Rozdział II

Życie miłości i cnoty chrześcijańskie

 <<…poprzednia                                                                                           następna…>>

Uwierzyć Miłości

Życie dziecięctwa duchowego polega w swojej istocie na życiu miłości, pierwszym zaś warunkiem praktykowania z przekonaniem i owocnie życia miłości jest wierzyć Miłości. Oznacza to przede wszystkim wiarę w to, że „Bóg jest Miłością”: Deus charitas est (1 J 4,16).

Wiara w tę podstawową prawdę jest konieczna, aby człowiek mógł dostrzec w miłości pierwszą i skuteczną przyczynę wszystkich dzieł Boga Stworzyciela. To Jego miłość inspirowała Wcielenie” i Odkupienie; to Jego miłość dała nam Eucharystię51 i inne sakramenty; to Jego miłość dała czyściec dla dusz jeszcze niewystarczająco oczyszczonych; to Jego miłość przygotowała miejsce pokoju dla dusz do­brej woli; to Jego miłość znieważona i wzgardzona musi dopuścić piekło51. Święty Franciszek Salezy miał rację, pisząc: „W Kościele świętym wszystko należy do miłości, żyje miłością, czyni się z miłości i pochodzi z miłości”52.

Ponadto wystarczy popatrzeć, poczynając od wielkich dzieł Bożych, aż do poszczególnych wyda­rzeń, z których utkane jest życie świata i poszczególnych osób, by rozpoznać w nich, wraz z wszystkimi stworzeniami obdarowanymi rozumem, ślad Bożej miłości. On może wypełniać tylko czyny miłości. Jego myśli, czyny i wszelkie zrządzenia woli Bożej są miłością, także wtedy, gdy wzywa. Siostra Konsolata pisze:

„( … ) 24 sierpnia 1934 roku, wieczorem, odnajdowałam się w celi w pobliżu okna. Przeglądałam książkę, którą otrzymałam do czytania, i przeczytałam o karach, którymi groził Pan. Poruszyło to mnie (…). Jezu, to, co chcesz w naszej krwi obmyć, jest nieczyste; obmyj nas w swojej Krwi! Konsolato, popatrz na niebo… Popatrzyłam i na cudownym błękicie odkryłam pewną gwiazdę, Jezus zawołał głośno do mego serca: Ufności! (…) W tym czasie piękne niebo przyoblekło się w gwiazdy i ogarnęła mnie przedziwna fascynacja. Usiadłam na niskim parapecie i pozostałam tam pogrążona w milczącej kontemplacji. Wydawało mi się, że Niebo nie było już zagniewane na ziemię, ale że pokój Bożego królestwa rozpostarł się nad biednym światem”.

Tak, pokój dla świata, ale w królestwie Bożym. Jezus jest Zbawicielem świata, On może i chce go zbawiać. Konsolato, potrzebuję ludzi ofiarnych, gotowych oddać życie; świat się zatraca, a Ja chcę go uratować. Konsolato, pewnego dnia demon postanowił zgubić cię, a Ja uratować. Kto zwyciężył? (..) Otóż, postanowił zgubić także świat, a Ja postanawiam zbawić go i zbawię go poprzez triumf mego miłosierdzia i mojej miłości. Tak, uratuję świat przez miłość miłosierną, napisz to.

Należy zauważyć, że Jezus nie wyklucza cier­pień. Mogą one okazać się konieczne, właśnie dla ratowania świata i dusz. Podczas konfliktu włosko­-etiopskiego, gdy siostra Konsolata modliła się za kapelanów wojskowych, by wszyscy sprostali swojej misji, Jezus odpowiedział jej (27 sierpnia 1935 r.):

Widzisz, większość tych młodych żołnierzy, pozostając w swoich domach, zatraciłaby się w swoich nałogach. Natomiast na wojnie, będąc daleko od okazji, mając opiekę kapelana, umrą i będą na wieki zbawieni.

To samo powtórzył odnośnie do kryzysu ekonomicznego, który ogarniał świat już przed drugą wojną światową (15 listopada 1935 r.):

Także aktualna bieda, panująca w świecie, nie jest dziełem mojej sprawiedliwości, ale mego miłosierdzia. Ileż grzechów mniej z powodu braku pieniędzy! Ileż modlitw więcej zanoszonych jest do Nieba w materialnej biedzie!

Och, nie sądź, że bóle ziemi nie wzruszają mnie; jednakże Ja kocham dusze, chcę je zbawić, a dla zrealizowania mego celu jestem zmuszony posłużyć się rygorami. Uwierz jednak, że to dla czynienia miłosierdzia.

Pośród dobrobytu dusze zapominają o Mnie i gubią się, w biedzie wracają do Mnie i zbawiają się. Tak jest. Przyjmij to do wiadomości!53.

Później, podczas okrutnej wojny światowej, a dokładniej 8 grudnia 1940 roku, między Jezusem a płaczącą i proszącą o pokój siostrą Konsolatą miał miejsce następujący dialog:

- Widzisz, Konsolato, gdybym dziś udzielił poko­ju, świat wróciłby do bagna… próba nie byłaby wystarczająca ( … ).

- Ależ, Jezu, a wszyscy ci młodzi wysłani na rzeź!?

- Ocli, co lepsze, dwa, trzy lata ostrych i niesłychanych cierpień, a potem radość wieczna, czy też życie rozwiązłe, apotem wieczne potępienie? Wybieraj!

- Ale, Jezu, nie wszyscy są źli!

- Dobrzy powiększą swoje zasługi. Nie, nie obwiniaj przywódców narodów, oni są zwykłymi narzędziami w moich rękach54 (zobacz komentarz s. 316). Jest to potrzebne, aby móc dziś zbawić świat. Iluż młodych będzie wiecznie dziękować Bogu za to, że zginęli podczas tej wojny, że Bóg ich zbawił na wieki! Zrozumiałaś?

To, co Jezus powiedział na temat wojny, powtó­rzył w odniesieniu do głodu, smutnego dziedzictwa wojny (24 kwietnia 1942 r.):

Ratuję żołnierzy na wojnie i świat poprzez biedę i głód. Jednak tyle serc rozpacza… Módl się nie tylko za tych, którzy w świecie cierpią, ale także za tych, którzy rozpaczają, abym był dla nich pociechą i nadzieją.

Po kilku dniach Jezus wrócił do tej myśli – odpowiadając na jej modlitwy o pokój – i powiedział do niej (29 kwietnia 1942 r.):

Bieda i głód doprowadzają dusze do rozpaczy… 0, Konsolato, pomóż mi je ratować.

Chcę zbawić biedną ludzkość, która gna ku bagnu, tak jak spragniony biegnie do świeżej wody, i aby ją zbawić, nie ma innej drogi, jak tylko nędza i głód. Ona jednak rozpacza (…).

O, Konsolato, pomóż mi ratować ją, módl się za nią tak, jak modlisz się za żołnierzy. Żołnierzy zbawię na wojnie! Tak samo chcę zbawić biedną ludzkość.

Módl się, módl za nią, abym złagodził bardzo jej ból i uratował dusze.

Jeśli pozwalam na tak wiele cierpienia w świecie, to w tym jednym celu: aby zbawić dusze na wieczność. Świat zatracał się i zmierzał ku ruinie (…).

Aby złagodzić wielki ból siostry Konsolaty z powodu zniszczeń w jej ukochanym Turynie na skutek nagłych bombardowań lotniczych, Jezus przypomniał jej tę samą myśl wiary (grudzień 1942 r.):

Konsolato, domy zostaną odbudowane; dusze, które giną – nie. Czyż nie lepiej jest uratować dusze, nawet jeśli domy zostaną zniszczone, niż je utracić na wieczność, a uratować domy?

Tak w nieszczęściach publicznych, jak i w rodzinnych czy osobistych, zawsze, nawet w wypadkach najbardziej bolesnych, wobec których ludzki, zagubiony rozum pyta: dlaczego? – odpowiedź z nieba jest taka: miłość, dobroć, miłosierdzie Boże.

Pewnego dnia na łzy siostry Konsolaty z po­wodu nagłej śmierci Celeste Canda, jej przyjaciółki z lat dziecięcych, która osierociła czworo dzieci, z których najstarsze miało zaledwie dziewięć lat, Jezus odpowiedział: Celeste Canda raduje się teraz moją słodką i wieczną wizją, i z Nieba czuwa z więk­szą czułością nad duszami swoich czworga dzieci, niż mogłaby to czynić, gdyby pozostała na ziemi. Ile słod­kiej pociechy, ile światła z nieba niosą te proste słowa dla wszystkich pogrążonych w żałobie rodzin!

Wierzyć Miłości oznacza wierzyć, że Jezus nas kocha, że chce nas zbawić i że to wszystko, co On działa i na co pozwala, zarówno w całym świecie, jak iw małym świecie duszy; zawsze jest dla naszego dobra. Mało jest jednak dusz, nawet wśród oddanych pobożności, które mają taką żywą i konkretną wiarę w Miłość. Może mają ją, ale słabą i łatwo chwiejącą się pod cięciami skalpela Boskiego Mistrza, chcącego udoskonalić dzieło swoich rąk.

Ileż dusz skłonnych jest bardziej widzieć w Bogu surowego Pana niż dobrego Ojca. To ich dotyczy łagodne uskarżanie się Jezusa siostrze Konsolacie (22 listopada 1935 r.):

Nie czyńcie ze mnie Boga surowości, bo Ja jestem Bogiem miłości!

Do nich jest skierowana odpowiedź, którą Jezus dał siostrze Konsolacie, gdy Go pytała, jak woli być nazywany (26 listopada 1936 r.):

Miłością niezmierzoną! Dobrocią nieskończoną!

I jeszcze do nich skierowana jest rada, jaką dał Jezus siostrze Konsolacie niezdecydowanej, czy w liście ma napisać: Najświętsze Serce Jezusa czy Dobre Serce Jezusa (22 lipca 1936 r.)

- Napisz: Dobre Serce Jezusa, bo to, że Ja jestem święty, wiedzą wszyscy, ale nie wszyscy wiedzą, że jestem dobry.

Dlatego człowiek, który chce żyć miłością, musi dobrze zakorzenić się w tej prawdzie i stosować ją do tysiąca zdarzeń życia codziennego. Nie zatrzy­mywać się na stworzeniach czy wydarzeniach, ale we wszystkim widzieć Boga i Jego miłość; i zawsze, w szczęściu i niepowodzeniach, w spokoju i pod­czas burzy, zbierać energię, by mogło do nieba dotrzeć wołanie jej niezłomnej wiary: „Naj świętsze Serce Jezusa, wierzę w Twoją miłość do mnie!”. To jest to, co stwierdzał Apostoł Miłości: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1J4,16).

 

Pokładać nadzieję w Miłości

Wiara w miłość Jezusa ku nam i nasza miłość ku Niemu prowadzą duszę do doskonalszej nadziei. „Miłość (…) we wszystkim pokłada nadzieję” (1 Kor 13,7). Nigdy nie jest za dużo nadziei, tak jak i miłości. Ona jest dla wszystkich: dla niewinnych i dla grzeszników, ale bardziej dla tych ostatnich. Jeśli miłosierdzie Jezusa jest dla każdej duszy, to szczególnie jest ono dla tych bardziej potrzebujących miłosierdzia.

Przyszedłszy właśnie do grzeszników55, do nich Chrystus kieruje swoją wzruszającą troskę dobrego Pasterza: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?” (Łk 15,4; por.j 10,14). Do nich też odnoszą się serdeczne i delikatne względy ojca syna marnotrawnego: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,22-24).

Przyszedł On z nieba nie po to, by duszę znajdującą się w niebezpieczeństwie potępić, ale by ją uratować; nie po to, by upokorzyć, zgnieść, zgubić upadłego, ale by go napełnić swoją łaską i miłością; by „tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. (…) Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi (…). W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą” (Mt 12,17-21; por. Iz 42,14)56.

Dlatego nie spuści niszczącego ognia, jak chcieli Apostołowie, aby ukarać pozostających w błędach (por. Łk 9,54), ale ogień swojej miłosiernej miłości (por. Łk 12,49). On jest tym, który dzieli się chlebem z grzesznikami (por. Mt 9,10) i broni ich wobec oskarżających „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” (Mt 9,12-13; por. Oz 6,6).

Jeśli małemu ludzkiemu sercu wydaje się czymś wielkim przebaczenie bratu siedem razy (por. Mt 18,21), Serce Jezusa, po nakazaniu wybaczania siedemdziesiąt siedem razy (por. Mt 18,22), wybacza dalej i zawsze, nie czyniąc wyrzutów ani wymówek z powodu grzechów (por. J 8,10-11), i nie odbiera darów ani udzielonych łask Bożych. Piotr, choć wyparł się Pana, otrzymał klucze królestwa niebieskiego; Paweł, prześladowca pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej, został Apostołem pogan; Magdalena, wielka grzesznica z Ewangelii, została świętą.

Takie jest znaczenie głoszonego słowa: „Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7).

Misją siostry Konsolaty jest więc głoszenie światu nieskończonego miłosierdzia Serca Jezusa na pierwszym miejscu braciom i siostrom przez nią duchowo adoptowanym, a potem wszystkim ludziom

Może to robić nie tylko słowami, ale także czynami, to znaczy przez to, co Jezus zdziałał w niej, aż do uczynienia ze swej duszy jednego z najpiękniejszych arcydzieł łaski.

Udzielmy więc głosu tej, której serce, kształtowane na wzór Serca Jezusa, zawsze odczuwało współczucie dla biednych grzeszników oraz bardzo gorące pragnienie przyprowadzenia wszystkich do Serca Bożego.

„Gdy Jezus daje upust swemu Sercu i skarży się na jakąś duszę, ja zamiast wierzyć Jego skargom, tłumaczę Mu: <<Nie, Jezu, nieprawda, że tak jest…>> – i usprawiedliwiam, i współcierpię, czuję w sobie, że Jezus rozpogadza się i jest zadowolony, i kończę, modląc się za tę duszę. Serce Jezusa jest Sercem matczynym. Jeśli jakaś mama, przybita cierpieniami zadanymi jej przez niewdzięcznego syna, powierza go jakiejś przyjaciółce; jeśli ta przyjazna osoba, aby ją pocieszyć, tłumaczy jej, przedstawiając jej syna w innym świetle, to jak bardzo ta mama raduje się, wierząc, że jej syn jest dobry. Ma potrzebę tak myśleć i temu wierzyć. Serce matczyne jest słabym odblaskiem Serca Bożego! Jednakże matka nie potrafi zmienić niewdzięcznego syna, natomiast Jezus, jeśli Go prosimy, tak, nawróci tę niewierną duszę, która przebija Jego Serce”.

Napisała to 5 grudnia 1935 roku. Dwa dni później, jakby na poświadczenie, że takie odczucia pochodziły od Niego i były zgodne z dobrocią Jego Boskiego Serca, Jezus potwierdził je, słowo w słowo. Jest to powtórzenie, ale są to Boże słowa.

Prawdziwa matka, niezależnie od tego, jak brzydkie byłoby jej dziecko, nie, uważa go za takie; dla niej jest ono zawsze piękne i takie pozostanie zawsze w jej sercu. Otóż takie właśnie jest moje Serce w stosunku do dusz, także brzydkich, splamionych, zabrudzonych. Moja miłość uważa je zawsze za piękne. Cierpię, kiedy mi się wskazuje ich brzydotę, cieszę się natomiast, kiedy niezależnie od moich uczuć macierzyńskich, perswaduje mi się, że nie są brzydkie, mówi mi się, że to nie jest prawda, że są jeszcze piękne.

Wiem, że jest to takie miłosierne oszukiwanie, a jednak potrzebuję tak wierzyć. Dusze są moje, za nie przelałem wszystką moją Krew!

Zrozum więc, jak rani moje matczyne Serce to wszystko, co jest surowym osądem, naganą, potępieniem, nawet jeśli opartym na prawdzie; jaką pociechą natomiast to wszystko, co jest współczuciem, przebaczeniem, miłosierdziem. Nie sądź nigdy nikogo; nigdy nie wypowiadaj słowa surowego przeciw komukolwiek, ale pocieszaj moje Serce, odrywaj Mnie od moich smutków, i dając upust pomysłom właściwym miłości, ukazuj jedynie dobre strony grzesznej duszy. Ja ci będę wierzył, a potem będę słuchał twojej modlitwy w jej intencji i wysłucham jej. Gdybyś wiedziała, jak cierpię, wymierzając sprawiedliwość!

Stosuj miłosierne podstępy; w tym wypadku moje Serce potrzebuje wierzyć, że nie jest prawdą, iż moje stworzenia są tak niewdzięczne, i jeśli usiłujesz przekonać mnie, mówiąc, że nie jest prawdą, iż dana dusza jest tak zła, niewierna, niewdzięczna, to Ja ci od razu uwierzę.

Tak już jest, że moje Serce czuje potrzebę takiego pocieszenia, czuje potrzebę czynienia zawsze miłosierdzia, nigdy zaś sprawiedliwości!

Taki Boży język może wydawać się nowy i budzić zdziwienie, ale tylko kogoś, kto traktuje Go powierzchownie. Faktycznie, nie może wydawać się piękna w oczach Jezusa dusza grzeszna jako taka, ale jawi Mu się ona zawsze piękna ze względu na tę nieskończoną Miłość, która ją stworzyła, która ją odkupiła i która chce ją zbawić. Nie jest też tak, że Jezus chce lub może być oszukiwany przez duszę grzeszną, ale On raduje się, że jest pobożnie zwiedziony przez dusze sprawiedliwe, które stają pomiędzy Nim a grzesznikami, by ich usprawiedliwiać i jakby ukrywać za własną miłością wynagradzającą, naśladując w tym przykład, jaki On sam dał nam na krzyżu, stając pomiędzy Bogiem Ojcem a grzeszną ludzkością: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Innymi słowy, czyż ten Bóg, który w Ewangelii ogłosił błogosławieństwo miłosiernych, nie mógł tym samym objawić swego nieskończenie większego błogosławieństwa, że On zawsze może świadczyć miłosierdzie i że to miłosierdzie może objawiać się wobec wszelkiej nędzy? Jaka zaś nędza jest bardziej przerażająca niż grzech?

Dobroć i miłosierdzie – oto strumienie wypływające z Serca Jezusowego na wszystkich ludzi, szczególnie zaś na grzeszników, którzy najbardziej ich potrzebują. Potwierdził to w Ewangelii i w wypowiedzi skierowanej do siostry Konsolaty:

Konsolato, nie zapominaj nigdy, że Ja jestem i lubię być wyłącznie dobrym i miłosiernym wobec moich stworzeń. Sprawiedliwość, którą okazuję biednym grzesznikom w życiu, polega na napełnianiu ich dobrodziejstwami.

Opisy podobnych przejawów miłosierdzia Serca Jezusa znajdziemy na dalszych stronicach tej książki. Nie możemy jednak w tym miejscu pominąć słów skierowanych przez Serce Jezusa do siostry Konsolaty, które będą wielką pociechą zarówno dla grzeszników, aby ożywić ich nadzieję, jak i dla dusz, które cierpią z powodu przesadnego lęku, dręczących się tym, że nie osiągną wiecznego zbawienia. Ten brak nadziei chrześcijańskiej, szkodząc duszom, obraża Boże Serce w Jego wnętrzu, to znaczy w Jego miłości miłosiernej i Jego zbawczej woli. 15 grudnia 1935 roku Jezus kazał siostrze Konsolacie napisać dla wszystkich dusz:

Konsolato, często ludzie dobrzy, pobożni i bardzo często osoby poświęcone Mi ranią moje Serce, mówiąc nieufnie: „Kto wie, czy się zbawię?”. Otwórz Ewangelię i przeczytaj Moje obietnice. Moim owieczkom przyrzekłem:,,(..) Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki” (110,28). Zrozumiałaś, Konsolato? Nikt nie może Mi wyrwać ani jednej duszy.

Czytaj jednak dalej:,, Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca” (J 10, 29). Zrozumiałaś, Konsolato? Nikt nie może zabrać mi ani jednej duszy (…) nie zginą na wieki (…), ponieważ Ja daję im życie wieczne. Do kogo wypowiedziałem te słowa? Do wszystkich owiec, do wszystkich ludzi 58.

Stąd więc te słowa zniewagi: „Któż wie, czy się zbawię?”. Jeśli Ja w Ewangelii zapewniłem, że nikt nie może wyrwać mi ani jednej duszy i że Ja tej duszy daję życie wieczne, to znaczy, że nie zginie. Wierz mi, Konsolato, że do piekła idzie ten, kto chce, kto naprawdę chce tam pójść. Nikt nie może wyrwać ani jednej duszy z moich rąk, jednakże dusza, ze względu na udzieloną jej wolność, może uciec, może Mnie zdradzić, wyprzeć się Mnie i z własnej woli poddać się demonowi.

Och, gdybyście zamiast ranić moje Serce nieufnością pomyśleli częściej o Niebie, które na was oczekuje! Nie stworzyłem was bowiem dla piekła, ale dla Nieba; nie po to, byście mieli się stać towarzystwem dla demona, ale po to, byście cieszyli się wiecznie moją obecnością 59.

Widzisz, Konsolato, do piekła idzie ten, kto chce tam iść. (…) Pomyśl, jak głupi jest wasz lęk, że się potępicie 60: po tym, jak dla zbawienia waszej duszy przelałem moją Krew, po tym, jak przez cały czas jej istnienia otaczałem ją łaskami, tyloma łaskami… w ostatnim momencie jej życia, gdy mam zebrać owoc Odkupienia, a więc gdy ta dusza ma zacząć kochać Mnie na wieki, Ja, właśnie. Ja, który w świętej Ewangelii przyrzekłem dać jej życie wieczne i. że nikt jej nie wyrwie z mojej ręki, czyżbym miał pozwolić, aby mi ją wykradł demon, mój największy nieprzyjaciel? Konsolato, czyż można uwierzyć w taką potworność?

Widzisz, brak ostatecznej skruchy wykazuje ta dusza, która chce celowo iść do piekła, a więc uparcie odrzuca moje, miłosierdzie, ponieważ ja nie odmawiam nigdy i nikomu mego przebaczenia; wszystkim ofiaruję i daję moje niezmierne miłosierdzie, ponieważ za wszystkich przelałem moją Krew, za wszystkich!

Nie, to nie wielość grzechów skazuje duszę na potępienie, gdyż Ja je przebaczam, jeśli ona wyraża skruchę, ale upór w niedostrzeganiu mojego przebaczenia, uparta wola potępienia się 61. Święty Dyzma na krzyżu okazał tylko jeden akt ufności wobec Mnie, a miał tyle grzechów, lecz w jednym momencie otrzymał przebaczenie; w dniu swego opamiętania wszedł w posiadanie mego Królestwa, jest świętym! Popatrz na triumf mego miłosierdzia i zaufania do Mnie!

Nie, Konsolato: Ojciec mój, który dał Mi dusze, jest większy i potężniejszy od wszystkich demonów! I nikt nie może wyrwać dusz z ręki mego Ojca.

O, Konsolato, ufaj, zawsze ufaj; wierz ślepo w to, że Ja spełnię wszystkie wielkie obietnice, których ci udzieliłem, ponieważ jestem dobry, jestem nieskończenie dobry i miłosierny, i, (…) nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33, 1 1)62.

Siostra Konsolata właściwie odpowiedziała na Boże wezwania. Nie oznacza to, że nie musiała walczyć, jednak zawsze z tej walki wychodziła zwycięsko. Zacytujmy z jej pism następujący fragment (3 listopada 1935 r.):

„Pewnej nocy, podczas Matutinum, wielkie wra­żenie uczynił na mnie następujący tekst: Pewien czło­wiek miał zasadzone w swojej winnicy drzewo figowe itd. (por. Łk 13,6-9). Po przyjściu do celi przepisałam ewangeliczny urywek i skomentowałam go, by mógł mi służyć na dzień skupienia. Wydawało mi się, że jest to historia mojej duszy: jeśli przyniesie owoce, to dobrze; jeśli nie, możesz je wyciąć… Bojaźń przed sądem Bożym opanowała mnie mocno i ukazała otchłań między Bogiem Ojcem a moją niewierną duszą. Płakałam, nie mając odwagi spojrzeć w Niebo, ( … ) wszystko wydawało mi się nieodwołalnie stracone. Jakaż to była godzina udręki i utrapienia! ( … ) Cóż mogłam ofiarować, aby zaspokoić tę Sprawiedliwość? Co mogłam obiecać, jeśli każdy dzień był znaczony mymi niewiernościami? ( … ) Podczas gdy gorzkie łzy obficie spływały na poduszkę, zebrałam wszystkie siły duszy i [powiedziałam]: «Jezu, ufam Tobie!». I oto ponad przerażającą otchłanią rozciągnął się most”. ( … ) Jezus, zaufanie Jemu, na nowo połączyło mnie, tę biedną istotę, ponad wszystkimi moimi nędzami, z najwyższym Stwórcą i powrócił pokój. Zaufanie Bogu! Tylko ono dodaje mi skrzydeł; lęk mrozi mnie, paraliżując wszelkie możliwe działania ( … )„.

Tego samego doświadczyła innym razem, podczas Godziny świętej, w nocy, z czwartku na pierwszy piątek, w lipcu 1936 roku:

„Wylosowałam bilecik zelatorki, zbliżyłam się do tabernakulum i przeczytałam: «Pan nasz umiłował cię i oddał się tobie bez zastrzeżeń, a ty chciałabyś jeszcze dzielić swe serce?». Była to godzina Getsemani! Miłość Boża, jej przejawy, upokarzają mnie głęboko; idę jakby przytłoczona darami i gestami czułości Serca Jezusa w stosunku do mnie. Nie, więcej już Bóg nie może uczynić dla swego stworzenia, Jezus nie może już bardziej mnie kochać. A ja, jak na to odpowiadam? (…) Moje niewierności w zachowaniu milczenia ukazały mi się w swej potworności; nie, ja nie kochałam Jezusa bez zastrzeżeń, nie dawałam Mu wszystkiego lub zaraz odbierałam Mu to, co dawałam. Mój Boże, jaka niewdzięczność! ( … ) Przygniatał mnie ciężar, nieomalże unicestwiając, a Sprawiedliwość czyniła mi wyrzuty. W tej wielkiej trwodze pomyślałam, że nie pozostało mi nic innego, jak rzucić się z pełnym zaufaniem w Serce Jezusa, który jest dobry, nieskończenie dobry. ( … ) Czy Jezus czekał na ten czyn? (…) Powrócił pokój i miłość!”

Konsolata będzie musiała przejść przez inne, nie mniej bolesne próby. Złożyła bowiem siebie ofierze, by doświadczyć piekła na ziemi, dla ratowania od piekła wiecznego swoich biednych braci. W sposób heroiczny była wierna przyrzeczeniu, którego pewnego dnia zażądał od niej Bóg Ojciec, przygotowując ją na wielkie próby, które ją czekają (8 października 1934 r.):

Czcij Boga przez swoje zaufanie; przyrzeknij mi, że będziesz zawsze wierzyć, niezależnie od sytuacji, w jakiej znajdzie się twoja dusza, że dla ciebie otwarte jest Niebo!

Jezus wiele razy przyrzekał jej, ze pójdzie bez­pośrednio do nieba, nie przechodząc przez czyściec. 19 września 1935 roku powiedział: Nie, Konsolato, do czyśćca nie pójdziemy, przejdziemy z celi do Nieba! [po włosku pewna gra słów: dalla cella al Cielo – przyp. tłum.]. A jeszcze wcześniej, odpowiadając na jej obawy z powodu popełnionych grzechów: Posłuchaj, Konsolato, gdyby Dobry Łotr, wraz ze swo­imi grzechami miał także wszystkie twoje, powiedz mi, czy zmieniłbym może swoją decyzję? – Och nie, Panie Jezu, Ty tak samo powiedziałbyś: Dziś bę­dziesz ze Mną w raju! – A więc pewnego wieczoru powiem to także tobie.

Zaufać Miłości

Zaufanie jest kwiatem chrześcijańskiej nadziei, jako że nie tylko pozwała nam dążyć z radosnym duchem do niebieskiej Ojczyzny, ale także każe nam szybko i bez ociągania się kroczyć drogą świętości. Dlatego miłość i zaufanie są dwoma skrzydłami, na których dusza wznosi się do najbardziej odważnych lotów i unosi się zwycięska ponad wszystkimi szczytami. Jeśli zamiera zaufanie, to także miłość słabnie, a dusza posuwa się wolno. Największą przeszkodą dla Bożego działania w duszy jest, obok poszukiwania siebie samego, nieufność.

Najczęściej brak zaufania Bogu spowodowany jest zbytnim zaufaniem do siebie samego. Dusza, doświadczając własnej niemocy w czynieniu dobra, smuci się zbytnio, dając miejsce niepokojowi. Powinno zaś być na odwrót. Czy i nie ze względu na swoją słabość małe dziecko ma prawo do matczynej opieki? To samo dokonuje się w dziedzinie duchowej. Właśnie nasza skrajna słabość daje nam prawo do liczenia na moc Bożą. Nasze niezliczone nędze przywołują czułość Serca Jezusowego. W walce o świętość jest czymś bardzo ważnym z każdego naszego braku, bardziej czy mniej dobrowolnego, czynić jakby punkt oparcia, aby doskonalej okazać zaufanie. Miłość, która nie ufa, nie jest już miłością, ale lękiem; każde zaś utrapienie spowodowane nieufnością nie czci, ale rani Serce Boże.

Oto dlaczego zdanie: Czcij Boga, twoim zaufaniem, Bóg Ojciec lub Jezus powtarzał siostrze Kon­solacie wiele razy. Pewnego dnia (17 września 1935 r.) Konsolata rozmawiała z Jezusem: „Jezu, to, że mówisz do mojej biednej duszy, że raczysz ją pouczać, powinno stanowić największą radość mojego serca, tymczasem jestem zmuszona pozostać jakby obojętna, bo moja nędza jest tak wielka, nie ma we mnie niczego, co mogłoby przyciągać twoje spojrzenie. Ponieważ to rozumiem, czasem rodzi się we mnie wątpliwość: a może ulegam wielkiemu złudzeniu? ( … ) Jezu, przebacz mi; tak, wierzę, że Ty jesteś dobrocią nieskończoną!”. Jezus zaś odpowiedział jej: Widzisz, Konsolato, twoje nędze mają swoje granice, ale moja miłość nie ma granic.

Kilka dni potem siostra Konsolata wyznała (19 września 1935 r.): „Jezu, wierzę, że kochasz nie­pokalane i białe lilie; ale że kochasz mnie… tego nie mogę zrozumieć!” Jezus na to odpowiedział jej: Jeśli pomyślisz, że nie przyszedłem do sprawiedliwych, ale do grzeszników (por. Mt 9,13), zrozumiesz to od razu, Konsolato!

„Pewnego wieczoru – pisze – byłam bardzo strapiona i przed tabernakulum powiedziałam: «0, Jezu, zawsze jestem taka sama, obiecuję, a potem…» – Ja również jestem taki sam, nigdy się nie zmieniam!”. Powiedział mi to takim tonem, że mój smutek przemienił się w radość: jeśli On nie smucił się, dlaczego ja się mam smucić?”

Jezus nie pozwalał jej zatrzymywać się na swo­ich brakach (2 listopada 1935 r.):

Gdyby przydarzyło ci się popełnić jakąkolwiek niedoskonałość, nigdy się nie smuć, ale przyjdź, złóż ją od razu w moim Sercu, a potem umocnij swoje postanowienie odnośnie do cnoty przeciwnej, ale z wielkim spokojem. W ten sposób każdy twój brak będzie krokiem naprzód.

„.Z wielkim spokojem”: wróg jest przebiegły i kieruje się pewną taktyką; jest zadowolony, gdy uda mu się wsączyć w duszę truciznę nieufności, reszta zaś przyjdzie sama z siebie. Najpierw zauważa się zamieszanie, które jest zgubne dla duszy. Jezus tłumaczy siostrze Konsolacie (2 sierpnia 1936 r.): Jeśli dusza zachowuje spokój, wtedy jest panią samej siebie 65; jeśli jednak niepokoi się, wtedy łatwo jej upaść.

Zauważywszy, że Jezus pozwała na wszystko w jej duszy, z wyjątkiem niepokoju, pewnego dnia zapytała Go o przyczynę tego. Dobry Jezus pouczył ją: spokojna dusza jest jak świeże źródło czystej i przejrzystej wody, do której On może, kiedy chce, zbliżyć się i zaspokoić pragnienie; gdy jednak ogarnia ją niepokój, to ta dusza staje się jak woda zmącona kijem i unosząca szlam, dlatego Jezus nie może już zaspokoić nią swego pragnienia.

Jezus nie tylko nie może zaspokoić swego prag­nienia, ale demon, który właśnie łowi w zmąconej wodzie, znajduje w tym stanie ducha odpowiednie warunki do swoich złośliwych machinacji. Dlatego Jezus ostrzegał (24 września 1936 r.): Nie pozwól nigdy, nigdy, ale to nigdy, aby opanował cię niepokój, po­nieważ jeśli niepokoisz się, demon jest zadowolony i zwycięstwo będzie jego.

To potrójne „nigdy” potwierdzało posłuszeń­stwo, którego od niej zażądał ojciec duchowny, jako że w swoim wielkim pragnieniu doskonałości miała pewne skłonności do skrupułów. Jezus zaś wyraźnie przypominał jej: Przypomnij sobie, że posłuszeństwo nie pozwala ci nigdy, nigdy, nigdy nie dopuścić nie­pokoju; dla ciebie jest to najważniejsze.

Tak więc nigdy nie wątpić, aby się nigdy nie niepokoić. Prawie zawsze po niepokoju przychodzi zniechęcenie, a kto się zniechęca, już nie wałczy, czyli nie idzie naprzód; wprost przeciwnie, cofa się. Niczego nie zdobywa, a traci wiele. Traci czas. „Zrozumiałam – pisze siostra Konsołata – że głupi jest alpinista, który wchodząc na szczyt, z powodu jakiegoś małego potknięcia, zatrzymuje się zniechęcony, nie mając już odwagi zwrócić wzroku ku upragnionemu szczytowi. Natomiast mądry jest ten, który od razu powstaje i ufny podejmuje wspinaczkę, niczym niezniechęcony, postanawiając nie tracić czasu, gotowy do powstawania z każdego nowego potknięcia się” Nigdy nie będzie wystarczająco zgłębiona przez łudzi dobrej woli następująca lekcja, udzielona przez Jezusa siostrze Konsolacie (7 listopada 1935 r.).

Powiedz mi, Konsolato, która dusza jest dosko­nalsza? Ta, która wobec Jezusa zawsze uskarża się, ponieważ jest niedoskonała, ponieważ popeł­nia ciągle grzechy i jest niewierna postanowie­niom, czy też dusza, która ciągle się uśmiecha do Jezusa, czyni, co może, aby Go kochać, lecz – aby nie tracić czasu – nie przejmuje się niedoskona­łościami, których nie chce? Ona troszczy się tylko o to, by kochać Jezusa. Powiedz mi, która z tych dwóch dusz wydaje ci się bardziej doskonała? Mnie bardziej podoba się ta druga. Tak więc czyń to, co możesz, by mnie kochać, a kiedy spostrzeżesz, że byłaś niewierna, obdarz mnie miłością najżarliwszą, a potem podejmij swoją pieśń miłości.

Jezus nie jest tyranem, i jeśli za miłość przeba­cza przewinienia, to —powiedz mi —jakby mógł pamiętać kiedyś niepotrzebną myśl, na której niechcący się zatrzymałaś?

Mówienie do Mnie i powtarzanie: „Popatrz, Jezu, co zrobiłam, jak byłam Ci niewierna itd.” to są użalania, to jest strata czasu. I przeciwnie, żarliwy akt miłości ku Bogu, podczas gdy ubogaca twoją duszę, raduje moją, zrozumiałaś? (..) A niedoskonałości, których nie chcesz, nie zasługują nawet na jedno twoje spojrzenie.

Trzeba więc dążyć do doskonałości, miłując Jezusa, czynić wszelkie wysiłki, by zmniejszyć ich liczbę i nie chcieć ich Jednak gdy zdarzy się je nam popełnić, nie należy się zniechęcać, ale trzeba zawsze ufać w niezmierzoną dobroć Serca Jezusowego, który nie pozbawi tej duszy swojej miłości, swych łask, swojej czułości. Pozostawił On przez siostrę Konsolatę dla dusz następujące cenne przypomnienie (15 grudnia 1935 r)

Uwierz, że nie będziesz mi mniej droga także wtedy, gdy twoja słabość doprowadzi cię do niewierności twoim postanowieniom jeśli chodzi o milczenie itd. Widzisz, Konsolato, moje Serce bardziej podbijają wasze nędze niż cnoty.

Kto wyszedł ze świątyni usprawiedliwiony? Celnik (por. Łk 18,10). Dzieje się tak dlatego, że wobec duszy pokornej i skruszonej moje Serce nie potrafi się powstrzymać. ( … ) Taki jestem!

Pamiętaj zawsze, że kocham cię i będę kochał do szaleństwa w każdym momencie oraz z powodu jakiejkolwiek twojej słabości, której nie chcesz, a jednak popełniasz.

Dlatego też nigdy, nigdy, nigdy nie miej najmniejszej wątpliwości, że z powodu jakiejś jednej twojej niewierności Ja miałbym odstąpić od moich obietnic. Nigdy – zgoda? W przeciwnym razie zraniłabyś, Konsolato, wnętrze mego Serca.

Pamiętaj, że tylko Jezus potrafi zrozumieć waszą słabość, On jedynie zna całą ludzką kruchość. Konsolato, tej winy, polegającej na powątpiewaniu, że z powodu twoich niewierności Ja nie wypełnię moich obietnic, ty nie popełnisz nigdy, nigdy, nigdy. Obiecujesz mi to, prawda? Nie uczynisz mi tej zniewagi, ponieważ sprawiłabyś mi zbyt wielki ból!

Nie należy uważać, że te przesłania odnoszą się tylko do dusz oddanych życiu doskonalszemu, do których należała siostra Konsolata, która wolałaby raczej umrzeć niż otwarcie dopuścić się jakiejś niewierności. Jezus poprzez Konsolatę zamierzał mówić do wszystkich dusz, także do tych, które znajdując się na początku swoje; odnowy duchowej, odczuwają jeszcze trud walki; do tych, które uczyniwszy pewne postępy na drodze doskonałości, sądząc, że są już nietykalne, wobec gwałtowniejszego i niespodziewanego ataku wroga, dopuszczonego przez Boga, doświadczają jeszcze ludzkiej słabości. Czas więc zebrać siły duszy w najwyższym akcie zaufania do Serca Jezusowego. Do tych wszystkich dusz skierowane są słowa umocnienia, jakie Jezus wypowiedział do siostry Konsolaty:

Widzisz, Konsolato, wróg uczyni wszystko, by zachwiać bezgranicznym zaufaniem, jakie masz do Mnie. Ty zaś nigdy nie zapominaj, że Ja jestem i lubię być wyłącznie dobrym i miłosiernym.

Zrozum, Konsolato, moje Serce; zrozum moją miłość i nigdy, nawet na chwilę, nigdy nie pozwól, aby nieprzyjaciel wszedł do twojej duszy z jakąś myślą nieufną! Zawsze uważaj mnie za dobrego, zawsze wierz, że jestem dla ciebie mamą 66.

Naśladuj więc dzieci, które szybko biegną do mamy, by zabandażowała nawet lekko skaleczony palec. Ty czyń zawsze tak samo i pamiętaj, że Ja zawsze przekreślę i naprawię twoje niewierności, tak jak mama zawsze bandażuje skaleczony, rzeczywiście czy w wyobraźni, palec.

A jeśli to dziecko miałoby zranione rękę czy głowę, nie palec, powiedz mi, czy mogłabyś opisać czułość i delikatność, uczucie, z jakim ta mama otaczałaby je i pielęgnowała? Otóż Ja tak samo postąpiłbym z twoją duszą, gdyby upadła, nawet gdybym milczał, zrozumiałaś, Konsolato?

Tak więc nigdy, nigdy, nigdy ani cienia nieufności. Nieufność rani wnętrze mego Serca i sprawia mi ból.

Jezus obiecywał jej jednak, aby ją pocieszyć, że nie pozwoli jej nigdy popełnić grzechów ciężkich:

Nie, moja droga, nie pozwolę, abyś skaleczyła sobie głowę czy ramię. Poza tym wiedz, że to, co mówię do ciebie, któregoś dnia będzie służyło innym duszom; dlatego każę ci pisać.

Te Boże pouczenia są skierowane do wszystkich dusz, ponieważ nikt nie może uważać, że nie popełni grzechu czy niedoskonałości: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1,8). Także siostra Konsolata – powtarzamy to niestrudzenie – miała swoje braki i ich nie ukrywała, ale, jak czytelnik mógł to już zauważyć, jakby z upodobaniem i naciskiem ukazywała je, nawet z pewną przesadą. Na ogół były to braki zewnętrzne, jak nagłe zniecierpliwienia, wynikające prawie zawsze z gorliwości w obserwancji zakonnej. Stawiamy pytanie: jaki ciężar winy mogły mieć wobec Boga te akty osoby o usposobieniu gwałtownym, reagującej szybko, mającej naturę porywczą, tak że nazywano ją „piorunem i burzą”? W duszy która być może tego samego dnia walczyła już dziesięć lub dwadzieścia razy, aż do heroizmu, z nieuporządkowanymi popędami natury która po takich zniecierpliwieniach od razu wyrażała skruchę, chętnie upokarzała się przed Bogiem i stworzeniami ze szczerym postanowieniem poprawy?

Należy poza tym przypomnieć, że często takie zewnętrzne braki są jakby zasłoną, którą Bóg posługuje się, aby ukryć przed oczyma drugich swoje dary i działania w duszy 67. Tak było z siostrą Kon­solatą, której Jezus – odpowiadając na jej wyraźną prośbę pozostawania we wspólnocie niezauważaną – obiecywał: Tak, uczynię cię niczym poprzez ból i upokorzenie! Chodzi o takie upokorzenie, że będzie wydawać się osobą mającą wady. I to nie tylko będzie wydawać się niedoskonała w oczach innych, co się może liczyć lub nie, ale także we własnych oczach, co jest prawdziwym upokorzeniem.

Znamy te prawdy, ale w praktyce o nich zapominamy. Zapominamy o nich, jeśli chodzi o nas, niepokojąc się, kłopocząc, zniechęcając, gdy zdarzy się nam popełnić jakąś niedoskonałość. Zapominamy o nich zwłaszcza w odniesieniu do bliźnich, sprzeciwiając się każdemu możliwemu stwierdzeniu świętości kogoś drugiego, jeśli tylko zauważymy w nim cień jakiejś niedoskonałości.

Należy zauważyć, że dużo łatwiej jest dostrzec braki w duszach wspaniałomyślnych, gorliwych, o silnej woli, które pędzą wprost ku świętości, niż w duszach, które liczą się z każdym krokiem i z drżeniem koncentrują się tylko na tym, żeby nie upaść. Święci nie byli bojaźliwi ani drobiazgowi, ale odważni w realizacji swych zamiarów. Nie mówimy, że byli zarozumiali, ale odważni. Nie gubili się w błahostkach, ale dążyli do tego, co istotne. „Ci, którzy nigdy nie walczą – mówi św. Jan Chryzostom – nigdy nie są ranni; kto z odwagą atakuje nieprzyjaciela, często jest ranny”68.

Refleksja ta nie jest bezużyteczna, ponieważ jest bardzo ważne, aby dusze i kierownicy dusz nie zaniedbywali tego, co istotne, dla spraw drugorzędnych. Tymczasem oto jak Jezus, kontynuując swoje bardziej niż matczyne pouczenie, dodawał odwagi siostrze Konsolacie:

Chciałabyś, abym obiecał, że nie pozwolę ci nigdy upaść; ale że będziesz zawsze wierna, zawsze doskonała? Nie, Konsolato, nie chcę cię łudzić, dlatego mówię ci, że popełnisz błędy, niedoskonałości i niewierności; one posłużą ci do postępu, ponieważ skłonią cię do wielu aktów pokory.

Łatwo jest duszy utrzymać się w zaufaniu, gdy cieszy się łaskami Bożymi. Nie można jednak tego samego powiedzieć, gdy kroczy ona w ciemnościach ducha. Dlatego Jezus, przygotowując siostrę Konsolatę także do tej ewentualności, umacniał ją w ten sposób (27 listopada 1935 r.):

Tak, Konsolato, dziś niebo twojej duszy jest piękne jak niebo nad tobą. Widzisz? Jest zaróżowione i lazurowe. Ale wkrótce na to piękne niebo miłości i zaufania najdą gęste chmury ciemności. (…) Odwagi, Konsolato! Będą to dni owocnej próby, kiedy będziesz mogła okazać Bogu czynami twoją miłość i zaufanie do Niego! Ocli, ufaj, ufaj zawsze Jezusowi! Gdybyś wiedziała, jak bardzo się tym raduję!

Dawaj Mi zawsze tę pociechę, że ufasz Mi, także pośród ciemności śmierci; dawaj Mi zawsze radość, niezależnie od ciemności, w jakich się znajdujesz, mówiąc: „Jezu, ufam Tobie, wierzę w Twoją miłość do mnie i zawierzam Tobie!”.

Tak w rzeczywistości postępowała siostra Kon­solata, zachowując niezachwianą ufność, a nawet coraz bardziej ją pogłębiając Od 14 sierpnia 1934 roku, od wigilii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, składała na ręce Matki Niebieskiej napisany własną krwią następujący ślub zaufania- ,,Mamusiu, w Twoje ręce składam mój ślub, który czynię dobremu Bogu, że zawsze będę ufać w Jego dobroć, w Jego miłosierdzie, w jakimkolwiek stanie znajdzie się moja dusza, i zawsze będę wierzyć w to, co mi obiecał. O słodka Mamusiu, z Twoją pomocą chcę oczekiwać, ufać i wierzyć, że otrzymam to wszystko od Wszechmogącego i dobrego Boga. Mój Boże, kocham Cię i ufam Tobie!”

Zwroty: „Mój Boże, ufam Tobie!” lub „Jezu, ufam Tobie!” w pismach siostry Konsolaty powtarzają się często. Są jakby pieczęcią każdego jej postanowienia, każdego podniesienia się po jakiejś niewierności, każdego zrywu ku doskonałości. Czy należy się dziwić, że Serce Jezusa pozwoliło się zdobyć dzięki tak wielkiemu zaufaniu? Dary Boże, wspaniałe obietnice, uczynione przez Niego siostrze Konsolacie, wszystko to jest owocem, a równocześnie nagrodą, za tę jej ufną miłość. Siostra Konsolata uwierzyła, ale uwierzyła wiarą, która nie tylko przenosi albo raczej obraca w proch góry własnych niedoskonałości, ale poddaje wszechmoc samego Boga na służbę stworzeniu. Jezus potwierdził to:

(6 sierpnia 1935 r.): Czy wiesz, co Mnie przyciąga do twojej duszy? Jest to bezgraniczne zaufanie, jakie masz do Mnie.

(20 października 1935 r.): Zaufanie ślepe, dziecięce, bez granic, niezmierne, które masz do Mnie, tak bardzo mi się podoba. Dlatego pochylam się nad tobą z taką miłością i taką czułością.

Dzięki temu zaufaniu będzie w niej czynił rzeczy przedziwne (8 października 1935 r.):

Ja uczynię w Konsolacie rzeczy przedziwne, ponieważ twoje zaufanie do Mnie nie napotyka na przeszkody. Ty wierzysz Jezusowi, Jego miłosiernemu Sercu. Otóż wszystko jest możliwe dla wierzącego! (por. Mk 9,22).

Ze względu na to zaufanie zaprowadzi ją na szczyty świętości (8 listopada 193 r.):

Gdybyś polegała na sobie samej lub szukała oparcia wyłącznie w jakimś stworzeniu, aby osiągnąć szczyt, posuwałabyś się z szybkością ślimaka. Ty jednak ufasz jedynie Jezusowi, oparłaś się na Wszechmocnym, dlatego Ja dokonam cudów, wzniesiemy się wysoko.

Ze względu na to zaufanie Jezus wleje w jej duszę bogactwa swego Bokiego Serca:

Konsolato, nie stawiaj granic twemu zaufaniu do Mnie, a Ja nie będę stawiał granic moim łaskom dla ciebie.

Właśnie ze względu na zaufanie uczyni On siostrę Konsolatę nie tylko apostołką w świecie, ale także apostołką apostołów. Tę obietnicę złożył jej po raz pierwszy 22 października 1935 roku: Konsolato, uczynię cię apostołką apostołów. Później, 10 grudnia 1935 roku, potwierdził to i wyjaśniał:

Ten Bóg, któremu spodobało się uczynić z tej małej duszy, dzięki jej wielkiemu zaufaniu wobec Niego, apostołkę apostołów,potrafi także obdarować tę duszę równie wielką wspaniałomyślnością, która pozwoli jej przezwyciężyć wszelkie próby i doprowadzić zwycięską na upragniony szczyt.

3 listopada 1935 roku skierował do niej słowa pociechy co do czekających ją prób:

Konsolato, nie bój się niczego. Nikt nie będzie wstanie zatrzymać cię w tym zawrotnym pędzie ku celowi; nikt, ponieważ Ja jestem w tobie, a ty jedynie ślepo i całkowicie ufasz twojemu Jezusowi. Rozkoszuję się tym. Zobaczysz, co potrafię zrobić z Konsolaty.

Nie bój się niczego i nikogo. Masz Boga z sobą, który myśli za ciebie, który cię strzeże jak źrenicę swoich oczu. Przyrzekam ci, że w pełni odpowiesz na plany, jakie Jezus ma względem Ciebie. „Kto wierzy we Mnie, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza” (por. 17,38).

Ocli, ufaj, ufaj zawsze Jezusowi! Gdybyś wiedziała, jak bardzo tym się rozkoszuję! Daj mi tę radość, że ufasz Mi także pośród ciemności śmierci.

Nie bój się nigdy niczego, ufaj Jezusowi całkowicie, jedynie i zawsze Jemu. Także wtedy, gdy ogarną twoją duszę ciemności, wówczas jeszcze mocniej powtarzaj: „Jezu, nie widzę Cię, nie czuję Cię, ale ufam Tobie!”. Postępuj w ten sposób w każdej próbie.

Twoje zaufanie do Mnie jest wielkie, Konsolato. Pozwól, by w dniach próby stało się heroiczne!

Ono było heroiczne. Podczas rekolekcji w 1942 roku, kiedy już wchodziła na swoją kalwarię, w dzienniku zapisała słowa, które warto przytoczyć:

„Duszo moja, czy możesz powiedzieć w obliczu Boga, że po dzień dzisiejszy zawsze walczyłaś? Czy osiągnęłaś wymaganą doskonałość? Czy dochowałaś wierności podjętym zobowiązaniom? ( … ) Mój Boże, jaki wstyd, jaka nikczemność! ( … ) O Jezu, nie chcę się ani poniżać, ani zniechęcać, lecz chcę od tej chwili, z Twoją pomocą, powstawać, walczyć, wytrwać w walce, abym i ja mogła w chwili śmierci ze św. Pawiem powiedzieć: W dobrych zawodach wystąpiłam; bieg ukończyłam, wiary ustrzegłam (2 Tm 4,7)”

„Wiem, że czeka mnie ciągła walka, wyczerpująca, mocna, codzienna, aby mnie obudzić ze snu: walka myśli, by zachować rozum, język i serce nieskalanymi. Wiem, że czeka mnie największy wysiłek, aby nieustannie okazywać Ci miłość, aby widzieć Cię we wszystkich aby mówić «tak» na każde Twoje żądanie. Wiem także, że nienawiść szatańska wykorzysta wszelkie sytuacje, aby mi przeszkodzić i zatrzymać w miłosnym wznoszeniu się do Ciebie”.

„Dlatego rozpoczyna się decydująca bitwa przeciw mnie samej, przeciw stworzeniom, przeciw wrogowi. Jezu, nie chcę wejść do nieba ani minutę wcześniej niż Ty to ustaliłeś, ale także ani minutę później z własnej winy. Jeśli Ty jesteś we mnie, któż będzie przeciw mnie?” (por. Rz 8,31).

„Jezu, chcę od tej chwili aż do śmierci nie dopuścić ani jednej myśli zniechęcenia czy zwątpienia. Jezu, chcę, gdy się tylko zbudzę, zaczynać od aktu miłości ku Tobie i kontynuować go, mimo wszelkich nieprzyjacielskich ataków, aż do chwili, gdy wieczorem zasnę. Jezu, zawsze z Twoją pomocą, chcę Cię we wszystkich widzieć, mówić do Ciebie, służyć Ci. Jezu, chcę odpowiadać «tak» na każde Twoje bezpośrednie lub pośrednie żądanie, każdą ofiarą, każdym aktem miłosierdzia, i wszystko wypełniać z miłością i uśmiechem. Jezu, chcę przeżywać każdą chwilę i tę także, trwając w miłości, w całkowitym oddaniu się Twojej Boskiej woli, dla Ciebie i dla dusz! Jezu, chcę dzięki Twojej łasce pozostawać w pokoju i zawsze uśmiechać się, zawsze, niezależnie od stanu mojej duszy”

„Jezu, dzięki Twojej pomocy nie cofam się. A więc, mając obowiązek postępowania do przodu, dlaczego mam się ociągać? Po co sprawiać, by wróg śmiał się z powodu naszego zatrzymywania się w drodze, z powodu naszych zniechęceń i zwątpień? ( … ) Nie, już nigdy więcej! Chcę z Twoją pomocą iść naprzód; I kiedy upadnę na mojej drodze, chcę, ufając Tobie – od razu powstawać, nawet gdyby to było tysięczny raz, i w ostatnim momencie dnia energicznie podejmować moją pieśń, jak gdyby nic się nie stało. Dobry Jezu, błogosław i zachowaj tę Twoją wolę we mnie!”

Ileż dobrej woli, ileż wspaniałomyślności i ile zaufania w tej małej duszy! Zaufania, które ona, przekonana wewnętrznie o swojej nicości, doświadczając codziennie własnej słabości, opierała na Bożej miłości, wszechmocy, na wierności Serca Jezusowego. Napisała: „Pewnego ranka, w dniu skupienia [sądzę, że było to latem 1931 rokuj, nie mogąc razem ze współsiostrami z nowicjatu nawiedzić Jezusa w Najświętszym Sakramencie, udałam się sama przed tabernakulum. Otwarłam książkę na dzień skupienia i przeczytałam: «Wierzę, że jesteś wszechmogący!». To zdanie poruszyło mnie. Zamknęłam książkę i zostałam w pełni Oświecona światłem Bożym. Wszechmoc Boża! Zrozumiałam, że mimo wszystkich moich skrajnych słabości i nędzy, Bóg może uczynić mnie świętą. Razem z tym światłem poczułam nową mocną nadzieję: zaufanie do Boga! Jeśli jest wszechmogący, jeśli może wszystko, może także zrealizować moje niezmierne pragnienia! I od tej chwili uwierzyłam, że wszystko się stanie. 0, Jezu, jeśli tej nocy Twoje słabe stworzenie ze zdecydowaną wolą może Ci powiedzieć: «Jestem gotowa na wszystko»,to komu to zawdzięczam, jeśli nie wszechmocy Bożej, która zdziałała cud przemiany, która moją wrodzoną słabość zastąpiła Twoją Boską mocą?”.

Siostra Konsolata mówi o pragnieniach niezmiernych. To, jakie one były i jakie były odpowiadające im Boże obietnice, można zobaczyć w jej życiu. Ona osiągnęła szczyt ufności, zachowując w sercu, mimo wszystko, bardzo mocną wiarę, zarówno jeśli chodzi o realizację swoich ogromnych pragnień miłości, cierpienia i dusz, jak też odpowiednich Bożych obietnic. Oto cytat z listu do ojca duchownego (10 września 1942 r.): „Moją najżarliwszą modlitwą jest obecnie prośba, by kochać Jezusa, jak Go jeszcze nikt na świecie nie kochał, oraz by w równej mierze ratować dusze, pod względem liczby; powtarzam Mu to, aż do znudzenia, przy każdej stacji Drogi Krzyżowej. No cóż, Ojcze, jedyna moja nadzieja otrzymania tego tkwi w natarczywej modlitwie. Wiem, że jestem nędzna, niestała i nikczemna, ale wiem też, że On jest wszechmocny, że dla Niego nie ma niczego niemożliwego; dlatego pomiędzy mną, tą najmniejszą a dobrym Bogiem jest rzucony most zaufania i wierzę, że mimo mojej największej nikczemności Jezus udzieli mi tego, czego pragnę”

„Nie boję się już bólu, walki, unicestwienia: Jezus daje mi łaskę kochania Go, i dziwiłabym się sobie oraz cierpiałabym, gdybym nie znalazła się w tym stanie. Z wielką odwagą proszę, bym cierpiała, jak nikt jeszcze nigdy nie cierpiał, ponieważ nie opieram się na sobie, z natury nędznej, ale liczę wyłącznie na Niego, Wszechmogącego, który może wszystko, także udzielić mi łaski znoszenia z radością wielkich cierpień. Proszę o to, pragnę tego i wierzę, że zostanie mi to udzielone. Czasem, żartując, mówię Mu, że jeśli nie udzieli mi cierpienia i siły do właściwego znoszenia go, nie byłby wszechmogący: «A ja wierzę, że Ty jesteś wszechmogący». Wydaje mi się, Ojcze że mogę stwierdzić, iż zaczął się bieg ku cierpieniu, tak jak ku miłości”.

„Czasem, wieczorem, odprawiając Drogę Krzyżową, ze wzrokiem utkwionym ku gwiazdom myślę: co powiedzieliby Święci o mojej natarczywej modlitwie o miłość, cierpienie i dusze w stopniu tak wysokim? ( … ) Gdyby ta modlitwa wypływała z serca niewinnego, wiernego, ale od Konsolaty!? (…) Jednakże zostało już rzucone wyzwanie odważnego zaufania, które ma nadzieję otrzymać wszystko. Dla tego, kto wierzy; wszystko jest możliwe; Konsolata zaś wierzy, wierzy! Och, Ojcze, wydaje mi się, że wiara stała się we mnie tak wielka, wielka! ( … ) chwytam się mocno modlitwy, by ją zachować, więcej, by – jeśli to jest możliwe – jeszcze bardziej ją pogłębić. Powtarzam, że pomiędzy tym dzieckiem a Sercem Bożym został rzucony most: zaufanie bez granic!”

Taki poryw miłosnego zaufania tłumaczy się sam w sobie i wyjaśnia obietnicę tyle razy uczyniona, przez Jezusa tej umiłowanej duszy: Konsolato, w łonie Kościoła będziesz ufnością.

Wyprzedzając to, co zostanie sformułowane na następnych stronicach tej książki, na podstawie tego, co dotychczas powiedziano można stwierdzić, że miłość, życie miłości, rzeczywiście prowadzi duszę do heroizmu we wszystkich cnotach, pozwalając jej przezwyciężyć słabości ludzkiej natury.

Umiłować Miłość

Dusza pragnąca czynić postępy w życiu miłości powinna być wewnętrznie przekonana o prawdzie, iż Jezus nie żąda od nas, ubogich swoich stworzeń, niczego innego, jak tylko miłości.

Podobnie jak wszystkie relacje pomiędzy Stwórcą a stworzeniem streszczają się w słowie św. Pawła: „On mnie umiłował” (Ga 2,20), tak wszystkie relacje pomiędzy stworzeniem a Stwórcą streszczają się w innym słowie Ewangelii: „Będziesz miłował Pana Boga swego” (Mt 22,37). Miłość za miłość. Cokolwiek by Bogu stworzenie nie ofiarowało, to wszystko jest i tak Jego własnością, a On, gdyby zechciał, mógłby mu to z powrotem odebrać, łącznie z samym życiem. Nie tak jest z miłością. Jest ona na ziemi wolna i stworzenie może ją odrzucić. Bóg jednak jej chce i o nią prosi; uczynił ją celem stworzenia człowieka; ogłosił ją jako pierwsze przykazanie, od którego zachowania zależy osiągnięcie życia wiecznego (por. Mt 12). Bóg chce całkowitej miłości: chce być kochany całym sercem, całą duszą, całym umysłem, wszystkimi siłami. Aby mieć naszą miłość, zstąpił z nieba, stając się człowiekiem. To jednak nie wystarczyło, stał się żebrakiem u stóp stworzenia: „Daj mi pić!” (J 4,7); w końcu wstąpił na krzyż, aby głosem krwi wykrzyczeć Boże pragnienie: „Pragnę!” (J 19,28).

To Boże wołanie, zawsze żywe w Ewangelii, stało się bardziej naglące w objawieniach św. Małgorzaty Alacoque, w tym zaś wieku umocniło się poprzez objawienia tajemnicy miłosierdzia”. A jednak tak wiele dusz, niespokojnych i strapionych, szczerze pragnących dojść do Boga jeszcze gubi się na drogach trudnych, podczas gdy przed nimi otwiera się droga prosta, łatwa i pewna, a jest to miłość! Iluż pragnących poświęcić się Bogu powstrzymuje lęk przed nie wiadomo jakimi pokutami, tak jakby Boski Oblubieniec bardziej był spragniony naszej krwi niż miłości.

Tymczasem tak nie jest. Od siostry Konso­laty, która należała do jednego z najsurowszych zakonów klauzurowych, Jezus żądał tylko miłości; miłość zaś miała dokonać reszty. Wyrażenia takie jak: Kochaj tylko Mnie… kochaj zawsze… kochaj bardzo… nie pragnę od ciebie niczego poza miłością itp., znajdujemy setki razy zapisane na kartach dziennika. Jest to ustawiczne, natarczywe, a także wzruszające wezwanie Stworzyciela, spragnionego miłości od swego stworzenia. Nie znajdując jej u większości ludzi i nie otrzymując w pełni I nawet od wielu dusz Jemu poświęconych, żebrze jej od małych dusz, które lepiej rozumieją pragnienie Jego Serca i umieją na nie odpowiedzieć. Rzeczywiście, Jezus mówił do siostry Konsolaty (15 października 1935 r.):

Pragnę być kochany przez serca niewinne, serca dzieci, serca, które by mnie kochały całkowicie.

Jezus prosi o to małe dusze, aby z kolei przez nie miłość rozprzestrzeniła się na cały świat (13 października 1935 r.): Konsolato, ty kochaj Mnie za wszystkie i za każde z osobna moje stworzenie, za wszystkie i za każde jedno serce, jakie istnieje. Tak bardzo jestem spragniony miłości!

Właśnie to pragnienie miłości, jakie każde ludzkie serce powinno mieć do swego Stwórcy, jest również pragnieniem Stwórcy, który chce być kochany przez swoje stworzenie (9 listopada 1935 r.): Kochaj Mnie, Konsolato! Pragnę twojej miłości, tak jak pożąda i pragnie fontanny świeżej wody ktoś, kto umiera z pragnienia.

Tak wielkie jest owo pragnienie miłości, że Jezus zdobywa się na to, by powiedzieć siostrze Konsola­cie (9 listopada 1935 r.): Konsolato, napisz – nakazuję Ci to na mocy posłuszeństwa – że dla jednego aktu miłości stworzyłbym Niebo.

Już dusza w stanie łaski uświęcającej – według nauki Pisma Świętego, Ojców i teologii – jest świątynią, tronem, niebem Boga. Cóż dopiero powiedzieć o duszy, która nie tylko żyje w miłości, ale żyje miłością? Jezus mówił do św. Małgorzaty Ala­coque: „Córko moja, pragnienia twego serca tak mi są drogie, że gdybym nie ustanowił Boskiego mojego sakramentu miłości, ustanowiłbym go z miłości do ciebie, aby mieć radość przebywania w twojej duszy i móc odpocząć w twoim sercu”71 A oto teraz mówi do siostry Konsolaty (29 października 1935 r.):

Jesteś moim małym Niebem; jedna twoja Komunia wynagradza mi to wszystko, co wycierpiałem, aby cię znaleźć, aby cię mieć i posiadać – Ależ, Jezu, przecież nie umiem Ci nic powiedzieć! – Nie szkodzi, ale twoje serce jest moje, wyłącznie moje. Ja zaś czego chcę od moich biednych stworzeń, jeśli nie serca? Na wszystko inne nie zważam, i kiedy jakieś serce jest moje, wyłącznie moje, och, właśnie wtedy to serce staje się dla Mnie Niebem! A twoje serce jest moje, jest już na wieki moje!

Rozumiemy teraz dobrze Boże nalegania, aby siostra Konsolata dołączyła do nieustannej miłości nieustającą modlitwę o nadejście w świecie królestwa miłości. Tak oto mówił Jezus 16 grudnia 1935 roku:

Konsolato, tak, proś o przebaczenie dla biednej, grzesznej ludzkości; proś dla niej o triumf mojego miłosierdzia, ale przede wszystkim proś, och, proś dla niej o pożar Bożej miłości, który jak nowa Pięćdziesiątnica oczyściłby ludzkość z tak wielu brudów.

Och, tylko miłość Boża może uczynić z apostatów apostołów; z lilii zabłoconych lilie nieskalane; z odpychających i występnych grzeszników zdobycze miłosierdzia!

Pros Mnie o miłość, o zwycięstwo mojej miłości w stosunku do ciebie z do każdej duszy na ziemi, która teraz istnieje i która będzie istnieć aż do końca wieków.

Przygotuj przez nieustanną modlitwę triumf mojego Serca, mojej miłości na całym świecie!

Innym razem, kładąc nacisk na tę samą myśl, Jezus mówił słowami św. Tereski: „O Jezu, czemuż nie mogę powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewypowiedziana jest łaskawość Twoja?1171, po czym dopowiedział Konsolacie (27 listopada 1935 r.):

Konsolato, głoś małym duszom, wszystkim, moją niewypowiedzianą łaskawość; mów światu, jak Ja jestem dobry i macierzyński, i że od moich stworzeń w zamian żądam tylko miłości.

Ty możesz o niej opowiadać, Konsolato. Opowiadaj o moim niezmiernym miłosierdziu i o niezmiernej macierzyńskiej łaskawości.

Miłość – oto jest ogień, który Jezus przyniósł na Ziemię i chce, aby on zapłonął w każdym sercu (15 grudnia 1935 r.):

Och, gdybym mógł zejść do każdego serca i wlać doń strumienie czułości mojej miłości! ( … ) Konsolato, kochaj Mnie za wszystkich, i przez modlitwę i swoją ofiarę przygotuj w świecie przyjście mojej miłości!

Jezus chce więc zbawić świat, ale świat musi chcieć powrócić do Niego. Z Nim jest pokój i porządek, bez Niego anarchia i upadek.

Co czynić, by wrócić do Jezusa? Jest tylko jedna droga, tak dla dusz, jak i dla narodów: Diliges! (Będziesz miłował). Miłość – to jest całe prawo, całe chrześcijaństwo 72. W wypełnianiu tego przykazania, które dotyczy Boga i bliźniego, jest zbawienie: „To czyń, a będziesz żył” (Łk 10,28). Protestantyzm z jednej strony, a jansenizm z drugiej wygasiły stopniowo w ostatnich wiekach ten święty ogień w sercu chrześcijaństwa i zabiły go, przynajmniej u wielu ludzi. Karykatura chrześcijaństwa, zredukowanego do prostej wiary lub strachu, zmroziła serca, oddaliła je od Boga, prowadząc stopniowo do zobojętnienia, sceptycyzmu, ateizmu i pogaństwa.

Aby wrócić do Jezusa, trzeba powrócić do Ewangelii, którą sam Jezus złożył w łonie Kościoła katolickiego, a której on stale bronił i nauczał; do Ewangelii miłości i miłosierdzia.

Wierzyć w Ewangelię znaczy wierzyć w Miłość, praktykować Ewangelię znaczy kochać.

<<…poprzednia                                                                                          następna…>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>