Wielki Post – rozważania, konferencje i modlitwa – część I i cz. II

 II. POCAŁUNEK ZDRAJCY I POJMANIE   JEZUSA W OGRÓJCU

 1. Rozważanie (2): Zdrada i pojmanie w Ogrójcu

a) Wprowadzenie

Podejmując kolejne rozważania podkreślmy jeszcze raz, że czas Wielkiego Postu to czas ogromnej walki duchowej. Tak jak Jezus toczył tę walkę na początku swojej misji będąc na pustyni, tak jak w sposób szczególny toczył tę walkę w Getsemani, tak ten czas dany jest człowiekowi, aby również stoczył walkę. Jezus na pustyni, a potem w Getsemani był narażony na ataki szatana. Był niejako odsłonięty i szatan miał wolny dostęp do Niego. Dobrze byłoby zrozumieć, iż okres Wielkiego Postu, to czas, kiedy człowiek powinien uświadomić sobie istnienie duchowej rzeczywistości, która ma podstawowy wpływ na istnienie, na życie człowieka. Tą duchową rzeczywistością jest nie tylko Bóg i Jego świat, Jego miłość, Królestwo; tą duchową rzeczywistością jest również przeciwieństwo Boga, jest szatan i jego królestwo.

Człowiek podejmując na początku Wielkiego Postu jakieś postanowienia rozpoczyna tym samym walkę z szatanem. Nie jest często tego świadomy, ale podjęcie pewnych postanowień, pewnych wyrzeczeń, podjęta wraz z Jezusem droga krzyżowa, podjęta modlitwa itd., to jest jednocześnie jawne stanięcie w pozycji przeciwko szatanowi. Szatan tę walkę przyjmuje. Niestety człowiek często nie myśli o tym właśnie w takich kategoriach. Zajęty swoim życiem oraz tym, co podjął na czas Wielkiego Postu, zapomina, iż tak naprawdę jest to czas walki dobra ze złem również w nim samym. Jest to czas, kiedy owszem otwiera się na dobro, jakim jest Bóg i Jego rzeczywistość duchowa, ale jednocześnie otwiera się na ten inny świat, niejako godząc się na to, że również i szatan będzie miał przystęp do niego i będzie starał się zniweczyć to, co człowiek chce czynić.

Człowiek musi być tego świadomy, musi być czujny. Niestety zazwyczaj czujność gdzieś znika. Człowiek skupia się na tym, co chce czynić, a więc by pełnić swoje przyrzeczenia dane Bogu. Nie rozumie, iż nie same te przyrzeczenia są najważniejsze, ale czystość serca, otwartość serca na miłość, ciągły wybór miłości i czuwanie nad tym, by ta miłość przez serce nieustannie się przelewała. Bowiem można spełnić od początku do końca wszystkie swoje przyrzeczenia, postanowienia, ale nie zmienić się ani odrobiny na lepsze. Może nawet dojść do pogorszenia stanu duszy wtedy, gdy człowiek nie czuwa, by serce było czyste, wypełnione miłością, by kierowało się miłością i by serce dążyło do Boga; nie forma zewnętrzna, ale serce. I dlatego w czasie Wielkiego Postu często dochodzi do różnych sytuacji, w których człowiek staje zadziwiony, iż to, czego nie chce, ma miejsce, bowiem szatan podwaja swoje działanie, swoją siłę, swój atak.

Na początku naszych wielkopostnych rozważań podkreślaliśmy to, iż mamy w czasie Wielkiego Postu w sposób szczególny jednoczyć się z Jezusem w Ogrójcu. Przyszedł czas na to, by pójść krok dalej. Teraz towarzyszyć będziemy Jezusowi, który zostaje pojmany, potraktowany straszliwie przez żołnierzy i przez całą zgraję, która im towarzyszyła, który został potraktowany strasznie przez samego Judasza, opuszczony przez swoich najbliższych. Został związany, tak okrutnie, iż przyczyniało się to do wielkiego cierpienia, zadawało ból i już otwierało cielesne rany. Podczas drogi, którą Jezus był teraz prowadzony, również doświadczył tortur, o których będziemy mówić. Będziemy jednoczyć się z Jezusem pojmanym z tego względu, że przyczyną tego pojmania jesteśmy my sami, właśnie poprzez fakt ulegania szatanowi, to, iż w tym czasie zamiast jednoczyć się z Męką Jezusa, ulegamy pokusom szatańskim, dajemy się wciągnąć w jego tryby i zło wydaje się królować w naszych sercach. Szatan zaciera ręce, bowiem na tym etapie wydaje się, że odnosi zwycięstwo.

Jednak osoba, która czyni refleksję nad sobą, dostrzega, iż dzieje się coś złego. Bardzo ważnym jest, by uświadomiła sobie swoje słabości, upadki. Właśnie brakiem miłości, uleganiem złu, egoizmem, pychą ona związuje ręce Jezusa. Obwiązuje szyję, biodra i ciągnie Jezusa za powrozy. Należy to sobie dobrze uświadomić, a przede wszystkim przyjąć do siebie, zdać sobie sprawę, że w tym tłumie jestem właśnie ja. Nie rozglądać się, kto jeszcze, ale jestem ja. I przez swój brak czujności, przez swój brak miłości w sercu dałem się szatanowi wciągnąć w coś, co powoduje, iż teraz Jezus okrutnie związany, prowadzony jest jak zwierzę i zaznaje wspomnianej męki. Dobrze byłoby zobaczyć siebie i to, czym się przyczyniło do takiego stanu rzeczy. Nieraz jest to bardzo trudne, by zobaczyć, a potem jeszcze trudniejsze przed samym sobą się przyznać do tego. A jednak bardzo ważne jest, by się przyznać i klęcząc przed Jezusem zapłakać nad tym, jak bardzo swoimi słabościami przyczyniam się do cierpienia Jezusa.

Te rozważania odnoszą się do poszczególnych osób, do ich spraw osobistych, ale odnoszą się również do całej wspólnoty. Dlatego dobrze by było, by każdy zastanowił się sam nad sobą i rozważył: Na ile wiąże Jezusa? Na ile Go prowadzi wraz z innymi, jak zwierzę na rzeź? Na ile uczestniczy w tym prowadzeniu? Czy tylko trzyma za powrozy, czy szarpie, czy może spycha z mostu do Cedronu? Czy wyśmiewa, czy idzie w milczeniu? To, że osoba uczestniczy w tym pochodzie, jest faktem niezaprzeczalnym i nikt tego się nie może wyprzeć. Nikt. Stan wspólnoty, to stan wszystkich osób ją tworzących, a nie tylko części osób, a więc mają na to wpływ wszyscy. I czasem zaniedbanie zupełnie niezwiązane z życiem wspólnoty ma na nią również wpływ.

Postaramy się teraz rozważyć scenę pojmania i prowadzenia Jezusa, aby bardziej, lepiej zobaczyć samego siebie. Jednocześnie by poprzez to zrozumienie, poznanie zbliżyć się do Jezusa i być z Nim, przepraszać Go i otaczać miłością, czyli ze swej strony choć trochę rozluźnić powrozy. Zapraszamy na tę drogę i do wspólnej modlitwy Maryję, Matkę Bolesną, ufając w Jej wstawiennictwo u swego Syna.

 b) Jezus wychodzi naprzeciw Męki

Tradycyjnie już wszyscy podejmujemy w czasie Wielkiego Postu różne postanowienia, niestety jakże często jednak traktując je bardzo zewnętrznie. A więc zewnętrznie dbamy o to, by realizować to, co postanowiliśmy, natomiast nie wchodzimy w głąb serca. I niestety nie dokonuje się w nich przemiana. Dopiero wtedy, kiedy wejdziemy w głąb swego serca, zaczniemy zastanawiać się nad swoim sercem, nad stanem tego serca, kiedy zaczniemy dostrzegać, jakie to serce jest i przyznawać się przed samym sobą do tego, dopiero wtedy możemy coś w sobie zmienić, może dojść do przemiany. Dlatego nie dziwmy się, że to rozważanie będzie skierowane bezpośrednio do ciebie i będzie dotykało twojego serca, twojej duszy.

Niektórzy z nas mogą więc poczuć się urażeni, bowiem człowiek poprzez swoją ułomność bardzo często nie przyznaje się do różnych swoich słabości. Nawet przed samym sobą, bo burzy to jego obraz samego siebie, często tak pieczołowicie budowany, broniony przed innymi. Obraz, jaki sobie każda osoba tworzy, jest obrazem wyidealizowanym; choćby nawet spostrzegała w sobie słabości i tak nie wie o sobie wszystkiego. I Bóg nie daje jej poznać od razu wszystkiego, bo nie byłoby to możliwe dla niej przyjąć wszystko. Ona ze zgryzoty, z żalu, z bólu, z przerażenia umarłaby. Jednak obecny czas Wielkiego Postu, to czas dany przez Boga po to, by dana osoba mogła, choć trochę poznać siebie lepiej i by mogła podjąć jakieś postanowienie przemiany.

Wszystko to, co dzieje się z duszą człowieka ma ogromny wpływ na stan Kościoła, zarówno tego Kościoła małego, a więc rodziny, lokalnego – parafii, diecezji, w końcu całego Kościoła, również tego Kościoła, którym jest wspólnota. Dlatego tym bardziej ważne jest, by każda osoba, która jest fragmentem wspólnoty również w takim poczuciu odpowiedzialności starała się doskonalić.

W podjętych teraz rozważaniach stajemy przed Jezusem, który właśnie skończył modlitwę w Ogrójcu. Już wcześniej rozważaliśmy, czym ta modlitwa jest i jak bardzo dotyka Jezusa, jak ją przeżywa. Nie tylko duchowo dotyka, ale dotyka wręcz fizycznie. Jezus po tej modlitwie wychodzi schorowany, wychodzi umęczony, osłabiony. Trudno to nawet pojąć, do jakiego stopnia Jezus po samej tej modlitwie, podczas której podejmuje najważniejszą decyzję, do jakiego stopnia jest zmaltretowany. Jednocześnie doznaje umocnienia i z chwilą zakończenia modlitwy jest gotowy na wypełnienie woli Ojca. Otwiera się na wolę Ojca. A więc otwiera się na to wszystko, na kolejne konsekwencje tego kroku. Nie znaczy to, że nie cierpi. Każda osoba, która ofiarowuje się Bogu bardzo dobrze wie, iż jej cierpienie trwa nadal. Jeśli jest to np. choroba, to choroba trwa nadal i osoba chora doświadcza tej choroby bardzo mocno. Doznaje umocnienia z Nieba, ale to nie znaczy, że nie czuje bólu.

Tak samo Jezus. Jest przecież, można tak powiedzieć, najwrażliwszym człowiekiem na ziemi, który czuje, doświadcza wszystkiego. Wie, co ma nastąpić. Budzi swoich uczniów, mając świadomość tego, że nie towarzyszyli Mu i nadal nie wiedzą, co się dzieje. I uciekną, bo ich serca nie były umocnione modlitwą i w związku z tym są bardzo słabe. Budzą się, wstają zdezorientowani, gdyż widzą Jezusa w straszliwym stanie: przygarbionego, pokrytego plamami krwi, Jego włosy zmierzwione, twarz straszliwie zmieniona, wręcz postarzała. Nie ten Jezus, którego znali, stąd ich serca doznały już wtedy trwogi. A za moment dochodzą ich okrzyki zbliżającego się tłumu, po chwili pojawia się Judasz. Jezus dokładnie wie, co się wydarzy – Judasz całuje Jezusa. Ten pocałunek zadaje ogromny ból Jezusowi. Pocałunek przecież jest znakiem miłości, przyjaźni, życzliwości, dobroci, otwartego serca. Judaszowy pocałunek nie niesie tych wszystkich pozytywnych emocji ze sobą, lecz jest sztyletem w serce, to kolejne uderzenie w Serce Jezusa, kolejne cierpienie. Przez chwilę uczniowie doznają zdumienia, ponieważ straż, która przyszła po Jezusa pod wpływem objawiającej się mocy Boga po prostu pada sparaliżowana, nie może się ruszyć. Dzieje się to raz, potem drugi. Ale później Jezus odsuwa na bok swą Boską moc, ukrywa boski Majestat, by pozwolić żołnierzom schwytać Go. On sam w ten sposób wyszedł naprzeciw Męki. On sam dał ręce do związania, sam oddał swoją Osobę na ukrzyżowanie. Człowiek nie mógłby zniewolić Jezusa, nie mógłby Go pojmać, gdyby Jezus na to nie pozwolił. Jezus pozwala. To, co z Nim czynią jest straszliwe: obwiązują Jego szyję i biodra specjalnymi pasami, które mają kolce skierowane do ciała. A więc nie jest to zwykłe tylko związanie sznurami. Oprawcy przyszli po Jezusa z narzędziami tortur. Obwiązali Jego szyję i biodra. Potem w odpowiedni sposób obwiązali także Jego ręce, krzyżując na piersi tak, że Jezus nie mógł nimi poruszyć. Natomiast do pasa na biodrach Jezusa przywiązano cztery sznury, pozwalające ciągnąć skazańca w różnych kierunkach, traktując Jezusa jak zwierzę. I tak każde pociągnięcie w jakąś stronę sprawiało, że Jezus odczuwał ból wbijających się w Niego kolców. Dlatego każde szarpnięcie sprawiało, że Jezus zataczał się, a żołnierze ze śmiechem ciągnęli Go w różne kierunki, nie pozwalając iść prosto, sprawiając, że zataczał się, co było powodem do okrutnych żartów wszystkich, którzy po Jezusa przyszli. Cała, można powiedzieć zgraja przeróżnych osób, które przyszły z żołnierzami, śmiała się z Jezusa, naigrywała się z Niego, krzyczała, wyzywała. I tak każdy Jego krok był powodem do kolejnego okrutnego dowcipu, śmiechu, wulgaryzmów. Traktowany tak nieludzko Jezus wielokrotnie upadał, nawet nie mogąc przez skrępowane ręce chronić swojej twarzy, czy podeprzeć się rękami. Gdy wszyscy przechodzili przez Cedron, specjalnie zepchnięto Jezusa i tylko chyba dzięki temu, że nieco rozluźniły się powrozy, bo Aniołowie czuwali, Jezus upadając na kamieniste dno nie rozbił sobie głowy, jednak bardzo odczuł ten bolesny upadek. A ponieważ Jezus nie mógł wyjść z tej rzeki na drugi brzeg, pociągnięto Go z powrotem na poprzedni i znowu ten most i możliwość kolejnego upadku.

Jezus prawdziwie zaznawał straszliwych cierpień tej nocy. Większa część Jego męki z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek nie jest nam znana. To, co zostało objawione niektórym świętym daje tylko pewien obraz straszliwości czynionych rzeczy. Jezus miał m.in. wyrywane włosy z brody, przypalane boki tułowia, ciało polewano rozgrzaną, gorącą wręcz żywicą. Sadzany był na stołku, na którym wcześniej umieszczono różne ostre elementy raniące Go. Kolejna tortura to wyciąganie języka i przebijanie go. Żarty, jakie robili sobie z Jezusa, świadczyły jedynie o zezwierzęceniu Jego oprawców. Były obrzydliwe, poniżały godność Jezusa, zadawały ogrom okrutnych cierpień. Niektórych mąk wręcz nie da się tu wypowiedzieć.

Dlaczego to rozważamy? Dlaczego nie przechodzimy w naszych rozważaniach do kolejnych stacji Drogi Krzyżowej? Dlatego, że Męka Jezusa nie rozpoczęła się wraz z momentem wzięcia samego Krzyża, ona rozpoczęła się wcześniej. I każdy z nas ma swój udział w tej Męce. Niestety nie po stronie przyjaciół, ci się rozbiegli. Patrząc na siebie samych, na swoją duszę, na to, co wydarzyło się już w czasie Wielkiego Postu, już trwającego, możemy zobaczyć, że uczestniczymy w jakiejś formie w tej Męce. Nasze serca są narzędziem zadającym cierpienie. Żadna osoba nie może powiedzieć, iż nie zadawała bólu Jezusowi, i że nie zadaje go nadal. Poprzez słowo, poprzez gest, myśl, postawę, czyn uczestniczymy we wszystkim. A więc wraz z Apostołami śpimy, w ten sposób opuszczając Jezusa. Pozwalamy przez to opuszczenie, by nasze serca słabły tak bardzo, że w momencie zagrożenia życia Jezusa opuszczamy Go, tak jak opuścili Apostołowie. Pozostawiamy samego, uciekamy. Także uczestniczymy w straszliwym pocałunku Judasza. Każdy z nas zdradza Jezusa. Nikt nie może powiedzieć, że wolny jest od tego. Każdy z nas też swoim grzechem związuje Jezusa, zakłada Mu pasy z kolcami, krępuje obręczami i prowadzi związanego. Dobrze wiemy, jak idzie się nocą, kiedy nie ma światła. Droga nie była asfaltowa, tylko kamienista, nierówna, a Jezus był szarpany. Nie był prowadzony pod rękę, lecz ciągnięty w różne strony specjalnie, aby potykał się i przewracał. I ty w tym uczestniczysz! Każdy grzech, upadek, uleganie jakiejś słabości jest uczestniczeniem w tym pochodzie, uczestniczeniem z tej niewłaściwej strony. I uczestniczysz również w zepchnięciu Jezusa z mostu.

Zapewne jest to każdemu z nas trudne do przyjęcia, bo przecież nie mamy tej intencji, by zadawać Jezusowi ból. A jednak jesteś już na tym etapie rozwoju duchowego, że musisz sobie uświadomić, iż wszystko, co czynisz jest albo miłością skierowaną do Jezusa, otwarciem się na Niego i uczestniczeniem w Jego życiu w ten pozytywny sposób, bądź też jest nienawiścią skierowaną do Niego i również uczestnictwem w Jego życiu, ale w zupełnie innej formie – od strony oprawców. A więc cokolwiek czynisz, a jesteś członkiem Kościoła, czynisz wobec Jezusa, do Jezusa i On tego doświadcza. Doświadcza albo miłości, albo nienawiści; albo dobra, albo zła; albo koisz Jego ból, albo zadajesz kolejne cierpienie. Ważnym jest, aby uświadamiać sobie z jednej strony Mękę Jezusa i wielkość jego cierpień, ale z drugiej strony głębiej wchodzić w świadomość samego siebie.

Dlaczego po 40 dniach Wielkiego Postu tak mało osób doznaje przemiany, choć wydaje się, że uczestniczą w Drodze Krzyżowej, w Gorzkich Żalach, realizują pewne postanowienia? Dlatego, że nie wchodzą w głąb siebie i nie dokonują refleksji nad sobą samym. Nie analizują swego postępowania, swoich myśli, intencji właśnie pod tym kątem, na ile to było wyrazem miłości, a na ile czegoś odwrotnego. Czasami osoby te bardzo zawodzą nad cierpieniem Jezusa, płaczą, wzruszając się Jego cierpieniem, ale nie wchodzą w głąb siebie i nie analizują dnia, wydarzenia, samych siebie, przez co nie dokonują przemiany. Ty masz zastanowić się nad sobą, pomyśleć, w którym momencie danego dnia, danej godziny w dniu, uczestniczyłeś niczym Judasz w pocałunku, niczym uczeń w ucieczce, niczym żołnierze w prowadzeniu Jezusa, obwiązywaniu, zrzucaniu z mostu? W którym momencie, w której sekundzie dnia okazałeś się wrogiem Jezusa, poprzez swoją intencję, myśl, słowo, poprzez brak miłości?

Żyjesz dlatego, że Jezus ciebie kocha. Miłość daje życie. I to nie tylko w tym znaczeniu, że jesteś poczęty i jako człowiek zjawiłeś się tu na ziemi. Życie jest czymś więcej niż tylko stroną fizyczną istnienia tutaj na ziemi. Miłość w każdej sekundzie daje ci życie. Istniejesz, poruszasz się, myślisz, dokonujesz różnych rzeczy, czynów i twoje myśli, nastawienie do życia jest w miarę pozytywne, dzięki tej miłości. Zauważ, że wystarczy jedno złe słowo skierowane do ciebie lub jakieś zdarzenie, które jest przeciwko tobie, jak bardzo uderza w ciebie i powoduje wręcz fizyczne cierpienie, osłabienie. To jest właśnie nienawiść, ona nie daje życia. Wystarczy, gdy ktoś podejdzie, pocieszy, wytłumaczy, poda pomocną dłoń i w ciebie wstępuje inne życie. Tak się mówi potocznie. I zupełnie inaczej patrzysz na rzeczywistość, bo miłość daje życie; nienawiść – śmierć.

Ale nie tylko Bóg poprzez miłość daje ludziom tutaj na ziemi życie, możliwość życia, funkcjonowania na jakimś emocjonalnym poziomie, w poczuciu średniego szczęścia. Każdy człowiek również w swoim sercu ma miłość lub nienawiść. I każdy z nas kochając otwiera się na Boga, wobec Niego czyniąc dobro. Natomiast, kiedy ktoś z nas czyni zło, kiedy nienawiść wylewa się z serca, to ta nienawiść, która jest zadawaniem śmierci, uderza w Jezusa.

Sprawy duchowe, rzeczywistość duchowa bardzo trudna jest chwilami do wytłumaczenia. Zajmują się tym osoby wykształcone w tym kierunku, a i im trudno niekiedy pewne rzeczy zrozumieć. Wystarczy, że ty przyjmiesz, iż miłość umożliwia życie, umacnia, napełnia serce nowym tchnieniem, daje siły, a nienawiść uderza przyprawiając o śmierć. Bóg jest Miłością i nieustannie otwarty dla ciebie tą miłością cię obdarza, czyli ty żyjesz. Bóg stwarza takie warunki, żebyś mógł się rozwijać. Twoją odpowiedzią jest, jakże często, co innego. A więc swoją myślą bez miłości, krzywym spojrzeniem na osobę bliską, słowem wypowiedzianym nieodpowiednim tonem, sercem, którego intencje były niewłaściwe, nieczyste, ty wylewasz z siebie nienawiść, brak miłości.

I ta nienawiść uderza w Jezusa. Przyjęła formę cielesną. Zło przyjmuje formę cielesną, chociażby właśnie w takiej formie, jak to widzimy podczas Drogi Krzyżowej – zła gromadzonego w sercach ludzkich. Można to sobie wyobrazić właśnie w ten sposób, że ze wszystkich wieków istnienia ludzkości, od początku po kres, to zło z ich serc ucieleśnia się właśnie w czasie Męki Jezusa, w konkretnych uderzeniach, w konkretnym zadawaniu bólu, tortur, cierpienia Jezusowi. A więc wszystkie bicze, kopania, rozrywane ciało, upadki, to wszystko dokonuje nagromadzone, ucieleśnione zło. Ale ono wypływa z serca ludzkiego. Szatan posługuje się tym. I dlatego mówimy, że nikt nie może powiedzieć, że nie bierze udziału po stronie oprawców w Drodze Krzyżowej. Nikt nie jest od tego wolny. Każdy bierze w tym udział. Ważne jest, by z tego sobie zdać sprawę, żeby zastanowić się, kiedy, w jakich momentach to czynię, dając przyzwolenie szatanowi, by posługiwał się moim upadkiem po to, by zadawać ból Jezusowi. Nie wystarczy, że zapłaczę nad cierpieniem Jezusa, muszę pomyśleć, kiedy ja do tego się przyczyniłem. Wtedy będzie to miało sens i może przyczynić się do przemiany twojej, kiedy odkryjesz w sobie te momenty, pomimo, iż może być ci trudno się do tego przyznać.

Nieraz człowiek czuje, ale tak broni się przed przyznaniem się do popełnionego zła, że nie jest w stanie przejść przemiany. Trzeba prosić Ducha Świętego o pomoc. On pomoże to zło zobaczyć i przyjąć. Gdybyś spróbował, tak jak wielokrotnie już o tym mówiliśmy, przeanalizować jeden dzień, godzina po godzinie, a w godzinie każdą minutę, przy łasce Ducha Świętego zobaczyłbyś, że nawet sekunda, jedna sekunda nie jest wolna od twojej słabości, ponieważ ty jesteś słabością, ponieważ skażony jesteś grzechem pierworodnym. Owszem zmazany jest ten grzech, ale pozostało to skażenie, które tak osłabiło twoją ludzką naturę, że ty bardziej skłonny jesteś do złego niż do dobrego. Pragniesz dobra, ty chcesz kochać Jezusa, chcesz Mu pomagać, chcesz towarzyszyć Mu we wszystkim, ale słabości biorą górę.

Proś, aby Duch Święty pomógł ci zobaczyć, a jednocześnie by dał siły, aby to znieść, przyjąć i podjąć postanowienie przemiany. Jest to ważne dla ciebie samego, bo przecież każdy człowiek odpowiada przed Bogiem sam za siebie, za to, co uczynił ze swoją duszą, co uczynił z łaską daną przez Boga, aby się zmienić, by kroczyć ku wieczności. Ale jednocześnie pamiętaj, że w każdym człowieku Bóg złożył odpowiedzialność za inne osoby, za Kościół; zarówno odpowiedzialność w rodzinie – za mały Kościół, odpowiedzialność za siebie nawzajem, jak chociażby we wspólnocie, odpowiedzialność za to, w jaki sposób ty poprzez stan swojej duszy wpływasz na stan całej wspólnoty. I również z tego względu powinieneś dokonywać często takiej refleksji nad sobą w obliczu Męki Jezusa. Nie dla jakiejś idei, dla samego siebie, ale w obliczu Męki Jezusa z miłości do Niego, bo On ciebie kocha i obdarza tak niezwykłą miłością, że twoją odpowiedzią na tę miłość powinna być refleksja czyniona z miłości.

Przez pewien czas, przez kilka dni spróbuj codziennie towarzyszyć Jezusowi, właśnie od tego momentu pojmania, poprzez drogę, kiedy był prowadzony do więzienia, gdzie przebywał wprawdzie krótko, ale traktowany był strasznie. To straszny czas. Tym bardziej wpływający negatywnie na duszę, na serce, ponieważ, gdy jest ciemno, człowiek traci poczucie bezpieczeństwa. Dobrze wiesz, jak to jest właśnie w nocy, kiedy nachodzą cię jakieś myśli pełne lęków, obaw o przyszłość chociażby. Inaczej o przyszłości myśli się w dzień, inaczej myśli się o tym w nocy, kiedy jest się samemu, otacza tylko ciemność. Inaczej znosisz cierpienie w dzień, kiedy jest jasno, kiedy masz otoczenie bliskich, inaczej – kiedy jesteś samotny w nocy. Pomyśl również o tym. I pamiętaj, żeby to, co przeżywasz podczas tych rozważań nie było tylko płytkim wzruszeniem, wzruszeniem się Męką Jezusa, ale by było świadomym wejściem w siebie, by poznać samego siebie i to, w jaki sposób zadaje się Jezusowi mękę i uczestniczy się w Jego cierpieniu od strony oprawców.

2. Konferencja (3): Wielki Post czasem duchowej walki

W okresie Wielkiego Postu mamy możliwość doświadczyć różnych przeciwności. Doświadczamy również w różnej formie zła i dziwimy się – dlaczego tak się dzieje? Właśnie wtedy, kiedy chcielibyśmy by wszystko było dobrze, kiedy się staramy, kiedy próbujemy żyć miłością, to właśnie wtedy jest trudniej. To właśnie wtedy wychodzi z nas odwrotność miłości. Dlaczego tak się dzieje?

Otóż, ten okres liturgiczny, którym jest Wielki Post przyrównujemy do modlitwy Pana Jezusa – wcześniej do Jego modlitwy na pustyni oraz do modlitwy w Ogrójcu, a więc do czasu, kiedy Jezus modli się, rozmawia z Ojcem i otwarty na rzeczywistość duchową w sposób szczególny doświadcza również działania złego ducha. Myliłby się ten, kto uważałby, że rzeczywistość duchowa to tylko rzeczywistość Boga, to tylko obecność Boga. Dobrze wiemy z nauki Kościoła, że oprócz czystych Duchów istnieją również duchy nieczyste, anioły upadłe, a więc w rzeczywistości duchowej nie tylko spotykamy się z Bogiem, ale również doświadczamy działania zła. W okresie Wielkiego Postu podejmujemy pewne postanowienia, a ich celem jest przemiana wewnętrzna. Jest to praca nad sobą, otwieranie się na Ducha. I dobrze, że człowiek w czasie Wielkiego Postu otwiera się na świat duchowy, by lepiej poznać, zrozumieć, a przede wszystkim, by zbliżyć się do Boga. To zbliżanie się obejmuje różne sfery, dziedziny, konkretne działania, czyny. To zbliżanie się między innymi dotyka serca poprzez poznawanie swoich słabości. Jednak we wspomnianej duchowej pracy nad sobą i w otwieraniu się na rzeczywistość duchową, na obecność Boga w życiu, człowiek musi mieć też zrozumienie, że otwiera się również na to, iż może w jego życie ingerować szatan. Skoro ty chcesz zmienić coś w sobie, a chcesz zmienić to, co jest złe, co jest słabe, a przyjąć dobro, umocnić się, no to musisz wiedzieć, że szatan będzie bronił tej sfery w tobie, w której on panuje i będzie robił wszystko, aby ci na to nie pozwolić.

Dlatego w czasie Wielkiego Postu tak często właśnie doświadczamy jakichś trudności, pewnych komplikacji. Dziwimy się, że oto pośród nas, naszych bliskich, znajomych obnażane są ludzkie słabości; że oto dzieje się coś złego, co komplikuje życie, co stara się zniweczyć jakieś dobre przedsięwzięcia. Doświadczamy na samych sobie, iż pokonują nas różne przeciwności, bo okazuje się, że jesteśmy za słabi. Do tej pory wydawało nam się, że radzimy sobie z wieloma sprawami, rzeczami i panujemy nad wszystkim. A teraz okazuje się, że tak nie jest, że drobna rzecz, sprawa przerasta nasze możliwości. Jest to specyfika Wielkiego Postu. To również jest charakterystyczne w każdym etapie życia osoby, która pracuje nad sobą, która pragnie zbliżyć się do Boga i się z Nim zjednoczyć. Szatan wtedy szczególnie chce przeszkodzić, chce ingerować, chce przywrócić swoje panowanie w danej sferze; widzi, że to panowanie traci. Dlatego nie należy dziwić się, czy załamywać, czy zrażać się niepowodzeniami i trudnościami, ale gdy się pojawiają – modlić się, prosić Ducha Świętego o poprowadzenie. Prosić Aniołów, szczególnie św. Michała Archanioła, by On podjął walkę w naszym imieniu, zapraszać Matkę Najświętszą, aby poprowadziła nas, aby nas ukryła we własnym Sercu. Prosić Świętych, prosić dusze czyśćcowe o wstawiennictwo.

W naszym życiu nie dzieje się nic, o czym Bóg by nie wiedział, na co by nie przyzwolił. Nad wszystkim On czuwa. Zatem, czegokolwiek doświadczasz, wszystko jest pod spojrzeniem Bożym. A więc możesz mieć pewność, że Bóg udziela ci swojej łaski na ten czas, że On ci błogosławi, On daje pomoc, a to, czego doświadczasz, widocznie jest ci potrzebne, abyś się doskonalił. Ważne jest, abyś przyjął, abyś właściwie zinterpretował, abyś się nie buntował, nie odrzucał, nie zamykał na poznanie. Ważne, byś na innych nie zrzucał winy, tylko patrzył na siebie.

To, że coś się komplikuje, że coś się gmatwa, że wydaje ci się, iż zaprzepaszczane są wcześniejsze plany, to wcale nie znaczy, że winna jest jedna osoba, że na przykład ty ponosisz tylko winę, czy ponosi ją ktoś inny. To, że nie możesz zrealizować postanowień wielkopostnych, to, że naraz dzieje się coś tak bardzo złego i czujesz fizycznie, że szatan macza w tym palce, uniemożliwiając ci życie miłością, to wcale nie znaczy, że na przykład w tobie tkwi wina tylko i wyłącznie. To nie znaczy, że masz zrezygnować, załamać się. To tylko znaczy, że szatan został dotknięty „do żywego” twoją próbą zmiany w sobie czegoś; to znaczy, że on widzi, iż poprzez jakieś postanowienia, czyny, działania dobro będzie obejmować sferę, w której on do tej pory panował i dlatego się burzy, dlatego nie chce do tego dopuścić. To znaczy, że idziesz w dobrym kierunku, że dobrą rzeczą się zająłeś, że masz to kontynuować. Szatan się chwieje i niedługo upadnie, i ta sfera twego życia już nie będzie pod jego panowaniem – jeśli nie zrezygnujesz. Może się wydawać dziwne, iż jakiś konflikt, jakieś trudności, przeciwności obejmują szerszy krąg, ale wiedz, że to szatan nie chce oddać swojej władzy, którą do tej pory miał w jakiejś sferze i on będzie poruszał różne rzeczy, aby narobić bałaganu, hałasu, aby zdenerwować, zaniepokoić, przestraszyć, w konsekwencji tego zniechęcić. Kiedy widzisz te przeciwności, kiedy czujesz, że nie wychodzi ci, że jesteś za słaby, nie dajesz rady, coś ciebie przerasta, to znaczy, że ta sfera, ta sprawa, dziedzina była w pewnej mierze, w większej lub mniejszej, pod władzą szatana. On coś kontrolował, on coś miał pod sobą, on kierował, jak marionetką, a ponieważ ty zrywasz wiążące cię nici i przestajesz być marionetką, to on nie chce na to pozwolić. A więc tym bardziej zrywaj te nici, tym bardziej się nie poddawaj.

Dzieją się takie rzeczy w rodzinach, dzieje się tak we wspólnocie. Właśnie w tym czasie wychodzi na jaw różnego rodzaju brak miłości, brak jedności, wychodzą różne egoistyczne pobudki, wychodzi pycha. Teraz ważne jest, co z tym zrobimy, każdy w swoim osobistym życiu, w życiu rodziny, w życiu wspólnoty. Zauważmy, ile w tym czasie Wielkiego Postu jest ataków na Kościół, ile stwierdzeń, ile fałszu, ile kłamstwa, powtarzane to wszystko przez kolejne gazety, media. Szatan nie chce oddać tej sfery, szatan chce mieć wpływ, szatan widzi, że coś będzie tracił. My nie musimy wiedzieć co, ale wiedzmy, że szatan nie chce utracić swojej władzy, dlatego tak czyni, tak miesza, tak hałasuje. Zadaniem zatem Kościoła jest modlić się i trwać w tym, nie zajmując się szatanem i jego zamieszaniem. Interesując się tym, co mówią media, dajemy posłuch szatanowi, natomiast modląc się – otwieramy serce na miłość i wspieramy Kościół.

Tak samo we wspólnocie. Gdy cokolwiek widzimy, to dlatego, że mamy się za to modlić, że mamy poczynić refleksję, ale refleksję przede wszystkim o sobie samym. Często osoby we wspólnocie robią niby refleksję, wytykając innym błędy. Chodzi o to, żeby pomyśleć o sobie. To nie znaczy, że jest się bezpośrednią przyczyną jakiejś tam sprawy, ale uleganie własnym słabościom osłabia Kościół, osłabia innych, a więc osłabia wspólnotę i przez to później inni również będąc słabymi, swoim słabościom ulegają i dochodzi do różnych nieporozumień, dochodzi do rozluźnienia jedności.

Dlatego uświadamiamy sobie, co takiego dzieje się w okresie Wielkiego Postu, jakie jest działanie szatana po to, by być świadomym i by z rozwagą podejmować kolejne kroki, by nie ulegać emocjom, ale by prawdziwie iść drogą przemiany, by czas Wielkiego Postu nie został zniweczony, by nie zmarnować łaski, ale by wyjść przemienionym z tego czasu.

To są trudne rozważania, trudny temat. O wiele łatwiej człowiekowi pójść za rozważaniem o miłości, szczególnie, gdy słyszy to wezwanie miłości, kiedy wszystko jest tak pięknie podane, kiedy wszystko jest błyszczące, lśniące, kiedy wszystko jest czyste i Bóg przemawia do duszy człowieka pięknymi słowami, które pociągają jego duszę. Ale jest też czas dany każdej osobie na to, by pracowała nad sobą, uświadamiała sobie stan swój i by próbowała coś z tym stanem zrobić. I Bóg ten czas nam daje teraz, udzielając przy tym łaski bardzo obficie.

Podczas Mszy św. połóżmy swoje serca na ołtarzu, by Bóg je umocnił, by pomógł zrozumieć, by rozjaśnił nasze serca poznaniem naszych słabości. Jednocześnie umocnił, byśmy przyjęli tę prawdę o sobie i pomógł coś z tym zrobić, zmienić, abyśmy nie zrażali się szatańskimi podstępami, działaniami.

a) Modlitwa po Komunii św.

Cały się Tobie oddaję, mój Boże! Nawiedzasz moją duszę, obejmujesz mnie i ukrywasz w sobie. To, co czynisz jest tak wielkie i niepojęte, a jednak dajesz mi pewne zrozumienie. W ten sposób Ty cały oddajesz się mnie, cały się mnie ofiarowujesz, dajesz siebie całego i oczekujesz, że uczynię to samo. Ja wiem, Boże, że czym innym jest Twoje ofiarowanie, a czym innym moje – nie ma porównania. Moja dusza zaznaje niebiańskiego szczęścia, kiedy przychodzisz do niej. Jednak pragnę odpowiedzieć na Twoją miłość i ofiarowuję się Tobie cały. Cały chcę należeć do Ciebie, być tylko Twoją duszą, tylko do Ciebie należeć. Uczyń mnie, proszę, swoją własnością. Chcę służyć Tobie. Chcę być Twoim niewolnikiem. Wiem, że nic cennego nie mogę Ci dać, że nic wielkiego uczynić nie potrafię. Jeżeli cokolwiek posiadam dobrego, cokolwiek czynię dobrego, jest to Twoją zasługą, a więc nie mogę się tym chlubić, mogę jedynie dać Ci siebie. Taką nędzę, takie nic, ale dając całego siebie, daję Ci wszystko. I w tym „wszystko” upodabnia się moja ofiara do Twojej. Jest to wielką łaską dla duszy, to podobieństwo Twojej Ofiary i mojej. Dziękuję Ci, Boże, za tę łaskę, za to, że Ty ofiarowałeś się mnie, i że ja mogę ofiarować się Tobie. Kocham Ciebie, Boże!

b) Adoracja Najświętszego Sakramentu (4)

O, Panie nasz! Obdarzasz nas tak wieloma łaskami. Nasze serca obdarzasz tak wieloma darami swoimi, nieustannie zlewasz na nas swoją łaskę. Żyjemy otoczeni Twoją miłością. Nie ma chwili, abyś nie obdarzał nas swoją miłością. Wszystko jest wyrazem Twojej miłości. Szkoda, że nasze serca są tak zamknięte, ślepe i nie dostrzegają tak wielu łask. Czas, który przeżywamy teraz w Kościele, kiedy przypominasz nam szczególnie o swojej Męce, to również Twoja łaska. Chcesz, byśmy zbliżali się do niej. Ty wiesz, że dla każdej duszy ludzkiej zbliżanie się do Męki, poznawanie Męki jest błogosławieństwem Twoim. Ale ponieważ nie potrafimy sami rozważać Twojej Męki, nie potrafimy rozmyślać nad nią, nie potrafimy się w niej zagłębiać, nie starcza nam ani wyobraźni, ani wiedzy, to potrzebujemy, Jezu, Twojej pomocy. Nie dość, że cierpiałeś za nas, to jeszcze potrzebujemy pomocy, aby myśleć o Twoim cierpieniu. Jednak było ono tak wielkie, tak niewyobrażalne, że wszelkie ludzkie wyobrażenie o niej jest niczym. Tym bardziej potrzebujemy Twojej pomocy.

Chcielibyśmy, Jezu, dzisiaj zbliżyć się do Ciebie, gdy jesteś w Ogrójcu, gdy przychodzi po Ciebie zgraja ludzi, gdy Ciebie wiążą, gdy prowadzą. To prawda, Jezu, że stale zbliżamy się do Ciebie, tyle, że my jesteśmy w tej zgrai. Teraz chcielibyśmy zbliżyć się do Ciebie inaczej – chcielibyśmy zbliżyć się z miłością, sercem i towarzyszyć Ci. Wiemy, że jesteśmy za słabi, aby Ci pomóc. Nasze współczucie jest niczym, jesteśmy za mali na cokolwiek. Ale Ty obdarowałeś człowieka sercem po to, by ludzkie serce mogło zbliżyć się do Twojego. Dajesz ludzkiemu sercu tę możliwość. Sam będąc Miłością, uczyniłeś człowieka poprzez Miłość zdolnym spotkać się z Tobą. Więc dajemy Ci nasze serca z tą prośbą – uzdolnij nas do tego spotkania, niezwykłego spotkania, jedynego. Ufamy, że Ty też pragniesz spotkać się z nami w Ogrójcu.

Prosimy Ciebie, Duchu Święty, wspieraj nas, pomóż nam, otwórz nas: otwórz oczy, otwórz uszy nasze, otwórz serca, uzdolnij nas do spotkania z Bogiem. Prosimy Ciebie, Duchu Święty, abyś otworzył przed nami duchową rzeczywistość, abyś prowadził nas do Ogrodu Getsemani. Prosimy, abyś uzdolnił nasze serca do tego spotkania. Pomóż nam przestać myśleć o czymkolwiek innym, a jedynie widzieć Jezusa i słyszeć Go. Pomóż naszym sercom współczuć z Jezusem. Pomóż nam sercami zagłębić się w tę całą sytuację, doświadczyć jej. Pomóż nam, by nasze serca poczuły to, co czuje Jezus, abyśmy w ten sposób mogli być bliżej Niego. Pomóż, Duchu Święty! Przyjdź, Duchu Święty! Przeniknij nas, Duchu Święty!

Klękamy przed Tobą, Jezu, modlący się w Ogrójcu! Klękamy u Twoich stóp, aby wpatrując się w Ciebie sercem tulić się do Twojego Serca. Nie chcemy, abyś czuł się samotny. Wiedz, że jesteśmy przy Tobie. I chociaż nie możemy uczynić nic innego, nie możemy Cię obronić przed tą przechodzącą zgrają, to chcemy czuwać. Ufamy, że tym razem Duch Święty pomoże nam, abyśmy nie zasnęli, ale by nasze serca cały czas czuwały. Chcemy otworzyć się tak bardzo, aby poczuć bicie Twojego Serca. Jakże jest ono strwożone, jak wielkiego bólu doświadcza. O, Panie nasz, cały aż uginasz się pod ciężarem tego cierpienia. Razem z Tobą pragniemy ufać, że Twoja Męka, że Twoje cierpienie ma wielki, głęboki sens – ratuje dusze. Chcemy modlić się teraz, już za wszystkie, aby przyjęły Twoje cierpienie, Twój Krzyż, Twoje zbawienie. Chcemy wspierać Twoje Serce w tym poczuciu wielkiej wartości Twojego Dzieła. Chcemy, poprzez klęczenie wokół Ciebie, osłaniać Ciebie, choć w tak fizyczny sposób, przed atakami szatana, który chce wzbudzić w Tobie wątpliwości, chce wzbudzić w Tobie poczucie bezsensu tego Dzieła.

Wiedz, Jezu, że my chcemy być wierni Tobie, że my chcemy bronić Ciebie, Kościoła, chcemy trwać. Nasze słabości sprawiają, że odchodzimy, że upadamy, że odwracamy się, ale nasze serca chcą wracać, chcą być przy Tobie. Wybacz nam! Nasze ciała są słabe – potrzebują odpoczynku, nasze serca są słabe – potrzebują umocnienia Twojego, nasze dusze, choć spragnione Ciebie, jakże często odwracają wzrok, interesują się czymś innym. Wybacz nam!

Teraz chcemy być przy Tobie, chcemy być w tej chwili, kiedy pojawia się Judasz i całuje Ciebie tak zdradziecko, tak boleśnie dotykając głębi Twojego Serca, z którego płynie miłość, również do niego. Wiemy, że i my jakże często posyłamy Ci taki pocałunek. Wybacz nam! Pozwól, klęcząc u Twoich stóp, będziemy całować je. Taki pocałunek w policzek czyniony zdradziecko bardzo boli, dlatego chcemy się uniżyć przed Tobą i całować Twoje stopy, ufając, że będąc w takim uniżeniu wyrażamy pełniej nasze oddanie, naszą miłość. W tym uniżeniu szatan nie ma aż takiego dostępu do naszych serc. Więc będziemy trwać przy Tobie nisko chyląc głowy, kochając Ciebie, zapewniając, że nie chcemy Ciebie zdradzić nigdy więcej. Niech Twój Duch nas wspiera. Oddajemy Ci naszą wolę – nie chcemy jej, chcemy pełnić Twoją. Dajemy Ci prawo robienia wszystkiego, co zechcesz z nami. Ty nam nie pozwalaj na to, by odejść od Ciebie. Kochamy Ciebie, Jezu! I całujemy Twoje stopy!

Jezu mój! Przyszli po Ciebie strażnicy. I wiążą Ciebie w tak okrutny sposób, a moje serce czuje, że to z mego powodu, że to ja tak Ciebie wiążę, że to moje grzechy tak okrutnie ranią Ciebie. Jezu mój, przepraszam! Pragnę Ciebie kochać, a Ciebie ranię. Pragnę żyć z Tobą, a zadaję Ci cierpienia. Nie rozumiem, Jezu! Tak często nie rozumiem, dlaczego upadam, skoro pragnę iść do Ciebie? Przepraszam Cię za każde pociągnięcie powroza, za każde szarpnięcie, za wszystkie Twoje potknięcia, upadki. Miałem w tym swój udział. Przepraszam Cię za każdy kamień. Przepraszam Cię za każdą ranę i za każdego siniaka.

Znowu pragnę, Jezu, schylić się do Twych stóp i ucałować je, aby w ten sposób wyrazić moją prośbę o wybaczenie, aby w ten sposób przed Tobą się uniżyć i wyznać, że pragnę Cię kochać i nie chcę Cię ranić. Jesteś moim Panem! Bogiem! Królem! Władcą mego serca! O, Panie mój, jakże pragnę Cię kochać! Wybacz! Jezu mój!

Prowadzisz moją duszę do miejsca tortur i to, co widzi moja dusza, przeraża mnie. Tym bardziej mnie przeraża, ponieważ to mój grzech przyczynia się do tych tortur. To, co czynią z Tobą, Jezu, jest straszne. Panie mój! Nie mogę patrzeć, a przecież to przeze mnie. Przepraszam Cię! Przepraszam Cię za każdy włos wyrwany z Twojej głowy, za każdy włos wyrwany z Twojej brody. Przepraszam Cię za oblewanie Twojego Ciała gorącymi cieczami, za nakłuwanie Twojego Ciała, za przekłuwanie Twego Ciała, za tę okrutną zabawę żołnierzy. Przepraszam Ciebie za wszystko, co czynili z Twoim Ciałem. Jak straszliwie ranią, jak obrzydliwie wyśmiewają, jakie pozy przyjmują wobec Ciebie, Świętego. Przepraszam za to zezwierzęcenie. Panie mój! Mogę jedynie płakać, łzami oblewając Twoje stopy, bo przecież to moje serce brakiem miłości tak Ciebie rani.

Panie mój! Przeraża mnie to, co czyni zło, które przecież płynie również z mego serca; to, w jaki sposób to zło się ucieleśnia, atakując Ciebie. O, Boże mój! Abym już nigdy Ciebie nie zranił, abym już nigdy Ciebie nie zasmucił. Proszę, nie pozwól mi. Oddaję Ci siebie, prawo do mnie całkowite. Czyń ze mną co zechcesz, ale nie pozwalaj, abym kiedykolwiek odwrócił się od Ciebie, abym kiedykolwiek opuścił Ciebie. Wolę umrzeć niż znowu zadawać Ci takie tortury. Przepraszam Cię, Jezu!

Jezu mój! Chcę Ci podziękować za to, co ukazujesz mojej duszy. Dusza nie zdawała sobie sprawy z wielkości Twoich cierpień. Panie mój, zbyt lekko traktowałem każdy grzech, zbyt lekko traktowałem każdą słabość. Jakże łatwo szło mi usprawiedliwianie siebie – ważniejsza była moja duma, moja pycha, miłość własna. Jakże ważne były moje zachcianki, moja przyjemność, moje pragnienia. Przepraszam! Wszystko to przyczyniało się do upadku, a mój upadek do Twoich cierpień. Boże! Gdyby ludzie wiedzieli! Gdybyż wiedzieli, co wycierpiałeś w tę noc, wszyscy zapragnęliby raczej śmierci, niż by mieli Ciebie zranić po raz kolejny. Ale też i wszyscy doznaliby straszliwego przerażenia w obliczu zła, które tak okrutnie Ciebie dotykało. Jak straszny jest grzech, który przyjmuje taką postać, który rozrywa Twoje Ciało, który rzuca Twoją głową o kamienie, który wyrywa Twój język, który kaleczy Ciebie.

Jezu! Przepraszam! Pragnę Ciebie kochać, ale nawet tego nie potrafię, nawet pragnąć dobrze nie potrafię. Nic, niczego nie potrafię, sam z siebie mogę tylko upadać. Ale jest w głębi mojego serca malutka iskierka pragnienia miłości. Ty możesz uczynić, że ta iskierka maleńka zamieni się w płomień, a potem w wielki ogień. Wiem, Jezu, tę iskierkę przemieni w ogień kropla Twojej Krwi, Twoja Łza, kropla Twego Potu. I paradoksalnie to, co przyczyniło się do Twojego cierpienia, rozrywało Twoje Ciało, wywołując ból, łzy, to również przyczyni się do tego, że Twoje Zdroje Miłosierne spadną na moją duszę. Dlatego będę trwać u Twoich stóp, aby nie uronić żadnej łzy, żadnej kropli Potu, ani Krwi, aby Twoje Zdroje Miłosierne obmyły moją duszę, moje serce, aby zapadły głęboko tam, gdzie złożyłeś Twoją iskierkę miłości, pragnienia kochania. To moja nadzieja, Jezu, że sprawisz, iż zapłonę wielką, ogromną miłością i nie będę już Ciebie ranić, ale będę kochać, a moją miłością chronić Ciebie przed innymi uderzeniami zła. Ale póki co, udziel mi tej kropli Krwi, udziel mi, Jezu, kropli Potu i daj mi tę jedną Łzę. To wystarczy. One mają tak wielką moc, że choć mój grzech jest wielki, przewinienia ogromne, to Ty tą jedną kroplą pokonujesz wszystko, zmywasz wszystko i rozpalasz we mnie wielki żar miłości. O, Panie mój! Niczego już nie pojmuję. Kocham Ciebie i uwielbiam Ciebie! Wywyższam Ciebie i pragnę, jak niczego innego na świecie! Pragnę Ciebie, Boże!

Jezu mój! W moje serce wstąpiła ufność. Wiem, że płynie do mego serca z Twojej Męki wielka miłość i miłosierdzie. Doświadczam w sobie coraz większego żaru miłości; czuję, że to Ty wzniecasz ten ogień i że zaczynam cały płonąć wielką miłością. Oczyściłeś mnie i rozpaliłeś, sprawiłeś, że kocham, że pragnę, że Ty stajesz się dla mnie najważniejszy. Mam jeden cel – jesteś nim Ty! Jedną miłość – Ty nią jesteś! Jesteś Oblubieńcem moim, jesteś Miłym mojej duszy, Umiłowanym! A ja należę do Ciebie.

Wiem, Jezu, że nadal jestem słabą duszą i nadal nie mam sił na nic. Ale jednocześnie wiem, bo doświadczyłem, że z Ciebie płynie wielka moc, że Ty dajesz mojej duszy miłość, Ty moją duszę umacniasz. Ty w mojej duszy wzbudzasz wielkie, nieskończone pragnienia, Ty moją duszę pobudzasz do tego, by dążyła za Tobą. Ty jesteś sprawcą wszystkiego – wszystkiego, co dobre we mnie, w mojej duszy. Tym bardziej daję Ci ją, abyś ją wypełnił po brzegi i abyś dał natchnienia mojej duszy, wzbudzał pragnienia. Niech moja dusza zazna Twojej obecności tak, aby stale za Tobą tęskniła, aby stale Ciebie szukała, szła za Tobą, aby nigdy już nie odwróciła się od Ciebie. Pociągnij moją duszę tak bardzo ku sobie, aby nawet przez myśl nie przemknęło jej, by spojrzeć gdzie indziej, by odwrócić się i odejść. Uczyń mnie niewolnikiem swoim, przywiąż mnie więzami miłości do siebie – daję Ci to prawo, chcę tego. Uczyń mnie sługą swoim, chcę Ci służyć, czynić wszystko dla Ciebie. Pragnę trwać u stóp Twoich, stale je będę obmywać łzami, stale je będę całować i wpatrywać się w Ciebie, w Twoje oczy pełne miłości, tak dobre i tak czułe.

Panie mój! Obdarzasz mą duszę tak wielkim szczęściem, tak wielką łaską. Niczym nie zasłużyłem, jedyne na co zasłużyłem, to piekło, ale Ty mnie wydobywasz, Ty mnie podnosisz, Ty mnie uświęcasz, Ty mnie czynisz najbogatszym, bo pełnym Twojej miłości. Moja dusza pragnęłaby tak trwać i trwać przy Tobie, rozkoszując się Twoją obecnością. Udzielaj mi nieustannie Twojego Ducha, który będzie moją duszę przyprowadzał do Ciebie, który będzie mają duszę prowadził, usposabiał. Udzielaj mi, proszę, swojego Ducha!

Jak to dobrze, Jezu, że jesteś! Nasze serca pragną być przy Tobie cały czas. Otrzymujemy tak dużo. Zawsze po tym spotkaniu z Tobą odchodzimy pełni miłości, umocnieni. Pobłogosław nas! Niech Twoje błogosławieństwo nasze serca umocni, niech natchnie nasze serca modlitwą, niech je usposobi do spotkania z Tobą. Prosimy, pobłogosław nas, Jezu!

c) Wskazania na drodze naszego powołania (4)

Nadal towarzyszymy Jezusowi, jesteśmy z Nim, trwamy przy Nim, wpatrujemy się w Niego. Poprzez tę obecność przy Nim doświadczamy tego, kim jesteśmy. Kiedy przyglądasz się Męce Jezusa, otwierasz się na Bożą prawdę, prawdę o sobie. Oczywiście musisz wykazać też ze swej strony taką wolę, aby przyjąć to, co Bóg pragnie twojej duszy pokazać.

Podczas Adoracji Męki Jezusa możesz zyskać bardzo wiele. Twoja dusza doskonali się, wchodzisz w głąb siebie, dotykasz sfer swego życia, często tych, których wolałbyś nie wiedzieć, których nie chciałbyś znać. Ale wobec Męki, wobec objawiającej się w tak niezwykły sposób miłości nie możesz zamykać się, ale otwierasz się i poznajesz to, o czym do tej pory często nie wiedziałeś. Otwierasz się na to poznanie, którego wcześniej nie byłeś świadomy. Adoracja więc może prowadzić poprzez takie zmaganie się z samym sobą.

Powróćmy więc do Jezusa, który właśnie jest schwytany, który właśnie jest prowadzony, który właśnie przeżywa nocne tortury. To wpatrywanie się w Jezusa pomaga wytrwać nam na modlitwie. Nawet osoba, która pragnęła Adoracji, która chciała Jezusa adorować, nawet taka osoba doświadcza podczas modlitwy różnych zniechęceń. Doświadczając samej siebie, swoich słabości, często wolałaby odejść, zrezygnować. Ale nie należy tego czynić. Trzeba starać się być do końca. Należy uświadamiać sobie, że Apostołowie rozproszyli się, uciekli, nie wytrwali do końca. Potem to było ogromnym wyrzutem w ich sercach. Cierpieli bardzo. Z jednej strony cierpieli, bo bali się, co się stanie z nimi, ale było też drugie cierpienie. Opuścili tego, którego kochali, którego zapewniali o swojej miłości i który ich bardzo kochał. Ta zdrada, jaką uczynili, bolała ich. W nich samych czyniła wielką ranę.

Myśląc o tym starajmy się po prostu być przy Jezusie. Naprawdę nie potrzeba zbyt wielu słów. Nie potrzeba niezwykłości na modlitwie. Im osoba prostsza, pokorniejsza, tym lepiej. A Bóg obdarza ją swoją łaską, prowadzi ją i po pewnym czasie zaczyna rozumieć wiele spraw. Przede wszystkim ma świadomość samej siebie i świadomość niezwykłej Bożej miłości. Zaczyna żyć tą miłością. I mimo, że kończy Adorację, ona nadal w tej miłości trwa.       

d) Adoracja Najświętszego Sakramentu (5)

Moja Miłości! Jak dobrze, że jesteś. Jak to dobrze, że Ty jesteś wierny, że Ty zawsze jesteś. To człowiek przychodzi i odchodzi. Człowiek nabiera ochoty, a potem się zniechęca. To człowiek obiecuje, a potem nie dotrzymuje słowa. A Ty jesteś! Po prostu jesteś! Zawsze! Dziękujemy Ci, że możemy przed Tobą klęczeć, że możemy przyjść, patrzeć na Ciebie, adorować. Dziękujemy, że jesteś zawsze Ten sam. Dziękujemy, że w Tobie jest stałość, w Tobie jest pewność. Prowadzisz nasze dusze do siebie. Pragniesz, byśmy zbliżali się, poznawali, byśmy uczyli się modlić, aby w ten sposób napełniać się Twoją miłością. Pokazujesz, w jaki sposób możemy trwać, modlić się, w jaki sposób żyć razem z Tobą. Dajesz nam konkretne wskazówki, a i tak nasze słabości sprawiają, że nie potrafimy tych wskazówek wszystkich wprowadzić w życie. Jednak chcemy słuchać Ciebie, chcemy otworzyć serca, aby Twoja łaska w nasze serca się wlewała, dotykała serc i je prowadziła. Prosimy, abyś udzielał nam swojego Ducha, który pomoże nam w tym wszystkim, który uzdolni nas do tego, by stać przed Tobą, by patrzeć, słuchać, by przyjmować. Prosimy, przyjdź Duchu Święty!

Panie mój! Moja dusza pragnie być przy Tobie. Przywołujesz moją duszę do siebie, stąd to pragnienie, aby klęczeć przed Tobą, aby trwać, aby adorować Ciebie. Jednak Ty wiesz, że nie mam w sobie wytrwałości, nie potrafię. Choć w sercu było tak wielkie pragnienie, aby przyjść, adorować, to kiedy już zostaję sam na sam z Tobą bardzo często doświadczam tego, iż nie wiem co mówić. Czuję pustkę. Wydaje mi się, że takie trwanie, obecność nie ma sensu, bo przecież nic nie czuję. Moje słowa wydają się iść w próżnię. Nie czuję Twojej obecności i już sam nie wiem, czy klęczę przed Tobą, czy nie. Potrzebuję, Panie, Twojej pomocy we wszystkim, tak jak maleńkie dziecko. Maleńkie dziecko jest całkowicie zależne od swojej mamy i mama wszystko czyni przy tym dziecku, dla tego dziecka. Jestem takim dzieckiem, leżącym w łóżeczku, Twoim dzieckiem, które nie potrafi nic, ale doświadczyło wielkiej Twojej miłości. I spragnione tej miłości przyszło do Ciebie. Moja dusza potrzebuje, Boże, Twoich dłoni, Twego Serca, Twego spojrzenia, Twego przytulenia. Moja dusza potrzebuje wszystkiego, co pochodzi od Ciebie. Małe dziecko też najpierw otrzymuje bardzo dużo od swoich rodziców, z czasem uczy się podstawowych rzeczy i powoli, powoli staje się samodzielne. A na to potrzeba lat. Moja dusza jest na razie na etapie maleńkiego dziecka, które leży w łóżeczku i potrzebuje wszystkiego od Ciebie, również pomocy w modlitwie.

Wiem, Jezu, że każde Twoje Słowo, każde pouczenie jest taką pomocą, wskazówką, aby moja dusza mogła zbliżać się do Ciebie. Pragnę Ci podziękować za każdy etap Drogi Krzyżowej. Dzisiaj szczególnie pragnę Ci dziękować za wprowadzanie nas w Twoją modlitwę w Getsemani, w Twoje pojmanie, którego tam doświadczasz i prowadzenie przez zgraję oprawców. Pragnę Ci podziękować za Twoją Mękę, do której przecież i moja dusza się przyczyniła. Wiem, Jezu, czuję to, że każde moje słowo, każda myśl, każda postawa ma swój obraz w Twojej Męce, swój odpowiednik. Jeśli serce jest pełne miłości, staje się dobrem, które Ciebie otacza, wspiera. Ale najczęściej, Jezu, ulegam swoim słabościom i moje słabości ucieleśniają się w postaci zła, które Ciebie atakuje. Pragnę wpatrywać się w Ciebie. Chcę zobaczyć tę scenę, gdy Judasz przychodzi, by Ciebie zdradzić. Chcę zobaczyć tę scenę, gdy objawia się Twoja moc, Twój Majestat, porażając żołnierzy. Chcę zobaczyć tę scenę, gdy wiążą Ciebie, a potem prowadzą. Mówisz, że towarzyszenie Tobie podczas Twojej Męki jest wielkim bogactwem dla duszy, łaską i błogosławieństwem. Pomóż mi wpatrywać się w Ciebie, bo często i na to brakuje mi sił. Często i tego nie potrafię. Moje serce jest tak ślepe, tak głuche, bez sił. Wesprzyj mnie, proszę, Twoim Duchem, Jezu!

Dusza ludzka z jednej strony obdarowana jest niezwykłą łaską, samą obecnością Boga. Po to jest stworzona, by Bóg mógł w niej mieszkać. Z drugiej jednak strony jest bardzo słaba. Bóg wzbudza w niej pragnienia dążenia do Boga, zjednoczenia z Nim, ale jednocześnie jest tak słaba, że nie potrafi wytrwać na tej drodze ku zjednoczeniu. Ciągle upada, zniechęca się, brakuje jej wytrwałości. Widać to szczególnie podczas Adoracji. Człowiek pragnie adorować Jezusa. Bóg go wzywa, woła go, zaprasza. On słyszy ten Głos w formie wielkiego pragnienia, by spotkać się z Jezusem i przychodzi adorować Go. Jakże często podczas Adoracji jednak doświadcza niemocy modlitwy. Po prostu nie potrafi. Z tego wielkiego pragnienia właściwie nie pozostaje nic. Człowiek naraz zdaje sobie sprawę, że nie widzi Boga, nie czuje, pragnienie gdzieś zniknęło, właściwie żadne słowo nie oddaje tego, co on przedtem chciał wyrazić. I wydaje się mu, że bez sensu jest takie klęczenie. Chciałby przerwać tę Adorację i wyjść. I tak niektórzy robią. Ale Jezus zaprasza, by człowiek trwał przed Nim. Trwać wcale nie oznacza mówić, dyskutować. Wcale nie musi oznaczać niezwykłych stanów ludzkiej duszy, olśnień, objawień. Trwać – znaczy po prostu być. Bóg często daje takie doświadczenie po to, by człowiek wykazał się, iż przychodzi adorować Jezusa nie dlatego, że On daje jemu coś odczuć, dlatego, że na modlitwie do tej pory doświadczał wielkich przyjemności, rozkoszy, słodyczy, ale dlatego, że na modlitwie może spotkać się z Jezusem; dlatego, że wystawiany jest Najświętszy Sakrament i adorujący w Nim widzi Boga. Dlatego warto niejako przetrwać ten stan, kiedy duszę ogarnia zniechęcenie, kiedy wszystko wydaje jej się bez sensu, kiedy ma się wrażenie, że znajdujesz się w jakiejś próżni i że wcale nie klęczysz przed Bogiem. To tylko jest stan duszy, a nie stan rzeczywisty, bowiem dusza klęczy przed Bogiem ukrytym w Najświętszym Sakramencie. A gdy choć odrobinę spróbujesz, podejmiesz wysiłek, możesz trwać przed Jezusem, który przeżywa mękę. Po to Bóg daje nam rozważania, pouczenia, po to ukazuje kolejne sceny ze swojej Męki, by do nich powracać i by były one pomocą dla naszych dusz. Dlatego warto myślą powracać do tego, co było ukazane wcześniej, do tych pierwszych godzin męki. Bez słowa, w milczeniu pochylać głowę przed Jezusem, uświadamiając sobie, iż jest się przyczyną tej męki, trwać przed Jezusem starając się kochać. To będą starania, to nie będzie miłość doskonała. Może się to okazać wielkim trudem, może się okazać, że jest to niemożliwe, aby tak kochać. Ale i to doświadczenie jest potrzebne, by jeszcze bardziej uświadomić sobie niemoc, swoją własną małość. Aby uświadomić sobie, iż tak naprawdę do wszystkiego potrzebujemy Bożej pomocy, tak naprawdę sami z siebie nic nie możemy.

To wpatrywanie się w Jezusa, uświadamianie sobie własnej niemocy czyni nas pokornymi. Pochylamy się przed Jezusem świadomi tego, kim jesteśmy. Wylewamy łzy przed Nim, które nas samych obmywają. W tym trwaniu przed Jezusem, choć nadal wydaje się nam, że niczego nie słyszymy i nie widzimy, że znajdujemy się gdzieś w próżni, to jednak Bóg udziela łaski. Dusze nasze dotykane są przez Boga. Dotyk Boga wcale nie musi oznaczać rozkoszy, jakiej zaznają Święci. Dotyk Boga może być również odbierany przez nas jako cierpienie. Bóg dotyka w taki sposób, abyśmy mogli się przemienić, abyśmy zbliżyli się do Niego. Tak, jak małe dziecko, czasem potrzebuje strofowania, a czasem pochwały, czasem przytulenia, a czasem nawet klapsa, tak my potrzebujemy Bożej ręki do prowadzenia. Czasem jest to zachwyt na modlitwie, a czasem doświadczenie całkowitej pustki. Czasem tak wielkie doświadczenie tej pustki i własnej niemocy, że pojawia się cierpienie. Ale to cierpienie prowadzi nas do zbawienia. Warto wytrwać na modlitwie, bowiem jest ona wielkim ubogaceniem naszych dusz, wielką łaską Boga. Taka dusza jest ogołacana z samej siebie, ze swojej pychy, z własnej próżności, z egoizmu. Przestajemy stawiać samych siebie w centrum. Doznając swojej małości, przyjmujemy ją, uświadamiamy ją sobie lepiej i pokorniejemy przed Bogiem.

Prośmy, aby Bóg udzielał nam swojego Ducha po to, abyśmy wytrwali. Prośmy Apostołów, im zabrakło wytrwałości, uciekli. Ta ucieczka była dla nich później wyrzutem sumienia, cierpieniem, iż zostawili Jezusa samego. Opuścili swojego najdroższego Przyjaciela – Tego, Kogo kochali i Tego, Który ich kochał. Więc prośmy Apostołów, by oni pomogli nam wytrwać, byśmy otwierali serca na Mękę Jezusa i byśmy przy Nim trwali bez względu na to, jak nasze dusze się czują. Prośmy, by Bóg pobłogosławił nam, udzielając tej mocy, utwierdzając we wszystkim, co dobre w naszych postanowieniach dobrych, by pobłogosławił naszym pragnieniom Adoracji, pragnieniom trwania przed Bogiem. Aby pobłogosławił wszystkie poczynania w tym kierunku, aby pomagał nam przez kolejne dni realizować to, czym teraz zostaliśmy tak bardzo napełnieni. By pokierował nami w każdej sekundzie dnia, by żadna łaska nie została zmarnowana.

c) Wskazania na drodze naszego powołania (5)

Trwajmy u stóp Jezusa! Bądźmy razem z Nim podczas Jego Męki! Wpatrujmy się w Niego! Zobaczmy Jego cierpienie! Uświadamiajmy sobie, iż nasz grzech w ten sposób atakuje Jezusa, zadając Mu ból. Niech to zrozumienie poprowadzi nas w głąb naszej duszy ku lepszemu zrozumieniu własnej nędzy, własnych słabości, ale i ku wielkiej ogromnej pokorze.

Każde spotkanie z Bogiem, każda modlitwa, każde wydarzenie w życiu, bez względu na to, czy odbieramy je jako coś pozytywnego czy negatywnego, może nas zbliżyć do Boga lub też może nas oddalić. Dlatego ważne jest przy tym zagłębianiu się w swoją duszę, by zobaczyć, by zgodzić się na prawdę o sobie, by przyznać się przed samym sobą do tej prawdy. Ale przyznając się stawać nieustannie przed Bogiem w obliczu Jego miłości. Bowiem w świetle Jego miłości wszystko wygląda inaczej. Nasze ludzkie oczy widzą nie tak, jak trzeba. Ludzkie patrzenie często doprowadza człowieka do rozpaczy, bądź też do buntu, do niezgody na prawdę, którą się widzi. Często prowadzi do odwracania się od tej prawdy, do odrzucania jej. Ale w świetle Bożej miłości człowiek zaczyna rozumieć wielkość Boga, wielkość Jego miłości do człowieka. I wtedy serce topnieje niczym wosk pod wpływem tej miłości. W sposób naturalny człowiek korzy się przed Bogiem. Jest to czysta pokora, czyste, prawdziwe uniżenie. Wtedy dochodzi do cudownego spotkania duszy z Bogiem, bowiem człowiek przyjmuje tę właściwą mu postawę. Człowiek przyznaje się do samego siebie. Staje się tym, kim jest naprawdę. A dopiero wtedy, kiedy jest się tym, kim naprawdę człowieka stworzył Bóg, dopiero wtedy może dojść do prawdziwego spotkania z Bogiem.

Ktoś mógłby zdziwić się, że jak to, w obliczu takiej męki człowiek myśli o sobie i może dojść do niezwykłego spotkania miłości? A jednak jest to prawda. Właśnie podczas rozważania Męki Jezusa, właśnie wtedy dochodzi do tego prawdziwego spotkania. Właśnie wtedy jest to prawdziwe poznanie, właśnie wtedy dusza człowieka odkrywa, kim jest.

Rozważanie Męki, to nie tylko Droga Krzyżowa, to nie tylko modlitwa w Godzinie Miłosierdzia, to nie tylko Gorzkie Żale. Każda Msza święta powinna być zagłębieniem się duszy w Mękę Jezusa i tym niezwykłym bliskim spotkaniem z Jezusem konającym. Gdybyż nasze dusze otwierały się prawdziwie na to spotkanie, ileż korzyści wynieślibyśmy dla siebie. Przecież to spotkanie jest najpiękniejsze – spotkanie duszy ludzkiej z Bogiem, z Bogiem osobowym, z Bogiem żywym. Wtedy już nikt nie może zarzucić, że człowiek spotyka się ze swoją wyobraźnią, bowiem w Eucharystii jest to niepowtarzalne, jedyne spotkanie z Bogiem, za każdym razem wyjątkowe, najwspanialsze. Gdyby nasze dusze były czyste, gdyby były święte, gdyby prawdziwie otworzyły się na to spotkanie, wraz z przyjęciem Jezusa Eucharystycznego uniosłyby się do Nieba, doszłyby do doskonałego zjednoczenia. Ze strony Boga za każdym razem jest to całkowite otwarcie się i ofiarowanie. Niestety ze strony człowieka jest to stale postawa zamknięta, postawa braku wiary, postawa zajmowania się sobą samym.

Starajmy się ten temat nadal pogłębiać, wspólnie stając przed Jezusem w Getsemani i towarzysząc Mu w Jego cierpieniu. A podczas każdej Eucharystii niech nasze dusze zapragną spotkać się w tak niezwykły sposób z Bogiem. Niech nasze serca otworzą się, abyśmy mogli zobaczyć Go niemalże twarzą w twarz.

Pamiętajmy też, że Bóg objawia siebie duszy pokornej. Bóg przychodzi w sposób szczególny do duszy pokornej, do duszy czystej, duszy uległej, duszy, która pragnie spotkać się z Nim. Nie z tym uczuciem przyjemności w sercu, nie z tym uczuciem rozkoszy, czy szczęścia, czy z innym doznaniem, jakie wcześniej być może było doświadczeniem duszy, Bóg pragnie, aby dusza tęskniła tylko za Nim. Tylko za Nim! Duszom takim Bóg, owszem, daje zakosztować tego szczęścia, ale nie jest to doświadczenie ciągłe. Bo i najczęściej takim duszom, dając tak wiele, później pozwala również doświadczyć tego, iż mają być dla Niego, ze względu tylko dla Niego. Później dusze takie Bóg niejako sprawdza, jakie są powody, dla których one do Niego przychodzą. Jest to trudny sprawdzian dla duszy.

My w pokorze stawajmy przed Jezusem, pragnąc jednego, by towarzyszyć Jezusowi w Jego Męce, by okazać Mu miłość, by być razem z Nim, wpatrywać się w Niego. Niech to będzie pragnieniem naszym, nic innego. Jeśli pokornie będziemy starali się trwać na modlitwie, Bóg, jeśli zechce da nam poznanie siebie, zrozumienie wielu spraw, doświadczenie Jego obecności. Ale to Bóg jest tym, który inicjuje to poznanie, to zrozumienie, to objawienie się Boga w duszy. Dusza w tym kierunku nic uczynić nie może. Choćby się wysilała, choćby robiła nie wiadomo co, dusza musi pokornie trwać przed Bogiem. To jedyna rzecz, której od duszy oczekuje Bóg, aby móc obdarzyć ją samym sobą, a więc wszystkim.

Trwajmy w tym ciągłym wpatrywaniu się w Jezusa! Bądźmy przy Nim nieustannie! Jako osoby, które chcą towarzyszyć Mu w Jego Męce, jako dusze, które są bardzo małe, słabe, które nie są zdolne do niczego, dlatego nie podejmują się walki, nie podejmują się obrony Jezusa, nie podejmują się nawet niesienia krzyża, ale chcą być przy Jezusie. I o to się starajmy. Niech na to idzie cały nasz wysiłek: być przy Jezusie, wpatrywać się w Niego. Prośmy o dar zobaczenia Jego Męki.

Kiedy człowiek zaczyna widzieć Mękę Jezusa, wtedy ma inne spojrzenie na całe otoczenie, na wszystkie wydarzenia, inaczej patrzy na siebie, ponieważ doświadcza w spotkaniu z Jezusem idącym Drogą Krzyżową, ogromnej miłości; miłości niewyobrażalnej, której świat nie zna. I chociaż człowiek nie rozumie do końca tej miłości, to jednak zaczyna sam inaczej patrzeć na wszystko.

Pamiętajmy również, że czas Wielkiego Postu, to czas ogromnej walki duchowej. Przez to na jaw wychodzą ludzkie słabości. To czas, kiedy szatan dopomina się o swoje, chce swego bronić. A ponieważ w tym czasie zaczyna tracić swoje terytoria, więc jest bardziej bezczelny, bardziej aktywny i atakuje. W tym czasie, kiedy widzimy te ataki, kiedy doświadczamy ich, mamy adorować Jezusa, klęczeć przed Nim, przepraszać za to zło, które wychodzi z naszych serc, zanurzać się w Jego Ranach, prosić o obmycie, o Jego Miłosierdzie i prosić o umocnienie. Prosić o to, by wziął nas i wszystkie nasze sprawy do swego Serca na Drogę Krzyżową, bo przecież Droga Krzyżowa prowadzi do Zbawienia. Niech przemieni to wszystko, aby odrodziło się nasze życie, nasze sprawy, wspólnota. Potrzeba, byśmy spotkali się i trwali na modlitwie u stóp Jezusa Eucharystycznego. Byśmy poprzez to trwanie wypraszali łaskę jedności i wszelkie łaski dla wspólnoty. Potrzeba modlitwy u stóp Jezusa, a Bóg przemówi, pouczy i wskaże drogę wyjścia.

Niech nasze serca nie pozostają smutne, niech cieszą się wielką łaskawością Boga, Jego błogosławieństwem, darem Jego miłości. Niech cieszą się, że otrzymują tyle łask. Ponieważ jesteśmy tymi, których Bóg dopuszcza bliżej siebie, to i doświadczamy bólu razem z Nim. Nam jest więcej dane, więcej rozumiemy, dlatego łatwiej nam zobaczyć dobro i zło. Nie każdej osobie jest to dane i wiele osób się pogubiło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>