Środa Popielcowa, Wielki Post – komentarze do czytań i modlitwy

Prawda czyni nas wolnymi

I po raz kolejny będziemy rozważać słowa bardzo istotne dla każdego człowieka; słowa, w których Jezus mówi, iż prawda wyzwala, prawda czyni wolnym. To słowa trudne i słowa bardzo głębokie. Warto nad nimi się zastanawiać i odnosić te słowa do swojego życia, do swojej postawy, do swoich czynów, do swojego serca.

Czy czujemy się wolni? Czy jesteśmy wolni? Czy prawdziwie wolność jest naszym życiem? Kiedy człowiek zastanawia się nad swoim życiem, nad tym czy prawdziwie czuje się wolnym, okazuje się, iż wokół niego jest wiele rzeczy i spraw, które zniewalają go; a i w nim samym jest to zniewolenie. Tym zniewoleniem jest grzech, przywiązanie do grzechu. Tym zniewoleniem, dalej idąc, jest wszystko to, co nawet zewnętrzne, jednak skłania człowieka do grzechu, czemu człowiek ulega. Jednak to zniewolenie wypływa gdzieś z wnętrza ludzkiego serca, bowiem nawet to zewnętrzne zniewolenie, to przywiązanie do czegoś, to uleganie czemuś również bierze się z poczucia wewnętrznego przymusu, konieczności, potrzeby, pragnienia. To wewnętrznie człowiek jest albo wolny, albo zniewolony. I nawet jego czyny zewnętrzne, jego zachowanie, które świadczy o jakimś zniewoleniu, wszystko to płynie z serca, a ujawnia się na zewnątrz. Aby człowiek był prawdziwie wolny, musi być wolny wewnętrznie. Wolność tę natomiast daje prawda i życie prawdą. Nie wystarczy znać prawdę. Należy przyjąć tę prawdę jako swoje życie, należy uznać tę prawdę jako swoją wewnętrzną.

Zatem, czy jesteśmy wolni? Jeśli zastanowimy się nad tym głębiej, zauważymy, że niestety ulegamy różnym zniewoleniom. Tym głównym jest oczywiście grzech i z tego zniewolenia biorą się następne. Brak prawdy i brak jej przyjęcia, brak przyjęcia całkowitego, totalnego jest przyczyną zniewoleń ludzkich. Życie z Bogiem, autentyczne, prawdziwe życie z Bogiem, ono uzdalnia człowieka do przyjmowania prawdy i ono czyni człowieka wolnym. I bez względu na to, gdzie człowiek się znajduje, w jakich okolicznościach i sytuacjach, jest wolny. Jeżeli prawdziwie, autentycznie żyje z Bogiem, nic nie jest w stanie go zniewolić. A tych zniewoleń krążących niejako wokół człowieka jest bardzo dużo. Wystarczy, że człowiek spojrzy na coś, czegoś zapragnie, czegoś się zlęknie, będzie obawiał, jest zniewolony. Nie potrafi stawać w prawdzie w każdym momencie, nie potrafi przyjmować prawdy o sobie i o innych ludziach, bo nie jest to wygodne, bo nie jest to miłe, bo sprawia przykrość, bo zmienia obraz danego człowieka w oczach innych, bo wpłynie na innych niekorzystnie dla tego człowieka.

Człowiek nie żyje prawdą. I w tych codziennych sytuacjach, relacjach międzyludzkich, niestety nie żyje prawdą. Nie żyje w tak ścisłym zjednoczeniu z Bogiem, nie uznaje Boga jako jedynej swojej miłości, nie żyje miłością. A Bóg to Miłość, Bóg to Prawda, Bóg to Wolność. A człowiek realizuje swoją wolę, swój zamysł, swoje pragnienia, swoje pożądliwości, swoje wygody; wszystko, co swoje. Owszem, w tak poważnych sprawach potrafi dzielić się z innymi, czynić innym dobrze, wyrzec się swojego dobra. Owszem, potrafi, ale w tej codzienności, w tych zwykłych stosunkach międzyludzkich, relacjach rodzinnych, w pracy, stale wychodzi egoizm i pycha, i zarozumiałość, stale to własne ”ja” wychodzi na pierwsze miejsce, stawiane jest na piedestał i własnemu „ja” się służy. Nie Bogu, a więc nie Prawdzie, nie Miłości; sobie. A człowiek sam z siebie nie jest Miłością i nie żyje Prawdą, jest zniewolony. Zatem pogrąża się każdego dnia w niewoli.

Zdarzają się w życiu takie sytuacje, kiedy Bóg niejako postawi człowieka w obliczu trudności, nieszczęścia, jakiegoś dramatycznego wyboru. Niekiedy czyni to po to, aby w końcu człowiek zastanowił się nad sobą, aby zobaczył gdzie leży ta prawda, bo człowiek tak bardzo zaplątał się w sieci fałszu, kłamstwa, że nie dostrzega swojego zniewolenia. I człowiek postawiony przed jakimś problemem, który go dotyka bardzo mocno i jego dotyczy bezpośrednio, dopiero wtedy często zaczyna patrzeć prawdziwie i dostrzegać prawdę. Niejako przymuszony zaczyna wybierać prawdę, przymuszony sytuacją, zdarzeniem, niekiedy ostatnią drogą ucieczki jest właśnie prawda, deską ratunku jest prawda. I człowiek to wybiera. To Bóg udziela człowiekowi łaski, aby mógł wyjść ze swojego zniewolenia, aby mógł stanąć w prawdzie wybierając wolność. Jakże trudne to sytuacje, trudne wybory, a jednak dokonując właściwego wyboru, człowiek odczuwa ulgę i z serca spada ogromny ciężar, doświadcza wolności. I każdy z was takie sytuacje doświadcza i zna to uczucie, ale mimo to, po takim doświadczeniu znowu człowiek powraca do zniewolenia, dokonuje niewłaściwych wyborów, omija prawdę, odsuwa ją na bok, przymyka oczy, nie zawsze jest ona wygodna. I w związku z tym łatwiej udać, że się nie zauważa i człowiek popada w niewolę w drobiazgach. Ale gdy nawet najlżejsza nić pajęcza, jeśli dobrze oplącze swoją ofiarę, ofiara nie wydostanie się już z tego kokonu, a pająk wtłacza w nią swoje soki żołądkowe, które trawią tę ofiarę i ginie ona. Chociaż drastyczny to obraz, jednak warto jemu się przyjrzeć, ponieważ zło, które zniewala człowieka nie jest czymś przyjemnym, miłym, delikatnym, czymś, co tylko nieznacznie zrani duszę, nieznacznie ją zabrudzi, a potem można ją oczyścić i nie ma śladu. Każde takie zranienie, zanieczyszczenie w jakimś stopniu pozostawia ślad na duszy. A poza tym nie dotyczy ono jedynie tej duszy, ale przecież dusza żyje w Kościele, zatem cały Kościół doznaje tego zranienia. Tym bardziej dusza powinna czuć się odpowiedzialna za każde swoje zniewolenie, grzech, odpowiedzialna przed Bogiem za to, co czyni Kościołowi.

Dzisiejsze pierwsze czytanie obrazuje w sposób symboliczny, jak wielką wagę ma wyznawanie odważne prawdy, jak wielką wagę ma życie prawdą. Ci trzej młodzieńcy wyznali głośno wiarę w swojego Jedynego Boga i byli Mu wierni. W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa człowiek nie zawsze potrafi pozostać wiernym swoim ideałom, swojej wierze, wyznawanym wartościom. I często usprawiedliwia sam siebie, że przecież nie mogłem postąpić inaczej; należało uratować swoją skórę, a to jest taka drobnostka, nic właściwie się nie stało.  A jednak … Ci trzej młodzieńcy ocalili swoją duszę, dusza ich była czysta. To ta czystość, świętość tej duszy dzięki wyznaniu wiary w Boga, sprawiła, że płomienie nie miały do nich dostępu, nie parzyły ich, nie spalały ich. Oni byli ponad to co ziemskie, materialne, ponieważ wyznali wiarę w Boga; żyli prawdą i ona wyzwoliła ich z tych ziemskich różnych więzów, uczyniła nietykalnymi.

To obraz duszy, która wyznaje wiarę w Boga i stara się być wierna Bogu we wszystkim w najdrobniejszych sprawach, każdego dnia, w każdej godzinie i sekundzie. Tej duszy nie dosięgają płomienie zła, bo chociaż wokół niej rozpalony jest wielki piec, którego żar ognia był tak wielki, że przecież spalał również tych, którzy wrzucali do ognia młodzieńców. Wystarczyło jedynie podejść na pewną odległość, a było się spalonym. Ci młodzieńcy nie zostali spaleni tym ogniem. Dusza wyznająca prawdę, mimo otoczenia płomieni zła, jest nietykalna; jej czystość chroni ją; świętość chroni ją; prawda wyzwala ją z tego, co wokół, co ziemskie, co człowiecze, co szatańskie; co tak normalnie, wszystkie dusze jest w stanie dotknąć, zranić, zabrudzić, pochłonąć. Dusza żyjąca Bogiem, wyznająca wiarę w Boga w każdym momencie, a to wyznanie wiary to nie tylko ustne wyznawanie wiary, to dawanie świadectwa o swojej wierze poprzez postawę, słowo, poprzez czyn; to czyni ją niejako nietykalną dla tych płomieni zła, które przecież są wszędzie, na całym świecie; tym bardziej teraz, w tych czasach.

Wielki piec został już rozpalony, wzorem pieca z pierwszego czytania. Płomienie ognia idą coraz wyżej, w górę, żar się zwiększa i dusza, która nie będzie mocna wiarą, dusza, która nie będzie czysta, dusza taka w którymś momencie zostanie dotknięta tym płomieniem, poparzona, spalona. Nie myślcie, że jakaś drobnostka, w której nie będziecie wierni Bogu, wierni Jego miłości, że jakaś drobnostka nie będzie miała wpływu na waszą duszę. Tylko czystość i świętość jest gwarancją, że nie zostaniecie poparzeni płomieniami zła. Tylko wtedy macie wokół siebie ochronę, Anioła Bożego, wysłanego przez samego Boga, aby was bronił. Ale wystarczy, że w którymś momencie, poprzez jedno słowo, jedno nakłonienie swego serca nie w tym kierunku co trzeba, jeden czyn, podacie rękę złu, zostaniecie poparzeni. Zło dotknie was. W ten sposób dotknie również całego Kościoła. Stąd ta wielka odpowiedzialność każdej duszy i stąd tak wielka słabość jaka ogarnia Kościół w tych czasach, bowiem mało jest dusz tak czystych, żyjących prawdą, świętych.

Zauważcie, że ten obraz z pierwszego czytania bardzo dobrze pasuje do współczesności, pokazując jak wielki może być to płomień i co jedynie jest ratunkiem, aby nie zostać poparzonym lub spalonym, aby Kościół ocalał.

Do tego Ewangelia, słowa o wierze w Jezusa, o przyjęciu Go jako Bożego Syna, jako tej Prawdy, która wyzwala, czyni człowieka wolnym.

Połączenie tych dwóch obrazów i dokładna wskazówka dla współczesności – co jest ratunkiem dla współczesnych dusz.

Złóżcie swoje serca dzisiaj, prosząc, by Bóg umocnił je w wierze, by miały tę siłę bycia wiernymi Bogu we wszystkim, zawsze, w każdej sytuacji; by przyjmowały prawdę i ją głosiły, a dzięki temu, by były wolne i mogły chodzić pomiędzy tymi wielkimi płomieniami jakie szatan roznieca wokół was, nietknięte, święte, żywe życiem nowym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>