113. Przypowieść o dwóch synach (Mt 21,28-32)
«(…)Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego
i rzekł: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!” Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć(…)».
Komentarz: To już kolejny fragment, który ukazuje nam, iż nawet gdy uważamy, że jesteśmy blisko Boga, w rzeczywistości może być zupełnie inaczej. Prześledźmy słowa z Pisma św. i rozważmy je, zastanawiając się nad nimi bardzo głęboko. Bądźmy przy tym pokorni i starajmy się poznać o sobie prawdę.
Otóż ci dwaj synowie reprezentują nas – nasze postawy wobec Boga i Jego przykazań, wobec powołania do miłości. Przeplatają się w nas podobne zachowania. Ważne jest jednak, by ostatecznie zwyciężyło posłuszeństwo wobec woli Boga. Pierwszy z synów na prośbę ojca odpowiedział: „Idę, panie”. Jednak nie poszedł i woli ojca nie spełnił. Drugi zaś w pierwszym momencie odparł: „Nie chcę”. „Później jednak opamiętał się i poszedł”.
Jezus, opowiadając tę przypowieść, miał na myśli faryzeuszy oraz celników i nierządnice. Faryzeusze byli jak pierwszy syn. Twierdzili, że wypełniają Prawo, powoływali się na Boga. Robili dużo zamieszania wokół własnej osoby. Czynili wiele na pokaz. Jednak czy w tym była miłość? Czy rzeczywiście oni szli za Bogiem? Czy żyli prawdziwie według przykazań, zwłaszcza przykazania miłości? Gdyby ich serca były rzeczywiście blisko Boga, poczuliby Jego wezwanie już w nauce Jana. Nie zlekceważyliby go. Oni przeszli obojętnie. Nie usłyszeli głosu Boga przemawiającego do ich serc ustami Jana! Choć twierdzili, że czynią wszystko dla Pana, tak naprawdę nie czynili nic, bo nie kochali. A każdy czyn bez miłości, wypełniony jest ludzkimi słabościami, zwłaszcza pychą. Jan przygotował drogę Jezusowi. Teraz Jezus nauczał, odwoływał się do przykazań, mówił o miłości. Faryzeusze znowu więc unieśli się pychą, podkreślając swoje wzorowe wypełnianie Prawa. Oni nadal nie rozumieli, czym jest życie w Bogu. Traktowali nakazy jako obowiązek, którego wypełnianie zdominowało ich postępowanie. Nie czynili tego z miłości do Boga. To smutne, że żyjąc tyle lat, znając Pisma, nawet nauczając innych, oni nie zauważyli przykazania miłości, nie doświadczyli bliskości Boga. Gdy przyszedł Jezus, ich serca były skostniałe, zatwardziałe, nieprzygotowane! Bo sami nie pozwolili na to przygotowanie. W dniu sądu nie będą mogli tłumaczyć się, że nic nie wiedzieli, nie słyszeli, że nikt im nie powiedział. Jan bardzo wyraźnie nawoływał do nawrócenia, a Jezus nauczał właśnie o miłości Boga do człowieka.
Jezus otwierał ludzkie serca. Oczywiście te, które na to pozwalały. Reakcja celników i tych, których życie uchodziło za grzeszne, była inna. To właśnie ci ludzie dali posłuch Janowemu wołaniu, a czując w sercu niepokój, zaczęli zastanawiać się nad swoim życiem. Niektórzy z nich przystępowali do chrztu. Nawet gdy nie dokonało się od razu nawrócenie, serce zostało poruszone i w ten sposób przygotowane pod ten właściwy zasiew – słów Jezusa. Doznawszy Jego miłości, doświadczywszy przebaczenia, czuli tak wielką wdzięczność i miłość, że byli gotowi poświęcić swe życie dla Niego. Z ludzi żyjących z dala od Boga przemieniali się w zagorzałych zwolenników Jezusa, kochających Go. Doświadczenie Jego miłosiernej miłości, która obmyła ich z brudu, sprawiło, że mogli patrzeć na siebie samych bez obrzydzenia. Żyjąc dawniej w grzechu, doznawali od ludzi pogardy, odrzucenia, nienawiści. Nie szanowano ich, traktowano jako ludzi gorszej kategorii. Sami do siebie często czuli wstręt, ale nie potrafili swego życia zmienić. Wtedy pojawił się Jezus, który ich takich pokochał. Przebaczył im wszystkie grzechy, uleczył serca, różne życiowe zranienia. Nie poniżał i nie pogardzał nimi, ale pomógł im samym spojrzeć na siebie z miłością. Przywrócił im szacunek do samych siebie. To było niezwykle istotne. Ludzie ci często byli bardzo biedni – nie materialnie, ale duchowo. Żyjąc w nienawiści do siebie samych, pragnęli prawdziwej miłości. Doświadczyli jej i za nią podążyli. Ponieważ zaznali w swoim życiu bagna, docenili to wielkie dobro, jakie ich spotkało w osobie Jezusa.
Spójrzmy teraz na siebie. Mniemanie o sobie człowieka przeciętnie wierzącego zazwyczaj jest dość dobre. Większość ludzi uważa, że skoro nie popełnia zbrodni, nie kradnie, chodzi do kościoła, to w ich życiu wszystko jest w porządku. Pan Bóg może być z nich zadowolony. Przykazania też, w miarę możliwości, zachowują. No i spowiadają się raz na jakiś czas, co przecież wystarczy. Nie widzą w tym sposobie myślenia błędu. Nie rozumieją, że postępują podobnie jak faryzeusze. Również uważają, że są wobec Boga w porządku. Posłuchajmy jak to brzmi: „Być wobec Boga w porządku, wypełnić obowiązki związane z przykazaniami”. Gdzie tu jest miejsce na miłość? Gdzie podziało się serce?
Prawdziwie nawracają się tylko ci, którzy uznali swoją nędzę, grzeszność, małość i słabość; którzy stanęli przed sobą w prawdzie i w pokorze. Bo oni otworzyli się na łaskę i ją przyjęli. Zauważmy, że w każdym z nas jest zarówno faryzeusz, jak i celnik. Mamy o sobie dość dobre zdanie i, niestety, często traktujemy Boga jako rozliczającego z zachowywania przykazań. Jednak zdarzają się też porywy serca, gdy dajemy się dotknąć łasce. Wtedy uznajemy własną grzeszność, którą Pan dał nam w swej łaskawości zobaczyć. Porwani wielką Bożą miłością, zachwyceni i wzruszeni miłosierdziem, nawracamy się i postanawiamy żyć inaczej. Przez jakiś czas to wychodzi, ale gdy doświadczenie miłości Jezusa blednie w naszych sercach, odsuwa się w niepamięć, ponownie stajemy się niczym faryzeusze. Chcemy rozliczać się przed Bogiem z przekroczonych przykazań, nie widząc w tym wszystkim największego grzechu, z którego wypływają inne – braku miłości.
To właśnie brak miłości sprawia, że traktujesz Boga jak księgowego. Jeśli nie kochasz Go, czujesz niepokój, lęk przed Nim, zamiast boleć nad zadanym Mu cierpieniem. Twoje serce powinno umierać z tęsknoty za Umiłowanym. Powinieneś żyć nieustannie myślą o Nim, miłością do Niego. Zakochany nie może myśleć o niczym innym jak tylko o swej miłości. A ty? Czy też nie możesz skupić się nad obowiązkami z powodu zakochania się w Jezusie?
Najważniejsza jest miłość. To jej brak pobudza do grzechu, jest przyczyną upadków. Jeśli serce jest choć trochę otwarte, doświadcza Bożej miłości. Ona przyczynia się do nawrócenia i daje siły do podejmowania prób kroczenia za Jezusem. Będą to stale tylko próby, bowiem natura ludzka jest bardzo słaba. Jednak Bóg w swej ogromnej hojności, dobroci, miłości i miłosierdziu, może sprawić, że ty – dusza najmniejsza – zostaniesz dotknięty tak mocno, iż doznasz niejako zranienia serca tą miłością. Wtedy pragnąć jej będziesz i tęsknić za nią ogromnie. Nigdzie nie zaznasz zaspokojenia. Wszystko wydawać się będzie tylko marnym odbiciem, namiastką tego, co jest prawdziwą, Bożą miłością.
W takiej tęsknocie, pragnieniu, przejawia się właśnie miłość. I chociaż cierpisz, zdając sobie sprawę z nicości twojej miłości do Boga, chociaż dusza wyrywa się i chciałaby więcej i więcej kochać, to wiedz, że to jest miłość. Bóg sam daje ci te pragnienia, w których ona się wyraża. Oto świat miłości, w który wszedłeś – pragnienia Boga w stosunku do ciebie i twoje względem Niego.
Proś Boga, by pomagał ci nieustannie dostrzegać twoje słabości, byś mógł być ciągle nawracającym się celnikiem; synem, który opamiętał się i spełnia wolę Ojca. Proś Ducha Świętego, by pokazywał ci każdy brak miłości w twej duszy, powodujący rozliczanie się przed Bogiem. Poproś Matkę Najświętszą, by Ona w tobie kochała swego Syna i pozwoliła ci odczuć Jej miłość do Niego.
Niech Bóg pobłogosławi nas, byśmy rozważając ten fragment, dojrzeli ogromne Jego pragnienie bycia kochanym. Abyśmy uświadomili sobie, że na miłości opiera się świat, że ona wszystkim kieruje, tylko ona się liczy i tylko ona pozostanie.