na Twoich piersiach. Całuję Ranę Twego boku! O, Panie mój, wtulam się w tę Ranę. Jakże cudowną jest! Panie, całuję Twoje Rany na głowie po cierniach. Miłością obejmuję Twoją twarz, oczy, policzki. Mój Jezu, jestem z Tobą do końca, do ostatniego momentu, do ostatnich chwil, kiedy przeżywasz tak straszliwe opuszczenie, kiedy do Ojca wypowiadasz słowa tak pełne bólu i cierpienia. Jestem z Tobą, Jezu, do samego końca. I cały przytulam się do Ciebie, gdy Twoje Ciało staje się już bezwładne, gdy powoli stygnie, gdy już nie ma w nim życia. Jestem z Tobą, Jezu, cały czas. Pragnę być z Tobą. I dziękuję Ci, że Ty dajesz mi tę możliwość. Za to wszystko, co dajesz mojej duszy, a co ją wprowadza w niezwykłą bliskość z Tobą – dziękuję Ci, Jezu. Och, będę błagać nieustannie Ducha Świętego, Matkę Najświętszą, Aniołów, Świętych, aby nigdy nie pozwolili mi odwrócić się od Ciebie. Aby nie pozwolili mi nie zauważyć Twoich łask, nie podejmować ich. Abym nigdy nie okazał niewdzięczności wobec tego wszystkiego, czym jestem obdarzany.
Panie mój, jestem przy Tobie! Miłości moja, jestem przy Tobie! Kocham Ciebie!

***

Dziękuję Ci, Boże! Czynisz rzeczy tak piękne z moją duszą. Otwierasz przed nią swój cudowny świat. Pragnę Ci podziękować za to, że towarzyszy mi w tym wszystkim Twoja Matka. Pragnę Ci podziękować za Maryję; za to, że uczyniła mnie swoim dzieckiem, że Jej Duch zamieszkał we mnie, że mnie prowadzi, opiekuje się mną, że wprowadza mnie do swego Serca, daje uczestnictwo w Jej życiu i pozwala mi czuć to, co czuje Jej Serce. A to są najpiękniejsze uczucia, najcudowniejsze doznania.
Dziękuję Ci za to, że uczyniłeś Maryję Matką wszystkich ludzi; że uczyniłeś Ją Pośredniczką między Tobą a nami, że obdarzyłeś ją tak niezwykłymi łaskami; za to, że możemy widzieć Twoje piękno w Niej, że dzięki Niej stajesz się nam bliski i bardziej zrozumiały.
Dziękuję Ci, Boże, za wszystko. Wszystko jest Twoją miłością, wszystko jest darem Twojej miłości, łaską, błogosławieństwem. Nie mam nic, co nie byłoby Twoją łaską. Wszystko, czego doświadczam, co mnie spotyka jest Twoim darem – darem miłości. Dlatego dziękuję Ci za każdą sekundę mego życia. Każdą! I przepraszam, że nie dostrzegałem tak często Twojej miłości, że sprzeciwiałem się, buntowałem, że chciałem uciec, zrezygnować. Panie mój! Teraz przyjmuję każdą, każdą sekundę i w każdej sekundzie wszystko, bo to Twój dar, Twoja łaska, Twoje błogosławieństwo, Twoja miłość, bo to Ty jesteś. Dajesz mi szczęście, Boże. Jestem szczęśliwy. Nie mam żadnego powodu, aby się smucić, płakać, aby być nieszczęśliwym. Natomiast mam tysiące powodów, aby się radować, Ciebie wielbić, Tobie dziękować. Och, Panie mój, jaki jesteś dobry, jaki kochany!
Cały oddaję się Tobie, Boże. Wszystko Ci oddaję. Chcę cały należeć do Ciebie. Poprzez przyjmowanie Twojej woli i jej pełnienie chcę Ciebie wielbić i oddawać Tobie chwałę. Proszę, dopomóż mi w tym, bo jestem duszą małą i potrzebuję we wszystkim Twojej łaski. Pobłogosław mnie, Jezu.

Refleksja

Miejmy w sercu obrazy tych dwóch drzew i czyńmy wszystko, aby być drzewem stojącym nad rzeką, nad wodą; drzewem o wspaniale rozrośniętych konarach, kwitnącym, owocującym, drzewem mocnym, silnym. Wystarczy, że będziemy posłuszni Bogu, że będziemy się Nim karmić. Wystarczy, że będziemy słuchać Kościoła. To wystarczy. To naprawdę wystarczy.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>