Wspomnienie św. Małgorzaty Marii

Dzisiaj liturgiczne wspomnienie św. Małgorzaty Marii Alacoque – prawdziwe Święto dla dusz najmniejszych. Serce Boga otwarte na oścież, zniżyło się do dusz najmniejszych. Jezus jest pośród nas, a Jego Serce wylewa strumienie łask. Bóg przed nami nieustannie kładzie tajemnice swego wnętrza. Oznacza to, że przed nami Jego Serce jest stale otwarte i nieustannie do Niego zaglądamy. Podczas tegorocznych wakacji w sposób szczególny, ale i w tamtym roku również, zostaliśmy zaproszeni i przygotowani przecież do tego, by wejść do Bożego Serca i stale w Nim przebywać, by czerpać z Niego. Byliśmy obdarowani w sposób niezwykły i prowadzeni ku temu, by zrozumieć co kryje się w Bożym Sercu. Odkrywając w ten sposób Boga i Jego miłość do człowieka, mogliśmy lepiej zrozumieć siebie i swoją relację z Bogiem. Dzisiaj Jezus pragnie w sposób szczególny uświadomić nam, na czym polega upodobnienie się do Jezusa. Wiemy o tym, że właśnie świętość jest upodobnieniem się duszy do Jezusa. Jezus przecież wielokrotnie mówi, by Go naśladować, by za Nim iść. Zresztą każde z pouczeń właściwie tego dotyczy. Niemniej jednak dzisiaj Jezus pragnie zwrócić uwagę na rzecz podstawową, na najważniejszy warunek, który upodabnia duszę do Jezusa.

Dużo wiemy, co mamy czynić – mamy modlić się w różnych porach dnia, jednoczyć się z Jezusem, klękać pod Krzyżem, żyć Eucharystią, czytać Pismo Święte. To wszystko wiemy. Nieustannie słuchamy o miłości i też wydaje się nam, że sporo już wiemy. A jednak serca nasze nie są jeszcze tak uformowane, aby były podobne do Jezusa. Kiedy spojrzymy na Jezusa, będącego wśród uczniów, od razu zobaczymy, że wyróżnia się spośród nich. Z Jego Postaci bije pokój, łagodność. Jego twarz, oczy są dobre, uśmiechnięte, łagodne. Kiedy popatrzymy na Jezusa w relacji ze swoją Matką, zobaczymy jeszcze większą łagodność, jeszcze większą delikatność, pokorę, wielką miłość i zadziwiające posłuszeństwo, choć przecież Maryja jest tylko człowiekiem. Kiedy popatrzymy na Jezusa modlącego się, zobaczymy, jak cały pochłonięty jest rozmową z Ojcem, a w tej modlitwie zobaczymy pokorę. Gdy spojrzymy na Jezusa, do którego przychodzą ludzie z różnymi problemami i prośbami, przynoszą swoich bliskich, dzielą się swoim cierpieniem, zobaczymy, że wtedy jest cały dla tych ludzi, pełen miłości, współczucia, łagodności, cierpliwości i pokory. A gdy spojrzymy na Niego podczas ostatnich dni: w Wielki Czwartek, w Wielki Piątek – cichy, łagodny, milczący, pokorny i cały jest Miłością.

Spróbujmy teraz te cechy odszukać w sobie, w swoim codziennym życiu. Popatrzmy na sytuacje zwykłe, rodzinne, albo sytuacje gdzieś wśród ludzi. Kiedy pojawiają się trudne sytuacje, czy też jesteśmy, tak jak Jezus, łagodni, cierpliwi, pokorni? Czy też, tak jak On, cali jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, zasłuchani w jego cierpienie, w jego sytuację? A gdy to my doświadczamy trudności i cierpienia, czy jesteśmy, tak jak On, cierpliwi, łagodni, milczący, pokorni? Ani jednym słowem Jezus nie stawia na swoim, nie przeprowadza niczego na siłę. Na Krzyżu nie rzuca gromów, nie odgraża się, nie wytyka. Nie mówi też, że umiera tylko za tych, którzy przyjmą Jego miłość. Jest milczący, cichy, łagodny jak baranek. To porównanie jest jak najbardziej pasujące do sytuacji.

Upodobnić się do Jezusa, przemienić się w Niego oznacza nabrać tych cech. Pierwszą pośród nich jest POKORA. Dopiero wtedy, gdy serce całkowicie zrezygnuje z samego siebie może mieć nadzieję, że z czasem upodobni się do Jezusa. Rezygnacja z siebie samego dotyczy wszystkiego. Nawet trudno jest człowiekowi zobaczyć wszystkie sytuacje, w których stawia na swoim, podejmuje decyzje według własnego „widzimisię”, własnego zdania, kiedy przeprowadza swoje racje, kiedy robi coś dla własnej przyjemności lub też wygody; kiedy widząc swoją rację komentuje, czyni coś, aby tę rację udowodnić, pokazać lub po prostu postawić na swoim; kiedy nie potrafi wytrzymać i chociaż jednym słowem, a nawet nie słowem, a mimiką twarzy pokaże swoje niezadowolenie. Tych sytuacji, kiedy człowiek nie potrafi zrezygnować z samego siebie, a więc nie ma w nim pokory, jest naprawdę bardzo dużo. Zaznajemy tego w domu, wśród znajomych, we Wspólnocie również. Sami nie potrafimy być pokorni i od innych też nie doznajemy pokory. Stąd jakieś spięcia, niezadowolenia, czasem żale, pretensje. Serce upodobnione do Boga będzie wszystko skrywać w sobie, wszystko będzie zatapiać w Bożej miłości. Nie znaczy to, że od początku będzie to łatwe dla danej duszy. Zazwyczaj dusza taka walczy ze sobą w swoim wnętrzu. Nieraz musi bardzo mocno, stanowczo starać się panować nad sobą, nad swoimi emocjami, które budzą się, ale trzeba zacząć, aby powoli i stopniowo, wspierani Bożą łaską, wspinać się na szczyt.

Czasem duszom wydaje się, że Święci byli tacy doskonali, łagodni, cierpliwi ludzie, którym z łatwością przychodziło przebaczać, puszczać mimo uszu, milczeć, nie dyskutować, nie dowodzić swoich racji. To nieprawda. Większość z nich musiała bardzo silnie pracować nad sobą i często wiele ich to kosztowało, aby poskromić swój charakter, swoją pychę, bowiem to właśnie pycha każe człowiekowi wypowiedzieć na głos swoje zdanie. To pycha każe okazać niezadowolenie, wyższość, podkreślić kiedy ma się rację, kiedy się coś lepiej zrobiło lub kiedy już zwracało się komuś wcześniej uwagę i ten ktoś nie posłuchał. To pycha wprowadza konflikty, tworzy ogromne bariery między ludźmi. Wystarczy nieraz spojrzenie, a jest tak wymowne i tak pełne pychy, bo serce jest pyszne.

Apostołów Jezus uczył właściwych relacji i do Boga, i między sobą. W Jego postawie była wielka pokora, przecież jednocześnie był człowiekiem i Bogiem – doskonały, Święty. Wiedział wszystko, potrafił wszystko, a przebywał wśród Apostołów – ludzi, którzy niekoniecznie byli pełni kultury, którzy nie zawsze wypowiadali się kulturalnie, grzecznie zachowywali się wobec siebie nawzajem, nie zawsze potrafili pohamować swoje emocje i którzy mieli zwykłe ludzkie słabości. W życiu codziennym te słabości były bardzo widoczne. A Jezus był pośród nich. On nie tylko znosił swoich uczniów z cierpliwością, On ich kochał. Był tak pokorny, że chociaż Bóg, nie okazywał nigdy swojej wyższości. A kiedy pragnął pouczyć, czynił to w taki sposób, że nigdy nie czuli się poniżeni, nigdy nie czuli się kimś gorszym. On podnosił człowieka. Tak potrafił rozegrać różne trudne sytuacje, tak potrafił pojednać zwaśnione strony, że one nie były upokorzone, choć uświadamiały sobie własne słabości. Uczniowie pragnęli dorównać swemu Mistrzowi, być takimi jak On. Przy Nim zaczęli pracować nad sobą. Z miłości do Niego chcieli być inni – lepsi niż dotychczas. Z miłości do Niego zmienili się. Przeszli bardzo trudny czas cierpienia, przyjęli Ducha Świętego i współpracując z Bożą łaską prawdziwie pozwolili Bogu na przemianę ich serc.

My również przebywamy w towarzystwie Jezusa, nieustannie obcujemy z Nim, słuchamy Go, przyjmujemy Go do serca, czytamy Jego Słowo, mamy możliwość lepszego zrozumienia Jego Serca. Otwarte przed nami Serce Boga jest dla nas dostępne nieustannie. Możemy umacniać się tą Obecnością w dążeniu do naśladowania Jezusa. Możemy nieustannie czerpać z Bożego Serca, by upodabniać się do Jezusa. Jednak potrzeba świadomości, ciągłego pamiętania, jaki jest Jezus i w związku z tym, jakim mam być ja w relacjach z ludźmi i z Bogiem – MAM BYĆ JAK JEZUS. Skoro każdego dnia obcuję z Jezusem, przyjmuję Go do serca, czytam Pismo Święte, zatem mam w sobie Boga. Trzeba pokornie przyjąć tę Obecność i pozwolić, by Jezus rzeczywiście w naszych sercach zaistniał, żył. Trzeba oddać Mu należne miejsce w sercu. Nie tylko mówić o tym, nie tylko w sposób zewnętrzny Go przyjmować w Komunii św., nie tylko zachowywać rytuały – modlitwa o tej porze, o tej porze, o tej porze – TRZEBA PRAWDZIWIE POZWOLIĆ JEZUSOWI ŻYĆ W SERCU. Nie zamykać Go w sobie, nie ukrywać.

Często patrzymy na faryzeuszy. Jezus wytyka im obłudę, zewnętrzne ich zachowania, pozory. Ale czy serce, które przyjmuje Jezusa, nawet po Komunii św. pięknie się pomodli, a potem idzie w swoje życie i realizuje swój plan, swój pomysł, w relacjach do innych realizuje samego siebie, bez pokornego pochylenia się ku drugiemu człowiekowi w sposób łagodny, cierpliwy, czy nie podobny jest do faryzeusza? Pilnujemy godziny 9, 12, 15, odmawiamy różne modlitwy, ale czy w nich pochylamy się pokornie przed Bogiem? A w różnych sytuacjach rodzinnych, czy pochylamy się pokornie nad swoją bliską osobą, gdy potrzebuje nas? Czy potrafimy wtedy zrezygnować z siebie, np. nie przyjść na spotkanie, bo miłość wymaga pozostać w domu, aby być z tą drugą osobą? Czy pochylamy się pokornie nad potrzebą drugiej osoby, rezygnując z samego siebie i ze swoich planów, choćby najbardziej świętych? Pochylając się nad drugą osobą, która nas potrzebuje, pochylamy się nad Jezusem. Czy pozostawienie tej osoby, a więc Jezusa, by spotkać się z Nim we Wspólnocie, nie jest jakimś zaprzeczeniem tego, co głosimy? Pokora to również ufna modlitwa w intencji np. jakiejś osoby, gdy zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie nic uczynić z różnych powodów – bo nie mamy możliwości, bo ta osoba nie chce, bo taka jest sytuacja… Wtedy modlitwa jest wyrazem naszej ufności i pokornego pochylenia się nad tą osobą, jej sprawą, jej problemem.

Pokorne pochylanie się nad drugim człowiekiem, milczące bycie z drugą osobą, ciche, łagodne bycie wśród ludzi – to jest naśladowanie Jezusa. Nie przyprowadzanie na siłę, choćbyśmy byli przekonani, że rzeczywiście racja jest po naszej stronie, tylko pokorne pozwolenie na to, by działo się tak jak się dzieje. W Jezusie jest niebywała pokora, niebywała łagodność, cierpliwość. Wykazał to w najwyższym stopniu podczas drogi krzyżowej i na Krzyżu. Z Niego możemy czerpać i wzór, i siłę. Trzeba jedynie uznać przed Bogiem, że się tego nie potrafi, że się nie ma w sobie ani za grosz pokory, łagodności, cierpliwości, że się nie potrafi milczeć. Wtedy Bóg pomoże. I pozwolimy Bogu nas przemieniać, pozwolimy Mu nas umocnić. To On w nas będzie walczył z naszą pychą, z naszym pragnieniem postawienia na swoim, udowodnienia swojej racji. To On będzie walczył z chęcią obrażenia się na kogoś za coś, okazania swoich pretensji, żalów. To On pomoże nam zamknąć usta, uśmiechnąć się, aby nawet mimiką twarzy nie okazać swego zniecierpliwienia. Trzeba tylko uznać, że się nie jest pokornym, że się nie potrafi.

Jezus z wielką miłością zaprasza nas do swojego Serca. Pragnie umiłowania Jego Serca miłością całkowitą, która kocha tylko Jego; miłością wyłączną. Pokazuje wnętrze swego Serca dzieląc się tym, co jest w Nim, a jednocześnie widzi jak trudno jest człowiekowi wszystko to przyjąć i żyć tym. Dlatego w różny sposób stara się nam pomóc w dążeniu do doskonałości. Pragnie, abyśmy wszyscy żyli w Jego Sercu wtuleni w to Serce. Pragnie serca każdego z nas w swoim Sercu. Pragnie formować, przemieniać nasze serca, upodabniać do swojego. On pragnie. Jego bezwarunkowa miłość obejmuje każdego z nas. Jezus kocha nas miłością niepojętą; miłością, która nigdy się od nas nie odwróci. Pragnie naszego szczęścia. Wie, że szczęście nasze jest w Nim, w Bogu, dlatego chce prowadzić nas do przemiany, do zjednoczenia z Nim, byśmy mogli żyć w najwyższym szczęściu. Jezus pragnie wszystkich serc, miłuje każde, dlatego tym bardziej cieszy się, gdy są serca, które zwracają się do Niego i starają się być posłusznymi z miłości, bo może poprzez te serca dotrzeć do następnych. Serca, które Mu na to pozwalają, są Mu szczególnie miłe, szczególnie bliskie.

Jezus nie chce niczego od nas, pragnie jedynie miłości. Miłość pomaga człowiekowi we wszystkim. Jezus nie pragnie od nas żadnych czynów, wypełniania jakichś szczególnych nakazów, czy zakazów. Nawet nie potrzebuje i nie wymaga od nas tych różnych modlitw, ON TYLKO PRAGNIE MIŁOŚCI, a prawdziwa miłość jest cicha, pokorna, cierpliwa, łagodna. On pragnie od nas tylko miłości. Jeśli dusza odpowiada na miłość i chce kochać prawdziwie i szczerze, wszystko od Boga otrzymuje. Wszystko! Całe poświęcenie duszy jest w Bogu. Świętość – jest darem, doskonałość – jest darem, ufność, pokora – jest darem, łagodność, cierpliwość – jest darem, wypełnianie woli Bożej – jest darem, żeby otrzymać trzeba wyciągnąć ręce. A te ręce muszą być puste, by Bóg mógł w nie włożyć dar.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu, prosząc Ducha Świętego, by przemieniał nasze serca upodabniając je do Serca Jezusa.

Modlitwa

Panie mój! Ukazujesz memu sercu istotę naśladowania Ciebie. Bardzo jasno widzę w czym ona tkwi – w pokorze. Ukazujesz mi też różne sytuacje z mego życia, w których oczekujesz ode mnie pokory, milczenia, cichości. Oczekujesz łagodności i cierpliwości. Tak bardzo jasno widzę teraz te wszystkie sytuacje, widzę, jak powinienem postępować. Doskonałość, jaką mi ukazujesz, jakiej oczekujesz ode mnie zachwyca mnie, bo jest to Twoja doskonałość. Ale jednocześnie, Jezu mój, doświadczam bardzo mocno, że nie potrafię temu podołać. Ty wiesz, Jezu, ile walki podejmuję każdego dnia i jak boleśnie upadam. Ty, Jezu, wiesz, jak bardzo walczę ze sobą, jak wewnątrz się buntuję, jak nie potrafię zachować tylko w swoim wnętrzu tego buntu i tej walki. Ty dobrze wiesz, Jezu, że nie mam siły, że nie potrafię naśladować Ciebie.

Ale to, co mi ukazujesz, to, co widzi i czuje moje serce jest piękne i chciałbym móc Ciebie naśladować. Ponieważ i Ty oczekujesz tego ode mnie, że będę szedł dokładnie Twoim śladem, to proszę, daj mi wszystko, co potrzebne jest, aby wypełnić Twoją wolę w sposób doskonały. Od dzisiaj, Jezu, będę stale Ci pokazywać moje puste ręce, będę Ci stale przypominać – choć wiem, że Ty o tym pamiętasz – że nic nie potrafię, że nie mam siły, że jestem niczym. I będę czekać. Będę otwierać serce, abyś Ty zstąpił do mego serca, abyś Ty złożył w moje ręce dar, abyś Ty Sam we mnie żył. Ty wiesz, że nie potrafię milczeć, że moje usta najchętniej by się stale skarżyły. Ty wiesz, ile buntu jest w moim sercu. Ty dobrze wiesz, że poczucie niesprawiedliwości nieustannie podnosi głowę i każe mi mówić. Ty wiesz, Boże, że choć ze wszystkich sił staram się przebaczyć, to tkwią w moim sercu stare urazy, zranienia, pojawia się żal i pretensje. I walczę, ale jakże często jestem pokonany. Więc będę przypominać Ci, Jezu, że niczego nie potrafię. Niczego! Ty musisz mi wszystko dać, bo jak ja będę Ciebie naśladować, skoro nie mam sił, nie potrafię? Nie mam takich zdolności i umiejętności, nie mam w sobie żadnej wielkości, nic, po prostu nic. Spójrz więc na moje biedne serce, puste ręce i przyjdź do mojego serca. Żyj we mnie i czyń wszystko we mnie. Ty Sam pokonuj wszystko we mnie, Ty Sam walcz we mnie, Ty kochaj we mnie, przebaczaj we mnie, bądź moją łagodnością, cierpliwością, bądź moją pokorą, moim milczeniem i cichością, bądź mym ukryciem. Jezu mój, bądź wszystkim we mnie.

***

 Przychodzisz Jezu do mojego serca z miłością i pobudzasz moje serce do miłości. Gdy doświadczam Twojej czułej, cudownej miłości, pragnę Ciebie kochać tak samo. Pragnę kochać z taką samą czułością, z taką samą delikatnością i z taką samą mocą, z tym samym żarem. Pragnę kochać z tą samą ofiarą, z tym samym oddaniem życia Tobie.

Tak wielu rzeczy, Jezu, nie rozumiem, nie potrafię nazwać. Czuję, że Twoja miłość jest cudowną, piękną, wspaniałą. Twoja miłość wzrusza moje serce. Pragnę Twojej miłości i pragnę odpowiedzieć na Twoją miłość taką samą miłością. I znowu staję w obliczu własnej niemocy – chcę kochać, ale widzę, że nie jestem w stanie kochać w taki sposób. Więc i w tej sprawie, Jezu, będę wyciągać ręce do Ciebie. Ufam, że moje serce wypełnisz miłością. Ufam, że przyjdzie taki czas, że moje serce zapłonie wielką miłością. Zdolny wtedy będę iść razem z Tobą drogą krzyżową i zawisnąć na krzyżu. O, Panie, wzbudzasz we mnie tak wielkie pragnienia; tak wielkie, że nie mam śmiałości wypowiedzieć ich na głos. Takie „nic” obdarzasz takimi pragnieniami?! Tłumaczę to sobie tym, że Ty chcesz te pragnienia wypełnić we mnie, bo nie znajduję innej odpowiedzi. Nie ma innej możliwości. Ja nie jestem w stanie tych pragnień zrealizować, a są mocne tak bardzo we mnie, tak bardzo.

Będę stale, Jezu, przypominać Ci, abyś wypełnił we mnie pragnienia, które Ty Sam złożyłeś w moim sercu. Będę Ci przypominać, że pragniesz być kochany taką samą miłością, jaką umiłowałeś mnie i że ja pragnę tak kochać aż po ofiarę z samego siebie. Pragnę Ciebie, Jezu! Kocham i uwielbiam! A Ty będziesz dawał mi wszystko, czego będziesz Sam oczekiwał ode mnie.

Dziękuję Ci, Jezu za to, że moje serce zostało umocnione, pocieszone, że teraz mogę z odwagą iść do swojej codzienności. Proszę Ciebie, Jezu, abyś nam pobłogosławił. Proszę Ciebie, Jezu.

Refleksja

Serce Boga jest całe dla nas. TO SERCE JEST CAŁE DLA NAS! Jedyną odpowiedzią może być całe nasze serce. CAŁE!!! Wtedy to już będzie Niebo. Warto o to Niebo zawalczyć. Warto zrobić wszystko, aby swoje serce oddać całe Bogu. W tej walce nie jesteśmy sami, nawet nie próbujmy być sami – zaufajmy Bogu. Podnośmy do góry ręce i prośmy, aby Bóg wypełnił nasze serca Sobą i wszystko czynił w nas.

Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Jedna myśl nt. „Wspomnienie św. Małgorzaty Marii

  1. Piękne rozważanie, jednak do mojego serca bardziej trafiają Słowa od Jezusa mówione w Jego Osobie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>