Rekolekcje – dzień trzeci

Jesteśmy tymi, którzy pragną towarzyszyć Jezusowi w najtrudniejszych dla Niego chwilach, a zarazem najważniejszych dla całej ludzkości. Trwajmy przy Nim! Bądźmy na Golgocie z miłującymi sercami! Nie starajmy się towarzyszyć Jezusowi poprzez swoją mądrość, ale starajmy się być sercem. Wystarczy kochać, nie potrzeba wiele słów, mądrych zdań. Przed Jezusem nie trzeba wykazywać się czymkolwiek. On jedynie pragnie miłości. Teraz, gdy wisi na Krzyżu, potrzebuje jej szczególnie. Więc złączeni razem obejmijmy Go miłością i spróbujmy towarzyszyć Mu do końca.

Rozważanie – Śmierć Jezusa

Dla Jezusa zaczęły się długie godziny wielkich męczarni i długie konanie. Wydawało się, że i Niebo nie może patrzeć na tę mękę. Słońce przysłoniło swoje promienie. Zrobiło się ciemno. Ludzie trwożliwie patrzyli wokół – patrzyli w Niebo, na siebie nawzajem. Niektórzy zaczęli kojarzyć to dziwne zjawisko z Męką Jezusa, z Jego ukrzyżowaniem i zaczęli wymawiać faryzeuszom, kapłanom, że źle postąpili, że zabijają niewinnego Człowieka, za którym ujmuje się Bóg. Ale faryzeusze, kapłani, choć ich serca nieco zaniepokoiły się, nie okazywali tego po sobie. Nadal z wielką pychą drwili z Jezusa, nadal Go obrażali, nadal wykrzykiwali do Niego obraźliwe zdania. Posługiwali się nawet słowami z Pisma, aby Go obrazić, wyśmiać. Ileż pychy było w tych sercach! Że też Boga się nie bali! Choć nie wypowiadają Imienia Bożego, to używają słów Bożych, by Boga obrazić, poniżyć.   

Przyroda zachowywała się dziwnie. Widać było strwożone ptaki, które siadały na wzgórzu. Było ich bardzo dużo. Dziwne było zachowanie tych ptaków i całej przyrody. Powiał wiatr. A Jezus wisiał na Krzyżu w straszliwych męczarniach. Nie da się opowiedzieć całego Jego bólu, cierpienia, ponieważ nie da się tego przyrównać do czegokolwiek, co człowiek zna z własnego doświadczenia. Wystarczy powiedzieć, że każdy inny człowiek już dawno umarłby z bólu, z upływu krwi, z osłabienia, z wycieńczenia. Organizm nie wytrzymałby takich tortur, psychika nie zniosłaby tego. To miłość Boża podtrzymywała Serce Jezusa, niewyobrażalnie wielkie pragnienie, by uratować ludzi. Jakimś odpowiednikiem Bożej miłości jest miłość matczyna, choć nie pokazuje jej w pełni. Każda matka zdolna jest zrobić wszystko, by ratować swoje dziecko. Oddałaby własną krew, gdyby dziecku trzeba było ją przetoczyć. Zdolna jest do każdej ofiary, aby dziecko żyło. Skoro matka zdolna jest do wszystkiego z miłości do swojego dziecka, o ileż bardziej Bóg, który zrodził każdego człowieka z miłości! Każda dusza jest szczególnie umiłowaną, upragnioną, wyczekiwaną, zaplanowaną przed wiekami. Przed wiekami Bóg widział każdego z nas. Każdy z nas ma już przygotowane miejsce w Niebie i każdy z nas ma jedno miejsce dla siebie przeznaczone w Sercu Bożym. Ta miłość dawała Jezusowi siłę do trwania na Krzyżu, do znoszenia cierpienia. A znosił je z wielką łagodnością i pokojem.

Żydzi przygotowywali się do pamiątki wyjścia z Egiptu. Krew baranka miała chronić właśnie ich. Niezwykłe było to, że właśnie w tym czasie zabijano baranka paschalnego. Nie wiedzieli, że tu na Golgocie jest prawdziwy Baranek i że Jego Krew gładzi wszystkie grzechy i wyprowadza ich wszystkich z niewoli grzechów. Wprowadza w nowe życie obfitujące w wielką łaskę, bo jest to życie Boże. Żydzi przelewali krew baranka, wyznawali swoje grzechy i nie mogli uczynić nic więcej. A OTO TU NA GOLGOCIE BYŁ TEN, KTÓRY NA SIEBIE WZIĄŁ WSZYSTKIE GRZECHY I KTÓREGO RAZ PZRELANA KREW OCALIŁA OD ŚMIERCI WSZYSTKICH – całą ludzkość.

 Stańmy u stóp Krzyża! Wpatrujmy się z miłością w Jezusa i pozwólmy, aby Jego Krew spływała na nas – Krew ocalenia, Krew wyzwolenia, Krew, która przemienia nas z niewolników w wolny lud, w synów Bożych. STAŃMY BLISKO KRZYŻA! PRZYTULMY SIĘ DO NIEGO! Chociaż pierwszym motywem zbliżenia się do Krzyża jest pragnienie trwania z Jezusem, aby kochać Go, to jednak, gdy jesteśmy blisko Krzyża, gdy tulimy się do Niego, to my otrzymujemy to, czego potrzebują nasze serca. Tak naprawdę, to my potrzebujemy być blisko Krzyża. To nasze serca potrzebują otwierać się na Mękę Jezusa. To nasze dusze żyją dzięki Krzyżowi i potrzebują go. Tylko wtedy, gdy dusza trwa w bliskości Krzyża, gdy z miłością otwiera się na Krzyż Jezusa, dostępuje wielu łask, otwierających ją na rzeczywistość Boga. Z Krzyża płynie na duszę życie Boga, a wraz z nim Jego mądrość. Dusza otrzymuje poznanie Boga. Zaczyna pragnąć zbliżać się do Niego jeszcze bardziej i jednoczyć się z Nim. To z Krzyża płynie cała prawda, jej poznanie i zrozumienie. Trwając pod Krzyżem dusza zaczyna rozumieć sens i cel swego życia.

Dlaczego tak wielu ludzi wierzących żyje w smutku? Dlaczego trudno im zobaczyć sens życia? Dlaczego pokonują ich przeciwności? Dlaczego pomimo deklarowanej wiary, oni nie odnajdują celu życia? Bo czynią coś, co przekreśla tę możliwość – odwracają się od Krzyża. Nie przyjmują krzyża, bo go nie akceptują. Boją się go. Nie otwierają się na to, czym jest krzyż. Lękiem napawa ich cierpienie, więc wolą na nie nie patrzeć. I zachowują się w dużej mierze jak dzieci, którym wydaje się, że jeśli zakryją rączkami oczy, to tego, czego się boją, już nie ma. Dopiero krzyż nadaje sens życiu. Przedstawia wszystko w odpowiednim świetle, ustala hierarchię wartości i nadaje cenę wszystkiemu. Są rzeczy i sprawy bezcenne i takie, które nie warte są grosza. Trzeba otworzyć się na krzyż, aby otrzymać łaskę i zrozumienie. Dopiero wtedy dusza zaczyna widzieć, jak wielką, niepojętą łaską jest fakt, iż Bóg zaprasza ją pod Krzyż; jak niezwykłą łaską jest możliwość uczestniczenia w Męce Jezusa, możliwość rozważania Jego Męki. A gdy Bóg udziela łaski, że dusza wchodzi w rzeczywistość duchową, przenoszona jest do Jerozolimy i rzeczywiście w sposób duchowy jeszcze pełniej uczestniczy w całej Drodze Krzyżowej, dopiero wtedy widzi, jak jest umiłowana, jak jest obdarowywana z miłości.

Aby tego doświadczyć trzeba stawać pod Krzyżem. Nie zniechęcać się, jeśli serce nic nie czuje. Trzeba wierności i wytrwałości, a Bóg nagradza tę wytrwałość i obdarza cudownymi łaskami. Nie zrażajmy się, jeśli wydaje się nam, że nasze serca nic nie czują, nasze oczy nic nie widzą.  Nie przychodzimy pod Krzyż do Jezusa, aby czuć i widzieć, ale by wyrazić swoją miłość do Niego i by przyjąć Jego miłość. Niektórzy traktują modlitwę jak tort. Chcą nieustannie smakować słodyczy, zajadać się kolejnymi kawałkami tortu. I jeszcze wybierają sobie: góra, dół, taki, a taki smak… Nie przychodzą pod Krzyż dla Jezusa, tylko dla tych kawałków tortu. To jest bardzo niedojrzała postawa. TY MASZ PRZCHODZIĆ POD KRZYŻ, ABY KOCHAĆ. A miłość jest oddaniem, wyrzeczeniem, ofiarą.

Więc i teraz stawaj pod Krzyżem. Nie dlatego, że ogarnia cię wzruszenie, nie dlatego, że wczoraj, przedwczoraj coś czułeś i było ci tak przyjemnie, ale stawaj, bo Bóg udziela ci niezwykłej łaski. Wisi na Krzyżu i zaprasza ciebie, abyś w tym uczestniczył. Dokonuje Zbawienia ludzkości i chce, abyś ty miał w tym swój udział. A Zbawienie ludzkości nie było rozkoszą, tak jak rozkoszą dla podniebienia jest zjedzenie tortu. Było cierpieniem; z miłości, ale cierpieniem.

Około trzech godzin trwa straszna męka Jezusa na Krzyżu. Około trzech godzin męczarni nie do wypowiedzenia. Jezus powoli umiera, ale cierpi przy tym ogromnie. Doznaje od ludzi ciągłych słownych ataków. Ciągle doznaje obrażania, agresji słownej, złości, nienawiści, ciągle Mu złorzeczą. Nie wystarczyło im, że zadali Mu tyle cierpienia, że w końcu Go ukrzyżowali. Kiedy już wisząc na Krzyżu umiera, jeszcze krzyczą. Dzieje się tak dlatego, bo oni w swoich wnętrzach czują, że Jezus jest kimś innym niż oni twierdzą. Uznają Go za zwykłego człowieka, w dodatku kłamcę, bluźniercę, ale wewnętrznie czują, że jest Kimś wyjątkowym. Gdzieś tam w głębinach serc przeczuwają, że może być Mesjaszem i to im nie daje spokoju. Wiec poprzez złośliwe, wulgarne, obraźliwe słowa zagłuszają własne sumienia. Udowadniają sobie i innym, że to oni mają rację. Ale, im głośniej krzyczą, tym bardziej czują niepokój.

Zauważmy, że każdy z nas, kiedy robi coś przeciwnego Bogu, czuje, że źle postępuje i często zagłusza wyrzut sumienia poprzez tłumaczenie, głośne mówienie o tym, szukanie przeróżnych argumentów. Przed sobą samym i przed innymi udowadniamy, że dobrze postępujemy. Ale im więcej o tym mówimy, niepokój jest większy. Jezus nie złościł się na ludzi. Nie odgrażał się, niczego nie udowadniał. On się modlił. Chwilami było nawet słychać, że modli się słowami z Pisma, słowami Psalmów. To jeszcze bardziej niektórych wprawiało w zdumienie, u innych budziło niepokój, wywoływało złość. Mimo, że Jezus doświadczał ogromu nienawiści, złośliwości, modlił się do Ojca, aby każdemu z tych ludzi Bóg Ojciec przebaczył, bowiem oni nie wiedzą, co czynią. W obliczu tak wielkiego bólu i cierpienia niezwykłą jest postawa Jezusa. Rzadko który człowiek jest w stanie wznieść się ponad słabość ludzką, ponad swoje człowieczeństwo, by w niemalże Boski sposób przebaczyć. Ale takie przypadki były w historii.

Wśród ludzi, wśród ciekawskich, wśród żołnierzy, faryzeuszy, kapłanów też były osoby, które miłowały Jezusa. Stały nieco na uboczu, trzymały się razem przerażone tym, co się wydarzało, cierpiące razem z Jezusem, współczujące. Patrzyły na Jezusa, a ich serca były pełne bólu. Te serca chwilami już zaczynała dotykać rozpacz. Nie mogli uwierzyć. Ten, pełen mocy, Ten, który wszystko mógł uczynić, który w ich życie wniósł taką nadzieję, tyle ufności – jest bezbronny. Poprowadzony na rzeź jak baranek i nie czyni niczego, aby obronić się. Dlaczego? Ten, który obdarzał ich miłością, teraz umiera z powodu nienawiści ludzkiej i to często nienawiści tych, którzy doznali od Niego dobra, miłości.

Maryja patrzyła na swojego Syna. Nie była w stanie już myśleć o niczym innym, tylko błagała Boga, aby pozwolił Jej połączyć się z Jezusem. Chciała umierać razem z Nim. Byli złączeni przez całe życie. Nie wyobrażała sobie życia bez Niego. Nie wyobrażała, że On odejdzie bez Niej, że nie będą już razem. Jego Męka była Jej męką. Czuła ją dokładnie w całym swoim ciele. Dlaczego więc Bóg nie chce pozwolić Jej umrzeć razem z Nim, razem z Jej Synem? Nic nie widziała oprócz Jezusa. Nie czuła niczego, oprócz cierpienia. Nie pragnęła niczego, tylko połączyć się z Jezusem tak, aby do końca doświadczać tego, co On. Do końca!

Stając pod Krzyżem, kochajmy Go! Otwierajmy serce na Jego cierpienie! Módlmy się o bliskość, o zjednoczenie z Nim! Nie musimy wypowiadać różnych próśb, On wszystkie zna. Nie wyliczajmy przed Nim swoich potrzeb, On wie o wszystkich. Jeśli chcemy okazać miłość, módlmy się do Boga o zjednoczenie naszych serc z Jego Sercem ukrzyżowanym; o to, byśmy mogli z Nim współcierpieć, byśmy mogli razem z Nim zawisnąć na Krzyżu.

Zbliżał się czas, kiedy, Jezu, miałeś opuścić swoją Matkę. Straszliwy to czas dla Matki. Maryja widziała, że coraz trudniej Mu się oddycha. Widziała, jak się dusi, próbuje podciągnąć się na ramionach, podpiera się nogami, aby zaczerpnąć powietrza. Widziała, jak Jego Ciało zmienia kolor. Widziała, że wypłynęło z Niego już tyle Krwi i Ciało zrobiło się już bardzo blade. Widziała, jak w nienaturalny sposób opuszczała się przepona – nierówno, dziwnie, a skóra zapadała się gdzieś pod żebrami. Jezus wydawał dźwięki, coś w rodzaju charczenia. Jego oczy, pełne bólu, pełne miłości patrzyły na Matkę. Jeszcze wtedy myślał o Niej. Modlił się za wszystkich ludzi i połączył Ją z każdą duszą, czyniąc Matką każdego człowieka. Oddał swoją Matkę pod opiekę Jana. Jakiż ból poczuła Maryja, wiedząc, że oznacza to już bliskie Jego odejście? Widziała Jego smutek, czuła Sercem, jak bardzo cierpi Jego Serce. Czuła, że jest samotny, choć była przy Nim Ona, byli przyjaciele. Nie mogła Go wziąć w objęcia, nie mogła przytulić, głaskać Go po głowie tak, jak to czyniła zwykle. Ale czuła, że i to nie pomogłoby Mu. On czuł samotność, opuszczenie od swego Ojca! Czuła Sercem Jego opuszczenie. To poczucie opuszczenia było tak strasznym bólem dla Serca Jezusa, iż dopełniło wszystkich cierpień. Zadało Mu ostateczny cios, cierpienie, którego nie da się opisać, ale które tak cennym jest dla każdego z nas, dla każdej duszy. Każdy z nas może jednoczyć się z Jezusem we własnym poczuciu opuszczenia od Boga i może ufać, że nie jest pozostawiony sam sobie. Za sprawą cierpienia Jezusa nikt z nas nigdy nie jest samotny. Choćby największe ciemności, choćby największy strach, zawsze Bóg Ojciec jest przy swojej umiłowanej duszy. To tylko ciemność dotykająca oczy duszy, ale Bóg Ojciec jest.

Stańmy przy Jezusie, który doświadcza tego opuszczenia, straszliwej ciemności, ogromnej samotności, bo właśnie w tym momencie spływają na nas niezwykłe łaski. Jezus oddaje wszystko nam. Wszystko!

I oto staje się to, na co Jezus przyszedł na świat. Oto dokonuje się w pełni odwieczna zapowiedź. Jezus w ogromnym cierpieniu oddaje Ducha Ojcu. Serce Maryi zdaje się, że zatrzymało się. Jednak w tym wydarzeniu nie jest istotne Jej Serce, bo nie jest ważnym, że to Jej Syn. Nie dla Niej się narodził, nie dla Niej żył, nigdy nie był Jej własnością. Ona wiedziała od początku, że przychodzi na świat, by wypełnić wolę Ojca.

Spójrzmy na Jezusa. Jego cierpienie, Jego śmierć jest źródłem niewyobrażalnej łaski i dla nas. On nam oddaje swoje życie. Więc w momencie Jego śmierci nasze dusze napełnione są największym szczęściem, bowiem wprowadzane są już w przedsionki Nieba. To szczęście doświadczały dusze, które od wieków oczekiwały na ten moment w Otchłani. One to dobrze rozumiały. My, którzy narodziliśmy się już po Zmartwychwstaniu Jezusa i którzy wzrastaliśmy w mądrości Kościoła, w jego nauce, inaczej na to patrzymy. Nie rozumiemy tak naprawdę do końca swego szczęścia, bo nie musieliśmy czekać na przyjście Mesjasza.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, aby zrozumieć swoje szczęście, aby zrozumieć w pełni, co uczynił Jezus, czego dokonał dla każdego z nas, aby w Krzyżu odnaleźć istotę swego przyjścia na świat, powołania, istotę celu swojej drogi.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, aby poznawać Jezusa, aby zbliżać się do Niego, aby poznając kochać jeszcze bardziej i jednoczyć się z Nim.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, aby nasze serca pragnęły uwielbiać Jezusa, aby widziały w Nim Króla, Boga.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, aby oddawać Mu cześć, chwałę, aby Go uwielbiać.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, bo tu jest źródło życia, miłości, wieczności, szczęścia, pokoju, radości, uzdrowienia, wszystkiego. Bez Krzyża, bez Zmartwychwstania życie nasze nie miałoby sensu.

- STAWAJMY POD KRZYŻEM, ADORUJMY JEZUSA UMIERAJĄCEGO I CZERPMY Z JEGO MĘKI I ŚMIERCI! Uświadamiajmy sobie, jak ważna jest Jego śmierć dla nas. Radujmy się poprzez łzy, bo oto nadchodzi wyzwolenie. Oto nadchodzi życie, wolność! Niebo zniża się do samej ziemi, obejmuje ją, wprowadza w wieczność.

Konferencja – Niezwykła łączność Zwiastowania z Golgotą

W Kościele radosną jest Uroczystość Zwiastowania i trudno na pierwszy rzut oka zobaczyć niezwykłą łączność pomiędzy Zwiastowaniem a Golgotą. A jednak spróbujmy dzisiaj zobaczyć, że te dwie rzeczywistości przenikają się. Bez Zwiastowania nie byłoby Golgoty, Zbawienia, ale bez Golgoty fałszem byłoby Zwiastowanie.

Anioł przychodzi zwiastować niezwykłą wiadomość: Bóg zstąpi z Nieba. Zstąpi po to, aby dać na nowo życie człowiekowi. Bóg pytał Maryję o zgodę i dopóki nie wypowiedziała jej, niczego nie dokonywał. Wiedział, że tę zgodę wyrazi, ale tak bardzo szanuje wolność, jaką obdarzył Ją i każdego człowieka, że pytał o zgodę. W momencie zgody rozpoczęło się już bezpośrednie Dzieło Zbawienia. Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce od Zwiastowania były tylko konsekwencją, a jednocześnie prowadziły na Golgotę.  Mimo, że w samym Zwiastowaniu, później w Narodzeniu, w pierwszych latach życia Jezusa, trudno jest zobaczyć Golgotę, Mękę, Krzyż, Dzieło Zbawcze, to jednak wszystko prowadziło do realizacji tego Dzieła. Wszystko już było Dziełem Zbawczym. Bóg posyłając Anioła do Maryi, zwiastując Jej tak niezwykłą Nowinę, zapraszał do Dzieła Zbawczego. Maryja wyraziła zgodę i ta zgoda wprowadziła Ją w samo centrum.  Ona nie czyniła niczego bezpośrednio w tym Dziele. Nie Ona była Zbawicielem, nie Ona przyszła odnowić życie w narodzie wybranym, nie Ona przyszła go wybawić. Jednak poprzez zgodę na wolę Boga, została umiejscowiona w środku wydarzeń zbawczych; poprzez samą zgodę, mając ogromny wpływ na te wydarzenia.

Zwiastowanie jest już zapowiedzią właśnie dokonującego się Zbawienia i wprowadza na Golgotę. Zgoda Maryi wprowadziła Ją na drogę Golgoty. Patrząc na życie, jakie wiodła, można je przyrównać do Drogi Krzyżowej, bo nieustannie otwierała się na wolę Bożą, depcząc wszystko to, co było Jej, co ludzkie i przyjmując nieustannie to, co Boże, realizując Boży plan, wypełniając wolę Bożą. Maryja patrzyła na to trochę inaczej. Pragnęła wypełniać wolę Bożą. Czyniła to z miłości do Boga i wszystko przyjmowała jako Jego dar dla Niej, dla Ich Rodziny. Mając świadomość, Kim jest Jezus i powoli mając uświadomione Jego Dzieło Zbawcze, przyjmowała krok po kroku, sekunda po sekundzie każdą sytuację jako już wypełniające się powoli Dzieło Zbawcze. Rezygnując z samej Siebie, ofiarowując Siebie Bogu, nie traktowała tego jako ciężaru, jako ofiary, którą ponosi ponad własne siły i możliwości. Miłość Maryi do Boga sprawiała, że wszystko, co czyniła było pragnieniem wypełnienia woli Bożej, podyktowane było tym pragnieniem. Ze spokojem serca przyjmowała wszelkie trudności i przeciwności. Zanurzona w Bogu trwała w Jego pokoju coraz bardziej świadoma Dzieła, w którym przyszło Jej uczestniczyć. Coraz bardziej czuła powagę całej sytuacji. Nieustannie rozmyślała. Znając wiele fragmentów Pism, widziała ich wypełnianie się. Wszystko działo się na Jej oczach.

Zwiastowanie było żywe w Sercu Maryi nieustannie, a tym bardziej stawało się żywym, stawało się prawdą, tym bardziej zadziwiało Ją, im było bliżej Krzyża, im bardziej zbliżało się do wypełnienia misji Jezusa. W momencie Zwiastowania Duch Święty nakreślił przed Maryją Jej drogę. W jakimś stopniu rozumiała, ale potem dzień po dniu coraz jaśniejszym stawało się dla Niej, czego ma dokonać Jezus, a w czym Ona, jako Matka, będzie uczestniczyć. Zwiastowanie towarzyszyło Jej właściwie przez całe życie, ponieważ podczas tego wydarzenia wypowiedziane były najważniejsze słowa dla Jej Serca, a Jej Serce odpowiedziało na te słowa. I każda kolejna sekunda była konsekwencją podjętej decyzji, a więc realizowały się słowa, które usłyszała podczas Zwiastowania. Tak więc wybrzmiewały one nieustannie nade Nią, powoli stając się Ciałem. W pełni zrealizowały się na Golgocie. Wtedy w pełni jasnymi stały się dla Maryi słowa Anioła zwiastującego niezwykłą wieść. Trudne to jest do zrozumienia, ale właśnie na Golgocie wypełnia się całkowicie Zwiastowanie. Maryi „tak” dokonuje się na Golgocie do końca.

A jednak to nie Maryja była Mesjaszem, Zbawicielem. Ona tylko uczyniła miejsce Bogu w swoim Sercu. Dała swoje ciało na mieszkanie dla Niego i pozwoliła, aby Bóg pokierował całym Jej życiem, z miłości do Niego, godząc się na wszystko. To Jezus, będący Owocem tej zgody z miłości uczynionej, jest Zbawicielem. On zrealizował słowa, wypowiedziane przez Anioła podczas Zwiastowania. Maryja dziękuje Bogu, wielbi Go i wysławia za Jego dobroć, za Jego miłość i miłosierdzie, jakie okazał Jej i całej ludzkości. Czuje się wyróżniona za łaskę bycia Matką Boga, a  jednocześnie w pełni jest świadoma, że to Bóg Ją nią uczynił; że ze względu na Dzieło Zbawcze to sprawił, nie ze względu na Nią. Bóg na Golgocie, czyniąc Maryję Matką wszystkich ludzi, nadał rangę Jej macierzyństwu, podniósł Ją do tej godności, ale uczynił to Bóg. Ona jedynie przyjmowała Jego wolę. Przez Niego wywyższona, obdarowana, przez Niego napełniona łaską, otwarta całkowicie, pozwoliła, aby ta łaska przepływała przeze Nią na cały świat. Maryja Bogu oddaje chwałę za całe Dzieło Zbawcze i Jego uwielbia nieustannie. Każdą sekundę swego ziemskiego życia oddaje Mu z wielką radością i wdzięcznością w Sercu i za każdą wielbi Go. Żyje, istnieje tylko dzięki Niemu. Jest tym, kim jestem, tylko dzięki Niemu. A w dodatku On umieścił Ją w samym centrum wydarzeń zbawczych, a to jest największym wyróżnieniem, łaską i wyrazem miłości Boga.

Przeżywając Zwiastowanie i my możemy wyrazić swoją zgodę na powołanie. Wyrażenie zgody umieści nas w Dziele Zbawczym. Poprzez jednoczenie się z Jezusem, miłosne trwanie u stóp Jego Krzyża będziemy znajdować się w samym centrum. Nie ze względu na jakieś nasze czyny, naszą moc czy zdolności, ale poprzez zgodę na wolę Bożą, poprzez umiłowanie Boga. A być w centrum, uczestniczyć w tych wydarzeniach to jest coś największego, najwspanialszego, najcudowniejszego. Niebywała to łaska i wywyższenie dla duszy.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu, aby Duch Święty poprowadził je ku wypełnianiu woli Bożej.

Modlitwa

Wszystko jest Twoim wielkim darem, we wszystkim widzę Twoją łaskę, doświadczam Twego błogosławieństwa. Dziękuję Ci, Jezu za to, że przychodzisz do mnie pod Eucharystyczną Postacią. Miłuję Ciebie, który przyjmujesz tak maleńką, kruchą Postać. Patrząc Jezu, na Ciebie, widzę wielkiego Boga. Wpatrując się w biel Hostii, widzę, Jezu, Twój Krzyż i Krew. Chyląc przed Tobą czoło, czuję jak obejmuje mnie Twoja moc, Twoja Potęga i oddaję Ci pokłon, bo jesteś Królem moim. Ofiarowuję się Tobie jako Twoja własność. Pragnę Ci służyć całym sercem. Chcę we wszystkim należeć do Ciebie i wypełniać Twoją wolę jak najlepiej. Dziękuję Ci, Jezu za to, że przychodzisz do mnie; za to, że przychodzisz do mego serca i mego ciała, że wypełniasz mnie i jednoczysz ze Sobą w sposób tak cudowny, doskonały. Dziękuję Ci, że godzisz się być pod Postacią Hostii, że nie ukazujesz się w pełni swej chwały i potęgi, ale pokorny, cichy przychodzisz do mnie i delikatnie dotykasz serca. Przychodzisz cały i przebóstwiasz mnie przemieniając całą moją rzeczywistość. Stwarzasz mnie od nowa – dziękuję Ci, Jezu!

Panie mój, wszystko dzisiaj prowadzi mnie na Golgotę – Uroczystość Zwiastowania, Twoja Męka, Ty Sam wystawiony na Ołtarzu. Widzę, Jezu, Twój Krzyż i Ciebie na Krzyżu. Gdy patrzę na Ciebie, w moim sercu płonie coraz większy ogień miłości. Rozpalam się miłością tak bardzo, że gotowy jestem, Jezu, na wszystko dla Ciebie. Wiem, trochę podobny jestem do Piotra, który najpierw zapewnia Cię o miłości, a potem zdradza. Ja też upadam i to o wiele częściej niż on. Ale w tym momencie, Jezu, kiedy przyszedłeś do mego serca, dotknąłeś go, otworzyłeś oczy mojej duszy i pozwoliłeś oglądać swoją rzeczywistość, o mój Panie, jestem cały szczęśliwy, cały kocham. I w takich chwilach, Boże mój, kiedy porywasz moją duszę, kiedy zabierasz ją do przedsionków Nieba, pragnę oddać Tobie życie, poświęcić się w pełni dla Ciebie. Boże, to najcudowniejsze chwile! Wtedy czuję, że kocham. I zaczynam widzieć od innej strony wartość życia. Wtedy, Panie mój, to życie widzę w Krzyżu. Zaczynam dostrzegać niezwykłą wartość Krzyża. Widzę dusze spragnione, dusze potrzebujące, dusze biedne, które tak bardzo potrzebują krzyża. Jakże często nie wiedzą o tym i bronią się przed nim, a nie wiedzą, że ich nieszczęście, ich rozpacz płynie z odwrócenia się od krzyża, z nieprzyjmowania krzyża.

Cały, Panie, oddaję się Tobie. Cały oddaję się Krzyżowi, cały przytulam się do niego i proszę, aby Twój Krzyż przeniknął mnie, wypełnił mnie. Proszę, abyś tak zjednoczył mnie ze Sobą, by Twoje życie było we mnie – Twoja Krew, Twoje tchnienie, Twoja myśl i Twoja wola. Pragnę, abyś mnie przemieniał w Siebie, Jezu. W tym widzę moje największe szczęście. W tym są moje pragnienia i moje tęsknoty. Nic innego nie przedstawia dla mnie wartości. Wszystko inne przestało już mnie interesować, Panie mój, tylko Ty. Ciebie kocham, Tobie ufam, za Tobą idę. Ciebie pragnę, na Ciebie otwieram się cały, Tobie się ofiarowuję. Chcę Ci służyć. O, Panie, przyjmij małą słabą duszę. Przyjmij to moje „nic”. Przyjmij, Jezu, bo bez Ciebie już nie chcę żyć.

Proszę, niech znakiem Twego przyjęcia mojej duszy, że przyjmujesz moje oddanie, ofiarowanie się Tobie, moje pragnienie służenia Tobie, zjednoczenia się z Tobą, będzie Twoje błogosławieństwo. Panie, szczęściem moim będzie widzieć, jak czynisz nade mną znak Krzyża. Z Hostii popłynie na mnie Twoja łaska. Ja to wiem, wierzę w to, ale i dajesz mi to widzieć oczami serca. Miłuję Ciebie, Hostio Święta!

Refleksja

Już niedługo najpiękniejszy czas, czas przepełniony miłością niepojętą, jakiej nie zna świat i nie rozumie. Odpowiadajmy na zaproszenie Jezusa i trwajmy razem z Nim. Ze wszystkich sił starajmy się, by po prostu kochać, by być na Golgocie. Starajmy się rozważać w swoim sercu, co jest ważne, a patrząc na Krzyż, umiłujmy Krzyż tak bardzo, abyśmy nie mogli się już od niego oderwać. Ileż łask płynie na dusze, które po prostu wybierają krzyż!

Panie, jak piękny jesteś na Krzyżu! Jak piękna jest miłość Twoja spływająca z Krzyża! W jak niepojęty sposób umiłowałeś dusze! Udziel im łaski, aby mogły zobaczyć, choć trochę tego piękna i mogły zrozumieć, co rzeczywiście, naprawdę liczy się w życiu. Niech przemieni się ich wartościowanie, spojrzenie na wiele rzeczy, aby mogły przenikać swoją duszą istotę spraw.

Wystarczy uwierzyć, wystarczy pójść za głosem miłości. Może ktoś z nas spróbuje? Niech nasze serca otworzą się na miłość.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Jedna myśl nt. „Rekolekcje – dzień trzeci

  1. Przez kilka lat słyszałem w sercu zaproszenie do współzbawiania świata. Niewiele rozumiejąc odpowidziałem Bogu i wyraziłem pragnienie przyjęcia krzyża, Bóg natychmiast odpowiedział. To Dzieło jest dane Kościołowi z „wysokiej półki”. Jest dla tych, którzy pragną się uniżyć przed Bogiem. Piszę pragną, bo jest to możliwe tylko przez łaskę. Tylko Maryja i Jezus potrafili się uniżyć, całkowicie rezygnując ze swego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>