Ewangelia według św. Marka

79. Początek boleści (Mk 13,5-8)

Wówczas Jezus zaczął im mówić: «Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem. I wielu w błąd wprowadzą. Kiedy więc usłyszycie o wojnach i pogłoskach wojennych, nie trwóżcie się! To się musi stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą miejscami trzęsienia ziemi, będą klęski głodu. To jest początek  boleści».

Komentarz: „Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł”. Zazwyczaj tłumaczy się te słowa w odniesieniu do zburzenia Jerozolimy lub też w kontekście końca świata. Spróbujmy dzisiaj nieco rozszerzyć nasze spojrzenie na to ostrzeżenie.

Słysząc o nasileniu się jakiś nietypowych zjawisk, kataklizmów i nieszczęść, człowiekowi przychodzą na myśl zapowiedzi końca świata. Ale mija miesiąc, dwa, sytuacja nieco się uspokaja, pierwsze wrażenia bledną i człowiek znowu popada w letarg. Serce uspokaja się, bo nic gorszego nie nadeszło, koniec świata nie nastąpił, więc widocznie to jeszcze nie teraz. Ludzie stale patrzą na świat przez pryzmat swego rozumienia i odczuwania czasu. Podobnie odbierają zapowiedzi dane przez Jezusa. Nie potrafią wyjść poza taki punkt widzenia. Nie rozumieją, że Bóg patrzy inaczej. On ma spojrzenie całościowe, a czas w Jego pojęciu jest czymś innym niż w odczuciu człowieka. Bóg obejmuje wymiar duchowy. A to właśnie ta rzeczywistość zadecyduje o nastaniu końca dziejów.

Koniec nie jest wyznaczony tak po prostu, z przypadku. Podyktowany jest wypełnieniem się w sferze ducha całości cierpienia i miłości, grzechu i miłosierdzia, łaski i odrzucenia. To trudne do zrozumienia dla przeciętnego człowieka, dotyczy bardzo głębokich spraw, które są znane tylko Bogu. Człowiek może próbować dochodzić istoty tego wypełnienia się, ale kiedy ono nastąpi, nie jest w stanie określić.

Jednak dzisiaj nie to jest tematem naszych rozważań. Zwróćmy uwagę na co innego. Otóż to co wydarza się w życiu każdej duszy, jest dla niej, dla jej rozwoju bardzo istotne. Nic nie jest przypadkowe. Gdyby takie było, znaczyłoby to, że Bóg nie wszystko zaplanował i nie wszystko przewidział. Nasze zbawienie stałoby pod znakiem zapytania, bo wydarzyć mogłoby się coś nieprzewidzianego przez Stwórcę, co zamknęłoby nam drogę do nieba. Jednak Bóg wszystko uwzględnił w swoich planach i tak kieruje naszym życiem, że prowadzi nas ku zbawieniu. Dlaczego zatem nie wszyscy ostatecznie są zbawieni? Ponieważ nie każdy to zbawienie przyjmuje – jako dar dany darmo, ale również jako zadanie, by do niego dążyć.

Człowiekowi trudno jest zrozumieć pojęcie daru. Wydaje mu się, że skoro coś otrzymał, to już to posiada. Nie jest tak do końca, ponieważ na dar można się nie otworzyć. Tak właśnie jest ze zbawieniem duszy. Jak zatem pojąć przyjęcie go? Jako zgodę na wszelkie konsekwencje wynikające z otwarcia się na Boga – Dawcę daru. Trudno jest przecież przyjąć coś, skoro nie wierzy się darczyńcy. W przypadku zbawienia jest to najsilniej ze sobą powiązane. Nie przyjęcie Jezusa jako Zbawiciela, oznacza równocześnie zamkniecie się na dar zbawienia. Uznanie zaś Go jako swojego Zbawcę, skutkuje otwartością na Jego naukę, pójściem Jego drogą, a więc realizacją przykazania miłości. Nie można oddzielić zbawienia od Jezusa, bo przecież to On dokonał go na krzyżu. Jeśli zatem ktoś twierdzi, że jest wierzący, ale nie praktykujący, oszukuje sam siebie. Nie przyjmuje Jezusa, a tym samym – zbawienia. Żyje niejako poza jego obrębem.

Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii mówi o pewnych wydarzeniach i znakach, które stanowić będą zapowiedź nadchodzącego czasu końca dziejów. Jednak na początek umieszcza bardzo ważne zdanie: „Strzeżcie się, by was kto nie zwiódł”. Zwróćmy dzisiaj na to uwagę w sposób szczególny. Jak już powiedzieliśmy, poczucie czasu człowieka i Boga różnią się. Niepokojące wydarzenia – tak liczne ostatnio – wprowadzają ludzkość co jakiś czas w stan niepokoju i czujności, po czym znowu człowiek powraca do zwykłego życia, a myśl o wieczności odsuwana jest w najdalszy kąt podświadomości jako nieprzyjemna, niewygodna. Przed kim lub przed czym tak ostrzega nas Jezus? Czy tylko przed typowymi, głośno wypowiadającymi swoje poglądy oszustami? Nie. Szatan przychodzi do wierzących jako wierzący, do niewierzących jako niewierzący; do jagniąt jako jagnię, a do wilcząt jako wilk. Przybiera takie maski i pozy, wyraża takie poglądy, aby były jak najbardziej zbliżone do naszych. Posługuje się sztuczkami psychologicznymi. On niemalże płacze z płaczącymi, narzeka z narzekającymi i cierpi z cierpiącymi. Podkreślmy – niemalże, bowiem są to tylko pozory. Jezus wziął na siebie nasze cierpienia prawdziwie. Uczynił to, by ulżyć swoim dzieciom. Szatan jedynie dużo mówi, ale nie ugnie karku pod ciężarem naszych spraw. Jego działanie prowadzi do jeszcze większego bólu, smutku, zniechęcenia, pretensji, żalu. Jezus przynosi pokój. Szatan pogłębia destrukcyjne uczucia i emocje, które niszczą serca i dusze, a jeśli w porę nie są wychwycone, często szkodzą także i ciału, bowiem człowiek jako jedność psychofizyczna i duchowa nie może oddzielić wpływu jednej sfery na drugą.

Zatem uważać musimy na takie działania, które wprowadzają chaos, niepokój, niszczą jedność we wspólnocie rodzinnej, parafialnej czy tej, którą tworzy grupa ludzi kroczących tą samą drogą – chociażby maleńką drogą miłości. To co usypia czujność, zamiast ją wzmagać, może okazać się działaniem szatana. Wszystko, co odwraca naszą uwagę od sprawy zbawienia naszej duszy, od istoty życia z Bogiem i w Bogu, powinno nas niepokoić. Nawet działania, które wydają się dotyczyć wiary. A jednak coś w nich jest nie w porządku – nie budują, a burzą; nie jednoczą, a niszczą jedność; nie wprowadzają pokoju, lecz zamęt, służą pysze, jednostce, a nie wspólnocie osób, wśród których się przejawiają; posługują się nieprawdą lub też niejasno sformułowanymi rzekomymi prawdami – wszystkie te działania powinny być dla nas ostrzeżeniem, iż ktoś pragnie nas zwieść.

Najważniejszym zadaniem jest kroczenie ku zbawieniu. Naszą drogą do niego – miłość. Kto z nas może choćby dzień dołożyć do swego życia? Dla każdego ten koniec ziemskiej egzystencji nadejdzie w innym czasie. Toteż czujność nasza powinna być wielka. Wszelkie wydarzenia – to znaki, iż czas jest krótki, a cel jeszcze daleko. Wszystko powinniśmy przyjmować jako łaskę daną nam w kroczeniu do wieczności; jako ostrzeżenie i pomoc nieba. A tych, którzy swoim działaniem usypiają naszą czujność, zajmują nas innymi sprawami lub wprowadzają niepokój, odciągając od celu, mamy omijać z daleka. Oczy utkwione w Bogu, serce przytulone do Krzyża i wypełnione miłością – to nasza postawa i sposób na życie. To również obrona przed szatanem, który teraz, w tych czasach w sposób szczególny stara się zdobyć jak najwięcej dusz. Chce wykorzystać każdą chwilę, jaka mu pozostała.

Nabierzmy odwagi. Niech serca mężnie wyznają swoją wiarę, niech napełniają się miłością, bo ona zwycięży, ona jedynie pozostanie, ona jest wieczna. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>