Ewangelia według św. Mateusza

125. Prześladowanie uczniów (Mt 24,9-14)

«(…)Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia. Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. A ta Ewangelia o królestwie będzie głoszona po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom. I wtedy nadejdzie koniec(…)».

Komentarz: Bóg kocha nas ogromnie. Jego miłość oplata ziemię i dociera do wszystkich jej zakątków. On nieustannie pochyla się nad nami. Stale umacnia nas. Nigdy nie jesteśmy sami. Dlatego w żadnej sytuacji nie traćmy odwagi.

W dzisiejszym fragmencie Ewangelii czytamy kolejne ostrzeżenia dotyczące czasów przyszłych. Jednak niech nas nie zwiedzie fakt, że Jezus mówi o przyszłości. Ona już nastała. To już się dzieje. Bóg jest prześladowany w swoich wyznawcach. Doświadcza tego wiele narodów, gdzie jawne wyznawanie wiary w Jedynego Boga spotyka się z szykanami. Ludzie mają gorsze warunki bytu z powodu imienia Jezus, oddają nawet życie za wiarę. Są też takie miejsca, gdzie na pozór tych szykan nie widać. A jednak szatan walczy z Kościołem w sposób ukryty, stosując inteligentne sposoby. Czyni to w białych rękawiczkach. Posługuje się nieraz nawet członkami samego Kościoła. Ta inteligentna bestia wykorzystuje wszystko, by tylko zachwiać tą budowlą, oderwać od niej kolejne dusze, poniżyć je, zabrać wiarę, wprowadzić w poczucie beznadziejności i rozpaczy.

To, co przepowiada Jezus, ma dziać się przez pewien okres. Nie jest to sprawa dwóch, trzech lat. Prześladowania rozciągną się w czasie. Jednak nie to jest najistotniejsze. Nie zatrzymujmy się na tym, co nas przeraża. Nie myślmy o tym, co niepokoi. Bo nie taki był cel Jezusa, gdy o tym mówił. Ważne są tutaj słowa: „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”. Zastanówmy się więc dzisiaj właśnie nad tym – jak wytrwać do końca.

Jezus zapowiada ten trudny czas w bardzo konkretnym celu. Chce, abyśmy, gdy przyjdą prześladowania, wiedzieli, że to nie jest zwycięstwo szatana nad światem. Jezus w ten sposób stara się nas wesprzeć, pocieszyć i umocnić. Działanie złego ducha polega na tym, iż odbiera człowiekowi nadzieję, wzbudza wątpliwości, doprowadza do rozpaczy. On atakuje serca i dusze. Dlatego skupmy się dzisiaj właśnie na tym – na naszych sercach i naszych duszach. To one przecież będą doznawały napaści szatana.

Przypomnijmy sobie fragment Ewangelii o burzy na jeziorze. Uczniowie przerażeni zbudzili Jezusa. On uciszył wicher, fale, i z lekkim wyrzutem zwrócił się do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary”. Dzisiaj słowa te Bóg kieruje do nas. A czyni to w chwilach, gdy jest nam ciężko, kiedy trudności odciągają nas od obranej drogi – maleńkiej drogi miłości, gdy doznajemy jakichś szykan z powodu kroczenia tą drogą.  Jezus wypowiada te słowa, kiedy przeżywamy swoje codzienne zmaganie się z przeciwnościami, kiedy bliscy zadają nam ból, nawarstwiają się problemy, które wydają się zupełnie dominować. On tymi słowami podtrzymuje nas, gdy po nagromadzeniu się przeróżnych spraw, zdarzeń, stwierdzamy, że dalej już nie damy rady, nie wytrzymamy. Kiedy doświadczamy po raz kolejny swojej słabości tak bardzo, że wydaje się nam, iż teraz to Jezus już nam nie przebaczy, odsunie się od nas, odrzuci, bo grzech nasz jest wielki, On ucisza i tę burzę. Spokojnym, łagodnym głosem pyta: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?”

To jeszcze nie wszystko. Jezus przychodzi do nas i mówi: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Dlaczego tak nas zapewnia o swojej obecności? Po pierwsze, żeby dodać nam odwagi. Ale jest też drugi powód, również bardzo ważny – On wie, co w duszy ludzkiej może wywołać lęk, jakich spustoszeń może dokonać pójście za obawami i strachem. Wie bardzo dobrze, że jest to sprawa szatana, który wykorzystuje lęk jako furtkę dla siebie, by wejść do duszy i dokończyć dzieła zniszczenia. Wtedy działa poprzez emocje, które nasila argumentacją w myślach. Jezus pragnie uchronić nas od tego. Chce umocnić nas, dodać otuchy i pokazać, że od naszych serc zależy postawa i wytrwanie.

Działanie szatana będzie tak sprytne, że damy się zwieść fałszywym prorokom. Wydawać się będzie, że nieprawość, grzech, panują nad światem. To sprawi, że zaczniemy stygnąć w miłości, ufności i wierze. Tylko nieprzerwane trwanie przy Jezusie, tylko ciągłe, uparte: Jezu, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze! da nam moc, by przeżyć wszystko, wytrwać w wierze i ufać, mimo pozorów beznadziei. Jedynie serce napełnione miłością, nieustannie jednoczące się z Bogiem, będzie w stanie nie ulec temu złu, które już coraz bardziej opanowuje świat. Miłość bowiem jest niczym parawan – zasłoni nas przed atakami szatana, przed jego wzrokiem. On nie może znieść widoku serc czystych, pełnych miłości. Miłość jest tarczą przed złem, ostoją, w której się nie zachwiejemy. Miłość – to Bóg. I On chroni duszę przed wszystkim, co jest Mu przeciwne. Ochrania również przed lękiem, niepokojem, strachem, rozpaczą. Daje ufność, pokój, nadzieję i wiarę.

Przygotujmy swoje serca na ucisk, przygotujmy nasze dusze na przemyślne ataki zła. Wiedzmy, że czas ucisku nie ominie nas. Jednak pokładajmy całą swoją ufność w Bogu, który jest Miłością. Nie słuchajmy niczego i nikogo, tylko kochajmy. Nie myślmy o niczym, kochajmy. Nieustannie trwajmy w akcie miłości. Nie poznaliśmy jeszcze jego mocy. To modlitwa na te czasy, już nazywane ostatecznymi. Bóg wcześniej pomyślał o wszystkim i zapewnia nam wszystko, abyśmy wytrwali do końca. Jest to dowód Jego miłości – daje nam do ręki oręż, byśmy byli mocni i nieugięci. Tą mocą, tą siłą jest miłość, sam Bóg. On siebie złożył w naszych sercach, siebie daje nam codziennie podczas Eucharystii. Nie potrzebujemy niczego więcej. Tylko Bóg. On sam wystarczy.

Zauważmy, że nie rozważamy dokładnie słów dzisiejszego fragmentu. Bóg zwraca naszą uwagę na rzecz niezmiernie istotną, związaną z zapowiadanymi w tym fragmencie prześladowaniami. Podkreśla konieczność przygotowania serca; takiego nastawienia, by żadna burza, żaden wicher nas nie złamały, byśmy do końca wytrwali w wierze i ufności. A tym właściwym nastawieniem serca jest miłość – zwrócenie się do niej, przyjęcie trwanie w niej. To zjednoczenie w miłości z Bogiem, który tak przemieni nasze serca i dusze, że  nic nie będzie nam straszne. To życie w Bogu do tego stopnia, że świat nie będzie dla nas istniał, nie będzie miał tak wielkiego znaczenia. To zagłębienie się w Jego miłości, bycie. Wtedy dokona się niejako przeobrażenie nas w miłość, jaką sam Bóg jest. Nasze życie nabierze innego wymiaru. Patrzeć będziemy na wszystko innymi oczyma. A serca zjednoczone z Bogiem, będą przygotowane na wszystko.

Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech Duch Święty nas prowadzi i usposabia nasze serca do całkowitego oddania się Bogu, który jest Miłością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>