Październikowy dzień skupienia

Wprowadzenie

Wspólnie powoli wkraczamy na nową drogę, na której przytuleni do Bożego Serca będziemy poznawać Bożą wolę i coraz doskonalej będziemy ją realizować. To droga, na której dusza coraz bardziej otwiera się na Boże prowadzenie i z pokorą przyjmuje wszystko to, co odczuje, co doświadczy jako Boże wezwanie. Do tej pory staraliśmy się słuchać i żyć w zgodzie z pouczeniami. Każdego roku wchodziliśmy nieco głębiej w relacje duszy z Bogiem. Jednak były to relacje jeszcze zewnętrzne, a Bóg pragnie większego otwarcia się na Jego Serce, pragnie naszego wejścia w głąb Bożego Serca i naszego życia w samym Sercu Boga. Ten czas, który teraz przychodzi, choć będzie czasem pięknym, to jednak może też być czasem trudnym. Wymagać będzie od duszy dojrzałości, wiary i ufności. Trochę może to przypominać chodzenie po omacku, po wodzie, ale warto się na to zdecydować. Ten, kto nie spróbuje, nie zrozumie, jak pięknym może być spotkanie z Bogiem, jak piękną może być relacja duszy z Bogiem, która zdecydowała się uwierzyć w to, co niewyobrażalne, zaufać temu, co nie do pojęcia.

Życie duszy najmniejszej opiera się na ufności. Pierwszą podstawą, najważniejszą jest miłość, ale zaraz po miłości idzie ufność i wiara. Połączone razem pozwalają duszy najmniejszej iść stumilowymi krokami, wchodzić na najwyższe szczyty i osiągać Niebo. To jest przed nami – nie od razu do zdobycia, nie od razu do osiągnięcia, ale dobrze by było, aby w naszych sercach powstało pragnienie życia w większej bliskości z Bogiem, zagłębiania się bardziej w Jego istotę, Jego byt, otwarcia się jeszcze inaczej na Bożą rzeczywistość, w której przecież jesteśmy zanurzeni i przebywamy.

Zapraszam więc do przepięknego świata, który jest prawdą i jako jedyny jest wieczny. Niech nasze serca otworzą się, aby Duch Święty mógł wlać w nie pragnienie. Pozwólmy naszym duszom zatęsknić za tym, co jest ich ojczyzną. Ta tęsknota będzie porywać nas, pociągać. Będzie też siłą, dzięki której będziemy dążyć do celu.

Konferencja

Bóg miłuje naszą Wspólnotę i każdego z nas. Utworzył ją nie bez powodu. W tej Wspólnocie formuje nasze dusze. Z miłości do nas w tej Wspólnocie objawia swoją miłość. Pragnie, by każdy z nas poznał miłość Bożą, abyśmy byli szczęśliwi, święci. Pragnie dzielić się swoim szczęściem, którego doświadcza On Sam – po to nas stworzył i po to przyprowadził do tej Wspólnoty. Jednak każdy z nas to szczęście wyobraża sobie inaczej, a tylko Bóg wie, co jest prawdziwym szczęściem i w związku z tym tylko On zna drogę do tego szczęścia. Droga formacji jest właśnie tą drogą.

Każdego roku Bóg pogłębia relacje między Sobą a nami. Każdego roku wprowadza nasze dusze w głąb swego wnętrza. Formacja pozwala duszy zanurzać się coraz bardziej w Boże Serce. Bez tej formacji byłoby to właściwie niemożliwe, chociaż dla Boga rzeczy niemożliwych nie ma. Zdarzają się takie duszy, które Bóg obdarza szczególną, niezwykłą łaską i szybko wprowadza w same głębiny swego Serca. Niemniej jednak dusza taka otrzymuje łaskę, by to raptowne zanurzenie w Bogu przeżyć. My idziemy powoli. Powoli wkraczamy w Boże tajemnice, powoli zanurzamy się w głąb Bożego Serca. Nie jest to może wędrówka po linii prostej wprost do centrum, bardziej może droga spiralna, która powoli zbliża się do środka Bożego Serca, ale cały czas zdążamy do celu i cały czas jesteśmy w Bogu.

Bóg przemawia do nas językiem prostym, zrozumiałym dla nas, byśmy mogli jak najlepiej zrozumieć Jego Słowo, jak najlepiej otworzyć się na niezwykłe zaproszenie do życia w zjednoczeniu. A chociaż Bóg mówi językiem prostym, mówi o rzeczach wielkich. Na ile serce jest przygotowane, na tyle czerpie z tej wielkości. Oznacza to, że Bóg mówi nam o tajemnicach wielkich, ale nasze serca nie są gotowe zrozumieć je w pełni. Przyjmujemy maleńką cząstkę na tyle, na ile jesteśmy w stanie, a przed nami nadal ogromna część tajemnicy czeka jeszcze na odkrycie.

W życiu duchowym dusza przechodzi różne etapy. Bóg objawia jej Siebie, a ona przyjmuje tyle, ile i jak potrafi. Nieskończoność Boga i wielkość Jego tajemnicy pozostaje ta sama, a dusza stopniowo otwiera się na kolejną cząstkę tej tajemnicy. Większość dusz zatrzymuje się na pierwszym etapie, w którym niejako poznaje tajemnice Boże z wierzchu i angażuje swoje serce tylko w niewielkim stopniu. Otwiera się niewiele, można powiedzieć, że bardziej rozumowo przyjmuje pewne rzeczy. Są dusze, które spotkając się z Bogiem, przeżywają głębiej tajemnice Boże, niemniej jednak ich wiara w to, czego doświadczają nie jest aż tak głęboka i z czasem powracają na pułap bardziej intelektualny. Pamiętając o doświadczeniu, wiedząc, że jest to możliwe, żyją nadal powierzchownie, idą po powierzchni. Czasem wspomnienie doświadczenia bliskości Boga sprawia, że dusza chciałaby stale tego doświadczać i niektóre z nich zaczynają szukać tych doznań w książkach, czytając opisy doświadczeń duchowych u innych osób i przyjmują je za swoje. Wpadają w pewne złudzenie, że oto one tym żyją. Szkoda, bo przecież Pan Bóg nie chce, aby człowiek zajmował się jakimiś zastępnikami, bawił się obrazkami, np. obrazkami pięknych krain cudów natury. Pan Bóg chce, by człowiek to poznał osobiście. Aby zanurzyć się w takie krainy, potrzeba ufności i wiary. Zanim Bóg wprowadzać będzie człowieka w głębsze tajemnice, w cudowne krainy swego Serca, uczy duszę o miłości. Daje jej doświadczyć Bożą miłość, ale jednocześnie oczekuje od niej odpowiedzi, bowiem tylko dusza, która prawdziwie zapragnie kochać, która będzie pragnęła miłować Boga ponad wszystko, może przy wsparciu łaski odważyć się uczynić krok nad przepaścią. Wiele dusz Bóg powołuje do bliskości ze Sobą, poucza je o miłości, daje jej posmakować, zaprasza, woła, przynagla i dusze póki coś czują w swoim sercu, idą. Gdy przestają doświadczać, zachowują się różnie – jedne od razu się zniechęcają, inne popadają w popłoch, szukają tych doświadczeń. Ale są też takie, które pomimo wszystko dalej idą w głąb. W nich samych jest wiara, ufność, że kiedy przejdą te nieprzebyte puszcze, ogromne ciemności, gdzie nie dociera żaden promyczek słońca, to za tymi nieprzebytymi puszczami znajdą krainę, w której będą mogli obcować z Bogiem niemalże twarzą w Twarz.

My do tej pory szliśmy, doświadczając w swoim sercu wiele. Szliśmy słysząc pouczenia, ciesząc się Słowem Boga, Jego miłością, niemniej jednak chodziliśmy cały czas jeszcze po powierzchni. W tym roku Bóg w sposób szczególny otworzył przed nami swoje Serce i objawiał tajemnice swojej miłości. Jest to zaproszenie dla każdego z nas do głębszego zanurzenia się w Boże wnętrze, do życia w większej bliskości z Bogiem. Ale potrzeba, abyśmy odważyli się wejść w te nieprzebyte puszcze z zamkniętymi oczami, nic nie widząc, stanęli nad przepaścią i z ufnością uczynili krok naprzód. Prawdziwie zanurzyć się w głębokości Boga samego znaczy:

  • rzucić się w rozległą przepaść, której dna nie widać, nie widać końca;
  • pozwolić Bogu, aby uchwycił nas; by uniósł nas, dając nam skrzydła, byśmy mogli szybować czując jak wiatr smaga nasze twarze, czując ten wiatr na swoich ramionach, na swoim ciele, czując jak wiatr unosi nas wysoko.

Gdy dusza pozwoli Bogu prowadzić się w ciemnościach, gdy zaufa, gdy zrezygnuje ze wszystkich swoich zabezpieczeń, a więc swoich upodobań, zachcianek, różnych spraw, którymi zapełnia swoje życie codzienne, jeśli zrezygnuje ze wszystkiego, czego od niej będzie oczekiwał Bóg i zaufa, Bóg przed nią otworzy najcudowniejszy świat. W tym świecie żyją Święci, Aniołowie, pragną go dusze czyśćcowe. I człowiek żyjąc na ziemi może kosztować w pewnej części życia w świecie duchowym. Warunek – Z MIŁOŚCI DO BOGA POZWOLIĆ OGOŁOCIĆ SIĘ ZE WSZYSTKIEGO. Pozwolić Bogu na wszystko z miłości. Bez miłości dusza nie jest w stanie tego zrobić. Tylko miłość uzdalnia dusze do takiego czynu, do takiej postawy.

Stoimy, można powiedzieć, przed niezwykłym wyzwaniem, cały czas przygotowywani, szczególnie przez wakacyjne rekolekcje, do tego momentu. Zostaliśmy przyprowadzeni przez Boga nad przepaść. Bóg mówi nam, że oto pragnie nas wprowadzić w niezwykłą krainę. Pragnie żyć z nami w ścisłym zjednoczeniu, pragnie żyć w nas. Jeżeli my też tego chcemy, to wystarczy uczynić krok naprzód i potem znowu naprzód, i naprzód… Ale może dusza nie chcieć, może pozostać – to nie jest przymus. Będzie więc krążyć niedaleko tego miejsca, docierać do niej będą pewne przebłyski z tej pięknej krainy. Ona doznawać będzie tych przebłysków, będzie się zachwycać i zatęskni. Ale potem znowu świat, w którym żyje będzie ją ściągał ku sobie. Jednak można też się odważyć, dać się poprowadzić w ciemnościach. Początkowo te ciemności wydają się nieprzebyte, tak ciemne, tak gęste jak smoła, że nic, dosłownie nic, żadna iskierka, żaden promyczek, żadna smuga światła nie jest w stanie przeniknąć tych ciemności. Ale, jeśli dusza pozwoli, okaże się, że właśnie zaufanie, wiara, otwarcie się na to doświadczenie wprowadza duszę w niezwykle bliską relację z Bogiem. I nagle te ciemności stają się jasnością tak wielką, dotąd nieznaną, że dusza nie może zrozumieć. Choć czuje, że jest blisko Boga, to nie potrafi zrozumieć, co się dzieje. A jednak czuje, jej serce rozumie, że oto jest w Bogu, jednoczy się z Bogiem, że oto Bóg ją przenika, wywyższa, przebóstwia, przemienia. I ona żyje Jego życiem, czując to bardzo wyraźnie, doświadczając, chociaż nie potrafi wyrazić słowami, a jej umysł nie jest w stanie ująć tego wszystkiego w znane duszy pojęcia.

Potrzeba odwagi, by żyć w zanurzeniu w Bogu. Płynie ona tylko z miłości. W świecie duchowym miłość jest motorem wszystkiego. Bez miłości nie ma nic. Dlatego Bóg nieustannie poucza nas o miłości i wprowadza w miłość. Dotyka naszych serc miłością, byśmy nią poruszeni zapragnęli. Teraz również zanurzeni w miłości otrzymujemy zaproszenie, by spróbować iść w głąb, by odważyć się, dać się poprowadzić w ciemnościach, iść po wodzie, uczynić krok nad przepaścią i uwierzyć, że możemy szybować nad wielkimi przestrzeniami, bo do tego uzdalnia nas Bóg.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy Ducha Świętego, aby nam wyjaśniał, aby nas przekonywał i aby nas poprowadził.

Dziękczynienie

Panie mój! Moja dusza drży przed tak cudownym i tak wielkim obdarowaniem. Nie potrafi pojąć tej Nieskończoności, która wstąpiła w moje serce. Nie potrafi objąć tej miłości, która zagościła w moim sercu. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Święty Bóg tak bardzo się zniżył? Zszedł w liche progi mego serca, znając, wiedząc, jak marne to mieszkanie.

Twoje zaproszenie, Jezu, sprawia, że ze łzami w oczach myślę o Tobie i o tym, czego nie da się zrozumieć. Jakże to – Sam Bóg otwiera przede mną Serce i zaprasza do Jego wnętrza. Sam Bóg przyjmuje Postać maleńkiej białej Hostii, by zagościć w moim sercu. Dlaczego to czynisz, Panie? Znam odpowiedź, Jezu. To miłość! Ale jak wielką musi być ta miłość, skoro skłania Ciebie do takich rzeczy?! Najpierw idziesz na Krzyż dla mnie, a potem dajesz się zawrzeć w tej lichej Postaci białego chleba. Nie ma w tym Opłatku ani Majestatu wielkiego, ani potęgi, ani siły, wydaje się, że jest niczym. Ile musi być w Tobie pokory, skoro pozwalasz się ująć właśnie w tej Postaci?! Poddajesz się woli człowieka, który bierze Ciebie w swoje dłonie i przekazuje memu sercu. Godzisz się na to wszystko. Tylko miłość może być wytłumaczeniem tego, co czynisz, a ja nie potrafię pojąć tej miłości. Ja takiej miłości nie znam. Ta miłość, Panie, tak wielka aż nieskończona, tak mocna, że pokonująca śmierć, przeraża. Jestem tylko małym sercem, tak małym, że prawie mnie nie ma. Jestem pyłkiem, prochem wobec Twojej Nieskończoności. Niczym jestem, a jednak z całej historii ludzkości, z całego kosmosu Ty pochyliłeś się właśnie nade mną. Zauważasz mnie i przychodzisz właśnie do mnie. Do mnie wypowiadasz słowa miłości i czynisz rzeczy niepojęte. Staję, Panie przed Tobą, Tajemnicą nieogarnioną, sercem wdzięcznym, pragnącym Ci podziękować, ale nie umiejącym tego czynić. Żadne słowa nie potrafią wyrazić tej wdzięczności, a podziękowanie powinno być na miarę daru. Panie, moja małość sprawia, że nie potrafię. Właśnie taka jest Twoja miłość – dajesz nieskończenie więcej niż człowiek potrafi zrozumieć, przyjąć. Człowiek nie potrafi za to podziękować. Uwielbiam Ciebie, Boże!

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Staję przed Tobą, Jezu, najmniejszy z najmniejszych. Staję przed Tobą, takie nic, pyłek, proch. Pojąć nie potrafię, że znowu przyszedłeś, abym mógł być przed Tobą, wpatrywać się w nieskończoność, w wieczność, abym mógł być w Twoim świetle obejmowany ramionami Twojej świętości, zanurzony w Twojej miłości, otoczony Tobą, znikający w Tobie – ja, pyłek, nic nieznaczący proch, umiłowany szaleńczą miłością Boga, który oddał życie za mnie.

O, Panie, pozwól mi po prostu przed Tobą być, bo nie znajduję słów, bo nie mam w sobie niczego. Nic nie mogę Ci dać, nic nie mogę powiedzieć, po prostu – nic. Jestem takie „nic”. Cały jestem „nic”, w środku i na zewnątrz – „nic”. Ale dobrze mi z tym. W Twoich promieniach, w jasności Twojej, w której się znajduję, o Panie, choć jestem „nic”, czuję, że zanurzam się w nieskończoność, w wieczność i Ty to „nic” wypełniasz Sobą. O, Panie, pojąć tego nie potrafię. Niech moje serce uwielbi Ciebie. Pragnę uwielbiać Ciebie, Boże!

***

W obliczu Twojej obecności, Jezu, cały staję się najmniejszym. Uświadamiam sobie swoje „nic”. W Twojej obecności, Boże, czuję, że powracam do tego, kim jestem. I chociaż doświadczam, iż jestem pyłkiem w nieskończonym kosmosie, to jednak dobrze mi właśnie z tą świadomością, kim jestem. A jestem umiłowanym Twoim dzieckiem, ze wszystkich dzieci najmniejszym. Ta świadomość sprawia, że czuję się szczególnie umiłowany, jako najmniejsze dziecko. Doświadczam własnej niemocy we wszystkim, ale i to nie jest powodem smutku, bo wiem, że Ty jesteś moją mocą. Widzę Panie, czuję, że Ty wypełniasz wszystko, czego mi brakuje. Cieszę się z moich braków, bo one przyciągają Boga. Ty z miłością patrząc na mnie, widząc same braki, dajesz mi wszystko. Jak to dobrze, że nic nie posiadam, bo wszystko, co moje byłoby nic nie warte. Otrzymując od Ciebie wszystko, otrzymuję największe bogactwo. Raduję się nim, ale moja radość nie jest radością posiadania takiego, jak człowiek tu na ziemi ma coś na własność, coś wartościowego i cieszy się. Posiadać Ciebie, to radować się w sposób niebywały, a radość ta uskrzydla, unosi, łączy z Tobą. Człowiek dzieli się tą radością, Tobą. Posiadać Ciebie, to znaczy wymieniać miłość – z mego serca płynie do Twego, a z Twego Serca płynie do mojego. Posiąść Boga:

  • to przemienić się w Jego miłość, w Jego doskonałość, w Jego pokój;
  • to zostać przebóstwionym, uświęconym;
  • to zajaśnieć Bogiem;
  • przestać istnieć, a zacząć żyć od nowa życiem Boskim.

O, Panie, nic nie rozumiem, choć tak wiele czuję i doświadczam, choć moje serce ze szczęścia chyba zaraz się rozpadnie. Bądź uwielbiony, Boże! Bądź uwielbiony!

***

Nieustannie szukasz mnie, ścigasz mnie swoją łaską, nieustannie wołasz mnie. Nie potrafię, Jezu, wyrazić, jak cudowną jest Twoja miłość, która ciągle mnie otacza, idzie za mną, woła mnie, wyprzedza, aby znowu przypomnieć o sobie. W spotkaniach z Tobą doświadczam tego, kim jestem, doświadczam Twoich oczekiwań wobec mnie. Nawet nie musisz mówić, kiedy przychodzisz w mojej duszy staje się jasność i wiem wtedy, w czym niedomagam, nad czym mam pracować, czym Ciebie zasmucam, co czynię nie tak, kiedy nie potrafię kochać. Kiedy w różny sposób dajesz mi do zrozumienia, co powinienem robić, nad czym pochylić się, aby podjąć jakiś wysiłek ku zmianie, wtedy nie ma we mnie lęku, smutku, nie ma przygnębienia. Ty pouczasz mnie w taki sposób, że czuję się kochany, choć dostrzegam stale coś nowego, co powinienem zmienić w sobie. Twoja miłość i czułość sprawia, że ja pragnę się zmienić. Pragnę zrobić wszystko, aby kochać Ciebie prawdziwie, aby prawdziwie otworzyć się na Twoją obecność i prawdziwie w Tobie zniknąć. Twoja miłość sprawia, że chcę Ci służyć we wszystkim, zawsze; że chcę poświęcić wszystko, oddać wszystko, zrezygnować ze wszystkiego – z miłości. To Twoja miłość sprawia, że doświadczając własnej nędzy nie załamuję się, ale wzruszam się Twoją miłością, która pochyla się nad moją nędzą, obdarzając miłosierdziem, podnosząc, wywyższając.

Pragnę, bardzo pragnę Ciebie, Jezu, pragnę kochać, pragnę oddać wszystko. Pragnę należeć do Ciebie, pragnę abyś posiadł duszę moją. Pragnę! Pragnę też połączyć to moje pragnienie z Twoim pragnieniem z Krzyża, bo czuję, że gdy Twoja miłość wypełnia moje serce, wtedy moje „pragnę” przemienia się w Twoje „Pragnę”. Wtedy moje serce, choć tak małe i nędzne obejmuje cały świat, wszystkie dusze. I kocham, choć nie rozumiem tego jak, ale kocham. Pragnę, aby każda dusza doświadczyła Twojej miłości, poznała ją tak, jak ja ją poznałem, aby zwróciła się ku Tobie i mogła żyć w zjednoczeniu z Tobą. Och, jak pragnę!

O, Panie, nie mogę nic uczynić. Mogę tylko pozwolić na to, by we mnie wybrzmiewało Twoje „Pragnę”, by moja dusza cała przemieniała się w Ciebie, abym pozwolił Tobie kochać we mnie. O, Panie, znowu pojąć nie mogę, co czynisz, ale pragnę, abyś czynił. Pozwól mi wtulić się w Ciebie i pozostać tak już po wieczność.

***

Jestem duszą maleńką, Jezu, a Ty ukazujesz mi rzeczy wielkie, które taką małą duszę mogą przerazić. Wszystko, co objawiasz mi, wszystkie Twoje oczekiwania wobec mnie tak bardzo przerastają wszystko, co moje, wszelkie moje możliwości, wyobrażenia, wszystko. Jednocześnie dajesz mi pragnienia wielkie, zupełnie nieadekwatne w stosunku do tego, kim jestem. Zapraszasz mnie na drogę zjednoczenia ze Sobą i pouczasz, jak uczynić kolejny krok. Prowadzisz mnie za rękę i krok po kroku tłumaczysz. Jakże często czuję się, jakbym szedł po prowizorycznym moście, zrobionym z liny, rozpiętym nad wielką przepaścią i w dodatku mam zakryte oczy. Ty mi mówisz: teraz tak postawić stopę, teraz wyciągnąć drugą nogę, postawić. A ja, jak ślepiec – z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe, aby ślepiec kroczył po takim moście, a z drugiej strony – pragnienia, które są we mnie rozrastają się. I dzisiaj, Panie, chcesz, abym chodził po wodzie, choć Ty wiesz, że nie mam żadnych cech św. Piotra, że nie mam żadnych cech żadnego ze Świętych. Nic, ja jestem tylko „nic”. Jednak Ty wyciągasz rękę, chcesz, abym podał Ci swoją, wyszedł na morze i kroczył po falach.

Panie, czego Ty oczekujesz ode mnie? Chcesz, abym zostawił wszystko. Jezu, chcesz, abym zostawił wszystko i poszedł za Tobą! Ja czuję się jak młodzieniec bogaty bogactwem tego świata. Tyle posiadam! Tu nie chodzi o jakieś cenne rzeczy – jestem bogaty w przyzwyczajenia, w ulubione przyjemności, w jakieś niedobre nawyki, we własne pragnienia, pożądliwości, zachcianki. Bogaty jestem w tak różne rzeczy i sprawy, tak przywiązany do nich, że nie potrafię zostawić wszystkiego. Uświadamiasz mi, Boże, że ja nie chcę zostawić wszystkiego. Boję się zapytać, jak mam to uczynić, bo wiem, że Ty byś mi to pokazał. Czyli nie chcę zostawić.

Panie, znowu wołasz mnie. Teraz chcesz, abym chodził w całkowitych ciemnościach, w wielkim zaufaniu, bez żadnego światła, słuchając tylko Ciebie i Twoich słów. Ty będziesz mówił, w którą stronę się zwrócić, gdzie postawić stopę, a ja będę szedł. Mając świadomość, że te ciemności są gęste, nieprzebrane, nieprzeniknione, że pełno przepaści wokół, ale że jest jedna cudowna droga, która wyprowadzi mnie wprost na największe i najcudowniejsze światło. Tylko muszę Ci zaufać. O, Panie, ponieważ nie potrafię, nie umiem, proszę więc Ciebie, abyś Ty we mnie zaufał, abyś Ty we mnie zaczął iść w tych ciemnościach; abyś Ty we mnie sprawił taką moc, siły, ufność, wiarę, że zdolny będę czynić kolejne kroki. Zdolny będę pozostawić, porzucić wszystko, by moje serce należąc całkowicie do Ciebie, mogło posiąść Ciebie. Pragnę Cię, Panie i proszę, czyń we mnie wszystko, co zechcesz. Ja ufam Ci!

***

Choć jestem tak małą, słabą duszą, która nic nie może i nic nie potrafi, ukazujesz mi, Panie, wielkie przestrzenie, które chcesz mi dać, w których chcesz, abym mógł wzlatywać wysoko. Nie potrafię pojąć, jak może taka maleńka dusza szybować jak orzeł ku słońcu. Wiem, że Twoja miłość daje mi skrzydła, Twoja miłość czyni możliwym mój lot. Świadomość tego wzrusza moje serce do głębi. Jak bardzo musisz mnie kochać, Panie, czynisz wszystko, abym tylko był szczęśliwy. Pragnę wzlecieć na skrzydłach Twojej miłości do samego Nieba. Pragnę cieszyć się słońcem, Tobą. Pragnę cały zniknąć w promieniach słonecznych. Przecież kiedy wchodzi się w smugę światła, rzeczywiście człowiek znika. To pewnie złudzenie optyczne, ale wiem, że w Tobie mogę tak samo zniknąć, dlatego, że przemienisz każdą cząstkę mego jestestwa w swoje światło i po prostu stanę się światłem. Każda cząstka mnie przemieniona w Ciebie, w miłość, płonąć będzie w całym mnie. Cały stanę się miłością, płomieniem, pożarem. O, Panie, płonąć będę i obejmować cały świat. Przyprowadzę do Ciebie wszystkie dusze. Wszystkie zarażę Twoim płomieniem, Twoją miłością.

Boże, Sam widzisz, co czynią Twoje pragnienia złożone w moim sercu, że małe pisklę wróbla chce stać się orłem, by ulecieć ku słońcu. I to pisklę wierzy, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że na tych małych skrzydełkach będzie szybować wysoko. A Ty Sam zniżysz się do tego pisklęcia, aby ująć je w dłonie. Choć to pisklę będzie myślało, że szybuje samo, jednak będzie niesione w Twoich dłoniach. W Tobie, Boże, wszystko jest możliwe, bo miłość czyni możliwym wszystko, nawet to, aby moja dusza otworzyła się całkowicie na Ciebie, na Twoje dary, by posiadła całkowicie Boga, w sobie zawarła i by sama mogła zniknąć w Bogu. Bądź uwielbiony Boże! Bądź uwielbiony!

***

Kocham Ciebie, Jezu! Pragnę Ciebie! Chcę dla Ciebie żyć. Chcę poświęcić wszystko Tobie, oddając, porzucając, rezygnując, abyś Ty żył w moim sercu, w mojej duszy, w moim umyśle, aby we mnie było Twoje życie, Twoja miłość, wszystko Twoje. Wyciągam więc do Ciebie ręce, oczekując wszystkiego z ufnością i z wiarą, że Ty umiłowałeś mnie tak bardzo, że dasz mi to wszystko. Dasz mi samego Siebie w stopniu najwyższym. Ja, Jezu, chcę kroczyć w ciemnościach. Chcę iść po wodzie, chcę uczynić krok nad przepaścią. Decyduję się, bo Twoja rzeczywistość pociąga mnie. Twoja miłość obejmuje mnie i sprawia, że moje serce topnieje jak wosk. Słodycz Twej miłości tak cudownie brzmi w moich uszach, o Panie, że ja nie mogę nie iść za Tobą. Proszę o jedno, abyś mi pobłogosławił. Kiedy to uczynisz, największa ciemność nie będzie tak ciemna, a przepaść nie będzie przerażająca, woda zda się być ubitą drogą, dla Ciebie gotowy będę na wszystko. Pobłogosław nas, Jezu.

Wprowadzenie w drugi dzień

Świat duchowy, do którego zaproszony jest każdy człowiek jest jedynym prawdziwym, wiecznym światem. Jest Bożą rzeczywistością, w której Sam Bóg udziela się duszy i w której jednoczy dusze ze Sobą. To rzeczywistość, w której dusza doświadcza szczęścia. Bóg zaprasza dusze do przeżywania wraz z Nim szczęścia wiecznego, w którym On nieustannie jest, istnieje i którego On nieustannie doświadcza. Do tego powołana jest każda dusza.

Każdy z nas otrzymał zaproszenie, by rozpocząć drogę ku temu szczęściu już tu na ziemi. W zależności, na ile otworzymy się, możemy zaznawać przebywania we wnętrzu Boga na miarę Jego zamysłów. Przygotowani od kilku lat możemy z ufnością powierzać się Bogu, by Jego Duch wprowadzał nas w niezwykłą rzeczywistość. Mając pewne doświadczenie, pewną wiedzę, jeśli wykażemy pokorę wobec Boga, możemy tu na ziemi żyć w bliskości Stwórcy, radując się Jego miłością, Jego udzielaniem się nam, udzielaniem się Jego życia naszej duszy w sposób większy niż ma to miejsce u przeciętnego katolika. Bóg zaprasza, Bóg udziela łaski, Bóg przygotowuje wszystko wokół i ukazuje duszy rzeczywistość, w którą chce ją wprowadzić. Jednak dusza nie jest bezwolna. Również od duszy sporo zależy. Przede wszystkim dusza ma być pokorną. Na ile będzie starała się w pokorze przychodzić do Boga, na tyle świat Boży będzie stał przed nią otworem. Na ile czynić to będzie z miłości, na tyle otwierać się będzie przed nią brama ku nowemu życiu.

W obcowaniu z Bogiem relacje, jakie panują między ludźmi zupełnie nie zdają egzaminu. Trzeba porzucić wszelki sposób pojmowania takich relacji, swoje wyobrażenia, swoje nastawienia, porzucić też przeróżne pragnienia, ponieważ w świecie Bożym panuje inny ład, inna miara. Tylko dusza, która pokornie godzi się na ogołocenie jej ze wszystkiego, która godzi się, by Bóg czynił z nią, co zechce, wchodzi w głębokości Boga samego. Na początku drogi możliwym jest jeszcze posługiwanie się przez duszę jej własnymi wyobrażeniami, jej dążeniami i pragnieniami. Ale kiedy Bóg pragnie wprowadzić duszę głębiej, kiedy otwiera przed nią swoje Serce na oścież, wszystko to, czym do tej pory się posługiwała staje się jej ograniczeniem i uniemożliwia jej pójście dalej. Dlatego, jeśli chce dalej kroczyć, musi wszystko zostawić.

Podziękujmy Bogu za to, co czyni wobec nas, za Jego plany wobec naszej Wspólnoty. Podziękujmy Mu za niezwykłość, jaką jesteśmy obdarzani – niezwykłość wprowadzania w Jego Serce, za zaproszenie do życia w takiej bliskości, za wprowadzanie na drogę świętości. Podziękujmy Bogu i uwielbijmy Go.

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Witaj, mój Umiłowany! Zachwyciłeś mnie, Boże. Otworzyłeś przede mną nowy świat. Otworzyłeś moje oczy i zobaczyły, otworzyłeś moje serce i poczuło. Sprawiłeś, że całym sobą zapragnąłem iść w głąb. Jednocześnie uświadomiłeś mi, że do tej pory chodziłem tylko po powierzchni, dotykałem tylko pewnych spraw, ale nie zanurzałem się w nie. Dla mnie i tak wszystko do tej pory było ogromnym przeżyciem, ale teraz zdaję sobie sprawę, że to dopiero był początek naszej wspólnej przygody życia. Bardzo dużo w tym było moich ludzkich słabości, moich własnych pragnień, wyobrażeń i dążeń. Teraz oczekujesz ode mnie, że to wszystko zostawię. Tłumaczysz mi, że aby wejść w głąb Twego Serca trzeba pozostawić ten balast. Pragniesz, abym porzucił wszystko, co nie jest miłością, co nie jest Twoje, co nie jest Tobie poświęcone. Potrzebuję, Jezu, Twojej miłości. Mając ją w sercu będę miał siły, aby wszystko zostawić, zrezygnować ze wszystkiego, aby stanąć przed Tobą ogołocony. Wtedy będę mógł podać Ci obydwie moje ręce, abyś mnie prowadził w największe i najcudowniejsze tajniki Twego Serca. Udzielałeś mi do tej pory łaski, objawiałeś samego Siebie, ale moje ludzkie ułomności uniemożliwiały mi przyjęcie pełni tego objawienia, zrozumienie kim jesteś, uniemożliwiały mi pełne otwarcie się na Ciebie.

Przeszedłem jakąś drogę, jednak teraz mówisz mi, że dalsze kroczenie wiąże się ze zmianą. Jeśli pragnę czegoś więcej, jeśli nie chcę chodzić tylko po powierzchni i dotykać zewnętrznej strony istoty rzeczy, jeśli pragnę otwarcia się na Twoją rzeczywistość duchową, muszę stanąć w pokorze przed Tobą, uznając moją nędzę, że wszystko co moje, co posiadam, co nagromadziłem, wszystko jest niczym. W życiu z Tobą będzie raczej przeszkodą niż pomocą.

Chcę, Jezu, zostać ogołocony ze wszystkiego. Moja ludzka natura troszkę się lęka, co z tego wyniknie. To, co gromadziłem przez lata było też moim poczuciem bezpieczeństwa i odgrodzeniem się od innych, zasłonięciem się. Ogołocenie oznacza, że człowiek odsłania się, stając nagi. Ty uczyniłeś to przede mną. Ty nie tylko stanąłeś przed nami nagi, pozwoliłeś odsłonić się, Ty dałeś swoje ręce do przybicia niejako, aby nie dać Sobie możliwości obrony. Chciałeś pozostać bezbronny, odsłonięty, cały dla nas. Skoro Ty to uczyniłeś wobec człowieka, który jest samą słabością, to ja chcę to uczynić wobec Ciebie, który jesteś Miłością i który kochasz mnie w sposób niepojęty, doskonały. Ty odsłoniłeś się, wiedząc na co się narażasz – na ból, na cierpienie, a ja odsłaniając się, mogę jedynie spodziewać się od Ciebie miłości.

O, tak, oddaję Ci wszystko – całą nędzę moją, całą nicość moją, całą moją słabość, wszystkie śmieci, które tak skrzętnie chowałem, upychałem w różne miejsca swej duszy. Oddaję Ci wszystko to, co było dla mnie cenne, ale gdy Ty oświecasz swoją łaską widzę, że to wszystko jest nic nie warte i nie ma w tym żadnej mocy i żadnego bezpieczeństwa. Chcę więc wszystko oddać. Widzę, że w tym obnażeniu się przed Tobą jest niezwykle głęboki sens i że z tego będę mógł czerpać moc. O, Panie, dopiero wtedy, kiedy staję przed Tobą, zdany całkowicie na Ciebie, zaczynam czuć, że żyję, zaczynam doświadczać pokoju, poczucia bezpieczeństwa i mocy do kolejnych kroków.

Obdarz mnie, Panie, swoim wejrzeniem w moją duszę. Obdarz mnie swoją wielką łaskawością, swoją miłością. Chcę, abyś mnie prowadził. Powierzam się Tobie cały.

***

Dziękuję Ci, Boże za tę wielką Twoją łaskawość wobec mnie. Obdarzasz moją duszę tak wielkim dobrem i zapraszasz mnie do życia ze Sobą. Zanim zdążyłem Ciebie poznać, zapragnąć, Ty wcześniej poszedłeś na Krzyż za mnie i mnie zbawiłeś. Zanim ja wyraziłem pragnienie, by kochać Ciebie, Ty mnie ukochałeś pierwszy. Uczyniłeś wszystko bez względu na to, czy ja to przyjmę, czy nie. Pozostałeś na zawsze otwarty na mnie, zapraszający. Dziękuję Ci, Jezu, całym moim sercem, całą moją duszą i pragnę odpowiedzieć na Twoje, Jezu, zaproszenie do zjednoczenia. Nie wiem jak, nie wiem w jaki sposób, ale przecież Ty wiesz, jak małą jestem duszą, że właściwie wszystko za mnie musisz robić, bo ja niczego nie potrafię i na nic nie mam siły. Pragnę otworzyć się na Twoją łaskę, pragnę wszystko przyjąć z Twojej ręki. Pragnę pójść za Tobą i realizować Twoją wolę, ale przede wszystkim, Panie, pragnę kochać Ciebie tak, jak zostałem przez Ciebie umiłowany. To pragnienie miłości wzrasta we mnie z chwili na chwilę. Ufam, że z czasem i to pragnienie Ty we mnie zrealizujesz, przecież wieczność ma być właśnie wymianą miłości. A Ty mówisz, że już tu na ziemi można jej kosztować, więc ja ufam, że Ty będziesz miłością w moim sercu. Będziesz kochał nie tylko ludzi, ale że Twoja miłość w moim sercu obejmować będzie i Ciebie.

O, Panie, pragnę tej chwili, tego momentu, kiedy moja dusza obejmie Twoją; kiedy moja miłość, będąca darem od Ciebie, zawrze w sobie Twoje Serce. Panie, pojawiają się we mnie pragnienia tak wielkie, tak niepojęte, wydawać by się mogło, że niemożliwe. Ufam, że wszystkie je Ty zrealizujesz. Pobłogosław nas, Jezu.

Podsumowanie

Niech poprowadzi nas Duch Święty w samo Serce Bożego wnętrza. Pozwólmy działać Duchowi Świętemu w nas, dajmy Mu porwać się. Odważmy się pozostawić wszystko. Odważmy się pozostawić to, co jest dotychczasowym naszym doświadczeniem, a co daje nam pewne poczucie bezpieczeństwa. Pozwólmy poprowadzić się w nieznane, w nowe. Chociaż często to, co nowe wywołuje w człowieku pewien niepokój, czasem lęk, to przecież tym nowym ma być Boże wnętrze. Zatem – sama miłość.

Niech nasze serca będą pełne pokoju, ufności, wiary, że to, do czego jesteśmy prowadzeni jest niezwykłym i wspaniałym darem Boga, dobrem najwyższym, jakiego nie znajdziemy w świecie, nie otrzymamy od żadnego człowieka. Warto nie oglądać się na nic, zostawić wszystko, poświęcić wszystko, by zyskać rzeczywiście to, co najcenniejsze. To, co oglądamy swoimi oczami nie przedstawia żadnej wartości, choćby nam cały świat wmawiał co innego. To, co otrzymamy w sercu, czego doświadczą nasze dusze, stanie się bogactwem na całą wieczność, więc to rzeczywiście jest jedyna wartość, do której trzeba dążyć.

Dobrze byłoby uświadomić sobie, że droga, jaką idzie nasza Wspólnota jest drogą w głąb, prowadzącą do życia w zjednoczeniu z Bogiem, które jest wielką przygodą; życia bardzo różniącego się od tego, jakiego doświadczamy w świecie. Ono jest otwarte dla nas, jeśli uwierzymy, jeśli zaufamy, jeśli pozwolimy się poprowadzić. To życie jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba jednak zmienić swój sposób myślenia, patrzenia, spostrzegania całej rzeczywistości, by zobaczyć i przyjąć, że nie to, co dostrzegalne zmysłami jest właściwą, prawdziwą i ostateczną rzeczywistością, ale duchowa rzeczywistość jest prawdą wieczną. Jest bardziej realną, choć może trudniej dostrzegalną przez dusze. Ten, kto zdecyduje się, kto postawi wszystko na jedną kartę – na Boga, nie zawiedzie się, a zacznie żyć inaczej, żyć czym innym, żyć prawdziwiej. Wtedy jego życie zacznie być prawdą – będzie powoli wchodzić w wieczność.

Przygotowujmy swoje serca na to „nowe”, do którego Bóg nas zaprasza i do którego nas już wprowadza. Dziękujmy Mu i uwielbijmy Go.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>