Rozważania

Nr. 101  Przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy (Mt 6,7-15)

Miłość Boża każdego z nas otacza i każdego
otula swymi ramionami.
Nic dziwnego, to są przecież ramiona Boga, który nas
stworzył z miłości. Zrodził nas ze swojego wnętrza, czyniąc swymi dziećmi. A
więc jesteśmy zrodzeni z miłości; w sposób dosłowny – zrodzeni z miłości. 
Rodzice, którzy oczekują swego dziecka,
wobec niego mają różne plany.
Zawsze chcą wszystkiego, co najlepsze. W
zależności od tego, na ile ich stać starają się, aby ich dziecko miało
najpiękniejsze rzeczy, najlepsze; robią dla niego wszystko.
Dlaczego tak postępują? Ponieważ w
swoim sercu mają cząstkę Boga.
To Jego miłość podpowiada im, aby dla swoich
dzieci wybierać to, co najlepsze, aby dla nich poświęcać samego siebie. Bo Bóg
tak czyni. Swoim dzieciom daje wszystko, co najlepsze; zaplanował to, co
najlepsze. I mimo, że szatan próbuje zniweczyć zamiary Boże, to Bóg i tak swoim
dzieciom zapewnia to, co dla nich najlepsze. Wszystko płynie z Bożej miłości.
Ponieważ szatan zerwał nić, więź, jaka była między człowiekiem a Bogiem, tak
bliska (bliska do tego stopnia, że człowiek przebywał z Bogiem, miał z Nim
kontakt tak bardzo osobisty, żył w wielkiej harmonii z całym stworzeniem), Bóg
nie przestał kochać człowieka, tylko uczynił to, co mogło przywrócić
człowiekowi synostwo Boże. I uczynił to, znowu dając to, co najlepsze, dając, poświęcając
swojego Syna. Za tych, którzy odrzucili Jego miłość, poświęcił Tego, który jest
z Nim jedno. A więc jest bliżej niż każde inne stworzenie. Żadne stworzenie nie
jest tak blisko Boga jak Ojciec, Syn i Duch Święty ze sobą wzajemnie. Bóg
Ojciec mimo to, poświęcił swojego Syna za każdego człowieka, choć bliższy jest
Mu Syn niż każdy inny człowiek – tak by się mogło wydawać. A jednak rozważając
miłość Bożą skierowaną do człowieka i Ofiarę tak niezwykłą, można zacząć
zastanawiać się, na ile bliski (czy odległy) jest człowiek Bogu, skoro On
zgadza się na śmierć Syna, by dać życie każdemu człowiekowi?
Bóg poprzez Jezusa przywraca synostwo
każdemu z nas, czyniąc niemalże na równi każdego człowieka, na równi ze swoim
Synem Jezusem; czyniąc każdego z nas Jego bratem i siostrą; czyniąc każdego
z nas na powrót swoim dzieckiem.
I to jest niezwykłe. Jeśli byśmy się nad tym zaczęli
głębiej zastanawiać, to to jest niezwykłe. Mamy Boga za Ojca. A Kim jest
ojciec? Najbliższą osobą. Ojciec i matka – to najbliższe osoby, najbardziej
ukochane; osoby, którym się ufa, którym dziecko wszystko powierza. Dziecko
pewne jest miłości rodziców. Ono nawet się nie zastanawia nad ich miłością.
Każde wybory dziecka wiążą się z wielkim zaufaniem do rodziców i z pewnością
bycia kochanym. Te różne złe zachowania dzieci nieraz biorą się z tego, iż one
są pewne miłości rodziców. W związku z tym czują się swobodnie, bo rodzice
kochają. Gdzie indziej muszą zasłużyć na dobrą opinię, na akceptację, muszą się
starać i dlatego zachowują się tak czy inaczej, pilnują pewnych zasad. Ale
rodzice? Rodzice kochają. Dziecko nie musi zasługiwać na miłość, na akceptację,
na to by być zauważonym, na to, by skupić uwagę rodziców na sobie. 
Ale, czy tak również czuje się człowiek w
stosunku do Boga?
Czy rzeczywiście tak potrafi wierzyć w tę miłość, być
pewnym tej miłości, tak ufać Bożej miłości? Ale to nie wszystko. Mowa dzisiaj o
tym, że możemy mówić do Boga: Abba, Ojcze
(Rz 8,15). A więc Bóg chce, byśmy nazywali Go w sposób czuły, bliski, tak jak
mówi dziecko do swojego taty; nie oficjalnie, nie urzędowo, ale w sposób czuły,
tkliwy. Małe dziecko nie powie do taty: ojcze,
matko; mówi: tatusiu, powie mamusiu. Bóg również oczekuje takiego
zwrotu w naszych sercach, takiego stosunku dziecka do Ojca, gdy w sercu będzie
prawdziwa miłość, kiedy ten stosunek nie będzie oficjalny, ale bardzo osobisty,
wręcz intymny. Bóg zwraca naszą uwagę na to, że On choć nieskończony, choć
Wszechmocny, choć jest Stwórcą całego świata, choć pomiędzy Jego wielkością i
mocą a naszą małością i bezsilnością jest przepaść ogromna, to jednak traktuje nas
jako swoje dzieci i pragnie, byśmy i my traktowali Go jako swojego umiłowanego
Ojca. Dopiero taka relacja, bardzo osobista, pozwala na to, by człowiek zaczął
z głębi serca słuchać Boga i wypełniać Jego polecenia, Jego nakazy, Jego
oczekiwania. Dopiero wtedy, kiedy kocha prawdziwie, zaczyna angażować swoje
wnętrze w to wszystko, co mówi Bóg. Wtedy prawdziwie może, dzięki temu
zaangażowaniu dokonywać się przemiana w człowieku. Bóg dobrze o tym wie.
Aby człowiek się uświęcał musi w nim
dokonywać się przemiana idąca od wewnątrz.
To, co wzięte z zewnątrz, to, co
wpływa jedynie na umysł, owszem w jakimś tam stopniu kształtuje. I człowiek
poddaje się temu kształtowaniu, ale nie czyni tego sercem. Jest to forma
zewnętrzna często traktowana wręcz jako niewola, jako przymus. Kiedy tylko
nadarza się okazja człowiek zrzuca ten przymus z siebie i zaczyna żyć tak jak
chce. Natomiast, kiedy wewnętrznie doświadcza i przeżywa, wtedy z wnętrza
wypływają podejmowane decyzje na zmianę życia, na kolejny krok i to wewnętrzne
nastawienie przemienia człowieka i człowiek zbliża się do Boga. Dlatego tak
wielki nacisk kładziemy na to, by przyjąć Bożą miłość i by zacząć tą miłością
żyć prawdziwie, bo tylko wtedy człowiek rzeczywiście chętnie podejmuje
przeróżne Boże oczekiwania wobec niego. Czyni to z przekonaniem, czyni to z
wewnętrznym nastawieniem, otwarciem się na Boga. To, co się dokonuje w
człowieku ma największe prawdopodobieństwo stałej przemiany.
Dzisiaj Bóg mówi między innymi o
przebaczeniu
(por. Mt 6,12-13). Człowiek przebaczając prawdziwie przebacza
w swoim wnętrzu. Często uczy się dzieci, aby przebaczały. Jest to trudne,
ponieważ dziecko czując jeszcze cały czas jakąś urazę do kogoś, przebacza
raczej zewnętrznie, ponieważ mama czy tata każą, no to dziecko mówi: przebaczam;
lub też idzie prosi o przebaczenie i przeprasza. Ono się tego uczy i w nim
jeszcze tej wewnętrznej przemiany i wewnętrznego przekonania nie ma. To jest na
razie zewnętrzne. Natomiast Bogu cały czas chodzi o to wewnętrzne przeżywanie
miłości, o to zaangażowanie najgłębszych pokładów swego serca w miłość, by
nakłaniać siebie do tego, co Boże. Człowiek ma do tego siłę wtedy, kiedy kocha. 
Dzisiejsze słowa o przebaczeniu są bardzo
stanowcze.
Należałoby wziąć je sobie do serca, ponieważ Bóg przebacza
wtedy, kiedy i człowiek przebacza. To poważne słowa. Należałoby się zastanowić
każdego dnia wieczorem nad tym, komu w swoim sercu powinienem przebaczyć? Do
kogo jeszcze czuje urazę? Do kogo jeszcze w moim sercu nie ma życzliwego
nastawienia? Komu trudno byłoby mi powiedzieć, że go kocham? Z kim trudniej
byłoby mi się podzielić czymś, co jest moje własne. W stosunku do tych, których
kochamy łatwo nam okazywać miłość, łatwo nam się z nimi dzielić, łatwo nam z
nimi rozmawiać i wobec nich nasza chociażby twarz od razu jaśnieje, promienieje,
widać taką otwartość. Wobec tych, do których czujemy jakąś niechęć, urazę, czy
jest to spowodowane faktycznie jakimiś przykrościami, czy tylko wewnętrznymi
nastawieniami, różnie to bywa, jednak w stosunku do takich osób nie jesteśmy
tak szczerzy i otwarci. 
Bóg oczekuje, że będziemy w stosunku do
nich szczególnie otwarci i pełni miłości, aby miłość Boża mogła poprzez nasze
serce przelewać się na innych i abyśmy też mogli doświadczać tej miłości.

Zamknięcie serca na przebaczenie oznacza zamknięcie nie tylko w relacji:
człowiek – człowiek; to zamknięcie również oznacza zamknięcie w relacji:
człowiek – Bóg. A więc tak naprawdę człowiek krzywdzi siebie, nie będąc
życzliwym, nie będąc pełnym miłości w stosunku do drugiego człowieka, nie
przebaczając, nie otwierając się na to przebaczenie lub też nie otwierając się
na potrzebę przeproszenia i proszenia o przebaczenie.
To, co wielu ludziom może wydaje się mało
istotne, tak różne pouczenia Jezusa dawane w różnych miejscach, które możemy
czytać w różnych fragmentach Ewangelii okazują się niezmiernie ważne, istotne
dla życia człowieka.
Dzisiejsze stwierdzenie, mówiące o konieczności
przebaczania: „aby i Ojciec wasz wam
przebaczył” (Mt 6,14) właśnie są wskazówką bardzo istotną dla naszych serc
i dla naszej relacji z Bogiem, nie tylko z człowiekiem, dla naszego formowania
duszy i zbliżania się do Boga. Każdego dnia można znaleźć takie jedno zdanie,
jedno Boże zalecenie, pouczenie, które pozornie może się wydawać mało ważne, a
jednak po przeanalizowaniu okazuje się, że ma ogromne znaczenie dla naszego
życia i że Bóg nie daje pouczeń ot tak sobie, aby coś powiedzieć, nie zapełnia
czasu mówieniem. Każde Słowo Jezusa ma swój cel i jest ogromnie ważne dla naszego
życia. 
Dzisiaj tych słów ogromnie ważnych było
dużo.
Zwróciliśmy uwagę na nasze synostwo, na Ojcostwo Boga wobec nas i na
relację, która powinna być niezmiernie bliska – wiązać serca. I zwróciliśmy
uwagę na to, że w tej relacji, aby mogła być tak bliska potrzebne jest nasze
otwarcie się na drugiego człowieka pełne życzliwości, pełne miłości,
wyrozumiałości, przebaczenia, aby to samo mogło stawać się naszym
doświadczeniem w relacji z Bogiem. I zwróciliśmy uwagę na to, że na ile otwieramy
się z miłości na relacje z człowiekiem, na tyle i relacja nasza z Bogiem jest
otwarta; na ile się zamykamy i nie okazujemy miłości, na tyle zamykamy się na
miłość Bożą. 
Złóżmy nasze serca na Ołtarzu, by Bóg
przekonywał nas o swojej miłości i by tak formował serca, aby potrafiły
otwierać się na tę miłość i żyć nią w relacji zarówno z drugim człowiekiem, jak
i z Bogiem, by mogły doświadczać głębokiej więzi z Bogiem na poziomie: Ojciec i
dziecko.
Modlitwa
Miły mój! Przychodzisz
do mojego serca Ty Bóg. Jakże to niepojęty Gość, cudowny, wspaniały. Niczym
Boże nie zasłużyłam sobie na te odwiedziny, ale Ty nie patrzysz na ludzkie
zasługi, na ludzkie słabości, Ty po prostu kochasz i dlatego przychodzisz do
serca. Dziękuję Ci Boże. Kiedy jesteś tak blisko pragnę przypaść do Twoich
stóp, aby całować Twoje Rany. Pragnę Ci oddawać hołd. Uznaję Ciebie za Jedynego
mojego Pana, za mojego Boga. Pragnę się tak uniżać jak tylko jest to możliwe.
Moje serce korzy się przed Tobą, a jednocześnie pragnie wyrazić Ci swoją
miłość, swoje uwielbienie, oddanie. I kiedy tak trwam przed Tobą z głową
schyloną do samej ziemi, rośnie we mnie ogromna tęsknota za zjednoczeniem, za
życiem w Tobie; pragnienie, by całą sobą zanurzać się w Twoim Sercu, w Twojej
miłości. Dziwię się Panie, skąd we mnie takie pragnienia, skoro jestem zwykłą
duszą, zwykłym człowiekiem, mającym swoje problemy, słabości, żyjącym tak
bardzo w tym zewnętrznym świecie. Ale Ty podpowiadasz mi, że to Ty wzbudzasz we
mnie te pragnienia. W ten sposób mówisz mi, że Ty pragniesz tego zjednoczenia,
że Ty kochasz mnie i chcesz, aby moje serce należało do Twojego Serca. O mój
Jezu! Im bardziej się uniżam, tym bardziej czuję to wielkie pragnienie, aby być
w Tobie; tym bardziej czuję Twoją miłość, która mnie pociąga ku Tobie. Rośnie
we mnie to wielkie pragnienie, aby należeć do Ciebie całkowicie, aby kochać Cię
wielką miłością, jakiej nie zna świat. I zadziwiam się, bo przecież nie
potrafię tak kochać, bo przecież nie potrafię tak jednoczyć się z Tobą. Więc
Panie mój, dlaczego tak porywasz moje serce? Dlaczego moja dusza wyrywa się ze
mnie? Ja nie mogę już jej utrzymać dłużej. Mój Boże, jakże kocham Ciebie! Jakże
Ciebie pragnę! Jak tęsknię za Tobą, aż cierpię. Trudno mi zrozumieć, co czynisz
ze mną. Przecież jestem niczym, maleńką kruszyną, tak słabą, tak nędzną, żadną
świętą, a jednak Ty ukochałeś mnie i pragniesz. Panie mój! Kocham Cię!
Jezu mój!
Jakże mam rozumieć to Twoje zaproszenie do miłości! Jakże rozumieć Twoje
oczekiwanie, iż nieustannie będę wpatrywać się w Ciebie. Panie mój! Moje serce
drży, ponieważ doświadcza Twojej miłości, której nie zna. Tak różna jest od
tej, którą darzy człowiek człowieka. Twoja miłość zachwyca mnie Jezu, Nie
potrafię jej pojąć. Tak wiele oczekujesz ode mnie. Chcesz, abym żyła z Tobą
każdego dnia, w każdym momencie, abym dzieliła z Tobą wszystko, co moje; abym
traktowała Ciebie tak jak traktuje się bliską osobę; abym rozmawiała z Tobą.
Jak mam to czynić? Czuję tak wielkie przynaglenie Twoje w swoim sercu.
Doświadczam tak wielkiej miłości Twojej Jezu. Mogę jedynie Jezu ronić łzy ze
wzruszenia, bo nie potrafię kochać tak, jak bym chciała; nie potrafię rozmawiać
z Tobą tak, jak Ty mówisz, oczekujesz i ja pragnę. Panie mój! Daję Ci całą
siebie. Moje serce składam u stóp Twoich i proszę, napełnij je miłością, abym
mogła kochać, abym mogła zbliżać się do Ciebie; abym, mogła czynić wszystko z miłości
do Ciebie; abym miała siły zrezygnować ze wszystkiego, co do tej pory było dla
mnie ważne. O Panie mój! Twoja miłość tak piękna, tak mnie pociąga. Ty wzywasz
mnie, a ja dobrze wiem Jezu, że sama w sobie nie posiadam żadnej siły, aby
odpowiedzieć na Twoją miłość. Proszę, Ty daj mi siły, Ty daj mi moc, Ty mnie
poprowadź, Ty mną pokieruj, Ty czyń we mnie wszystko. Pobłogosław mnie Jezu.
Refleksja
Postarajmy
się, gdy klękniemy do modlitwy uświadomić sobie, kim jest Bóg i kim jesteśmy my
dla Niego. Postarajmy się spojrzeć na Niego jako na swojego umiłowanego Ojca –
Tatusia. Starajmy się poczuć prawdziwie Jego dzieckiem i wyraźmy swoją miłość w
stosunku do Niego. Uczyńmy to z wielką prostotą. Miejmy świadomość tego, że
jest tylko Bóg i my i że Jego obecność przy nas jest bardziej realna niż to, co
widzimy. Żadne sprzęty, które nas otaczają nie są tak realne i rzeczywiste jak
Bóg przy nas. Nie mówmy za wiele, raczej niech nasze serce stara się kochać. A my
pokłońmy się nisko Bogu. Niech ta chwila, w której uświadamiać sobie będziemy
Bożą obecność, uświadamiać będziemy sobie Ojcostwo Boga wobec nas, niech
potrwa. 
Dzisiaj mowa
była również o tym w Ewangelii, abyśmy nie byli gadatliwi na modlitwie.
Postarajmy się dzisiaj niewiele mówić, milczeć. Ale niech to milczenie będzie
pełne miłości skierowanej do Boga; niech będzie otwieraniem się na Jego
obecność i oczekiwaniem na Jego Słowo. Niech będzie gotowością naszą na
przyjęcie Jego miłości.
Trudna jest
taka modlitwa. O wiele łatwiej jest wypowiedzieć znane sobie regułki i wydaje
się, że już się ma z głowy modlitwę. A przecież tu chodzi o spotkanie z Bogiem,
a nie o wyrecytowanie znanych modlitw. Chodzi o dotknięcie Bożą miłością naszego
serca, o otwarcie się na tę miłość. Chodzi o przemianę serca, doświadczenie Boga.
Wtedy jest to rzeczywiście modlitwa i ona ma sens. Wtedy coś się dokonuje w nas
i odchodzimy bogatsi, odchodzimy uświęceni. W nas jeszcze trwa objawienie Bożej
miłości. I wtedy pragniemy znowu spotkać się z Bogiem, pragniemy tej miłości.
Zaczynamy żyć tą myślą, kiedy znowu będziemy mogli na modlitwie tak spotkać się
z Bogiem. Wtedy żywą staje się nasza wiara, prawdziwym staje się życie z
Bogiem. Zaczynamy prawdziwie żyć, już nie jesteśmy martwi.
Błogosławię
was – W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót