Rozważania

Nr. 36  „Ubodzy duchem mają wstęp do nieba” (Jk 4,13-17; Ps 49,2-3.6-11)

Nadal obracamy się wokół tematu duszy
najmniejszej
, wokół małości, wokół pokory. Dzisiaj szczególnie wybrzmiewają
słowa Psalmu: „ubodzy duchem”. Natomiast
w pierwszym czytaniu zwrócona jest uwaga na to, że człowiek nie zna swojej
przyszłości, nie może nic uczynić, aby choć o jedną sekundę wydłużyć swoje
życie, by dołożyć sobie chociażby jeden dzień.
Ubodzy duchem, dusze najmniejsze, dzieci
– te określenia są sobie podobne, mają podobne znaczenie. Wszystkie powinny być
przez nas odbierane jako skierowane do nas. Bóg poucza, w jaki sposób takie
dusze powinny patrzeć na swoje życie, jak je planować i układać. W planowaniu
życia, kolejnych dni, człowiek przede wszystkim POWINIEN ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA SWOJĄ
POSTAWĘ WOBEC BOGA. Powinien przyjrzeć się sobie, w jaki sposób planuje, w jaki
sposób patrzy na przyszłość, bowiem to właśnie w sercu rodzi się pycha lub też
z serca płynie pokora. W planowaniu, w spojrzeniu w przyszłość może być albo
pycha, albo pokora. Człowiek zawsze coś planuje, byłoby nierozsądkiem nie
planować. Dlaczego zatem, Bóg dzisiaj zwraca waszą uwagę na niestosowność
planowania, takiego, o jakim mowa jest w pierwszym czytaniu?
Swego
rodzaju podpowiedzią są słowa Psalmu
mówiące o tym, iż ubodzy duchem otrzymają Królestwo Niebieskie.
Jak to się
jednak ma do planowania, a właściwie do takiego usposobienia serca podczas
planowania, by podobało się to Bogu?
Otóż CZŁOWIEK
MUSI WEJŚĆ GŁĘBOKO W SIEBIE I STAJĄC PRZED BOGIEM MA UŚWIADOMIĆ SOBIE: 
  • Na ile opiera swoje życie, swoje działanie,
    swoje plany na następny dzień na sobie, a na ile rzeczywiście opiera na Bogu? 
  • Na ile swoje plany konsultuje z Bogiem?
  • Nas ile pyta Boga, czy te plany Mu się podobają?
  • Czy słucha odpowiedzi? 
  • Czy w swoim sercu jest otwarty na Bożą
    inicjatywę w życiu, czy jest otwarty na to, co proponuje Bóg? 
  • Czy może nie dopuszcza Bożych planów?
  • Należy swoje serce codziennie badać i być
    czujnym, ponieważ człowiek przywiązuje się do swojego życia, do swojej drogi
    życiowej, do swojego wyobrażenia, jak ona ma wyglądać i zaczyna sam ją kreować. 
  • Trzeba być czujnym i pytać siebie, czy zgadzam
    się na to, by Bóg całkowicie zmienił moje plany?
  • Czy w swoim sercu pozwalam na to, aby Bóg
    skierował drogę mego życia w zupełnie inną stronę? Jeśli się bronię przed tym,
    jeśli się tego boję, jeśli ze wszystkich sił nie zgadzam się na to, to znaczy,
    że trzymam władzę nad swoim życiem w swoich rękach i nie chcę jej wypuścić. A
    to oznacza, że stając przed Bogiem jest we mnie pycha, nie ma pokory. Słuchając
    Psalmu: TYLKO UBODZY DUCHEM STANĄ SIĘ
    POSIADACZAMI KRÓLESTWA NIEBIESKIEGO. 
Mówimy nieustannie o oddaniu życia Bogu,
o zawierzeniu
, o słuchaniu Boga i pójściu za Jego wskazaniami. Jednak jest w
sercu jakaś sfera życia, nad którą człowiek pragnie posiadać władzę. Jeśli
przyjrzelibyśmy się dobrze sobie, swemu wnętrzu, swoim emocjom, gdybyśmy się
przyjrzeli temu, co dla nas jest ważne, temu, czego pragniemy, o co się
staramy, jeśli byśmy się przyjrzeli swojej codziennej pracy, swoim troskom,
swoim niepokojom, zobaczylibyśmy, że jednak są pewne sfery, nad którymi chcemy
mieć kontrolę, chcemy panować, chcemy prowadzić po swojemu. To jest nasze
pragnienie. U niektórych nawet jest tak, że nie wyobrażają sobie, żeby było
inaczej. Niekiedy człowiek się wręcz boi myśli, że mogłoby być inaczej. A więc
nie zostało to oddane Bogu, w tym nie oddaję Bogu pierwszeństwa. 
To, że człowiek pewnych rzeczy się obawia,
pewnych rzeczy nie chciałby – jest to naturalne. Natomiast w postawie, o której
mówimy, chodzi o to, aby pomimo obaw czy sprzeciwu, pomimo tego, powiedzieć
Bogu – „tak”: 
- godzę się na
Twoją wolę również w tej sprawie; 
- godzę się na
Twoje spojrzenie na tę sferę mego życia; 
- godzę się na
Twoją ingerencję w moje życie, w te sprawy. 
- w moim sercu
wyrażam zgodę i czynię to aktem mojej woli, abyś Ty pokierował moim życiem
również w tych sferach, choć obawiam się, choć chciałbym inaczej, choć moje
pragnienia są inne być może od Twoich, godzę się na to, co mi dasz.
Takie spojrzenie i taka postawa wobec Boga
jest postawą duszy pokornej
i przypomina – zauważmy – postawę Jezusa,
który modli się w Ogrójcu. Tam Jezus stawał przed straszną wizją najbliższej
swojej przyszłości, najbliższych godzin swego życia. A modląc się całym sobą
bał się. Cała Jego Istota sprzeciwiała się temu, co Go czekało i modlił się, by
jednak Go to nie spotkało. Ale swoją modlitwę zakończył wyrażeniem zgody na
wolę Ojca. 
Ta postawa, choć wymaga od duszy ogromnej
dojrzałości
, wymaga ogromnego wysiłku, samozaparcia, jednak wprowadza duszę
na drogę realizacji woli Bożej w jej życiu. Jeśli dusza jest konsekwentna i
cały czas wyraża taką postawę, realizuje coraz doskonalej Boże plany wobec
niej, a więc doskonali się w świętości. Zgoda na wolę Bożą, choć niekoniecznie
trzeba ją znać, zgoda na to, co zechce Bóg uczynić, na to, w jaki sposób zechce
pokierować, czyni człowieka coraz bardziej pokornym. Jednocześnie, jeśli
człowiek autentycznie przyjmuje tę wolę, każdego dnia podejmuje na nowo wolę
Bożą godząc się na wszystko, otrzymuje pokój wewnętrzny. Jeśli stara się ze
wszystkich sił, by Bóg zrealizował w nim swoje plany, stopniowo powoli niejako
odrywa się od spojrzenia ludzkiego na świat, na otaczające życie, na wszystkie
jego sprawy życiowe, niejako odrywa się od tego wszystkiego, od przywiązania do
tych spraw, do obowiązków, do pragnień, a zaczyna coraz pełniej, całym sobą
otwierać się na Bożą wolę. 
Człowiek jest bardzo przywiązany do różnych
rzeczy
, do sposobu myślenia o różnych sprawach. Jest wręcz omotany, jak w
pajęczej sieci, w tym, co zewnętrzne, co pochodzi od świata. Chociaż wypełnia
swoje obowiązki tak jak należy, chociaż wydaje się, że idzie drogą przykazań,
to jego uwiązanie w świecie może być ogromne. Można by przyrównać do obrazu,
gdzie oczy, usta, ręce, nogi, serce – każda z tych części ciała jest
przywiązana ogromną grubą liną do konkretnych rzeczy w świecie i człowiek wręcz
nie może się ruszyć, żeby nie pociągnąć za sobą tych różnych rzeczy i spraw. W
momencie, kiedy zaczyna godzić się na wolę Bożą, kiedy wyraża to aktem woli,
może jego serce się sprzeciwiać, jego emocje, jego uczucia mogą być bardzo
silne, może odczuwać lęk, ale jednak wyraża przed Bogiem pragnienie, że chce
realizować Jego wolę. I potem konsekwentnie podejmuje takie kroki, które
potwierdzają podejmowanie woli Bożej, nawet, jeżeli do końca nie rozumie, jaka
ta wola jest, ale stara się w każdym momencie, w każdej decyzji spojrzeć na
Boga i chwilę pomyśleć. Kiedy w modlitwie powierza każdą sprawę Bogu, a potem
podejmuje decyzje, a więc są to takie zwyczajne sytuacje i kiedy w tych
zwyczajnych sytuacjach człowiek w jakiś sposób stara się szukać woli Bożej i ze
względu na nią podejmować kolejne kroki, powoli te grube liny, jakimi jest
związany ze światem, zaczynają pękać. One są coraz cieńsze, nieraz odrywają się
od człowieka, od serca, od duszy, od oczu, od uszu, od rąk, od nóg. Kiedy
człowiek jest coraz bardziej wolny, wtedy może otwierać się na to, co jest w
Niebie, niejako unosić się, bo jest wolny, nie jest uwiązany. Wtedy dopiero
otwiera się w stronę Boga, napełnia się Jego światłem, jego serce doznaje
pokoju, zaczyna płynąć niejako w przestworzach zgodnie z wolą Bożą. Nie
poruszany przez świat tak, jak marionetka za pomocą sznurków, ale płynie w
wolności, a Duch Święty jest wiatrem, który porusza jego żagle. 
Taka jest dusza pokorna, taki jest ubogi w
duchu, bowiem, co oznacza być ubogim w duchu?
To znaczy, że CZŁOWIEK UZNAJE
SWOJĄ MAŁOŚĆ PRZED BOGIEM. Uznaje, iż mądrym, pełnym miłości, pełnym pokoju,
Tym, który wie wszystko jest BÓG. Przed Bogiem dusza się jeszcze umniejsza,
uniża. Nie przechowuje poczucia bycia kimś, komu coś się powiodło, coś się
udało, kto coś potrafi, ponieważ ubogi w duchu zdaje sobie sprawę, że wszelkie
dobro pochodzi od Boga. A więc to nie jemu się udało, ale to Bóg dokonał rzeczy
posługując się nim. On był w tym momencie tylko narzędziem i jako narzędzie
jest niczym sam z siebie. Choćby najbardziej skomplikowane urządzenie, jeśli
człowiek tego urządzenia nie włączy, nie steruje, nie ustawi, w jakiś sposób
nie zaprogramuje, urządzenie samo z siebie nie żyje, nie pracuje, nie myśli.
Człowiek może się posłużyć narzędziem, tak samo Bóg posługuje się człowiekiem.
Narzędziem może być zwykła łopata i narzędziem może być chociażby komputer, ale
sam komputer nie zaprogramuje się i nie będzie pracował. Musi człowiek
zaprogramować, stworzyć go i potem na nim pracować. Tak samo łopata – sama nie
będzie pracować, nie przekopie grządek; musi człowiek wziąć łopatę do ręki i
przekopać grządki. Analogicznie – różne są dusze, różne są stopnie doskonałości,
różne dane umiejętności, do różnych rzeczy Bóg je powołuje, w różne dary
wyposaża. Ale to Bóg ma się posłużyć takim, czy innym narzędziem, aby
rzeczywiście wypłynęło dobro.
Ubogi duchem posiądzie Królestwo Niebieskie.
Tak więc, dusze najmniejsze, dzieci są tymi, przed którymi otwarte jest Niebo,
dary Nieba, otwarte jest całe bogactwo w Niebie zawarte, dlatego, że sami nie
uzurpują sobie prawa do bycia wielkimi, a więc nie odbierają chwały, wielkości
tu na ziemi. Zatem tę chwałę daje im Bóg w wieczności, bowiem Bóg dla każdego
przygotował dar Nieba, dla każdego przygotował wszystkie bogactwa Nieba i każdy
może uczestniczyć w chwale Boga w przyszłości. Ale sam człowiek tego nie może
osiągnąć. Sam tej chwały sobie nie odda, sam nie wejdzie w nią, sam nie napełni
się chwałą. Dawcą wszystkiego jest Bóg. Bóg daje, CZŁOWIEK ZAŚ ALBO OTWIERA SIĘ
NA DAR, albo ZAMKNIĘTY W SOBIE DAR ODRZUCA. 
Uniżenie, pokora jest zgodą człowieka na to,
kim jestem.
Jest zgodą na to, jakim jestem przed Bogiem. I przyjęcie
konsekwencji tego – skoro jestem mały, oddaję się Bogu, pragnę przyjąć Boga
jako Tego, który jest wszystkim. JEŚLI CZŁOWIEK NIE KEST POKORNY SAM SIEBIE
STAWIA NA PIERWSZYM MIEJSCU ZAMYKAJĄC SIĘ NA BOŻE DARY. Człowiek sam siebie nie
jest w stanie zbawić i wprowadzić do Nieba. Zamyka się, zatem, na dar Nieba. 
Zatem w codzienności, myśląc o kolejnym
dniu, myśląc o kolejnych tygodniach:
  • ZAWSZE MYŚLMY Z POKORĄ I POWIERZAJMY SIEBIE BOGU,
    swoje zamiary, swoje plany i pragnienia. 
  • W SWOIM SERCU WYRAŻAJMY ZGODĘ NA TO, CO BÓG
    POSTANOWI. 
  • Na każdym kroku STARAJMY SIĘ BYĆ POKORNYMI. Wyrażać
    się to może w codziennych sytuacjach, gdy godzimy się na to, co niekoniecznie nam
    w danym momencie musi odpowiadać. 
  • PRZYJMUJMY JAKO BOŻĄ WOLĘ WOBEC NAS, ŁASKĘ,
    której być może nie rozumiemy, ale POPRZEZ KTÓRĄ BÓG NAS PROWADZI. 
A każdy krok pokory jest krokiem
zbliżającym do Nieba, do świętości, do doskonałości. Z każdym krokiem coraz
bardziej wypełniać nas będzie pokój – Boży pokój. 
Złóżmy swoje serca na Ołtarzu prosząc o
wewnętrzne doświadczenie zgody na wolę Bożą, o wewnętrzne doświadczenie
przyzwolenia Bogu na to, by czynił z naszym życiem to, co On uważa za
najlepsze. 
 
Modlitwa
 
Mój Jezu!
Mówisz, aby zagłębić się w swoją duszę, niejako zbadać siebie. Kiedy patrzę w
głąb mojej duszy, kiedy analizuję swoje myśli, swoje emocje, swoje pragnienia
odnośnie konkretnych sytuacji, zaczynam widzieć, Jezu, jak daleko mi do
doskonałości. Widzę, Jezu, że właściwie cały czas chcę sama sterować swoim
życiem i chcę realizować swoje plany. Chwilami przeraża mnie to, jak jestem
przywiązana do różnych rzeczy, do moich pragnień, jak trudno mi zmienić sposób
myślenia, wręcz lękam się, Jezu, pomyśleć, że mogłoby być inaczej niż ja to
sobie wymyśliłam. Do tej pory nie myślałam, Jezu, że jest to pycha. 
Pragnę, Jezu,
dzisiaj oddać Ci to wszystko, z czym jestem tak związana i co zauważam, co
trudno mi jest oddać. Chcę to uczynić, Jezu, aktem woli. Chcę to uczynić
możliwie obejmując wszystko, co dostrzegam, a nawet idąc w głąb – wszystko,
czego może nie widzę, ale co wiąże się z tym wszystkim, co Ci chcę oddać. 
Jezu mój! 
  • Chcę Ci powierzyć, oddać moje wszystkie
    pragnienia – i te drobne, takie pojawiające się po drodze każdego dnia, dzięki
    którym zaspokajam swoje jakieś słabostki, ale chcę Ci też oddać pragnienia
    duże, wielkie, związane ogólnie z życiem, z przyszłością, z moją rodziną czy z
    pracą, ze Wspólnotą. To są może jakieś wyobrażenia o tym, jak ja chciałabym, by
    było.
  • Chcę Ci oddać, Jezu, to, co jest moim
    wygodnictwem czy też pragnieniem zaspokajania mojej potrzeby wygody. Chcę Ci
    oddać wszystko, co się wiąże z jakimś ułatwianiem sobie życia, co jest nie
    podejmowaniem czasem trudnych spraw, choć potrzebnych.
  • Chcę Ci, Jezu, oddać mój sposób patrzenia na
    innych i na siebie, wszystko, co się z tym wiąże. Chcę Jezu mieć Twoje spojrzenie
    na innych i na siebie – spojrzenie miłości, spojrzenie, które ma w sobie
    wszystkie cechy miłości.
  • Chcę Ci, Jezu, oddać codzienne wybory – te
    dotyczące spraw małoważnych i ważniejszych. 
  • Chcę Ci, Jezu, oddać wszystkie moje myśli; niech
    należą do Ciebie.
  • Chcę Ci oddać wszystkie moje słowa. Chciałabym
    Jezu wypowiadać tylko słowa miłości; tylko takie, jakie Ty chciałbyś, abym
    wypowiedziała. 
  • Chcę Ci, Jezu, oddać każde moje działanie, każdą
    czynność, każdy obowiązek, każdy trud, każde poświęcenie.
  • Chcę Ci oddać i ten czas, który przeznaczam na
    pracę, na obowiązki, na to, co konieczne, ale i ten, który jest dla mnie. Nie
    umiem go dobrze spożytkować.
  • Chcę Ci, Jezu, oddać wszystkie relacje z ludźmi;
    wszystkie Jezu, szczególnie te trudne. Chcę Ci oddać siebie w tych relacjach;
    to, jaka jestem. Widzę, Jezu, jak bardzo jestem słaba w tych relacjach, jak
    często upadam. Pragnęłabym być miłością. Chciałabym, abyś Ty w tych relacjach
    był we mnie, a jednak nie daję Tobie miejsca. 
  • Oddaję Ci, Jezu, każdy dzień, każdą godzinę,
    każdą sekundę w ciągu dnia. 
  • Oddaję Ci pracę, oddaję Ci moją rodzinę, oddaję
    wszystkich znajomych, przyjaciół; oddaję Ci Wspólnotę i to bycie we Wspólnocie.
  • Oddaję Ci całą siebie, wszystko, co jest mną, co
    jest we mnie, co ze mnie wypływa; wszystko, co ujawnia się na zewnątrz,
    wszystko, co jest skryte. Pragnę, Jezu, wszystko Tobie oddać. 
  • Chcę, Jezu, inaczej myśleć o sobie, inaczej
    stanowić o sobie. 
  • Pragnę Jezu, by w moim życiu patrzeć na Ciebie,
    na Twoją wolę, pytać o nią i nią się kierować. Chcę pamiętać o Twojej woli.
    Chcę pamiętać o tym, żeby przed podjęciem każdego zadania, czynności
    przynajmniej prosić Ciebie o poprowadzenie, powierzyć Tobie daną sprawę. Jeśli
    jest taka możliwość – zatrzymać się i chwilę posłuchać, co mówisz w moim sercu. 
·      
Marzeniem moim jest, Jezu, by po prostu z Tobą
żyć, by każdego dnia, w każdym momencie być zwróconą do Ciebie, który żyjesz w
mojej duszy i z Tobą wszystko omawiać i konsultować; z Tobą wszędzie iść – czy
to praca, czy dom, czy to przyjaciele, czy osoby, których nie znam – zawsze z
Tobą, zawsze w posłuszeństwie Twojej woli. 
·      
Proszę, Jezu, pomóż mi nieustannie wsłuchiwać
się w Ciebie, wpatrywać się w Ciebie, nieustannie z Tobą żyć. 
 
***
Jezu, mówisz
dzisiaj, że ubodzy duchem będą najbogatszymi, bo posiądą Twoje Królestwo.
Pragnę, Jezu, być uboga duchem. Jednak wiesz, jak bardzo zakorzeniona jest we
mnie mania wielkości i to w każdej dziedzinie. Pragnę Ciebie prosić, abyś
pomógł mi pozbyć się tej wielkości, abyś mi pokazywał, co jeszcze mam oddać, w
czym mam uznać Twoje panowanie nade mną, w czym mam Ciebie uznać za swojego
Pana, a nie siebie. Chcę, Jezu, oddać wszystko, niczego nie gromadzić czy to w
sferze materialnej, czy duchowej. Chcę całkowicie być wolna od tego
wszystkiego, by posiąść Ciebie. Proszę, pomagaj mi! Jedyne, co dobrze mam
wykształcone, to zachłanność. Nie chcę, Jezu, być zachłanna. Pomóż mi, Jezu,
chcę być dzieckiem wobec Ciebie: 
  • dzieckiem, które z wielką szczerością, prostotą
    słucha, idzie za pouczeniami, z radością je przyjmuje i realizuje; 
  • dzieckiem, które z wielką ufnością powierza się
    Tobie, pozwala abyś się opiekował. 
  • dzieckiem, które o sobie nie stanowi; które o
    siebie się nie troszczy, ale które całkowicie powierza się Tobie; wierzy, ufa,
    wszystkiego oczekując od Ciebie, jest wolne od trosk;
  • Chcę być dzieckiem, Jezu, aby być wolną, aby być
    Twoją całkowicie i od Ciebie zależeć we wszystkim; 
  • Chcę, Jezu, być prawdziwie duszą najmniejszą;
    nie tylko dlatego, że mam tyle słabości, ale dlatego, że uznaję swoją małość i
    przyjmuję od Ciebie wszystko;
  • Chcę być, Jezu, pokorna duchem, uboga,
    najmniejsza. 
Proszę,
udzielaj mi swojego Ducha, który będzie mi jeszcze wyjaśniał te dzisiejsze
pouczenia, który będzie prowadził we mnie rozważanie i pokazywał, na co mam
zwrócić w sobie uwagę, nad czym mam popracować, oddając Ci wszystko. Chcę, aby
we mnie trwało wezwanie do bycia najmniejszą, do bycia ubogą, pokorną. Ty
możesz uczynić, że będę słyszeć cały czas to wezwanie i do niego się stosować.
Potrzebuję, Jezu, Ciebie do wszystkiego, również do tego. Proszę Ciebie,
pobłogosław mnie, Jezu!
 
Refleksja
 
Cały czas powracamy do postawy dziecka.
Cały czas powracamy do poczucia bycia duszą najmniejszą, bowiem wobec Boga
tylko taka postawa otwiera na całą Bożą rzeczywistość. TYLKO DUSZE UBOGIE, DUSZE
POKORNE, MAŁE STANĄ SIĘ RZECZYWISTYMI BOGACZAMI, POSIADACZAMI KRÓLESTWA
NIEBIESKIEGO. Dopóki człowiek sobie nie uświadomi tego i dopóki nie będzie
patrzył w głąb swojej duszy każdego dnia i nie będzie analizował, na ile danego
dnia oddawał panowanie nad swoim życiem Bogu, a na ile sam chciał panować i
kierować swoim życiem – a więc na ile był wielki w swoich oczach, a na ile mały
– na tyle będzie lub nie będzie otwierał się na rzeczywistość Królestwa
Niebieskiego i na samego Boga w jego własnym wnętrzu. Dusza pokorna posiada
Boga, to znaczy – obcuje z Bogiem, który w niej mieszka. BÓG MIESZKA W KAŻDEJ
DUSZY, ALE NIE KAŻDA DUSZA GO POSIADA, bo posiadanie Boga to: 
- obcowanie z
Nim, 
- otwarcie się
na Jego obecność w duszy, 
- wymiana
niejako wszystkiego, co stanowi Boga i co stanowi duszę, 
- zlanie się
Boga i duszy. 
Aby to mogło być stanem faktycznym,
potrzeba pokory, małości, trzeba być ubogim. Wtedy Bóg stanie się bogactwem
duszy. 
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót