Konferencja: Maleńka droga miłości darem Boga dla współczesności

Maleńka droga miłości wydaje się być tak niepozorną drogą. Wobec współczesnego świata wydaje się być niczym, bez znaczenia. Często dusze nie chcą wchodzić na tę drogę, ponieważ jest małą, a współcześnie człowiek chce być wielki, chce coś znaczyć. Współczesny człowiek chce tylko sobie zawdzięczać swoje sukcesy, chce te sukcesy osiągać i być podziwianym. Współczesny człowiek chce stawać w miejscu Boga i odbierać należną Mu cześć. Chce być jak Bóg w różnych sferach życia. Sięgnął również po to, co jest domeną Boga – dawanie życia. Maleńka droga miłości jest całkowitym przeciwieństwem takiego sposobu patrzenia na świat, wszystkich ideologii, które rodzą się, powstają, trwają obecnie. Dlatego nie jest tak popularna. A człowiek tak bardzo wrósł we współczesny świat, przesiąkł jego ideami, że nawet jeśli zainteresuje się małą drogą, trudno mu ją realizować i wytrwać do końca, ponieważ małość, pokora, poczucie własnej bezsilności nie jest popularne. Popularne jest poczucie własnej mocy, samowystarczalność, pewien spryt, dzięki któremu człowiek osiąga swój cel, często kosztem swojego sumienia.

Mała droga miłości, droga dla najmniejszych jest tak naprawdę darem Boga dla współczesności. Jest okazanym miłosierdziem wobec ludzkości, jest lekarstwem dla niej. Kiedy doświadczamy jakiegoś przesytu w czymś, potrzeba czegoś całkowicie odwrotnego, aby uzdrowić, przywrócić równowagę. Dlatego Bóg daje taką duchowość. Liczy na to, że podejmie tę drogę wiele dusz, stając się w ten sposób pewnym antidotum na szalejące w sercach ludzkich zło, na brak Boga w życiu większości ludzi na ziemi. Skoro większość ludzi żyje bez Boga, a więc ma pustkę w duszy, potrzeba dusz, które całe oddadzą się Bogu, mając w sercu wszystko, czyli Boga. Skoro w sercach ludzkich panuje ciemność, potrzeba dusz, które staną się prawdziwym światłem. Ale muszą być całe wypełnione światłem, by rzeczywiście stawać się też światłem dla innych. Sęk w tym, że trudno duszom uwierzyć, iż nieczynienie czegokolwiek o własnych siłach, pozostawienie wszystkiego Bogu, pozwolenie, by Bóg wypełnił duszę i działał w jej życiu, że to jest rzeczywiście pomoc dla dusz współczesnych, że to działa. Nadal, mimo, że dusze wchodzą na maleńką drogę miłości, w swoim sercu podświadomie chcą o własnych siłach osiągać różne cele. Nie mają dostatecznej ufności w Bogu, nie dowierzają Bożej miłości, w związku z tym myślą, że muszą sobie w jakimś stopniu same poradzić.

Spójrzmy na Apostołów, na ich życie, na ich działalność po wylaniu Ducha Świętego. Zajęli się całkowicie głoszeniem Zmartwychwstałego Jezusa. Pozostawili wszystko. Do tej pory byli w większości nic nieznaczącymi ludźmi, w większości niewykształconymi, ludźmi prostymi. Po wylaniu się Ducha Świętego poszli na cały świat niosąc wszędzie Ewangelię. Nie zabezpieczali się w żaden sposób. A gdy głosili Słowo Jezusa, zawsze wszystkie znaki i cuda, które towarzyszyły im przypisywali Duchowi Świętemu i oddawali cześć Bogu. Doskonale wiedzieli, że w nich takiej mocy nie ma, że otrzymali ją do Boga. Z ludzi prostych, z rybaków stali się tymi, którzy uzdrawiali, a nawet wskrzeszali. Uwierzyli i wtedy stali się apostołami prawdziwie. Nigdy podczas swojej działalności nie przypisywali niczego sobie. Oburzali się wręcz, gdy chciano im, jako bogom oddawać cześć, gdy czynili znaki. Poświęcili wszystko, również swoje rodziny. Zostawili swoją pracę, domy, a zyskali o wiele więcej. Dopiero, gdy zostawili wszystko – jak się im wydawało – wszystko zyskali, czyli Boga. Teraz postrzegamy ich, jako wielkich Apostołów. Zresztą oprócz jednego wszyscy zginęli śmiercią męczeńską. Do tego rzeczywiście potrzeba wiary, ale przede wszystkim potrzeba miłości, która daje odwagę. W czasie prowadzenia apostolskiej działalności w swoich oczach nie byli wielcy, nie chełpili się jakąś własną siłą. Oni szczycili się Bogiem i oddawali chwałę Jezusowi. Maleńka droga miłości jest drogą całkowitego oddania się Bogu i zaufania Mu do końca. Jest drogą, na której człowiek, ponieważ oddaje wszystko i rezygnuje całkowicie z siebie, rzeczywiście zyskuje wszystko, czyli Boga. Bóg w tej duszy działa, kocha, modli się w niej, ufa, wierzy. To dar. Dusza świadoma swojej nicości uniża się tak bardzo, że przyjmuje od Boga wszystko. Wtedy Bóg działa w życiu tej duszy. Dusza ta znika, a żyje Bóg. Dlatego właśnie mała droga jest lekarstwem, ponieważ umożliwia Bogu przychodzenie na świat, do ludzi. Umożliwia Bogu poprzez dusze Mu oddane uzdrawiać, pouczać, ukierunkowywać, zbawiać.

Powołanie i przykład życia św. Tereski od Dzieciątka Jezus powinny nasze serca umocnić na tej małej drodze. Często dusze zniechęcają się nie doświadczając swojej mocy, swojej siły, nie czując, że coś czynią, a chciałyby to czuć, nie widząc konkretnych efektów swojej pracy, a chciałyby je widzieć. To pycha, która dominuje we współczesnym w świecie, dyktuje duszom chęć zobaczenia owoców swojej pracy, chęć poczucia własnej siły, chęć bycia na szczycie. Ona niestety, w różnym zakresie, ale jest w każdej duszy. Przez pychę dusze zniechęcają się, a niektóre rezygnują z maleńkiej drogi miłości. Życie takich dusz, jak św. Tereska, czy jak sł. B. s. Konsolata Betrone mają nam ukazać, że ta droga jest prawdą, że ma ogromny sens. W sposób szczególny powinniśmy umacniać się patrząc na życie Matki Bożej, całkowicie oddane Bogu. To życie zupełnie odmienne od współczesnego życia dusz. I tu nie chodzi tylko o warunki zewnętrzne, raczej o nastawienie serca. Życie Maryi oddane Bogu, całkowicie ukryte w Nim, przyniosło jeden najważniejszy Owoc – Jezusa. On w Niej został zrodzony. Maryja zniknęła, a zaczął żyć Bóg. Jezus jak gdyby żył w miejsce Jej Osoby, Ona była ukryta w Nim. To Jezus dokonał zbawienia ludzkości. Oczywiście często dusze mówią: no tak, ale Matka Boga miała szczególne łaski. Prawdą jest, że łaski były, ale każda dusza na miarę misji, jaką Bóg jej powierza i powołania, jakie otrzymuje, takie łaski od Boga dostaje. Dostaje dokładnie to, czego potrzebuje w swoim życiu. Nie dostaje większych łask, bo ich nie potrzebuje. Zmarnowałaby je. Nie dostaje mniejszych, ponieważ wtedy Bóg nie wykazałby się miłością. Byłby niesprawiedliwy, oczekując więcej niż dusza może dać. Otrzymuje dokładnie tyle i takie, jakich potrzebuje, by zrealizować powołanie, jakie Bóg duszy daje i by zrealizować misję, do której te łaski są jej potrzebne. Więc mówienie: gdybym miał, tak jak dany Święty, takie wspaniałe dary, ooo, to zrobiłbym dużo, jest nieprawdą. To wymawianie się. Bóg zanim ci uświadomił twoje powołanie już cię obdarzył potrzebnymi łaskami, byś je wypełnił. Już osadził cię w danym środowisku, otoczył odpowiednimi ludźmi, wcześniej dał pewne zdolności, inteligencję, umiejętności, cechy charakteru. Osadził cię w rzeczywistości, chociażby społecznej, gospodarczej, politycznej. Wszystko to przez Boga zostało przemyślane, przewidziane. Osadzony zostałeś w konkretnej rzeczywistości, w której właśnie ty możesz zrealizować dokładnie swoją misję, czy powołanie.

Bóg zaprosił ciebie na maleńką drogę miłości, a więc zapragnął uczynić ciebie światłem w panujących obecnie ciemnościach. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w środku nocy, gdzieś na jakimś polu. Niebo jest zachmurzone, a więc nie ma światła księżyca czy gwiazd, jest totalna ciemność. Jeśli zapalimy jedną zapałkę, jej płomień będzie niewielki i niewiele da światła – tylko tej osobie, która tę zapałkę zapala i w dodatku na krótko. Jeśli na tym wielkim ogromnym polu rozstawimy kilka osób w odległości kilkadziesiąt lub kilkaset metrów jedna od drugiej i każda zapali zapałkę, to też niewiele będzie światła. Każda będzie miała to światło dla siebie. Ale jeżeli te osoby zbliżą się do siebie, a będzie ich coraz więcej, wspólnie razem dadzą światło, które zacznie rzeczywiście rozświetlać ciemności. Jeżeli to światło nie będzie tuż nad ziemią, ale zostanie wyniesione nieco wyżej, rozświetli większy teren. I z daleka widać je będzie, do którego zaczną się zbliżać inni. Dlatego Bóg nas złączył we wspólnotę. Sami zapalilibyśmy tylko zapałkę, która zaraz by zgasła i na tym zakończyłaby się nasza maleńka droga miłości. Kiedy jesteśmy razem, rzeczywiście tworzymy siłę, jesteśmy mocą i możemy rozświetlać ciemności, które uwierzmy, zapanowały na ziemi; ciemności nieprzeniknione, a więc nie przechodzi światło księżyca, gwiazd, nic. Jest ciemność totalna, choć tym, którzy tkwią w tych ciemnościach wydaje się, że jest jasno. To jest ich dramatem. Jeżeli nie ukażemy prawdziwego światła, a więc jeśli dusze żyjące w ciemnościach nie zobaczą, co jest prawdziwym światłem, nadal będą tkwiły we własnym przeświadczeniu, że one mają światło.

Starajmy się na tej małej drodze nie zniechęcać się. Takie spotkania, jak wczorajsze, dzisiejsze – Jubileusz 10-lecia spotkań w Gietrzwałdzie – są umocnieniem dla naszych dusz, potwierdzeniem prawdziwości tej drogi, że rzeczywiście maleńka droga miłości prowadzi prosto do Boga; że na tej drodze można doświadczyć Bożej obecności, że jest ona drogą świętości. Ta droga jest nie tylko dla nas błogosławieństwem, ale jeśli my nią idziemy staje się błogosławieństwem dla wielu innych dusz, które z czasem również ją przyjmą jako swoją.

Maleńka droga miłości wymaga wytrwałości, codziennego wysiłku. Nie można osiąść na laurach. Dzisiaj jest pięknie, więc zapominam o akcie miłości i następnego dnia troszeczkę sobie folguję, bo żyję emocjami z poprzedniego dnia. Niestety, emocje nie wystarczą, by trwać prawdziwie na tej drodze. Dobrze jest zachować w sobie radość i pamięć chwil, kiedy wielbiło się Boga i doświadczało się Jego bliskości, powracać do nich pamięcią, a jednocześnie mieć świadomość, że jest nowy dzień i zaczynamy swoją drogę cały czas od nowa. Każdego dnia potrzebny jest wysiłek. Każdego dnia walczymy, ponieważ szatan nie robi sobie wakacji, bo wczoraj był Wieczernik, on raczej wtedy wzmaga swoje działania. Tym bardziej więc należy całymi sobą uchwycić się tej drogi. Trzeba niejako wczepić się w nią tak bardzo, zjednoczyć się z nią, aby ta droga i dusza były jedno. Żyjąc stale duchowością małej drogi, mimo jakichś zniechęceń czy wątpliwości dusza nie zboczy, nie odejdzie, nie zrezygnuje, ale będzie ciągle szła naprzód wierząc, że właśnie postępując w ten sposób ratuje dusze, staje się w Kościele światłem przyciągającym inne dusze do Boga.

Pragnę wam podziękować, że dzięki wam, dzięki pracy wielu osób, w różny sposób zaangażowanych wczoraj i dzisiaj, wiele dusz mogło doświadczyć Bożej obecności, Bożej miłości. Wiele też dusz przekonało się do tej drogi, bardziej zainteresowało się nią, bo nie wszystkie osoby uczestniczące w spotkaniach Wieczernikowych tą drogą do tej pory szły. A jednak właśnie wczoraj i dzisiaj doświadczyły dotyku miłości. Ich dusze zostały pociągnięte na tę drogę. Dziękuję wam za to. Nasze zadanie jednak się nie kończy, teraz trzeba się modlić, aby dusze wytrwały na tej drodze.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>