Środa Popielcowa, Wielki Post – komentarze do czytań i modlitwy

 Jezus przyszedł wezwać do nawrócenia grzeszników

Jezus powiedział słowa, które znają właściwie wszyscy, nawet niewierzący: Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników. Jezus przyszedł nawrócić grzeszników. Jezus przyszedł dla wszystkich, po to by wszystkich zbawić. Każdy człowiek jest grzeszny, każdy jest słaby, każdy jest mały, każdy potrzebuje Boga. Owszem, patrząc w kategoriach zewnętrznych, kiedy widać od razu, kto jest osobą wierzącą, próbującą żyć zgodnie z przykazaniami, a kto osobą niewierzącą, osobą, która żyje w sprzeczności z Bożymi przykazaniami, człowiek dokonuje swojego podziału, segregacji, po zewnętrznych oznakach. Jednak tymi, którzy potrzebują nawrócenia są wszyscy. Każdy człowiek, choćby wydawał się nam najbardziej świętym, potrzebuje nawrócenia. Jakże często ci, co uważają siebie za prawych, sprawiedliwych, wierzących w swoim sercu niosą większą zgniliznę, niż człowiek, którego uznaje się za grzesznika; który być może nie przejawia spektakularnie zachowania osoby wierzącej.

Każdy człowiek potrzebuje nawrócenia. I Jezus do każdego z nas przyszedł. Zatem i okres Wielkiego Postu jest dla każdego. Kościół nie wyodrębnia w tym czasie świętych i grzeszników, ale woła do nawrócenia wszystkich – i świeckich, i konsekrowanych. Każda dusza ma w sobie nędzę, z której powinna wyjść. W każdym sercu jest jakieś błoto, czasem bagno, z którego dusza powinna się wydobyć. W każdym z nas są takie sfery, które należałoby zupełnie porzucić, opuścić, odciąć się od nich, by rozpocząć nawrócenie. Do każdego z nas przyszedł Jezus, ponieważ wszyscy potrzebujemy nawrócenia, każdy z nas jest chorym, potrzebującym lekarza. Każdy. Ten, kto uważa inaczej, grzeszy pychą.

Zatem zwróćmy uwagę na swoje serce, na swoją duszę i na świadomość swoich słabości. Zazwyczaj przyzwyczajamy się nich, jak też z przyzwyczajenia już podczas spowiedzi wymieniamy z pamięci wszystkie swoje grzechy. Wydaje się nam, że dobrze wiemy jakimi grzechami ranimy Boga. Tym niestety bardziej przyczyniamy się do Jego smutku niż radości z nawróconego grzesznika.

Czym jest nawrócenie? Porzuceniem starego życia, a wybraniem życia nowego, Bożego. Czymże jest nasza spowiedź? Wymienieniem tego, co od lat drąży nasze serca, niczym kornik drzewo. Jednak brakuje w nawróceniu i spowiedzi wyrzucenia tego kornika. Stwierdzenie faktu, jeszcze nie uleczy drzewa. Trzeba podjąć jakieś kroki. Nie przyzwyczajać się do tego, że korniki są, ale zacząć coś z nimi robić. Bo jeżeli przez lata kornik będzie drążył drzewo, to całe drzewo spróchnieje i w końcu zawali się, upadnie, przestanie żyć. I co będzie z naszych spowiedzi co miesiąc czynionych? Wymieniane były stale jakie to są korniki, ile ich jest, ale one nadal drążyły drzewo. I podzieli dusza los spróchniałego, zwalonego drzewa. Po to jest Wielki Post, aby każdy zastanowił się nad sobą, nad swoją duszą, uczynił refleksję nad tym, co tak teoretycznie wszystko wie na temat swojej duszy, ale warto wejść głębiej, aby poznać prawdziwą przyczynę takiego stanu rzeczy, stanu swojej duszy. Aby w końcu dotrzeć do źródła zła i zacząć wyrywać to zło z korzeniami, aby choć trochę dokonać nawrócenia; jeśli nie radykalnie, całkowicie, to chociaż troszeczkę, by zmieniło się coś w nas, co przyniesie światło duszy i radość Bogu.

Docierając do głębi swego wnętrza możemy zobaczyć, iż stale w centrum naszego serca jesteśmy my; nie ma tam Boga, ale każdy z nas. Zatem, nie ma tam prawdziwej miłości, lecz miłość własna. Miłości doskonałej, miłości Bożej jest brak. Ten brak jest przyczyną wszystkich grzechów, wszystkich słabości. Jest przyczyną tego, iż tkwimy w słabościach, niczym człowiek w bagnie, po same uszy. I dopóki brakować będzie miłości Bożej, dopóty będziemy coraz bardziej w to bagno się zanurzać, bo trudno będzie cokolwiek uczynić, jeśli nie ma się czego uchwycić, a bagno wciąga. Ratunkiem dla duszy jest miłość Boża, otwarcie się na Bożą miłość i na wszystko, co ze sobą Boża miłość niesie. Doskonała, Boża miłość niesie ze sobą Krzyż. Zatem, przyjęcie tej miłości jest równoznaczne z przyjęciem Krzyża Jezusowego. Jeśli ktoś mówi, iż przyjmuje Bożą miłość, a nie przyjmuje Bożego Krzyża, oszukuje sam siebie. Wchodząc w Wielki Post cały czas uświadamiamy sobie potrzebę przyjmowania krzyża. Sam Jezus powiedział: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój i Mnie naśladuje. I prawdziwie krzyż należy podjąć, jako świadectwo przyjęcia miłości Bożej. Odrzucanie krzyża jest jednocześnie odrzucaniem Bożej miłości, nie przyjmowaniem jej, a co za tym idzie, sprzyja wzrostowi miłości własnej. A więc zupełnemu zaprzeczeniu tego, Kim jest Bóg, i czym jest Jego miłość.

Nieustannie myślimy o krzyżach solidnych, dużych, natomiast pomijamy krzyżyki, które są maleńkie, a które jakże często są cenniejszymi dla naszych dusz. Tych maleńkich krzyżyków jest bardzo dużo i dają nam okazję do tego, by w sposób autentyczny, prawdziwy. biorąc je, naśladować Jezusa. Ich podejmowanie ma odbywać się od samego momentu przebudzenia. Każdy z nas w inny sposób budzi się rano. Mamy różne uczucia, różne doznania, choroby, cierpienia, różne obowiązki, różną porę wstawania, odczuwamy to na różny sposób jako ciężary. Chodzi o to, żeby od momentu przebudzenia, podjąć swój codzienny krzyż, krzyż obowiązków, krzyż doznawanego bólu, który nie pozwala swobodnie się poruszać o poranku. Chodzi o podjęcie krzyża, np. uśmiechu wobec bliskich, chociaż samopoczucie nie za bardzo chce nam na to pozwolić. Chodzi o to, by z uśmiechem pomyśleć o czekających obowiązkach, o czekającej pracy, o czekających spotkaniach, sytuacjach, trudach, trudnościach, których się spodziewamy. O to, by nie myśleć o wszystkim ze strachem, z odrazą, o to by w swoim sercu nie odrzucać ich, ale by zaakceptować wszystko to, czego się spodziewamy i wszystko to, czego się nie spodziewamy, wszystko to, co wiemy, że czeka nas dzisiaj i wszystko to, co będzie zaskoczeniem. Chodzi o właściwe nastawienie serca, uprzednią zgodę na to w swoim sercu. To będzie podjęcie krzyża. I chociaż nadal może pojawiać się niepokój, lęk przed czymś, to jednak już samo wyrażenie zgody będzie podjęciem krzyża, będzie podejściem do Jezusa, który właśnie idzie Drogą Krzyżową, który cierpi. Będziemy wtedy jednoczyć się z Jezusem.

Oczywiście na swój sposób, w swojej codzienności, w swoich obowiązkach. Cokolwiek robimy. Niechby to było przygotowanie zwykłych kanapek na śniadanie dla współmałżonka, dla bliskich, to czyńmy to z miłością, ze świadomością, iż podejmujemy maleńki krzyżyk, idziemy razem z Jezusem. Do wszystkich podchodźmy z uśmiechem, czy to  do współmałżonka, czy do swoich bliskich. W sercu też zgadzajmy się na wszystko, dziękując Jezusowi za ten kolejny krzyżyk. Do wszystkich i wszystko z miłością. Jeśli naszym obowiązkiem będzie zwykłe wyjście do sklepu, dźwiganie zakupów, lub też pójście do obowiązków w pracy i niesympatyczne spotkanie ze znajomym, cokolwiek, za każdym razem, a tych sytuacji jest bardzo dużo, w swoim sercu mówmy Jezusowi „tak, podejmuję ten krzyżyk dla Ciebie, chcę kochać, chcę razem z Tobą nieść Krzyż”. To będzie nasza modlitwa. To wszystko będzie naszym jednoczeniem się z Jezusem Ukrzyżowanym, Jezusem idącym na Krzyż, Jezusem cierpiącym tortury w więzieniu. To będzie naszym nieustannym jednoczeniem się z Jezusem, który modli się w Ogrodzie Oliwnym i prosi Ojca, by odsunął kielich, ale potem zaznacza: jednak nie Moja, lecz Twoja niech będzie wola.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni by żyć z Jezusem, nieustannie przeżywając razem z Nim wydarzenia Wielkiego Czwartku i Piątku. Więc nie pozostawiajmy przeżyć związanych z męką Jezusa jedynie na czwartek i piątek każdego tygodnia, ale rzeczywiście poprzez podejmowanie maleńkich krzyżyków jednoczmy się z Nim codziennie. Jednoczmy się z Jezusem przygotowującym się do Ostatniej Wieczerzy, z Jezusem przeżywającym tę Wieczerzę, z Jezusem już podczas Wieczerzy cierpiącym, ponieważ spodziewa się męki, spodziewa się zdrady. Jednoczmy się z Jezusem w Ogrodzie Oliwnym, potem z Jezusem pojmanym, z Jezusem przesłuchiwanym, z Jezusem biczowanym, z Jezusem niosącym Krzyż, z Jezusem ukrzyżowanym i umierającym. Gdybyśmy połączyli to jednoczenie się z Jezusem z godzinami dnia, to tak naprawdę możemy w ciągu całej doby przeżyć wydarzenia Wielkiego Czwartku i Piątku.  Rano, kiedy wstajemy, jednoczmy się z Jezusem, który jest w więzieniu, potem przesłuchiwany, biczowany, który bierze Krzyż, potem idzie Drogą Krzyżową. O dwunastej w południe z Jezusem, który jest ukrzyżowany, do godziny piętnastej cierpi i kona na Krzyżu. Godzina piętnasta, to Godzina konania, możemy jednoczyć się z Jezusem, który kona. Potem możemy wraz z Maryją przyjąć Jego Ciało zdjęte z Krzyża , razem z Nią złożyć je do grobu. I ponownie rozpocząć Ostatnią Wieczerzę i cierpienie Jezusa, gdy patrzy na Judasza, jak podaje mu swoje Ciało i swoją Krew do spożycia. A Judasz spożywa. Jak wielkim to było dla Jezusa cierpieniem. I znowu Jezus wychodzi na Górę Oliwną, modli się; możemy jednoczyć się z Nim; i być przy Jezusie oczekującym pojmania. Potem jednoczyć się z Jezusem prowadzonym, torturowanym. I poranek, wszystko zaczyna się od nowa – tortury, wzięcie Krzyża, Droga Krzyżowa.

A zatem starajmy się, od samego rana, podczas wykonywania różnych obowiązków pamiętać o tym, by jednoczyć się z Jezusem. Patrząc na zegarek, myśląc, co teraz Jezus może przezywać starajmy się ofiarowywać Mu właśnie te konkretne swoje małe krzyżyki, swoje czynności, obowiązki, myśli, słowa, cierpienia, wszystko. To jednoczenie będzie nakłanianiem swojej duszy do miłości, do jej przyjmowania i jednoczenia się z Miłością. Jednocześnie będzie wypieraniem naszej miłości własnej, a więc przyczyni się do wzrostu w nas miłości Bożej. Dzięki temu słabości, jakie w nas są nie będą miały takiej siły oddziaływania, jak zwykle. I będziemy mogli, choć w pewnym stopniu, żyjąc miłością, odrzucać różne pokusy związane z naszymi słabościami. Teoretycznie, żyjąc  w ten sposób jak to sobie wyjaśniliśmy, można by całkowicie wypełnić się miłością i stać się świętym. W praktyce jest tak, że człowiek jest słaby cały czas, a szatan nie daje za wygraną do końca, nawet w momencie śmierci potrafi bardzo dręczyć duszę świętą. Jednak dzięki temu zjednoczeniu się z Jezusem posiada moc Jego miłości, siły, by nie ulegać pokusom szatańskim, by walczyć ze swoim „ego”, ze swoimi słabościami, z miłością własną. I chociaż nadal doświadcza bardzo często wszystkich swoich słabości, to walczy, ciągle próbuje od nowa i nie ustaje. Ciągle jest na drodze krzyżowej z Jezusem. I to jednoczenie z Jezusem chroni ją, pomaga jej, czyni ją świętą, mimo, że słabości gdzieś tam są, a szatan stara się je wykorzystać.

I my również, gdy postaramy się jednoczyć z Jezusem Ukrzyżowanym, gdy starać się będziemy tak żyć, by z Jezusem jednoczyć się w nieustannym przeżywaniu Wielkiego Czwartku i Piątku w swojej codzienności każdego dnia, będziemy doświadczać zwycięstwa miłości. Jednocześnie zaczniemy sobie lepiej, głębiej uświadamiać sedno swoich słabości, gdzie one tkwią, w czym są. Wtedy zobaczymy, że nie wszystko, co o sobie myśleliśmy, jest tak do końca prawdą, korzenie gdzieś są głębiej. Trzeba by się tymi korzeniami zająć. Bóg pragnie uczynić nas mocnymi. Mamy nieustannie być połączeni z Nim, ze źródłem miłości, ze źródłem swojego życia, mamy być zdrowymi latoroślami, mamy być zdrowymi drzewami, a nie drążonymi przez korniki. Widząc korniki mamy starać się je wydobywać, usuwać, ale nie uczynimy tego własnoręcznie. Naszym sposobem na usuwanie tych korników jest po prostu przyjęcie Miłości. Miłość będzie wypierać to, co jest złe w nas. I będzie wypełniać naszą duszę.

Na tym ma polegać nasza droga podczas Wielkiego Postu. Droga zjednoczenia z Bogiem. I na tej drodze możemy być pewni Bożego błogosławieństwa, Bożej opieki, Bożej pomocy. Na takiej drodze Bóg szczególnie błogosławi. Poprośmy, by dzisiaj Bóg na taką drogę nas wprowadził, udzielił swojej łaski, by nam pomógł w ten sposób żyć.

Modlitwa

Kocham Ciebie, mój Jezu. Całym moim sercem obejmuję Ciebie, pragnąc uchronić od tego wszystkiego, co jest dla Ciebie zranieniem, bólem, cierpieniem. Jezu mój, kiedy rozmyślam nad Twoją miłością, nad wielkością Twojego Serca, nie potrafię wyjść z zadziwienia i zachwytu. Twoja miłość jest tak niepojęta. Zapraszasz, Jezu, wszystkie dusze, aby towarzyszyły Ci na Drodze Krzyżowej. Wszystkie obmywasz swoją Krwią, obdarzasz łaską, oczyszczasz, uświęcasz i dajesz zbawienie. A ja nie mogę, Jezu, wyjść z zadziwienia, jak bardzo cierpisz z miłości do dusz. Panie mój, dla Ciebie wszystko jest cierpieniem. Cały jesteś obolały, a przez zbliżenie duszy do Ciebie też doznajesz niejako cierpienia. Bowiem dusza, która się do Ciebie zbliża, wcale nie jest świętą. W związku z tym, przychodząc do Ciebie, nawet jeśli przychodzi z intencją miłowania, to przede wszystkim jest duszą słabą, która nie potrafi kochać, potrafi jedynie ranić. I dla Ciebie spotkanie z każdą duszą jest bólem.

Panie mój. Jakże to pojąć, a Ty jeszcze zapraszasz, jeszcze mówisz, przywołujesz, przypominasz. I cały czas trzymasz otwarte na Krzyżu ramiona, aby każdy podszedł, aby nikt się nie obawiał. I dusze podchodzą, a wyglądają jak kolczaste jeże. I swoim dotykiem, nawet wtedy, kiedy adorują Twoje rany i starają się opatrywać je, to cały czas są niczym kolczaste jeże. I dotyk tych dusz jest dla Ciebie cierpieniem. Jednocześnie wylewasz na te dusze całe zdroje miłosierne i sprawiasz, że dusze te stopniowo napełniają się miłością. Kolce powoli maleją. Jakże trudno pojąc jest Twoją ekonomię miłości, logikę miłosierdzia. Dopiero napełnione Twoją miłością dusze zaczynają stopniowo, powoli prawdziwie kochać, ale i tak jeszcze wiele w nich miłości własnej, jeszcze dominują kolce. I dusze te już autentycznie z miłości do Ciebie przychodzą, by całować Twoje rany, nie zdając sobie sprawy, że i tymi pocałunkami mogą zadać Ci ból, bo mają jeszcze na sobie sporo kolców. Z jednej strony całują, ale nieuważne, kłują kolcami.

Panie mój, niepojęta jest Twoja miłość. Aby dusza kochała, musi przyjść do Ciebie, wtedy dopiero napełni się miłością i wtedy powoli będzie się zmieniać, uświęcać, oczyszczać, upodabniać do Ciebie. Ale musi stale przychodzić, stale przy Tobie być. I Ty przytulasz te dusze, które zgromadzone są wokół Ciebie, niczym maleńkie jeżyki wokół swojej mamy. I też bólu doświadczasz, szczególnie od tych, których bardzo umiłowałeś. Te dusze masz  w szczególnej swojej trosce, a jednocześnie szczególnie doświadczasz bólu od nich, bo przecież im bardziej kochasz, tym bardziej cierpisz.          O co mam prosić, Jezu, skoro każde zbliżenie duszy staje się cierpieniem? A jednocześnie wiem, że każde zbliżenie dla duszy jest zbawiennym, jest niej Twoim miłosierdziem. Wiem, o Jezu, prosić Ciebie będę, aby dusze stale przy Tobie były, aby jak najpełniej przemieniały się w miłość. By znikały z nich kolce zadające ból. Aby Twoja miłość wypierała z nich miłość własną. I chociaż Ty cierpisz, to jednak wiem, że pragniesz ciągłego trwania dusz przy Tobie, pragniesz, by się tuliły do Ciebie, by przywierały do Twoich ran, by kąpały się w Twojej Krwi, by całowały Twoje rany. Proszę więc, niech Twój Duch prowadzi je do Ciebie, pod Krzyż i niech pobudza ich serca do miłowania Ciebie, tak jak potrafią, po ludzku. Chociaż z kolcami, to Ty pragniesz tej miłości. Trudno, Jezu, zrozumieć Twoją miłość. Trwam w zachwycie i łzy wzruszenia napełniają moje Serce, bowiem Ty wyciągasz ręce do tych dusz. I takie kolczaste przytulasz do swojego Serca, takie kolczaste zanurzasz w swoich ranach i zapraszasz, by czerpały z Ciebie wszystko, by żyły z Ciebie.

Jezu mój, uwielbiam Twoją miłość. Moje Serce wyśpiewuje Tobie pieśń uwielbienia. Moja dusza korzy się przed Tobą, przed potęgą Twojej miłości. Nie potrafię już, Jezu, powiedzieć ani słowa wobec bezmiaru Twojej miłości, niech więc Serce Tobie śpiewa, niech dusza płacze, a Ty, Jezu, napełniaj nas swoją miłością. Twoja miłość, Jezu, nieskończona, upoważnia nas, ośmiela nas, by nieustannie do Ciebie podchodzić, by stale dotykać Twoich ran, by ciągle, pomimo naszych upadków, ciągle tulić się do Ciebie z wielką ufnością. Twoja miłość ośmiela, byśmy podnosili wzrok na Ciebie, by patrzeć w Twoje oczy i z Twoich oczu wyczytywać miłość. Panie mój, tylko Twoja miłość zdolna jest do tak wielkiego poświęcenia. I nawet dusza, która uświadamia sobie swoją nędzę, ogrom swoich grzechów, widząc taką miłość ma śmiałość podejść, ufa Tobie. Z wielkim wzruszeniem wyciąga ręce, aby otrzymać choć kroplę Twojej Krwi. Niepojęta jest Twoja miłość. Dziękuję Ci za nią.

Proszę, udziel swojego błogosławieństwa tym duszom, aby napełniły się ufnością, wiarą w Twoją miłość. By nieustannie powracały do Ciebie, by stale podejmowały krzyż. Krzyż, który jest wynikiem ich słabości. Proszę, pobłogosław je, Jezu.

Refleksja

Aby trwać w miłości, potrzeba łaski. Aby zbliżać się do Krzyża, potrzeba łaski. Aby podejmować krzyż, potrzeba łaski. My po prostu potrzebujemy Boga, aby cokolwiek uczynić. Teraz Bóg zaprasza nas, byśmy podejmowali z miłości do Niego drobne krzyżyki. Byśmy jednoczyli się  w ten sposób w codzienności z Nim, cierpiącym. Ale nie uczynimy tego sami, nie mamy na to sił. Musimy prosić, aby Bóg dał nam te siły, aby natchnął nasze serca, aby dał sercom wytrwałość, aby dał sercom ufność, aby serca z nadzieją codziennie podejmowały od nowa kolejne krzyżyki. Prośmy, a gdy będziemy prosić o tę łaskę podchodzenia stale do Jezusa, jednoczenia się z Nim w naszej codzienności, to Bóg ją nam da i będziemy pamiętać o wszystkim, i pragnąć tego wszystkiego, i ofiarowywać się Bogu. Będziemy podejmować krzyżyki, bo Bóg udzieli nam tej łaski. Pamiętajmy – nic o własnych siłach. Wszystko, dosłownie wszystko, czerpmy z Boga i prośmy, aby udzielał swojej łaski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>