Rozważania

Nr. 95  „Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze…” (Mt 5,20-26)

Dzisiejsze słowa Ewangelii są niezmiernie
ważne i odnoszą się do każdego z nas.
Jedne z ostatnich słów mówią o tym,
iż jesteśmy na razie w drodze (por. Mt 5,25). Życie na ziemi – to jest to życie
w drodze. Jezus mówi, aby póki jesteśmy w drodze, byśmy pojednali się. To niezmiernie
ważne, by zdążyć pojednać się z innymi, by serce nie było obciążone winą,
by nie obciążało serca poczucie złości, nienawiści; by serce było wolne, by
mogło unosić się na skrzydłach miłości. Wszystko, co nie jest miłością ciągnie
serce w dół, nie pozwalając mu unosić się ku Bogu. A przecież Bóg nie uczynił nas
robakami, które mają pełzać po ziemi. Uczynił nas na swoje podobieństwo. Dał nam
cudowną duszę, dzięki której możemy przenikać w świat ducha i przenosić się do
samego Nieba. 
Jezus dał nam możliwość przenoszenia się do
Nieba, zjednoczenia z Bogiem poprzez Eucharystię.
To niezwykłe spotkanie z
Bogiem jednak wymaga przygotowania. Aby choć trochę zrozumieć, czym jest
Eucharystia przeżyta w pełni trzeba oczyścić serce. Jezus bardzo wyraźnie mówi:
Trzeba pojednać się ze swoim bratem! Najczęściej o tym zapominamy. Wydaje
nam się, że spowiedź była niedawno, to znaczy, że jestem w stanie łaski
uświęcającej. Ale nie myślimy o tym, w jaki sposób odezwaliśmy się chociażby w
domu do swoich bliskich, jak zareagowaliśmy, jakie były nasze myśli, jakie były
nasze uczucia, jakim spojrzeniem obdarowaliśmy swoich bliskich? A idziemy na to
niezwykłe, jedyne, najważniejsze spotkanie z Bogiem! Idziemy, by zjednoczyć się
z Bogiem, a w sercu jeszcze wybrzmiewa brak miłości w słowie, w spojrzeniu, w
uczuciach! Dotyczy to nie tylko naszych bliskich, dotyczy to naszych znajomych,
dotyczy to również osób ze Wspólnoty. 
Czy jesteś pewien, że możesz przystąpić do
Stołu Pańskiego, że możesz wyciągnąć dłoń do samego Boga, skoro w sercu brakuje
miłości do osób, które znasz; skoro jeszcze tak niedawno wypowiedziałeś słowa,
które nie brzmiały miłością.
To nic, że nie skierowane bezpośrednio do tej
osoby, której nie darzysz życzliwością, ale sposób, w jaki skomentowałeś
zachowanie tej osoby, w jaki sposób podsumowałeś tę osobę, z jaką miną
sugestywną wypowiedziałeś się na jej temat – to wszystko nie świadczyło o
miłości, a przystępujesz do niezwykłej cudownej Uczty, Uczty Miłości. Czy masz
prawo ucztować ze swoim Panem, który jest samą Miłością, skoro w twoim sercu
tej miłości zabrakło do tych, których znasz? Czy nie trzeba pojednać się i
dopiero potem zwrócić się do Boga? 
Te dzisiejsze słowa z Ewangelii proszę,
abyśmy wzięli sobie do serca, bowiem bardzo często przyjmujemy Jezusa do serca,
w którym nie zawsze On czuje się dobrze.
On kocha każdego z nas, a kiedy
przychodzi do naszych serc nie zawsze znajduje w nich miłość. Sprawiamy Mu ból,
bo On kocha.
Od pewnego czasu otrzymujemy słowa o
konieczności pojednania się, umiłowania siebie nawzajem, przebaczenia sobie,
patrzenia na drugą osobę z miłością, przez pryzmat Bożej miłości; tak
trudno nam zaakceptować inność drugiego człowieka i jego słabości, choć tak
dużo mówimy o swoich słabościach.
Ten brak akceptacji oznacza pychę.
Dopóki człowiek prawdziwie nie uzna swoich słabości nie potrafi zgodzić się na słabości
drugiego. A więc może postanówmy sobie, iż nie będziemy mówić o swoich
słabościach dopóki ich naprawdę nie uznamy w sobie. Postanówmy, iż nie będziemy
wypowiadać żadnego słowa o drugim człowieku, jeśli nie będzie to słowo
wypowiedziane z miłością, niosące miłość. Postanówmy sobie milczenie, jeśli nie
potraficie mówić z miłością. 
Tak ważna jest miłość! To ona otwiera
człowieka na świat Boga, to ona wprowadza człowieka w ten niezwykły świat, to
ona zbliża człowieka do Boga i jednoczy z Nim. W ten sposób wprowadza człowieka
w wieczność. A więc miłość jest najważniejsza! Czy tak trudno zrezygnować z
samego siebie, aby zyskać wieczność? Czy tak trudno zrezygnować ze świata, aby
zyskać miłość? 
Podczas Wieczernika Ogólnopolskiego Bóg
wylał na wszystkie dusze najmniejsze ogrom miłości.
Otworzył swoje Serce na
oścież i nie hamował wylewu łask, które płynęły. Pomyśl, czy otworzyłeś się
na ten deszcz łask? Czy może przykryłeś się parasolem, aby nie zmoknąć?
Może te łaski obmyły jedynie ciebie od zewnątrz i nie trafiły do wewnątrz? Może
należałoby pomyśleć o tym, uklęknąć, pokornie schylić głowę i prosić, by Bóg
wypełnił duszę tymi łaskami, które już na nią zlał, ale dusza zamknięta jeszcze
ich nie przyjęła? Może zbytnio zajęci byliśmy stroną zewnętrzną, a należało
jeszcze bardziej otworzyć serce na to, czego Bóg dokonywał na tym Wieczerniku? 
Słabości ludzkie potrafią bardzo szczelnie
zamknąć serce człowieka.
I choćby wydawało mu się, że żyje Bogiem, doznaje,
doświadcza Jego obecności w swoim sercu, tak wspaniale czuje się na modlitwie, to
jednak, jeśli nic się nie zmieniło w relacji do drugiego człowieka, jeśli serce
nie przebaczyło drugiej osobie, jeśli nie spojrzało z miłością przenikając
przez to, co może jest nieakceptowane w drugiej osobie, jeśli nie zobaczyłeś
Jezusa w tej drugiej osobie, to nie żyjesz miłością. To pozwoliłeś, aby
deszcz łask spłynął po tobie, ale nie zaprosiłeś tych łask do wnętrza swojego. 
Wydaje się nam, że życie toczy się dalej i
właściwie nic się nie zmienia.
A to nieprawda. Gdybyśmy mieli spojrzenie z
perspektywy Boga widzielibyśmy kolejne etapy, które przeżywa i które doświadcza
Kościół (nie tylko nasza Wspólnota). I byśmy bardzo dobrze widzieli, co się
dokonuje w Kościele również poprzez tę Wspólnotę za każdym razem, kiedy spotykamy
się w tak dużym gronie. Mielibyśmy wejrzenie na Boże plany, na Boże zamysły.
Wtedy zrozumielibyśmy, co takiego czyni Bóg? Dlaczego takie, a nie inne słowa,
pouczenia? Skąd się biorą takie czy inne wydarzenia w naszym życiu, nawet tym
prywatnym? Widzielibyśmy to, czego Bóg chce dla nas i oczekuje od nas jak
często mijamy się z Jego wolą, pełniąc własną? Zobaczylibyśmy konsekwencje
swoich wyborów, jakże często bolesne. Wiele razy zapłakalibyśmy nad swoją
duszą, jak bardzo jest nędzną i jak bardzo rani Boga odrzuceniem miłości
poprzez nie wypełnianie Jego woli. Zobaczylibyśmy również, że nie pełniąc Jego
woli, nie idąc drogą miłości tak, jak tego Bóg oczekuje, przyczyniamy się do
cierpienia nie tylko własnego, ale innych. 
A Bóg powołał nas do miłości. Naszą
Wspólnotę uczynił Wspólnotą miłości i prowadzi nas ku wielkiej miłości,
która wyzwala, która zbawia. Moglibyśmy zobaczyć, jak nędzną jest nasza dusza
wobec tak wielkich łask, wobec nieskończonej miłości, wobec tak wielkiego
dobra, jakim Bóg nas obdarzył. 
Otrzymujemy pouczenia i jasne wskazania.
Chociażby dzisiaj Jezus wyraźnie mówi: Zanim przystąpisz do Jego Stołu,
pojednaj się ze swoim bliskim! Gdybyśmy tylko to konsekwentnie realizowali
każdego dnia, Wspólnota rozkwitłaby niczym bukiet róż. Nasze serca stałyby się przepięknymi
kwiatami, mającymi cudowny zapach, kolor, kształt. Jaśniałyby na chwałę Boga,
swoim wyglądem wielbiłyby Go. Jakąż radość niosłyby Bogu?
Złóżmy na Ołtarzu swoje serca z
pragnieniem, by Bóg otworzył je na miłość.
Aby dał zrozumienie, w czym
przejawia się brak miłości w nas; by dał odwagę, siłę do przebaczania, do
pojednania. 
Modlitwa duszy najmniejszej
Dziękuję Ci
Jezu za to, że przychodzisz teraz do mnie, że gościsz w moim sercu. Przyjmuję
Ciebie z wielką radością i czcią. Kłaniam Ci się do samej ziemi i całuję Twoje
stopy. Pragnę Ci powiedzieć: skądże mi to, że sam Pan gości u mnie! Niczym,
Jezu, nie zasłużyłam na to wyróżnienie. Sam Bóg schodzi z Nieba i przychodzi do
duszy tak małej. Nigdy mi się nie uda na to zasłużyć, a Ty czynisz to codziennie.
Pragnę Jezu całym sercem podziękować Ci za tak wielką łaskę, za tak wielki Dar
Twojego przychodzenia do mnie, za Dar Eucharystii. Pragnę Jezu uwielbić Ciebie,
choć wiem, że nie mam takich zdolności, ale moje serce czuje wielką wdzięczność
i pragnie Ciebie uwielbić. Zapraszam więc, was Aniołowie, abyście wraz ze mną
uwielbili Boga. Zapraszam was, Święci, do wspólnego uwielbienia. I was, dusze
czyśćcowe, które zawsze z radością przychodzicie, gdy zapraszam was do
uczestnictwa we Mszy św. Razem zaśpiewajmy Bogu pieśń chwały, by chociaż
troszeczkę wyrazić wdzięczność i oddać Bogu cześć. 
Bardzo pragnę,
Jezu, kochać Ciebie największą miłością. Wiem, że nie potrafię, ale w związku z
tym pragnę czynić wszystko, co świadczy o miłości. Dzisiaj mówisz, aby pojednać
się z bratem, aby przebaczyć, aby prosić o przebaczenie, aby kochać. Więc Jezu
postanawiam w moim sercu, że postaram się tak czynić. Nie chcę, abyś smutny
przychodził do mojego serca, widząc w nim brak miłości do bliźnich. Chcę, aby
Twoje przyjście do mojego serca było dla Ciebie radością. Więc chcę kochać.
Zamknę usta. Jeśli miałoby wyjść choć jedno słowo bez miłości, będę milczeć. Otworzę
usta wtedy, kiedy będę chciała wypowiedzieć słowo miłości. 
Panie mój!
Przeraża mnie to, co czyni brak miłości w moim własnym sercu. Każdy
najdrobniejszy przejaw tego braku miłości jakże rujnuje moją duszę.
Przerażające jest to, jak jestem powodem tak wielu cierpień, nie tylko moich,
ale moich bliskich, znajomych i tych, których nie znam, a żyją jako dusze w
Kościele. Nie chcę, Boże, być powodem takiego cierpienia. Dodaj mi sił, abym żyła
miłością, abym więcej już nie raniła Ciebie i nie raniła innych, abym nie
zadawala bólu Tobie i Kościołowi. Jakże wielką winę ponoszę odrzucając Twoją
miłość, nie żyjąc miłością. O Panie mój! Gdybyś mnie teraz nie podtrzymywał z
rozpaczy bym umarła. Jak Ty, będąc Miłością możesz znieść to wszystko, co
czynię ja, co czyni każda dusza, odrzucając Twoją miłość?
Panie mój!
Ponownie padam do stóp Twoich, pragnąc Cię błagać o przebaczenie, pragnąc
przepraszać Ciebie za to wszystko, czego byłam przyczyną. Nie chcę Ciebie
ranić. Nie chcę, Jezu, abyś cierpiał przeze mnie. Ale dajesz mi poznać moją
słabość tak wielką, że wiem, że za chwilę znowu upadnę, raniąc Ciebie boleśnie.
Wybacz mi Jezu! 
Zostanę tak u
Twoich stóp, by nieustannie Ciebie przepraszać, aby całować Twoje stopy, aby
całować Twoje Rany, aby błagać Ciebie o przebaczenie, aby zanurzać się w Twoich
Ranach. Twoja Krew, Jezu, ma wielką moc. Nie tylko oczyszcza, ona umacnia. Proszę
więc, aby mnie umocniła w moim postanowieniu kochania Ciebie, życia tylko
miłością. Niech mnie umacnia w moim pragnieniu nie zadawania Tobie więcej bólu.
Niech mnie umacnia w ciągłym zapieraniu się siebie samej, aby zwyciężała Twoja
miłość, Twoja wola we mnie. Tylko wtedy, tylko wtedy Boże, gdy będzie zwyciężać
we mnie Twoja miłość, możliwym jest, by moje serce nie zadawało Tobie bólu.
Kocham Ciebie Jezu! I proszę, abyś wspierał mnie w tej miłości. Chcę tylko
kochać! Niczego innego nie pragnę, ale kochać Ciebie na wieczność. Pobłogosław
mnie Jezu w tym pragnieniu moim, aby stało się rzeczywistością.
Warto zapamiętać!
Serce oddane
Bogu, serce, które prawdziwie kocha Boga, dostrzega i w sobie i w innych brak
miłości wyrażający się w stosunku do innej osoby w słowie, w geście, czasem
jedynie w uczuciach, czy w myślach. Niekoniecznie musi to znaczyć, że dusza,
która kocha Boga musi doświadczać, czuć miłość w stosunku do bliźniego. Czasem
Bóg pozwala tej duszy doświadczać czegoś odwrotnego, ale dusza ta ma w sobie
miłość samego Boga. I ze wszystkich sił stara się miłość Bożą okazywać, choćby
coś mówiło jej co innego; choćby jej własne „ja” chciało inaczej zareagować,
bez miłości, to miłość Boga, która jest w duszy, ta miłość każe duszy milczeć
lub też mówić tylko słowa miłości. 
Takim
sprawdzianem prawdziwości miłości Boga, sprawdzianem zjednoczenia duszy z
Bogiem jest to, czy dusza dostrzega w sobie brak miłości w stosunku do
bliskich, do bliźnich, do otoczenia. Czy widzi chociażby w samych reakcjach w
myślach, w uczuciach, czy widzi ten brak miłości? Nie musi się on ujawniać na
zewnątrz. Dusza widzi to w sobie i stara się od razu czynić miłość, wyrażać
miłość. W ten sposób dusza kocha Boga. Dusza często musi zaprzeć się samej
siebie, niejako wbrew swej naturze czynić dzieła miłości, dzieła miłosierdzia.
I to jest miłość, choć ona w sobie widzi brak miłości. Ona w sobie czuje różne
uczucia, doświadcza ich. Ona spostrzega myśli, które często są nie życzliwe,
ale walczy z tym. Ona na przekór temu stara się ze wszech miar okazać miłość.
Depcze samą siebie ze względu na miłość do Boga, bo wie, że Bóg jest Prawdą,
Jego Przykazanie Miłości jest Jedyna Prawdą. Ona wierzy Bogu i chce czynić to,
czego oczekuje od niej Bóg, a nie to, co podpowiadają jej własne uczucia, czy
myśli. Sobie nie ufa, ufa Bogu. 
Nie
jest to proste. Wielu świętych przez całe życie musiało tak walczyć, deptać
swoje własne „ja”. Ale w ten sposób wrażali swoją miłość do Boga; zwyciężyła w
nich miłość Boża. Niech w nas również zwycięża Boża miłość! W imię Ojca, i
Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót