Rozważania

Nr. 135  „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21,5-19)

Słuchając
dzisiejszej Ewangelii (
Łk 21,5-19), możemy się nieco zaniepokoić. Może się nam wydawać, że to, co ma
przyjść, przyjdzie z zewnątrz. Zwróćmy jednak naszą uwagę na to, że NIEPOKOJE
NIE PRZYCHODZĄ Z ZEWNĄTRZ, ALE POCHODZĄ Z WNĘTRZA CZŁOWIEKA. I tak: 
- wzajemna nienawiść pochodzi z wnętrza
człowieka, 
- brak miłości ma swój przejaw w
zewnętrznej formie, ale pochodzi z wnętrza człowieka.
Nie tak dawno w naszym stowarzyszeniu
przeżywaliśmy walne spotkanie delegatów.
Po wyborach, które miały wówczas
miejsce, powołany został nowy Zarząd Stowarzyszenia. Zmiana chociażby jednego
członka tego zarządu skutkuje powstaniem nowej wspólnoty. I o tym mówiliśmy.
Zaczynamy tworzyć nową wspólnotę, a jednak nasze serca powracają do tego, co
stare. 
Dlaczego oglądamy się w przeszłość? Mamy
wpatrywać się w Boga, który jest tu i teraz. 
Dlaczego patrzymy na siebie nawzajem?
Wszyscy mamy mieć wzrok utkwiony w Boga. 
Wspólnota wtedy będzie dążyć do
stworzenia prawdziwej więzi, kiedy będzie wpatrywać się w Boga, ponieważ to On
jest Tym, który łączy i to On jako jedyny jest Doskonały. My nie mamy w sobie
tej doskonałości. Mamy natomiast wiele różnych słabości. Gdy zbyt dużo wpatrujemy
się w siebie, a za mało w Boga, te słabości biorą górę. NASZYM ZADANIEM JEST
STWORZENIE WSPÓLNOTY MIŁOŚCI, ŻYCIE W ZJEDNOCZENIU Z BOGIEM. Choć minęło kilka
lat, nadal w sercach jest wiara we własne siły i myślenie, iż muszę działać, muszę
coś wykonać, muszę o coś zadbać. Nie zrozumiejmy źle. Mamy obowiązki związane
ze stroną fizyczną, materialną, ale nie można położyć nacisku na tę sferę
życia. Trzeba wszystko i zawsze zaczynać od Boga, ponieważ: 
- to On jest Mądrością, 
- to On ma wszelką wiedzę, 
- to On zna przyszłość, 
- to On jest Doskonały, Święty i Czysty.
I tylko Jego intencje są czyste. Tylko Jego wola ma na myśli dobro każdego z nas. 

Dusza, która prawdziwie opiera się na
Bogu,
rzeczywiście próbuje kroczyć drogą Bożą. Ale wystarczy jedna myśl, która
opierać się będzie na własnych siłach, na własnych wiadomościach czy
zdolnościach, a dusza przestaje iść drogą woli Bożej i realizuje swoją. I
choćby wydawało jej się, że przecież dokonuje dzieła Bożego, czegoś, co
związane jest z Bogiem, jeśli realizuje swoją wolę, nie można powiedzieć, że
realizuje wolę Bożą.

Można
budować świątynię, ale musi być ktoś, kto najpierw ją zaprojektuje.
Musi być ktoś, kto będzie nadzorował całą budowę. I wszyscy pilnować się muszą projektu.
Nawet ten, kto nadzoruje, cały czas wpatruje się w projekt. Gdyby tylko jedna
osoba spośród wielu budujących zaczęła robić coś według własnego pomysłu, nie
będzie realizować woli projektanta, lecz swoją. Choćby ta osoba miała jak
najlepsze intencje, choćby twierdziła, że przecież buduje świątynię – dla Boga,
to jej działania nie są zgodne z wolą tego, który wykonał projekt. Osoba ta nie
ma wejrzenia w całość dzieła. Ona pracuje tyko na jakimś jednym wycinku. Na
budowie pracują specjaliści, całe zespoły, brygady. I każdy zespół ma swojej
zadanie. Trudno, żeby nagle taki zespół zaczął robić coś po swojemu. Nie będzie
wtedy zgrania, będzie samowola.
Jeszcze
raz powróćmy do dzisiejszej Ewangelii (
Łk 21,5-19). NIEPOKÓJ
POCHODZI Z SERCA. Nie przychodzi z zewnątrz. Bóg oczekuję, że będziemy żyć
życiem wewnętrznym w zjednoczeniu z Nim w swoim sercu. 
Z tego zjednoczenia płynąć będzie: 
- nasza mądrość, 
- nasze decyzje, 
- nasze działania. 
- nasza kolejna myśl, którą będziemy
realizować. 
Nie z rozmów z innymi ludźmi, nie z
nasłuchiwania tego, co ktoś powiedział, jakie ktoś inny ma pomysły. Bo ten ktoś
realizuje swoje pragnienia, siebie samego. MY MAMY BYĆ LUDŹMI DUCHOWYMI. 
Jeśli nie będziemy żyć w zjednoczeniu z
Bogiem, to: 
- w naszym wnętrzu pojawiać się będzie
niepokój, 
- nasze słowa i działania nie będą
niosły pokoju, 
- z naszego wnętrza weźmie się ten
niepokój, o którym mowa jest w dzisiejszej Ewangelii i to, co się będzie działo
między nami. 
Bogu
zależy na tym, byśmy tworzyli wspólnotę miłości,
która miłością będzie silna.
Spójrzmy na świat – chociażby na nasz kraj. TO OBRAZ SERCA CZŁOWIEKA – PEŁNEGO
NIEPOKOJU, SKŁÓCONEGO SAMEGO ZE SOBĄ; CZŁOWIEKA, KTÓRY DALEKO JEST OD BOGA, NIE
SŁUCHA GO, A WRĘCZ SPRZECIWIA SIĘ JEMU. Myślimy, że to dotyczy tylko innych, że
to tylko inni ludzie tego doświadczają? Każdy na miarę swoją doświadcza tego.
To co dzieje się w sejmie, ma miejsce i w naszych sercach, dotyczy nas samych i
naszego bezpośredniego otoczenia. Nie możemy uważać, że my jesteśmy w porządku. 
To
prawda, bardzo trudno jest nie przyjmować z zewnątrz różnych rzeczy
do swojego
wnętrza, a jedynie z ufnością wpatrywać się w Boga;
tylko Jego słuchać i iść za Jego głosem, który jest w sercu. To jest trudne.
Ale DO TEGO NAS BÓG PRZYGOTOWUJE JUŻ OD KILKU LAT. BO TO JEST RATUNEK DLA
NASZYCH DUSZ. 
  • Ten, kto nie będzie zjednoczony z
    Bogiem, polegnie. Te niepokoje go pożrą. Bo to, co się będzie rodziło w sercach
    ludzkich, będzie ich pożerać. I to już się dzieje. 
  • Jeśli nie będziemy trwać w Bogu, nie ostoimy
    się. Spójrzmy na Kościół, na kapłanów. Widzimy wyraźny atak. I wydawać by się
    mogło, że kapłan powinien być silny. Ilu kapłanów już poległo? Ilu jeszcze
    polegnie? Nadal czujemy się mocni? 
  • To co się dzieje ze społeczeństwem, nie
    zachodzi poza nami. To będzie miało wpływ na nasze życie. My już jesteśmy
    przesiąknięci tym, co się dzieje. Jeśli nie chwycimy się mocno Boga i nie
    będziemy żyć Nim prawdziwie, autentycznie, polegniemy. 
  • To nie jest czas zabawy, czas próbowania
    – uda się albo się nie uda, to tylko tak na próbę. Toczy się walka na śmierć i
    życie. Jedną stroną jest Bóg, drugą – Jego przeciwnik, który poczuł się bardzo
    mocny i który atakuje wszystkie sfery życia. 
  • Zobaczmy, jak trudno nam stworzyć wspólnotę.
    Próbujemy już kilka lat. Gdy miały miejsce wybory w stowarzyszeniu, wydawało
    się, że zaczynamy od nowa, tworzymy nową wspólnotę miłości. Czy jest w nas
    pokój? Czy każdy z nas żyje z tym pokojem w sercu – pokojem pochodzącym od
    Boga, dającym szczęście, radość? Czy jesteśmy radośni w tym, co robimy, w naszej
    posłudze we wspólnocie? Czy niesiemy radość innym? Czy nasze słowa budowały,
    tworzyły jedność, pocieszały, podnosiły? O czym myśleliśmy od momentu, gdy
    zawiązała się nasza wspólnota? Jakie były nasze myśli – czy pełne miłości? Czy
    obejmowały nas i unosiły do samego Boga? Czy uwielbialiśmy Go, pełni pokoju,
    miłości, oddania?
Każdy
z nas boryka się z różnymi słabościami i to jest naturalne
jesteśmy duszami maleńkimi, jesteśmy tylko ludźmi. Na jedno jeszcze pragnę
zwrócić uwagę – na pychę. Jeśli jest w nas pewność, że mamy rację i przedstawiamy
swoje zdanie cały czas w tym poczuciu posiadania racji, nie dopuszczamy do
siebie myśli, że może jednak ktoś inny, myśląc inaczej, ma tę rację, to… należy
klęknąć przed Bogiem. Kiedy człowiek z Bogiem rozważa pewne rzeczy, to choćby
sprawa była najtrudniejsza, ma w sercu pokój. Bóg daje to odczucie. Ale jakże
często dzieje się w ten sposób, że człowiek w zburzeniu, w zdenerwowaniu, w
zewnętrznym poczuciu tego, że on ma rację, wypowiada jakieś słowa. I SAM SPOSÓB
PRZEKAZYWANIA PEWNYCH TREŚCI NISZCZY DRUGĄ OSOBĘ, zamyka na drugą osobę. Nawet
jeżeli człowiek jest w swoim sercu głęboko przekonany do tego, o czym myśli i
co zamierza, jeśli nie wypowiada swojego zdania z miłością, może nawet zabić,
bo BRAK MIŁOŚCI ZABIJA. 
Mamy
starać się o miłość.
A tę uzyskamy tylko od Boga, na
osobistej modlitwie; tylko wtedy, GDY BĘDZIEMY SIĘ W NIEGO NIEUSTANNIE
WPATRYWAĆ I CAŁY CZAS DO NIEGO ODWOŁYWAĆ. Jeśli będziemy realizować siebie
samych, nie utworzymy wspólnoty. Wydaje się, że coś drgnęło w budowie domu.
Jednak starajmy się o miłość, żeby z tego domu nie pozostały gruzy.
Złóżmy
swoje serca na ołtarzu,
prosząc Boga, aby wypełnił je miłością i nakłaniał do
wpatrywania się w Niego. Aby On: 
- połączył nasze serca i sprawił, że
będziemy potrafili rozmawiać ze sobą z miłością, nawet o trudnych rzeczach. 
- sprawił, że każda nasza decyzja będzie
budowała, podnosiła, pocieszała; będzie zaproszeniem do Boga. I wszyscy,
patrząc na nas, będą się do Niego wracali, a nie odchodzili. 
Niech Bóg pomoże nam zrozumieć, kiedy
otwierać usta i mówić, a kiedy je zamknąć i milczeć.
 

Modlitwa

 

Dziękuję
Ci, Jezu.
Przychodzisz do mnie, choć nie zawsze moja dusza
jest gotowa na przyjęcie Ciebie, nie zawsze jest odpowiednio przystrojona, aby
gościć samego Boga. 
Dziękuję
Ci, Jezu,
bo Ty szczególnie przychodzisz do tych dusz, które
tego potrzebują, które potrzebują Twojej miłości, Twojego miłosierdzia,
przebaczenia. 
To
cudowne, Jezu.
Moja dusza zaznaje smutku z powodu
swoich słabości. Nieustannie ulegam im. A Ty przychodzisz właśnie po to, by
ukoić mój smutek, ból; by znowu wprowadzić pokój w moje serce. Choć mogłabym
oczekiwać jakiegoś osądzenia, oceny, Ty przychodzisz z miłością, pocieszasz i wlewasz
ufność, nadzieję. 
Pragnę
Ci dziękować, Jezu
za Twoją miłość i miłosierdzie; za to,
że kochasz mnie niezmienną miłością i nie stawiasz mi żadnych warunków. Nie
uzależniasz swojej miłości od tego, jak ja się zachowam, co zrobię. Dziękuję
Ci, Jezu!
Pragnę,
Jezu, służyć Tobie,
choć moje serce jest słabe, jest tak małe.
Chociaż stale upadam, to jednak pragnę Ci służyć. W obliczu tak licznych
słabości trudno jest wierzyć w to, że powołujesz moją duszę do tak wielkiego dzieła.
Ale z drugiej strony pychą jest myśleć w ten sposób. Przecież to dzieło
będziesz przeprowadzał Ty sam. Ja tylko: 
- mam Ci dać swoje serce, 
- mam tylko pozwolić Tobie działać we
mnie. Nie ja będę czynić, ale Ty. 
Może
zatem dobrze, że dostrzegam te słabości; że uświadamiasz mi,
jak bardzo małą jestem duszą. 
Może
w końcu poddam się i przestanę robić różne rzeczy o własnych siłach,
przestanę ufać sobie i swoim możliwościom, a całkowicie zdam się na
Ciebie. 
Skoro
zdolny jestem tylko do tego, aby psuć i burzyć,
proszę, abyś od tej chwili Ty czynił wszystko w moim życiu. Bez konsultacji z
Tobą nie chcę wypowiedzieć ani jednego słowa. Nie będę nic robić, Boże, dopóki
nie podpowiesz mi, co i w jaki sposób. 
A
ponieważ również słuchać za bardzo nie umiem, to liczę, że w
Tobie tylko wiadomy sposób pokierujesz mną tak, 
- aby Twoje dzieło realizowało się
przeze mnie, 
- aby Twoja wola objawiała się w moim
życiu. 
Daję
Ci, Jezu, moje słabe serce,
moją słabą duszę, puste ręce, całą siebie.
A Ty czyń, co chcesz. Pomóż mi wpatrywać się w Ciebie nieustannie. 
  • Niech Twoja miłość łączy nas i uczyni
    prawdziwą wspólnotą serc. 
  • Niech Twoja miłość zapanuje pomiędzy
    nami, aby inni widząc ją, uwierzyli w Ciebie. 
  • Dodaj mi odwagi, dodaj sił. Nie pozwól
    się zniechęcać, nie pozwól ulegać jakimś złym myślom. 
  • Niech pokieruje mną tylko Twoja miłość.
    Proszę, pobłogosław mnie, Jezu.
 Refleksja
 
MIŁOŚĆ DAJE POCZĄTEK WSZYSTKIEMU. Tam,
gdzie jest miłość, 
- będzie i wzajemne zrozumienie, i pokora, 
- tam będzie pokój i porozumienie, 
- tam będą właściwe działania i realizacja
woli Bożej, 
- tam dusze wzrastają, kroczą ku Bogu,
jednoczą się z Nim. 
Natomiast brak miłości sprawia, że dusze
są rozbite, zagubione, szarpią się pośród różnych spraw i obowiązków. Nie
potrafią żyć w zgodzie z tym, co je spotyka. Gdy dusza kocha, wtedy Bóg przez
nią realizuje swoją wolę. WIELKIE DZIEŁA BOŻE POWSTAJĄ WTEDY, KIEDY DUSZA
KOCHA. Człowiekowi jednak tak trudno uwierzyć, że POTRZEBNA JEST TYLKO MIŁOŚĆ. Każdy
z nas ma swoje zdanie na temat każdej sprawy. A wystarczy tylko miłość, aby
Boże dzieło zrealizowało się w nas. 
Otwórzmy
swoje serca na miłość jeszcze szerzej.
Niech ona nas wypełni, niech popłynie wielkimi strumieniami do naszych bliskich
i niech przemieni całą rzeczywistość. Błogosławię was. W Imię Ojca i Syna i
Ducha Świętego.


<-- Powrót