Czas Wielkanocny – Oczekiwanie na Ducha Świętego

Konferencja ascetyczna: To że Bóg nas wybrał, nie jest przypadkiem

Tak już jest, że człowiek nieustannie doświadcza jakiś słabości. Jednocześnie Bóg pozwala mu doświadczyć ogromnej swojej miłości. To właśnie doznanie pomaga mu „wychodzić z samego siebie”, aby realizować Bożą miłość w swoim życiu. Miłość bowiem jest ogromną siłą. To prawda, że istnieją również inne uczucia i emocje, które potrafią z dużą siłą panować nad człowiekiem. Czasami wydaje się, że całkowicie ulega on tym innym uczuciom – chociażby nienawiści czy zazdrości. Jednak siłą i mocą największą jest miłość. Ona pomaga człowiekowi pracować nad sobą i przełamywać samego siebie; przechodzić niejako nad swoim „ja”, by odsuwając je na bok, realizować Boży zamysł.

Człowiek zdolny jest do ogromnego wysiłku, kiedy na czymś mu zależy. Potrafi zrezygnować z wielu rzeczy, pracować ciężko, podejmować ogromne wysiłki, by osiągnąć swój cel. Należałoby się jednak zastanowić, czy ten cel, do którego się tak dąży, warty jest takiego trudu i wyrzeczeń. Jeśli cel nie jest związany z wiecznością, to czy cena, którą się płaci, jest tego warta? W swoim życiu człowiek musi realizować pewne cele. Wyznacza je sam lub ma wyznaczone. Są rzeczy, które trzeba wykonać, obowiązki, ale i takie których nie trzeba czynić. Cały czas należy mieć na uwadze to, co jest celem wiecznym; co jest najważniejsze, najcenniejsze, do czego tak naprawdę człowiek zmierza. To jest odwieczne pytanie o sens życia.

Teoretycznie każdy z nas zna odpowiedź na to pytanie – życie wieczne, Bóg, nieśmiertelność; życie po śmierci. Jednak w życiu codziennym nie myśli się nieustannie o wieczności. Człowiek zajmuje się dążeniem do tych celów pośrednich, małych. Posługuje się swoim charakterem, osobowością i jego słabości mają w tym ogromny udział. Jeśli nie angażuje sfery duchowej, jeśli nie uaktywnia głębi, jeśli nie rozmyśla nad istotą swego życia, jeśli nie włącza w swoje działania sfery religijnej i nie zaprasza do tego wszystkiego Boga, to co czyni jest kruche, ograniczone czasem i, tak naprawdę, jest pozbawione wartości wyższej. I chociażby w swoim życiu osiągnął wszelkie szczyty w pojęciu ludzkim – może to być kariera, pieniądze czy cokolwiek innego, co według człowieka jest największym szczęściem, czymś czego wszyscy pragną – nie włączając w to wszystko sfery duchowej i Boga, będzie nieszczęśliwy i to wszystko nie będzie miało sensu.

Człowiek, mimo osiągniętego celu, nie będzie miał poczucia szczęścia. Poza tym w jego działaniach cały czas aktywne są wszystkie sfery jego osobowości, a więc nie tylko zalety, ale również wady. Człowiek funkcjonuje cały czas na tym jednym poziomie, jeśli chodzi o sferę moralną, wyznawane wartości, ujawnianie się pewnych słabości. Stale pojawiają się jakieś błędy, ujawniają się cechy charakteru nie lubiane przez otoczenie… Te słabości naznaczają swoje piętno, często dominują i w jakimś stopniu kierują tym, co się wydarza w życiu. Człowiek nie rozumie, dlaczego tak, a nie inaczej coś się dzieje, dlaczego członkowie rodziny zachowują się inaczej niż on by chciał, dlaczego relacje w pracy nie najlepiej się układają. Nie zastanawia się jednak nad tym, że on sam – ze swoimi różnymi cechami charakteru – w jakiejś formie wpływa na taką, a nie inną atmosferę.

Powróćmy do miłości. Dusza, która pragnie żyć bliżej Boga, musi do swojego działania, pracy, wypoczynku – do każdej sfery życia – zapraszać Jego. Wiemy o tym. Jednak w praktyce jest tak, że nadal funkcjonujemy na poziomie umysłu. Słyszeliśmy bardzo dużo konferencji, kazań, czytaliśmy książki – wiemy wiele o Maleńkiej Drodze Miłości; o tym jak mamy postępować. Wszystkie wskazania nieustannie obracają się wokół miłości, więc wydaje się nam, że ten temat mamy już dogłębnie omówiony i wiemy wszystko.

Możemy wiedzieć wszystko, ale to nadal jest poziom umysłu. Dopóki to o czym mówimy, nie dotrze do serca i nie zostanie przez nie przyjęte, nie będzie miało wpływu na nasze życie. I nadal będzie rozdźwięk między tym co wiemy, a tym jak funkcjonujemy. I wciąż będziemy się dziwić, dlaczego – choć jesteśmy w gronie tych, którzy wiedzą, jak powinno wszystko wyglądać, chociażby Wspólnota – ta lub inna osoba mnie rani, tamta zachowuje się tak, a nie inaczej, dlaczego ci mnie nie rozumieją; dlaczego ktoś postąpił niezgodnie z z ustaleniami…

Sfera umysłu jest ważna. Po to dany nam został przez Boga rozum, aby się nim posługiwać. Ale sfera serca jest najbardziej istotna. Dopiero wtedy, kiedy przez serce przejdzie dana sprawa, nasze rozumienie jakiejś rzeczy, człowiek zaczyna coś z tym robić. Niekiedy przeżycie jest tak wielkie, że człowiek od razu zmienia całkowicie swoje stanowisko. Ale zazwyczaj, mając już w tej dziedzinie serca daną sprawę, trzeba do tego powracać, by w sobie to odnawiać i próbować tym żyć; zastosowywać w różnych sytuacjach.

Mówi się, że ćwiczenie czyni mistrza. I odnosi się to też do sfery serca. Jeśli na przykład Kościół mówi o miłosierdziu, o tym, że należy je okazywać czynem, to dopóki serce jeśli chociażby nie podzieli się czymś z drugą osobą, nie doświadczy przyjęcia bądź odrzucenia, nie będzie realizowało tego dzieła. Ale za każdym razem kiedy się dzieli – z różnymi osobami i w różnej formie, kiedy w kontaktach z innymi okazuje miłosierdzie, przebaczając, uczy się sposobu okazywania miłosierdzia. Można tak okazać miłosierdzie, że ktoś poczuje się bardzo dotknięty i obrażony. Ciągłe powracanie więc do okazywania miłosierdzia w różny sposób różnym ludziom, uczy duszę, jak to czynić. Ona sama nabiera swego rodzaju doświadczenia, a włączając w to rozważanie, analizowanie pewnych sytuacji, zaczyna widzieć, co jest dobrego w jej zachowaniu, a co powinna zmienić.

To, że się pełni czyny miłosierdzia, nie zawsze oznacza, że czyni się je właściwie. Człowiek czuje, że tak powinien robić i pragnie tego. Pragnie na przykład przebaczyć, modlić się za innych. Ale widzi również w tym trud; nie ma czasu chociażby na Koronkę do Bożego Miłosierdzia o godzinie piętnastej; ktoś komu chciał udzielić pomocy, nie przyjął jej; doświadcza jakiegoś zranienia, smutku. Widzi, że powstają w niej różne emocje, modli się, „przepracowuje” tę sprawę również przed Bogiem. I pokornieje, uczy się, że to okazywanie miłosierdzia wcale nie jest taki proste, łatwe i przyjemne. Wiąże się również z pewnym wysiłkiem. Dopiero wtedy, kiedy doświadcza tych różnych, negatywnych również spraw, uczy się przebaczać. Dopiero wtedy widzi, jak jego serce jest jeszcze mało miłosierne, ponieważ się buntuje: Czynię dobrze, a otrzymuję coś odwrotnego. Dlaczego ta osoba tego nie docenia? I jeśli w tym momencie człowiek się zbuntuje i odejdzie, straci, niczego się nie ucząc.

Trzeba cały czas zagłębiać się w swoim sercu, modlić się i zastanawiać przed Bogiem, szukając w sobie, nie w innych tej sfery, nad którą trzeba popracować – dlaczego mi nie wychodzi, dlaczego, mimo że tak bardzo pragnę pełnić czyny miłosierdzia, czuję się odrzucony, dlaczego ktoś mnie rani. Dlaczego ja mam takie uczucia i najchętniej bym od tego wszystkiego odszedł. Człowiek szuka winy w innych, a należy spojrzeć na siebie. Wtedy dopiero rozpoczyna się praca duszy nad okazywaniem przez nią miłosierdzia. I dzieje się to w sercu. W umyśle również, ale to serce musiało się przejąć. Wtedy dusza uzyskuje informację zwrotną o tym, jak jest przyjmowana i zaczyna pracować nad sobą.

I kiedy dusza czyni to przed Bogiem, gdy prosi o miłość, modli się i stara się pokornie stanąć w obliczu prawdy, wtedy zaczyna się w niej coś zmieniać. Po pierwszych niepowodzeniach można odejść. Można – przecież to nie jest nakaz pod grzechem ciężkim – tak należy czynić, koniec, kropka. Duszy nikt do niczego nie zmuszał, ona podjęła to z serca. Ale jeżeli po pierwszych próbach się zniechęca i odchodzi – traci. I znowu powraca do sfery umysłu – wie pewne rzeczy, zajmuje się doznanymi zranieniami… Tkwią w niej te negatywne doświadczenia. Nie podejmuje już prób lub czyni to w sposób bardzo ograniczony, aby coś z nimi zrobić. I dusza powoli zaczyna gorzknieć.

Bóg daje człowiekowi różne doświadczenia i pouczenia – niekoniecznie poprzez charyzmat, człowiek przecież czyta Pismo Święte, różne książki religijne, ma kontakt z ludźmi. Wszystko to jest również drogą, którą Bóg daje swoje wskazówki. Czyni to, bo kocha duszę i chce, aby ona dążyła do doskonałości, do świętości, do szczęścia. Bóg tego pragnie i daje ku temu możliwości. On wie, że dusza jest słaba i te słabości bardzo szybko ją pogrążą, ograniczając efekty jej działań w dążeniu ku szczęściu. I Bóg pomaga duszy. Ale Jego pomoc jest na miarę potrzeb, które On widzi, a nie na miarę tego co myśli dusza o sobie. Dusza, która widzi więc potrzebę pracy nad sobą lub nad jakimś zadaniem, którym ona się zajmuje – chociażby we Wspólnocie, powinna pamiętać, że Bóg wie, w jaki sposób jej pomagać i ją prowadzić. I ma ufać, że On to czyni. Nie musi tego widzieć, rozumieć. Ma z wiarą przyjmować, że skoro jest powołana do czegoś, to Bóg nad nią czuwa i jej pomaga. A w momencie, kiedy doświadcza trudności ma zastanawiać się nad tym, w czym jest problem i próbować coś zmienić.

Jeżeli to dotyczy jej samej, powinna podjąć pracę nad sobą – ale w świetle Bożej miłości, w wielkiej pokorze i ufności, że Bóg tym wszystkim kieruje. Pokora ma uświadamiać duszy, że jej słabości będą naznaczać piętnem każde działanie. Nikt nie jest ideałem. Każda dusza wypełniona jest pychą, egoizmem, miłością własną i to sprawia, że jej służba nie jest do końca czysta. Ona sama nie jest do końca czysta w intencjach i czynach. Dusza nawet może tego nie widzieć, ale inni często dostrzegą. I zaczyna się problem. Inni również doświadczają własnych słabości. Niestety, widząc je u siebie nawzajem, potrafią o nich powiedzieć innym lub też nic nie mówiąc, odsuwają się od danych osób. Nie potrafią wspólnie pokornie stanąć przed Bogiem i przebaczając sobie słabości, zranienia, przykrości, przyznać się przed Bogiem i sobą do różnych rzeczy. A nawet jeśli przyznają się słowami, to nie ma wewnętrznego przebaczenia.

W związku z tym nadal to zranienie, ta krzywda w środku tkwi – niczym jątrząca się rana. Nadal jest to bolesne miejsce. Bóg jest w stanie tę drzazgę wyjąć, a ranę uleczyć. Człowiek często nie jest w stanie tego zrobić. Ale dusza musi prosić Boga, by pomógł jej pokonać te słabości; by mogła pokornie przyjąć, że je ma. Przyjęcie prawdziwie swoich słabości, oznacza, że dusza pokornieje wobec innych. Polega to na tym, że dusza przestaje wytykać im ich słabości. Nawet jeśli nie czyniła tego słownie, ale chociażby wzrokiem, mimiką twarzy, niewinnym dowcipem czy komentarzem skierowanym do kogoś innego. Każde spojrzenie, w którym wyrażamy dezaprobatę wobec czyjejś słabości, każdy „niewinny” żarcik czy ocena gdzieś tam na boku, choć wydawałoby się, ze to nic takiego – wszystko to jest złem otwierającym drogę szatanowi. On korzysta z najmniejszego drobiazgu. Nawet jeżeli w twoim spojrzeniu jest brak miłości, natychmiast wykorzysta to szatan – w twoim sercu i w innej osobie, która to spojrzenie uchwyciła. I jątrzy – tworzy atmosferę nieufności, podejrzliwości, zazdrości – w zależności od tego czego sprawa dotyczy i jakie są serca, bo szatan posługuje się słabościami danego serca. On będzie wiedział, w jaki sposób to spojrzenie wykorzystać w słabościach innej duszy, aby i w niej dokonało zła. Szatan to wie.

Bardzo dużo złego miało miejsca w tej Wspólnocie. Słuchając pouczeń, konferencji, dusze wydawały się mocne. Ale w dużej mierze było to w sferze umysłu. Należałoby powrócić do serca, uklęknąć przed Bogiem i prosić Go, aby pokazał nam prawdę o nas samych. Dusza często tak się zapędzi, że już nie widzi, jest ślepa. W takiej sytuacji nie chodzi o to, by ktoś jej coś wytykał, ale by ona sama zastanowiła się nad sobą – w którym miejscu zabrakło miłości.

To że Bóg wybrał takie właśnie grono, nie jest przypadkiem. Bóg uznał, że właśnie te osoby posłużą Mu do rozpoczęcia wielkiego Dzieła. Te osoby mają odpowiednie zdolności, umiejętności, serca i charaktery. Te osoby. Bóg zna nasze słabości i wie wszystko o każdym z nas. Ale On nie jest stojącym policjantem, strażnikiem, żandarmem. On jest Miłością, która przenika, daje ciepło, bezpieczeństwo; która otwiera drzwi przed duszą i pomaga. Zaprasza do Bożego Serca, aby w Nim ukryć każdego i by wszyscy razem mogli towarzyszyć Mu w przeprowadzaniu tego wielkiego Dzieła.

Spojrzenie na siebie i innych przez pryzmat miłości daje tę możliwość, że człowiek zaczyna widzieć różnorodność, która jest cenna. Do tej pory spostrzegana była jako coś negatywnego. A różnorodność jest bogactwem. Kiedy patrzy się oczami Boga, widzi się piękno duszy – każdej. Dla Boga piękną jest i ta, której nie zamykają się usta, i ta, która cały czas milczy. Piękna jest ta, która w sposób chaotyczny wyraża swoje myśli i uczucia, i ta, która czyni to w sposób przemyślany. Trzeba spojrzeć oczami Boga. Wtedy naprawdę wszystko widać inaczej. Technik od oświetlenia mógłby nam wiele na ten temat powiedzieć. W zależności od reflektora, jego barwy, można wydobyć na scenie różne kolory. I zmienia się atmosfera, nastrój – w zależności od tego jakim światłem i z której strony oświetlisz. Boża miłość daje takie światło, że widzi się piękno. I człowiek zachwyca się nim. Jego spojrzenie zbliża ludzi, a nie dzieli. Sprawia, że zaczynają wspólnie czynić dobro.

I my prośmy Boga o takie spojrzenie na siebie samych i na siebie nawzajem. Byśmy prosili również o wiarę i uwierzyli w końcu, że Bóg nas wybrał, połączył; że wie, co czyni. To nie przypadek. Bóg każdego z nas przygotował wcześniej – nasze rodziny, pokolenia. Choć my tego nie rozumiemy, choć rozum może nam mówić co innego, Bóg nas wybrał. I my też tego potrzebujemy – dla własnego zbawienia chociażby. Ale to nie oznacza, że człowiek ze sobą może już nic nie robić. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa praca nad sobą, kiedy człowiek decyduje się na służbę Bogu. Tak naprawdę wszelka służba Bogu – to głównie praca nad swoim sercem, charakterem. Jest to najcięższa praca, najtrudniejsza. Żadne treningi różnych sportowców – Choćby najdłuższe i najcięższe – nie mogą równać się z tą pracą, jaką podejmuje dusza decydująca się na służbę Bogu.

We wszystkich waszych działaniach, pracach, wysiłkach błogosławię wam. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>