Rozważania

Nr. 31  Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata

Wniebowstąpienie Pańskie
Dzisiaj
wspólnie przeżywamy ten niezwykły czas, niezwykłą chwilę, która była ogromnym
przeżyciem dla Apostołów, dla Jego przyjaciół; chwila z jednej strony radosna,
a z drugiej bardzo smutna. Spróbujmy zobaczyć oczami serca, to co działo się
właśnie w tej chwili, spróbujmy wejść pośród Apostołów, być pośród nich, być
razem z Jezusem, aby sercem przeżywać ten dzień, aby sercem doświadczać tej
chwili, aby sercem uczestniczyć w życiu Jezusa i Apostołów. 
Przez
czterdzieści dni cieszyliśmy się Zmartwychwstałym Jezusem i przez te
czterdzieści dni przeżywaliśmy kolejny dzień, słuchaliśmy Jego pouczeń i nasze
serca chłonęły każde słowo miłości, które płynęły z Jego ust. Jezus tak jak i nas,
tak i Apostołów przez ten czas pouczał, przygotowywał. Jezus przygotowywał
Apostołów do apostolstwa, przygotowywał na ten czas, kiedy On odejdzie, a oni
umocnieni Duchem pójdą i będą głosić wielkie zwycięstwo miłości, będą głosić
zbawienie. I Apostołowie w pewnym stopniu zdawali sobie sprawę z tego co
będzie, ale serce, które kocha nie chce myśleć o chwili, która wydaje się sercu
smutna, woli cieszyć się tą chwilą, która jest radosną, chwilą podczas której
mogą przebywać ze swoim Umiłowanym, z Tym, kogo się kocha.
Jezus pouczał
Apostołów, Jezus wypełniał ich serca bardzo potrzebną wiedzą, ale to serca były
napełniane, dlatego Apostołowie nie czuli się dokształceni, ale czuli się
wypełnieni coraz bardziej miłością. Jednak nie doświadczali tego jako
przygotowania intelektualnego do głoszenia nauki. Tak jak niejeden uczeń,
niejeden student uczy się na pamięć i w pewnym momencie wydaje mu się, że już tę
wiedzę posiadł i teraz może zdać egzamin, tą wiedzą się wykazać Uczeń, student
przygotowuje się jedynie intelektualnie. To jest zupełnie inny poziom
poznawania, przyjmowania pewnych wiadomości. Jezus spotykał się z uczniami i
przekazywał im swoją miłość, przekazywał im siebie i napełniał ich serca, jeszcze
formował ich dusze. A oni cieszyli się Jego obecnością, nieustannie Go
wyglądali i całymi sobą chłonęli Jego obecność. Ale przyszedł ten czas, ta
chwila, kiedy razem stanęli na górze i Jezus wypowiadał ostatnie słowa.
Spróbujmy i my
dzisiaj stanąć przy Jezusie, który i do nas wypowiada te ostatnie słowa,
jeszcze ostatnie pouczenia. Tak jak rodzice, którzy żegnają swoje dziecko
wychodzące z gniazda, tak i Jezus czynił ostatnie pouczenia, przestrogi,
jeszcze ostatnie zdania, a ich serca drżały, pełne wzruszenia, ale i smutku, że
oto kończy się ten czas wspólnego przebywania, oglądania Jezusa twarzą w twarz,
wspólnego spożywania posiłków, wspólnego spacerowania; kończy się ten czas,
kiedy mogli usiąść wokół Niego, gdzieś w jakimś ogrodzie i słuchać. Jakże
często, gdy zmęczeni przestawali uważać, to jednak sam ton Jego głosu cieszył
ich, wlewał pokój do serca, zmieniał. Nie zawsze rozumieli, dlaczego tak bardzo
pragnęli przebywać w Jego obecności; po prostu być i nic więcej. Właśnie teraz
przypominały się im różne chwile spędzone razem z Jezusem, teraz też
przypomniała się im Męka, Jego śmierć i ten czas, kiedy opuścili Go. Chcieliby
nadrobić ten czas, ale już za chwilę, za sekundę Jezusa nie będzie, a oni tak
bardzo by chcieli jeszcze napełnić się Jego słowem, Jego miłością, Jego
obecnością. Ze wszystkich sił swoich serc pragnęliby Go zatrzymać, pragnęliby,
aby pozostał.
Co teraz
uczynią? Wprawdzie Jezus mówi o Pocieszycielu, wprawdzie tyle już im
powiedział, a jednak, jakże im przyjdzie żyć bez Jego słów: Pokój wam; bez tego dzielenia się
chlebem Jego rękami, bez tych Jego oczu pełnych miłości, bez Jego uśmiechu?
Cieszyli się, gdy czekając na Niego rozpoznawali Jego sylwetkę gdzieś z oddali.
Już sam ten widok czynił ich serca pełnymi pokoju, łagodnieli jak baranki,
kiedy On był wśród nich. Mogli nawet pokłócić się, ale kiedy Jezus przychodził,
wszystkie spory ustawały; przy Nim nie można było się kłócić. Sam fakt, że On
był pośród nich sprawiał, że zmieniali się, panowali nad swoim charakterem,
temperamentem, dla Niego starali się być dobrymi, dla Niego hamowali czasami ostre
słowa, reakcje emocjonalne, bo przy Nim, pełnym miłości, nie można było być
pełnym gniewu, złości, egoizmu. Pragnęli być dobrymi. Tak jak On był Dobry.
Co teraz
będzie, kiedy On odejdzie? Starają się wierzyć w Jego słowa; przecież nigdy nie
zawiódł. Ale to już nie chodzi również o to, jak im przyjdzie żyć, czy sobie
poradzą; chodzi o to, że Go kochają, i że nie chcą rozstawać się z Osobą, którą
tak bardzo umiłowały ich serca. Już teraz zaczynają tęsknić za Nim. Przed nimi
jeszcze tyle lat życia. A Jezus patrzy swoim łagodnym wzrokiem, uśmiecha się i
uspokaja ich.
Jezus i nas
uspokaja; przebywał pośród nas i napełniał nas swoją łaską. To, co uznał, że
będziemy potrzebować, to nam dał, teraz musi odejść, by mógł przyjść
Pocieszyciel, aby mógł przyjść Duch Święty, aby mógł wypełnić nas mocą, abyśmy
mogli stać się prawdziwymi apostołami Jezusa. Dlatego nasze serca niech się nie
lękają, niech nie smucą się nasze serca. I chociaż Jezus odchodzi, to przecież
pozostał pośród nas w Sakramencie Ołtarza. Jest pośród nas po wszystkie wieki.
Nie pozostawia nas sierotami, ale obdarza nas w niebywały sposób sobą samym.
Nie dostępują tego Aniołowie, Duchy czyste, ale my ludzie słabi i grzeszni. Bóg
udziela się nam jak żadnemu innemu stworzeniu, daje siebie, całego, w sposób
cudowny, tajemniczy i tak, jak tylko Bóg może dać. Więc choć On wstępuje do
Nieba, to daje nam tę łaskę wiary, że przyjmujemy Go za każdym razem podczas
Eucharystii, i że On jest w naszych duszach, które zamieszkuje. I to jest cud,
Jego łaska, jego dar, niepojęte szczęście dla duszy. Więc zwracajmy się teraz
do Jezusa, którego przyjmować będziemy do serca, bo dzięki temu, że umarł i
Zmartwychwstał, możemy jednoczyć się z Nim w tak doskonały sposób. Gdyby nie
umarł, gdyby nie Zmartwychwstał, nie moglibyśmy jednoczyć się z Bogiem. Przyjmujemy
Go całego, jednocząc się z Nim ciałem i duszą, żyjąc z Nim w swoim wnętrzu.
Możemy w swoim wnętrzu obcować z Nim, rozmawiać, Adorować Go, cieszyć się i On
żyje w nas, a my w Nim. Więc, chociaż Jezus unosi się do Nieba i tak jak
Apostołowie, wpatrujemy się w Niego, zasmuceni, to zwróćmy swój wzrok ku naszym
sercom, ku naszym duszom, bo tam pozostał Jezus, tam żyje i tam, w naszym sercu
udziela nam zbawienia. I niech żadna dusza nie szuka Boga gdzieś poza sobą, ale
niech szuka Go w sobie, bo tam na pewno Go znajdzie. Takie zapewnienie daje nam
sam Bóg, po to uczynił w każdym z nas świątynię, aby w niej mieszkać. Żyjąc z
Nim, módlmy się, dziękując, wielbiąc, a jednocześnie prosząc, by udzielił nam
swojego Ducha.
Refleksja
Obdarzeni
jesteśmy całym bogactwem Nieba. Sam Bóg przychodzi do każdego z nas. Jesteśmy
najbogatszymi ludźmi na świecie, tylko nieświadomymi tego, nieświadomymi
swojego bogactwa, swojego szczęścia i wybraństwa. Próbujmy żyć w swojej duszy w
zjednoczeniu z Bogiem, żyć z Nim w każdym momencie, w każdej chwili, w każdej
sekundzie dnia. Starajmy się mieć świadomość, iż On jest w naszym sercu i
wszędzie idzie z nami, wszędzie Go zabieramy, wszędzie nam towarzyszy. Bóg
towarzyszy nam na każdym kroku. Zatem żadna chwila nie jest zła, bo jest razem
z Nim przeżywana. A gdy wydarza się coś, co nas niepokoi, to przecież mamy Boga
w swoim sercu i możemy Go prosić o wszystko.
Rozradujmy się, bo dzięki temu, iż Jezus wstąpił do Nieba, my zostaliśmy
podniesieni do Jego chwały. To nam Bóg nakłada koronę i stajemy się dziećmi
Króla. To my dysponujemy skarbcem Nieba. Pomyślmy, jak wielka, nieskończona
jest hojność Boga. Rozradujmy się i uwielbiajmy Go; cały czas – od przebudzenia
do zaśnięcia. Niech Matka Najświętsza nam w tym pomaga, niech wraz z wami
uwielbia Nieskończoną Miłość. Niech nam błogosławi – W imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. Amen.


<-- Powrót