115. Przypowieść o uczcie królewskiej (Mt 22,1-14)
A Jezus znowu w przypowieściach mówił do nich: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».
Komentarz: Zatrzymajmy się dzisiaj nad słowami: „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”. Wielkim bólem ogarnięte jest Serce Boga. Każdego człowieka stworzył On do miłości, do tego, aby zaznawał szczęścia, jakim jest zjednoczenie z Nim. Ludzie jednak odrzucają zaproszenie do życia w pełni. Każda dusza jest miłością Boga. W każdej składa On swe dary, aby mogła żyć, służyć nimi, rozwijać się dzięki nim; aby w swoim życiu dochodziła do poznania Boga Jedynego. Stwórca miłuje dusze tak bardzo, że czyni dla nich wszystko, aby otworzyły się na łaskę wiary, miłości, ufności. Bóg nieustannie myśli o swoich dzieciach, o każdym wie wszystko, zna tajniki duszy, tajemnice ciała. Chociaż na ziemi żyją miliony ludzi, On każdego zna po imieniu. Każdego po imieniu wezwał, powołał i troszczy się jak najlepsza matka, jak najlepszy ojciec. Jako wszechmocny Bóg nie potrzebuje nikogo, ani niczego, bowiem sam sobie wystarcza. Ale będąc Miłością prawdziwą i doskonałą, pragnie dzielić się nią. Stwarza więc kolejne dusze, powołuje je do istnienia tylko po to, by mogły zaznawać tej miłości i być szczęśliwymi.
Każdy człowiek powołany jest więc do miłości. Każdemu Bóg chce dać szczęście. Niestety, ludzie upatrują je zupełnie w czymś innym. Kiedy Bóg spogląda na ziemię, widzi ogrom nieszczęścia, cierpienie, problemy, łzy. Jest to efekt grzechu. Zarówno tego pierworodnego, jak i – w konsekwencji – naszych grzechów. Od wieków Bóg stara się ludziom przybliżyć istotę życia, jego sens, cel. Poucza, jak postępować, by osiągnąć szczęście, a przede wszystkim, w czym je upatrywać. Od zarania dziejów prowadzi ludzkość drogą miłości. Od początku uczy kochać Boga i bliźniego. Dał przykazania, które temu służą – w jasny, prosty sposób ukazują co dobre, a co złe. Od początku też Bóg pokazuje konsekwencje złych wyborów. Poucza lud, aby patrząc na swoje błędy, więcej ich nie popełniał. Jednak człowiek niechętnie przyjmuje pouczenia, a słabość jego natury powoduje, że stale upada i schodzi z dobrej drogi.
Największym dowodem Bożej miłości do człowieka jest Jego Syn. On poprzez swoje życie, męczeńską śmierć i zmartwychwstanie, ukazał niepojętą głębię miłości, jej moc, siłę nie do pokonania. Udowodnił, że Bóg kocha każdego do szaleństwa, że jest gotowy oddać samego siebie, aby dać życie duszom. Pokazał, że poświęci wszystko, nawet pierworodnego Syna, dla ich ratowania. To właśnie Syn Boży, Jezus Chrystus, pokazał, jak wielką wartość dla Boga ma każda dusza. Każda jest cenną w Jego oczach i o każdą walczy do końca, oddając życie.
Jak wielką jest miłość Boga do każdego człowieka bez wyjątku, dowodzi Jego ciągłe schodzenie na ziemię pomiędzy brud, grzech, ciernie, by nieustannie oddawać swoje życie na ołtarzach całego świata. Godzi się narażać na nieuszanowanie, obrazę, zbezczeszczenie, by tylko ratować nasze dusze! Pozwala się brać w ręce człowiekowi, pomimo jego wielkiej grzeszności i słabości. W ten sposób całym sobą oddaje się ludziom, by dokonywać uświęcenia ich samych oraz otoczenia. Stale na nowe sposoby stara się docierać do serc ludzkich i dotykać ich swoją miłością.
Mówiliśmy o tym, iż święci są sługami Boga, których On posyła do swego ludu z kolejnymi orędziami, pouczeniami. Są Jego głosem, znakiem miłości Bożej. On sam jest tym Królem, który wyprawia ucztę weselną swemu Synowi. A na ucztę zaprasza nas, dusze maleńkie. Każdy otrzymuje to powołanie. Każdego osobiście Bóg zaprosił na maleńką drogę miłości, prowadzącą do nieba. W serce wlał pragnienie przynależenia do Niego, miłowania i bycia kochanym; pragnienie nieodparte, by ciągle próbować od nowa kroczyć Bożą drogą. Miłuje nas tak bardzo, że ukrywa po części swoją Boską naturę, by obcować z naszą duszą bez przerażania jej swą wielkością, mocą, świętością, majestatem. By dusza nasza nie przelękła się, ale została pociągnięta pięknem, dobrocią, czułością i delikatnością miłości Bożej.
Ci z nas, którzy przyjmują zaproszenie na ucztę, stają się niejako Jego kolejnymi sługami, których posyła pomiędzy ludzi. I tak jak święci wobec nas, tak teraz my stajemy się tymi, którzy w imieniu Boga zapraszają na ucztę kolejne dusze. Jego miłość i miłosierdzie rozlewają się nieustannie, odradzając, oczyszczając, uzdrawiając. Bóg stale od nowa daje przez to szansę wszystkim na skorzystanie z zaproszenia. Bowiem każdego powołał do życia w miłości. Każdego!
Zapewne Bóg w dzisiejszym świecie widzi odbicie przytoczonego fragmentu Ewangelii. Współczesny świat odrzuca Jego zaproszenie do życia pełnią miłości, do szczęścia. Dusze usprawiedliwiają się różnymi sprawami, obowiązkami. Są tak zajęte sobą, pracą, karierą, a przede wszystkim materią, w szerokim tego słowa znaczeniu, że przedkładają to nad zaproszenie Boga na ucztę weselną w wieczności. Świat tak oplątał ludzi, ich umysły i serca, że nie rozumieją słowa „wieczność”. Przestali o niej myśleć. Zajęci są jedynie sprawami doczesnymi. Ten inny wymiar życia – świat duchowy – przestał dla nich istnieć. Sami siebie zubożyli o tę wielką wartość. Rezygnują z niej, wybierając tym samym śmierć.
Jakże trudno Bogu patrzeć na kolejne dusze wymawiające się od uczty. Najgorsze jest to, iż one często nie wiedzą, co odrzucają. Jednocześnie doświadczają bólu istnienia, choć pragną szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, pokoju. Spragnione są miłości, tęsknią za nią. Ale w tym świecie jej nie zaznają. I zamyka się błędne koło. Bowiem dusze odrzucają zaproszenie Boga, a jednocześnie pragną Jego miłości, nie uświadamiając sobie tego. To jest dramatem współczesnego człowieka. To szatańska sprawa, iż człowiek przestał dostrzegać istnienie świata duchowego, wierzyć w inne życie, które zaczyna się po śmierci. Przestał obcować z duszami czyśćcowymi i świętymi. Ma ogromną wiedzę na temat materii, a duchowy wymiar życia dla niego nie istnieje. I chociaż Bóg powołuje każdą duszę do ścisłego z Nim obcowania, zanurzania się w Jego miłości, do przeżywania szczęścia wiecznego w niebie, nie każda z tego zaproszenia korzysta.
Zatem niebo osiągną wybrani, którzy przyjęli zaproszenie Boga. Zadaniem dusz maleńkich jest wychodzić na drogę, by zapraszać wszystkich, których napotkają; mówić o wielkiej Bożej miłości, o ogromie Bożego miłosierdzia, o zdrojach miłosiernych, tak obficie wylewanych przez Jezusa na świat. Naszym zadaniem jest modlitwa za wszystkie dusze. Mamy stać się tymi, którzy poprzez swoją postawę, własne życie będą świadczyć o miłości miłosiernej Boga; którzy rozniosą na cały świat jej płomień. Mamy być tymi, poprzez serca których rozpocznie się triumfalny pochód Bożej miłości przez świat.
Niech Duch Święty porwie nasze dusze, aby już teraz mogły kosztować tej uczty miłości. Korzystajmy codziennie z zaproszenia do stołu Pańskiego, bowiem w ten sposób już tu, na ziemi, mamy swój udział w weselu nieba. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.