145. Wobec Wysokiej Rady (Mt 26,57-68)
Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: «On powiedział: „Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować”». Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?» Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich». Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?» Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci». Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?»
Komentarz: Cały sąd nad Jezusem był bezprawiem, szyderstwem z wymiaru sprawiedliwości, uczynionym przez kapłanów, starszych i uczonych w Piśmie. Wszystkie zarzuty i zeznania przekupionych świadków były kłamstwem, mającym doprowadzić do zabicia Jezusa. Szatan ogarniał kolejne dusze swą nienawiścią i złośliwością. Skrzętnie uwijał się po całej Jerozolimie – w miejscach, przez które prowadzono Jezusa, gdzie przebywał tej nocy i następnego dnia. Wszędzie widać było straszliwe postacie, powykrzywiane, uosabiające ludzką podłość, zazdrość, zawiść, nienawiść, złość, pychę, próżność. Były wprawdzie nieliczne miejsca, gdzie panował ból i cierpienie pełne miłości do Jezusa. Dzielnica ludzi biedniejszych była nieco jaśniejszą, dzięki wdzięczności panującej w sercach. Gdy tamtędy prowadzono Jezusa, ludzie płakali, klękali i błagali oprawców, by puścili ich wybawiciela, uzdrowiciela, ich nauczyciela i proroka. W pozostałych miejscach przeważali ci, którzy krzyczeli przeciwko Jezusowi, wznosili pięści, grozili, dołączali się do prowadzących, a gdy nadarzała się okazja, brali udział w znęcaniu się nad Nim.
Jezus przesłuchiwany był zarówno przez Annasza, jak i Kajfasza, w obecności Wysokiej Rady. Nie traktowano Go jednak tak, jak zwykłego więzienia. W przypadku każdego innego zarzuty trzeba było najpierw udowodnić, potem on musiał na nie odpowiedzieć. Jezus był jak niewolnik, nad którym się pastwiono; jak zwierzę, które zawiniło samym swym istnieniem, a jego właściciel w przypływie złego humoru znęca się nad nim bez szczególnej przyczyny. To, co zbudziło się w tak wielu ludziach, mogłoby nas przyprawić o przerażenie. Nieczułość serc na ludzkie cierpienie, całkowite zasklepienie we własnym świecie i niedopuszczanie do siebie niczego innego, chociażby pochodziło od Boga. Straszna złość ludzka, która doprowadziła najpierw do zbrodniczych myśli, a potem do czynów; długo, nieraz całe lata pielęgnowana nienawiść do Jezusa, który jako dwunastoletni chłopiec, wyjaśniając Pisma, ukazywał uczonym ich nieznajomość, błędne myślenie, przez co dotknął ich miłości własnej i pychy. Nienawidzili Go za ogromny autorytet wśród ludu, poważanie, miłość i szacunek. Złość czuli ci, których krewni pod wpływem Jego nauk rozdali ubogim swój majątek, przez co oni nie dostaną spodziewanego spadku. Iluż było grzeszników, którzy po uzdrowieniu przez Jezusa, mimo Jego napomnień, powrócili do dawnego grzechu. W związku z tym i choroba powróciła. Ci też wyrażali swoją nienawiść. Były też całe rzesze ludzi z gruntu już nieprawych, dla których liczył się tylko pieniądz. Tych przekupiono, by zeznawali przeciwko Jezusowi. Fałszywi świadkowie gubili się w zeznaniach, zaprzeczali jedni drugim, czyniąc szyderstwem to przesłuchanie. Siepacze oraz inni słudzy, którzy mieli bliski dostęp do Jezusa, wyżywali się nad Nim przez cały czas pobytu w pałacu Annasza, potem Kajfasza. Ile doznał razów, tylko Bóg wie. Dawno umarłby pod ich wpływem, gdyby nie pomoc aniołów. Podczas całej męki aniołowie byli tymi, którzy nieustannie Go podtrzymywali.
Jezus przez cały czas milczał. Cierpliwie znosił wszystkie uderzenia, kopniaki, pięści, ciąganie za włosy, wyrywanie ich z głowy i brody, popchnięcia, szarpnięcia, policzkowanie, szydzenie z Niego, wyśmiewanie się, obrażanie, kłamliwe pomówienia, plugawe wyzwiska. Annasz ze zjadliwą satysfakcją przekazał Go Kajfaszowi. Ten – wściekły, nie mogąc uzyskać od Jezusa odpowiedzi na żadne z oskarżeń, widząc śmieszność i głupotę przekupionych świadków oraz ich zeznań, jednocześnie słysząc mądrą, opartą na Pismach obronę kilku zwolenników Jezusa, zapytał wprost: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?” I usłyszał odpowiedź, o którą mu chodziło: „Tak, Ja Nim jestem”. Czekał na to nie ze względu na chęć poznania prawdy, o tę nie zabiegał. On pałał żądzą zemsty za wszystko, co czynił Jezus. Chciał tylko jednego: dowodu winy, aby Go zabić. O to chodziło też innym kapłanom, faryzeuszom, starszym ludu. Od dłuższego już czasu nie dążyli do prawy, do poznania. Nie chodziło im o obronę wiary, ale o siebie samych. Miłość własna, pycha i próżność tak zawładnęły sercami, że nic się nie liczyło. Dopiero Jezus obnażył ich prawdziwe oblicze. Teraz w całej okazałości widać było rzeczywiste pobudki działania. Gdy więc potwierdził, że jest Synem Bożym, uznali, że mają ostateczny dowód winy i okrzyknęli Go winnym śmierci. Kajfasz teatralnym gestem rozdarł szaty, a za nim uczynili to inni. Potem pozwolono, by jakiś czas siepacze, słudzy, zabawiali się kosztem Jezusa, by szydzili z Niego, przebierając Go, bijąc, opluwając, policzkując, znęcając się nad Nim, pastwiąc niemiłosiernie. Wydawało się, że cała złość ludzka wylewała się teraz na Jezusa. A to był dopiero początek.
Zagłębiamy się coraz bardziej w rozważanie męki Jezusa. Czynimy to po to, byśmy mogli, poznając ją, żywiej w niej uczestniczyć, angażować się sercem, nie tylko umysłem. Byśmy w ten sposób przybliżali się do Boga i Jego miłości, lepiej zrozumieli Boże miłosierdzie. Poznanie uczyni nasze serca bardziej wrażliwymi. Mocniej ukochamy swojego Zbawiciela. Miłość zaś poprowadzi nas ku świętości.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech Maryja zjednoczona w bólu z Synem, prowadzi nas, oświeca, pokazuje mękę Jezusa, uwrażliwia na Jego cierpienie i przybliża do tego niepojętego źródła Bożej miłości miłosiernej, jakim jest Krzyż. Niech prowadzi nas Duch Święty, poucza Bóg Ojciec, a sam Jezus ukaże swoje oblicze. Niech cała Trójca Święta ma nad nami swoją pieczę. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.