20. Kobieta cudzołożna (J 8,1-11)
„Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?” Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: „Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?” A ona odrzekła: „Nikt, Panie!” Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!”.”
Komentarz: Postarajmy się dzisiaj wczuć w sytuację kobiety opisanej w tym fragmencie Ewangelii. Została przyprowadzona do Jezusa przez tłum Żydów. Po tym, co zrobiła, wg prawa mojżeszowego powinna zostać ukarana przez ukamienowanie. Oczywiście Żydom wcale nie chodziło o tę kobietę, czy o prawo, ale o to, by mieć argumenty na pojmanie Jezusa. Żydzi robili wiele hałasu. Popychali kobietę, krzyczeli, grozili, obrażali ją. Okazywali niekiedy bardzo dosadnie swój brak szacunku wobec niej. Postawili ją przed Jezusem oczekując sądu.
Kobieta była przerażona. Żydzi domagali się wyroku. To nie był cichy, spokojny urząd sądowy. To rozemocjonowany tłum, gdzie każdy wykrzykiwał swoje racje. Gdzie można było spodziewać się wszystkiego. W końcu po zadaniu pytania, co Jezus sądzi na temat postępowania wobec takich kobiet, mężczyźni ucichli. W napięciu czekali na to, co powie Jezus. Kobieta spuściła wzrok oczekując najgorszego. Cisza przedłużała się. Jezus nie powiedział nic. Pisał coś palcem po ziemi. Po chwili niektórzy Żydzi zaczęli się niecierpliwić. Ponawiali swoje pytanie. Wtedy Jezus „podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi.”
Jaką moc musiały mieć te słowa, co takiego niosły w swej treści, że Żydzi zmienili zupełnie swoją postawę. Z tych pewnych siebie, wojowniczych, zagniewanych, żądających kary, zamienili się nagle w przysłowiowe potulne baranki. Ta potulność była pozorna. W sercu była złość, że nie mogą osiągnąć zamierzonego celu. Ale nie chcieli wystawiać siebie, własnych sumień na konfrontację z Jezusem. Obawiali się, że ich reputacja mogłaby na tym ucierpieć. Wiedzieli dobrze jacy są. Znali swoje grzechy i grzeszki. Wcale nie byli w porządku wobec prawa. A nieopatrzne zachowanie mogłoby im zaszkodzić. Zaczęli się więc wycofywać. Powoli, z niechęcią, powstrzymując się, by nie zgrzytać zębami, odchodzili pełni niezadowolenia. Znowu z tego spotkania z Jezusem odchodzili pokonani. To jeszcze bardziej wzbudzało ich nienawiść.
W końcu „pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” To wydarzenie posłużyło Jezusowi, by okazać miłosierdzie jeszcze jednej zabłąkanej duszy, by jeszcze jedna osoba doświadczyła Bożej miłości, by miała szansę na nawrócenie. Teoretycznie rzecz biorąc, powinien zająć jakieś stanowisko wobec tej kobiety, ponieważ publicznie ukazano jej grzech naruszający prawo, a Jego prowokowano do osądzenia jej. Jednak Jezus nie daje się wciągać w szatańskie intrygi, ale czyni wszystko, by zatriumfowała miłość i miłosierdzie. On jest Panem tej sytuacji i to On nią kieruje. Nie pomogą żadne starania ludzkie, żadne zamysły i plany. On panuje nad wszystkim.
A co z kobietą? To, co działo się w jej sercu po odejściu Żydów, jest nie do opisania. Początkowo jeszcze z lękiem, cała skulona w sobie, oczekiwała na wyrok Jezusa. Gdy usłyszała Jego słowa z pytaniem i spojrzała w Jego oczy, zobaczyła coś, co ją zadziwiło i wzruszyło. W tych oczach była łagodność i dobroć. Żadnej wrogości, czy nienawiści. W tych oczach była miłość. Nieśmiało odparła, że nikt jej nie potępił. Następne zdania Jezusa były miodem na jej strwożone, ściśnięte ze strachu serce: „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” Upadła do stóp Jezusa, a z jej piersi wydobył się długo tłumiony szloch. Razem ze łzami wylewała cały swój ból, cierpienia swego życia, wszystko co doprowadziło ją do grzechu. W jej sercu było tyle wdzięczności. To, co czuła, czego doświadczała jej dusza, kierowało jej myśli ku Bogu. Ona czuła wielką wdzięczność wobec Boga! Nikt jej nie powiedział przecież, że stoi przed Synem Bożym. Jednak jej serce wyczuwało więcej. Wystarczyło to spojrzenie Jezusa, by uznała swój grzech, by otworzyła serce na łaskę miłosierdzia i doświadczyła wewnętrznej przemiany, na co zamknięci byli ci, co chcieli jej ukamienowania.
Z tego spotkania z Jezusem, wbrew wcześniejszym intencjom, ubogacona, przemieniona, niejako z największą wygraną odchodzi kobieta cudzołożna. Żydzi pogłębiają się coraz bardziej w swojej zatwardziałości. Grzech rodzi następny grzech. Ze spotkań z Jezusem nie czerpią niczego. Są tak zamknięci, że jeszcze bardziej zwracają się w stronę zła. Kobieta uznała swój grzech i upokorzyła się przed Bogiem. Nie udawała nikogo, kim nie jest. To spotkanie zmieniło całe jej życie. Miłość i miłosierdzie dokonują cudów. Przemieniają ludzi i ich serca. Oczywiście, jeśli ludzie otworzą się na nie.
Dzisiaj Bóg pragnie zaprosić nas do stanięcia przed Jezusem. Naszym grzechem cudzołóstwa jest niewierność swojemu Bogu. Z tej niewierności biorą swój początek inne grzechy. Wyznajmy przed Jezusem swój grzech i usłyszmy Jego słowa przepełnione dobrocią i łagodnością. „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” Poczujmy, jak na nasze serca spływa łaska Jego miłosierdzia i upadając przed Nim na twarz przyjmijmy Jego miłość. Zapragnijmy żyć w wierności swemu Bogu i uczyńmy takie postanowienie. Poprośmy Ducha Świętego, by uzdalniał nas nieustannie do tego. Niech spocznie na nas Boże błogosławieństwo.