Ewangelia według św. Marka

15. Łuskanie kłosów w szabat (Mk 2,23-28)

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: «Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?» On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom». I dodał: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu».

Komentarz: Powracamy ciągle do bardzo ważnej kwestii – do miłości. Wszystko co czynimy, ma z niej wypływać. To ona powinna kierować naszymi myślami, słowami, postępowaniem, być źródłem modlitwy. Tylko miłość. A my ciągle jeszcze kierujemy się obowiązkiem, nakazem, lękiem przed karą. Człowiek, rzeczywiście musi wypełniać powinności, przestrzegać prawa, bo bez tego panowałby w życiu społecznym bałagan. Jednak przed Bogiem powinniśmy przede wszystkim zwracać uwagę na serce. Ono jest niejako odbiornikiem fal Bożej miłości. Bóg przemawia właśnie poprzez serce, duszę, chociaż współczesny człowiek często tego nie zauważa. To są czułe instrumenty, które pod wpływem Bożej miłości wysyłają nam pewne sygnały. Człowiek może je odebrać lub nie. Niestety, obecnie jest tak zajęty sobą, tym co proponuje świat, że nie słyszy głosu Boga w swoim wnętrzu. Nie rozumie wołania duszy, która spragniona tej Boskiej miłości tęskni za swoim Stwórcą. Serce i dusza przytłumione są najróżniejszymi sprawami, którymi człowiek się zajmuje. Jest to dla niego wielką stratą, bowiem, nie słyszy Tego, który kieruje jego życiem. Stąd biorą się różne wypaczenia w życiu religijnym. Stąd też poczucie obowiązku zamiast miłości; wysiłek, trud przestrzegania przykazań zamiast radości z ich wypełniania.

Traktujemy Boga i Jego przykazania jako ciężar, który trzeba przyjąć i nieść, by nie mieć grzechu. Jak bardzo ranimy swego Pana takim pojmowaniem sprawy! Nasze  modlitwy, posty, wyrzeczenia, które sobie narzucamy, tylko zasmucają Boga, bo nie są wyrazem miłości. Wydaje się nam, że czynimy coś dla Boga, ale robimy to z ciężkim westchnieniem, że tak trzeba. I uważamy, że w ten sposób zaskarbiamy sobie niebo. Nic bardziej błędnego! Bóg zapewnił nam niebo poprzez swoją śmierć na krzyżu! Ten wielki dar ofiarował nam w momencie naszego chrztu. Oczywiście, każdy z nas może ten dar przyjąć lub odrzucić. Ale to już inna sprawa. Nigdy więc nie sądźmy, że osiągniemy zbawienie swoją modlitwą, wyrzeczeniami, ciężkim trudem wypełniania przykazań. Gdyby człowiek mógł sam się zbawić, po cóż byłaby ofiara Jezusa?!

W naszym myśleniu stale pojawia się błąd. Bóg nas umiłował od wieków. Dał Syna, aby za nas poszedł na krzyż! Za nasze grzechy! Jezus to uczynił, i już wtedy zawiesił na krzyżu wszystkie nasze słabości. Obarczył się nimi, by wyprosić dla nas zbawienie. Mamy je dane od Boga! Jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić jest przyjęcie go. Jak to zrobić? Pokochać Boga i odpowiedzieć na Jego miłość również miłością. Tylko tyle i aż tyle! Bóg nie nakazuje nam ciężkich postów, nie wymaga nakładania sobie innych ciężarów. On nie jest tyranem, bezdusznym władcą karmiącym się ludzkim wysiłkiem, potem, łzami i cierpieniem. Bóg jest Miłością! I tylko miłości oczekuje od ciebie! Tylko o nią prosi. Tylko o miłość żebrze z krzyża. To z miłości mają wypływać twoje modlitwy. To ona ma płynąć z serca, gdy podejmujesz jakiś trud, wysiłek, gdy godzisz się na cierpienie. Nie obowiązek, nie nakaz, ale miłość!

Wszystkie nakazy, różnorodność modlitw, sposoby zachowań w świątyni, postawa podczas nabożeństw zrodziły się pod wpływem miłości. Z czasem, przyjęte przez cały Kościół, stały się ogólnie obowiązujące. Jednak nadal mają płynąć z potrzeby serca, a nie z przymusu, w dodatku pod groźbą grzechu. Pierwszą jest miłość do Boga. Z niej wynika miłość do Kościoła, który jest Mistycznym Ciałem Jezusa, naszego Zbawiciela. I w końcu – z miłości do Kościoła płynie posłuszeństwo wobec Jego przykazań, wobec tego co głosi, o czym naucza i co proponuje. Nie można tych wskazań traktować jako obciążeń. One wskazują drogę miłości, sposób wyrażania jej wobec Boga. Jeśli tak spojrzymy na to, nasza postawa przestanie być podszyta lękiem czy obawą. Odzyska wolność miłości. Zapragniemy modlić się z miłości! Odczujemy potrzebę postu, bo miłość do Boga wzbudzi ją w nas. Uczestnictwo w nabożeństwach, niekiedy dosyć długich, będzie dla nas radością, bo zaznawać będziemy podczas nich miłości. I zapragniemy odpowiedzieć na nią.

Na razie jesteśmy jak ci faryzeusze, którzy wypełniali nakazy Prawa sztywno i z lękiem, by nie dopuścić nawet najdrobniejszego uchybienia. Skrupulatnie liczyli kroki, pilnowali godzin i liczby odmówionych modlitw. Patrzyli na innych, czy aby na pewno czynią tak samo. Robili to wszystko, by pokazać, jak bardzo są pobożni. W sercu zaś nie mieli Boga, lecz bóstwo uczynione z nakazów Prawa. One bowiem stały się ich celem i sensem życia. Nie postępujmy podobnie. Kierujmy się miłością. Prośmy o nią. Zachwyćmy się Bożą miłością i jej niepojętym wyrazem – ofiarą na krzyżu! Umiłujmy zdroje miłosierne! Pokochajmy Boga i Jego Matkę!

Z miłości wypłynie wszystko inne. Naraz to co wydawało się nam ciężarem, okaże się pragnieniem serca. Miłość da nam zrozumienie znaczenia takich czy innych modlitw, nabożeństw, postów, wyrzeczeń. Jednocześnie będzie prowadzić nas i nami kierować. To ona zwolni nas z niektórych ciężarów, które sami sobie nałożyliśmy. Podpowie, co mamy czynić i jak postępować, co zgodne jest z nią, a co nie wypływa z niej.

Bóg pragnie zwrócić naszą uwagę na sprawę bardzo istotną. Nasza postawa wobec Niego, modlitwa i czyny mają wypływać z miłości. Inaczej ranią Boga. Jeżeli robimy coś z obowiązku, modlimy się tylko dlatego, że lękamy się grzechu, jeśli podejmujemy jakiś trud, bo chcemy przez to coś uzyskać i wydaje się nam, że w ten sposób zbawiamy siebie, to mylimy się. To co płynie z czystej miłości, jest balsamem na rany Boga. Jeśli nie ma takiej intencji, staje się dodatkowym bólem i cierpieniem dla Jezusa. Rani Go i obraża, bo nie traktujemy Go jako Boga Miłości, a jedynie jako władcę, przed którym musimy się rozliczyć.

Postarajmy się dzisiaj spojrzeć na swoją wiarę, postawę, modlitwę właśnie pod tym kątem – czy płyną one z miłości. Módlmy się o tę łaskę. Wtedy najdrobniejszy gest będzie mieć w oczach Boga ogromną wartość. Natomiast bez miłości nawet wielkie czyny stają się prochem i obracają się w niwecz.

Niech Bóg błogosławi nas. Rozważając ten fragment, módlmy się o dobre zrozumienie go. Poprośmy Ducha Świętego, by pokierował naszymi myślami. On pomoże nam odkryć prawdę o nas samych. A wtedy przybliżymy się do prawdziwego przyjęcia miłości w swoim życiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>