14. Sprawa postów (Mk 2,18-22)
Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: «Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?» Jezus im odpowiedział: «Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze [część] ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino [należy wlewać] do nowych bukłaków».
Komentarz: Przy okazji rozważania przytoczonego fragmentu Ewangelii, zastanówmy się nad kwestią starego i nowego.
Bóg powołuje do życia nowego człowieka. Poczyna się on w ciele swej matki, tam rozwija się, by po dziewięciu miesiącach przyjść na świat. Poprzez chrzest św. włączany jest w życie Kościoła i rozpoczyna swój rozwój duchowy, wzrost w wierze jako nowy człowiek. Już na samym początku życia otrzymuje od Boga niepojęty dar. Zanim jeszcze zdąży poznać i pokochać Boga, On obdarowuje go życiem wiecznym. Wychodzi naprzeciw, zdając sobie sprawę z tego, iż bez Bożej pomocy człowiek nie jest w stanie osiągnąć nieba. Nie jest zdolny sam pokochać Boga, zbliżyć się do Niego, uczynić czegokolwiek dobrego. Dlatego Ten, który jest pełen miłości i z miłości stworzył człowieka, obdarza go darem najcenniejszym – nowym życiem. Już na początku obmywa go z grzechu pierworodnego i udziela swej mocy, aby mógł dążyć do świętości.
Jednak człowiek ma wiele słabości. Skażenie, z jakim się narodził, stale daje o sobie znać i nieustannie doświadcza on upadków, nędzy, która nie pozwala mu oderwać się od ziemi, by choć trochę wznieść się na wyżyny ducha. Wszystko dokoła zdaje się ściągać go w dół, odrywać od Boga. Tak wiele rzeczy pobudza jego zaciekawienie i ukierunkowuje zainteresowania na otoczenie. Człowiek wzrasta i napełnia się tym, co niesie świat; wchłania jak gąbka szczególnie to, co przeciwne Bogu, co Go zasłania. I dusza zatraca ten piękny stan, jaki otrzymała podczas chrztu św.
Rola rodziny jest tutaj ogromnie istotna. Niestety, rodzice sami wcześniej wchłonęli tak dużo z tego świata, że nie potrafią dziecięcej duszy nakarmić tym co duchowe, co Boskie. Wpajają im to, co sami otrzymali i nadal przyjmują już w życiu dorosłym. Często czynią to bez głębszej refleksji nad wartościami, nad tym co absolutne, wieczne, nieprzemijające. I wzrasta pokolenie, w którym Boże życie skrzętnie okrywa kurz, przesłania je materia, przytłacza pycha, egoizm i próżność. Serca i dusze młodych ludzi pokryte grubą warstwą „światowego złota” nie widzą, że tak naprawdę wciąga je bagno, niszcząc szanse na prawdziwe życie. Człowiek jest oblepiony ohydą świata i często nie odczuwa nawet jej ciężaru. Niekiedy, wprawdzie czuje w sercu jakiś ciężar, tęsknotę za czymś czego nie zna, ale nie zastanawia się zbyt długo nad tym i szybko powraca do tego, co mu znane, łatwiejsze, co pociąga, nęci i wabi. Jeżeli otrzyma łaskę ujrzenia w inny sposób swojego życia, ma szansę na jego zmianę.
Łaska nie oznacza jeszcze przemiany. Jest szansą daną człowiekowi przez Boga, z której może on skorzystać, ale jakże często tego nie czyni. Bóg udziela łaski ciągle. Nieustannie wychodzi człowiekowi naprzeciw – jak ojciec syna marnotrawnego wyglądał, czy nie powraca jego dziecko. Miłość była tą łaską ojca. Ona złożona w sercu syna podpowiedziała, by wrócił, by miał nadzieję na przyjęcie go z powrotem.
Bóg złożył w naszych sercach swoją miłość. To trzon naszego jestestwa – wewnętrzne przekonanie o tym, że jest Ktoś, Kto kocha nas bezwarunkowo, dla Kogo jesteśmy najważniejsi. Miłość Boga jest rdzeniem naszego bytu, tchnieniem duszy. Powołuje nas do istnienia i utrzymuje przy życiu.
To, co zbieramy przez całe swoje życie, staje się zasłoną przesłaniającą ten rdzeń. Powoli, ale systematycznie oddziela nas coraz większym murem od Boga i Jego miłości złożonej w nas. Mimo to Bóg stale wychodzi nam naprzeciw, ciągle wygląda, czy przypadkiem Jego umiłowany syn nie wraca. Im większym murem się odgradzasz, im więcej balastu na siebie przyjmujesz z otaczającego świata, tym głośniej Bóg woła do ciebie, pragnąc udzielić ci swej łaski. Jednak ty już „obrosłeś światem”, jego poglądami, jego nieczystością. Nie jesteś tą duszą, która w chwili swych narodzin w Kościele była świętą, czystą, jaśniejącą blaskiem samego Boga. Dźwigasz na sobie wielki bagaż, który cię przytłacza. Wszystko czego nazbierałeś w ciągu swojego życia, przeszkadza w kroczeniu do domu Ojca. To, co wypełniło twoje serce, hamuje krok, nie pozwala spojrzeć obiektywnie na siebie samego.
Aby powrócić do stanu piękna swej duszy, trzeba zrzucić z siebie cały ten pokrywający brud. Bóg przychodzi z pomocą. Daje swoją łaskę. Woła ciebie po imieniu. Czyni to coraz głośniej i donośniej, abyś mógł usłyszeć. Ty słyszysz Jego głos, chcesz pójść za Nim, nawet wydaje ci się, że czynisz to, a jednak nie następuje w twym życiu przemiana, jakiej byś się spodziewał.
Co jest tego przyczyną? Właśnie ów balast. To wszystko, co stało się częścią twojego życia – poglądy, postawy, przyjęte i wyznawane wartości, zainteresowania, przyzwyczajenia – sprawia, że nie może dokonać się w tobie przemiana. Bowiem nie da się iść szybkim krokiem z wielką, ołowianą kulą u nogi. Powołanie, które Bóg składa w twoim sercu, Jego głos, odzywający się w twej duszy będą na tyle słyszalne i na tyle wypełnią ciebie mocą, na ile ty na to pozwolisz, na ile otworzysz serce i uczynisz miejsce temu wezwaniu. Nie można odpowiedzieć na powołanie, przyjąć nowego życia, nowych łask, jeśli w sercu nie ma na nie miejsca, bo wypełnione jest starymi nawykami, przekonaniami i postawami. Każde twoje pójście za nowym będzie tylko połowiczne. A połowiczne – znaczy żadne, gdyż nie można rozpocząć nowego życia tylko w części.
Bóg pragnie dzisiaj uzmysłowić nam, iż droga, którą nas prowadzi, wymaga porzucenia wszystkiego co stare. Chodzi o nasze otwarcie się na łaskę, całkowite jej przyjęcie i odrzucenie dotychczasowego życia. Droga miłości wymaga pójścia na całość, inaczej się nią po prostu nie kroczy. To droga całkowitego zawierzenia Sercu Bożemu i Sercu Matki Najświętszej; droga, na której Bóg udziela duszom ogromnych łask. Nas, których wybrał, przeznaczył do szafarstwa zdrojami miłosiernymi. To niebywałe wyróżnienie, ale i ogromna odpowiedzialność, zobowiązanie. Nie da się prawdziwie czcić, wielbić, adorować tych zdrojów, jeśli się im nie oddało całego serca. Całego! Nie można dysponować nimi, zanurzając w nich cały świat, gdy serce zajęte jest sobą. Bowiem wszystko to dokonuje się w sercu. Oczywiście, każda dusza ma swoje słabości i stale upada, ulega nawykom, przyzwyczajeniom. Jednak nastawienie na ciągłe powstawanie, podejmowanie próby trwania w Bogu, upoważniają duszę, do tego, by dysponować Bożym miłosierdziem. Otwartość serca, pragnienie kroczenia drogą powołania, nieustanne zawierzanie siebie Bogu i Jego Matce, a przede wszystkim miłość do zdrojów miłosierdzia są tym, co czyni duszę ich szafarzem.
Wszystko dokonuje się dzięki łasce Boga, tak więc o nią trzeba się szczególnie modlić. „Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. (…) Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków”. Nikt nie może kroczyć drogą miłości, mając w sercu nienawiść, pychę i egoizm. Nikt też nie może dysponować zdrojami miłosiernymi, gdy wypełnia go zaciętość, upór i przywiązanie do starego.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech Duch Święty oświeci nasze serca i wskaże to, co stare, byśmy mogli z tego zrezygnować. Niech da nam ku temu siły i uzdolni, by prawdziwie i całkowicie przyjąć nowe.