Cały świat na nowo zobaczył Miłosierne Oblicze Boga

Jezus_MiłosiernyBóg jest Miłością. Stworzył nas z miłości i otacza nieustannie miłością. Żyjemy w miłości. Wszystko, co nas spotyka, płynie z miłości, jest darem Bożego Serca. Bóg umiejscowił człowieka w miłości. Rzeczywistość, która otacza człowieka jest miłością i wszystko, co Bóg zaplanował wobec człowieka jest podyktowane miłością. Wszystko, a więc również i Przykazania są podyktowane miłością. Są darem, łaską Boga dla człowieka, aby był szczęśliwy.

Odpowiedzią człowieka wobec takiego obdarowania również powinna być miłość – miłość, która samą siebie całkowicie oddaje Bogu; która sprawia, iż dusza miłująca Boga pragnie żyć tylko dla Niego i pragnie być Jemu posłuszna. Jednak słabości człowieka często przeszkadzają mu w życiu miłością. Każdy sprzeciw wobec woli Bożej jest brakiem miłości, brakiem umiłowania Boga. Kiedy zaś człowiek sprzeciwia się woli Bożej, wtedy doświadcza cierpienia – on i bardzo często otoczenie. Przez nieposłuszeństwo duszy powołanej do jakiegoś zadania, cierpi nie tylko ona, cierpią również inne dusze.

Dusza, która wypełnia wolę Bożą otwiera swoje serce na szczególne łaski, które płyną nie tylko do niej, ale poprzez nią płyną na innych – na Kościół. To można zaobserwować w życiu wielu Świętych, również w życiu św. Faustyny, dzisiaj wspominanej. Św. Faustyna walczyła, by wypełnić wolę Bożą. Ze wszystkich sił starała się być posłuszną Jezusowi – posłuszną temu, co słyszy w swoim sercu. Ze wszystkich sił, a wiązało się to z cierpieniem, często z upokorzeniem. Zdecydowała się na wszystko, aby wypełniła się wola Boża w niej samej. Cały świat na nowo zobaczył Miłosierne Oblicze Boga. Jedna dusza odpowiedziała Bogu „tak” i Kościół zaczął na nowo żyć Bożym Miłosierdziem. Ono przecież istniało. Bóg jest Miłosierny; nie tylko był, nie tylko będzie, czy jest, ale Bóg po prostu jest Miłosierny zawsze. Zawsze! Niemniej jednak pewne przymioty Boże Kościół co jakiś czas na nowo odkrywa. Św. Faustyna pozwoliła na nowo odkryć dar Bożego Miłosierdzia i za jej pośrednictwem spływają łaski na dusze i na Kościół.

Zobaczmy, jak niezwykle ważna jest odpowiedź duszy na głos Boga. Dusza nie musi wiedzieć, jak wielkie rozpoczyna dzieło. Często Święci nie zdawali sobie sprawy z rozmiaru dzieła. Zazwyczaj dzieło rozpoczynało się od jednej osoby, bardzo często w ukryciu. Rozwijało się tylko w tej wybranej duszy, doskonaląc ją, uświęcając. Dopiero po jakimś czasie wychodziło na światło dzienne. Często jest tak, że na to światło dzienne wyprowadza dzieło inna osoba, również przez Boga powołana, niekoniecznie ta, od której dzieło się zaczyna. Nieraz Święci umierają nie doczekawszy tu na ziemi rozwoju dzieła, ale patronują mu z Nieba i ono się rozwija.

Boże Miłosierdzie – niezwykły i wielki, potężny przymiot Boga, dzięki któremu życie duszy może całkowicie zostać przemienione. Dusza może doświadczyć szczęścia. Jest to wielkie Dzieło, a rozpoczęło się poprzez małą duszę – prawdziwie małą, pokorną i posłuszną Bogu. Spójrzmy na św. Tereskę od Dzieciątka Jezus – też poprzez tak maleńką duszę rozpoczęło się na nowo w Kościele spostrzeganie Boga, jako Ojca miłującego swoje dzieci; Boga Ojca, który jest Miłością. I też dzieło to rozwijało się najpierw w duszy św. Tereski. Także św. Franciszek usłyszawszy głos Boga, odpowiedział na ten Głos, wyśmiany przez innych, odrzucony przez bliskich. W nim to dzieło najpierw się rozwijało i ukształtowało go. Potem przyłączyli się do niego inni. Teraz mamy świadomość, jak wielkie to dzieło. Takich dzieł w Kościele jest więcej. Wszystkie zgromadzenia – jest ich tak dużo – miały swój początek w sercach, które usłyszały głos Boga i które dały się poprowadzić. Poświęciły swoje życie, wszystko. Jakże często doświadczały odrzucenia, niezrozumienia, ośmieszenia. Ileż to razy dusze te nawet były przez jakiś czas niezrozumiane przez władze kościelne, przez swoich przełożonych, a dopiero potem dostrzeżono Boże działanie w ich życiu i w ich sercach. Przywracano im dobre imię i zaczynano przyjmować drogę, którą Bóg poprzez te dusze wytycza.

Nasza Wspólnota również jest dziełem Boga; dziełem, które Bóg przeprowadza poprzez dusze, a więc poprzez słabe, małe dusze, które upadają, które nie zawsze potrafią pełnić wolę Bożą w sposób doskonały. Każdy z nas gdyby spojrzał na siebie oczami prawdy, zobaczyłby liczne niedociągnięcia, swoje słabości, liczne nieposłuszeństwa. A poprzez nieposłuszeństwo cierpi sama dusza, ale cierpią i inni. Jednak Bóg potrafi wyprowadzić dobro również z tego, co nie było dobrem, potrafi posłużyć się i maleńkimi duszami. I poprzez nas Bóg przeprowadza dzieło tak, by zajaśniało w Kościele i służyło Kościołowi i duszom. Dobrze by było jednak, abyśmy mieli na uwadze to, co dzieje się, kiedy nie staramy się w pełni realizować Bożej woli. Nie należy tu nikogo czynić odpowiedzialnym – każdy w tej Wspólnocie jest odpowiedzialny za Dzieło i każdy może być takim biblijnym Jonaszem, który, jeśli ucieka przed wolą Bożą, przyczynia się do cierpienia innych. Dobrze by było patrzeć na siebie, nie na innych. O wiele łatwiej jest u innych zobaczyć jakieś wady, słabości czy upadki. Trzeba raczej spojrzeć na siebie, aby uderzyć się w piersi i postanowić, że od tego momentu będę starał się wypełniać wolę Bożą najlepiej jak potrafię, całym sercem – oddam swoje życie, by Bożą wolę wypełnić; poświęcę wszystko, aby Bóg we mnie, w moim życiu został uwielbiony.

Bóg od człowieka oczekuje ciągłej refleksji, ciągłego zastanawiania się, co było dobrem, a co złem w danym dniu, jakie były wybory, gdzie była wola Boża, a gdzie jej zabrakło, gdzie realizowało się swoją własną, aby czym prędzej powrócić do woli Bożej i aby wypełniać ją tak, jak się potrafi najlepiej. Wypełnianie woli Bożej jest odpowiedzią na miłość, na to wszystko, czym Bóg człowieka otacza, czym obdarza z miłości. Cokolwiek dusza czyni wobec Boga niech ma świadomość, że ma być miłością. Nie powinna się czuć nigdy ograniczona, zniewolona, przymuszona, bo wszystko, co Bóg daje jest darem miłości i służy dobru tej duszy. A więc do czegokolwiek powołuje, też służy tej duszy. To prawda, że czasami może być ciężko i trzeba przełamywać samego siebie, pokonywać w samym sobie różne przeszkody, aby pójść za wolą Bożą, ale zawsze to pójście będzie odpowiedzią na miłość. Zawsze Boże zaproszenie jest zaproszeniem do miłości. Cokolwiek to zaproszenie by oznaczało, jest miłością. Człowiek tylko wtedy okazuje Bogu miłość, kiedy stara się wypełniać Jego wolę. Kiedy realizuje swoją, sprzeciwia się Bożej miłości. Nie okazuje miłości Bogu, tylko trwa w swoim egoizmie czy swojej pysze. Człowiek jest słaby i upada, nie należy więc zrażać się swoimi upadkami, a tym bardziej nie należy się załamywać. Trzeba jak najszybciej zwrócić się do Bożego miłosierdzia, okazując wielką ufność, wyciągając dłonie, prosząc, aby Bóg na nowo duszę postawił na drodze powołania i aby pomógł iść tą drogą. W ten sposób przynosić będziemy Bogu radość, a Jego Serce, wzruszone naszą ufnością, będzie wylewać kolejne łaski.

Starajmy się jak najszybciej zapominać o różnych przykrościach, które doznajemy od siebie nawzajem. Przebaczajmy sobie, bo Bóg nam przebacza. Bóg przebacza nam o wiele więcej niż my powinniśmy przebaczyć bliźniemu, więc nie czynimy niczego wielkiego, żadnej łaski, jeśli przebaczamy. Przebaczając wypełniamy wolę Bożą. Czynimy to, co należy do nas, co jest powinnością każdej duszy.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i poprośmy o odwagę, siły i wytrwałość, byśmy nieustannie kroczyli drogą wyznaczoną przez Boga, nieustannie realizowali Jego wolę.

Modlitwa

Dziękuję Ci, Jezu, za dar miłości. Dziękuję Ci! Twoja miłość mnie otacza i wyraża się we wszystkim. Szczególnie dziękuję Ci za Eucharystię i za Ciebie obecnego w Eucharystii. Dziękuję Ci, że przychodzisz w sposób niepojęty, niewyobrażalny. Ty, Bóg przychodzisz do mojego serca, a ja nie potrafię nic powiedzieć i nic uczynić. Jestem samą słabością, jestem nikim. W sposób niepojęty moje serce doznaje miłości. Wiem, że to Twoja miłość. Ty tłumaczysz mi, iż nieprawdą jest, że jestem nikim, ponieważ miłość Twoja wywyższa mnie do najwyższej godności Twego dziecka. Owszem, mam liczne słabości, prawdziwie duszą najmniejszą jestem, ale Twoja miłość nadaje mi nową godność. Dzięki Twojej miłości jestem kimś ważnym, bo dzieckiem Twoim. To jest największa godność, jaką może posiadać człowiek – być dzieckiem Boga, z całym dziedzictwem, ze wszystkim. To jest niepojęte! To jest cudowne! Za to Ci dziękuję, Jezu i za to Ciebie uwielbiam. A jednocześnie przepraszam, że nie potrafię tego w pełni zrozumieć i docenić. Moje serce jest tak słabe, że nie rozumie wartości, jaką nadajesz mojej duszy. Nie rozumie daru, jakim jesteś Ty Sam w moim sercu poprzez przyjście w Komunii św. Wybacz mi, Jezu! Wybacz mi moje liczne niewierności, nieposłuszeństwo; to, że tak często sprzeciwiam się Twojej woli. Wychodzi, Panie, moja wielka słabość. We mnie są pragnienia, aby Ci służyć i one pochodzą od Ciebie, ale we mnie też jest ludzka strona, a więc pragnienie, by spełniać swoją wolę, swoje zachcianki, by służyć sobie – przepraszam Cię, Jezu!

Chcę wypełniać Twoją wolę. Proszę, umacniaj moje serce w tym pragnieniu. Chcę w ten sposób okazywać Ci miłość, bo chcę Cię kochać miłością największą.

***

Doświadczam, Jezu, bardzo mocno swoich słabości. Widzę je. Każdego dnia ubolewam, że nie potrafię być Ci wierną i posłuszną. Zasmucają mnie moje upadki. A gdyby nie Twoja miłość, zapewne zapłakałabym się na śmierć nad swoją grzesznością. A Twoja miłość jest tak cudowną. Twoja miłość pochyla się nade mną. Choćbym nie wiem jak upadła, Twoja miłość patrzy na mnie z wielką czułością. Wyciągasz ręce do mnie i pragniesz podnieść mnie wysoko. Kiedy pozwalam Ci, abyś mnie wyciągnął z błota, przytulasz mnie do swego Serca i słyszę tak piękne słowa miłości, tak czułe. O, Panie, nie mogę się dalej smucić – Twoja miłość jest tak cudowną. Trudno mi pojąć, dlaczego tak kochasz. Trudno mi pojąć, że mnie tak kochasz. Ale Twoja miłość, która dotyka mego serca przekonuje mnie w jednym momencie, że jestem umiłowaną duszą, wybraną; że moja dusza staje się oblubienicą Twoją i do Ciebie już należy. Tylko łzy szczęścia mogą pojawiać się na mojej twarzy, bo nie mogę się już smucić. Twoja miłość, tak piękna, przynosi radość i szczęście. Oddaję się więc Tobie, Jezu, z wielką ufnością, że Ty nie patrzysz na moją nędzę. Patrzysz na wartość moją, jaką Sam mi nadałeś poprzez Krzyż.

O, Panie, kiedyż będę w stanie Ci podziękować za to wszystko? Kiedy będę mogła odwdzięczyć Ci się? Nigdy! Bo Twoja miłość jest tak wielka. Większa od całej wieczności, przez którą będę Ciebie wysławiać i Tobie dziękować. Bądź uwielbiony, Boże!

***

Obdarowujesz mnie, Boże, w sposób niepojęty. I prawdziwie jest to obdarowanie, bo za darmo to wszystko czynisz. Kiedy staram się rozważać, co czynisz, Boże, z moją duszą, jak wielki dar składasz w niej, przeraża mnie rozmiar obdarowania. Przerasta wszystko, całą mnie. Pragnę ukryć się w Tobie, Boże, cała się w Tobie zatopić, byś przenikał mnie Sobą, by wielkość Twoja, nieskończoność, wieczność stawała się życiem mojej duszy, abym ja mogła stawać się cząstką Twoją, cząstką Ciebie.

Nadal, Boże, nie potrafię rozważać Twojej miłości. Wybrałeś sobie takie nędzne „nic”, aby tak hojnie obdarzyć. Chciałeś zapewne obdarować w największy sposób, bo jeśli ktoś potrafiłby Tobie podziękować, to już nie byłoby to aż tak wielkie obdarowanie. A tak dar Twojej miłości przewyższa i przerasta wszystko, co moje. Ja, nędza sama, nie potrafię Ci za to podziękować. Dlatego dar jest tym większy, im mniejsza jest dusza, którą obdarowujesz. Ale cieszę się ze swojej małości, bo wtedy tym hojniej mnie obdarowujesz, bo moja małość przyciąga Ciebie, bo tym bardziej pochylasz się nade mną, jako nad swoim dzieckiem, które potrzebuje Ciebie w każdym momencie.

Dziękuję Ci więc, że uczyniłeś mnie tak małą, że nie posiadam nic, że mogę jedynie pokazać Ci moje puste dłonie, bo nic w nich nie mam, co mogłabym dać Tobie. Ja wiem, Boże, że kiedy pokazuję Ci puste dłonie, a Ty z jeszcze większą hojnością obdarowujesz i wypełniasz mnie całą darem największym – samym Sobą. Uwielbiam Ciebie, Boże, w tym Darze niepojętym!

***

Chcę nieustannie Ci dziękować, Jezu, chcę Cię kochać, chcę kochać miłością największą. Chciałabym objąć Ciebie całego swoją miłością. Ufam, Jezu, że Ty wlewasz w moje serce miłość i że mogę kochać. Proszę Ciebie, uzdalniaj mnie do takiej miłości, która wszystko oddaje, wszystko poświęca. Uzdalniaj mnie do takiej miłości, dzięki której będę pełnić Twoją wolę. Uzdalniaj mnie do miłości odważnej, wytrwałej, abym nie rezygnowała z drogi, którą pokazujesz. Proszę, uzdalniaj mnie do miłości.

Skoro Ty jesteś Miłością, to jedyną rzeczą, jaką dusza powinna czynić jest miłować Boga. O, Panie, jakże pragnę kochać. Tylko tyle. Ja po prostu chcę kochać. Boże mój, nie muszę czynić wielkich rzeczy, nie muszę być kimś, nie chcę. Ja chcę kochać! Wiem, że to miłość sprawia, iż człowiek żyje dla Ciebie, wypełnia powołanie swoje i naśladuje Ciebie. Miłość jest wszystkim. Nic innego tak nie upodabnia duszy do Ciebie, jak miłość. Nic innego się nie liczy. Nie ma nic innego ważniejszego, tylko miłość. Chcę kochać! Pragnę kochać! Chcę, abyś całą mnie przemienił w miłość. Chcę zniknąć w Tobie, w miłości. Chcę stać się miłością. Chcę całemu światu objawiać Twoją miłość. Chcę, by miłość zatriumfowała w każdym sercu, w każdej duszy, zapanowała na całym świecie. O, Panie, jakże pragnę miłości! Udziel mi tej łaski. Wypełnij moje serce miłością, przemień mnie całkowicie w Siebie i pozwól, że będę na całym świecie głosić Twoją miłość. To wystarczy. Tylko miłość! Kocham Ciebie, Boże!

***

Pragnę, Boże, by moje życie stało się jednym wielkim uwielbieniem Twojej miłości. Pragnę, by stało się jednym wielkim aktem miłości. Ponieważ ja jestem samą słabością, a Ty jesteś Wszechmocą i kochasz mnie, ufam, że to uczynisz. Nie wiem jak, ale nie muszę wiedzieć. Ufam, że moje słabości, moje częste upadki nie będą dla Ciebie przeszkodą. Proszę Ciebie, Jezu, umacniaj mnie nieustannie w pragnieniu, by być miłością. Pobłogosław nas, Jezu.

Refleksja

Obdarzeni miłością, starajmy się na nią odpowiedzieć. WIERNOŚĆ, POSŁUSZEŃSTWO, UFNOŚĆ – NIECH BĘDZIE WYRAZEM NASZEJ MIŁOŚCI. Starajmy się wypełniać wolę Bożą najlepiej, jak potrafimy. Nie uciekajmy od niej. Miejmy poczucie odpowiedzialności za to, co czynimy. Pan Bóg ma wobec każdego z nas swój plan. Każda dusza ma służyć Kościołowi, a więc poprzez służbę ma przyczyniać się do jeszcze większej miłości w Kościele. Uciekając od swego powołania, uniemożliwiamy miłości rozprzestrzenianie się poprzez nas i nie wyrażamy wobec Boga miłości. Zasmucamy Go. Dlatego niech każdy z nas stara się jak najlepiej wypełniać wolę Bożą, bez względu na to, jaka ona jest. Każdy ma swoje powołanie w Kościele. Nie wszyscy muszą być wysoko na świeczniku. Są i tacy, których w ogóle nie widać, a jednak każdy ma wypełniać swoje zadanie, bo do tego otrzymał potrzebne predyspozycje, łaski, umiejętności, dary. Zamiana powołań sprawi jedynie większy ból i grzech.

Niech nikt nie pragnie więc, innego powołania niż to, które Bóg mu daje. Niech każdy z nas przyjmuje je jako dar miłości i odpowiada miłością. Bóg nam w tym wszystkim będzie błogosławił – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>