Ewangelia według św. Mateusza

140. Wyjawienie zdrajcy (Mt 26,20-25)

Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu (uczniami). A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».

Komentarz: Ten fragment wznieca duże emocje, choć nie jest do końca dobrze rozumiany. Zatytułowany został: Wyjawienie zdrajcy. Zauważmy jednak, że nie było to otwarte wypowiedzenie imienia Judasza.

Prześledźmy, co działo się podczas tej Wieczerzy. Zanim się rozpoczęła, wśród apostołów panowała atmosfera dziwnego podenerwowania. Judasz przyszedł w ostatniej chwili. Jego komentarze wywołały krótkie spięcie między nim a apostołami. Niestety, nie zawsze udawało im się stłumić niechęć do niego. Jezus znał go bardzo dobrze, ale i uczniowie w pewnym stopniu poznali jego charakter. Przecież przebywali ze sobą trzy lata. Niekiedy dziwili się, dlaczego Jezus jeszcze go toleruje. Dlaczego pozwala by dysponował wspólnymi pieniędzmi? Tłumaczyli  sobie, że pewnie ze względu na jego wykształcenie, doświadczenie, inteligencję oraz różne znajomości. Niemniej jednak nie był zbyt entuzjastycznie odbierany. Jezus nakazywał miłość. Tłumaczył im, w czym się ona wyraża. Nieraz brał na stronę tego czy innego ucznia, by prosić o wyrozumiałość, przebaczenie, by pouczyć lub nawet skarcić. Czasami prosił, aby dyskretnie zaopiekować się, pokierować Judaszem w pewnych sprawach lub czuwać nad tym, co ma załatwić. Zawsze jednak czynił to tak, by go nie urazić, nie poniżyć – za każdym razem z miłością.

Judasz należał do apostołów i wszystko, co ich dotyczyło, było i jego udziałem. Tak jak i inni był przez Niego pobłogosławiony. Tak samo Jezus wysyłał go, by nauczał; miał dar uzdrawiania, wypędzał złe duchy. Żył z nimi i we wszystkim uczestniczył. Jezus okazywał mu miłość i ogromną cierpliwość. Chwilami to Piotr był bardziej strofowany niż Judasz. Ale Piotr był duszą szczerą, prostą, otwartą. Przyjmował całym sercem pouczenia, nawet nagany, od razu bił się w piersi i szczerze żałował swego postępowania, słów czy też myśli. Miał odwagę przyznać się do tego, co myślał w danym momencie, chociaż niekoniecznie musiało to być dobre. Judasz często nie przyjmował pouczeń. Kierował się głównie umysłem, nie sercem. Dlatego wszystko sprytnie przekładał na swoją logikę, swoje przekonania i poglądy. Dopasowywał do tego, co sam uważał za właściwe, a to, co mu nie odpowiadało, odrzucał. Często posługując się inteligencją, sprytnymi słówkami, kierował rozmowę na inny tor, zmieniał tok myślenia, wykrętnie coś tłumaczył. Zadziwiający jest fakt, że te trzy lata nie zmieniły go. O ile w pozostałych uczniach ta przemiana była widoczna, choć nie zawsze w dużym stopniu, o tyle w Judaszu trudno było dostrzec zmiany.

Tego wieczoru miało dokonać się coś decydującego o jego losie. Był podenerwowany.  Przez cały dzień chodził do różnych faryzeuszy, załatwiając sprawę wydania Jezusa. Denerwował się, czy wszystko pójdzie po jego myśli. Stale musiał być czujny, by nikt z apostołów nie domyślił się, co takiego knuje. To sprawiało, że od pewnego czasu stale wyczuwało się w nim napięcie. Był nieswój, wciąż nieco rozdrażniony. W momencie gdy Jezus mówił: „Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi”, Judasz wraz z Nim rozdawał sałatę z jednego naczynia. Jednak powiedzenie: Maczać rękę w jednej misie u Żydów oznaczało wspólnie biesiadować. Żaden z uczniów nie zwrócił w związku z tym uwagi na Judasza. Bardziej przejmowali się samym faktem zdrady. Nie mogli pojąć, że któryś z nich mógłby coś takiego uczynić. Słowa Jezusa były przeznaczone dla Judasza, by jeszcze się opamiętał. Były pewnego rodzaju ostrzeżeniem. Dlatego potem Jezus dodał: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”.

Judasz był podenerwowany. Podczas mycia nóg Jezus ponownie dał mu ostrzeżenie. Zrobił to tak, by inni uczniowie nie usłyszeli. Nie miał na celu wydania Judasza wobec apostołów. On czynił to z miłości. Jeszcze był czas na uratowanie go. Judasz udawał jednak, że nie słyszy, potem odpowiedział ogólnikowo. Uczniowie ciągle byli pod wrażeniem tej wieści i dopytywali, kim jest zdrajca. W pewnym momencie Jezus podał umoczony kawałek chleba Judaszowi, mówiąc, że to ten, któremu go podaje. Znowu jednak nie zostało to zrozumiane przez apostołów, bowiem takie dzielenie się i podawanie sobie kawałków chleba było zwyczajem i oznaczało miłość. A Jezus uczynił ten gest ze szczególną miłością. Jedynie Judasz dobrze wiedział, co znaczą te słowa. Ale jego serce było zamknięte. Czuł, że pod stopami zaczyna palić mu się ziemia. I zamiast paść do nóg Jezusa, wyznać wszystko i prosić o przebaczenie, które przecież od razu by uzyskał, chciał jak najszybciej stamtąd wyjść. Czuł się bardzo nieswojo, denerwował się, zaczął się pocić. Rzucał spłoszone spojrzenia na apostołów – czy już wiedzą, czy się domyślają. Czekał tylko okazji, by wyjść. Gdy Jezus powiedział do niego: „Co masz czynić, czyń prędko”, natychmiast wybiegł. Uczniowie niczego się nie domyślali. Jezus przecież często zlecał mu coś do wykonania, więc pomyśleli, że i tym razem posłał go gdzieś. Wieczór ten był szczególnie ważnym. Jezus ustanowił przecież Eucharystię. Przekazywał uczniom ostatnie pouczenia. Rozpoczynała się nowa era ziemi. Niestety, Judasz wybrał co innego. Nie uczestniczył w późniejszych wydarzeniach, nie brał udziału w dziele ewangelizacji. Nie został zaliczony w poczet świętych, w poczet męczenników. Sam o tym zadecydował. To był jego wybór.

Dzisiejszy fragment ukazuje, jak wybory człowieka decydują o jego życiu, o jego losach. Bóg zawsze daje szansę. Ostrzega, poucza. Czyni to w różnej formie: poprzez wydarzenia, osoby, wewnętrzne natchnienia. Jednak decyzja należy do człowieka. Bóg go nie zniewala. On daje wolność wyboru.  Człowiek wybiera dobro lub zło. Czasem jednak jest tak zaplątany w sieć szatańską, że trudno mu podjąć właściwą decyzję. A im dalej brnie w zło, tym częściej dokonuje złych wyborów. Dlatego powinniśmy modlić się, prosząc Ducha Świętego o światło, Maryję – o pomoc w podjęciu decyzji, samego Jezusa – o siły do zrealizowania jej. Nigdy nie dyskutujmy z samymi sobą, gdy nie wiemy, co zrobić. Módlmy się. Modlitwa otworzy nas na wolę Boga. Pierwsze natchnienie potraktujmy jako Boże. I realizujmy je, prosząc, aby Bóg nam błogosławił. A On to uczyni, bowiem tak obiecuje. Choćbyśmy nawet źle odczytali Jego intencje, to nasza wierność, posłuszeństwo i pokora sprawią, że Bóg wyprowadzi dobro również z tego, co uczynimy. Zawsze w Nim pokładajmy nadzieję. Ufajmy Jego miłości. On zawsze, do końca czyni wszystko, by uratować największego grzesznika. Bo również jego kocha bezgranicznie. A dusze maleńkie darzy miłością ogromną, niepojętą i niewyobrażalną.  Módlmy się więc, byśmy nie byli ślepi i głusi na tę miłość, ale otworzyli swe serca i odpowiedzieli na nią z całą szczerością.

Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>