Konferencje, modlitwy, adoracje na Boże Narodzenie – materiały na dni skupienia

30 grudnia – Patrzmy na Świętą Rodzinę

Patrzmy na Świętą Rodzinę. Niech Ona będzie dla nas wzorem prawdziwej miłości, wzorem doskonałych relacji międzyludzkich. Józef przyjął z rąk Maryi Jezusa. Jego serce doznało przemiany. Stał się prawdziwym opiekunem Jezusa i Jego Matki. Jego serce wypełniała miłość pochodząca z Nieba. Była darem Boga otrzymanym w momencie przyjęcia Nowonarodzonego Dzieciątka. Serce Jezusa i Maryi pełne były Bożej miłości. Zatem trzy serca wypełniała Miłość Doskonała. To ona jednoczyła w sobie czyniąc relacje w tej Rodzinie pełne Bożej miłości i uświęcając wszystkich. Czyniąc prawdziwie świętą Rodzinę.

Zwracamy naszą uwagę na fakt, iż to Miłość jednoczyła serca Świętej Rodziny i to ona była „atmosferą” Jej domu. Wszyscy w niej stanowili mały Kościół. Każdy wzrastał nieustannie w nim. To Boży dar dla Rodziny z Nazaretu. Jezus, Maryja i Józef otoczeni Bożą miłością, bardzo ściśle otuleni Bożą miłością mogli wypełniać swoje powołanie pomimo licznych zewnętrznych przeciwności.

I my dzisiaj przyjmijmy dar Świętej Rodziny do naszych serc. Przyjmijmy również jako wspólnota. Bowiem mamy wzorować się na Świętej Rodzinie tworząc wspólnotę serc złączonych miłością Boga. My również w niej mamy wzrastać. My również tworzymy mały Kościół. W Świętej Rodzinie otrzymuje z Nieba łaskę. To ona będzie nas umacniać i jednoczyć. Ona będzie nas wspierać i „podpowiadać” drogę do jedności.

Zaprośmy dzisiaj do naszych serc Jezusa, Józefa i Maryję, aby mogli uczyć nas, jak być Kościołem, jak kochać, jak trwać w miłości, jak pełnić swoje powołanie dla dobra dusz, dobra Kościoła. Niech Święta Rodzina błogosławi nas.

30 grudnia – Anna służyła Bogu w modlitwie i postach

Warto spojrzeć wstecz na mijający rok, by przyjrzeć się wierności powołaniu

Dzisiaj zwróćmy naszą uwagę na maleńki fragment Ewangelii, na zdanie, które mówi o tym, iż Anna służyła Bogu w modlitwie i postach. I czyniła to właściwie przez całe swoje życie.

Człowiek jest bardzo słaby, niewytrwały w swoich postanowieniach. Człowiek jest niecierpliwy, chciałby szybko osiągnąć swoje cele. A kiedy coś wymaga dłuższego czasu, procesu, pracy, wysiłku, niestety bardzo często rezygnuje z osiągnięcia swego celu. Cel osiągają nieliczni, wytrwali.

Prorokini Anna miała zapowiedziane, że za jej życia, służąc Bogu w postach i modlitwach doczeka się zapowiedzianego Zbawiciela. Była duszą oddaną Bogu; duszą, która wszystko powierzyła Najwyższemu. On zaś dał jej tę jedną obietnicę. Często tak jest, że Bóg powołując duszę daje jej jakąś obietnicę. Oczekuje od duszy jedynie wierności i wytrwałości na obranej drodze. Patrząc na życie Świętych można zauważyć tę zależność. To właśnie w nich wypełnia się Boża obietnica, w nich wypełnia się Boży plan, poprzez nich Bóg realizuje swoją wolę, jako że są wierni Bogu; jako że konsekwentnie realizują drogę powołania.

Przeróżne są drogi różnych Świętych. Obietnice dawane przez Boga również. Każdy wypełnia inne powołanie. Ale na każdej drodze potrzebna jest wierność, potrzebna jest wytrwałość. Gdyby Anna nie była wierna temu, czego się podjęła, gdyby nie była wytrwała na swojej drodze, nie doczekałaby się Jezusa, bo nie byłoby jej w tym czasie w świątyni. Wielu Świętych, gdyby nie byli wytrwali, gdyby nie byli wierni Bogu nie doczekaliby się tak wspaniałej realizacji, spełnienia ich życia. Dzieła, które zapoczątkowali, a które rozwinęły się często na całym świecie, nie mogłyby realizować się, gdyby nie ich wytrwałość, gdyby nie ich wierność. Kiedy patrzy się na życie Świętych, kiedy się czyta ich dzieła, bądź też opisy ich życia, człowiek zazwyczaj podziwia, zachwyca się, często serce poruszone pragnie również iść tą samą drogą. Jednak różnimy się od Świętych. Różnimy się właśnie brakiem wytrwałości, brakiem wierności.

Bóg realizuje swoje dzieło. Ale do realizacji tego dzieła potrzebuje dusz Mu wiernych, dusz wytrwałych; dusz, które będą szły za Nim pokornie i posłusznie nie ze względu na jakieś błyskotki, jakieś radości, jakieś nagrody. Bóg oczekuje, że dusze pójdą za Nim ze względu na Niego, a nie ze względu na to, że otrzymają po drodze jakieś nagrody. Dusze idą za Bogiem zachwycone Bożą łaską, dotykiem Bożej miłości, poruszone Bożą obecnością, a więc pociągnięte czymś, co jest swoistym cukierkiem. Jednak Bóg nie karmi duszy cały czas cukierkami. Cukierek nie jest zdrowym pokarmem. Jest przyjemnością, jest radością, ale nie może stanowić właściwego pokarmu duszy, tak jak słodycze nie mogą stanowić trzonu odżywiania ludzkiego. Organizm ludzki szybko by się rozchorował. A dusze idą za Bogiem ze względu na cukierki, na błyskotki, na przyjemności. Nawet, jeśli duszę pociągnie jakiś ascetyczny sposób życia, jakże trudno jej wytrwać na takiej drodze.

W życiu duchowym Bóg na początek objawia się duszy, ukazuje swoją miłość, dotyka serca tą miłością. I rzeczywiście dusza doświadcza swego rodzaju cukierków duchowych. Ale na tej drodze Bóg pragnie duszę zainteresować miłością, by potem próbowała wchodzić w głębię nie patrząc na cukierki, ale wpatrując się w samego Boga; nie oczekując łakoci, błyskotek, ale dążąc do niezwykłej bliskości z Bogiem.

Droga do bliskości, do zjednoczenia z Bogiem nie jest drogą łatwą. Nie ma na niej samych rozkoszy duchowych. Dusza, którą Bóg powołuje potrzebuje być formowaną. Ta formacja nie jest jedynie karmieniem duszy przyjemnościami. Tak, jak każda formacja wymaga również swego rodzaju bolesnych doświadczeń, wymaga wysiłku, wymaga pracy, wymaga wyrzeczeń. Gdy duszę dotyka formacja, początkowo niejako siłą rozpędu jeszcze w nią wchodzi, ale im dalej, im więcej potrzeba własnego wysiłku i wytrwałości tym coraz bardziej dusza się zniechęca. Niestety dusze ludzkie cechują się tym, że kiedy potrzeba dłuższego wysiłku, samozaparcia, kiedy potrzeba rezygnacji z samej siebie, wtedy dusza zaczyna zastanawiać się nad swoją drogą, którą obrała, dopuszcza wątpliwości. I zaczyna rozglądać się za czymś nowym, ponieważ to „nowe” jest błyskotką, nowym cukierkiem, nowym doznaniem; jest czymś, co sprawia, że dusza z łatwością zaczyna się interesować i za tym iść. Nie wymaga to wysiłku i wytrwałości. Dusza jakże często idzie za tym „nowym”. I dochodzi znowu do pewnego momentu. Jest to inna droga duchowa, ale na niej również pojawiają się trudności, potrzeba wysiłku i wytrwałości. Dusza znowu powoli zniechęca się zaczynając rozglądać się za kolejną nowością. W ten sposób dusza nigdy nie postępuje w głąb swego rozwoju duchowego. Nie zagłębia się prawdziwie w Boże tajemnice, nie poznaje ich, nie zbliża się do Boga tak, jak mogłaby to czynić, gdyby szła wytrwale jedną drogą. Ona, co jakiś czas zaczyna od nowa, bo bardziej interesują ją błyskotki, cukierki, przyjemności; bo jest łatwiej, przyjemniej.

Zatem, z jednej strony nie należy się dziwić, że najpierw jest euforia, wielkie zainteresowanie, jest dużo osób, które angażują się w życie wspólnoty. A gdy formacja idzie w głąb duszy, gdy ta formacja wymaga pracy, wysiłku, wytrwałości, gdy wymaga samozaparcia, gdy podczas tej formacji dusza zaczyna poznawać swoje słabości, wtedy część dusz zaczyna rozglądać się za nowymi doznaniami, bowiem wspominają początki – łakocie, błyskotki, przyjemności. Czasami błędnie myślą, że przyjemności, błyskotki są rzeczywiście bliskim spotkaniem z Bogiem, są już celem samym w sobie. Niektóre dusze sądzą, że to oznaka świętości, więc chcą powrócić do tego stanu. A że na drodze, po której idą wspólnota przeżywa ciągłą, systematyczną formację, która wchodzi w głąb każdej duszy, to niektóre z nich wycofują się, aby gdzie indziej znowu znaleźć coś, co będzie łatwiejsze, co będzie przyjemnością, cukierkiem, błyskotką, co im zdawać się będzie, iż dowodzi o ich spotkaniu z Bogiem lub też ich świętości. Zachwycone będą na nowo odkrywać jakąś inną drogę często nie zauważając, iż ta droga – w inny sposób sformułowana – jest bardzo podobna. Mówi o tym samym – o Bogu, o miłości i oddaniu swego życia Bogu. Będą iść tą drogą, by znowu dojść do pewnego momentu i potem zrezygnować.

1) Należałoby się przyjrzeć samemu sobie, swojej drodze, jaką się przeszło w tej wspólnocie, może wcześniej idąc inną drogą, z inną wspólnotą. Należałoby przyjrzeć się dokładnie, na jakim etapie jest dusza:

  1. a) czy na etapie zachwytu cukierkami,
  2. b) czy na etapie poddawania się początkowej formacji,
  3. c) czy może już na etapie pogłębionej formacji, gdy przychodzi trud, gdy potrzeba wytrwałości, wierności; gdy przychodzi zmęczenie, zniechęcenie, wątpliwości?

2)  Dobrze by było zdać sobie sprawę z tego, gdzie się jest. Które to miejsce? Jaki to etap? A przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego:

  1. a) czego oczekuję na tej drodze,
  2. b) czego się spodziewam,
  3. c) czego pragnę,
  4. d) do czego dążę,
  5. e) dlaczego właśnie ta wspólnota,
  6. f) dlaczego ta droga,
  7. g) czy moim celem są kolejne błyskotki i słodycze, przyjemności,
  8. i) czy celem moim jest samozadowolenie,
  9. j) czy celem jest stwierdzenie, że oto udało mi się osiągnąć jakiś etap, osiągnąłem jakąś świętość,
  10. k) a może celem jest zjednoczenie z Bogiem? Wtedy trzeba przyjrzeć się:

– Na ile jestem wytrwały?

– Na ile staram się ze wszystkich sił iść tą drogą?

– Na ile rzeczywiście jestem posłuszny Bogu i Jego prowadzeniu?

– Czy rzeczywiście realizuję tę drogę?

– Czy rzeczywiście swoim dążeniem osiągnę ten cel?

– Czy robię wszystko, aby do niego dojść?

– Czy przypadkiem nie rozglądam się za czymś nowym, za czymś, co wydaje się łatwiejsze, bardziej atrakcyjne?

Gdybyśmy spojrzeli w głąb ludzkich serc, tyle ile jest osób we wspólnocie, tak naprawdę tyle jest różnych celów, tyle jest różnych dążeń. Większość zapytana odpowiedziałaby: Bóg i zjednoczenie z Bogiem. Ale jakże często dusze są nieświadome swoich różnych celów, pragnień, które realizują. Zaczynają zdawać sobie z nich sprawę wtedy, gdy przeżywają trudności, gdy droga nie okazuje się tak łatwa, jak wydawało się na początku. Dusze, które myślą, zastanawiają się, rozważają, niekiedy dochodzą do tego, iż tak naprawdę nie miały szczytnego celu – zjednoczenia z Bogiem – ale realizowały siebie i swoje pragnienia.

3)  Warto spojrzeć wstecz na ten rok, a może na kilka ostatnich lat, by przyjrzeć się:

– Co się realizowało na tej drodze i do czego się dążyło?

– Czy kroczenie tą drogą było rzeczywiście konsekwentne?

– Czy byliśmy klarowni, czytelni na tej drodze?

– Czy rzeczywiście szliśmy w jednym obranym kierunku?

– Czy nie zbaczaliśmy z tej drogi?

– Czy naprawdę celem jest zjednoczenie z Bogiem?

Każdy z nas ma niejako bliskość Boga w zasięgu ręki, zjednoczenie dokonuje się każdego dnia podczas Eucharystii, a jednak dusza czegoś szuka i nie chodzi szczęśliwa. Czegoś pragnie i nie czuje się spełniona. Dlaczego?

Wszyscy, każdy człowiek, każde stworzenie żyje we wnętrzu Boga. Nie żyjemy poza Nim, gdzieś daleko, ale żyjemy w Jego wnętrzu. Czy myślimy, że żyjąc we wnętrzu Boga mamy tak daleko do samego Serca Bożego? Że cel – zjednoczenie z Bogiem – jest tak odległy? My już żyjemy w Jego wnętrzu! A tylko nasz sposób myślenia o Bogu, przeżywania swego życia z Bogiem stawia między nami a Bogiem jakiś mur, zasłonę, przegrodę. Można by powiedzieć, że Bóg jest na wyciągnięcie ręki. I to On do nas stale wychodzi, otwiera Serce, stale zaprasza, stale wygląda. On jest otwarty. Bowiem to On jest wierny danej obietnicy. On człowiekowi wyznał miłość na Krzyżu. I On każdemu człowiekowi zapewnił życie wieczne wyznając miłość. Czyni to nieustannie, bez względu na to, jak człowiek przyjmuje to wyznanie. Czyni to do samego końca życia człowieka tu na ziemi. Potem kontynuuje swoje wyznanie miłości wszystkim Świętym. Bo Bóg jest stały, wierny.

Gdy popatrzymy na Prorokinię Annę, możemy zdać sobie sprawę z tego, iż jej życie nie musiało być usłane różami. Bardzo szybko owdowiała. Jako młoda kobieta postanowiła służyć Bogu. Nie prowadziła atrakcyjnego, burzliwego życia. Było to życie monotonne, szare. Takie życie jest o wiele trudniejsze od życia, w którym człowiek ma jakąś pracę, spotyka się ze znajomymi, ma różne zainteresowania, które realizuje. Anna wiodła życie pełne modlitwy, wyrzeczenia. Ona trwała przed Bogiem. Sami dobrze wiemy, jak trudno nam wytrwać chociażby przez godzinę podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu; dwie, trzy godziny to już jest sukces. Ileż wtedy myśli, zwątpień, zastanawiania się, czy właściwie to wszystko ma sens. Anna swoje życie poświęciła Bogu. Była konsekwentna. Każdego dnia była wierna Bogu. Cały jej wysiłek – wszystko dla Boga. A Bóg to, co obiecał zrealizował. Była już staruszką, gdy doczekała się spełnienia obietnicy. Bóg zrealizował swoją wolę, swój plan w niej, poprzez nią.

Bóg realizuje swoje Dzieło Zbawcze poprzez Świętych. Bo Święty to ten, który nie tylko usłyszy wezwanie, nie tylko na to wezwanie odpowie, ale konsekwentnie, każdego dnia jest wierny swemu powołaniu, służy Bogu bez względu na warunki. Jakże często nie doświadcza cukierków, słodyczy, błyskotek. Doświadcza natomiast czegoś innego. Bóg formuje duszę dając jej doświadczyć cierpienia, oczekując od niej wyrzeczenia, rezygnacji. Bóg wie, że dusza rezygnując z tego, co tak słabe, tak marne, zyskuje o wiele więcej. Ale sama dusza musi wiele w sobie pokonać, aby zrezygnować z tego, co jej się wydaje tak błyszczące, tak piękne, tak wspaniałe, tak warte posiadania. Święty poddaje się formacji. Idzie cały czas drogą, którą wyznacza Bóg; drogą, która nie jest łatwa, która wymaga od duszy wysiłku, pracy. Jakże często dusza czuje się zmęczona, bez sił. Bóg pozwala duszy doświadczyć jej własnych słabości. Ukrywa często przed nią swoją łaskę, by zobaczyła, że o własnych siłach nie jest w stanie niczego zrobić. Ale wszystko to, czego doświadcza dusza na swojej drodze jest jej potrzebne. Bóg daje doświadczenia, które są jej potrzebne; nie daje duszy czegoś, co jest zbędne. Wszystko po to, by mogła osiągnąć cel – zjednoczenie z Bogiem. Wszystko po to, by miłość objęła prawdziwie nie tylko tę duszę, ale by miłość Boża wypełniła cały Kościół naznaczając go kolejnym zwycięstwem. I by miłość poprzez tę wytrwałą duszę przyciągała kolejne dusze. Gdy dusza zatrzyma się na środku swej drogi, gdy obejrzy się do tyłu i powróci do błyskotek, miłość nie obejmie w takim wymiarze tej duszy. Nie będzie zwycięstwem całego Kościoła i poprzez tę duszę nie przyciągnie setek i tysięcy innych dusz.

Cena jest tak wysoka, ponieważ Bóg najbardziej umiłował dusze ludzkie i na duszach ludzkich Mu zależy. On Sam zdobył dusze za cenę swojego życia, dlatego i droga każdej duszy powołanej do uczestniczenia w Zbawczym Dziele też wymaga tak wielkiego poświęcenia, wielkiej ofiary. Jest trudną, ponieważ poprzez tę drogę zdobywa się to, co jest w oczach Bożych najcenniejsze – zdobywa się dusze.

Tak więc, droga, którą idziemy, którą idzie cała wspólnota, to nie jest droga ot tak lekka, spacerek poprzez las i łąki, kiedy możemy rozkoszować się widokiem pięknych kwiatów, ich zapachem. Jest to droga, na której przeżywamy różne rzeczy.

Doświadczamy wchodzenia pod górę, doświadczamy drogi czasem bardzo trudnej, doświadczamy ogromnego zmęczenia, upadków, doświadczamy przeciwności, różnych trudności.

Jest to droga, podczas której również doświadczamy piękna.

Jednak ta droga – maleńka droga miłości – jest to droga, choć nazywana jest maleńką, a więc sugeruje, że dla tych, którzy są mali, słabi i niczego nie potrafią, to jednak wymaga od duszy wytrwałości, wierności. A gdy dusza cała oddaje się tej drodze, kiedy rzeczywiście nią idzie, to staje się ona swoistym męczeństwem duszy. Poprzez męczeństwo zaś osiąga się świętość.

Męczeństwem nie jest tylko oddanie życia w jakimś cierpieniu za Boga, za dusze; męczeństwo to nie tylko gwałtowne odebranie komuś życia.

Męczeństwem jest również ciche, ukryte życie, przeżywanie swojej drogi w milczeniu, ale cały czas ze wzrokiem skierowanym na Boga.

Męczeństwem jest ciągłe podejmowanie od nowa tej samej drogi, pokonywanie trudności, zniechęcenia, ciągłe powstawanie, pomimo braku sił, by nieustannie idąc tą samą drogą piąć się coraz wyżej.

Męczeństwem jest zgodzenie się, by Bóg doświadczał dusze tak, jak On chce doświadczyć, a nie tak jak my się tego spodziewamy, jak my to sobie wyobrażamy.

Męczeństwem jest milczenie i znoszenie w milczeniu wszystkiego. Nie jako forma pokazania: jestem oto męczennikiem za wiarę, ale przyjęcie tego męczeństwa przed samym Bogiem i ofiarowanie go Bogu, a nie pokazywania go innym ludziom.

To jest męczeństwo, które prowadzi do świętości.

Sługa Boża s. Konsolata Betrone również osiągnęła swoją świętość poprzez męczeństwo. Jej męczeństwem bowiem było trwanie w akcie miłości, trwanie nieustanne. To był jej krzyż. Naszym męczeństwem jest też ta sama droga – maleńka droga miłości. A na tej drodze:

– trwanie w akcie miłości i kroczenie zgodnie z pouczeniami;

– poznawanie siebie, przedstawianie niejako w świetle Bożej miłości i przyjmowanie tego, co Bóg pokazuje wam;

– zgoda na słabości, choć nie akceptacja;

– dążenie, by pomimo słabości jednak służyć Bogu, coś zmienić w sobie;

– naszym męczeństwem jest wierność dniom skupienia, obecność na Wieczernikach, w miarę możliwości codzienna Msza św. (w Centrum).

To jest nasza droga. Na niej owszem od czasu do czasu pojawi się słońce, błyskotki, słodycze. Ale jeżeli ktoś będzie tylko ich szukał, tej drogi nie przejdzie i bardzo szybko rozejrzy się za inną. To droga, choć prowadzi do miłości, choć usłana różami, to jednak trzeba pamiętać, że usłana jest nie tylko samymi kwiatami, płatkami. Na tej drodze wszystko jest – całe krzewy róż, a więc i łodygi z kolcami.

Wchodząc w następny rok kalendarzowy warto się zastanowić:

– Jaką drogą chcę dalej iść?

– Czy chcę być prawdziwym, rzeczywistym, żywym członkiem tej wspólnoty; żywym niejako kamieniem Kościoła?

– Czy może takim sobie zwykłym, martwym, który nie idzie do przodu, bowiem ogląda się do tyłu za tym, co łatwe, by w końcu zmienić drogę?

Jeśli chcę iść tą drogą, jeśli odczytuję, że to jest droga dla mnie, to trzeba podjąć postanowienie, iż: BĘDĘ WYTRWAŁY. ZE WSZYSTKICH SIŁ BĘDĘ STARAĆ SIĘ TĄ DROGĄ IŚĆ. MOIM CELEM JEST ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM, JEST TAKIE ZANURZENIE SIĘ W JEGO MIŁOŚCI, BY TA MIŁOŚĆ OBJĘŁA MNIE CAŁEGO, WYPEŁNIŁA MNIE I BY WE MNIE KOCHAŁA INNYCH. BY TA MIŁOŚĆ PROMIENIOWAŁA NA INNYCH I PRZYCIĄGAŁA INNYCH DO BOGA. Celem nie jestem ja i moje samozadowolenie, nie jest radość moja z tego, że jestem świętym, bo to jest pycha. Celem moim nie jest zrealizowanie siebie w tej wspólnocie, w jakimś działaniu, w jakiejś aktywności. CELEM MOIM JEST ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM. Wszystkie inne cele nie będą prowadzić do Boga, będą prowadzić znowu do mnie, a więc będą pychą i próżnością, egoizmem.

To bardzo trudne słowa. A jednak na swojej drodze każda dusza musi podjąć taką refleksję, a potem pewne postanowienie, jakieś decyzje:

– by świadomie iść dalej,

– by prawdziwie mogła realizować swoje powołanie,

– by czyniła to świadomie,

– by uczestnictwo w życiu wspólnoty nie było zabawą, nie było lekko traktowane, ale by zobaczyć, iż jest to droga, na której dusza decyduje się na wszystko; droga na śmierć i życie.

Szatan cały czas walczy o nasze dusze. Szatan walczy o wszystkie dusze na całej ziemi. On nie ustaje, on się nie męczy. Tak więc cena jest ogromna. A nas Bóg powołuje na drogę, na której możemy uczestniczyć w Dziele Zbawienia ratując dusze. Rozważmy dobrze swoją drogę, swoje pragnienia i cele! Wchodząc w Nowy Rok wybierzmy to, co wyda nam się najcenniejsze! I prośmy o Boże błogosławieństwo, które przyniesie nam, wszystko, co potrzebne, by zrealizować właśnie tę drogę – nasze powołanie.

Złóżmy nasze serca na Ołtarzu, prosząc, by Bóg je oświecił, by dał odwagę spojrzeć na prawdę, by potem dał odwagę podjąć pewne decyzje.

Dziękczynienie po Komunii św.

Oddaję Ci Jezu teraz całego siebie, wszystko, co mnie stanowi. Proszę, abyś rozświetlił swoim światłem moje serce, moją duszę, mój umysł; abyś rozświetlił moje pragnienia, moje dążenia, abyś pokazał mi prawdziwe intencje moich działań. Proszę, abyś dał mi odwagę, by na to wszystko spojrzeć, by przyjąć ten stan, jaki jest, by rzeczywiście zgodzić się z tym, co zobaczę. Pomóż mi stanąć w prawdzie przed samą sobą i przed Tobą. Ty wiesz Jezu, jakie to trudne. O wiele łatwiej byłoby uciec od samego siebie i zacząć inne rozważania, czy inną Adorację. O wiele trudniej jest, Jezu, będąc przed Tobą stanąć w prawdzie i przyznać przed samym sobą, jakim się jest, jakie jest serce, co jest w duszy.

Jezu mój! To właśnie ja jestem tym człowiekiem, który szuka tego, co łatwe, który idzie za przyjemnościami, który chciałby wiecznie otrzymywać cukierki. To ja jestem tym, który się zniechęca, który zawraca z drogi. To ja stale poddaję się wątpliwościom. Stale Jezu chciałbym czegoś nowego, innego. Dzięki Twojej łasce pozostałem tutaj, w tej wspólnocie. Ale Ty jeden wiesz, Jezu, że to tylko dzięki Tobie. Ty jeden znasz moją duszę i widzisz, ile w niej burz, ile zawirowań. Pragnę, Jezu, przed Tobą złożyć to wszystko, co jest we mnie, to wszystko, co nie było kroczeniem drogą miłości. Chcę złożyć u Twoich stóp wszystko, co było zaprzeczeniem, co nie było pójściem drogą powołania. Chcę złożyć przed Tobą, Jezu, to wszystko, co przyczyniało się do tego, iż cała wspólnota nie mogła iść dalej. Kładę przed Tobą, Jezu, całego siebie. We mnie nadal, Jezu, jest to pragnienie ciągłych nowości, pragnienie zaznawania słodyczy, pragnienie błyskotek, ciągle nowych doznań. We mnie nadal jest chęć ucieczki przed szarzyzną dnia, przed trudami codzienności, przed monotonią. To najtrudniej przyjąć. We mnie, Jezu, nadal jest chęć, by błyszczeć, a nie ukryć się. Więc wszystko to składam Tobie, oddaję Ci.

Oddaję Ci, Jezu, całe to moje niezrozumienie, czym jest ta droga. Oddaję Ci w związku z tym wszystko, co powstawało, a więc wszystkie emocje i uczucia, które się budziły wobec tego, co nie rozumiałem, przeciw czemu się buntowałem. Oddaję Ci słowa, które wtedy wypowiadałem, a które być może raniły, a już na pewno nie budowały. Oddaję Ci, Jezu, wszystko, co nie służyło tej wspólnocie, wszystko, co było nakierowane na mnie, co było egoizmem bądź pychą lub próżnością. Oddaję Ci to, Jezu! Oddaję Ci, Jezu, wszystkie moje słabości, które widzę i których nie widzę, których nie znam bądź też, do których nie chcę się przyznać.

Mówisz dzisiaj bardzo trudne słowa o konieczności wytrwałości, o konieczności bycia wiernym. Dzięki Twojej łasce widzę, że nie ma we mnie ani wierności, ani wytrwałości. A jednak, Jezu, chciałbym iść tą drogą cały czas – maleńką drogą miłości. Chcę być w tej wspólnocie i chcę wziąć udział w Twoim Wielkim Dziele. Daję Ci siebie, Jezu, ze wszystkim, co jest we mnie: z każdą słabością, z każdym lękiem, z każdą obawą, ze wszystkim, Jezu.

Proszę, wypełnij mnie miłością. Wiem, Jezu, że miłość jest wszystkim. A więc ona będzie moją wiernością. Ona da mi wytrwałość. Ona sprawi, że nie będę zapatrzony w siebie, ale spojrzę na Ciebie. To dzięki niej będę mógł realizować Twój plan, Twoją wolę – nie moją. To ona da mi siły, by pokonać wszelkie wątpliwości, by nie zniechęcać się trudnościami. Proszę Ciebie o miłość, tylko o miłość. Niech zstąpi na mnie, Jezu, Twoja miłość wraz z Twoim błogosławieństwem. Przecież Święta Hostia jest najcudowniejszym znakiem Twojej miłości, dowodem Twojej obecności, Twojej miłości. Więc Ty, Obecny pod tą eucharystyczną Postacią, proszę, pobłogosław mnie i zlej na mnie swoją miłość. Przyszedłeś przecież do mnie, do mojego serca, by zjednoczyć się z nim w sposób niepojęty i cudowny. Przecież już objąłeś moje serce. Proszę, abyś pobłogosławił i całego mnie wypełnił swoją miłością.

Pamiętajmy!

Maleńka droga miłości – to droga, po której za życia na ziemi szła sł. B. s. Konsolata Betrone. Gdy dusza oddaje się Bogu tak prawdziwie do końca, wtedy doświadcza Bożego błogosławieństwa, Bożej łaski. Trud, wysiłek nie wydaje się wówczas aż tak wielki. Człowiek otrzymuje pomoc. Na drodze pojawiają się przeszkody, ale Bóg daje siły, by je przejść. Na tej drodze cudowną jest obecność Boga, Jego miłość. Ta miłość wynagradza wszystkie trudy, wysiłki, wszystkie niejako poniesione koszty.

Zatem, nie zniechęcajmy się, ale spójrzmy w przyszłość z wielką ufnością, bowiem w tej przyszłości powinniśmy zobaczyć samego Boga i Jego miłość, zjednoczenie z Miłością. A więc jest to przepiękny widok. Jeśli nie będziemy spuszczać wzroku właśnie z tej Miłości, ze zjednoczenia z Miłością, wtedy będziemy szybciej iść i łatwiej nam będzie pokonywać wszelkie przeciwności. Miłość będzie nas niosła na swoich skrzydłach.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>