Rozważania

Nr. 67  Wielki Wtorek

Nadal
nie rozumiemy na czym polega ból Jezusa.
Spróbujmy to zobaczyć. Największym cierpieniem Jezusa jest
samotność jakiej doznaje od dusz wybranych. Słabość ludzka jest ogromna.
Człowiek nawet sobie tego nie uzmysławia. Jezus daje siebie całego duszy. W
szczególności duszy wybranej. On cały jest dla niej. Oznacza to, że całe Jego
jestestwo, wszystkie Jego myśli, pragnienia, Jego cała Miłość należą do niej. Jezus
jest nieustannie skierowany ku duszy. Wpatrzony w nią. Wychwytuje każdą jej
myśl. Każde jej słowo nim zejdzie z ust jest już w Jego Sercu. Wyczytuje
wszystkie jej pragnienia nim zdążą się narodzić w jej duszy. Ubiega swoją
miłością jej potrzeby i je zaspokaja. Obdarza nieustannie swoją łaską. Nie ma
chwili, aby nie myślał o niej, nie patrzył na nią, nie pragnął jej, nie
udzielał swego błogosławieństwa. Nigdy, nawet na sekundę, nie zapomina o niej.
Gdyby to uczynił na jedną sekundę, dusza doznałaby niewysłowionego cierpienia,
którego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Umarłaby z bólu. Jezus towarzyszy
wybranej duszy zawsze i wszędzie, On jest dla niej, a Jego Serce otwarte jest
dzień i noc, by spełniać jej pragnienia, zaspokajać potrzeby, obdarowywać
łaskami. Jest cały jej, cały dla niej.
Jednak
tego samego Jezus oczekuje od duszy
wybranej.
Teraz, w tym czasie szczególnie. Dziwimy się, gdy mowa jest o
poczuciu samotności. Dajemy przykłady dusz konsekrowanych. Choćby i tych, które
całe dnie spędzają na modlitwie. Nie mówimy o zewnętrznej formie przebywania
przy Jezusie. Tych, którzy klęczą przed Najświętszym Sakramentem są tysiące!
Tych, którzy czytają często Pismo św. są tysiące! Jezus jednak doznaje
opuszczenia. On przeżywa okrutną samotność pośród dusz Jemu poświęconych!
Dlaczego? Bo ich serca tkwią gdzie indziej! Nie są u stóp Jezusa, nie są przy
Tabernakulum, nie są przy Jego Słowie! One nadal tkwią bardzo mocno w świecie,
w tym co ludzkie, we własnym egoizmie i pysze. Jak mało jest dusz, które to
rozumieją! Jak mało jest dusz, które podejmują ten trud trwania przy Bogu.
Wydaje się nam, że to przecież nie takie trudne. A Jezus chce powiedzieć nam,
że to najtrudniejsze ze wszystkich czynów, jakie możemy dla Niego uczynić. 
Prawdziwe bycie przy Jezusie na
wzór, jaki nam został podany, jest męczeństwem duszy,
ciągłą heroiczną walką ze sobą samą, jest zadawaniem sobie śmierci, każdej
swojej myśli, pragnieniu.
Jest wyrzuceniem swego „ja” z serca i zapomnieniem o
nim na zawsze. To śmierć wszystkiego, co ludzkie w człowieku, by pozwolić żyć
temu, co duchowe. O, jakże  natura ludzka
buntuje się przeciw temu, jakże się broni! Można by to przyrównać do wielkiej
armii, którą wystawia przeciw władzom duszy. Rozpoczyna się zaciekła walka.
Niełatwo jest pokonać wroga, który czuje, że może utracić dotychczasową władzę.
Dlatego bój jest straszny. Dusza czuje swoją słabość. Odczuwa wręcz słabość
fizyczną. Przeciw niej wróg wystawia ciężką artylerię, stosuje podstęp, czyni
podchody. Na wszelkie sposoby nie chce opuścić pola bitwy, nie chce ustąpić. 
Czy zaznałeś kiedyś takiej walki?
Jeśli nie, nie możesz mówić, iż oddałeś Jezusowi wszystko i próbowałeś przy Nim
trwać. On potrzebuje teraz: 

– każdej twojej myśli,

– każdej twojej
sekundy,

– każdego czynu,

– każdego pragnienia.

Jezus
potrzebuje całego ciebie, abyś był przy Nim. Cokolwiek czynisz, jakiekolwiek są twoje obowiązki, bądź przy Jezusie
sercem. Zrezygnuj z tego, co nie jest koniecznością i trwaj u Jego stóp. 
Zobacz smutek Jezusa. Poczuj Jego
samotność. Doznaj Jego opuszczenia.
Zjednoczenie oznacza
przeżywanie wspólnie tego samego. 

Jak
chcesz przeżywać mękę Jezusa, jeśli cały tkwisz w swoich sprawach?

Jak
chcesz dotknąć konania Jezusa, skoro zajęty jesteś sobą?

Jak
myślisz zagłębić się w śmierć Jezusa, skoro twój wzrok ogarnia wszystko, co
wokół ciebie?

Trzeba wejść w głąb siebie, zanurzyć
się w duszy, dotknąć jej dna, aby móc spotkać Jezusa.
 

Wtedy
dopiero możesz dotknąć Jego ran.

Wtedy
możesz poczuć ból wbijanych gwoździ!

Wtedy
zrozumiesz rozpacz Jego Matki!

Musisz
jednak zrezygnować z tego wszystkiego, co zewnętrzne, czym dotychczas żyjesz. 
To kosztuje.
Dlatego też tak mało dusz towarzyszy Jezusowi w tym czasie. Smutne to. Takie
powołanie, takie wybraństwo, niezwykła łaska… i tak mało dusz, które na to
odpowiadają szczerze i do końca. Większość zatrzymuje się w połowie drogi.
Stąd smutek Jezusa, opuszczenie,
samotność. Stąd wielkość Jego cierpienia.
To właśnie brak
odpowiedzi tych dusz jest Jego największym bólem. O, gdybyż wiedziały, co
odrzucają! 
Jezus czeka na ciebie, duszo umiłowana!


<-- Powrót