Ewangelia według św. Marka

103. Po śmierci Jezusa (Mk 15,38-41)

A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym». Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Galilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy.

Komentarz: „A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół”. Znaki towarzyszące śmierci Jezusa zapowiadane były już wcześniej. Zarówno same zjawiska, jak i ich skupienie się w jednym czasie mówiły wiele. Nie była to śmierć zwykłego człowieka. To było zabójstwo Boga! Odkupieńcza ofiara z życia! Duch Boży zszedł aż do otchłani, by podać rękę duszom, które tam oczekiwały tego od wieków. Jezus ostateczne pokonał szatana i wyznaczył mu granice, w jakich może się poruszać. To wielki triumf Bożej miłości i miłosierdzia, objawienie się oblicza Pana, jakiego jeszcze nie znał naród wybrany. Bóg zszedł pośród swój lud i – dzięki śmierci Jezusa – wywyższył człowieka. Odrodził całą ziemię. Nadał nowy wymiar ludzkiemu życiu i cierpieniu, które zyskały sens oraz ogromne znaczenie. Umierając na krzyżu, Jezus otworzył też przed człowiekiem świat duchowy, ukazał mu inną – wieczną rzeczywistość. Obdarzył go łaską zjednoczenia ze Stwórcą i nadał mu godność dziecka Bożego.

Można by wyliczać wiele aspektów znaczenia tego wydarzenia, jednak dzisiaj zatrzymajmy się na rzeczy bardzo ważnej dla dusz najmniejszych – potrzebie adorowania cierpiącego Jezusa. Powinniśmy szczególnie zagłębiać się w Jego konanie, w tę chwilę oddawania ducha. Właśnie wtedy dusze maleńkie otrzymują od Boga swoje posłannictwo – towarzyszenia Jezusowi w Jego Dziele Zbawienia. Ponieważ są zbyt małe, by – jak wielu wielkich świętych i męczenników – uczestniczyć w tym w sposób czynny, one mają po prostu być przy Chrystusie w Jego cierpieniu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu; wspierać Go i pocieszać, dając wyraz swojej miłości do Niego. W ten sposób biorą udział we wszystkim co Jezusowe.

Na pewno doświadczyliśmy w życiu takich chwil, kiedy w trudnych chwilach była przy nas jakaś życzliwa osoba. I chociaż nie mogła w żaden sposób nam pomóc, wystarczyła jej pełna współczucia obecność. Już dzięki temu było nam lżej. W naszych sercach budziła się wdzięczność ku niej. Ona po prostu była, nic więcej. Z pozoru nie uczyniła nic. A jednak – nie czuliśmy się osamotnieni, mieliśmy poczucie bezpieczeństwa. To było dla nas bardzo ważne. Gdy cierpienie związane jest z jakimś poważnym dramatem życiowym, tym bardziej odczuwamy potrzebę podzielenia go z kimś, kto zrozumie i pocieszy. Jeśli znajdzie się taka osoba, stajemy się sobie bliscy. Zauważmy, że właśnie z tymi, którzy byli przy nas w trudnych chwilach, łączą nas mocniejsze więzi. Wspólnie przeżywane cierpienie potrafi połączyć ludzi.

Cóż dopiero jeśli jedną ze stron jest Ukrzyżowany Jezus? To On cierpi. My zaś jesteśmy duszami, które mają Go wspierać poprzez trwanie przy Nim i adorację Jego ciała, ran, zdrojów miłosiernych, męki i konania. Mamy po prostu być przy Nim, współczuć i zapewniać o miłości. To niesłychane powołanie. Chociaż dusze maleńkie są za słabe, by brać ciężar cierpienia na siebie, przejmować krzyż Jezusa i podejmować wielkie umartwienia, one wspierają swego umierającego Boga, pocieszają Go w chwilach bardzo trudnych. Opatrują Jego rany, ocierają łzy, pocałunkami zbierają krew, przechowując ją w swoich sercach, gdzie nieustannie jest adorowana. To niezmiernie ważne zadanie. Jezus doznaje ulgi. Nie czuje się już tak bardzo samotnym. Mimo że ciężar grzechów nie maleje, nie zmniejsza się ich ilość, to fakt obecności przy Nim podczas konania dusz maleńkich jest dla Niego wsparciem. On wie, iż jest ktoś, kto współczuje Mu i ofiarowuje swoje serce, aby mógł w nim złożyć odrzucaną przez innych miłość. To co dają Jezusowi dusze najmniejsze, jest naprawdę niewielkie, ale sprawia Mu radość i budzi Jego wdzięczność. Serce Boże otwiera się dla nich jeszcze bardziej i przybliża je do siebie. Między taką duszą, a konającym Jezusem rodzi się szczególna więź, bowiem ona wychodzi poza obręb swego egoizmu, poza swoje „ja”, a zaczyna żyć cierpieniem Boga, które staje się w niej żywe i – po pewnym czasie – ciągłe, niezależnie czy ona w danym momencie myśli o tym, czy nie. To nieustanne przebywanie z Ukrzyżowanym, tworzy jedność. Jego Duch wnika w duszę, przenika ją i wypełnia. Ona żyje Jezusem; męką, bólem, cierpieniem swego Pana. Dzięki łasce poznaje znaczenie konkretnych tortur. Jezus daje jej przystęp do niektórych tajemnic swego zbolałego serca. Następuje coraz ściślejsze zjednoczenie, aż obustronna miłość staje się jedną. To szczególna więź – połączenie dwóch serc, z których jedno kona w wielkich cierpieniach i udrękach, a drugie – poprzez obecność pełną miłości – stara się Mu pomóc znosić ból. W ten sposób dusza przejmuje duchowo część męki na siebie, choć nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Ta próba ciągłego towarzyszenia Jezusowi jest dla niej wielką łaską, bowiem jej serce przechodzi ogromną przemianę – z zajętego sobą przeobraża się w otwarte na Boga, na Jego wołanie. Staje się wrażliwsze, bardziej czułe na wszelkie, nawet najdelikatniejsze porywy Ducha Świętego – jest przecież ciągle w Jego obecności, zajęte Bogiem, a nie sobą.

W chwili śmierci Jezusa dokonywało się bardzo wiele. Nie tylko w świecie ducha, również w tym materialnym. Jednak naszym zadaniem jest żyć tym co wewnętrzne; nie zajmować się otaczającym światem. Choćby wokół szalały burze z piorunami, mamy adorować Jezusa Ukrzyżowanego. Nasze serca mają nieustannie trwać na Golgocie i wpatrywać się w Jego cierpienie, niejako przyjmując w swe ramiona konające ciało. Nic nie powinno być dla nas ważniejsze od współcierpienia z umierającym Bogiem. Zjednoczeni z Nim przejdziemy bez lęku obok wydarzeń, które innych będą przerażać, doprowadzając do konania ze strachu. My – złączeni z Bogiem, z Jego krzyżem, w Nim ukryci i chronieni jak tarczą – niewiele zważać będziemy na te zjawiska. Nasze zakorzenienie w Duchu i przez Niego otoczone serca przejdą bezpiecznie przez wszelkie próby i nawałnice. Człowiek zjednoczony z Krzyżem jest w nim ukryty i ma inną perspektywę patrzenia na wszystko. Inaczej spostrzega i interpretuje zdarzenia; inaczej je wartościuje. Jego osąd jest bliższy prawdy.

Niech Bóg błogosławi nas, a Duch Święty wypełni swoim pokojem, udzieli światła i mocy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>