Ewangelia według św. Mateusza

108. Niewidomi pod Jerychem (Mt 20,29-34)

Gdy wychodzili z Jerycha, towarzyszył Mu wielki tłum ludu. A oto dwaj niewidomi, którzy siedzieli przy drodze, słysząc, że Jezus przechodzi, zaczęli wołać: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!». Tłum nastawał na nich, żeby umilkli; lecz oni jeszcze głośniej wołali: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!». Jezus przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, żeby się oczy nasze otworzyły». Jezus więc zdjęty litością dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim.

Komentarz: Wydarzenie to jest nam już znane z wcześniejszego fragmentu. Jednak powróćmy do niego z pewnego powodu. Jesteśmy już bogatsi o przemyślenia, postanowienia, podjęte decyzje oraz próby zmiany swojego życia. Wspólnie rozważamy słowo Boga i Ono przemienia nas. Nie jesteśmy tacy sami jak przed kilkoma miesiącami. Słowo Boże już w nas kiełkuje. Ziarno posiane, podlane, ogrzane promieniami słońca, zaczęło rozwijać się. Dlatego dzisiaj spójrzmy na siebie nieco inaczej – jako na tych, którzy już trochę o Jezusie słyszeli, nawet zbliżyli się do Niego, dotknęli Jego szaty i próbują iść za wskazaniami. Wielu z nas zapewne doświadczyło podczas tych rozważań własnych słabości. Być może pierwszy raz zobaczyliśmy w sobie coś, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy, o co siebie nawet nie podejrzewaliśmy. Nasze spojrzenie jest zatem bliższe prawdy, choć nie łudźmy się, że już poznaliśmy siebie dobrze. Do całkowitego poznania droga jeszcze daleka.

Rozważanie dzisiejszego fragmentu może nam bardzo pomóc. Zetknąwszy się z Jezusem w słowie Bożym, posłuchawszy Jego nauki, zapragnęliśmy czegoś więcej. Zasmakowaliśmy w rozważaniu słów Boga. One ożywiły nas. Dotknęły niekiedy czułych miejsc – czasem bolesnych. Poruszyły zakamarki duszy, do których sami nie zaglądaliśmy, które zepchnęliśmy w głąb podświadomości. Jezus poprzez rozważane przez nas fragmenty delikatnie otwierał nam serca i dusze. Łagodnie pokazywał słabości. Z miłością i czułością uświadamiał nam nasze zranienia i grzechy. Jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Mamy w sobie Bożą mądrość i poznanie. Doświadczamy głodu słowa. Mamy ochotę każdego następnego dnia czytać kolejny fragment Ewangelii i rozważać go. To dobrze. Jednocześnie poznając siebie głębiej, doświadczamy poczucia bezradności wobec tego, co zauważamy w sobie. Ta świadomość własnej nędzy sprawia, że czujemy się niepewni, zasmuceni. Łatwiej nam było, gdy nie widzieliśmy tego, co teraz. Czuliśmy w sobie pewną moc i siłę. Jakże złudne to były odczucia! Wynikały bowiem z nieznajomości siebie! Teraz zaś poznajemy.

Prawda jest bardzo ważna. Ona pozwala żyć prawdziwie. Bez niej człowiek jakby nie istnieje. My dopiero dotykamy prawdy o sobie, uświadamiamy sobie własną słabość i nicość, ale dzięki temu zrodziło się w nas życie. To słowo Boga nam je dało. Dopiero rozpoczynamy, warto więc żyć dalej!

Można by powiedzieć, że teraz dochodzimy do etapu, o którym mówi dzisiejszy fragment Ewangelii. Jesteśmy nadal niczym ci niewidomi. Właśnie poznaliśmy własną słabość. Uświadomiliśmy sobie swoją nędzę. W dodatku odczuwamy bezradność wobec tego wszystkiego, czujemy się bezsilni. Widzimy, że sami, o własnych siłach, nie damy rady dokonać zmian w sobie. Z jednej strony, zachwycamy się mądrością słowa Bożego, jego głębią, z drugiej – odczuwamy zupełny brak sił. Próbujemy coś czynić, ale widzimy, że nie bardzo nam to wychodzi.

Pragniemy zagłębiać się coraz bardziej w rozważanie Pisma Świętego. Jesteśmy na dobrej drodze. Bowiem zaczynamy stawać w prawdzie wobec siebie i chcemy tę prawdę nadal poznawać, a poprzez to – zbliżać się do Boga. Dlatego dzisiaj otrzymujemy następną wskazówkę. Powinniśmy uważać się nadal za niewidomych spod Jerycha. Spójrzmy na nich i spróbujmy uświadomić sobie ciągłą naszą ślepotę, mimo już pewnego przejrzenia. Zrozumiejmy własną bezradność wobec słabości, a przede wszystkim wobec tej ślepoty. Nadal bardzo mało wiemy o sobie, wciąż tkwimy w swoich słabościach. Nie mamy siły, by zmienić swoje życie radykalnie. Potrzebujemy do tego Jezusa. Stańmy więc wśród tłumu, a gdy usłyszymy, że On przechodzi, zawołajmy: „Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!” Niech będą to właśnie te słowa, zaczerpnięte z Ewangelii, bo są one natchnione, pełne mocy. Wypowiadane z wiarą, niosą uzdrowienie. Docierają do samego Serca Boga i poruszają je.

Gdy klęczymy w kościele, a kapłan kroczy wśród nas z Najświętszym Sakramentem, wtedy właśnie krzyczmy głośno, by Jezus nas usłyszał. Niech nas nie zniechęci pozorny brak Jego reakcji. Wołajmy jeszcze głośniej: „Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!” A gdy kapłan z Najświętszym Sakramentem przystanie obok nas, Jezus zapyta: „Cóż chcecie, żebym wam uczynił?” Powiedzmy: „Panie, żeby się oczy i serca nasze otworzyły”. On pobłogosławi nas. A Jego błogosławieństwo dotknie naszych chorych oczu i serc. My zaś z wdzięcznością pójdźmy za Nim i dziękujmy za to uzdrowienie. Wierzmy i ufajmy, że oto dokonał się cud naszego uzdrowienia. Bo Bóg przeszedł obok nas i nam pobłogosławił, a Jego błogosławieństwo ma przeogromną moc. Nic nie może się z nim równać. Wielbijmy Boga, wysławiajmy Go, wyznawajmy Mu swoją miłość. Niech dozna od nas chwały -Ten, który uzdrawia każde serce i każdą duszę.

I podążając za Nim, nie oddalajmy się już nawet na krok. Nadal bądźmy zdani na Niego. Chociaż otworzył nam oczy, nigdy nie bądźmy pewni siebie. Zawsze wołajmy Jezusa. Bo jeśli chodzi o duszę, nie poznamy jej całej od razu. Tak naprawdę słabi będziemy do końca. Nasza moc, siła i światło są w Bogu. Mamy zatem prawo wołać nieustannie: „Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!”. A gdy w sercu usłyszymy Jego pytanie: „Cóż chcecie, abym wam uczynił?” Odpowiedzmy: „Panie, żeby się oczy nasze otworzyły”. W miarę przybliżania się do Jezusa, przemawiać będziemy do Niego czulszymi słowami: Rabbuni, Umiłowany mój, Miłości moja, Ukochany mój Jezu, Skarbie mej duszy, Oblubieńcu najdroższy, Kochany, Królu mego serca…. A Jezus będzie dawał nam coraz głębsze poznanie i wciąż napełniał będzie swoją mocą. Mimo to, my odczuwać będziemy bardziej swą słabość. Jeszcze gorliwiej więc oddawajmy się Jemu.

I taka relacja niech będzie między nami cały czas. Im bardziej uznawać będziemy swoją słabość i moc Jezusa, tym bardziej i chętniej On będzie nam tej mocy udzielał. My uświadamiać sobie mamy, że to właśnie Jego mocą wszystko czynimy, i korzyć się przed Nim w poczuciu swej nędzy.

Niech Bóg błogosławi nam na czas tych rozważań. Niech prowadzi nas Duch Święty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>