Ewangelia według św. Mateusza

112. Pytanie o władzę (Mt 21,23-27)

Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: „z nieba”, to nam zarzuci: „Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?” A jeśli powiemy: „od ludzi” – boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię (…)».

Komentarz: Bóg ze swej ogromnej miłości oddał się cały człowiekowi. Pozwala mu czynić ze sobą wszystko.

Zadziwia fakt, że Bóg zezwala na takie traktowanie, jakie przejawiali faryzeusze, arcykapłani i uczeni w Piśmie względem Jezusa. Stale doznawał On od nich braku szacunku. Ciągłe szukali błędu w Jego myśleniu, kłamstwa w nauce, bluźnierstwa. Nieustannie ludzie ci starali się podejść Jezusa różnymi sposobami, by wykazać fałszywość tego, co mówił, umniejszyć znaczenie Jego czynów. Zastanawiające wręcz są te nachalne, mające charakter ataków, pytania, stwierdzenia, pomówienia, którymi obrażali Boga. Wykazywali wielką pychę i zarozumiałość. Stale knuli, co zrobić, jakie zadać pytanie, by udowodnić Jezusowi, że się myli, mówi nieprawdę, bluźni. Obmyślali, jak Go uwięzić i uciszyć.

W dzisiejszym fragmencie również jest o tym mowa. Do Jezusa podeszli arcykapłani i starsi ludu, pytając: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?” Zauważmy, że to pytanie było wręcz niegrzeczne. Ludzie ci słyszeli naukę Jezusa. Odczuwali moc Jego słowa. Widzieli dokonujące się na ich oczach cuda. Ale Jezus był jeszcze młodym człowiekiem. Miał trzydzieści lat, gdy rozpoczął działalność. W tym wieku mężczyzna – Żyd – mógł dopiero w synagodze czytać i wykładać Pisma. Dwa, trzy lata działalności Jezusa – to, według faryzeuszy, za krótki czas, by posiąść taką wiedzę, by z taką pewnością siebie nauczać, tworzyć nową naukę, religię – choć wydawało się, że opartą na Pismach, do których odwoływali się też i Żydzi.

Jednak Jezus nauczał z mocą, której nie znali. Porywał tłumy jak nikt dotąd. Wystarczyło jedno Jego słowo, a stawało się to, co powiedział. Uwalniał opętanych, uzdrawiał z nieuleczalnych chorób, wykazywał niezwykłą znajomość Pism. Potrafił je tłumaczyć tak, że nikt nie umiał podważyć Jego nauki.

Wszystko to drażniło kapłanów, faryzeuszy, uczonych w Piśmie. Jednocześnie niepokoiło. Czuli się zagrożeni. Ich pozycja jako tych, którzy prowadzili lud, mieli do tej pory jakiś autorytet, teraz legła w gruzach. Jeszcze nie całkowicie, ale czuli, że to tylko kwestia czasu. Dlatego tym bardziej szukali sposobu, by uciszyć Jezusa. W końcu zuchwale zapytali: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?” Ileż zarozumiałości i bezczelności jest w tych pytaniach. Jezus czynił tylko dobro. Pomagał ludziom, uszczęśliwiał ich. Uzdrawiał, uwalniał, podnosił na duchu. A przede wszystkim kochał! Miłość biła z całej Jego postaci. Ludzie, doświadczając takiego dobra z Jego strony, odwzajemniali tę miłość. Podziwiali Go. Opowiadali sobie o Nim. Wielbili Boga za wszystko, czego doświadczali dzięki Niemu. To zaś nie podobało się faryzeuszom. Nie mogli pojąć skąd ta moc, mądrość, umiejętność uzdrawiania. W ich sercach zagościła też zazdrość. Jej wynikiem była zawiść i nienawiść. Oni tego wszystkiego nie mieli. Jezus zabierał im pozycję społeczną, jaką, w swym mniemaniu, mieli wcześniej; autorytet, który tyle lat musieli sobie budować i o niego zabiegać. A poza tym On otwarcie mówił o ich słabościach, wytykał im błędy i grzechy. Śmiał nazwać ich przy ludziach plemieniem żmijowym, przewrotnym, grobami pobielanymi. Dlatego tak bardzo nurtowało ich pytanie, jakim prawem to wszystko czyni, jakim prawem zabiera im to, na co tyle lat pracowali. W faryzeuszach wezbrała cała fala nienawiści, pretensji i żalu. To przecież oni byli tymi, którzy na Prawie, na Pismach znają się najlepiej. A tu pojawia się młody człowiek, wykazujący się niezwykłą mądrością. Ledwie zaczął nauczać, zjednał sobie prosty lud. I jeszcze śmie ich pouczać i wytykać błędy.

Kto dał Jemu taką władzę? – to druga sprawa, która tak bardzo ich nurtowała. Oni, mimo niekiedy wielu lat życia, nauki, służby w świątyni, studiowania Pism, nie mieli takiej wiedzy i mądrości, nie potrafili podobnie tłumaczyć różnych spraw w oparciu o Pismo. Oni nie mieli władzy nad duchami! Nie potrafili uzdrawiać. A przede wszystkim, za nimi nie szły takie tłumy. Nie doświadczali też podobnej miłości, nie uważano ich za autorytety – jak Jezusa. Zazdrość zamknęła im serca. Zawiść zaprosiła szatana do dusz. Nie potrafili przyznać nawet sami przed sobą, że Jezus jest osobą niezwykłą, zastanawiającą, odpowiadającą zapowiadanemu Mesjaszowi. Woleli zepchnąć to gdzieś w głąb swoich dusz, by o tym nie myśleć. Nienawidzili Go. To uczucie nimi kierowało. Ludzie, którzy przecież mieli służyć Bogu, służyli komuś zupełnie innemu.

Jezus zaś wykazywał ogromną cierpliwość wobec ich nachalnych, obłudnych pytań. Cierpliwość jest cechą miłości. On przecież był Bogiem. Nie musiał słuchać tych zakłamanych wypowiedzi, mógłby zupełnie nie rozmawiać z nimi. Mógłby ich zlekceważyć, ponieważ oni nie szanowali Jego. Jezus wielokrotnie był w takich sytuacjach, ale za każdym razem podejmował rozmowę z faryzeuszami i uczonymi.

W tym również przejawiała się Jego miłość – rozmawiał z nimi. Podobnie jest w procesie wychowania. Aby dziecko nauczyło się kulturalnego zachowania, należy dać mu przykład. W dodatku nauczyciel, rodzic, opiekun, musi okazać ogromną cierpliwość wobec wybryków wychowanków. Gdyby zaczął mówić tak jak oni – bez kultury i szacunku, nie osiągnąłby zamierzonych celów, a zachowanie dzieci pogorszyłoby się jeszcze.

Poza tym wychowywanie bez miłości nie może przynieść pozytywnych skutków. Jej brak i tego wszystkiego, co się z nią wiąże (szacunku, cierpliwości, przebaczenia, wyrozumiałości, miłosierdzia) staje się zwykłą tresurą, działaniem anty wychowawczym, nie kształtującym człowieka, a wpływającym wręcz źle na jego rozwój, skrzywiającym go. Nie oznacza to, że Jezus dawał sobie wejść na głowę. On z miłością pouczał.

Nauką może być prosta odpowiedź na pytanie, ale również taka, która skłania do myślenia. Czasem trzeba uświadomić pytającemu, że przejawia brak szacunku, a nawet obraża drugą osobę. Niekiedy trzeba przywołać do porządku, dając jasno do zrozumienia niewłaściwość zachowania. I Jezus tak czynił. Możemy to prześledzić na kartach Ewangelii. On nie był bezradny wobec ataków faryzeuszy. Ale jednocześnie cały czas kochał. Wszystko co robił, czynił z miłością. Czasem wystarczy zwrócenie uwagi, innym razem potrzeba tzw. świętego oburzenia. We wszystkim jednak ma dominować miłość, z niej mają wypływać nasze reakcje, zachowania, odpowiedzi. Jezus w dzisiejszym fragmencie pouczył arcykapłanów i starszych ludu poprzez brak odpowiedzi na ich pytania. Ale nie złościł się, nie denerwował, tylko kochał, choć w sercu odczuwał smutek. Zawsze takie zachowanie bolało Go, bowiem oznaczało odrzucenie Jego nauki i miłości.

Dzisiaj Bóg daje nam w Jezusie przykład prawdziwej miłości – nawet do tych, od których spodziewamy się raczej ataku, niż przyjaźni. Również wtedy gdy doświadczamy od nich zła, mamy ich kochać. Zachowajmy cierpliwość i Boży pokój w sercu. Odpowiadajmy z miłością. Choćby kosztowało to nas bardzo dużo, choćbyśmy nie widzieli znamion dobra, chęci poprawy, zmiany.

Niech Bóg błogosławi nas. Rozważając ten fragment, miejmy na uwadze nasze relacje w rodzinach i środowisku, w którym żyjemy. Niech Duch Święty nami pokieruje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>