Rozważania

Nr. 100  A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,1-6.16-18)

Bóg stworzył człowieka do miłości, do
miłości doskonałej, a więc do miłości, jaką jest sam Bóg.
I nieustannie
formuje duszę ludzką, by mogła tę miłość przyjmować, karmić się nią, ale i
poprzez to karmienie się sama stawać się miłością. 
W różny sposób w ciągu życia Bóg pomaga
duszy iść drogą formacji, by przemienić się w miłość.
Dusza w różny sposób
zaznaje tej formacji, tego kształtowania. Doświadcza różnych chwil, różnych
zdarzeń, które nie zawsze odczytuje jako służące kształtowaniu. A jednak
wszystko, co duszę spotyka służy jednemu celowi – by dusza mogła przemienić się
w miłość, a więc by mogła żyć wiecznie. 
Bóg również poprzez swoje Słowo stara się
duszy niejako wytłumaczyć, na czym polega to stawanie się miłością, ta
przemiana, to przeobrażenie.
Bóg ukazuje cel, jednocześnie pokazuje środki,
pokazuje samą drogę krok po kroku. Dzisiaj również Bóg mówi nam, w jaki sposób
formować samych siebie, urabiać tę glinę, jaką jesteśmy, by nadać właściwy
kształt. A mówi rzecz bardzo ważną. Mówi o ofierze, dawaniu siebie samego, o
wyrzeczeniu, o tym, w jaki sposób dusza ma przełamywać samą siebie; jak to
czynić, aby jej praca była najbardziej owocna. Jednocześnie zaznacza, że praca
nad sobą jest dobrowolna. Tyle, ile człowiek tej pracy włoży, na tyle również
będzie doświadczał owoców. Im większy wysiłek, większa praca, tym większe
owoce. 
Ale to nie wszystko. Bóg pomnoży owoce
naszej pracy, zleje swoją łaskę, by te owoce mogły być o wiele większe.

Jednak w zależności od tego, na ile siać będzie dusza, a więc na ile podejmie
ten trud i pracę, na tyle będzie zbierała plony. Jej pracy Bóg pobłogosławi.
Jeśli wysieje jedno przysłowiowe ziarno, wyrośnie kłos, w którym będzie garść
ziarna. Ale jeżeli wysieje całe pole tych ziaren, zbierze bardzo dużo kłosów, w
każdym będzie po garści ziarna, bo Bóg pobłogosławi pracy duszy. 
Różnie rozumiany jest dzisiejszy fragment
zarówno pierwszego czytania
(2 Kor 9,6-11), jak i Ewangelii (Mt 6,1-6.16-18). Postarajmy się dzisiaj skupić na tym, o czym mówimy; na tym, iż
dusza stara się dać coś z siebie; stara się siebie nagiąć; stara się zrobić
coś, co być może ją kosztuje, jest jakimś wyrzeczeniem, cierpieniem, bólem,
trudem, wysiłkiem, ale ofiarowane Bogu przynosi owoce. 
Jest jedno „ale…”. Aby doświadczać tych
owoców w sposób szczególny w wieczności, dusza ma sama nie starać się ukazywać,
pokazywać, mówić o swoim wysiłku i pracy. Niech nie stara się już teraz zrywać
tych niedojrzałych owoców, ponieważ teraz nie będzie miała z nich wiele
radości. A zerwawszy te owoce teraz nie będzie mogła ich kosztować w
wieczności. 
Zatem, praca, wysiłek, trud duszy,
podejmowany codziennie, każdego dnia ma być pracą, wysiłkiem czynionym głównie
w głębi serca duszy; ma być czyniony przed Bogiem i tylko przed Nim.
Tylko
Bóg ma być Tym, do którego dusza kieruje swoje wysiłki, składa samą siebie i
oczekuje od Boga wszystkiego w zamian. To, co czyni, czyni ze względu na Boga;
nie ze względu na ludzi, ale ze względu na Boga; nie dlatego, by inni ją
widzieli, chwalili, podziwiali, ale dlatego, że kocha Boga i z miłości do Niego
podejmuje wysiłek. 
Dusze często nie zdają sobie sprawy, jak
wiele tracą drobnych wyrzeczeń podejmowanych przez nie tylko dlatego, że mówią
o nich innym; tylko dlatego, że za dużo rozmawiają.
Okazji do poniesienia
drobnych ofiar, drobnego wysiłku, trudu, pracy na rzecz dusz ze względu na Boga
mamy codziennie bardzo dużo. Gdybyśmy tak codziennie zbierali każdy swój
wysiłek, każde wyrzeczenie, drobne cierpienie do jakiegoś pudełka, to
zobaczylibyśmy każdego dnia wieczorem, że pudełko jest pełne; drobnych
wyrzeczeń, ale pełne. Wszystko to ofiarowane Bogu, dzięki Jego błogosławieństwu
nie dość, że przysłuży się duszom, to przede wszystkim staje się owocne; tak
zwielokrotnione, iż otrzymujemy w zamian od Boga już nie zwrot tego pełnego
pudełka, ale całą górę łask. I przybliżani jesteśmy ku wieczności. Nasza dusza
zaznaje formacji, która wielkimi krokami przybliża nas do Bożego Serca. Ale
dzieje się tak wtedy, gdy to, co czynimy, czynimy ze względu na Boga, czynimy w
głębi serca, w ukryciu, czynimy przed Bogiem, w Jego Obliczu, w Jego obecności.
Pomyślmy każdego dnia o tym, analizując
dzień od rana do wieczora, ile z tych drobiazgów, wyrzeczeń udało nam się
uczynić tylko w obecności Boga?
I tutaj chodzi rzeczywiście o drobiazgi,
tak jak wielokrotnie o tym mówimy: uśmiech pomimo cierpienia; podana herbata,
chociaż usłyszało się gorzkie słowa; z uśmiechem zrobione śniadanie, chociaż
dzieci niezachętnie chcą jeść to śniadanie; w pracy uśmiech, przebaczenie i
życzliwość wobec każdej osoby, choć nie każdą w głębi serca tą życzliwością
darzymy; wracając po pracy, wstępując do sklepu – zwykły uśmiech wobec osoby
obsługującej, słowa podziękowania. A więc rzeczy naprawdę tak małe, że trudno
je zauważyć. A jednak te drobiazgi, te okruszyny, które zbierać będziemy przez
cały dzień, oddane Bogu zostaną przemienione w górę złota. W Jego
błogosławieństwo nad nami, które zbliży nasze serce do Bożego Serca o kolejny
krok. Każdego dnia będziemy coraz bardziej przybliżać się do Boga. 
Jesteśmy duszami maleńkimi. Starajmy się
zauważać te okruszyny.
Nieraz małe dzieci zbierają okruszki z dywanu. One
widzą, są blisko dywanu. Różnica w wysokości między dzieckiem a dorosłym jest
duża. Dorosły ze swej odległości często nie widzi, dziecko zauważa. I malutkimi
paluszkami próbuje dłubać okruszyny, zbierać. Bądźmy tymi dziećmi, które z
dywanu będą zbierać okruszyny. Tych okruszyn będzie pełno. One same w sobie są
maleńkie, więc mimo, że ich będzie pełno, to być może jedna dłoń trochę na
spodzie będzie miała tych okruszyn. Ale oddane Bogu zostaną nam zwrócone niczym
góra złota.
W dzisiejszym pierwszym czytaniu jest mowa
o tym, że Bóg nam da błogosławiąc, a my w zależności od tego jak bardzo, jak
dużo będziemy siać, to dostaniemy o wiele więcej
(por. 2 Kor 9,6). Bóg
pobłogosławi, da ziarno, pobłogosławi zasiew, pobłogosławi wzrost, pobłogosławi
rozwój, owoce i On nam odda zwielokrotniony plon, bo On doceni każdy trud i
wysiłek. Pamiętać trzeba o jednym, że czynimy to z miłości do Boga. Kiedy
człowiek o tym zapomina, zaczyna kolekcjonować dobre uczynki, zaczyna czynić je
dla samych dobrych uczynków. To, co było pierwszym założeniem – a więc z
miłości do Boga – gdzieś umyka. Dusza staje się takim sportowcem, który
kolekcjonuje medale. On staje na podium za życia, słyszy wokół oklaski, wrzawy,
tłum dziennikarzy, ale to wszystko się dzieje na ziemi i nic nie pozostaje na
wieczność. 
A więc, by tak się nie stało, nieustannie
przypominajmy sobie, że czynimy to z miłości do Boga.
Więc prośmy, by Bóg
tę miłość wylał do naszych serc, by uświadomił nasze serca po co, dlaczego mamy
coś czynić; by w nas rozbudzał miłość do Siebie, byśmy zakochali się w Bogu.
Kiedy prawdziwie się kocha, wtedy żaden wysiłek nie wydaje się za wielki; wtedy
dusza gotowa jest ponieść każdą ofiarę i wtedy cierpienie dla Boga staje się
niemalże rozkoszą. 
Złóżmy swoje
serca na Ołtarzu, aby Bóg mógł wlać w nie swoją miłość.
Modlitwa
Kocham Ciebie,
moja Miłości! Dziękuję Ci za każdą łaskę, którą otrzymałam tego dnia. Dziękuję
Ci za każdą chwilę, w której doświadczałam Twego cudownego wzroku, spojrzenia
na mnie, uśmiechu. Wiedziałam, że czuwasz nade mną, że jesteś przy mnie.
Dziękuję Ci za każdą chwilę, kiedy wiem, że trzymałeś mnie za rękę, abym mogła
być odważniejsza. Dziękuję Ci za Twoją nieustanną obecność w moim życiu, za to,
że jesteś zawsze i wszędzie. Dziękuję Ci, że w każdym momencie błogosławisz i
wspierasz, że w każdym momencie niesiesz mi swoją pomoc. Dziękuję Ci, że każdą
chwilę czynisz okazją do zbawienia. Dziękuję Ci, że każda sekunda to możliwość
kolejnego przybliżenia się do Ciebie, do Twojego Serca. W każdej, jeśli otworzę
szeroko oczy mogę zobaczyć Twoją miłość i poznać kolejny aspekt tej miłości.
Dziękuję Ci Jezu za tę cudowną Twoją miłość, która mnie otacza, którą
obejmujesz mnie. To wspaniała miłość, tak delikatna, wyrozumiała; miłość, która
nieustannie przebacza, która stale pochyla się nade mną. Widzę w tej miłości
Jezu i miłość matczyną, i miłość ojcowską, ale i miłość oblubieńczą. Zachwycam
się nią i pragnę odpowiedzieć tym samym. Pragnę kochać Ciebie. Bądź uwielbiony
Jezu!
Wiem Jezu,
całe moje życie jest Twoim darem dla mnie. Każda chwila jest opromieniona Twoją
miłością. I choć zewnętrznie czasami może się wydawać, że zbierają się chmury i
zakryte jest słońce, to – Panie mój – ja wiem, że nieustannie Ty ogrzewasz moje
serce; Ty rozjaśniasz wszystkie mroki, które są w moim sercu; Ty stale
wprowadzasz radość do mojego serca; Ty czynisz możliwym, by moje życie
nabierało blasku; Ty sprawiasz, że moje życie ma sens. Pragnę Ci dziękować
Jezu. Pragnę odpowiedzieć Jezu na Twoje oczekiwania wobec mnie. Chce wypełnić
je wszystkie. Jakże chciałabym żyć w zgodzie z Twoja wolą, aby sprawiać Ci
radość, aby moje serce biło równo z Twoim. Potrzebuję Ciebie Jezu do tego, by
tak czynić. Pragnę Jezu wszystko czynić, podejmować z miłości do Ciebie. Tyle
każdego dnia zdarza się okazji, aby dla Ciebie coś ofiarować, czegoś się
wyrzec, dla Ciebie w ciszy pocierpieć. Tyle tych chwil zaprzepaszczam. Robię
wokół siebie tyle hałasu, a przecież mogłabym w milczeniu, w Twojej obecności
wszystko przyjąć i Tobie złożyć u stóp. Pragnę tak czynić od teraz. Wiem, nie
jestem świętą, za to jestem najsłabszą duszą. Ale wlewasz w moje serce wielką
ufność. Moje serce doświadcza Twojej miłości i wierzy, że skoro rozbudzasz je
do takiej miłości, to dasz wszystko, abym mogła tak kochać, jak tego pragniesz,
jak dajesz tego zakosztować. Więc wiem, że te wszystkie pragnienia, które budzą
się w moim sercu w stosunku do Ciebie możliwe są do realizacji, bo Ty uczynisz
je możliwymi. Ja Ci po prostu daję moje serce, daję Ci moje puste dłonie, daję
Ci całą siebie, a Ty czyń, co chcesz, abym mogła kochać, abym mogła żyć
miłością, abym mogła Ci służyć, abym mogła sprawiać Tobie radość, abym mogła
tulić się do Twojego Serca. Uczyń to wszystko możliwym. Pobłogosław mnie Jezu.
Refleksja
Choć stale o
tym mówimy, to jednak będziemy sobie powtarzać. Miłość daje siły do tego, by
iść maleńką drogą miłości. Miłość uzdalnia człowieka do tego, by przemieniać
siebie, by rezygnować z siebie; do tego, by ofiarowywać siebie Bogu. Miłość
nadaje ludzkim poczynaniom sens i cel. Najpierw trzeba się zakochać w Bogu, a
potem to, co się będzie czynić dla Niego nie będzie już tak wielkim ciężarem,
choć nie znaczy, że dusza nie będzie musiała samą siebie uśmiercać z miłości do
Boga. Dlatego starajmy się o miłość, módlmy się o miłość, zapragnijmy
szaleńczej miłości. Prośmy, by Bóg uczynił nas zakochanymi w Nim. Wtedy inaczej
spojrzymy na swoje życie, inaczej będziemy patrzeć na Boga. I nic nie będzie
dla nas za trudne i za ciężkie. Będziemy pokładać ufność w Bogu, bo będziemy
kochać. 
Błogosławię
was – W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót