Ewangelia według św. Jana

18. Spory w czasie święta (J 7,14-36)

„Tymczasem dopiero w połowie świąt przybył Jezus do Świątyni i nauczał. Żydzi zdumiewali się mówiąc: „W jaki sposób zna On Pisma, skoro się nie uczył?” Odpowiedział im Jezus mówiąc: „Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał. Jeśli kto chce pełnić Jego wolę, pozna, czy nauka ta jest od Boga, czy też Ja mówię od siebie samego. Kto mówi we własnym imieniu, ten szuka własnej chwały. Kto zaś szuka chwały Tego, który go posłał, ten godzien jest wiary i nie ma w nim nieprawości. Czyż Mojżesz nie dał wam Prawa? A przecież nikt z was nie zachowuje Prawa, [bo] czemuż usiłujecie Mnie zabić?” Tłum odpowiedział : „Jesteś opętany przez złego ducha! Któż usiłuje Cię zabić?” W odpowiedzi Jezus rzekł do nich: „Dokonałem tylko jednego czynu, a wszyscy jesteście zdziwieni. Oto Mojżesz dał wam obrzezanie – ale nie pochodzi ono od Mojżesza, lecz od przodków – i wy w szabat obrzezujecie człowieka. Jeżeli człowiek może przyjmować obrzezanie nawet w szabat, aby nie przekroczono Prawa Mojżeszowego, to dlaczego złościcie się na Mnie, że w szabat uzdrowiłem całego człowieka? Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, lecz wydajcie wyrok sprawiedliwy”. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: „Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest”. A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: „I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał”. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła. Natomiast wielu spośród tłumu uwierzyło w Niego i mówili: „Czyż Mesjasz, kiedy przyjdzie, uczyni więcej znaków, niż On uczynił?” Faryzeusze usłyszeli, że tłum tak mówił o Nim w podnieceniu. Kapłani więc wraz z faryzeuszami wysłali strażników celem pojmania Go. Ale Jezus rzekł: „Jeszcze krótki czas jestem z wami, a potem pójdę do Tego, który Mnie posłał. Będziecie Mnie szukać, a nie znajdziecie, a tam, gdzie Ja będę potem, wy pójść nie możecie”. Rzekli Żydzi do siebie: „Dokąd to zamierza pójść, że Go nie będziemy mogli znaleźć? Czyżby miał zamiar udać się do Żydów rozproszonych wśród Greków i uczyć Greków? Cóż znaczy to Jego powiedzenie: „Będziecie Mnie szukać i nie znajdziecie, a tam, gdzie Ja będę, wy pójść nie możecie?””

Komentarz: Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał. Jeśli kto chce pełnić Jego wolę, pozna, czy nauka ta jest od Boga, czy też Ja mówię od siebie samego. Kto mówi we własnym imieniu, ten szuka własnej chwały. Kto zaś szuka chwały Tego, który go posłał, ten godzien jest wiary i nie ma w nim nieprawości.” Wprawdzie Jezus mówi tutaj o sobie, jednak słowa te możemy również odnieść do każdego człowieka. Powołaniem człowieka jest Miłość, dążenie do Miłości, zjednoczenie z Miłością. Żeby to mogło się dokonywać, człowiek musi dać miejsce Miłości we własnym sercu. Inaczej ona nie będzie mogła go posiąść. Człowiek nie żyje po to, by hołdować swoim zachciankom, by spełniać swoje pragnienia, by oddawać chwałę sobie samemu. Człowiek żyje, by kochać, by powoli doskonaląc się w miłości, w nią się zamieniać. Im niejako bardziej zaawansowana będzie ta przemiana, tym lepiej będzie przygotowany do wieczności. Bowiem w wieczności pozostanie tylko miłość. Tylko ona będzie miała rację bytu. Tylko ona jest nieskończona, tylko ona jest wieczna. Zatem to, co miłością nie jest, nie będzie istnieć.

Już na ziemi człowiek może poznać w jakim stopniu przygotował się do wieczności. Patrząc na jego miłość, wiarę, na jego postawę można stwierdzić czy w tej miłości się wydoskonalił, czy może jeszcze potrzebuje czasu. Swego rodzaju miarą doskonałości, przygotowania do Nieba jest procent miłości własnej w sercu człowieka. Im większy procent, tym więcej przygotowań potrzebuje dusza. Bowiem im więcej miłości własnej, tym mniej Boga w sercu. Uczynić Boga Panem swego serca – to zadanie każdego. Skoro On jest Tym, który jest, który był i który będzie, zatem jeśli dusza pragnie szczęścia wiecznego, to powinna zwrócić się do Tego, który to szczęście zapewnia, który jest wieczny, który jest Wiecznością. Trudno bowiem oczekiwać, by po odrzuceniu Boga, On sam na siłę starał się nas uszczęśliwiać sobą. On tak nas ukochał, tak szanuje naszą wolę, że nie zniewala nikogo. Zaprzeczyłby sam sobie, gdyby przymuszał kogoś do miłości.

Zatem dążenie do miłości jest zadaniem człowieka. Dążenie do umiłowania Boga całym sercem, całą duszą, całym swoim jestestwem. Dusza może sama w sobie zaobserwować, na ile kocha rzeczywiście i prawdziwie. Pomocą w tym mogą być słowa dzisiejszego fragmentu z Ewangelii według św. Jana. „Kto mówi we własnym imieniu, ten szuka własnej chwały. Kto zaś szuka chwały Tego, który go posłał, ten godzien jest wiary i nie ma w nim nieprawości”. Szukanie własnej chwały to sygnał dla duszy, by zmieniła cel swoich dążeń, by zastanowiła się nad swoimi pragnieniami, by zadbała o czystość intencji. Niestety pycha i egoizm są obecne w życiu człowieka. Na ile człowiek pozwoli im dojść do głosu, na tyle szukać będzie własnej chwały. Ktoś mógłby powiedzieć, że słowa Jezusa bardziej odnoszą się do tych, którzy głoszą słowo Boże, do kapłanów, misjonarzy, zakonników. Jednak to nie jest prawda. Bowiem człowiek całym swoim życiem ma głosić chwałę Boga, czy to świecki, czy konsekrowany. Swoją postawą powinien Bogu oddawać cześć i dziękować nieustannie za niezliczone łaski. Wszystko do Niego odnosić uznając swoje poddanie wobec Stwórcy. Skoro od Boga wszystko pochodzi, skoro On jest dawcą wszystkiego, zatem Jemu należy się chwała i podziękowanie oraz podziw.

Ten, kto głosi swoją chwałę, jest złodziejem chwały Boga, bo tylko Jemu się ona należy. Nie jest godzien wiary. Kiedy człowiek staje się takim złodziejem?  Niestety jest nim nieustannie. Jeśli nad sobą się nie zastanawia, jeśli sprawa wiary nie jest u niego na pierwszym miejscu, wtedy często czyni to nie do końca świadomie. Jednak osoba wierząca, która przeszła katechizację w swoim życiu i stała się dojrzałym, pełnoprawnym członkiem Kościoła, nie może twierdzić, iż była nieświadoma swej zachłanności dotyczącej chwały. Od najmłodszych lat bowiem, dziecko uczone jest wiary, wprowadzane w życie Kościoła, poznaje relację Bóg – człowiek. Ta relacja opiera się na miłości, na świadomym przyjmowaniu przez człowieka prawdy o sobie, kim jest wobec Stwórcy. Niestety słabości biorą górę i człowiek upada. Jednak chodzi o to, by będąc ich świadomym, pracować usilnie nad nimi. By się im nie poddawać. By stale powstawać i zwracając się do Bożego miłosierdzia z wielką ufnością prosić o siły do kroczenia dalszą drogą ku doskonałości.

Człowiek może czynić bardzo dużo dla innych, dla Boga. Może być spostrzegany przez otoczenie jako dusza niemalże święta, bliska świętości. Jednak ważne jest jakie są jej intencje. Bowiem to czystość intencji oddaje Bogu chwałę. Posługując się swoimi zdolnościami danymi przez Stwórcę może rzeczywiście nawracać tysiące. Jednak, jeśli miesza się w to próżność, pycha, głoszenie własnej chwały – nie oddaje swoim życiem chwały Bogu. Jest jej złodziejem.  Niekiedy trudno jest szczególnie osobom nie do końca dojrzałym w wierze, oddzielić służbę Bogu z szukaniem własnej chwały. A i kapłanom się to zdarza, szczególnie tym, którzy obdarzeni przez Boga darami, zdolnościami, posługując się nimi, tracą poczucie tej granicy pomiędzy szukaniem swojej chwały a oddawaniem chwały Bogu. Ta granica jest bardzo delikatna, może być niezauważona. Wtedy następuje przerost formy nad treścią. Przejawiać się to może np. w pięknie przygotowanych nabożeństwach rekolekcyjnych, które faktycznie porywają serca na chwilę, ale wierni wychodząc z Kościoła, chwalą kapłana, a nie Boga. W ich sercach jest podziw dla kapłana. O Bogu myślą mniej. Z takich rekolekcji w duszy nie pozostaje zbyt wiele, bo nie zaszła istotna zmiana. Pamięta ona głównie swój podziw dla kapłana, ale jej stosunek do Boga nie zmienił się. Nie wzrosła jej miłość do Boga. Dzieje się tak, ponieważ kapłan ten głosił swoją chwałę, a nie chwałę Boga. Ma to również miejsce wśród ludzi świeckich. Każdy narażony jest  na ataki szatana, który wykorzystuje ludzkie słabości, by tylko przerwać więź między człowiekiem a Bogiem. A szczególnie, by w umysłach ludzkich zmienić te właściwe proporcje, jakie są między wielkością i wszechmocą Boga, a nicością i słabością ludzką. Karmiąc ludzką pychę bardzo szybko fałszuje Prawdę w świadomości ludzkiej i doprowadza człowieka do upadku.

Módlmy się, byśmy zawsze widzieli właściwe proporcje między Bogiem a człowiekiem. Byśmy zawsze głosili chwałę Boga i mieli we wszystkim czyste intencje oddawania Mu czci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>