Rozważania

Nr. 5  Niedziela Chrztu Pańskiego

Spotykamy się dzisiaj, aby wspólnie
uwielbić Boga objawiającego siebie, swoje Bóstwo w Synu. Objawiającego to, iż
Jezus jest Synem Boga. Sam Ojciec daje świadectwo o Synu. To niebywałe wydarzenie.
Jezus wielokrotnie podczas swojej działalności mówi o Ojcu. Na początku jednak to
Ojciec wypowiada się o Synu. I to Ojciec niejako posyła swojego Syna od tego
momentu do wszystkich ludzi, chcąc, aby uznali zarówno Jego Osobę, jak i naukę
jako pochodzącą od Boga.

Pierwszy Jan uznaje Jezusa jako Tego,
który został posłany przez Boga Ojca.
Jego mocą rozpoczyna Wielkie Dzieło
zarówno w narodzie wybranym, jak i w całej ludzkości. Jan mając to objawione i
dobrze odczytując w sercu otrzymywane znaki z Nieba, mówi o wielkiej godności
Jezusa. A chcąc ukazać tę wielkość przyrównuje do siebie jako tego, który nie
jest godzien właściwie niczego. Nie jest godzien nawet rozwiązać rzemyka u
sandała. Jan uznawany przez prosty lud za proroka, człowieka posłanego przecież
przez Boga, uznawany za kogoś ważnego, ten Jan daje takie świadectwo. Siebie
całkowicie umniejsza, czyniąc niemalże niczym. Natomiast ukazuje wszystkim
wokół, Jezusa jako tego właściwego, na którego wszyscy czekali.

Jan miał swoich uczniów. Wokół Jana
gromadziło się mnóstwo ludzi. Przychodzili do niego specjalnie i słuchali go, a
nawet zasięgali porady. Podziwiali go, ponieważ miał odwagę mówić swoje zdanie
wobec tych, którzy posiadali jakąś władzę. Jan był nieustraszony w głoszeniu
prawdy. I to również podziwiali w nim ludzie. Był swego rodzaju autorytetem,
oczywiście osobą bardzo niewygodną dla faryzeuszy, dla uczonych. Ci nie bardzo
wiedzieli, jak się mają znaleźć wobec niego i co czynić. Ale ludzie o prostym
sercu przyjmowali naukę Jana. Przychodzili, by wyznać swoje grzechy, aby się
ochrzcić. I ten Jan, który miał wokół siebie tyle osób mówi wyraźnie: nie patrzcie na mnie, patrzcie na Tego, o
którego przyjściu mówię wam od samego początku. Ja jestem tylko po to, aby
przygotować miejsce dla Niego.

Kiedy zjawił się Jezus, Jan miał pełną
świadomość, iż jego zadanie powoli dobiega końca.
Był tak oddany Bogu. Jego
serce było czyste. Nie było dotknięte, skażone światem. Bóg uchronił serce Jana
od samego początku. Wychowywał się z dala od ludzi, na pustyni. Jednocześnie w
jedności z Bogiem. Jego serce otwarte na Bożą rzeczywistość słuchało pouczeń
Bożych. Jego dusza o wiele więcej widziała i słyszała niż dusza przeciętnego
człowieka. Jan był czysty niczym dziecko. I nie było mowy, aby w jego sercu
powstała zazdrość, pycha. On wiedział, jakie jest jego zadanie. Wiedział, że to
zadanie się kończy  i, że teraz ma się
usunąć w cień. Nie znał dokładnie swoich przyszłych losów, ale był w zgodzie z
Bogiem. A to oznacza, iż jego serce godziło się na wszystko, co go spotykało w
życiu. Nieustannie wyznawało prawdę o Bogu, wyznawało wiarę w Boga. I nieustannie
było wpatrzone w Boga.

Trudno nam ludziom nawet wyobrazić sobie
czystość tego serca i to zaangażowanie w Boże sprawy,
bowiem człowiek jest tak
skażony światem zewnętrznym i wartościami, które świat oferuje, iż nie potrafi
myśleć inaczej, jak tylko przez pryzmat tego, co dla świata jest wartością. My
dopiero uczymy się od nowa patrzeć na wiarę i na Boże sprawy przez pryzmat
Boga. Jan czynił to od początku. Nie było w nim lęku o swoje życie, o swoje
zdrowie, o opinie, o to, co pomyślą inni. Nie było w nim dążenia do
zaspokajania jakichś własnych potrzeb czy przyjemności, chęci gromadzenia
czegoś dla siebie. Jego życie całe było nastawione na służbę Bogu, na
zrealizowanie powołania, które Bóg mu powierzył. Gdy był uwięziony, nie lękał
się, a cały czas myślał o sprawach Bożych. Podczas rozmów z Herodem nie było w
nim ani krztyny obawy przed złudną wielkością człowieka i złudną jego władzą.
On mówił to, co czuł w sercu. A w sercu prowadził go Bóg. Ta jego odwaga,
śmiałość były podziwiane. I Herod podziwiał i drżał przed nim. Kiedy podjął
decyzję, kiedy zgodził się, aby ścięto głowę Jana, Herod przeżywał straszliwe
męki, wręcz katusze swojej duszy. Natomiast w Janie był pełen pokój. Wypełnił
swoją misję. Jego zadaniem było przygotować ludzi na przyjście Jezusa i wskazać
Jezusa mówiąc, kim On jest. Jest Bożym Barankiem. Jest Zbawicielem. Jest Synem
Boga. Jest kimś Najważniejszym, Najpotężniejszym.

Dlaczego Jezus przyszedł do Jana? Aby
dać się ochrzcić.
Musiało dojść do spotkania. Musiało dojść do spotkania tego,
co było jeszcze starym, co jeszcze należało do starego wieku. Aby poprzez to
spotkanie nastąpiło wejście w nowy czas, w nowa erę. Aby dokonało się to niejako
w sposób łagodny. Aby ten, który żył jeszcze w starych czasach zapowiadając
nowe, mógł ludzi przygotować i przyprowadzić do nowych czasów. Jan otrzymał
łaskę. Był jedynym zapowiadającym nadejście Jezusa, który mógł się z Nim
spotkać. Mógł niejako przejść ze starego w nowe. Jezus zaś uznał to, co czynił
Jan jako rzecz bardzo ważną. Nie tylko Jan potwierdził pochodzenie Jezusa i
Jego ogromną rolę, ale i Jezus swoim przyjściem do Jana potwierdził misję Jana.
To przyjście, właśnie w to miejsce, gdzie ludzie nawracali się, przygotowując
serca na przyjęcie nowego, stało się świadkiem rozpoczęcia misji Jezusa. I
chociaż chrzest Janowy był tylko z wody, chociaż Jezus nie miał grzechów, a
ochrzcił się, to Bóg Ojciec położył swoją pieczęć na tym miejscu, na tym
wydarzeniu i na tych ludziach – na Janie i na Jezusie, dając początek wielkiej
misji Jezusa, świadcząc o tym, iż Jan głosił prawdę i przygotowywał do prawdy,
a Jezus jest zapowiadanym Mesjaszem. I tak naprawdę to można by powiedzieć, iż
to Bóg Ojciec dokonał tego chrztu, bądź tez uświęcił ten chrzest Janowy nad
Jezusem. I nie był to chrzest, który miał obmyć z grzechów Jezusa, bo takich
nie posiadał. Było to namaszczenie Duchem Świętym, zapowiedź przyszłego chrztu,
który teraz sprawujemy w Kościele, a który to był posłaniem Jezusa do pełnienia
Jego misji.

Jan spełnił swoje zadanie, bardzo ważne
zadanie.
Bóg mu błogosławił. I zasiada w Niebie wśród innych świętych jako ten,
który żył w doskonałej zgodzie z prawdą, w doskonałej jedności z Duchem Bożym.
Jako ten, który otworzył serce na Bożą rzeczywistość i potrafił ją odczytywać.
Miejmy to wszystko, te wszystkie sprawy na sercu swoim. Tak często zbyt lekko
podchodzi się do tego dnia, a jest przecież tak ważnym, bo dokonało się
naprawdę coś bardzo ważnego dla wszystkich, nie tylko dla Jezusa czy Jana. Dla nas
wszystkich.

Niech Bóg błogosławi nas. Niech Duch Święty i na nas
dzisiaj spoczywa i nam błogosławi i nas prowadzi, byśmy i my mogli jak
najdoskonalej wypełnić swoją misję.


<-- Powrót