Ewangelia według św. Marka

98. Król wyśmiany (Mk 15,16-20)

Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: «Witaj, Królu Żydowski!» Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając, oddawali Mu hołd. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty.

Komentarz: Jezusa ubiczowano. Ewangelia ta wspomina jedynie ten fakt, nie opisując go. My jednak wiele razy mieliśmy już okazję uczestniczyć duchem w tych wydarzeniach. Nasze serca trochę już poznały. Zwróćmy i dzisiaj uwagę na zachowania ludzkie, odnosząc je do naszych dusz.

Jezus został potraktowany haniebnie – jak najgorszy przestępca. Chciano Go poniżyć do końca, wyzuć z wszelkiego człowieczeństwa, pozbawić czci, wyszydzić Jego naukę, wiarę, doprowadzić do upodlenia. Czyniono wszystko, aby złamać Go również psychicznie; by w końcu ugiął się i okazał słabość. Jezus jednak cały czas zachowywał swoją godność. Rozmawiał z tymi, którzy Go sądzili jak równy z równym, w dodatku jak ktoś mający władzę. Oni to czuli. Odczuwali wobec Niego swoją mniejszość. Nie za sprawą wywyższania się Jezusa, bo On tego nigdy nie czynił, lecz właśnie z powodu Jego wielkiej godności. Jezus wiedział, kim jest. Znał prawdę. Sam był tą Prawdą. I w całej pełni był sobą. W każdym momencie, w każdym wydarzeniu, w każdej sytuacji – nawet najtrudniejszej – On był Tym, kim jest nieustannie.

Taka zgodność bytu z samym sobą, przyjęcie siebie w całej prawdzie i utożsamianie się z tym, kim się zostało stworzonym, daje siłę, właściwie rozumianą pewność siebie, pozwala panować nad sobą i nad sytuacją. Jednak człowiek już nie jest tym, kim go stworzył Bóg. Stale kogoś udaje. Wciąż pragnie czegoś innego, niż to co zaplanował dla niego Stwórca. Nieustannie mija się z prawdą o sobie. Jego wyobrażenia o tym, kim i jaki jest, różnią się od stanu faktycznego. Ta rozbieżność przyprawia go o poczucie nieszczęścia, czego człowiek często nie rozumie. Ona również bardzo osłabia go, bowiem nie wykorzystuje on całego potencjału w nim złożonego, który związany jest właśnie ze zgodnością z samym sobą.

Jezus przez całą mękę zachowuje swoją tożsamość. Pozostaje przebaczającą miłością, miłosierdziem, uzdrowieniem, pokojem, prawdą, łagodnością, cierpliwością, cichością, milczeniem, pokorą. A nade wszystko – w tym strasznym czasie – jest Ofiarnym Barankiem. Cały! Nawet cząstka Jego jestestwa, Jego psychiki, Duszy czy Serca nie staje się czymś innym. Bóg Ojciec posłał Syna na ziemię, by stał się ofiarą przebłagalną za grzechy ludzkości. I Jezus to powołanie wypełnia do końca.

Bardzo trudno nam to zrozumieć, bowiem człowiek nie żyje w zgodzie ze swoją naturą. Zawsze jakaś jego część pragnie i dąży do czegoś innego niż to zaplanował Bóg. Ciągle następuje pewne rozdwojenie. Wciąż pojawiają się w nas wątpliwości, dylematy – co wybrać: dobro czy zło; co jest tym dobrem, a co złem; w czym tak naprawdę jest plan Boży? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego człowiek pragnie czegoś innego niż jest to w jego naturze? Czemu rozum wciąż walczy z sercem? Tylko Bóg jest doskonały, a więc w doskonałości się wyraża i spełnia. Nie ma w Nim połowiczności czy sprzeczności. Każde stwierdzenie kim jest, daje pełen obraz Jego bytu. Jeśli mówimy, że jest Pokojem – to znaczy, że On cały nim jest, w nim się wyraża, realizuje, nim obdarza. Nie znajdziemy w Nim choćby odrobiny niepokoju. Wtedy nie byłby Bogiem; nie byłby doskonałym. Jeśli powiemy, że Bóg jest Miłością, to jest to sto procent miłości – zawsze, w każdym momencie, w każdej sytuacji.

Pomyślmy, czy my możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy miłością lub chociażby cierpliwością czy pokojem? Czy jest to nasza stała cecha? Stała? Nie! Człowiek nie może o sobie w ten sposób powiedzieć! Nie jest doskonałym. Skażenie grzechem sprawiło, że stale odchodzi od tego, kim został stworzony. W związku z tym nie potrafi do końca kochać, trwać w pokoju, ani okazywać cierpliwości. Chociaż pragnie tego, zawsze pewna jego część dąży do czegoś innego. Bo człowiek upatruje pokój w czymś innym; bo nęci go to, co proponuje świat, a co niekoniecznie jest zgodne z wolą Boga. A przede wszystkim – ponieważ nie poznał prawdy o sobie do końca, nie przyjął siebie takiego, jakim jest i nie ma jedności między jego wyobrażeniami o sobie, a tym kim stworzył go Bóg. To trochę tak jakby przebywał często poza domem, lub też marzył o innym i poruszał się po nim w wyobraźni, jednocześnie potykając się o sprzęty w tym rzeczywistym. Dziwi się, dlaczego tak się dzieje. A przecież zamyka oczy, chcąc widzieć swoje marzenia. Nie przyjmuje do wiadomości, że realia są inne. Dopiero gdy zaakceptuje stan faktyczny, będzie mógł normalnie funkcjonować, realizować swoje potrzeby, pracować i odpoczywać w pełni.

Jezus w sposób doskonały wypełnia wolę Bożą. Czyni tak, bo jest w Nim zgodność Jego bytu, istoty, pragnień i woli z zamierzeniami Ojca. Ta jedność jest tak doskonała, że On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim. Dzięki temu realizuje swoje powołanie. Ma ku temu siły, moc płynącą właśnie z tego zjednoczenia oraz ze zgodności swego bytu, swej istoty z tym co wyrażał podczas posłannictwa na ziemi. Człowiek natomiast – poprzez fakt zaprzeczania swojej istocie – staje się słabym, stale upada i ulega podszeptom zła. Nie potrafi dotrzeć do tego cudownego pierwiastka w sobie, jaki zasiał w nim Bóg, by mógł jednoczyć się ze swoim Stwórcą.

W tej scenie z Ewangelii widać tę straszliwą przepaść pomiędzy człowiekiem, a Bogiem; pomiędzy Doskonałym, a zaprzeczeniem doskonałości; pomiędzy Jednością bytu z Jego źródłem, a ciągłym rozdźwiękiem w człowieku, w jego duszy. Ten fragment wyraźnie pokazuje też różnicę między Jezusem – Bogiem Człowiekiem, a ludźmi. W tych postaciach z opisanego wydarzenia każdy z nas powinien zobaczyć siebie – nie jako okrutnego żołnierza czy kogoś naigrywającego się z Jezusa, ale jako duszę, która z powodu ciągłego odchodzenia od Boga, nieustannie ulega złu, a jej stan staje się tak straszny, jak przerażającymi były osoby przysparzające cierpień Zbawicielowi. Pamiętajmy, że wypływa to z braku jedności z Bogiem.

Módlmy się o prawdziwe poznanie swojej istoty i prawdy o sobie. Prośmy o łaskę przyjęcia tej prawdy. Módlmy się o jedność z wolą Boga, z której czerpać będziemy siły do dążenia ku doskonałości, ku świętości. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>