Konferencje, modlitwy, adoracje na Boże Narodzenie – materiały na dni skupienia

Świętych Młodzianków z Betlejem 

Co dalej z Życiem, które zostało złożone w nas

Wprowadzenie 

Każda osoba, która wytrwale stara się uczestniczyć w życiu wspólnoty jest wielką radością. A dzisiejszy temat jest niezmiernie ważny, bowiem będziemy mówić, co dalej z życiem, które podczas Świąt Bożego Narodzenia zostało złożone w nas.

Do każdego z nas przyszedł Jezus. I to nieważne, czy ktoś to odczuwał czy nie. Postarajmy się z wiarą przyjąć, że Bóg podczas Adwentu przygotowywał nas, by na nowo zagościć w naszych sercach, by przynieść swoje życie, objawić się w naszym życiu, jako Bóg pełen mocy; Bóg, który króluje. Jest Królem nie tylko naszych serc, ale jest Królem wszechświata. Dzisiaj będziemy starali się przyjąć tę prawdę, że Bóg zamieszkał w nas na nowo i pragnie, by każdy z nas na Jego obecność, na Jego życie otworzył się. Bóg pragnie, abyśmy rozpoczęli nowe życie, tak jak cały świat rozpoczął niejako na nowo swoje istnienie właśnie wtedy, kiedy Bóg zstąpił na ziemię. Narodziny Jezusa wszystko przemieniły. Aniołowie radowali się, ponieważ wydarzenie to było wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju – do tej pory takiego wydarzenia nie było. Swoim uwielbieniem Boga chcieli oddać Mu chwałę nie tylko tak, jak oddawali do tej pory w Niebie, ale chcieli oddać Mu chwałę w imieniu całego stworzenia. Łączyli się z całym stworzeniem, by w każdym wielbić Boga, oddawać Mu chwałę.

Ten Bóg przyszedł do każdego z nas i zamieszkał w sercu. Aniołowie łączą się z nami, by Go nieustannie w naszych sercach adorować, a więc towarzyszą nam. W naszym sercu razem ze swoim Synem jest i Maryja. Ona w nas przyjęła Go w swoje ramiona. Jest Pośredniczką – pośredniczy pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Nie inaczej, ale właśnie poprzez Jej pośrednictwo otrzymujemy Jezusa. Dzień Narodzin był najpiękniejszym i takim go czyni Maryja w naszych sercach. Jest w każdym z nas i w swoich objęciach trzyma Jezusa. A jednocząc się z Nim, żyjąc razem z Nim, pragnie włączyć każdego z nas do tego zjednoczenia – do życia, które dzieli razem z Jezusem.

Odmawiając dzisiaj Radosne Tajemnice Różańca św. starajmy się otwierać serca na tę prawdę – BÓG JEST MIEDZY NAMI, POŚRÓD NAS; BÓG JEST W NAS. To niepojęta prawda, niezwykła, niepojęta tajemnica. Spróbujmy otwierać się na nią, rozradować się nią. Spróbujmy uwielbić Boga każdym słowem modlitwy, całymi sobą dziękować Mu za to, czego dostąpiliśmy i w czym uczestniczymy cały czas. Maryja, Boża Matka, razem z nami będzie się modlić, uwielbiać Boga, dziękować Mu i kochać Go.

***

Rozpoczęła się nowa era – Chrystus się narodził. W każdym z nas rozpoczęło się nowe życie. Jesteśmy teraz przemienieni, nowi i mamy nawiązywać nowe relacje z Bogiem. Mamy otwierać swoje serca na nowo, na nowo spojrzeć na Boga, na swoje życie z Nim. Wszystko zostało odnowione. Czasem trudno jest człowiekowi uwierzyć, szczególnie wtedy, kiedy w swoim sercu nic nie czuje, nie doświadcza żadnych niezwykłości. Jednak niech przekona nas logiczna argumentacja – nie zwykły człowiek, ale Bóg przyszedł na ziemię. To wydarzenie jest już samo w sobie niezwykłe i musi ze sobą nieść zmiany. Skoro Sam Bóg zstąpił na ziemię, do serc ludzkich, to znaczy, że zaczęło się nowe. Każdy z nas rozpoczął już nowe życie. Teraz od nas zależy, w jaki sposób będziemy je przeżywać, w jaki sposób będziemy przyjmować to nowe życie, które zostało w nas złożone. Otwierajmy swoje serca w pokorze, w uniżeniu, ale z radością, że Bóg zamieszkał w każdym z nas.

Konferencja (Mt 2, 13-18) Rozpocznijmy życie w głębokim zjednoczeniu z Jezusem

Wydarzenia, o których dzisiaj czytamy w Ewangelii (Mt 2, 13-18) są strasznymi wydarzeniami. Śmierć małych dzieci przyszła znienacka. Ich rodzice nie mogli utulić się w żalu przez długi, długi czas. Wielkie cierpienie unosiło się z ziemi do Nieba. Gdy jednak spojrzymy na to troszeczkę inaczej będziemy mogli zrozumieć, chociaż w jakimś stopniu to, co się wydarzyło.

Bóg zstąpił na ziemię, uświęcając wszystko, co na niej było. Wraz z Jego przyjściem już nastawało Zbawienie. Jednak szatan nie chciał ustąpić miejsca – wściekał się ogromnie. W różny sposób starał się umniejszyć znaczenie tego wydarzenia. Starał się zrobić wszystko, aby to wydarzenie wręcz wymazać. Już wcześniej zawładnął sercem Heroda, który czynił straszne rzeczy. Tak bardzo owładnięty był żądzą władzy, że dał się poprowadzić szatanowi. Dla zdobycia i utrzymania władzy zabijał kolejne osoby, również członków swojej rodziny – synów. Szatan mścił się. Nie widząc już sposobu, chciał zabić Jezusa. Ale przecież to Bóg! Jest Królem, Stwórcą i nie podlega stworzeniu. Szatan więc uczynił coś innego – wzbudził ogromny lęk, sprawił ogromne cierpienie wielu, wielu ludziom, a Heroda pociągnął na samo dno piekła. Skoro nie mógł dotknąć Jezusa, to chciał przynajmniej utrudnić życie Świętej Rodzinie.

Wszystkie dzieci, które zginęły wtedy, zginęły za Jezusa, choć nie były tego świadome. Dostąpiły od razu chwały Nieba, gdy tylko Jezus dokonał Zbawienia całej ludzkości. W tym wielkim nieszczęściu, którego doświadczały całe rodziny poprzez wiarę można zobaczyć łaskę, jakiej dostąpiły niewinne dzieci. Trzeba jednak patrzeć oczami wiary, inaczej człowiek w swoim sercu zacznie źle interpretować te wydarzenia i będzie miał złą ocenę wszystkiego. Trzeba otworzyć serce, aby łącząc się w ogromnym cierpieniu ze wszystkimi rodzicami zabitych dzieci, łącząc się w cierpieniu maleńkich dzieci, które krótko, a jednak cierpiały przed śmiercią, zobaczyć światło z Nieba, opromieniające każdego, kogo dotyka ten dramat. Trzeba starać się zobaczyć łaskę, która prowadzi te dzieci od razu na łono Ojca Niebieskiego; łaskę, która dotyka serc rodziców cierpiących po stracie swych maleństw, a która od tej pory będzie im towarzyszyć. Dokonało się coś strasznego, ale tak jak w każdym wydarzeniu można starać się zobaczyć światło, które pomaga w odpowiedni sposób zinterpretować dane wydarzenia, tak tutaj należy zobaczyć światło samego Jezusa, obdarzającego łaską całe rodziny, niejako dziękując za oddane życie, za cierpienie, dzięki któremu Jego życie zostało ocalone i mógł bezpiecznie wzrastać w Egipcie.

To, że Świętej Rodzinie udało się ujść z życiem nie oznacza życia lekkiego i przyjemnego. Uciekali pod osłoną nocy, biorąc ze sobą przede wszystkim to, co potrzebne było Jezusowi. Nie mogli zabrać całego wyposażenia domu, wzięli tylko kilka ważnych przedmiotów. Udali się w daleką drogę bez żadnego zabezpieczenia, do kraju, którego nie znali. Szli nic nie wiedząc, co Ich spotka i w jaki sposób będą żyć. Prowadzeni przez samego Boga, przez Jego wysłannika Anioła, wiedzieli jedno, że muszą chronić Jezusa. Ich życie należało do Niego, więc o swoim życiu nie myśleli wtedy. Myśleli o Nim. Ktoś mógłby powiedzieć, że było Im łatwiej, ponieważ mieli Jezusa, a to Bóg, więc na pewno Bóg Ojciec o Niego zadba, a pośrednio i o Nich. To prawda, mieli Jezusa – Ich największy Skarb, Ich radość i troskę, ale nie żyli otoczeni jakimiś niezwykłymi zjawiskami. Dotykali zwyczajnej rzeczywistości. Nie byli zawiezieni do Egiptu specjalnie podstawionymi pojazdami. Uciekali w ciemnościach, drżąc o Jezusa. Chronili się w różnych miejscach, aby przeczekać ewentualny pościg. Musieli zadbać o żywność, ponieważ nie było żadnych zajazdów, które czekałyby z ciepłym posiłkiem na Świętą Rodzinę, a więc dotykali najzwyklejszej, szarej rzeczywistości. W Egipcie nie było bankomatów, a Oni nie mieli kart bankomatowych, aby wydobyć pieniądze, kupić mieszkanie, pożywienie i otworzyć własny biznes.

Bardzo rzadko ludzie zastanawiają się nad ucieczką Świętej Rodziny, co to znaczy, że musieli uciec do Egiptu i tam przeżyć kilka lat. Często wydaje się ludziom, że to takie oczywiste, że Maryja z Józefem wiedli zwykłe życie – proste i łatwe, bo z Jezusem. Zauważmy, że przez kilka ładnych lat nie mieli własnego domu. Wyszli z Nazaretu jeszcze we dwójkę. W Betlejem urodził się Jezus, a tam już nie mieli własnego domu. Jezus urodził się jako bezdomny. I musieli uciekać do Egiptu. Nie dość, że nie mieli domu, to nie mogli mieszkać we własnej ojczyźnie. Byli wśród obcych. Dopiero po kilku latach mogli powrócić. Żyli biednie i doświadczali wszystkiego, czego doświadczają zwykli szarzy, biedni ludzie. Nie mieli łatwiej z powodu wychowywania Syna Boga. Dotykali prawdziwej rzeczywistości, często brutalnej, trudnej, zimnej, czasem bolesnej. Ale prawdą jest, że cały czas żyli z Jezusem. To, że Ich wzrok skierowany był na Jezusa, że żyli dla Niego, wszystko czynili z myślą o Nim trzymało Ich w jakichś ryzach i nie pozwalało zajmować się sobą, popadać w jakieś niepokoje czy obawy o przyszłość. Żyli z Jezusem z dnia na dzień, borykając się z biedą, ale cały czas z Jezusem i dla Niego. On był światłem Ich Rodziny, Ich radością, dlatego nigdy nie byli smutni, nigdy nie rozpaczali nad problemami materialnymi. Zawsze wiedzieli, że żyją dla Jezusa i że Bóg otacza nad Nimi swoją opiekę, że On zawsze wyprowadzi Ich z każdej trudnej sytuacji. Zaufali Mu, uwierzyli. Ich życie nie należało już do Nich. To nie tylko Maryi życie nie należało do Niej, Józef podobnie – swoje życie oddał Jezusowi i Maryi. Stał się najwspanialszym Opiekunem.

Dlaczego mówimy dzisiaj o tym? Powinniśmy przecież radować się Narodzinami Jezusa. Życie duszy, która oddaje się Bogu i która konsekwentnie idzie drogą, którą Bóg jej wytycza, która Bogu ślubowała oddać wszystko – całą siebie, ma przypominać życie, jakie wiodła Maryja z Jezusem i cała Ich Rodzina, a więc również Józef. Bóg złożył na Ich ręce swojego Syna. Dał Im Go. Jedyne, co Oni zrobili, to otworzyli serca, powiedzieli Bogu: tak. Nie tylko Maryja powiedziała Bogu: tak, Józef też. Od momentu, kiedy powiedzieli Bogu: tak, Ich życie się zmieniło, a od Narodzin Jezusa była już diametralna zmiana. Wtedy cali zwróceniu byli do Niego, Ich spojrzenie nieustannie było na Niego skierowane i wszystko, co czynili, czynili z myślą o Nim. Był Ich radością. Nie było chwili, aby o Nim nie myśleli.

Bóg i w nasze dusze złożył Jezusa. Jezus przyszedł do naszych dusz. To wydarzenie jest niemalże porównywalne z wydarzeniem, jakie miało miejsce w Betlejem. Od tej pory nasz wzrok ma być skierowany nieustannie na Jezusa, który żyje w nas. Każda czynność ma być wykonywana ze względu na Niego. On powinien stać się radością naszą. Tak jak opromieniał Świętą Rodzinę i Ich życie, tak opromieniać może i nasze życie. Oni doświadczali nieraz bardzo trudnych chwil. Ze względu na obecność Jezusa Bóg nie stworzył dla Nich pałacu i całej armii wojska, która by Ich chroniła od wszystkiego. Nie dał góry pieniędzy, aby Im wystarczyło na całe życie. Żyli zwykłym życiem. Tak samo my będziemy wieść swoje zwykłe życie, ale z Jezusem. Dla Maryi i Józefa Jezus stał się całym Ich Skarbem, Ich radością, nadzieją, przyszłością, wszystkim. Tak samo i my, jeśli Go przyjmiemy jako całe swoje życie, całą radość, całą przyszłość, nasze życie choć nadal szare, odmieni się. Nie spodziewajmy się ułatwień, materialnej odmiany, zmian niezwykłych. Nie spodziewajmy się, że od tej pory Pan Bóg pozałatwia jednym pstryknięciem palca wszystkie problemy. To nie tak. Jezus wszedł w nasze życie. Wprowadza pokój do naszych serc, daje nam swoje światło, byśmy mogli lepiej rozwiązywać swoje problemy. Pewne rzeczy lepiej rozumiejąc, widząc jaśniej możemy podejmować decyzje w zgodzie z wolą Bożą. Bardzo ważne jest by w swoim życiu, jakie teraz wiedziemy, z wiarą podjąć tę niezwykłą łaskę obecności Jezusa w nas:

Z WIARĄ I UFNOŚCIĄ SIĘ DO NIEGO ZWRACAĆ,

PRAWDZIWIE Z WIARĄ ROZMAWIAĆ Z NIM I Z NIM RÓŻNE SPRAWY OMAWIAĆ,

MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, ŻE ON JEST, ŻE TOWARZYSZY NAM NA KAŻDYM KROKU.

Czasem wydaje się nam, że gdy w życiu jakiegoś Świętego pojawił się Jezus, zamieszkał w sercu, to ten Święty na pewno fruwał do samego Nieba. Nie musiał już zajmować się sprawami doczesnymi, bytowymi chociażby. Wszystko było łatwe, sympatyczne, wspaniałe, opromienione niezwykłościami. Bardzo często, kiedy Święty przyjął Boga do swego serca, kiedy Jezus zamieszkał w nim, po kilku dniach takiego uniesienia rozpoczynał się trud życia, nieraz wydawało się, że wręcz w ciemnościach. I ten Święty musiał wykazać się wiarą. Gdyby opierał się na swoich uczuciach i emocjach, na oczekiwanych ewentualnie niezwykłościach, bardzo szybko zszedłby z drogi świętości.

Trzeba przyjąć, uwierzyć, że Jezus zamieszkał w tobie. Trzeba zwrócić się do Niego tak bezpośrednio i poprosić Go, aby od tej pory był Panem twego życia. Trzeba przedstawić Mu, że się jest małą duszą i w związku z tym oczekuje się od Niego, że wszystkim się zajmie i że poprowadzi na tej nowej drodze, której jeszcze się nie zna do końca. Tak jak Święta Rodzina poszła zupełnie w nieznane – do Egiptu, tak i my na tej nowej drodze, z Jezusem zamieszkałym w naszym sercu, możemy z ufnością, z wiarą udać się też w nieznane, ale z Jezusem, skierować wzrok na Niego i tylko Nim się zająć. Wtedy nie będziemy myśleć, jak ma wyglądać nasza przyszłość, jakie czekają nas problemy, trudności, w jaki sposób Pan Bóg załatwi takie czy inne sprawy. Idziemy z Jezusem i ON NIECH BĘDZIE NAJWAŻNIEJSZY. Gdziekolwiek się znajdziemy, tam będzie nasz dom, bo tam będzie Jezus. Jakakolwiek nadarzy się sytuacja – przyjmiemy ją, bo w tej sytuacji będzie Jezus. I zachowamy pokój, bo On jest naszym Pokojem. Z radością będziemy patrzeć na Niego, jak wzrasta, jak się rozwija, bo On jest w centrum naszego życia. Jest naszym Przewodnikiem, Światłem, Mądrością, która w nas teraz jest. Jezus jest w nas, w nas mieszka. Jest Królem i Panem, Mocą i siłą, która w nas teraz jest. Do Niego należy wszystko. Łatwo jest uwierzyć, że do Boga należy ziemia i wszystko, co ją napełnia, ale gdy chodzi o własne serce i życie, wtedy trudniej. Teraz tak jest. Teraz i my należymy do Boga – nasze życie i wszystko, co w nim jest. Możemy być spokojni, bo On – Król i Władca – wszystkim się zajmuje, a my mamy tylko Go posłuchać, iść za Nim, w Niego się wpatrywać, tylko Jemu ufać, Jemu wierzyć, słuchać, rozważać, kochać, poddać się Mu całkowicie. I przyjdzie czas, że Bóg z Egiptu sprowadzi z powrotem do domu, tak jak to uczynił ze Świętą Rodziną. Nadal żyli ubogo, ale byli szczęśliwą Rodziną, bo był Jezus. Przez cały czas, kiedy rósł, dojrzewał, stawał się mężczyzną, życie toczyło się ze względu na Niego, z Nim, przy Nim. Wszystkie wydarzenia życia można było przyjąć, przeżyć, dlatego, że On był z Nimi. Chwile trudne również. Również tak trudne, jak śmierć Józefa. I potem, gdy Maryja bardzo często zostawała sama, bo Jezus szedł do ludzi, wędrował od miasta do miasta, również wtedy, choć z dala, to jednak byli złączeni i Jej życie należało do Niego. Nadal wszystko czyniła ze względu na Niego. Nieustannie był obecny w Jej życiu, w Jej Sercu. W największej próbie, jakiej doświadczyła podczas Jego męki i śmierci, On dodawał Jej sił, Jego miłość, obecność, zjednoczenie Ich Serc. I potem, gdy wstąpił już do Ojca, a Maryja jeszcze została na ziemi, Ich Serca nadal były złączone i nadal żyła wpatrując się w Niego, nadal dla Niego i wszystko czyniła ze względu na Niego.

Jeśli chcemy właśnie takie życie rozpocząć, w głębokim zjednoczeniu z Jezusem, WYSTARCZY POWIEDZIEĆ BOGU: TAK! Bo łaska została już dana – Jezus już jest w naszych sercach. Podczas Mszy św. połóżmy je na Ołtarzu i poprośmy Ducha Świętego, aby pomógł nam powiedzieć Bogu: „tak” i pomógł przyjąć Jezusa i żyć z Nim we własnym wnętrzu.

Dziękczynienie po Komunii św.

Jezu, kiedy w noc Bożego Narodzenia przyszedłeś do mojego serca i powiedziałeś: Oto Jestem! panował wielki pokój w moim sercu. Była taka cisza, że zastanawiałem się nad realnością tego, co się wydarza, czy Ty przemawiasz w głębi mego serca. I rzeczywiście prawdą jest to, co powiedziałeś, że muszę usunąć mur własnej niewiary, braku miłości, abym mógł spotkać się z Tobą i żyć już tak zawsze z Tobą w moim wnętrzu.

Dziękuję Ci, Jezu za to, że towarzysz mi nieustannie we wszystkim. Nie zawsze pamiętam o Tobie, nie zawsze też mam siły, aby zwracać się do Ciebie. Jednak moje życie zmieniło się, bo nawet wtedy, kiedy jestem zmęczony i już nie mam sił, aby jeszcze trwać na modlitwie, aby jeszcze rozważać Twoje Słowo, nawet wtedy mając pokój w sercu ja wiem, że Ty jesteś przy mnie. Cieszę się, Jezu, że mi towarzyszysz. Widzę też, że nie muszę robić różnych rzeczy za wszelką cenę. Mam robić tyle, na ile mnie stać. Nie oczekujesz ode mnie jakichś wielkich ofiar czy czynów.

Dziękuję Ci, Jezu, że zamieszkałeś w moim sercu. Dokonało się to w ciszy nocnej, w wielkim pokoju. Ale od tej pory wiem, że jesteś. Mam w sobie pewność, że Ty jesteś. Bez względu na to, co ja czynię – Ty jesteś. Dziękuję Ci, Jezu!

***

Zamieszkałeś we mnie, Jezu. Nie czuję się przez to pewniejszy w wierze. Doświadczam nadal swojej bezsilności wobec tak wielu spraw, wobec samego siebie. Ale mam jedno – pokój w sercu. I z tym pokojem zwracam się do Ciebie nieustannie. Wiem, że Ty jesteś, że Ty patrzysz, Ty prowadzisz, chronisz. Wszystko robię pod Twoim okiem przy Tobie, z Tobą. Różnie mi to wychodzi, ale każdą rzecz, czynność ofiarowuję Tobie. W każdej sprawie należę do Ciebie i zawsze moje serce Ciebie kocha. Moją modlitwą staje się moje życie. Ja wiem, Jezu, że modlitwa jest przede wszystkim wtedy, gdy człowiek uklęknie i zwraca się do Ciebie. Wiem, że, gdy się klęka okazuje się i szacunek, i poddaństwo. Ale ja teraz czuję, Jezu, w swoim sercu, że nawet wtedy, kiedy nie klęczę, ale trwam w moim sercu przy Tobie, również wtedy się modlę, choć nie wypowiadam słów. Cokolwiek robię, staje się to moją modlitwą, czynię z myślą o Tobie. A kiedy jestem zmęczony i nie mam sił już, aby uklęknąć i więcej czasu Tobie przeznaczyć w tradycyjnej modlitwie, to ja wiem, że całe moje serce jednoczy się z Tobą. I moje zmęczenie też staje się modlitwą. Cieszę się, bo cały jestem Twój. Całym sobą dziękuję Ci za dzień, za wszystko, co się wydarzyło, za wszelkie dobro, którym obdarzyłeś mnie. Modlę się całym sobą – moje ciało, dusza, mój umysł, po prostu modlą się – są całe Twoje. Lubię, Jezu, te chwile, kiedy nie muszę rozmawiać z innymi, ale mogę należeć do Ciebie we wszystkim, kiedy moje myśli są modlitwą – należą do Ciebie. Ręce, choć zajęte pracą też należą do Ciebie, pracę wykonuję ze względu na Ciebie. Cały jestem Twój we wszystkim, a Ty jesteś cały mój. Jesteś we mnie.

Przepraszam Cię, że nie jestem do końca świadomy łaski, jaka mi towarzyszy. Przepraszam Cię, że nie potrafię docenić tego wszystkiego, co mi dajesz. Będę starał się jeszcze bardziej nieustannie zwracać się do Ciebie i żyć z Tobą. Niech to będzie moje dziękczynienie, uwielbienie i oddawanie Tobie chwały. Niech to będzie wyznawanie Tobie miłości. Kocham Ciebie, Jezu!

***

Dziękuję Ci, Boże, za wszystko! Tym słowem chciałbym objąć każdą Twoją łaskę, każde dobro w moim życiu, bo nawet nie potrafię wymienić, ponazywać tego wszystkiego, co mi dajesz. Gdy zagłębiam się w te łaski, widzę ich coraz więcej. Myślę, że nie starczyłoby mi życia na ziemi, aby wszystko wymienić. Dziękuję Ci więc, Jezu, za wszystko – za wszystko, z czego zdaję sobie sprawę i z czego nie zdaję. Pewnie tego drugiego jest o wiele więcej.

Dziękuję Ci, że zamieszkałeś w moim sercu – za to Ci szczególnie dziękuję. Cały się Tobie oddaję i proszę, abyś mnie dalej prowadził; abyś udzielał mi swojego Ducha, bo wiesz, że we wszystkim, w każdej sprawie, sytuacji, w każdej sekundzie bardzo potrzebuję Ciebie. Chcę być Ci posłuszny, prowadź mnie, Jezu. Proszę Ciebie, pobłogosław nas na tej nowej drodze życia razem z Tobą. Pobłogosław nas, Jezu.

Pamiętajmy!

W naszych sercach Maryja przyjmuje Jezusa. Żyje z Nim w zjednoczeniu i nas włącza w to zjednoczenie. Pamiętajmy, aby oddawać Jej swoje życie, aby nic nie czynić samemu, ale pozwolić, by to Matka Boga włączała nas w życie Boże, płynące pomiędzy Bogiem, Matką, a teraz również nami.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>