Rozważania

Nr. 117  „Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy” (Łk 9,46-50)

Ludzkie słabości są bardzo liczne.
Człowiek właściwie składa się z samych słabości.
Nawet jeśli wydaje się, że
jest w nim dużo cech dobrych, gdzieś w głębi serca te słabości doskwierają mu.
I dają znać o sobie, ujawniając się w różnych sytuacjach. I nawet człowiek,
który wydaje się być opanowanym, kulturalnym, uprzejmym, miłym, w sytuacjach
dla niego ekstremalnych po prostu ulega swoim słabościom. 
Każdy człowiek jest grzeszny (por. Rz
3,23). Nie ma człowieka doskonałego, idealnego, takiego, który miałby same
zalety i przez całe swoje życie był świętym. Każdy jest słaby i mały, co nie
znaczy, że każdy tę prawdę przyjmuje. Bardzo często we wzajemnych relacjach
ludzie nie potrafią zaakceptować siebie nawzajem. Częstość objawiających się
czyichś słabości powoduje, iż inni tracą cierpliwość. Czują niechęć, złość,
czasem nawet nienawiść. I tam gdzie powinna panować miłość, wkrada się coś
odwrotnego. Człowiek, który nie potrafi zaakceptować słabości drugiego, sam
ulega własnym – nie okazuje cierpliwości, wyrozumiałości, miłości. To pycha
ludzka sprawia, że człowiek nie potrafi przyjąć drugiego takim, jakim on jest.
To, że dostrzegasz słabości innych i nie potrafisz ich zaakceptować, tak
naprawdę jest twoją słabością – pychą i brakiem pokory. Wytykanie drugiej
osobie jej wad, jest twoja wadą, twoja słabością, twoim grzechem. To brak
miłości w twoim sercu sprawia, że to co widzisz w innej osobie budzi w tobie
takie uczucia, nad którymi nie potrafisz zapanować.
Spójrzmy na świętych, którzy w sposób
szczególny umiłowali biednych.
Bieda dotyczy nie tylko sfery materialnej, ale
również duchowej. Święci pomagając biednym, dostrzegali nie tylko ich potrzeby
materialne. Zauważali również ubogi stan ducha, brak formacji duchowej. Ci
ludzi byli biedni przede wszystkim dlatego, iż biedna była ich dusza. Braki
materialne wpłynęły w dużym stopniu na kształtowanie się ich ducha, charakteru.
Stali się biedni również dlatego, że upadli nisko. Święci nie tracili
cierpliwości, ale z miłością i wyrozumiałością podchodzili do takich ludzi.
Widzieli wielkie potrzeby ich dusz. I starali się zrozumieć drugiego człowieka,
chociaż często doświadczali czegoś przykrego. Słabości tych ludzi dotykały
świętych w różny sposób, czasem raniły, zadawały ból. Ale oni widzieli ogromne
potrzeby duchowe, brak miłości. I chcieli dać tę miłość.
W relacjach w naszej Wspólnocie również nieustannie
doświadczamy słabości ludzkich, które budzą w nas różne uczucia.
Trudno
jest się pohamować i ulegamy emocjom, posiłkowanym przez własne słabości. W
naszych reakcjach ujawnia się brak miłości i pokory. A przecież każdy z nas
jest dokładnie takim samym człowiekiem – duszą maleńką. Wszyscy jesteśmy na tym
bardzo niskim poziomie. Mamy różne wady i różne zalety, ale wszyscy jesteśmy
słabi. Nasze dusze są bardzo biedne. Potrzebują ogromnej miłości. Kiedy święci
z miłością zajmowali się ubogimi, pod wpływem tej miłości oni przemieniali się.
Zaczynali wierzyć w to, że mogą być innymi ludźmi i żyć inaczej. Życie tych
biednych ludzi zmieniało się, ponieważ odmieniało się ich spojrzenie na siebie
samych. Miłość czyniła cuda. I my również mamy patrzeć na siebie nawzajem z
miłością, bo miłość i w nas, i pośród nas dokona cudów.
Budowa domu przygotowywanego dla naszej Wspólnoty
trwa bardzo długo.
Można by go zbudować o wiele szybciej. Ale Bóg zechciał,
abyśmy ten dom budowali wspólnie, naszymi siłami. Można by zamówić ekipę
remontową, fachowców, którzy by postawili przepiękny dom w ciągu kilku
miesięcy. Ale wtedy my, choć zachwycalibyśmy się nim, nie znalibyśmy siebie
nawzajem, nie zbliżylibyśmy się do siebie, nie doświadczylibyśmy tego wszystkiego,
co teraz przeżywamy – prawdy o sobie. I nie zrozumielibyśmy, jak bardzo
potrzebujemy miłości. Otrzymalibyśmy gotowy dom i po prostu weszlibyśmy do
niego – każdy sam, każdy zadufany w sobie. Każdy zająłby miejsce w kaplicy,
wpatrując się w swoją „świętość”. Nasz dom rodzi się w trudach, w prawdziwych
bólach rodzenia. Rodzi się również w naszych sercach. To potrzebuje czasu,
dlatego, że i ludzkiemu sercu potrzeba czasu, aby się zmienić – dostrzec to, co
potrzebuje przemiany i rozpocząć nad tym pracę. Często tracimy już cierpliwość,
pojawia się zniechęcenie, a nawet chęć rzucenia wszystkiego, bo przecież „z
takimi ludźmi nie da się pracować, zrobić czegoś konkretnego…”. Każdy ma swój
pomysł, każdy uważa się za fachowca i każdy myśli, że jego znajomość rzeczy
jest najlepsza. Pouczamy się nawzajem, a nie słuchamy. Nawet osoby, które
przychodzą do pomocy, często nie słuchają tych, którzy im mówią, co maja robić.
Uważają, ze lepiej wiedzą, choć nie są wcale fachowcami w danej dziedzinie. 
Jesteśmy duszami maleńkimi – ubogimi
duszami, biednymi duszami.
I potrzebujemy miłości, spojrzenia z wielką
cierpliwością na każdego z nas. Potrzebujemy miłości, która poprowadzi nas za
rękę, pokaże nasze ułomności, a jednocześnie uświadomi, że i inni mają do nich
prawo i trzeba im to przebaczyć. Potrzebujemy też spojrzenia na dom oczami
miłości. TEN DOM NIE MA BYĆ PAŁACEM O DOSKONAŁYCH KSZTAŁTACH, FORMACH.
Zauważmy, że o wiele szczęśliwsze są rodziny w biednych domach, ale żyjące
miłością. Tam nie ma ścian wyłożonych marmurem, nie ma dywanów, mahoniowych
mebli. Tam są zwykłe, proste sprzęty, krzywe ściany, ale szczęśliwi ludzie. NIE
BUDUJMY WIĘC DOMU IDEALNEGO – każdy według własnego pomysłu na ideał. STARAJMY
SIĘ RACZEJ O MIŁOŚĆ MIEDZY SOBĄ i wtedy budujmy dom – bez wytykania sobie
nawzajem tego co się nie udało. Przyjmijmy, że ktoś zrobił jakąś pracę w domu
tak, jak potrafił. Uczynił to z sercem, więc niech ta praca pozostanie. I choć
może będzie krzywa czy nie domalowana ściana, nie dobrany kolor, kafelki nie
tak położone, ale będzie to nasz dom. Nasz, wspólny, budowany miłością, gdzie
każdy włożył swój wysiłek i serce. Nie krytykujmy, ze ktoś ma zły gust, nie
potrafi robić tego czy owego… Cieszmy
się, że w końcu mamy to miejsce, w którym możemy się spotkać, wspólnie modlić i
dzielić miłością. Idealne kształty i formy zostawmy perfekcjonistom. To ma
być Centrum Miłości, a nie jakieś wzornictwo budownictwa. 
Każdy z nas jest słabością, każdy jest
biedny, ubogi duchem. Każdy z nas jest grzeszny.
Przyjmijmy swoją małość.
Wtedy zaakceptujemy słabość drugiego. Przyjmijmy z pokorą własne
niedoskonałości, wtedy przyjmiemy również wady innych. CIESZMY SIĘ Z KAŻDEGO
PRZEJAWU MIŁOŚCI, Z KAŻDEGO ZAANGAŻOWANEGO SERCA I PRZYJMUJMY DAR JEGO PRACY.
Ten dom, budowany wspólnie, będzie wypełniony miłością i ciepłem. Jeśli
będziemy chcieli, by był idealny, wtedy będzie zimny. Może i marmurowy, z
nowoczesną stalą i szkłem, ale jakże zimny. NAPEŁNIJMY WIĘC SWOJE SERCA
PRAWDZIWĄ MIŁOŚCIĄ. Niech przejawia się ona w wyrozumiałości, życzliwości,
łagodności. Starajmy się o to i tak się do siebie odnośmy. Miejmy na
uwadze dobro drugiego człowieka – jego uczucia, zaangażowanie i dobrą wolę i
chęci. Niech nasze słowa nie będą jak brzytwy, ale jak pachnące płatki róż, opadające na serce drugiego. Zacznijmy
kochać! Zacznijmy żyć miłością! GDYBYŚMY ŻYLI PRAWDZIWĄ MIŁOŚCIĄ, PO TYGODNIU
MOGLIBYŚMY WIESZAĆ PRZYSŁOWIOWE FIRANKI W NASZYM DOMU.
Złóżmy swoje serca na ołtarzu, prosząc o
miłość
; o takie dotknięcie miłością, by przemieniła ona nasze spojrzenie na
drugą osobę, nasze myślenie o innych, nasze języki, nasze serca.
Modlitwa
Jezu, widzisz
każdego z nas takim, jakim jest naprawdę. Twoje spojrzenie na człowieka
przenika go, obejmuje całego. Masz poznanie całkowite i do końca. Znasz
wszystko – przyczyny i skutki naszego postępowania. I patrzysz na nas z taką
miłością, że trudno nam to sobie nawet wyobrazić, iż tak można patrzeć na drugą
osobę. Twoje spojrzenie jest piękne. Nasze patrzenie na drugiego człowieka –
wykrzywione, bo nie ma w nim miłości. Dlatego też nasze sądy o drugich, oceny
nie są zgodne z prawdą, ale bardzo subiektywne. Jakże biednym jest człowiek,
jakże nędznym i ubogim, gdy nie ma miłości. Bez miłości nie jest w stanie
dokonywać właściwej oceny rzeczy, sytuacji, osób. Nieustannie popełnia pomyłki
i żyje w jakimś zafałszowanym świecie, nawet tego nie zauważając. Człowiek
sądzi, że widzi, rozumie i ocenia właściwie. Ale jest w błędzie. Nędza ludzka
jest naprawdę ogromna. Jak to dobrze, Boże, że Ty patrzysz przez pryzmat
miłości. Ty się nie zniechęcasz, nie tracisz cierpliwości, stale jesteś
wyrozumiały. Jak to dobrze, że nie rezygnujesz z nas, nie porzucasz. Jak to
dobrze, że nie ma w Tobie tych cech ludzkich; że jesteś Bogiem doskonałym.
Dziękujemy Ci
za Twoje spojrzenie pełne miłości. Możemy czuć się bezpiecznie, bo wiemy, że
nas nie odrzucisz. Jesteś jedynym, który akceptuje nas w pełni, nie stawia
warunków. Kochasz, choć my robimy straszne rzeczy. Nie uzależniasz swojej
miłości i bliskości od spełnienia jakichś wymogów. Ale nie znaczy to, że nie
zasmuca Cię stan naszych dusz, że nie ranimy Ciebie brakiem miłości. Twoje
Serce jest najczulsze i najwrażliwsze. Zatem i Twe odczuwanie zranienia jest o
wiele silniejsze niż nasze. Dziękujemy Ci za to, że kochasz nas w taki cudowny
sposób. Bądź uwielbiony w Twojej miłości. 
Prosimy
Ciebie, Boże, abyś przemienił nasze serca. Niech wypełni je Twoja miłość i
uczyni pełnymi pokory, wyrozumiałymi, cierpliwymi dla siebie nawzajem. Prosimy,
byśmy poprzez Twoją miłość przyjęli i zaakceptowali naszą nędzę, pogodzili się
z tym, jacy jesteśmy. Niech Twoja miłość sprawi, że drugiemu człowiekowi damy
prawo do tego, aby był słaby. A patrząc na drugą osobę, byśmy pokornieli.
Bardzo potrzebujemy pokory, bo choć jesteśmy samą nędzą, to czubki naszych
nosów chcą sięgnąć nieba. Prosimy więc, aby każde spojrzenie na siebie i na
drugą osobę uczyło nas pokory. Dopomóż, byśmy zrozumieli, że tylko miłość
między nami – prawdziwa miłość – jest w stanie zbudować Wspólnotę i prawdziwy
dom, w którym panować będzie miłość. Pomóż nam wypowiadać tylko słowa miłości,
nigdy krytyki czy oceny, które by raniły. Ponieważ nie widzimy w sobie całej
tej nędzy, niech Twoja miłość nam ją pokaże i pomoże przyjąć. Niech Twoja
miłość odbuduje nasze relacje, stworzy prawdziwe więzi miedzy nami. Niech Twoja
miłość króluje w nas.
Pobłogosław
nas, Jezu.
Refleksja
Bóg nas kocha. Należy rozważać, czym jest Jego miłość, aby każdego dnia
zachwycać się jej pięknem i niezwykłością. Jednocześnie – by zrozumieć, jak
bardzo człowiek jest ubogi, bo tej miłości nie ma, a tak bardzo jej potrzebuje.
Kiedy człowiek zaczyna dostrzegać Bożą miłość i rozważać ją, poznaje prawdę o
sobie. Ta prawda nie jest zachwycająca. To całkowita odwrotność miłości. Jednak
bez poznania prawdy o sobie człowiek nie jest w stanie przyjąć Bożej miłości i
nią żyć, ponieważ żyje jakimiś złudzeniami, wyobrażeniem o samym sobie. Trzeba
dotknąć prawdy, aby zacząć coś robić, przyjmując Bożą miłość. Inaczej chodzi
się po omacku i żyje w jakimś nierealnym świecie. Rozważajmy więc Bożą miłość,
zachwycajmy się nią i jednocześnie prośmy Boga, by dał nam poznanie samych
siebie. Przyjmujmy z pokorą prawdę o sobie. Wtedy prawdziwie przyjmiemy miłość.
I żyjmy tą miłością, by ona pomiędzy nami stworzyła prawdziwe więzi; by
zbudowała prawdziwą Wspólnotę i budowała również w niej.


<-- Powrót